Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Tenchi Muyo! Pod prąd

Dobrze być złym

Autor:Krzych Ayanami
Korekta:IKa
Serie:Sailor Moon, Tenchi Muyo
Gatunki:Dramat, Obyczajowy, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Yuri/Shoujo-Ai, Wulgaryzmy
Dodany:2007-09-06 18:15:02
Aktualizowany:2007-09-14 12:37:12


Następny rozdział

Ryoko siedziała na kanapie z rozłożonymi szeroko rękoma. Mogła sobie teraz spokojnie posiedzieć i właściwie nic nie robić. Po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu. I z jednej strony ją to cieszyło - miała czas dla siebie. Z drugiej miały czynsz do zapłacenia, a siedzenie w domu nie pomagało w zarabianiu na niego pieniędzy. Zmarszczyła brwi przypominając sobie, że remont miał trwać cały tydzień.

- Coś się stało? - usłyszała głos księżniczki. Kiedy się odwróciła, zobaczyła, że Ayeka trzymająca w dłoni zabawki Mayuki uważnie się przygląda dziecku. Księżniczka siedziała na podłodze z kolanami podciągniętymi pod brodę. Miała na sobie niebieską koszulę i granatowe jeansy. Mayuka natomiast bawiła się grzecznie na podłodze drewnianą kolejką. Ryoko uśmiechnęła się patrząc na nią. Teraz, z perspektywy czasu zupełnie inaczej odbierała całą tę historię, kiedy się w domu pojawiła. Dziecko miało czerwone oczy i niebieskie, krótkie włosy. Było ubrane w jasnoróżową, prostą sukienkę na ramiączkach. Na przodzie miała naszytego brązowego misia.

- Nie. Wnerwia mnie tylko, że opieprzamy się tutaj zamiast być w sklepie. Mamy w końcu rachunki do zapłacenia.

- Spokojnie. Rozmawiałam z Yuki i powiedziała, że za ten tydzień nam nie policzy. Więc nie musisz się tak bardzo martwić.

- Przynajmniej jest jakaś dobra wiadomość - Ryoko uważniej przyjrzała się księżniczce. - Dobrze się czujesz? - zapytała troskliwie.

- Bolą mnie ramiona i plecy. Miałyśmy dzisiaj do przeniesienia znacznie więcej niż zwykle i dało mi to trochę w kość.

- Jesteś niemożliwa - Ryoko westchnęła ciężko, uśmiechając się do niej. - Połóż się, pomasuję cię.

- Dzięki - Ayeka natychmiast się uwaliła na kanapie.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - demonica spojrzała na nią smutno. - Przecież mówiłam, że jeśli coś będzie dla ciebie za ciężkie, to masz mi powiedzieć! A ty oczywiście nie! Wiesz lepiej!

- Ktoś musi myśleć o porządku i o tym, żeby wszystko wyglądało jak trzeba. W końcu jak mają tam chodzić obcy ludzie, to musimy po sobie zostawić jak najlepsze wrażenie. I proszę, nie krzycz na mnie - Ayeka pozwoliła sobie podłożyć poduszkę pod głowę. Zaraz potem obróciła się na bok.

- Nie przypominam sobie, żebym krzyczała na ciebie, jak udzielałam ci instrukcji - Ryoko pogroziła jej palcem. Przyklękła przy łóżku. - Mayuko, kochanie, możesz na chwilę podejść? - wyciągnęła ręce do dziecka. Dziewczynka natychmiast do niej podeszła. Przytuliła się do demonicy.

- Kocham cię ciociu - powiedziała i pocałowała Ryoko w policzek. Demonica objęła ją.

- Ja ciebie też, kochanie. Poprosiłam cię tutaj, ponieważ chcę, żebyś się kimś zajęła - Mayuka odsunęła się i spojrzała na Ryoko z uwagą.

- Ciocia Ayeka jest zmęczona, możesz przypilnować, żeby nie wstawała?

- Dobrze ciociu.

- A ty masz się jej słuchać - udała, że patrzy się na księżniczkę surowo.

- Co tylko mi każesz - Ayeka uśmiechnęła się do demonicy. Po chwili Ryoko wróciła z kubkiem w dłoni.

- Proszę, napij się - podała go Ayece. Księżniczka usiadła i z rozrzewnieniem spojrzała na demonicę.

- Dlaczego tak się na mnie gapisz? - zapytała w końcu Ryoko.

- Bez powodu. Po prostu cieszę się, że jesteś przy mnie - wyciągnęła dłoń i odgarnęła jej opadające na oko włosy. Ryoko uśmiechnęła się.

- Na razie odpoczywaj. Mayuko - usiadła przy dziecku - skończyłaś ten rysunek, nad którym razem pracowałyśmy ?

- Tak, ciociu - dziewczynka podeszła do rozłożonych na stole kartek i uważnie je przejrzała. Szybko wybrała jedną z nich i skierowała się do Ayeki.

- Zrobiłam ci laurkę ciociu - powiedziała podając jaj kartkę. Księżniczka przyjrzała się jej z uwagą.

- Jest bardzo ładna, kochanie - pogłaskała Mayukę po głowie. - Dziękuję.

- Jak ci się układa z Shitakim? - zapytała cicho Ryoko. Usiadła obok księżniczki. Ayeka spoważniała.

- Rozczarowałam się nim. Uważam, że jeżeli ktoś inny jest dla mnie wyjątkowy, jeżeli mu ufam i wierzę, to sama otrzymam to samo. A jeśli on nie potrafi tego uszanować, to niestety trzeba się rozejść. Przyłapałam go z jakąś krową... Dupa jak dzwon, duże cycki - i taka zdzira jest ode mnie lepsza, bo mu się nadstawia? Niech spada, nie będę chodzić z kimś, kto myśli swoim...

Ryoko zachichotała. - Przepraszam - powiedziała natychmiast - jest mi przykro, że tak się to dla ciebie skończyło. Ale nie spodziewałam się od ciebie takiej przemowy...

- Rozumiem. W końcu jakaś część mnie nadal jest księżniczką Jurai... - westchnęła ciężko. Starała się nadrabiać miną, ale Ryoko natychmiast zauważyła, że jest jej bardzo przykro.

- Jeżeli mogę coś zrobić... - powiedziała cicho, chwytając ja jednocześnie za rękę. Ayeka pokręciła przecząco głową.

- Nic się nie stało, Mayuko, wszystko jest w porządku - powiedziała do dziecka wiedząc, że ta patrzy na nią z niepokojem, widząc smutek na jej twarzy. - Posiedź przy mnie przez chwilę... - demonica spojrzała na nią z uwagą, po czym przytuliła ją do siebie. Ta zamknęła oczy i wtuliła się w ramiona Ryoko. Mogła się teraz wyciszyć, uspokoić skołatane nerwy... Czuła się przy niej taka bezpieczna, mogła się zupełnie odsłonić i mieć pewność, że nie stanie się jej krzywda. Po jakimś czasie odsunęła się, ale tylko po to, żeby móc położyć głowę na jej kolanach.

- Czy tobie to nie jest czasem aż za dobrze? - spytała nieco zgryźliwie Ryoko. - Jestem twoją poduszką, czy co?

- Nie. Kimś znacznie, znacznie ważniejszym - księżniczka uśmiechnęła się do niej.

- Czasami mam ochotę przełożyć cię przez kolano... Tylko jeśli przyjdzie ci do głowy jakiś sen z laską albo facetem, to mi go opowiedz.

Ayeka zaczerwieniła się gwałtownie. - Jesteś obrzydliwa.

- To chyba oczywiste... - powiedziała cicho. Mayuka przysunęła się do niej i oparła o bok.

- Ciociu, mogę dostać loda? - zapytała się Ryoko.

- Nie. Zjadłaś już dzisiaj porcję i to ci wystarczy. Musimy uważać, żeby nie przesadzić. My też nie jemy ich zbyt często. Jeśli masz ochotę na coś słodkiego, to może ci zrobię kanapkę z serem białym i miodem? I do popicia kubek mleka?

Dziecko energicznie skinęło głową. Ryoko położyła małej dłoń na głowie i zaraz potem wstała. - Poczekaj chwilę.

Księżniczka zakryła dłonią usta, żeby się nie roześmiać. Starania demonicy wciąż ją bardzo bawiły. Z jednej strony musiała przyznać, że pomoc Washu, gdy Mayuka wciąż była w pieluchach była wręcz bezcenna... I w ogóle gdyby nie ona, to małej by nie było... Ale nie mogła nie zauważyć, że to właśnie Ryoko była z Mayuką najbliżej - i że to właśnie ona ustaliła pewne standardy, których się bezwzględnie trzymały, o których sama by nie pomyślała, bo po prostu nie przyszłyby jej do głowy. I nie mogła niestety powiedzieć, że wynikłoby z ich braku coś dobrego, po prostu... Żadna z nich nie była aniołem, miały swoje przywary... I dopiero po pewnym czasie zdała sobie sprawę z faktu, że na dziecku mogło się to odbić fatalnie. Może tłumaczenie, że sama nie musiała się nigdy dziećmi zajmować, nie było najlepsze, ale nic lepszego jej do głowy nie przychodziło. I, tak szczerze mówiąc, nie widziała żadnego powodu, by się tym przejmować. W końcu o skuteczności pewnych spraw można się było przekonać tylko próbując.

Wstała bez entuzjazmu i skierowała się do drzwi na zewnątrz.

- Jak stoimy z zapasami? - krzyknęła. Wyszła z pomieszczenia, zanim usłyszała odpowiedź. Poszła zobaczyć jak wyglądają ich zapasy mleka, warzyw i kosmetyków dla małej. Udało im się skołować po bardzo niskiej cenie lodówkę sklepową. Była ona jednak zdecydowanie za duża, żeby trzymać ją w kuchni, więc musieli ją wstawić do składziku. A właściwie to już do spiżarni. Oprócz tego trzeba było rzucić okiem na pranie. Kiyone co prawda coś tam mówiła rano o tym, że zostało pocięte na drobne przez to, co Yosho zostawił w kieszeniach, ale chciała zobaczyć, czy nie przesadza. Kiedy dotarła na miejsce, gdzie jak usłyszała były ich rzeczy, coś ją trafiło. Przez chwilę, przez krótką chwilę była w stanie pamiętać, że jest księżniczką Jurai i powinna się była odpowiednio zachowywać.

- Niech cię...! Yosho, niech cię jasna cholera! - wściekła weszła do domu i chwyciła za telefon. Wyszła z nim na zewnątrz, żeby nie budzić Mayuki.

- Witam, w czym... - usłyszała głos brata.

- Przychodź na dół! Natychmiast! - przerwała mu. Nabuzowana poszła po koszyk z ubraniami i wyszła z nimi przed dom. Zostawiła je jednak na chwilę i skierowała się do swojego pokoju. Kiedy wróciła, musiała jeszcze przez chwilę poczekać na brata.

- Dzień dobry - Powiedział na powitanie - Co się stało Ayeko?

Księżniczka nie odpowiedziała, tylko wcisnęła mu do ręki katalog sklepu z ubraniami.

- Mój strój do pracy wygląda teraz tak - wyciągnęła z koszyka jasnoróżową koszulę. Kiedy ją rozłożyła, jeden z rękawów odpadł zupełnie, zaś materiał na plecach okazał się pocięty w pasy. Zaraz potem wzięła do ręki jasnozieloną kamizelkę, a raczej to, co z niej zostało, ponieważ kiedy ją podniosła, to dwie jej części zostały jej w rękach. Tej samej barwy spodnie nie wygladały lepiej.

- Masz mi coś do powiedzenia? - zapytała lodowato. Yosho westchnął ciężko.

- Byłem wczoraj bardzo zmęczony i zostawiłem za dużo rzeczy w kieszeniach - powiedział.

- I? Co w związku z tym? Pytam, bo ja niestety tego w ten sposób nie mogę zostawić. Przez twoją nieuwagę nasze rzeczy do niczego się nie nadają. To już same szmaty - przerwała na chwilę. - Może wcześniej potraktowałabym to inaczej - Pozwoliła trzymanemu w dłoniach ubraniu spaść na ziemię. - Zwyczajny pech, takie rzeczy się w końcu zdarzają... Ale ten numer, braciszku, nie przejdzie. Każda ta koszula, każde spodnie to nasza - moja, Mihoshi czy Ryoko - praca, z której nic teraz nie zostało. Można było tego uniknąć, mogło do tego nie dojść - w obecnej sytuacji ponosisz za to pełną odpowiedzialność.

- Rozumiem, Ayeko, że moje przeprosiny nie wystarczą? - zapytał się Yosho.

- W przeprosiny to ja się nie ubiorę. Masz wszystko odkupić - katalog masz, to co zamawiałyśmy jest pozaznaczane - nic, tylko zamawiać. I tak się ciesz, że ja się tym zajmuję, bo jakby Ryoko to zobaczyła, to by ci zrobiła awanturę... A ona nie liczy się ze słowami. Zobaczmy jeszcze co z pralką - Ayeka poszła z Yosho zobaczyć, jak się sprawuje urządzenie. Nie wrzucała niczego do środka, tylko ustawiła odwirowywanie. Po chwili zobaczyła, że spod pralki wypływa woda, a zaraz potem poczuła swąd palonej gumy. Nie minęło wiele czasu, kiedy pojawił się dym.

- Albo wzywasz do naprawy, albo kupujesz nową. Dzisiaj jest środa. Do piątku chcę mieć nasze ubrania z powrotem. Pralka też ma być w tym tygodniu.

Ryoko spojrzała na małą. Jej przybycie... Poszukiwania Techiego... Teraz te dwa lata, od kiedy zaczęły prowadzić sklep - wydawało się to takie odległe. I w sumie błahe. Z całą pewnością nie była jednak zadowolona z tego, jak potraktowała Mayukę, kiedy się tu pojawiła. I to była jedna z tych rzeczy, do których doskonale pasowało określenie "powinna była". Bo patrząc z perspektywy czasu "powinna była" postąpić inaczej. Zrobić coś zupełnie innego. Ale jedyne, co teraz mogła, to pamiętać o starych błędach, żeby ich nie powtarzać... A teraz chciała, żeby Mayuka była bezpieczna i nikt nie wyrządził jej krzywdy. Dysponowała pewną mocą, więc musiała się nauczyć ją kontrolować. ?Jakie to jest absurdalne? - pomyślała. ?Ja jestem królową mroku, a Mayuka jest dzieckiem mroku. A teraz chcę, żeby została moją następczynią i chroniła tą rodzinę z całych swoich sił, jak Tenchiego, Ayekę i Sasami ja chronię. No właśnie...?. Ci ludzie stanowili jej rodzinę. Dzięki nim miała dom i w pewnym stopniu czuła się kochana - bo o ile uczuć Tenchiego była pewna, to nie mogła tego samego powiedzieć o siostrzyczkach. Być może była dla nich kimś wyjątkowym, jak to czasami mówiły. Chociaż nie była wcale pewna na ile to było szczere, a na ile wyłącznie na pokaz. Ale jedyne, co teraz mogła, to się o nie zatroszczyć i liczyć na to, że one kiedyś jej starania zauważą. Poza tym... Nie miała pojęcia, jak jej pomysły z przed dwóch lat zostały potraktowane. Założyła, że siostrzyczkom nie będzie się chciało wracać, co niosło ze sobą pewne ryzyko, ponieważ trzeba było w końcu powiedzieć Masaki, jaka była sytuacja, a wtedy mogłaby sobie ona zażyczyć ich powrotu. Ale Ayeka i Sasami zbyt wiele czasu spędziły poza Jurai, żeby teraz ot tak tam wrócić. Na tym tle po prostu musiało dojść do spięć w rodzinie... I za dobrze już je znała, żeby Masaki mogła na tym polu wygrać. Jej rozmyślania przerwał trzask otwieranych drzwi. Domyśliła się, że Sasami wróciła ze szkoły, chociaż trochę zaskoczyła ją dość wczesna jak na nią pora. Wstała powoli, żeby nie budzić Mayuki i położyła ją delikatnie w łóżeczka. Dziecko wymruczało coś przez sen, ale się nie obudziło. Ryoko spojrzała na młodszą księżniczkę z rosnącym niepokojem. Położyła przy Mayuce urządzenie, które odcinało małą od wszystkich dźwięków i głosów, ponieważ spodziewała się, że będzie to długa rozmowa.

Sasami weszła z opuszczoną nisko głową. Bez słowa opuściła swoją torbę na podłogę i usiadła przy stole.

- Jestem taka zmęczona - powiedziała cicho. Z jej oczu zaczęły płynąć łzy. - Tak bardzo... Tak bardzo się starałam... Chciałam, żeby się ułożyło... Powiedzieli... że to moja wina...

- Ona umarła, prawda? - bardziej stwierdziła, niż zapytała demonica. Księżniczka bez słowa skinęła głową. Po prostu nie była w stanie wyksztusić słowa. Ryoko usiadła obok i przytuliła ją do siebie. W tej sytuacji...

- Przynajmniej już nie cierpi...

Sasami nie odpowiedziała. Potrzebowała czasu, żeby się wypłakać i chociaż odrobinę uspokoić. Przecież tak bardzo... Naprawdę tak bardzo... Ona ją... Ryoko przez dłuższą chwilę trzymała ją w ramionach. Gdy się w końcu, jak uznała, uspokoiła, odsunęła ją od siebie... I ze zdumieniem zobaczyła stojącą obok Tsunami. Chociaż ona przecież nigdy...

- Musisz się uspokoić - usłyszała. - To nie jest...

- Zamknij się! - Sasami wywrzeszczała to Tsunami w twarz. Ryoko zesztywniała. Nie widziała chyba nigdy, by była tak wzburzona. - Starałam się jak mogłam, poświęcałam jej każdą wolną chwilę! Wypruwałam sobie żyły, żeby móc zorganizować kilka spraw! Byłam tam każdego dnia! Dojazdy zajmowały mi mnóstwo czasu! Nie wiem co czuje... - powiedziała, przerywając nagle tyradę.

- To znaczy? - Ryoko spojrzała na nią pytająco.

- Jest mi tak bardzo przykro, że jej już nie ma... Bo chciałam, żeby się trzymała, jak najdłużej żyła... Ale... Podtrzymywałam ją na duchu, pragnęłam, by żyła jak najdłużej... No bo przecież!... - zaczęła krzyczeć. Demonica spojrzała na nią ponuro. Mgliście zaczęła się domyślać o co jej chodzi i wcale jej się to nie podobało. Tak samo, jak nie podobała jej się ta ogromna emocjonalna huśtawka - od kompletnej rezygnacji do wyrzucanych ze wściekłością oskarżeń.

- Ale... Po tym wszystkim, co powiedzieli mi jej rodzice... - Sasami opuściła głowę i ręce. Po chwili zacisnęła dłonie w pięsci. - Nigdy! Nigdy! - wybuchnęła. - Miewałam gorsze dni, czasami nie układało się tak jak chciałam! Ale jeszcze nigdy... - zaczęła mówić bardzo cicho - ... nikogo tak nienawidziłam.

- A uważasz, że postępowałaś słusznie? - Ryoko podeszła do okien, przez które było widzoczne jezioro.

- Nie wiem... - Sasami pokręciła przecząco głową. Kiedy demonica spojrzała na nią, wyglądała, jakby zeszło z niej całe powietrze. - Był czas kiedy myślałam, że uda mi się żyć tutaj nikogo nie raniąc, nikogo nie krzywdząc... A wyszło... tak, jak wyszło... Jestem kompletnie wyprana...

Ryoko usiadła przy niej.

- Jesteś tak bardzo sfrustrowana?

- Nic mi się nie chce... Muszę się starać dla... dla... - Księżniczka próbowała ubrać w słowa to, co czuła, ale miała z tym problemy.

- ...dla bandy kompletnych złamasów - podpowiedziała jej Ryoko.

- Tak. Staram się jak mogę! A oni i tak mają to gdzieś, i tak im to zwisa i powiewa. Ale że ta... "nauczycielka" - z nienawiścią wyrzuciła to z siebie - mi powiedziała, że mam się tym zajmować...

- To dlaczego wciąż się tym zajmujesz?

- Bo jest to coś, z czym sobie radzę...

- Lepiej zrezygnuj, nie ma sensu zajmować się czymś, do czego nie masz przekonania.

- Czy to nie będzie dowodem, że mnie to przerasta?

- Sasami, moja droga, ak czasami wchodzę do twojego pokoju, to jest w nim tyle dymu papierosowego, że powietrze można u ciebie kroić nożem. Nie wciskaj mi tu kitu, że robisz to, co do ciebie należy, skoro jesteś tak sfrustrowana. Żeby coś robić dobrze, trzeba w to wierzyć - a ty, jak mi się wydaje, nie masz tej wiary już od dawna.

- Staram się wierzyć w to, co robię... - Sasami westchnęła ciężko. - Ale to jest... To jest... Rzucanie pereł przed wieprze.

Ryoko przymknęła oczy i spojrzała na nią z uwagą. Sasami była dobrą dziewczyną, starała się jak mogła... Ale teraz oznaczało to tylko tyle, że nie umiała znaleźć dla swego gniewu żadnego ujścia i wszystko dusiła w sobie.

- Chciałabym zrobić coś, z czego mogłabym się cieszyć, czego efekty byłyby widoczne. A po za tym... Czasami mam ochotę wyrządzić im krzywdę, walnąć ich i powiedzieć do słuchu... Ale nie potrafię.

- Musisz. Nie możesz cały czas trzymać tego w sobie. W końcu wybuchniesz i zrobisz coś, co z całą pewnością ci się nie spodoba. Teraz wciąż możesz mieć nad sobą kontrolę.

- Ale przecież nic dobrego z tego nie wyniknie!

Demonica pokręciła przecząco głową. - To nie jest milutki, słodziutki i wdzięczny świat, Sasami. Jeśli nie umiesz tutaj walczyć o swoje, giniesz. Sama już się o tym przekonałaś. Może i masz paru oddanych przyjaciół, ale najprawdopodobniej jesteś dla nich ciężarem. Bo muszą cię chronić.

Sasami spojrzała na nią bez słowa.

- Gdyby chociaż z Sakurą się jakoś udało... - powiedziała po dłuższej chwili wypranym z emocji głosem. - Harada z ośrodka pomocy społecznej się spytała, czy gdyby dopłacili, nie wzięłabym jej do nas - stwierdziła Ryoko. - Jeszcze się zastanawiam.

Sasami spojrzała na nią błagalnie. - Weź ją. Proszę.

- Zastanowię się - powtórzyła Ryoko.

Sasami wstała powoli i poszła do siebie. Kiedy zamknęła drzwi, machinalnie wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę.

Naprawdę się zaangażowała w pomoc koleżance w szpitalu. Regularnie przynosiła jej lekcje, próbowała podtrzymać na duchu... Spodziewała się, że kiedy nastąpi koniec, będzie to dla niej coś strasznego. I chociaż w pewnym stopniu faktycznie było, i chociaż było jej naprawdę bardzo smutno, to przy tym wszystkim odczuwała ogromną frustrację. Starała się jak mogła, żeby być pomocną, żeby można było na nią liczyć. Jednak z czasem, jak się przekonała, miało to coraz mniejsze znaczenie. Tutejsza młodzież - mimo, iż działanie w grupie było istotne - była, jak się przekonała, niezmiernie egoistyczna i samolubna. Poza szkołą każdy myślał tylko o sobie. Sama podchodziła do tego inaczej. Ale nie mogła wiecznie udawać, iż nie wie, że opinia o niej staje się coraz gorsza. Miała kilku wiernych przyjaciół, ale większość uważała ją raczej za lalę od brudnej roboty, na którą można wszystko zwalić. A chociaż o tym doskonale wiedziała, to nie umiała powiedzieć nie, odmówić zrobienia czegoś. Przynajmniej tak było dotychczas... Bo teraz dusiła się. To ją przygniatało i to nie dlatego, bo miała na głowie te wszystkie problemy. Wierzyła, że w ten czy inny sposób da sobie z nimi radę. Z pomocą Ryoko. Tylko że po prostu nie wierzyła już, że uda się to rozwiązać po dobroci, że od proszenia coś się zmieni. Może nie miała ochoty wziąć pały i wcisnąć jej komuś w tyłek. Ale wyciąć takiej jednej w bluzce dziurę na wysokości piersi, a na plecach napisać ?obciągam loda pod telefonem!? było bardzo atrakcyjnym pomysłem.

Przez dłuższy czas siedziała, gotując się ze złości i paląc papierosa. W końcu wstała i włączyła komputer. Nauczyciele mieli do niej całkowite zaufanie, co czasami procentowało w kontaktach z nimi. Ostatnio poproszono ją wręcz o wklepanie ocen na serwer i specjalnie w tym celu założono konto. Uśmiechnęła się obłąkańczo. Oczywiście rano cały numer wyjdzie na jaw i było bardzo możliwe, że ją wyleją ze szkoły... Więc musiała się zabezpieczyć. Ale miała już dość bycia w porządku, miała już dość robienia sobie z niej jaj przy każdej okazji i udawania że nie dostrzega, jak się podkłada jej świnie. Tym razem zdecydowała się dopiec wszystkim, o których wiedziała, że coś do niej mieli - i zrobić to w sposób, który sprawi, że zapadnie im w pamięć. Oczywiście nie miała pewności, czy wciąż może to zrobić... Jednak, jak się przekonała, jak najbardziej było to możliwe. Bez pośpiechu zrobiła kopię danych i wykasowała dwudziestu osobom oceny z całego roku. Wszystkie. ?Jeśli pójdę na dno, to wy razem ze mną.? - pomyślała. ?Mam nadzieję, że będziecie mieć dość kasy, żeby mi się odwdzięczyć. Przepraszam, mamo, bo to jest zupełnie co innego niż na Jurai... Ale muszę dbać o siebie a nie o to, co być może powiedzą na Jurai. I muszę się zająć Sakurą, a prosząc i uśmiechając się nic mi się nie uda.?


Ryoko podeszła do drzwi wychodzących na jezioro i oparła o nie głowę. Sakura... Nie mogła powiedzieć, że sprawy, jakimi się ta dziewczyna zajmowała, były jej obce. Chociaż już wiedziała, że nie może sobie na to pozwolić. Po prostu teraz ci wszyscy ludzie - Sasami, Ayeka, Yosho - to była jej rodzina. Musiała o nich dbać i pilnować ich bezpieczeństwa. Tenchi był jej mężem, mieli wspólny dom i z szaleństwami trzeba było uważać. Ale co do Sakury...

- Ona cię uwielbia - stwierdziła Ayeka stając przy niej. - Jest w ciebie wpatrzona jak w obrazek.

- Chyba masz zwidy - Ryoko wzruszyła ramionami, chociaż odrobinę ja to ucieszyło.

- Nie - Księżniczka pokręciła przecząco głową. - Widziałam, jak się na ciebie patrzyła. Jak łapała każde słowo, które mówisz... Ja się starała, na tyle, na ile to było możliwe, spełniać twoje oczekiwania.

- Przecież nic nie robiłam.

- Z tego, co słyszałam wynikało, że robisz dla niej bardzo wiele. Czego czasami u ciebie nie znoszę.

Demonica spojrzała na przyjaciółkę pytająco.

- Kiedy jest coś do zrobienia... To po prostu to robisz, nie oglądasz się na nic... Ona mi powiedziała, że byłaś pierwszą osobą od dawna, która potraktowała ją jak człowieka... Która w ogóle była dla niej dobra...

- Dlaczego tak za tym optujesz? Chcesz, żebym jej pomogła?

Ayeka odsunęła się kawałek i wyjęła z kieszeni paczkę papierosów. Ryoko spojrzała na nią wymownie i wyjęła je z jej dłoni.

- Śmierdzisz po nich jak gówno. Jeśli już musisz, to wybierz sobie lepsze.

- Obecnie... Jako księżniczka Jurai jestem zobowiązana do udzielania pomocy naszym poddanym. Jurai tu nie ma, mój tytuł jest zupełnie pusty i bezwartościowy, ale nie zamierzam stać z boku i tylko się przyglądać. Czekać, aż może coś się stanie. Sama nie mogę jej przygarnąć, ponieważ musiałabym sprawę obgadać z Washu, Nobuyukim, Kiyone, Mihoshi, Yosho... A niech tylko ktoś się nie zgodzi, to już nie będzie na to żadnych szans. Ty masz znacznie prościej, bo z przekonaniem Tenchiego nie powinno być problemów. Po za tym lepiej, żebyś zaczęła się ze swoimi obowiązkami oswajać. No i... Potrzebuję, żeby jak najwięcej osób było po mojej stronie.

- Ty... Chcesz mnie do czegoś wykorzystać - stwierdziła Ryoko bez ogródek, patrząc się podejrzliwie na księżniczkę.

- Oczywiście - Ayeka odpowiedziała z rozbrajającą szczerością. - W swoim czasie nasza trójka - ty, ja i Sasami - wrócimy na Jurai.

- Ty chyba zwariowałaś! Ludzie mnie nienawidzą, straszy się mną dzieci - a ty mówisz, że mam do ciebie wrócić!? - Ryoko spojrzała na księżniczkę jak na wariatkę. - Zaraz mnie tam ukrzyżują!

Ayeka spokojnie przeczekała ten wybuch, uśmiechając się do demonicy łagodnie. Po chwili jednak spoważniała.

- Musisz wrócić z nami. To nie podlega dyskusji.

- Przecież...

- Gdybym została na Jurai, wtedy byłoby zupełnie inaczej. Zapewne już byłabym królową. No, ale stało jak się stało... - odeszła kilka kroków. - Ty MUSISZ - mocno to zaakcentowała - wrócić z nami. Bo jesteś jedyną osobą, do której mam absolutne zaufanie. A jeśli przyjdzie mi zasiąść na tronie, to będę potrzebowała kogoś, komu będę mogła wierzyć, kto mnie nie oszuka i nie będzie próbował pokątnie czegoś załatwić. Oczywiście zakładając, że rzeczywiście przyjdzie mi zostać królową, a to nie jest powiedziane... - westchnęła ciężko.

- Nie jesteś pewna, czy zostaniesz królową Jurai? - Ryoko spojrzała na nią nie kryjąc zdumienia. Ayeka spojrzała na nią poważnie.

- Muszę sobie pewne sprawy ułożyć. Bo na razie jedyne, czego jestem pewna, to nasz powrót. Zaś opinia o tobie... To kwestia odpowiednio przeprowadzonej kampanii reklamowej, nie takie rzeczy już robiono.

- Dlaczego w to wątpisz?

- Bo nie wiem, czy jako królowa będę mogła zrealizować moje ambicje. Obecnie... Niektóre sprawy, którymi się zajmuję, nigdy nie zostaną na Jurai zaakceptowane.

- Ciekawe, co też takiego to jest - powiedziała Ryoko, wpatrując się w księżniczkę z zainteresowaniem.

- Nawet nie pytaj - Ayeka spojrzała na nią poważnie.

- Dlaczego?

- Muszę sobie zabezpieczyć tyły. Na wypadek, gdyby Yosho przyszło do głowy wbić mi nóż w plecy i sabotować nasze działania.

Demonica spojrzała na nią wymownie. Oczywiście każda z nich miała swoje życie i o pewnych rzeczach nie mówiła. Ale jakoś ciężko było jej sobie wyobrazić, by Ayeka mogła zrobić coś takiego, co mogłoby się tak bardzo nie spodobać.

- Bardziej się obawiasz jego reakcji od naszych ewentualnych niepowodzeń?

- Owszem. To, czym się zajmuję... Powiedzmy, że mam problemy z prawem... No i jest to bardzo odległe od Juraiskiego obyczaju. To wszystko, co mogę w tej chwili powiedzieć.

- Boisz się, że w coś wdepniesz?

- Ja już wdepnęłam w niezłe bagno, Ryoko, z którego raczej nie uda mi się wyplątać... Mogę się jedynie starać, by przygotować Sasami i ciebie do działania po swojemu, gdy sama pójdę na dno - uśmiechnęła się złośliwie. - Oczywiście jeśli pójdę na dno, ale wtedy dowiesz się o tym chyba z prasy krajowej.

Ryoko zachichotała.

- Wygląda na to, że będzie to coś bardzo interesującego... No ale poczekam, aż sama powiesz.

- Wiem o tym. Ale wciąż w jakiś sposób jestem z Jurai związana... - Ayeka sięgnęła do kieszeni i wyjęła z niej kluczyki do samochodu.

- Przywieź małą i to już. Jutro będzie za późno - Rzuciła je demonicy. - I to musisz być ty.

- Dlaczego? - Ryoko spojrzała na nią zmęczona.

- Bo masz u niej posłuch. I ona jest kimś, którą każda z nas potrzebuje, chociaż z innych powodów. No i przy okazji nadaj kilka przesyłek. Kilka płatności trafiło już na konto. Paczki leżą przygotowane w moim pokoju, druki adresowe zresztą też.

Ryoko wyszła z domu i podeszła do zaparkowanego niedaleko samochodu. Machinalnie sprawdziła ile w baku jest paliwa i czy przypadkiem nie trzeba dolać, co jej przypomniało jaką kichą okazała się pierwsza przejażdżka, kiedy Ayeka zapomniała, że muszą zatankować i musiały prosić o pomoc. ?Ale od tamtej pory minęło już sporo czasu? - uśmiechnęła się do siebie. I wydarzyło się tyle wspaniałych rzeczy...

Bez pośpiechu skierowała się do miasta. Wcale nie była pewna co zrobi, miała całe mnóstwo wątpliwości. Sama z całą pewnością mogła to zrobić, Tenchi też patrzył na to przychylnie, a Sasami na pewno byłaby z takiego obrotu sprawy bardzo zadowolona... Ale przecież... Sakura była w szpitalu, bo znowu została pobita przez "konkurencję". I oczywiście policja szybko się nią zajęła... Jakże by inaczej... Westchnęła ciężko. Awantura, jak uznała, trwała już w najlepsze. Gdy dotarła na miejsce zobaczyła, że przy wejściu siedzi policjantka w cywilu.

- Aż tak źle? - Spytała. Zapytana podniosła gwałtownie głowę i spojrzała na nią ze złością.

- Niech ją jasna cholera! - wybuchneła. - Przepraszam, Ryoko, ale to strasznie frustrujące! Moglibyśmy tyle rzeczy zrobić, w końcu ukręcić handlującym tu dilerom kark... A ona mówi, że chce za to trafić do więzienia na tak długo, na ile się da. Niektóre dzieciaki trafiły na odwyk w strasznym stanie... - opuściła głowę. - Umiesz z nią rozmawiać, spróbuj przekonać.

- Zobaczę, co da się zrobić - stwierdziła Ryoko.

- Będę ci bardzo wdzięczna.

?To z całą pewnością nie jest piknik? - pomyślała demonica i bez pośpiechu podeszła do windy. Gdy z niej wychodziła, wpadła na nią jakaś kobieta, która pośpiesznie zjechała na dół. Po chwili, gdy szła wzdłuż korytarza, zauważyła patrzącą na nią kierowniczkę oddziału do spraw narkotyków razem z pracownikiem pomocy społecznej.

- Chciałbym powiedzieć, że miło cię widzieć - westchnął ciężko. - I dzięki za ostatnie opracowanie, było bardzo pomocne.

- Mamy beznadziejną sytuację. Ona chce trafić do więzienia na tak długo, na ile tylko się da - powiedziała kobieta.

- Bo w więzieniu będzie miała łóżko do spania i dostanie jeść? - zapytała demonica. Oboje skinęli głowami.

- Tego się po prostu nie da zrobić. A dilerzy śmieją nam się w twarz, bo wiedzą, że ona nic nie powie.

- Ryoko - mężczyzna stanął przed nią i błagalnie złożył ręce. - Bardzo cię proszę, weź ją do siebie i przekonaj, żeby zaczęła w końcu mówić. Opłacimy jej szkołę dopóki nie będzie pełnoletnia, i pomoc psychologa. Ze wszystkich ludzi, których znamy, tylko do ciebie ma zaufanie. Nikt inny nie może tego zrobić.

- Sakura jest chodzącym kłopotem... - westchnęła Ryoko.

- Gdyby była jeszcze dzieckiem, byłoby znacznie prościej, ale teraz... Takie jak one przeważnie kończą na ulicy... - stwierdził mężczyzna. - Bez tego chyba nic się nie da zrobić.

Ryoko zamyśliła się. Jakie to było absurdalne. Była ostatnią osobą, której przychodziło do głowy pomaganie komukolwiek. Nie miała w zwyczaju kiwać nawet palcem sama z siebie - jeśli już, to robiła raczej to, czego wymagała od niej sytuacja. A teraz... A teraz musiała podjąć decyzję czy naprawdę chcę się w to angażować, wiedząc, że to może być najwspanialsza - i najgorsza - z jej dotychczasowych przygód. Czy to w ogóle ma szanse wypalić?

Gdy weszła do pokoju, zobaczyła, że Sakura siedzi w szpitalnej piżamie na łóżku i patrzy się w okno.

- Nic nie powiem - stwierdziła, gdy usłyszała, że ktoś wchodzi do pomieszczenia.

- Słyszałam - Ryoko spojrzała na nią z obawą.

Sakura odwróciła się natychmiast i bezskutecznie próbowała uśmiechnąć.

- Przepraszam. Ale ja nie mogę. Nie zrobię tego za żadne skarby.

- Narkotyki, które rozprowadzasz, ciągną dzieciaki na dno, Sakuro. I bardzo ciężko się je leczy, dla każdego to ogromny dramat i nieszczęście - Ryoko wyrecytowała, ku swemu zdziwieniu nawet z przekonaniem, stosowną formułkę.

- Dzięki tym pieniądzom mam co jeść i gdzie spać - Sakura westchnęła ciężko. - A jeśli sama nie zadbam o siebie, to zginę, bo nikt inny tego nie zrobi. Po za tym co złego jest w tym, że daję dzieciakom to, czego chcą?

- One umierają.

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

- No i co w związku z tym? Lepiej one niż ja. Nie spędza mi to snu z powiek.

- I uważasz, że jest to sposób na życie?

- Mam 15 lat. Szans, że dożyję 16 nie ma. I zostanę zamordowana w bolesny i upokarzający sposób. Więc po jaką pierdoloną cholerę mam się w ogóle zajmować innymi? Ja nie obchodzę ich, oni nie obchodzą mnie.

- A gdybyś miała możliwość... wyrwania się stamtąd? - Ryoko spytała ostrożnie.

Sakura spojrzała na nią smutno.

- A kto mnie weźmie? Umiem tylko kraść, zajmować się prostytucją i handlować nielegalnym towarem. Normalnym ludziom nie mam zbyt wiele do zaoferowania... Chyba, że zostanę czyjąś utrzymanką, ale nie jestem pewna, czy przejdę testy na choroby weneryczne.

Ryoko drgnęła. Oczywiście znała tą dziewczynę już od jakiegoś czasu. Głównie dlatego, że Sasami od czasu do czasu ją przyprowadzała i spędzała wtedy u nich noc, jak i zwyczajowo dostawała te ubrania, w których żadna z nich już nie chodziła... Ale za każdym razem... To zawsze było takie przygnębiające.

- Dziękuję - Sakura spojrzała na nią z wdzięcznością. - Pani zawsze była dla mnie taka dobra... Mam nadzieję, że kiedy umrę, to będzie mi lepiej. Bo już nic gorszego mi się przytrafić nie może.

- Chcesz się zabić!? - demonica spojrzała na dziewczynę wstrząśnięta.

- Muszę postępować racjonalnie. Tak poharatana nie pójdę na zarobek, do moich dostawców się nie zgłoszę, bo ich zaraz zgarniecie, a towaru nie sprzedam, bo mi go zaraz skonfiskujecie. Więc za co mam jeść i spać? Nie mam za co żyć... Pieniądze, które z takim trudem odłożyłam na czarną godzinę, mi ukradziono... Nie mam po co żyć, bo i tak nic się nie zmieni. I tylko kiedyś miałam dla kogo żyć.

Demonica przymknęła oczy. Ona oczywiście miała rację. To był beznadziejny przypadek i równie dobrze mogła sama jej podciąć żyły, żeby to przerwać i mieć z głowy. Nie przejmować się, zapalić papierosa na do widzenia i uznać, że skoro inni nic nie zrobili, to co się ona ma przejmować. Bo co ją to miało obchodzić? I w pewnym stopniu chciała, żeby tak właśnie było. Żeby nie musiała się angażować. Wypiąć się i udać, że sprawy nie ma. Ale... Ale ona nie była taka. Sakura... Ona nie była dla niej kimś obcym. Sasami ją od czasu do czasu zapraszała i stopniowo, krok po kroku, zdobyła jej zaufanie... Sama nie wiedziała specjalnie dlaczego. Nie przypominała jej nikogo, z kim się wcześniej zetknęła - ani ze względu na charakter, ani też na historię. Fizycznie zresztą też. Jedyne, co mogła powiedzieć, to że doskonale rozumiała to, co robiła, żeby się jakoś utrzymać. Co tu dużo mówić, przez całe lata zajmowała się kryminałem, a wszędzie wyglądało to podobnie. Jednak teraz... Po tym wszystkim, co się tutaj zdarzyło... Ona już to przerabiała. Gdy szukały Tenchiego, to też mogła sobie księżniczkę olać i zepchnąć na dalszy plan. Wykorzystać tylko po to, żeby odbębniła brudną robotę i się z nim ulotnić. Nie mogła powiedzieć, że nie przyszło jej to do głowy. W końcu nie była aniołem - co to, to nie. Nie zrobiła jednak tego, w końcu już się znały i wiedziały, do czego każda z nich jest zdolna. I dla niej udzielanie pomocy księżniczce... To nie był piknik. Jednak dzięki temu po powrocie... Pierwszy raz w swoim życiu poczuła, że ma kogoś, na kogo naprawdę może liczyć. Zresztą po prostu nie potrafiła stać z boku i wśród tutejszych cieszyła się doskonałą reputacją. Był wręcz pomysł, żeby zajęła się administracją pobliskiego osiedla - bo z całą pewnością nie pozwoli, żeby zorganizowano jakiś przekręt, a każdą sprawę zakończy tak, żeby nikt się nie mógł przyczepić. I chociaż odmówiła, to właściwie była p.o. dyrekcji, gdyż jej opinie były dla nich bardzo istotne... A teraz... Teraz musiała podjąć jakąś decyzję. Postanowić co dalej. Westchnęła ciężko - jeśli nic nie zrobi, to za kilka dni poproszą ją zidentyfikowanie zwłok Sakury. Zgwałconej, zaćpanej i z poderżniętym gardłem. Gdy sobie to wyobraziła, poczuła dreszcze. ?Nie zapamiętam jej w ten sposób? - pomyślała. Ale wcale nie była tego taka pewna. W końcu nie miała z nią zbyt wielu lepszych wspomnień. Częściej, niż w domu w piżamie, widziała ją pobitą i poranioną. Nie pamiętała ile razy przynosiła jej i Sasami kolację, gdy nocowała, bo jedyne, co pamiętała, to jak udzielała jej pierwszej pomocy... Albo ratowała ją z opresji... Albo... ?To się nigdy nie skończy? - pomyślała. ?Zawsze będę ją pamiętać jako tą nieszczęśliwą i zmarłą dziewczynę, której mogłam pomóc, ale której nie pomogłam, bo wolałam uznać, że lepiej, żeby nie żyła. Ale ja przecież nie jestem taka... Do Mayuki wyciągnęłam pomocną dłoń - i Boże, jaka ja byłam... Co tam byłam - jaka jestem z nią szczęśliwa! Ten dzieciak jest naprawdę kochany, ja ją naprawdę z całych swoich sił kocham! I nawet jeśli teraz nie mogę...?. ?Ryoko? - zabrzmiał jej w uszach głos Ayeki - ?dlaczego szukasz sobie wymówek, by się nią nie zaopiekować? Dlaczego wolisz być nieszczęśliwa bez niej, niż szczęśliwa z nią? Co w ten sposób udowodnisz??. Westchnęła ciężko... ?No cóż, zazwyczaj w takich sytuacjach mówię: weź dupę w troki i przestań się zajmować pierdołami!? - pomyślała. Wzięła głęboki oddech.

- Gdzie masz swoje rzeczy, Sakuro? - spytała.

- Są w szafce - stwierdziła dziewczyna. - Mam tylko te, które dostałam od Sasami...

- Więc się ubieraj. I to już.

Sakura spojrzała na nią zdziwiona.

- Po co? Nie jadłam jeszcze kolacji i mogę zostać na noc...

- Nie jesteś na tyle chora, by zostawanie tutaj było konieczne. A skoro i tak cię stąd zabieram, to zrobię to dzisiaj. Muszę mieć na ciebie oko, nie pozwolę, żebyś zrobiła sobie krzywdę.

- Na... Jeden dzień? - dziewczyna opuściła głowę.

- Na jaki jeden dzień? - Ryoko spojrzała na nią zirytowana. - Najdalej w przyszłym tygodniu idziesz do szkoły, musisz skończyć średnią wyższą oraz musimy pomyśleć o uniwersytecie. Inaczej nigdy się stąd nie wyrwiesz. W sklepie też trochę popracujesz - zajmiesz się zapleczem, odbieraniem zamówień telefonicznych i tak dalej. Przynajmniej na razie, bo nie możesz być przed klientami taka przybita i przygnębiona. Przeważnie stamtąd będziesz miała kasę na własne wydatki.

Sakura drgnęła. ?Nie? - pomyślała - ?takie rzeczy się nie zdarzają?. Nie jej. Nikt nie mógłby... Nie dla niej... Ale... Coś w niej pękło. Objęła Ryoko i wybuchnęła płaczem. Demonica uśmiechnęła się łagodnie i przytuliła jej głowę do piersi.

- Nie powstrzymuj łez - powiedziała cicho - niech lecą - cierpliwie czekała, aż dziewczyna się uspokoi... I, jak się przekonała, musiała czekać długo... Ale była... Była szczęśliwa. Może nie tak, jak na ślubie z Tenchim, ale było to coś naprawdę wspaniałego.

- Ubieraj się - powtórzyła, patrząc na Sakurę i uśmiechając się łagodnie. - Zajmę się papierami.

- Ale... - dziewczyna spojrzała na nią zrozpaczona. Kurczowo chwyciła ją za rękę. Ryoko westchnęła ciężko.

- Chcesz, żebym została - bardziej stwierdziła niż zapytała. Sakura skinęła głową. Demonica podeszła do drzwi. Policjantka spojrzała na nią pytająco.

- Przekonałaś ją? - spytała.

- Nie mówiłyśmy o tym. Zajmij się jej dokumentacją - Ryoko zamknęła kobiecie drzwi przed nosem.

Ayeka poszła nad jezioro. Potrzebowała spokoju, żeby dokładnie przemyśleć ostatnie wydarzenia i zaplanować odpowiednie reakcje. Chociaż w pierwszej kolejności musiała się wyciszyć. Zbyt wielkie miała problemy z własnymi uczuciami. Że sprawa z pralką zakończyła się tak, a nie inaczej, było w pewnym sensie do przewidzenia - jasne, kiedyś zostałoby to uznane za nieszczęśliwy wypadek i sprawa rozeszłaby się po kościach. Ale te beztroskie czasy już przeminęły i nie mogły sobie na to pozwolić. A poza tym... Poza tym ich przyszłość nie zapowiadała się najlepiej. Bo to, co ona myślała i planowała na Jurai, bardzo się różniło od tego, czego oczekiwali ich rodzice. A w tym, co zamierzała Ryoko, odgrywała bardzo ważną rolę. Tyle się wydarzyło odkąd tutaj przybyła. Na początku nie cierpiała jej bardziej niż kogokolwiek innego w całym swoim życiu. Przecież ona zniszczyła jej życie. Przez nią opuściła Jurai i udała się w poszukiwanie Yosho... Ale musiały się tutaj znosić, chociaż przy całej rywalizacji o Tenchiego nie było to proste. A jak jeszcze doszła Mayuka... Była na nię zła, ale było w niej coś takiego... Nawet jeśli była sztucznym tworem, to wszystkie jej zachowania były takie naturalne. Czuła się naprawdę szczęśliwa przy niej. A dzięki temu, że Ryoko się zgodziła, zamieszkała z nimi. To było coś wspaniałego widzieć, jak dorasta, jak się zmienia. I w pierwszej chwili żadna z nich nie chciała się zgodzić na pomysł Ryoko. Były zbyt egoistyczne i samolubne, żeby coś podobnego w ogóle brać pod uwagę. To był jakiś zaskakujący, czysty i zupełnie bezsensowny idealizm, przy którym i tak nic się nie zmieniło. Jego realizacja sprawiłaby, że w ogóle musiałyby na to zwracać uwagę... Ale kiedy opadały pierwsze emocje... Demonica nie chciała, żeby którakolwiek z nich startowała do miana matki. Owszem, bardzo miło byłoby usłyszeć to z ust małej, na własne ego i dumę mogło to być wspaniałym lekarstwem... Tylko jak miały to później jej wytłumaczyć? Co by powiedzieli, gdyby w przedszkolu jakiś dzieciak zapytał się kto jest jej mamą i usłyszałby podobną litanię? Co pomyśleliby sobie ludzie? Może byłoby to dobre dla nichm, ale prawie na pewno nie byłoby dobre dla dziecka. A Mayuka nie mogła ponosić odpowiedzialności za ich pomyłki i przewinienia. Miały wobec niej swoje zobowiązania - i były one ważniejsze niż cokolwiek innego. Inną kwestią, na pozór oczywistą, był absolutny zakaz mówienia źle jedna o drugiej. I chyba niestety tylko na pozór, bo czasami naprawdę miała ogromną ochotę na Ryoko wieszać psy. I chociaż czasami musiała poświęcić sporo sił, żeby tego nie zrobić, to teraz już wiedziała, że bardzo to im pomogło. Dzięki temu Mayuka żyła w przeświadczeniu, że zawsze może na którąś z nich liczyć, zawsze będzie miała kogo poprosić o pomoc. Teraz kiedy któraś z nich nie była w stanie poświęcić jej czasu, to zawsze mogła poprosić drugą o wsparcie i Mayuka zawsze była wobec nich posłuszna. Były jej ciotkami i to im musiało wystarczyć. Nie mogły sobie pozwolić na nic więcej. Po za tym... Życie tutaj, a zwłaszcza praca... To były powody, dla których na Jurai i na całe swoje dotychczasowe życie spojrzała z dystansu. Dzięki ich miłości, poświęceniu, pracy jaką wkładali w wychowanie małej i pieniądzom Mayuka była radosnym, szczęśliwym dzieckiem, które z ufnością patrzyło na świat, które nie bało się, że coś mu się stanie, bo miało kochających ją ludzi, którzy zawsze staną w jej obronie. Ale kiedy sama na nią patrzyła, kiedy starała się jak mogła... Nie mogła nic poradzić na to, że coś ją bolało. Dla Mayuki stworzyli kochającą się rodzinę - coś, co jej samej nie było dane. Oczywiście jej rodzice darzyli ją zaufaniem i bardzo ją kochali. Ale... Ale ona tego nie miała. I to dlatego... I tylko dlatego... Bo sama to odtrąciła. Bo najważniejsze było dla niej ruszenie za Ryoko. Nienawiść do niej, która stała się siłą napędową jej życia, która przez całe wieki dawała jej poczucie stabilizacji... I teraz... Zacisnęła pięści... Całe jej dotychczasowe życie... I to, które stała sobie teraz ułożyć... Chociaż czasami sama nie wiedziała co czuje. W sumie jedyne, czego była pewna to że jest zupełnie zagubiona, a jedyne, czego się mogła trzymać... Nie istniało jeszcze trzy lata temu.

- O czym myślisz? - usłyszała znajomy głos i zaraz spoważniała.

- O niczym istotnym - odpowiedziała. Kiedy się odwróciła, zobaczyła stojącą przy niej Washu. - Rany, te dzieciaki w szkole naprawdę dają do wiwatu. Jak uczyłam w paru akademiach w różnych częściach wszechświata, to przeważnie woleli mi się nie wychylać. A tutaj zero szacunku.

- Nie możesz mieć o to do nikogo żalu - Ayeka starała się opanować irytację. - To ty zrobiłaś Ryoko i Tenchiego w bambuko. Wykradłaś plany domu i go postawiłaś, zaś oni musieli zwracać materiały i świecić oczami. Stracili przez ciebie...

- Wiem co stracili! Nie musisz mi przypominać!

- Wolę mieć pewność, że to zapamiętasz...

- O to się nie martw. Odpracowuję swoje długi, więc chyba wszystko jest w porządku. Po za tym Tenchi nie robi problemu.

Ayeka zdjęła buty i boso weszła do jeziora.

- A skoro go kocham, to powinnam brać z niego przykład i dać ci spokój? - zapytała.

- Przez grzeczność nie zaprzeczę - Washu uśmiechnęła się do niej. I szybko spoważniała, ponieważ księżniczka spojrzała na nią... Tak jakoś dziwnie.

- To mogłoby zadziałać... Mogłoby się udać... - powiedziała po dłuższej chwili. - Ale teraz nic z tego.

- Czy to, że Ryoko i Tenchi są razem, coś zmieniło, księżniczko? Rozumiem, że z jednym facetem ci nie wypaliło, ponieważ wyjechał on za granicę, a co do drugiego to nie wiem. Ale chyba nie traktowałaś tego poważnie.

- Zmieniło bardzo wiele. Kiedyś wierzyłam, że dzięki mojej pracy, dzięki uczuciu, jakim go darzyłam, pewnego dnia on będzie mój. Będziemy razem. Bo skoro moje uczucia są szczere, to muszą być kiedyś docenione. Bo jestem księżniczką, a nie jakąś kryminalistką... Nie rozumiałam, że to wszystko nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Że niczego nie zmienia. Ponieważ... Nawet jeśli ja kogoś kocham, to nie mogę go zmusić do odwzajemnienia tego uczucia. Nie jestem oceniana na podstawie tych wszystkich prób, kiedy staram się zaskarbić jego uwagę i zdobyć kolejne punkty - bo ten człowiek będzie wiedział kiedy robię coś na pokaz, albo wtedy kiedy chcę mieć z czegoś jakąś korzyść - ale według tego jaka jestem naprawdę. A on doskonale będzie znał różnicę - uśmiechnęła się, jednak w jej wyrazie twarzy nie było radości. - Ale tak naprawdę, Washu... Tylko wtedy, kiedy pokazuję jaka jestem naprawdę, mogę zdobyć jakieś punkty. Czyjąś uwagę, sympatię... Co z tego, że od święta będzie można na mnie liczyć, skoro normalnie nie ma ze mnie pożytku? Czy kocham Tenchiego? Gdybyś zadała to pytanie klika lat temu, nie wahałabym się z odpowiedzią. Powiedziałabym: tak, kocham go jak nikogo innego i zrobię dla niego wszystko. Ale skoro on już wybrał i zadecydował, że to nie ja jestem jego wybranką... Ja nie mogę go już kochać, on nie może być już dla mnie kimś ważnym. Nie może być kimś, kto się dla mnie liczy. Bo ja już bym tego nie wytrzymała. Chcę, żebym osoba, którą kocham, odwzajemniła to uczucie, żeby czuła to, co ja czuje do niej. A Tenchi już tego zrobić nie może. Nie kocham go. Nie mogę. Bo to nie ma przyszłości. To by mi tylko złamało serce. A ja chcę kochać i być kochana. Nie zamierzam być nieszczęśliwa do końca swoich dni. I dlatego to, co w tej sytuacji robi Tenchi nic mnie nie obchodzi. Jego opinia najmniej się dla mnie liczy.

- A więc z tym już koniec? Tamten męszczyzna to nie był głupi żart?

- Ja potraktowałam to poważnie. Skoro mnie jednak olano... Tak, boli mnie to, ale nie jest to koniec świata. Natomiast... - Washu drgnęła. Nie przypominała sobie, kiedy księżniczka okazywała tyle nienawiści i złości.

- Wykradłaś plany nowego domu Tenchiego - jakie to naturalne uszczęśliwiać ludzi na siłę i bez pytania. Ale oni zdążyli już wyłożyć pieniądze na materiały budowlane, na firmy, które się miały tym zająć - bo chcieli to zrobić sami. Chcieli pokazać, że potrafią. Ty oczywiście miałaś to gdzieś. Zraniłaś kobietę, która dla Sasami i dla mnie zrobiła więcej niż jakikolwiek inny człowiek. Która jest dla mnie bardzo ważna. Nieporównywalnie ważniejsza od niego. Więc nie oczekuj, że ja uznam, iż nic się stało. Bo się stało. I trzeba to naprawić.

- I naprawiam - powiedziała Washu, wzdychając ciężko. - Nobuyuki spłacił kredyty żeby nie urosły odsetki, ale jeszcze dłuuugo będę mu oddawać...

- Nie chcę wam przeszkadzać, ale wypadałoby zrobić coś dla domu - usłyszały zgryźliwy głos Ryoko.

- Tak, wiem... - Ayeka przeciągnęła się. - Trzeba zobaczyć co zrobić na kolację. Dlaczego się nie uczysz? - spytała widząc, że Sasami do nich podchodzi.

- Kozue prosiła, żeby ci to oddać - młodsza księżniczka wyciągnęła starannie owinięte wstążką pudełko. - Mówiła, że zapomniałaś zabrać ostatnim razem.

Ayeka wyrwała je gwałtownie siostrze z rąk. Starała się coś z nim zrobić - jakoś ukryć, że w ogóle jest. Szybko się jednak przekonała, że nie ma gdzie go włożyć.

- Co to jest? - zapytała Ryoko. Ze zdziwieniem zauważyła, że księżniczka gwałtownie się zarumieniła.

- Nic. Nic takiego. Naprawdę... - Ayeka zdała sobie sprawę, że jest zupełnie nieprzekonująca, ale nic na to nie mogła poradzić.

- Oj, chyba coś kręcisz, siostrzyczko - Sasami spojrzała na nią pytająco. Ayeka natychmiast schowała pudełko za plecami.

- Nie mam nic do powiedzenia... I proszę, o nic nie pytajcie.

- Ciekawe... Chyba mam ochotę to sprawdzić - powiedziała Washu. Zaraz potem poczuła ból, kiedy Ryoko położyła jej dłoń na ramieniu i ją zacisnęła.

- Ona powiedziała "NIE". Chociaż raz to uszanuj, dobra?

Washu przeglądała właśnie testy aparatury, kiedy jej uwagę przykuły dziwne odczyty. Na prośbę księżniczek zamontowała rok temu urządzenia sprawdzające, czy w okolicach planety pojawiają się jakieś obce jednostki. W końcu musiały sobie zapewnić bezpieczeństwo. Nie było to może dla niej wyzwaniem - w końcu chodziło o dość standardowe wyposażenie - ale faktycznie miało to zastosowanie. Z jednej strony skanery podprzestrzenne, dzięki którym wykrywała wlatujące do systemu jednostki, zaś z drugiej krążące wokół planety satelity mogące wytworzyć pole siłowe wystarczające do wytrzymania ostrzału większości istniejących rodzajów uzbrojenia. No i mogła się faktycznie wykazać, chociaż kilka jej eksperymentów nie całkiem z jej winy zakończyło się kompletną klapą. Chciała się po prostu przekonać jak by Mihoshi się zachowywała, gdyby nie była taką kompletną kretynką. I musiała przyznać, że odniosła na tym polu pewne sukcesy. Ale Mihoshi zdecydowanie powrót do poprzedniego stanu nie zainteresował. Po za tym mimo miesięcy prac nie udało jej się wynaleźć sposobu, dzięki któremu Ryoko mogłaby mieć dzieci. Kiedy ją tworzyła, była to ostatnia sprawa, którą zawracała sobie głowę. Ale po tylu latach... Wyposażyła ją w mechanizmy, które w maksymalnym stopniu miały odpowiadać tym w zwykłych organizmach, a które mogły się dostosowywać do zachodzących zmian. W związku z tym na początku musiała ustalić stan, który z grubsza możnaby uznać za "normalny". I z całą resztą, jak się z przykrością przekonała, po prostu się wyłożyła. Na symulacjach otrzymywała jedne wyniki, a kiedy próbowała coś zrobić u Ryoko - efekty były zupełnie inne. Z niektórych musiała bardzo szybko się wycofywać, żeby zminimalizować szkody. I to były sprawy drobne, w normalnych sytuacjach zupełnie nieistotne. Tymczasem spełnienie życzenia Ryoko było zabiegiem bardzo złożonym i w zaistniałej sytuacji - nie do zrealizowania. Z przykrością musiała ją poinformować, że nie może obiecać ani że uda się to zrobić, ani że to w ogóle przeżyje... A to zdecydowanie nie było tego warte. Z zamyślenia wyrwał ją sygnał urządzeń. Chciała przestawić urządzenia, w związku z czym wpisała odpowiednie komendy... I po chwili zobaczyła na ekranie napis: "SKONTAKTUJEMY SIĘ", po czym komputer się wyłączył. Przez chwilę patrzyła zdumiona na aparaturę.

- Co jest, do wszystkich diabłów? - powiedziała zirytowana. Zdecydowała się uruchomić program diagnostyczny aby zbadać, jak się sprawują systemy zabezpieczeń. Szybko się jednak przekonała, że program został pocięty na drobne i żeby cokolwiek zrobić, to musi go z powrotem poskładać do kupy.

- Najchętniej zrobiłabym to ręcznie, ale muszę się śpieszyć - powiedziała do siebie. Pośpiesznie zaczęła pisać program, który miał poskładać wszystkie komendy. ?Kurczę, jak oni to zrobili?? - pomyślała - ?przecież połączenie z satelitami jest kodowane. Sama napisałam argorytmy szyfrujące, żadna z używanych na Jurai bądź gdziekolwiek indziej technika tego nie rozgryzie... Taaak, bardzo ciekawe... Wspaniale, po raz pierwszy od tak dawna ta cudowna niepewność, kiedy muszę dojść dlaczego coś się stało i konieczność włożenia prawdziwego wysiłku, żeby otrzymać efekty? - uśmiechnęła się do siebie. Pracę przerwało dopiero pukanie do drzwi.

- Proszę - rzuciła machinalnie.

- Chodź na kolację - usłyszała niecierpliwy głos Ayeki.

- Jasne, już kończę - zapisała wykonaną dotychczas pracę i odsunęła się od komputera. Przeciągnęła się i przeczesała dłonią włosy. - To mi chyba zajmie tydzień... Program jest w strzępach, zrobiłam dopiero rozponanie, a muszę jeszcze dzieciakom sprawdzić klasówki.

- Coś się stało? - zapytał Yosho. Między Ryoko i Sasami siedziała przyjaciółka księżniczki ze szkoły. Ayeka i Kiyone były zajęte przynoszeniem potraw, zaś Tenchi i Nobuyuki wczytywali się w instrukcję wiertarki.

- System zabezpieczeń się zwalił i nic teraz nie działa - powiedziała. Wszyscy spojrzeli na nią z niepokojem. - Możemy się spodziewać gości.

- Możesz nam wytłumaczyć jak to się mogło stać? - spytała Ayeka.

- Nie mam pojęcia, pracuje nad tym.

- Czyli sytuacja jest poważna - stwierdził Yosho.

- Bardzo. Teoretycznie do podobnych sytuacji w ogóle nie powinno dojść. I weź nic nie mów - Washu spojrzała ostro na Ryoko, ale ta przyglądała się uważnie Yosho.

- Sasami - powiedziała w końcu - czy możesz zjeść kolację z Sakurą u mnie i przygotować jej posłanie?

Młodsza księżniczka spojrzała na demonicę bez słowa... Po czym podała Sakurze dłoń i zabrała jedzenie ze sobą. Oczywiście była bardzo zainteresowana, jak sprawa się potoczy, ale chyba tylko do tego momentu mogli rozmawiać bez zwracania na siebie uwagi osób z ziemi. Zanim jednak wyszły, Ryoko wstała i oparła się o ścianę, krzyżując ręce na piersiach. Ayeka miała wielką ochotę coś powiedzieć. Miała ochotę zrobić komuś krzywdę. Przez chwilę gotowała się z gniewu.

- Mam nadzieję, że jesteś bardzo z siebie zadowolony - powiedziała, patrząc na Yosho z nienawiścią.

- To nie jest zabawne, Ayeko - odpowiedział. Kiyone podeszła do księżniczki i położyła jej ręce na ramionach.

- Uspokój się - powiedziała. - Wszystko na razie jest w normie.

- Pójdę sprawdzić, czy działa u nas telewizja i telefon - stwierdził Tenchi. Nobuyuki poszedł w jego ślady i zaczął się kręcić po domu.

- Wszystko działa bez problemu - powiedział, kiedy skończył obchód.

- U nas również - stwierdził Tenchi i podszedł do Ryoko. Ta spojrzała na niego zmartwiona i mocno chwyciła za rękę.

- Jeżeli to po mnie... - powiedziała cicho - ...to nie będę walczyć.

- Ale... - chciał przerwać, ale demonica położyła mu palec na ustach.

- Nie mogę was narażać na niebezpieczeństwo - powiedziała. - I nie chcę, żebyście cierpieli za moje błędy - uśmiechnęła się. - Jeżeli to przez to, to uszanujcie, proszę, moją decyzję.

- Na razie nic wiadomo, żeby było to konieczne - Washu uśmiechnęła się do swojej córki. - Natomiast przydałoby się zastanowić nad sytuacją... Uspokoiłaś się, Ayeko? - spytała.

- Nie zdenerwowałam się - odpowiedziała księżniczka. - Nie przemawia do mnie jednak udawanie, że jeśli ktoś jest w stanie zniszczyć aparaturę, która jest lepsza od tej chroniącej pałac na Jurai, to absolutnie nie jest w stanie nam wyrządzić krzywdy. Gdybym umiała walczyć, to może na wiele by się to nie zdało... Ale przynajmniej kupiłabym trochę czasu. Teraz jedyne, co mogę, to dać się zabić, odstawiając pożałowania godne przedstawienie z niesamowitymi gadkami, bo pierwszy lepszy zawodnik bez wysiłku pośle mnie do piachu. Będę wspaniałymi, szlachetnymi zwłokami, bo więcej jestem warta jako symbol albo trup - po jej słowach zapadła cisza.

- Jeżeli nie mogę liczyć na własnego brata, to pójdę na układ z samym diabłem, ale nauczę się chronić ludzi na których mi zależy... - dodała po chwili. Przerwała, gdy usłyszała dzwonek do drzwi.

- Otworzę - powiedziała Kiyone. Kiedy otworzyła, zobaczyła ubraną w jeansy dziewczynę z długimi jasnymi włosami.

- Pani w jakim celu ? - spytała na wszelki wypadek.

- Chciałam porozmawiać o kontrolowanej z tego domu aparaturze - usłyszała.

- Proszę wejść - Kiyone ukłoniła się. - Napije się pani czegoś?

- Poproszę herbatę, jeśli można.

Dziewczyna przeszła do pokoju i z zainteresowaniem przyjrzała się obecnym. Po chwili podeszła do Ryoko i spojrzała na nią z wyrazem zdumienia na twarzy.

- Niesłychane - powiedziała w końcu. - Nadzwyczajne...

Kiyone zastukała łyżeczką w szklankę, żeby zwrócić jej uwagę.

- Przepraszam - Dziewczyna usiadła przy stole i wyciągnęła dłoń do napoju. - Czy tutaj wszyscy wiedzą co jest grane? - zapytała. - Nie wiem, czy możemy swobodnie rozmawiać.

- O to proszę się nie martwić - stwierdziła lodowato Ayeka. - Przepraszam, nie chodzi o panią ani o to, co się stało, mam jednak wiele zmartwień - dodała szybko.

- Rozumiem. Chyba najlepiej będzie, jeśli zaczniemy od przedstawienia się. Ja się nazywam Usagi Tsukino i mam przyjemność rozmawiać z...? - spojrzała na wszystkich pytająco. Ryoko pośpiesznie ich przedstawiła.

- Bardzo mi miło - Usagi uśmiechnęła się.

- Pani jest z Jurai? - spytała od razu Ryoko.

- Przepraszam, ale nie rozumiem. Niektórzy z państwa mają na nazwisko Jurai, czy jest to również jakieś miejsce? Nie jestem niestety specjalnie dobra z geografii i się nie orientuję gdzie to jest.

- Ona nic nie wie - westchnęła Washu. - Wyjaśnimy to może później. Chcielibyśmy wiedzieć, co się stało z naszymi urządzeniami - powiedziała.

- Musiałyśmy je zniszczyć. Zostały umieszczone na orbicie i księżycu przed 10 miesiącami i od tego czasu odnotowałyśmy kilka transmisji z tego domu. Uznałyśmy, że w związku z naszymi planami musimy sobie zabezpieczyć tyły. Nie wiemy jakie są wasze intencje ani do czego chcieliście te urządzenia wykorzystać.

- Mieliśmy zamiar... - zaczęła Ayeka, ale Washu jej przerwała.

- Jeszcze jedno pytanie: skąd wy jesteście?

Usagi spojrzała na nią bezradnie.

- Przepraszam, ale nie rozumiem... Jesteśmy stąd. Urodziłyśmy w Japonii, tu żyjemy i o to, co jest tutaj, walczymy. Mam co prawda przyjaciółki w różnych systemach, ale spędziłyśmy tutaj całe nasze życie.

Washu spojrzała na nią po czym podeszła do ściany i zaczeła w nią walić głową.

- Cholera, cholera, cholera, cholera, niech to szlag...

- Chyba poniosłaś właśnie nadzwyczaj kompromitującą porażkę - stwierdziła Ryoko.

Usagi spojrzała na nią pytająco.

- Najlepiej będzie jak wszyscy powiemy, jakie mamy plany na przyszłość - dodała demonica. Usagi zamyśliła się.

- Nie wiem, czy ma to sens... Proszę wybaczyć, ale nie znamy się i zanim sobie nawzajem nie wyjaśnimy o co chodzi, wolałabym nie wyjawiać zbyt wiele.

- Ale w takim wypadku proszę nie oczekiwać odpowiedzi na ewentualne pytania - stwierdził zdecydowanie Yosho.

- A więc mamy sytuację patową... - westchnęła Usagi. - To może tak - czy te urządzenia miały na celu przeprowadzenie ataku na jakiś kraj, miasto bądź organizację?

- Ależ nie! - Zaprzeczyła gwałtownie Ayeka. - Mają one na celu ochronę Ziemi przed upadkiem meteorytu... lub atakiem jakiś istot z poza planety. Jesteśmy... - westchnęła ciężko, nie mogąc sobie pozwolić na podanie zbyt wielu szczegółów - ...mamy potężnych wrogów i woleliśmy się zabezpieczyć.

- Rozumiem... - Usagi skinęła głową. - To najważniejsze. Miałam pewne obawy. My... Walczymy, by chronić naszych bliskich. Nie wiedziałyśmy, czy nie będą państwo chcieli wyrządzić im krzywdy.

- Przynajmniej kilka spraw nas łączy - stwierdziła Ayeka, oddychając z ulgą. Uśmiechnęła się. - To nam chyba wiele spraw ułatwi.

- Też tak myślę - Usagi zamyśliła się. Chciała zadać parę pytań, ale nie wiedziała jak to zostanie odebrane. - Po za tym... Chyba wszyscy lub prawie dysponują tutaj pewnymi mocami.

- Pani aparatura je namierzyła? - zapytała księżniczka.

- Nie - Usagi spojrzała na nią skrępowana. - Widzicie państwo... Nie wiem, czy się domyśliliście... Ale podobnie jak wy, z pani wyjątkiem - wskazała głową Kiyone - dysponuję pewną mocą. Wyczuwam je...

- Jaką konkretnie pani dysponuje? - spytał Yosho.

- Moja moc... - Usagi zawahała się, próbując ubrać swoje myśli w słowa. - Dzięki niej mogę wpływać na to, co żyje... - powiedziała. Ayeka i Ryoko spojrzały na nią podejrzliwie, zaś Washu się roześmiała.

- Wybaczy pani, ale niespecjalnie w to wierzę - qtwierdziła bez ogródek.

- Rozumiem... - Usagi zamknęła oczy i wciągnęła przed siebie dłoń.

- Jakiego ptaka najbardziej pani lubi? - zwróciła się do Ayeki.

- Chyba papużki faliste, są urocze.

Usagi uśmiechnęła się. Skóra na jej ręce wybrzuszyła się powoli i coraz bardziej rosła. Gdy już przestała, zaczęła nabierać coraz bardziej wyrazistych kształtów, by po chwili przypominać małego ptaka. Był on wciąż obciągnięty ludzką skórą, szybko jednak zaczęła się ona zmieniać w pióra. Gdy tylko rozruszał on skrzydła, wzbił się w powietrze i usiadł księżniczce na ramieniu. Ta spojrzała na Usagi zdziwiona. Oczywiście, było to niesamowite i pierwszy raz widziała, by coś podobnego było w ogóle możliwe. Ale nie zrobiło na niej jakiegoś specjalnego wrażenia. Widziała już w końcu takie rzeczy, że to naprawdę nie było nic wstrząsającego. Jak jednak zauważyła, Washu wpatrywała się w Usagi uparcie.

- Chciałabym zobaczyć panią w akcji - stwierdziła. - Najlepiej na człowieku, bo ten ptak nie jest dla mnie zbyt przekonujący.

- Rozumiem. Przed moim przybyciem do sąsiedniego domu trafiła jakaś poraniona dziewczyna. Może mogłabym jej pomóc? - spytała Usagi.

- Jeżeli wyrządzi jej pani krzywdę - powiedziała Ryoko - to pani bliscy nie będą mieli czego zbierać.

Usagi skinęła głową i wstała. Demonica zaprowadziła ją do swojego domu, zaś zaraz za nimi poszła reszta. Jak się przekonali, Sakura i Sasami kończyły właśnie posiłek. Młodsza ksieżniczka spojrzała na Usagi pytająco, kiedy ta weszła do pomieszczenia. - Kim ona jest?

- Osobą, która twierdzi, że mogłaby coś zrobić z bliznami Sakury - stwierdziła Ryoko.

- A czy jest pani aniołem ? - qpytała Sakura.

- Kimś w tym rodzaju - Usagi zrobiła krok zanim Ryoko zdążyła ją powstrzymać. I zaraz potem przeżyła szok. Usagi uniosła się w powietrzu, zaś z jej pleców wyrosły gwałtownie ogromne, anielskie skrzydła. Pochyliła się nad Sakurą i łagodnie do niej uśmiechnęła.

- I mam dla ciebie prezent - przesunęła dłonią po jej pokrytej bliznami twarzy. Nie zatrzymała się jednak na szyi, tylko dotknęła ręką jej pierś. Sakura poczuła, jak robi się ciepło... Błogo... Nie czuła lęku czy zdenerwowania... Z jakiegoś powodu czuła spokój... I miała jakieś dziwne przeświadczenie, że ta kobieta nie zrobi jej krzywdy.

- Możemy porozmawiać... na osobności? - zapytała się Sasami. Ta skinęła głową, chociaż była wstrząśniętą. Wyszła przed dom i usiadła na ziemi, cały czas będąc na widoku.

- Dobrze się czujesz, Sakuro? - spytała Ayeka. Na twarzy Sakury nie pozostał najmniejszy nawet ślad ran. Zamiast tego miała zdrowy rumieniec.

- Nic mi nie jest...

Washu wyszła z pomieszczenia i zaczęła sprawdzać w komputerze wszystkie zapisy ostatnich kilku chwil. Jednak w miarę upływu czasu stawała się coraz bardziej zdesperowana. Wszystko, co poustawiała, miało wychwytywać wszelkiego rodzaju anomalie - energetyczne, czasowe czy przestrzenne - które mogłyby naprowadzić ją na ślad jakiegoś urządzenia, czy osoby, która dysponowałaby jakąś mocą... Ale w przypadku tej dziewczyny... Było to bardzo ulotne. Owszem, komputer zarejestrował pewne zmiany... Ale to, co zrobiła, nie wykroczyło poza zwykłe działania organizmu - zostało jedynie przyśpieszone. I napawało ją to lękiem. Bo jeśli ta dziewczyna mogła to zrobić w ciągu paru chwil, to na co było ją stać, gdyby się bardziej postarała? Kiedy wróciła, zobaczyła, że Ryoko spokojnie rozmawia z Sakurą, zaś Tenchi, Yosho i Ayeka przypatrują się rozmowie Sasami. Kiedy wreszcie skończyła, weszła do domu i przechodząc położyła Sakurze dłoń na ramieniu.

- Przygotuję twoje posłanie - stwierdziła. - Ona chce z tobą rozmawiać, Ryoko... I moje gratulacje - udała się do pokoju, w którym miała spać Sakura. Ryoko niepewnie wyszła z domu i skierowała się do siedzącej na ziemi Usagi.

- Nie boisz się, że powiemy prasie o twoich umiejętnościach? - zapytała.

- Nie. Sami dysponujecie pewnymi mocami, a prowadzicie zwykłe życie. Znam kilka innych osób żyjących w ten sposób i one zawsze chcą być zwykłymi ludźmi... Uwaga mediów czy coś w tym stylu zupełnie im nie jest potrzebna. Nie będziecie chcieli tego tracić z obawy, że ktoś zacznie drążyć zbyt głęboko. A ona sama może sobie mówić, jednej osobie nikt nie uwierzy...

- Widzę, że jesteś doskonale przygotowana... - stwierdziła Ryoko.

- Bez przesady. W szkole moje wyniki były w najlepszym razie przeciętne... Z egzaminami na uniwerek miałam problemy.

- Nie o tym mówię... Dlaczego chciałaś ze mną rozmawiać?

- Zachwycasz mnie... - zaczęła Usagi, ale Ryoko szybko jej przerwała.

- Jestem mężatką i seks z kobietą nie jest tym, czym się jaram. Chociaż oczywiście go znam.

Usagi zaczerwieniła się.

- Ja też mam faceta... Nie o to mi chodzi... Widzisz, dzięki temu, czego się nauczyłam... Mogę wyczuwać to, co żyje. Mogę na to wpływać - sprawiać, że to, co jest chore, wyzdrowieje, to, co potrzebowałoby czasu - rozkwitnie. Jestem w stanie tworzyć - i to jest piękne. O ile jednak jestem w stanie postrzegać - bo odczuwanie tego cały czas wcale nie jest zabawne - od razu pewne elementy jako żywe a inne nie... To w twoim wypadku jest coś dziwnego, czego nie umiem wytłumaczyć. Siedzisz tuż obok mnie, mogę cię dotknąć, nie jesteś zimna jak kawałek plastiku czy szkło, bo czuję bijące z twego ciała ciepło. Jesteś czymś innym, czego wcześniej nie znałam... Częściowo z pewnością żywa. Mogłabym, gdyby zaszła taka potrzeba, cię wyleczyć. A częściowo sztuczna..

- Jak nowy model diskmena, albo płyta z muzyką? - Ryoko spojrzała na nią krzywo. Usagi uśmiechnęła się do siebie.

- Chyba tak - powiedziała w końcu. - Najprawdopodobniej nie będzie mi dane zaspokoić ciekawości, więc będę się musiała przyzwyczaić.

- Przynajmniej jesteś szczera, lubię to u ludzi. Ale dlaczego zakładasz, że się lepiej poznamy? Jakoś nie widzę powodu, abyśmy mieli jakieś wspólne interesy.

- Chcemy podjąć pewne działania... I musimy wiedzieć, czy jesteście z nami czy przeciw nam.

- A jakie KONKRETNIE to mają być działania?

Usagi opuściła głowę.

- To jest nasz świat... Żyjemy tutaj od zawsze i staramy się chronić ludzi przed istotami, które chcą im wyrządzić krzywdę. Bo przecież zawsze to mogą być nasi bliscy. Ci, których kochamy. Taki jest sens posiadanych przez nas mocy. Teraz jednak... Jeśli chcemy naprawdę coś zmienić, musimy się zająć całą planetą. Przerwać ten przeklęty krąg. To, że wojna jest zła, może powiedzieć każdy. Ale bez wojny wielu ludzi nie będzie miało za co żyć. Jeśli chcemy to przerwać, musimy zaoferować im coś w zamian... A na razie nie mamy zbyt wiele dobrych pomysłów.

- Co chcesz powiedzieć? - Ryoko spojrzała na nią pytająco.

- Że moglibyśmy skończyć z tymi wszystkimi wojnami, konfliktami i aktami przemocy jutro, ale jedynym efektem byłaby zupełna anarchia i kryzys światowy... Pewnie przydałaby się nam pomoc z poza planety, ale jesteśmy tak zacofani technologicznie, że nie jesteśmy w stanie niczego zaproponować w zamian. Jedyne, co możemy, to zlikwidować światowy terroryzm oraz handel ludźmi i narkotykami. A to w stosunku do naszych możliwości bardzo mało.

- A my jesteśmy na waszym celowniku, ponieważ mając nadzwyczajne zdolności moglibyśmy wykorzystać nasze umiejętności do jednego bądź drugiego - bardziej stwierdziła, niż powiedziała Ryoko. Usagi skinęła głową. - Chyba miałabym ochotę zażądać satysfakcji za podobne insynuacje, no ale dam sobie spokój... To nie jest tego warte - demonica uśmiechnęła się do niej. - My podobnych ambicji nie mamy. Jak się zapewne domyśliłaś, skoro jesteśmy z poza planety i mamy potężnych wrogów, to też nie jesteśmy jakimiś znudzonymi papierkową robotą urzędasami, którzy woleli się przenieś na kompletne zadupie gdzie diabeł mówi dobranoc. Ayeka, Sasami i Yosho mają dość eksponowane stanowiska i bezpieczniej jest dla wszystkich się z nimi nie obnosić. A jeśli o mnie chodzi... Powiedzmy, że najlepsze, co mogą robić ludzie w wielu systemach, to mnie opluwać, bo wtedy jest szansa, że nie spróbują mnie zabić...

- Aż tak cię nienawidzą? - Usagi spojrzała na nią zdziwiona.

- Tak. Aż tak. Przynajmniej aż tak. I szczerze mówiąc mam to gdzieś, bo i tak niespecjalnie mam zamiar się stąd ruszać. Może później, jak trzeba będzie się przenieść... Nie wiem, czy będziemy mieli coś do zaoferowania... Słuchaj, udało wam się tak właściwie czymś wykazać? To znaczy jak wyglądają wasze moce w stosunku do innych? Rozwaliłyście jakiegoś porządnego gościa? No po prostu czy wchodzenie z wami w układy się opłaci? Bo nie chcę nic mówić, ale jeśli takich ja wy jest na kopy i pierwsza z brzegu was załatwi, to będzie to tylko zawracanie dupy.

- Jesteś szczera do bólu - stwierdziła Usagi wzdychając ciężko.

- Mówię co myślę, nie będę się nikomu podlizywać dlatego, żeby się dobrze czuł.

- Rozwaliłyśmy - jak ty to mówisz - najpotężniejszego z wrogów, któremu nikt inny nie dał rady. A jak się kontaktowałyśmy z innymi Czarodziejkami to mówiły one, że z niecierpliwością oczekują naszego przybycia.

- A do czego wykorzystujesz swoje moce przeważnie? - Ryoko spojrzała na nią z ciekawością.

- Do seksu - stwierdziła Usagi z rozbrajającą szczerością. - Dzięki temu mam pewność, że nie zajdę w ciążę, na którą nie mogę sobie teraz pozwolić. Oprócz tego dzięki pewnym sztuczkom mogę mieć więcej przyjemności przed osiągnięciem orgazmu. A mój chłopak może to wytrzymać i też być bardzo zadowolony. Trochę inaczej to wygląda w przypadku seksu z kobietą, no i też czy ma być normalnie czy... No wiesz. Od czasu do czasu robię na nasz prywatny użytek afrodyzjaki, więc jakbyś chciała, to po prostu powiedz. Wszystkie dziewczyny mówiły, że mają po nich pełen odlot. Czasami spełniam inne życzenia.

- Na przykład jakie? Wiesz, jeśli masz coś naprawdę skutecznego na facetów, to ja z chęcią skorzystam. Tenchiego co prawda musiałam poduczyć, bo zupełnie nic nie wiedział, no ale efekty są bardzo zadowalające. W łóżku to jest gość, który już wie jak zadowolić kobietę.

- Jedna z nas jest znaną piosenkarką, w związku z czym jej kobieta poprosiła mnie, żebym zrobiła jej amulet chroniący przed facetami. To znaczy wiesz, jakiś koncert, te sprawy, później imprezka... No w każdym razie na wypadek, żeby jakiś koleś sobie nie pomyślał, że się może przystawiać, to amulet nie pozwoli, żeby mu interes stanął.

Ryoko spojrzała na nią ze złośliwym uśmieszkiem.

- Podaj cenę, biorę każdą ilość.

- 5 tysięcy za sztukę... A jak Hotaru - najmłodsza z nas - przespała się ze swoim, to oczywiście nie pomyślało dziecko o zabezpieczeniu i trzeba było interweniować, żeby przypadkiem nie została matką...

Ryoko gwałtownie posmutniała.

- Nie mów o tym - powiedziała cicho.

- Tak bardzo ci na tym zależy?

- Czy to aż tak widać? - Ryoko spytała.

- Tak. I nie potrzebuje do tego jakichś specjalnych umiejętności, żeby to dostrzec.

- I tak nie możesz nic zrobić - demonica wyrzuciła z siebie, chociaż bardzo chciała powiedzieć coś zupełnie innego. Usagi położyła się na ziemi i spojrzała na nią.

- Naprawdę myślisz, że to jest tego warte? - spytała.

- Co jest czego warte? - Ryoko spojrzała na nią zdziwiona.

- Nie czytam w myślach ani nic w tym stylu, potrafię jedynie w bardzo ograniczonym zakresie odczuć cudze emocje... Wydaje mi się, że zdajesz sobie sprawę z faktu, że ja mogłabym ci pomóc zrobić to, czego pragniesz. Sądzę, że nie możesz mieć dzieci i pokrywałoby się to z moimi obserwacjami...

- Przestań! - Ryoko wybuchneła. - Dam sobie radę!

- Doprawdy? I co udało wam się zrobić dotychczas? Dysponujecie bardzo zaawansowanym sprzętem, ta Washu też pewnie nie jest byle kim. Ale wygląda mi na to, że to wciąż za mało - Usagi wstała i weszła do jeziora. - Duma to straszna rzecz: człowiek lubi się nią dowartościować aby móc pokazać, że jest coś wart. Ty chcesz być wspaniałą kobietą - w sumie nie wiem po co, skoro już prezentujesz się świetnie - i chcesz pokazać, że bez względu na okoliczności nikt i nic nie będzie na ciebie wywierał wpływu. Bo gdyby zaczął, mogłoby to zaszkodzić twoim bliskim.

Ryoko opuściła głowę. To, co Usagi powiedziała, wstrząsnęło nią. Nie należała do najmilszych osób, miała swoje humory, ale po prostu nie potrafiła sobie wyobrazić, żeby ot tak, ktoś ją odczytał. Poznał jej lęki... i pragnienia. Potrafiła się już przyzwyczaić do porażek, do cierpienia, do tego, że kilka prób Washu o mało jej nie zabiło... Do niespełnionych nadziei i do pełnych rozpaczy spojrzeń Ayeki... Ale... Przecież musiał być jakiś sposób...

- Rozmawiałam wcześniej... z tą Sasami - Usagi westchnęła ciężko. - I powiedziała ona, że bez względu na wszystko mam to zrobić.

- To jest możliwe, ale nie uważam, aby było to naprawdę konieczne - Ryoko spojrzała na nią hardo.

- Błagam - Usagi pochyliła się nad nią i zaczęła naśladować Sasami - błagam, jeśli możesz to zrobić, jeśli umiesz sprawić by Ryoko mogła mieć dzieci, to zaklinam cię: zrób to! Jeśli trzeba będzie - zapłacę, zrobię wszystkiego czego tylko za to zażądasz. Pieniądze, seks - poświecę wszystko co będzie konieczne. Tylko niech to się w końcu uda... Mnie pęka serce za każdym razem, kiedy ona o tym mówi...

- Dlaczego? - pytanie demonicy zawisło w powietrzu.

- Bo tego nie da się zrobić w żaden inny sposób - Ryoko odwróciła się gwałtownie. Tuz za nią stała Ayeka i, ku jej zdziwieniu, cała się trzęsła.

- Przecież... przecież Washu powiedziała...

- Przepraszam... - głos księżniczki się załamał. - Nie potrafiłam... Nie byłam w stanie... Bałam się...

- Ayeko... - Ryoko spojrzała na nią, czując nagle upiorny lęk. Zaczęła się domyślać, co chce ona jej powiedzieć.

- Nie mam całej nocy - stwierdziła Usagi. W jej dłoni pojawiła się pulsująca jasna kula. I natychmiast wbiła ją Ryoko w pierś. Demonica poczuła szarpnięcie... I prawie nic ponadto. - Będę w pobliżu - dodała Usagi, odchodząc w stronę domostwa. Idąc tam minęła się z Washu, która miała zamiar przebadać córkę. I to natychmiast. Kiedy znalazła się obok niej, od razu uruchomiła komputer. Przez dłuższą chwilę wstukiwała komendy i oglądała wykresy. Kiedy skończyła, spojrzała na Ryoko zamyślona.

- Radzę ci się zaopatrzyć w porządną ilość prezerwatyw albo innych środków antykoncepcyjnych, bo ona naprawdę to zrobiła - stwierdziła. - Chyba z nią pogadam... - od razu sobie poszła.

- Co ja z wami mam? - stwierdziła Ryoko spoglądając na księżniczkę. - Nie jesteś na mnie zła?

- Jestem zbyt szczęśliwa, żeby być złą - to było wszystko co mogło jej teraz przejść przez gardło.

Ayeka zobaczyła tylko, jak demonica teleportuje się do domu, i opuściła głowę. Może teraz nie było to takie ważne i dla Ryoko było już po ptakach. Nie trzeba się było przejmować... Ale nie potrafiła się z tego cieszyć. Po tych wszystkich próbach... Nieudanych badaniach... Po tych przypadkach, które sprawiły, że Ryoko o mało nie zginęła... Gdy szalejąc ze strachu, czy ona w ogóle wyjdzie z tego żywa, obserwowała akcje ratunkowe... Gdy już wiedząc, że nic z tego nie będzie, widziała pełne ufności spojrzenia Ryoko, która chciała, żeby Washu przeprowadziła tą następną próbę... To było dla niej tak potwornie stresujące... Teraz czuła wyłącznie ogromną ulgę, że to się już skończyło. Że już było po wszystkim. I nie musi już tego wszystkiego w sobie dusić... Potrzebowała dłuższej chwili, żeby się pozbierać do kupy. Podeszła później do Usagi i spojrzała na nią. Następnie minęła dom i skierowała się w stronę chramu. Wkrótce jednak skierowała się do parku. Usagi poszła za nią, oglądając się ciekawie. Było to zupełne odludzie i oprócz ludzi, których już spotkała zupełnie nikt tutaj nie mieszkał.

- To wspaniała okolica, świetnie się nadaje do odpoczynku na łonie natury - stwierdziła. Ayeka nie odpowiedziała. Przeszła jeszcze kawałek i usiadła pod drzewem. - Mam nadzieję, że będzie teraz szczęśliwa - powiedziała Usagi, siadając obok.

- Spełniłaś jej największe życzenie, więc nie wiem, skąd to pytanie - stwierdziła szorstko Ayeka. Usagi spojrzała na nią krzywo.

- Dlaczego jesteś na mnie zła? Pomogłam twojej siostrze, nie żądałam pieniędzy, żadnej rzeczy ani seksu, więc chyba mogłabym liczyć przynajmniej na "dziękuję"?

- Sądziłam, że należysz do tych ludzi, dla których ważniejszy jest fakt, że mogli w ogóle coś zrobić i czerpać satysfakcję z oglądania owoców swych działań... A przynajmniej tego chyba można by oczekiwać od bogini - księżniczka spojrzała na nią pytająco.

- Jestem wielkoduszna, ale nie aż tak, i wolałabym mimo wszystko dostać coś w zamian. Nawet jeśli będzie to tylko pochwała.

Ayeka zachichotała.

- A więc jesteś hipokrytką pełną gębą. Przy mojej siostrze czy Ryoko tak nawijałaś, że nic nie chcesz, ale jakbym ci zaoferowała kasę, to byś pewnie nie odmówiła.

- Potrzebuje pieniędzy i też nie zajmuję się tym... że tak powiem - w pełnym etacie. No ale skoro już jest po wszystkim, to dam sobie spokój.

- Czyli wolałabyś się obłowić jeszcze zanim staniesz się osobą publiczną?

- Coś w tym stylu.

Ayeka westchnęła ciężko.

- Jestem ci bardzo wdzięczna - powiedziała cicho. Usagi spojrzała na nią. Wyglądała, jakby zeszło z niej całe powietrze. - Może w końcu... skończę... Będę mogła... - pokręciła przecząco głową. - Boże, co ja najlepszego robię.

- Jeśli chcesz się wyżalić, bo z jakiegoś powodu nie możesz im powiedzieć, to mogę posłuchać.

- Może jakby co, na jedną noc się załapię... Washu, skończ nasłuch - Ayeka rzuciła w powietrze.

- Jak sobie życzysz, księżniczko. Tylko niech to nie trwa całą noc - usłyszały.

Ayeka wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów i zapaliła.

- Nie jesteś stąd i chyba wystarczy dać ci pieniądze, żebyś nic nie powiedziała - stwierdziła. - Jeśli zajdzie taka potrzeba. Zresztą chyba i tak by ci nie uwierzyli... Zajmuję się tutaj kilkoma sprawami, przez które najprawdopodobniej mój brat by mnie stąd wyrzucił. I to w podskokach.

- Dlaczego? - spytała Usagi.

- Jesteśmy dość konserwatywną rodziną i jest w niej nie do pomyślenia, żebym kochała się z kimś, kto nie jest moim mężem, żeby była to kobieta i żebym pozwoliła się uwieść po pijaku. I żebym się z nią regularnie spotykała - westchnęła - przez te wszystkie sprawy związane z Ryoko miałam problemy z seksem i teraz chyba będzie lepiej... Uważasz, że to normalne?

- Moim zdaniem tak. Chociaż ja osobiście jestem heteryczką. Ale prawie wszystkie pozostałe Czarodziejki są lesbijkami, więc nie uważam tego za coś wyjątkowego. Poza tym tutaj chyba ważniejsze, czy ona umie cię zadowolić i nie robi tego wbrew twej woli. I chyba ty nie robiłaś tego wbrew jej woli.

- Wbrew niej nie, ale któregoś dnia zaprosiła śliczną małolatę, która później uciekła z krzykiem i teraz zbieram kasę, żeby mnie nie oskarżyli o pedofilię. Ale była naprawdę super... Zresztą w ogóle szastam tutaj łapówkami na prawo i lewo. Z policjantką prowadzącą sprawę się przespałam, żeby spojrzała na to łaskawszym okiem, prawniczka też coś dostała... Przecież ja miałam być dobrym człowiekiem, miałam przestrzegać prawa i być wzorem do naśladowania, co się mną porobiło? Jak mogłam tak skończyć?

- Nie wiem, ale tutaj się mówi, że tylko ten, kto nic nie robi, nie popełnia błędów.

Następny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • rip LunarBird CLH : 2008-07-28 23:33:28
    super

    Jeden z najlepszych fanfików, jakie czytałem. Realia bardzo rozbudowane, zwłaszcza jeśli chodzi o Sailor Moon. Ale też zostało to zrobione z głową. Mniam!

  • Grisznak : 2007-09-07 10:14:55
    kilka uwag

    A więc jedziemy - pomysł też jest i czytać można. Osobiście radziłbym pociąć to nieco, ten rozdział można było spokojnie rozbić na trzy części, a czytało by się łatwiej.

    Co do kanoniczności TM nie podejmuję się oceniać, bo realia tegoż znam słabo. Nigdy nie byłem zwolennikiem crossoverów, ale tu jakoś to nie drażni.

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu