Opowiadanie
Pod Księżycami
Pod Księżycami
Autor: | Lena100 |
---|---|
Korekta: | IKa |
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Dramat, Fantasy |
Dodany: | 2007-09-01 16:25:45 |
Aktualizowany: | 2008-03-13 23:25:42 |
Odwróciła się, wlepiając bursztynowe oczy w wyciągniętą rękę. Podniosła głowę trochę wyżej, wodząc wzrokiem po tej smukłej twarzy o łagodnych rysach i zielono szarych oczach. Gdzieś tam na dnie tych oczu czaiły się ledwo świecące, zmęczone bytem iskierki. Instynktownie czuła, że nie zostało mu już wiele życia, mimo, że wyglądał tak młodo. Mimo, że na ciemno brązowych włosach nie widać było ani jednego siwego pasemka, a twarzy nie znaczyła ani jedna zmarszczka. Serce. Biło wolniej niż powinno. I jeszcze zapach. Przywodził na myśl jakieś niezwykle silne zioła, ale dla niej był to tylko zapach śmierci. Odór zgnilizny, który sprawiał, że bezwiednie marszczyła nos wpatrując się w te łagodne, rozmyte rysy. Mężczyzna, który wyglądał jak młody, zaledwie osiemnastoletni chłopak, podszedł jeszcze trochę bliżej, musnął palcami jej czarną sierść. Sięgała mu do klatki piersiowej. Jego dotyk był miły, delikatny, kojący, ale i tak odsłoniła pokaźne kły i wydała z siebie coś na kształt warknięcia, choćby dla zachowania pozorów. Wiedziała już, że pójdzie za nim bardzo daleko i zostanie z nim, aż do tego czasu kiedy zgasną te, już i tak ledwo tlące się, iskierki.
- Nie bój się, mała.
Nie zrozumiała. Czułą tylko barwę tego lekko zachrypniętego głosu. Samą barwę.
En szukał jej od dawna. Teraz, kiedy pozwoliła mu się dotknąć poczuł lekki dreszcz, taki jakiego nie czuł od dawna. Coś rozgorzało w nim na nowo, ale zaraz przygasło, przytłoczone nudą setek przeżytych lat. Pantera zobaczyła nagły błysk w jego oczach i z niechęcią odwróciła głowę. Wyprostował się cofną rękę, zdjął nogę z kamienia, o który się podpierał.
- Jak chcesz możesz przyjść. Jeżeli nie będzie Cię rano to ja przyjdę do Ciebie.
Przymknęła oczy. En uznał to za zgodę. Ale ona znowu nie rozumiała nic. Czuła tylko barwę. Samą barwę. Barwa była nad wyraz wymowna.
Kiedy wrócił do swojego obozowiska przy skraju wsi, świecił tylko jeden księżyc. W pełni. Drugi był w nowiu. Wrzosowisko pachniało deszczem, z mokrych drzew kapała nagromadzona woda, liście płakały wsłuchane w szumiący, perlisty śmiech strumyka. En nie rozpalał dziś ogniska, w ogóle nie był głodny. Bawił się popiołem pozostałym po wczorajszym płomieniu, brudząc sobie przy tym dłonie. Kiedy skończył przesypywać go z ręki do ręki wstał i pobiegł cichutko w stronę błyszczących w mroku nocy okien chłopskich domów. Zaglądnął do środka wystawiając głowę nad całkiem poziomy parapet. Na ścianie tańcowało światło świecy migotając niejednostajnie, a na przykrytym lnem sienniku spała mała, zaledwie dziesięcioletnia dziewczynka. Miała krótko ostrzyżone, kruczoczarne włosy. Leżała na brzuchu, z przekręconą na bok głową i lekko otwartymi ustami. En usiadł koło siennika, na podłodze i poszukał jej snu. Odbierał tylko jakieś zamazane smugi, ale to nie miało znaczenia. Ważne było to, że śniła i że on miał czym się pożywić. Zapadł w coś w rodzaju transu, nienaturalnego, lekkiego snu. Otrzeźwił go dopiero cieniutki pisk zbudzonej dziewczynki, mimo że jego zdaniem powinien zareagować wcześniej. Gdzieś, w sąsiedniej izbie słychać było łomot i - En był tego pewien - świst miecza i krwi bluzgającej na ściany. Jego niezwykle wyczulony słuch wyłapywał każde stąpnięcie podbitych grubą skórą butów napastnika. Cieniutki, kobiecy wrzask. Świst miecza. Tupanie bosych stóp, jakiegoś niewiele ważącego człowieka. Przyśpieszone bicie serca. Świst. Cisza. Dziewczynka wpatrywała się w niego z przerażeniem, siedziała podparta jedną ręką i oszołomiona dźwiękami zza ściany. Do jego czujnych uszu dotarł łomot zbliżających się kroków. Wstał, machnął pokrytym czarną sierścią ogonem i zasłonił sobą dziewczynkę. Mała wlepiła w niego czarne, świecące gorączkowo oczy. Ktoś pchnął niedbale drewniane drzwi do izby. Próg przestąpił mężczyzna w czarnym, trochę pogiętym hełmie i z około trzydniowym zarostem na twarzy. Pachniał silnie alkoholem i wielodniowym potem. Za nim zaglądnęło do pokoju jeszcze trzech w obszarpanych płaszczach i pogiętych kolczugach. En zmarszczył nos. Przeżył wiele. Mimo całego zajścia i widoku mieczy w rękach napastników, jedynym jego odczuciem była bezbrzeżna nuda. Mężczyźni mieli rozbawione, wręcz uradowane twarze, jeden z nich wsypywał parę, zapewne skradzionych, monet do swojej skórzanej sakiewki. Z klinek mieczy leniwie ściekała posoka. Pierwszy z nich rzucił się na En?a z podniesionym do ciosu mieczem, trzymając go oburącz rękami. Nie docenił przeciwnika. Ten znikł mu momentalnie sprzed oczu i pojawił się tuż koło jego gardła. Żołnierz zamarł w bezdechu. En syknął cicho i zatopił swoje nieludzko wielkie kły w jego szyi. Z przebitej tętnicy siknęła krew. Trzech pozostałych żołnierzy cofnęło się i z wrzaskiem ratowało się sromotną ucieczką. Wilkołak stał chwilę z opuszczonymi rękoma i węszył w powietrzu. Nie było ich więcej. Odwrócił się i zastał dziewczynkę wciśniętą w najdalszy kąt. Podszedł do niej bezradnie wyciągając rękę. Jeszcze bardziej się skurczyła. Pociągnęła nosem ze strachem wpatrując się w En'a.
- Nie bój się mnie.
Pokręciła bojaźliwie głową i kucnęła zakrywając głowę rękoma. Podszedł i kucnął przed nią. Poczuł jak zadrżała trwożliwie. Podniosła na chwilę głowę, ale zaraz z powrotem wtuliła twarz w ramiona.
- Twoja twarz. Krew.
Jej głosik był cienki, piskliwy. Przez chwilę nie rozumiał o co jej chodzi, ale zaraz zreflektował się, otarł usta rękawem i powiedział:
- Przepraszam.
Mała nadal nie podnosiła głowy. Obojętne mu było co dalej się z nią stanie, ocalił ją z rąk rozpitej, żołnierskiej bandy, która wymordowała jej rodzinę. Więcej go nie obchodziło, jeżeli nie chciała pomocy nie zamierzał zadawać sobie trudu. Nawet go to trochę cieszyło. Wstał i już zmierzał do wyjścia, kiedy dziewczynka podbiegła i kurczowo złapała się brzegu jego płaszcza.
- O co chodzi? - spytał chłodno patrząc na nią z góry.
Zadrżała pod wpływem tego zimnego wzroku. Mruknęła coś niezrozumiale i wpiła palce w jego bok.
- Jak chcesz, możesz iść ze mną.
Nie odezwała się już więcej, ani słowem, do końca swojego życia. Wyszedł z pokoju i wkroczył, najwyraźniej, do kuchni. Dziewczynka nadal trzymała się jego płaszcza, ale zaraz go puściła. Stali pośrodku izby, po której były porozrzucane ciała. Brudne ściany chałupy poznaczone były czerwienią. Najbliżej nich leżała na boku kobieta z poderżniętym gardłem. Tuż obok niej, na brzuchu z rozpłataną czaszką leżał mężczyzna z płytkimi, pustymi oczami. W najdalszej części kuchni, tuż koło przewróconego krzesła, było ciało chłopca. Mógł mieć najwyżej piętnaście lat. Ocalała dziewczynka stała po środku tego wszystkiego, tocząc dookoła oszalałymi z przerażenia oczyma. En nadal się nudził, widział już wiele, nie rozbiło to na nim wrażenia. Wręcz zdziwiła go reakcja dziewczynki, ale był to tylko przebłysk, jego niełatwo było zadziwić. Zagarnął ją do siebie, zasłonił oczy skrajem płaszcza i poprowadził do wyjścia. Kiedy już opuścili wnętrze chałupy w małej coś pękło, ciężkie, słone łzy potoczyły jej się po policzkach.
- Nie rycz.
Dziewczynka nie usłuchała, pochlipując i pociągając nosem. Nie chciała dalej iść. Zobojętniały wilkołak wziął ją na ręce. Zasnęła po paru sekundach marszu. Kiedy dotarli do obozowiska pod lasem, En rozpalił ognisko, ułożył dziewczynkę koło niego i okrył pledem. Zasnął parę kroków od niej.
Kiedy obudził się rano spalone drwa już tylko lekko dymiły. Dziewczynka leżała zwinięta jak kot, wtulona w jego brzuch. Z drugiej strony spała władczo wyciągnięta pantera. Przyszła. En uśmiechnął się pod nosem. Po raz pierwszy, od bardzo wielu lat. Nuda pękła jak bańka, w jego oczach zapalił się nowy płomień, wypełniając dotychczasową, przeraźliwą pustkę. Obojętność znikła gdzieś, odleciała na swoich szarych, bezbarwnych skrzydłach.
Dziewczynkę nazwał Iana. Sama nie mogła mu powiedzieć jak ma naprawdę na imię. Od nocy kiedy zabito jej rodzinę nie wypowiedziała ani jednego słowa, jakby coś w niej pękło, odmówiło posłuszeństwa. Mimo to En rozumiał każde niewypowiedziane przez nią słowo. Pantera rozumiała barwę milczącego głosu.
.
Interesujace. Ciekawie napisane, do tego od razu polubilem glownego bohatera. Szkoda, ze tak szybko skoczone.
Podziękowania i parę słów od autorki
Bardzo dziękuję za ocenę i poprawki. Postanowiłam jednak nie zamęczać redakcji i nie edytować tekstu (bo potem znowu trzeba by go było zatwierdzać) lecz jeżeli znajdzie się więcej takich gaf na pewno to zrobię. Mimo wszystko dziękuję za korektę błędów, na pewno przyda się przy kolejnym tekście. Przepraszam też za to, że opowiadanie jest trudne w odbiorze przez moje własne skróty myślowe i chaotyczny sposób pisania. Fik był pisany dość późno w nocy, pod wpływem przypływu natchnienia i nosi wszelkie znamiona tych okoliczności :) Ale i tak nie jestem w stanie tego poprawić, bo kiedy raz coś napiszę bardzo ciężko mi jest coś zmienić. Niech zostanie tak jak jest, choćby po to żebym za parę lat/miesięcy mogła sama pośmiać się ze swojej niudolności i żeby te wszystkie błędy były przestrogą dla innych...
Co do poprawek redakcji bardzo cieszę się, że tekst nie był tysiąckrotnie przerabiany, bo aż boję się, że w takim wypadku mogłabym go nie poznać. A przede wszystkim mogłabym nie zauważyć błędów wskazanych przez czytelników, ponieważ zostałyby one wcześniej poprawione.
Proszę o więcej komentarzy!
Pozdrawiam
Re Korekta
IKa-san, napisalaś - cytuję: "Odnośnie zarzutu, że nikt tekstu nie poddał korekcie".
Zaszło nieporozumienie. Jest mi autentycznie przykro, że poczułaś się dotknięta, ponieważ nie było moją intencją stawianie redakcji jakichkolwiek zarzutów. Na końcu akapitu, do którego się odnosisz, umieściłem bowiem znak ";)" podkreślający żartobliwy charakter moich słów. Gdybym miał rzeczowe uwagi co do pracy redakcji, np. niewywiazywania się z obowiazków, podniósłbym tę sprawę na Forum, a nie tutaj.
Jak wspomniałem, moja wypowiedż w rzeczonym akapicie miała charakter żartobliwy. Ale bez bicia przyznaję ci rację: moje słowa mogły zostać odebrane niezgodnie z intencją. Powinienem rzecz cała ująć inaczej, by nie wywoływać nieporozumień i w przyszłości będę o tym pamiętał.
Za to bardzo dziękuję za wyjaśnienie mechanizmów działania redakcyjnej kuchni. :)
Korekta
Odnośnie zarzutu, że nikt tekstu nie "poddał korekcie" - tekst został zaakceptowany zgodnie z "Zasadami zamieszczania opowiadań" na Czytelni - Tanuki:
Obowiązkiem redaktora/korektora jest ocena, czy opowiadanie się nadaje do wstawienia, poprawianie kodowania, poprawianie ewidentnych literówek czy też błędów ortograficznych w wypadku, gdy tekst jest jednak dobry, ale coś nie wyszło. W żadnym wypadku nie jest to redakcja w "typowym" tego słowa znaczeniu - czyli nie jest to sytuacja, że ktoś przysyła swój tekst, a redaktor go betuje, czyli bierze na warsztat i poprawia prze długi czas błędy stylistyczne, ortograficzne, czy merytoryczne konsultując się z autorem, po czym gotowy i wypieszczony produkt w postaci absolutnie bezbłędnej wstawia na stronę. Dlaczego? Ponieważ, strona w założeniu ma pełnić funkcję nie tylko zbioru opowiadań, ale także edukacyjną - czyli twórcy z komentarzy i uwag czytelników powinni się dowiadywać, co mogą poprawić, by tekst był lepszy (istnieje opcja Edytuj Utwór, dostępna dla każdego użytkownika, gdzie może on poprawić/przepisać fragment, zgodnie z sugestiami). I tylko od dobrej woli autora zależy, czy weźmie je sobie do serca, czy stwierdzi, że "on już nie potrzebuje poprawiać, bo jest najlepszy, a inni się nie znają!"
Gdyby każdy tekst, który jest na Czytelni redagować w pełnym tego słowa znaczeniu, czas oczekiwania na zamieszczenie wydłużyłby się przynajmniej dwa razy, a redakcja nie miała absolutnie czasu ani na pracę, ani na studiowanie, zajmując się tylko i wyłącznie poprawianiem i redagowaniem tekstów.
A przypominam, że za to nam nikt nie płaci ;)
Pod Księżycami
Niebanalny bohater. En-wilkołak, czytający sny, z panterą w charakterze towarzyszki. Podoba mi się.
To mogłaby być ciekawa opowieść, gdyby nie była tak krótka. Trudno ocenić tych kilka luźnych i chaotycznych obrazków wyglądających bardziej na niespójnie opowiedziany sen z popzredniej nocy, niż pzremyślane opowiadanie z prawdziwego zdarzenia. Trudno je zrozumieć.
Nie jestem polonistą i niechętnie zwracam uwagę na popełniane przez kogoś błędy (sam często je robię), ale w tym przypadku trzeba solidnie popracować nad językiem:
?zaglądnął? -> ?zajrzał?
?z klinek mieczy? -> ?z kling mieczy?? itd.
bo takie babole zwyczajnie przeszkadzają w czytaniu.
Swoją drogą tanukowy redaktor przyjmujący tekst do publikacji chyba go nie czytał, bo brak w nim śladów jakiejkolwiek korekty. ;)