Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Tenchi Muyo! Pod prąd

Miłość, seks i pieniądze

Autor:Krzych Ayanami
Korekta:IKa
Serie:Sailor Moon, Tenchi Muyo
Gatunki:Dramat, Obyczajowy, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Yuri/Shoujo-Ai, Wulgaryzmy
Dodany:2007-09-14 12:43:08
Aktualizowany:2007-09-14 19:05:33


Poprzedni rozdział

Sasami przygotowała Sakurze posłanie, obserwując ją przy okazji katem oka. Szczerze mówiąc... Zdarzało się, że czasami bała się różnych rzeczy, bała się, co wyjdzie z niektórych imprez, które organizowali w szkole, bała się wracać zimą do domu, bo od dawna było wtedy ciemno. Bała się jak jej wyjdą klasówki i czy czasami nie napadnie jej jakiś zboczeniec... I ewentualnie obmacywania, ale na to znalazła sposób... Teraz bała się przede wszystkim siebie samej. I to nie dlatego, bo mogłaby nie utrzymać swoich rąk przy sobie. Nawet nie zamierzała próbować. Przede wszystkim tego, czy okaże się naprawdę dobra i nie da plamy, czy się przypadkiem nie skompromituje. Westchnęła ciężko. Wszystko się strasznie skomplikowało. Dawniej nie zawracała sobie głowy wieloma rzeczami. Miała na przykład Tenchiego i to wystarczało. To znaczy nie całkiem miała, bo dziewczyny się o niego użerały, no ale zawsze mogła liczyć na wyrazy sympatii i pomoc. Była dla niego kimś... Chociaż tak prawdą a Bogiem lepiej się było teraz nie zastanawiać, kim. Po powrocie trzeba było stawić czoła rzeczywistości i przyznać, że to już się koniec. Owszem mogła jeszcze robić jeść czy prasować... Ale to wszystko. On był już tylko Ryoko. Przepłakała wtedy noc w łóżku - i nic więcej zrobić nie mogła. Nie było się, co oszukiwać. Chodziła do szkoły, więc myślała, że znajdzie na jego miejsce jakieś zastępstwo... Czego efekty były takie, że kiedy Ayeka spytała jak się jej układa, to przez dłuższą chwilę bezradnie patrzyła, jak klnie na czym świat stoi swoje byłe sympatie. Korzystając bez wahania z repertuaru Ryoko... Która zresztą przy tym była, a która z rozbawieniem przyglądała się temu dowodowi na to, że człowiek niczego nie uczy się tak dobrze przy nieodpowiednich okazjach, jak przekleństw. Pierwszemu, który był największym kutafonem, jakiego w życiu spotkała o mało oczu nie wydrapała, kiedy usłyszała przechwałkami o tym jaka była uległa i mu się nadstawiała w łóżku... Ostatecznie za namową Ryoko zrobiła scenę w stołówce i przyznała, że owszem, może do czegoś podobnego doszło... Ale tak naprawdę to sami rozumieją, wielkość ma znaczenie, a ten u niego był zdecydowanie poniżej średniej i wyglądał jakby samym sobą mówił, że tak naprawdę to jedyne czego do szczęścia potrzebuje, to umięśnionego, spoconego faceta... Wszystko to mówiła niosąc sobie posiłek, który chciała zjeść razem z koleżankami. Nie doniosła go, ponieważ jej były strasznie się na nią wkurzył i z całej pary kopnął ją w brzuch, więc kiedy się zwinęła z bólu całe jedzenie wylądowało na niej. Było jej wstyd straszliwie za całą scenę, ale kiedy zdała sobie sprawę jak wygląda, że nie zdąży zjeść, bo musi się przebrać... Dopiero wtedy nabrała ochoty na zrobienie awantury i wymyślanie go od damskiego boksera. Oraz miała zamiar zadać pytanie - co, zupa była za słona? Nie zdążyła zrobić ani jednego, ani drugiego, bo jej nauczycielka od wf'u zabrała ją do szatni. Chciała zapobiec burdzie i kiedy już trochę ochłonęła, jej zachowanie przyjęła z wyrozumiałością. Nie wiedziała jednak, co zrobi, jeśli jeszcze raz przyjdzie jej się z nim spotkać... Okazało się, że nie musi się tym martwić, bo na następnej przerwie sam się do niej zgłosił i był bardzo miły - zaoferował rekompensatę za straty moralne w wysokości 10 tysięcy jenów, przeprosił ją za wszystko i obiecał, że to już się nie powtórzy. Trochę ją to zdziwiło, podobnie jak podbite oko, na które nauczycielka patrzyła z wielką podejrzliwością. Odpowiedź na pytanie, co mu się stało brzmiąca "wpadłem na drzwi" zdecydowanie jej nie zadowoliła. Jak się później dowiedziała pocztą pantoflową, uczennice ze starszych klas spuściły mu łomot, co było przykładem szybko działającej, skutecznej i bolesnej szkolnej sprawiedliwości... Wtedy miała jeszcze obiekcje i wyrzuty sumienia, że sprawa się tak zakończyła. Jej następni faceci byli na szczęście lepsi, chociaż przy niektórych puszczały jej nerwy. Szlag ją trafił, kiedy taki jeden na jej urodziny zamiast kupienia prezentu przepuścił całą kasę w salonie gier, po czym bardzo z siebie zadowolony pokazał jej karteczkę, na której napisał ilość zdobytych punktów. Spoliczkowała go i poszła poszaleć samemu. Takie numery z nią nie wychodziły. Jakby nie było, do swoich sympatii podchodziła w bardzo romantyczny sposób - oczekiwała prezentów, zaproszenia do jakiejś kawiarenki czy do kina, kwiaty też były nie od rzeczy. Niestety, jej koleżanki powiedziały jej, że ma przestać opowiadać banialuki i skoncentrować się na tym towarze, który jest dostępny, a nie na fantastyce. Na wielką miłość i tak nie miała, co liczyć, a fanatyków czy innych świrów lepiej w ogóle nie było co brać pod uwagę. Dla własnego dobra. Oni byli homo - ale erektus, a nie sapiens. Jedyne, do czego się nadawali, to do podbierania im kasy. Wystarczyło raz w miesiącu kupić prasę branżową, zobaczyć, kiedy mają miejsce jakieś premiery - i już można było zaplanować sobie wydatki z uwzględnieniem dodatkowych wpływów. Ryzyko wpadki i prawie nie istniało. To byli ludzie, którzy mieli problemy, żeby rozmawiać z innymi niż oni sami, z dziewczynami z krwi i kości zupełnie nie dawali rady, a żeby jeszcze poskarżyć się nauczycielom... Wymagało to dla nich zbyt wielkiego wysiłku. Osobiście bardzo ją to oburzało, ale kiedy dziewczyny w celach jak to nazwały "wychowawczych" kupiły jej na urodziny komplet klasyków kina amerykańskiego, w skład, którego weszło najnowsze wydanie obu trylogii Gwiezdnych Wojen, kolekcjonerskie wydania Ojca Chrzestnego, Władcy Pierścieni oraz remasterowana wersja Obywatela Kane'a, a oprócz tego obie serie Bubblegum Crisis oraz kilka innych pozycji z których cieszyła się jak dziecko... To no cóż - jej sumienie najpierw zawyło... A potem zamilkło. Wolała się nie zastanawiać ile osób musiały okraść, aby zebrać potrzebną kwotę. Nie wiedziała też, kogo konkretnie skroiły i nie mogła teraz wszystkiego sprzedać, żeby im oddać. Bo zaraz by wyszło na to, że to jej wina... I co najgorsze to była szczęśliwa z posiadania tych wszystkich filmów. Ryoko oczywiście zaraz zbyła jej wyrzuty sumienia. Sama nie zrobiła nic złego, nie ponosiła żadnej odpowiedzialności za działania koleżanek i dopóki jej nie powiedziały, nie wiedziała, że coś takiego miało miejsce. Innymi słowy - nie istniał żaden powód, dla którego miałoby być jej przykro. Rzecz jasna Ayeka miała w tym względzie zupełnie inne zdanie.. Ale to już był płacz nad rozlanym mlekiem. Szczerze mówiąc to rady demonicy, jak chociażby ta o zrobieniu wspomnianej sceny, sprawdzały się idealnie i w szkole umiała dzięki nim o siebie zadbać... Lepiej czy gorzej, ale dawała sobie radę... Polecenia Ryoko miały niestety tą wadę, że każdorazowe ich zastosowanie nieustannie wiązało się z poczuciem obrzydzenia do siebie samej. Z natury nie była ani chamska, ani wredna i ciężko jej było, kiedy musiała podobne rzeczy robić. A kiedy w jej życiu pojawiła się Sakura... To była zupełna teoria - jasne, wiedziała, że takie rzeczy się zdarzają, ale przeważnie miała je po drugiej stronie telewizora. Nikt przy zdrowych zmysłach nawet nie poruszał tego tematu, to był zupełnie inny świat - dzięki Bogu. Rozumiała, że Ryoko w przypływie słabości chciała Sakurze pomóc - ale czy naprawdę musiała to robić w domu? Nawet własnym? Demonicę zdziwiło jej nastawienie, przecież normalnie była ostatnim człowiekiem, który w ogóle by się zastanawiał, czy trzeba pomagać innym. Kiedy jednak wytłumaczyła co jest grane... Na Jurai prostytucja była zalegalizowana, głównie, dlatego, bo obywatele i tak korzystali z podobnych usług, a w ten sposób można było ściągać podatki do budżetu. Nie zmieniało to jednak faktu, że podobna działalność była hańbą dla każdego kto się nią zajmował i urągała elementarnemu poczuciu przyzwoitości. Jak jakakolwiek dziewczyna czy kobieta, mając do wyboru inne zupełnie legalne źródła dochodu, mogła się zajmować czymś podobnym? Sakura na Jurai byłaby zakałą państwa, kompletnym dnem obyczajowego i społecznego porządku. Nawet kryminaliści stali wyżej, bo jakby, co można ich było pozamykać w więzieniach i dzięki resocjalizacji przywrócić państwu, jako pełnoprawnych obywateli. Ryoko ręce opadły, kiedy skończyła i zobaczyła, że Ayeka patrzy na nią... Tak jakoś dziwnie. Powiedziała tylko "dziecko, dorośnij" i sobie poszła. I chociaż wtedy była na demonicę wściekła - to powiedziała ona, że ma przygotować Sakurze posłanie, umyć ją, opatrzyć i dać jeść. A jeśli się dowie, że zrobiła jej krzywdę to dostanie w skórę - ale tak, że się szybko nie pozbiera. Strasznie jej to dopiekło - miała zamiar pooglądać telewizję, pograć w coś, albo poczytać książkę, no w każdym razie przyjemnie spędzić wolny czas. Ale musiała go marnować na nią. Nie umiała ukrywać swoich emocji, więc nie zdziwiło jej, kiedy na odchodnym usłyszała pytanie: dlaczego mnie nienawidzisz? Tylko prychnęła w odpowiedzi patrząc na nią pogardliwie. Niczego nie musiała tłumaczyć. Miała nadzieję, że na tym się ich znajomość skończy... Niestety, Sakura uznała, że jak Ryoko przygarnęła ją raz, to zrobi to znowu - jedyne czym ryzykuje to wyrzuceniem na bruk co jej sytuacji nie zmieniało ani na jotę. Demonica za jednym czy drugim razem spojrzała na to przez palce - ale kiedy sytuacja zaczęła się powtarzać zakomenderowała, że ma ją nauczyć, gotować, prasować i w ogóle sprzątać. Tenchi oczywiście natychmiast temu przyklasną... Głównie z tego powodu, że Ryoko we własnym domu nie radziła sobie z żadną z tych czynności i była to wspaniała okazja, żeby w końcu zaczęli żyć jak ludzie... Było wiadome, kto ma się tym zająć, a demonica tak na nią przy okazji spojrzała, że wolała już nie stroić fochów... A ponieważ miały spędzić razem nieco czasu, to pozadawała jej kilka pytań odnośnie jej sytuacji. Efekt tego był taki, że miała wielkie problemy z zaśnięciem i uspokojeniem się. Sakura zgotowała jej bowiem terapię wstrząsową, na którą nie była przygotowana. Na którą nie mogła się przygotować. Jej życie tutaj było proste, łatwe i przyjemne - może za wyjątkiem szkoły, no ale zawsze miała dokąd wrócić. Ale ona... We wszystkim, co mówiła była taka uderzająca beznadzieja i rezygnacja... Już nawet nie rozpacz... Kiedyś cieszyła się ze swojej błogiej nieświadomości, niewiedzy jak to jest. Kiedyś mogła bez wahania powtórzyć wszystko co w danej materii miały do powiedzenia prawa Jurai. Teraz... Nigdy nie czuła się tak obrzydliwie. Bezużyteczna. Głupia. Zupełnie wyprana z litości i współczucia. Ślepa i głucha, bo tak jej było wygodnie. Dziecko, które się cieszy z piaskownicy, chociaż już dawno z niej wyrosło, ale za dobrze się bawi, żeby to dostrzec. Z sercem w strzępach. I obdarta z niewinności. Chociaż to ostatnie było akurat najprostsze do zniesienia. Cała rozdygotana poszła do swojego pokoju i zwaliła się łóżko. Ayeka nie mogąc się doczekać kolacji poszła do niej w końcu zapytać, co się dzieje. Ale kiedy zobaczyła odłamki lustra na podłodze i to, w jakiej jest formie... Zadawanie pytań stało się zbędne... Uznała wtedy, że musi pokazać, że to nie jest tak, że może się przydać i coś zrobić, odmienić jej los. Bardzo szybko jej pokazano, gdzie jest jej miejsce. Oficjalnie była 16 letnią, niepełnoletnią dziewczyną. Za podejmowane przez nią decyzję musiała stać zgoda jej rodziców lub opiekunów. Innymi słowy... Miała bardzo ograniczone pole manewru. Tylko Ryoko naprawdę mogła coś poradzić i tylko w jej domu mogła się nią opiekować. I robiła ze swojej strony, co mogła, chociaż odnosiła wrażenie, że dziewczyna niemal przecieka jej przez palce. Co pewnie jeszcze bardziej wzmacniałoby jej frustrację... Sakura na ich pomoc patrzyła z wielką podejrzliwością i na początku wprost powiedziała, że chcą ją zmiękczyć przed jakąś imprezą grupową. Ryoko na to nie zareagowała. Ustaliła jasne zasady i respektowała je z żelazną konsekwencją. I chociaż Sakura na początku twierdziła, że nie da się oszukać, ani wykorzystać... To jednak z czasem zaczęła przy niej i demonicy pokazywać inną twarz... Nie miała niczego, co mogłaby ofiarować w zamian w za ich opiekę, więc wyrażała wdzięczność po prostu dziękując... Ale też ta wdzięczność wprowadziła w jej życie kompletny chaos. Kiedy po raz kolejny pomogła jej uciec przed konkurencją, która miała zamiar pociąć twarz Sakury żyletką to tej samej nocy dziewczyna chciała jej podziękować... Uwodząc ją i stwierdzając przy okazji, że sprawi iż naprawdę będzie zadowolona. Rzecz jasna dała jej kosza i powiedziała, żeby się przestała wygłupiać. Takie rzeczy były absolutnie nie do pomyślenia, była dziewczyną. Fakt, że z chłopakami jej się nie układało, wcale nie oznaczał, że była lesbijką. Osobiście nigdy się nie myślała o tym czy poszłaby kiedyś z kimś do łóżka. To była kompletna abstrakcja, wiedziała, że takie rzeczy się zdarzają, ale nigdy nie przyszło jej do głowy, że miało to dotyczyć jej. Że miałaby robić coś podobnego. Zresztą o sobie też nigdy nie myślała, że miałaby być seksowna, chociaż wyrosła i nabrała zdecydowanie kobiecych kształtów, czy też miałaby się komuś w ten sposób podobać. Szybko się przekonała, że musi coś z tym zrobić. Bo sprawy nie da się odkładać, na kiedy indziej. Sakura uznała, że skoro nie udało jej się za pierwszym razem, to znaczy musi ją zmiękczyć, a wspólna noc będzie jedynie kwestią czasu. Pewnie, wiedziała, co o takich sprawach mówiło się na Jurai. Mogła z pamięci wyrecytować wszystkie regulaminy, przepisy, obyczaje... Problem polegał na tym, że w większości przypadków nauczyła się nie rozumiejąc co oznaczają i do czego się je stosuje. Ale kiedy teraz przychodziło do konfrontowania ich z rzeczywistością... Być może mogłaby z nich korzystać, postępować tak jak na Jurai się powinno postąpić. Czyli dać Sakurze w sposób jasny i nie pozostawiający żadnych wątpliwości, że nie jest, nie była i nigdy nie będzie nią zainteresowana, gdyż jest to coś absolutnie niedopuszczalnego. Była dziewczyną i pewnych rzeczy bez względu na okoliczności się nie robiło. Być może powinna była z nią porozmawiać i wytłumaczyć, czemu nic z tego nie wyjdzie. I być może powinna zrobić jeszcze kilka innych rzeczy... Tylko, że to wszystko mogłoby zadziałać, gdyby spełniła jeden, podstawowy warunek. Gdyby była z kamienia i nic co się działo nie wywierało na nią żadnego wpływu. Nic nie czuła i niczym się nie przejmowała. Sakura nic dla niej nie znaczyła. Gdyby to wszystko było jednocześnie możliwe, wtedy miałoby szanse na odniesienie sukcesu. Jeśli tym sukcesem miało być powiedzenie "nie". Tylko, że... Szybko zdała sobie sprawę z faktu, że jej kontrola staje się coraz bardziej iluzoryczna. I to przede wszystkim nad samą sobą. Czasami, owszem całowała się z koleżankami na dzień dobry, czy do widzenia, ale to nie było nic poważnego, było jedynie wyrazem sympatii i niczym ponad to. Sakura zdecydowała się postępować zgodnie z zasadą, iż "kropla drąży skałę, nie siłę lecz częstym padaniem". I kiedy ją całowała... Z całą pewnością nie zajmowała się myśleniem nad tym co robią. Chociaż potrafiła się jeszcze upilnować. Ale inne "zabawy" Sakury bardzo dosłownie zwalały ją z nóg. Przez co na początku zupełnie nie widziała co ma ze sobą począć. Miała wielkie obawy, żeby z podobna sprawą zgłosić się do Ayeki, bo jak przypuszczała, ta natychmiast powiedziałaby demonicy, żeby dała sobie z Sakurą spokój. Co było wykluczone. A sama dostałaby kazanie na temat swoich powinności i zostałaby odesłana do stosownych przepisów. Taka była teoria. Praktyka... Praktyka była taka, że któregoś razu Ayeka przyłapała je kiedy Sakura trzymała właśnie jedną rękę pod jej stanikiem, zaś ich języki były zajęte sobą nawzajem. I kiedy jej siostra to zobaczyła, to powiedziała, że na miłość boską mogą się bawić, tylko niech wcześniej zamkną za sobą drzwi, albo niech ona tego nie widzi! W końcu jest sama i takie widoki naprawdę nie muszą jej tego przypominać. Z sercem w gardle zdecydowała się z nią porozmawiać na ten temat... I usłyszała od Ayeki, że są wystarczająco dorosłe, żeby przestać ukrywać iż sprawy związane z seksem istnieją. I że i tak będzie nimi wykazywać zainteresowanie, bo jest dziewczyną z krwi i kości i tutaj zbyt liberalnie się do tego podchodzi, aby nie wywierało to nią żadnego wpływu. Obie zaś spędzają po za domem większą część dnia i ona po prostu nie ma jak jej kontrolować - patrzeć jej na ręce i sprawdzać, czy nie zrobi niczego głupiego. Darzy ją jednak zaufaniem i wierzy, że nie zrobi niczego niewłaściwego a jeśli będzie jakiś problem, to zostanie o nim poinformowana. Że jest napalona na Sakurę to ona wie - uważa jednak, że w sytuacji, kiedy wcześniej nie widziała nikogo po za Tenchim, jest to młodzieńcza fascynacja, która z czasem jej przejdzie. Po za tym z dziewczyną nie może zajść w ciąże... A jeśli będą potrzebować jakiś zabawek z seks shopu, to wystarczy, że powie słowo. Cóż... Nie była wstanie wykrztusić wtedy słowa. Było to takie bezpośrednie, takie dosadne i dotyczyło spraw tak intymnych, że chyba jeszcze nigdy nie przytrafiło jej się tak zarumienić ze wstydu... Jej siostra zdecydowanie umywała od sprawy ręce. Oczywiście trochę się z tym gryzła. Dokładnie 5 minut, bo tyle czasu zajęło jej dojście do swojego pokoju i spotkanie w nim z Sakurą... Postawa Ayeki, jak się przekonała, miała jeden, zasadniczy plus. Kiyone, Mihoshi i Washu nie za bardzo wiedziały jak mają się zachować, kiedy przypadkowo wpadały na ich zabawy. Skoro jednak księżniczka uznała, że jest to w porządku... To ich działalność ograniczyła się do cichego zamykania drzwi, albo dyskretnego wycofywania się na z góry upatrzone pozycje, żeby im nie przeszkadzać. Po za tym... Bez względu na to, jak bardzo wydawało jej się to niewłaściwe, to czuła się wspaniale. Sakura... Była jej i tylko i wyłącznie jej. Nikogo innego. Nie było nikogo między nimi. A teraz... Teraz Sakura była bezpieczna, była w tym domu i nie mogło jej się już stać nic złego. Nikt nie mógł jej wyrządzić krzywdy. Nawet nie umiała powiedzieć, jak bardzo ją to cieszy. Chyba jeszcze nigdy nie była taka szczęśliwa... I tak bardzo jej nie pragnęła. Chciała ją tulić w swoich ramionach, czuć całym swoim ciałem. Poznać jej smak. Podzielić się emocjami i pragnieniami, które w niej płonęły.Była tylko jedna osoba, którą musiała się martwić...

- Co ty teraz Tsunami robisz - zapytała w myślach.

- Przygotowuję kamerę, aby nagrać ciebie z Sakurą - usłyszała i ręce jej opadły.

- Jestem przekonana, że będzie warto to zachować dla potomności. Gdyby kiedyś weszło wam to w nawyk, będziecie się mogły nakręcić oglądaniem jaki był wasz pierwszy raz.

Sasami zrobiła się purpurowa z gniewu i wstydu.

- Racz mi się pokazać, abym mogła cię zabić. - W jej uszach zabrzmiał śmiech.

- Tylko się z tobą droczę. Nie daj plamy i pójdź na całość, żeby potem nie było, że Sakura musiała kończyć samodzielnie. Obiecuję, że nie będę podglądać.

Sasami odetchnęła kilka razy głęboko, by się uspokoić. Po chwili podeszła do Sakury i korzystając z faktu, że jest do niej odwrócona tyłem, objęła ją i przysunęła usta do jej szyi. Drgnęła nieprzyjemnie zaskoczona, gdy poczuła i usłyszała jak z jej piersi wyrwał się szloch.

- Co się stało?! - Spytała zmartwiona.

- Nic.. - Sakura odwróciła się do niej i było widać, że płacze. - Jestem tylko bardzo, ale to bardzo szczęśliwa - uśmiechnęła się. - Pierwszy raz w życiu mam dom, a w nim ludzi, którzy mnie pokochali... - Zaczerwieniła się. - Ja jeszcze nigdy nie robiłam tego z kimś, kogo bym kochała. Bądź delikatna...

Sasami uśmiechnęła się do niej rzewnie.

- Ja jeszcze nigdy... - Chwyciła dłoń Sakury i położyła sobie na piersi. - Czy czujesz jak bije mi serce?


Usagi opadła ciężko na werandę i usiadła na kolanach. Jej głowa od razu opadła na pierś i poczuła jak jej ciało ogarnia ogromne zmęczenie. W końcu mogła sobie pozwolić na jego okazanie. Wcześniej oddała motocykl do przeglądu, co oznaczało, że firma ubezpieczeniowa znowu będzie wieszać na niej psy i podniesie jej składki... Ale już nie miała sił się tym przejmować. Najważniejsze, że miała powód, aby zrobić sobie kilka dni wolnych, z których pierwszy prześpi i zabije każdego, kto będzie próbował jej przeszkodzić. W pracy będą sobie musieli bez niej poradzić - może i była znana jako "Posłanniczka", ale do diabła, przed jej pojawieniem się szpitale i zoo jakoś funkcjonowały, więc nic się nie stanie. Ze dwa lata temu była świadkiem, jak w trakcie rozładunku uciekło kilka jadowitych węży, więc dyrekcja z marszu zarządziła ewakuację. Która o mało co nie zakończyła się sukcesem. Bo niestety, ale kilkuletni dzieciak wpadł na te gady i te kilka osób, które przy tym były uznało, że się go uratować nie da. Dla niej jednak nie było to coś, z czym nie dałaby sobie rady, więc podeszła do niego, wzięła na ręce i zaniosła w bezpieczne miejsce. Co od razu wzbudziło wielkie podejrzenia. Po prostu w międzyczasie została kilka razy ukąszona i opluta... Sęk w tym, że dla znającego się na rzeczy personelu było oczywiste, że ona nie miała prawa tego przeżyć. Zrobiła to przy zaledwie kilku osobach, które zdecydowanie wolały poczekać na wyjaśnienie. Oczywiście było to wspaniałe - ale również bardzo naiwne i głupie. Czyli bardzo dla niej charakterystyczne. Ponieważ jednak na tłumaczenie było zdecydowanie za późno... Więc ograniczyła się tylko do powiedzenia, że "daje sobie z tym radę". Co zdecydowanie nie wyczerpywało tematu, ale dla dyrekcji zoo nie było aż tak ważną kwestią. Bo zainteresowało je zupełnie co innego. Faktem, który sprawdzili i którego nie można było podważyć było to, że jest całkowicie uodporniona na wszelkiego rodzaju trucizny i jady. O wiele ciekawsze było jednak to, że posiada umiejętność stworzenia na bazie krwi antidotum na jedno i drugie - praktycznie od ręki. Jej preparaty trzeba było wykorzystać w ciągu zaledwie godziny czy dwóch, ale w przypadkach o jakie chodziło było to już dawno po śmierci pacjenta. Ważniejsze było utrzymanie go przy życiu do czasu jej przybycia. A ponieważ fama o niej rozniosła się bardzo szybko wśród placówek medycznych, to szybko dopuszczono się dla niej fałszerstwa na niewyobrażalną wręcz skalę. Do tego co robiła wiele osób podeszło bardzo pragmatycznie. Jazda po mieście ze specyfikami wiązała się z ryzykiem złapania przez policję i otrzymaniem mandatu oraz punktów karnych - co mogło sprawić, że cała sprawa szybko się zacznie i jeszcze szybciej skończy. Aby temu zapobiec należało z niej i jej motoru zrobić jednostkę medyczną, by mogła korzystać z koguta i miała pierwszeństwo w ruchu miejskim. Było to jednak możliwe tylko dla osób z odpowiednim wykształceniem - którego nie posiadała. Ponieważ jednak jej usługi zostały uznane za ważniejsze, na Todaju sfałszowano całą jej dokumentację dotyczącą odpowiednich studiów. Dzięki temu żaden policjant czy dziennikarz nie mieli czego się przyczepić. Jak na to zareagowała Ami nie usłyszała wprost z jej ust, tylko od Makoto. A ta wspomniała, że Czarodziejkę z Merkurego szlag trafił na miejscu. Rozumiała, że chodzi o pomaganie ludziom, że dzięki temu leczy się najcięższe przypadki. Tylko, że to był zwyczajny szwindel i oszustwo. Miała również pewne obiekcje, czy rozbijanie się motocyklem po mieście można nazwać pracą... Ale szybko jej przeszło, kiedy któregoś dnia wzięła wolne i potowarzyszyła swojej przełożonej w rozwożeniu antidotum i organów do przeszczepów pomiędzy poszczególnymi szpitalami. Kiedy ta odwiozła ja do domu, padła krzyżem tuż za drzwiami wejściowymi i powiedziała, żeby nigdy więcej jej czegoś takiego nie robiła. Po prostu Usagi w ciągu dnia wyrabiała przynajmniej 200 kilometrów i przez kilka pierwszych miesięcy pracowała przez cztery dni w tygodniu, bo najzwyczajniej w świecie nie dawała fizycznie rady więcej. Na pieniądze nie mogła przy okazji narzekać, chociaż pożarła się o nie z Shinbo. Po prostu to było co innego, kiedy dostawała je od rodziców i kiedy każdy zarobiony jen to były jej pot, krew i łzy. Więc o ile na początku przymykała oczy na pożyczanie od niej kasy, to w końcu mu wygarnęła "znajdź pracę i zarób!". Przez jakiś czas miał jej to nawet za złe, ale od kiedy zdecydowanie zyskał w oczach kolegów... Cała sprawa wyszła zupełnie przypadkiem. Rodzice zdecydowali się zrobić sobie kilka dni wolnego, więc zostawili dom pod jej pieczą. Co i tak było żartem, bo przecież i tak jej prawie nie było. Shinbo oczywiście natychmiast zdecydował się skorzystać z okazji i zorganizował dla swoich kolegów małą imprezkę. W każdym razie wróciła wieczorem z pracy i poszła go poszukać, żeby łaskawie zrobił jej coś do jedzenia. Jak się przekonała jej kochany braciszek właśnie osuszał z kumplami barek... A tych na jej widok wręcz zamurowało. Miała bowiem na sobie dwuczęściowy kombinezon motocyklowy, którego górę już rozpięła, a pod spodem krótką, kończącą się w okolicach brzucha koszulkę na ramiączkach. Więc widok "dwudziestki" z proporcjonalnym i świetnie się prezentującym pod ubraniem biustem, doskonale płaskim brzuchem oraz lśniącą od potu skórą sprawił, że zadziałała na nich jak płachta na byka, zaś pierwsze słowa jakie padły po jej pojawieniu się brzmiały "Shinbo kim na litość boską jest ta cizia". Oraz "spałeś już z nią?". Powstrzymała się od komentarza i szybko umyła się w łazience oraz poszła do swojego pokoju. Przesuwając przy okazji szafkę i biurko pod drzwi i tworząc ogromną, bardzo parzącą i kłującą pokrzywę pod oknem. Owszem, może była naiwna i głupia, ale miała wystarczająco dużo instynktu, żeby wiedzieć iż jakiś śmieszny zamek w drzwiach to za mało, żeby powstrzymać bandę napalonych i pijanych facetów. Którzy nie przyjdą po to, żeby porozmawiać o literaturze czy grach, tylko po to, żeby ją przelecieć. Rano jak się przekonała wejście do niej było w kompletnej ruinie i wolała się już nie wtrącać w opieprz jaki rodzicie zorganizowali Shinbo. Był facetem i zachował się jak facet, nie miała powodu, żeby mieć mu to za złe. Ostatecznie antykoncepcja to była jej działka. Natomiast bardzo zirytował ją fakt, że na jej prywatny numer zaczęło wydzwaniać towarzystwo mające nadzieję, że może uda się z nią umówić. Ostatecznie dała sobie z tym radę ustawiając w telefonie, że nieznane numery mają mieć jakiś cichy i nie wyróżniający dzwonek, zaś z osoby dzwoniące z domu uruchamiały "Hard rock hallelujah". Po prostu potrzebowała czegoś mocniejszego, żeby zwrócić jej uwagę kiedy właśnie jechała... Raz czy dwa zastanawiała się, czy nie rzucić tego wszystkiego w cholerę, jednak alternatywa nie była specjalnie zachęcająca. Mogła wrócić do pracy telefonistki w BOKu, wklepywania danych, albo kłaniania się klientom w sklepie. Robiła już to wszystko. Ona udawała, że pracuję, a jej pracodawca udawał, że jej płaci. Wszystkie te zajęcia nie dawały praktycznie żadnych perspektyw awansu i lepiej było nie marzyć nawet o tym, żeby mieć jakiś własny kąt. Pracując dla szpitali i zoo zapieprzała jak dzika... Ale kiedy widziała bliskich ludzi, którym jej specyfiki pomagały, gdy widziała jak się cieszą i próbują wyrazić wdzięczność za to co robiła... To było to warte wszystkiego. Pomagała ludziom, sprawiała, że byli szczęśliwi i nic mogłaby robić, nie byłoby w stanie dać jej większej radości. Jej rodzice byli z tego stanu rzeczy bardzo zadowoleni - głównie dlatego, że zarabiała wystarczająco dużo, żeby wynająć własne mieszkanie ze wszystkimi wygodami, zaś jedynym powodem dla które wciąż z nimi żyła był fakt, że nigdy nie miała dość czasu, żeby się tym zająć. Szukanie ofert i przeglądanie kwater to była w jej sytuacji czysta fantazja, a chodzenie po sklepach w poszukiwaniu mebli czy sprzętu AGD i RTV zakrawało na abstrakcję. Uśmiechnęła się do siebie. Hotaru co prawda lubiła narzekać na to, jak to czasami ciężko jest w szkole, ale kiedy któregoś dnia zobaczyła jak wygląda jej dzień pracy, to powiedziała, że za Chiny by się z nią nie zamieniła. Zresztą na żadną z nich by się nie zmieniła... Przynajmniej, jeśli chodziło o robotę, bo jeśli chodzi o inne aspekty... Raz jeden Hotaru ośmieliła się nazwać Ami "utrzymanką", co tą bardzo zabolało. Odpowiedzi nie usłyszała, bo Haruka zrobiła jej ochrzan straszliwy. Z całą brutalnością przypomniała jej, że może i jest Czarodziejką z Saturna oraz Wojowniczką Zniszczenia - Sailor Satan - ale robi w tym świecie za gówniarę, mieszka w ich domu, nie zarabia nawet na własne wydatki i ma opłaconą szkołę. Po ukończeniu, której powinna się dalej kształcić, jeśli ma w planach do czegokolwiek dość w życiu, a nie tylko na nich żerować. Dowiedziała się o sobie jeszcze kilku rzeczy i przeprosiła. Co było jedną z wielu awantur między nimi. O wiele poważniejszą kwestią było to, co musiały zrobić. Z opowieści Chibiusy - która już od dawna była z powrotem w przyszłości razem z Setsuną - wiedziały, że miały stworzyć Srebrne Milenium, że miały objąć władzę i pokierować planetą ku świetlanej przyszłości. Problem w tym, że z walki z Galaksją... Wyszły dość mocno pokiereszowane. I to nie fizycznie - z ran mogłyby się wyleczyć - tylko przede wszystkim psychicznie. Ona pokazała im jak łatwo dały się zniszczyć, jakie były słabe i bezużyteczne... I to pomimo wszystkich poprzednich walk, kiedy dawały z siebie wszystko. Gdy Usagi wygrała... Zdały sobie sprawę z rzeczy, które wcześniej nie były dla nich aż tak bardzo istotne. Lubiły się zabawić, lubiły swoje zwyczajne i normalne życia i jeśli akurat miały rodziny - co należało do rzadkości - to kochały je ponad wszystko. Tylko, że tak naprawdę.. To wszystko służyło naładowaniu ich baterii, by chciały walczyć, by się jak najbardziej starały, bo domowe zacisze, dzieci i praca, to miało być... Raczej im obcego. Były Czarodziejkami, Wojowniczkami... I to nie pokój, tylko wojna była ich żywiołem. I by chronić to pierwsze, musiały być w ciągłej gotowości do drugiego. Wojna... Która nigdy nie będzie miała końca. Służyły Usagi i Serenity a była ona panią ich życia i śmierci, która mogła oczekiwać, że każdej chwili gdyby zaszła taka konieczność, zginą dla niej. To było ciągłe życie na krawędzi, bo zawsze musiały się spodziewać, że zostaną zaatakowane i będą się musiały bronić. Po Galaksji czuły się przez to kompletnie zaszczute i miały wielkie problemy, żeby wytrzymać to wszystko nerwowo. Więc chociaż wiedziały, co mają do zrobienia, wiedziały, co maja osiągnąć... To uznały, że w pierwszej kolejności potrzebują przerwy i wakacji od bycia Czarodziejkami. Bo kiedy zaczną ponownie, to poświęcą na to resztę swojego życia. Bardzo długiego życia. Mgliście zdawały sobie sprawę o jakich okresach jest mowa, skoro Chibiusa przybyła do nich z przyszłości oddalonej o tysiąc lat, a Michiru przy którejś okazji wspomniała coś o uczestnictwie w obronie Jerozolimy przed rzymianami... Ich życie albo miało być samotne - co je przerażało - albo spędzone ze sobą nawzajem. Bo nie potrafiły sobie wyobrazić, żeby żyjąc ponad tysiąc lat miały wychodzić za mąż, patrząc aż ich bliscy w ciągu kilkudziesięciu stają się coraz bardziej zniedołężniali by w końcu umrzeć... A wspominanie ich przez resztę życia mogło być zabójcze i zupełnie pozbawić ich chęci i sił... Po za tym... Po tym wszystkim co przeszły, nawet gdyby chciały, to nie były już chyba w stanie związać się z normalnymi ludźmi. Zaufać, otworzyć się... Rei próbowała to zrobić, ale szybko zrezygnowała, gdy świętej pamięci Kakyu zapytała się jej, "co ty mu tak właściwie o sobie powiesz". Nie była w stanie odpowiedzieć. Nie umiała podać odpowiedzi, dzięki której nie wyszłaby na psychopatkę i szajbuskę. Jak miała powiedzieć, że jest Czarodziejką, że walczy z demonami, których ludzie nie zauważają, bo w trakcie walk robi się im wodę z mózgu, że dysponuje nadnaturalną mocą i włada ogniem, potrafi latać oraz przebywać w kosmosie... To się musiało skończyć odesłaniem do czubków. Więc zdecydowanie preferowały swoje własne towarzystwo, między którym nie musiały udowadniać, że są zdrowe na umyśle. Oprócz tego wiedząc, że nigdzie im się nie śpieszy starały się pozbierać informacje na temat tego co właściwie muszą zmienić na świecie, aby stał się on lepszym miejscem dla ludzi... I przekonały się, że ich droga do stworzenia Srebrnego Milenium będzie bardzo długa i kamienista... A większość demonów nie była nawet w połowie tak zła, bezwzględna i okrutna jak ludzie. Zaś biorąc pod uwagę wszystkie tragedię, których były świadkami, rozpętywane przez różnych fundamentalistów nienawidzących ich za to, że były kobietami, polityków próbujących gwałtem i przemocą poprawiać ludzkie życie... Czekała je wojna z całych światem. Nie mogła powiedzieć, na początku miała pewne dylematy czy korzystanie z ich mocy w stosunku do zwykłych... Z wielkimi oporami musiała ich nazwać ludźmi, chociaż Mina nawet nie próbowała być tak delikatna. Uważała, że nie ma się co roztkliwiać. Srebrne Milenium z całą pewnością nie miało być dla wszystkich i trzeba będzie zrobić selekcję kto będzie godzien tam trafić. A już mogła powiedzieć, że "oni" byli bydłem przeznaczonym do odstrzału. Które przeminie jak dinozaury. Więc chociaż konfrontacja ich mocy z "nimi" mogła być tragiczna w skutkach dla "nich", to gdyby faktycznie do czegoś podobnego by doszło... Było to czymś, z czym mogłyby żyć. Zwłaszcza, że w miarę upływu czasu ich skrupuły topniały w oczach. Żeby nie gryźć się z tym samemu, powiedziały swoim rodzicom co jest grane - co tylko sprawiło, że widząc jak one do tego wszystkiego podchodzą, byli oni coraz bardziej i bardziej przerażeni. Ostatecznie jako najbardziej wyszczekaną oddelegowali matkę Minako do rozmów. A ta powiedziała im wprost, że dobrymi chęciami to jest piekło wybrukowane i jak tak dalej pójdzie to stworzą nową odmianę Trzeciej Rzeszy. I jeśli zostaną złapane, to skończą przed plutonem egzekucyjnym, albo trafią na szafot. Przy czym tak było kilka lat temu, bo najnowsza wersja brzmiała, że świata nie da się przed nimi ocalić. Z oczywistych względów uznały to - i uważały nadal - za grubą przesadę. Obecnie zaś... Czuły się właściwie nie tylko w pełni wypoczęte, ale wręcz nieco zmęczone bezczynnością. Co niestety zostało zinterpretowane jako brak nowych podniet i adrenaliny, których źródłem miało się stać korzystanie z własnych coraz bardziej niszczycielskich mocy i walka.... Udało im się już poczynić pewne przygotowania. Chociaż musiały się szybko zająć propagandą, bo nie zawsze ich z wolna podejmowane działania były postrzegane jak należy. Zniszczenie irańskich zakładów zajmujących wzbogacaniem materiałów rozczepianych na potrzeby bomby atomowej przeszło zupełnie bez echa, gdyż rząd w Teheranie całą sprawę utajnił. Zdobycie wszystkich walizkowych bomb, które od końca zimnej wojny znajdowały się nie wiadomo gdzie i u kogo również nie zostało zauważone... Niestety, zlikwidowanie całej północnokoreańskiej broni rakietowej, która mogła dolecieć do Japonii - i to również z ładunkiem - jak i zaatakować któregokolwiek z sąsiadów rozpętało międzynarodową awanturę. Zrobiły to zresztą z pobudek jak najbardziej osobistych. Znały ludzi, których bliscy zostali uprowadzeni, ale przede wszystkim tutaj chodziło o Japonię. O ich ojczyznę, miejsce w którym przebywały ich rodziny, ci których znały i których kochały. Uczciwie płaciły podatki i naprawdę ciężko na nie pracowały, było to też ich miejsce na ziemi z którego historią i kulturą w pełni się identyfikowały. Więc chyba można było powiedzieć, że są patriotkami. Jeśli mogły zrobić coś, dzięki czemu ich kraj byłby chociaż odrobinę bezpieczniejszy - to była to najwspanialsza rzecz jaką mogły zrobić. Obok oczywiście walki z demonami i innymi potworami w obronie innych ludzi. Z tego powodu bardzo się zdenerwowały, kiedy następnego dnia po swojej akcji usłyszały o "nie mającym precedensu akcie terroryzmu międzynarodowego na miłującym pokój narodzie". Przymykały na to oczy przez tydzień, ale kiedy Phenian ogłosił mobilizację i zaczął gromadzić armię przy swojej południowej granicy... Najpierw rozbiły w drobny mak wojska pancerne, a kiedy i to nie wystarczyło zlikwidowały całe uzbrojenie piechoty co sprawiło, że jedna z największych armii na świecie mogła iść do boju wyposażona w kamienie i motyki... Wojny nie można było wygrać tylko w powietrzu, więc lotnictwo litościwie pozostawiły w spokoju... W następnej kolejności zrobiły przeciek do mediów - i dopiero to rozpętało prawdziwe piekło. Próby przeprowadzenia jakiejkolwiek analizy mogły się ograniczyć jedynie do podliczenia liczebność wojsk jakie zostały zniszczone. Jednak atmosferę na arenie międzynarodowej zdecydowanie bardziej podgrzał fakt, że zupełnie nie było wiadomo jak to zrobiono. Żadne istniejące rodzaje uzbrojenia nie były w stanie przeprowadzić tak kompletnego dzieła zniszczenia - i wszyscy o tym wiedzieli. Więc kiedy doszło do nadzwyczajnego spotkania Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku to jedyne co stało się jasne, to to, że żaden rząd nie ma nad tym kontroli oraz pomysłu co z tym fantem zrobić. Chociaż zamierzały to w najbliższym czasie zmienić... Przy czym każda z nich miała swoje plany, swoje marzenia, z których część dawała się zrealizować, a część nie. Ami poszła na studia medyczne i oczywiście ostro się uczyła... A przynajmniej próbowała, bo odkąd Makoto ją usidliła jej życie nabrało rumieńców. Po prostu jej sympatia nie miała najmniejszego zamiaru pozwolić na to, żeby na studiach obrastała kurzem z nosem wciśniętym w książki. Ami robiła to w liceum - ale żyjąc pod jednym dachem z drugą osobą nie miała już na to szans. Makoto z pomocą dziewczyn otworzyła kwiaciarnię, która oferowała pieniądze pozwalające na przeżycie dwóch osób. A przynajmniej taka miała być teoria. Nie miała wielkich wymagań, chciała stworzyć coś cichego i przytulnego, gdzie klienci będą przychodzić i czuć się u siebie. Miała nadzieję, że uda jej się zarobić tyle, by Ami nie musiała pracować. Ona się miała uczyć, miała zdobywać wiedzę, by w końcu osiągnąć swój cel. Czarodziejka z Merkurego początkowo podeszła do tego z wdzięcznością... Szybko jednak musiała znaleźć gdzieś pracę. Bo chociaż było to bardzo wygodne i wiele spraw ułatwiało... To inni studenci szybko zaczęli ją obgadywać. Że sama nic nie robi, że nie musi się liczyć z pieniędzmi i ma całkiem niezły samochód... Czyli ma nadzianego fundatora, przy którym w ramach wdzięczności musi się tylko... Opinia Hotaru była już tylko gwoździem do trumny... Rzeczywistość... Potraktowała plany Makoto w sposób dość brutalny. W kwiaciarni pojawiała się, bowiem Haruka Tenoh, pojawiała się Mishiru Kaio, bywała Minako Aino oraz Rei Hino. Pierwsze dwie należały do japońskiej elity. Haruka bez trudu od kilku lat albo wygrywała, albo zajmowała najdalej trzecie miejsce na listach najpopularniejszych sportowców, a dzięki kontraktom reklamowym i odpowiednim inwestycjom należała również do najbogatszych. Właściwie wszystko, czego się dotykała zmieniało się w złoto, więc fakt, że ktoś taki jak ona pojawiał sie w kwiaciarni, na stałe rozwiązał problem promocji. Z Mihiru sytuacja była bardzo podobna. Dla każdego, kto chciał przyciągnąć tłumy - czy to na jakiejś imprezie masowej, czy przed telewizory - stanowiła wręcz idealne rozwiązanie. Dysponowała własnym programem, własną firmą fonograficzną i dla zasady chociaż raz w miesiącu trafia na łamy prasy kobiecej. A sklepy z muzyką przeżywały oblężenie przy każdej premierze jej płyty. Mina jako wschodząca gwiazda muzyki również była rozpoznawalna i tylko z Rei było inaczej. Jej popularność... Była zdecydowanie bardziej dyskretna. Jako córka polityka i to bardzo znanego miała chody w kręgach biznesowych i towarzyskich. Bez trudu mogła się dostać do lokali dla vipów. A skoro Makoto zaliczała się do jej bliskich krewnych i znajomych... To jak się przekonała kredyty z preferencyjnymi stawkami oprocentowania, zniżki za najem, albo ekspresowe załatwianie spraw w sądach, w znaczący sposób ułatwiło jej prowadzenie działalności. Więc o rentowność nie musiała się martwić. I żeby coś zrobić z pieniędzmi dodała do tego najpierw kawiarnie, potem salon odnowy biologicznej, potem dodała możliwość dowożenia kwiatów do klientów i kupiła kilka samochodów - i już szczerze mówiąc jej pomysły na dalsze inwestycje się wyczerpały... Więc nie musiały się martwić o wydatki, a kwestie mieszkaniowe rozwiązały w charakterystyczny dla całej paczki sposób. Co się tyczy Minako.... Dzięki znajomościom Mishiru otrzymała możliwość profesjonalnego przygotowania dema dla filmy fonograficznej - co jak usłyszała była zabiegiem czysto pro forma - oraz nagrania płyty. Nie zrobiła ona tego we własnym wydawnictwie, ponieważ specjalizowała się w innej muzyce. Tylko powiedziała jej jasno - albo zrobi to teraz, albo nigdy. Mina w związku z tym zrobiła wszystko co było w jej mocy, aby utwory, których była autorką były jak najlepsze. I faktycznie były bardzo dobre, płyta została uznana za najlepszy debiut... Co zakrawało na cud biorąc pod uwagę, że była dość psychodeliczna oraz ciężka w odbiorze. Niestety, firma wpadła również na pomysł, żeby dokooptować ją do zespołu muzycznego... Czego konsekwencje były takie, że bardzo szybko uznano ja za straszną zdzirę. Dochodzącą do celu po trupach. Zespół, z którym miała współpracować posiadał już wokalistkę. Problem polegał na tym, że w odczuciu Miny nie posiadała ona charakteru do bycia gwiazdą i nie była w stanie wyjść po za śpiewanie w podrzędnych klubach. Była i miała już zawsze pozostać wieśniaczką z dziury, przy której ptaki zawracają w locie. Oczywiście z marszu rozpętało to piekło, z którego Mina nic sobie nie robiła. Nie obchodziło jej, czy ta dziewczyna jej nienawidziła, ani to jaka jest atmosfera w zespole. Miały do wykonania pewną robotę - i się nią zajmowały. Kiedy jednak w trakcie trzęsienia ziemi ucierpieli bliscy dziewczyny Mina bez skrępowania zaoferowała jej górę pieniędzy - przede wszystkim za to, żeby nie rościła sobie żadnych praw do nagranych już utworów. Jej oferta została przyjęta, chociaż usłyszała, że lepiej żeby uważała co ma za plecami... Sam zespół się rozpadł, ale udało jej się wyłuskać wszystkich, których potrzebowała, więc była zadowolona. A ponieważ zaraz potem zaczęli odnosić sukcesy, to sobie przypisała za to wszelkie zasługi. Uważała również, że ona nikogo tam siłą nie trzyma. Kto chce może iść won w każdej chwili. Ale jeśli chcą być kimś - to tylko z nią. Oczywiście równie szybko pojawiły się pieniądze, które z marszu zainwestowała w chram Rei... Co było całkowicie zgodne z poglądami Mishiru i Haruki, którym kapłanka mocno grała już na nerwach. O świątynie dbała bardzo dobrze, po śmierci dziadka trzymała wszystko żelazną ręką. Miała tylko dwie wady: w ogóle nie dbała o siebie i była niewyobrażalną wręcz kutwą. Obie sprawy jak podejrzewały były blisko ze sobą powiązane. Szkoła do której chodziła była bardzo rygorystyczna i noszenie ozdób - o mocniejszym makijażu nawet nie wspominając - było surowo zabronione. Rei to nie przeszkadzało, bo i tak jej na tym nie zależało, a po za tym no cóż - w chramie się nie przelewało i zawsze było lepiej wydać pieniądze na życie, a nie na jakieś niepotrzebne zachcianki. Chociaż z bieżącymi wydatkami różnie bywało i nie raz i nie dwa klepali biedę. Dzięki temu nie musiała się denerwować, że nie było jej stać na jakieś lepsze kosmetyki czy wykwintne ubrania - chociaż oczywiście miała kilka na wyjątkowe okazje. Więc chociaż z czasem dzięki dobremu zarządzaniu wyszli na prostą to uparcie każdy zaoszczędzony jen wpłacała na konto, a jeśli już rzeczywiście nie dawało się inaczej i trzeba było kogokolwiek zatrudnić, to w pierwszej kolejności żądała przedstawienia zaświadczenia o pobieraniu zasiłków z pomocy społecznej i nie płaciła nic, dzięki czemu można by było z niej zrezygnować... Mina zapewne byłaby skłonna przymykać na to oczy, gdyby nie odbijało się to bezpośrednio na niej. Przede wszystkim Rei była przez to wszystko szarą, niemal zupełnie pozbawioną wyrazistości kobietą. Która miała wspaniałą figurę, ale która nie potrafiła się zaprezentować. I to nawet, a może zwłaszcza przy niej. Oczekiwała, że przynajmniej dla niej będzie się trochę sztafirować, pokazywać jaka jest piękna. Nic z tego nie wyszło. Dobijające było, że Rei harowała w chramie przez cały dzień, więc nawet jak już udało jej się wrócić, to i tak kapłanka była bardzo zmęczona i albo nie było nic, albo niewiele do jedzenia, więc trzeba było na szybko coś przygotować. Co nie zawsze było smaczne i przypominało raczej kuchnie przemysłową. Miały dla siebie mało czasu - o wiele za mało, żeby spełniało to jej oczekiwania. A, że Rei miała też mało sił, to trudno było powiedzieć, że w łóżku mimo dobrych chęci dawała radę zaspokoić jej wymagania. Ten stan nie mógł trwać wiecznie, w związku z czym Mina z pomocą Mishiru i Haruki zdecydowały się na terapię wstrząsową. Skrzypaczka zaprosiła któregoś dnia Rei do siebie - ot zwyczajna prośba przyjaciółki, nie różniąca się niczym o wielu wcześniejszych. Jednak tym razem Mishiru na starcie skonfiskowała jej komórkę... I posadziła na honorowym miejscu. W apartamencie czekała na nią manikiurzystka, pedikiurzystka, fryzjer z zagranicy, kosmetyczka, masażysta - i jeszcze kilka innych osób, które miały ją zrobić na bóstwo. Rei już nawet nie pytała ile to wszystko musiało kosztować, bo spodziewała się, że mogłaby dostać zawału. Haruka jednak jej szybko wytłumaczyła, że w grę nie wchodzą jakieś straszne pieniądze i właściwie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby raz na jakiś czas sobie na któryś zabieg pozwoliła. A wieczorem, kiedy wszystko się skończyło najwyraźniej czuła się jak nowo narodzona i niemal kipiała energią. Która bardzo jej się przydała po powrocie do chramu... I to nawet nie dlatego, bo jak się przekonała Minako zorganizowała generalny remont wszystkiego naraz, więc cały wyglądał jak pobojowisko. Do czego miała dość mieszane uczucia... Jednak oprócz tego czekała na nią kolacja przy świecach przy wspaniałej muzyce oraz jedzeniu i piciu najwyższej wręcz klasy... A potem... Cóż, to co robią razem dwie zakochane w sobie nawzajem kobiety było oczywiste, ale najbardziej rzucało się w oczy to co w chramie zmieniło się już po remoncie. Cała trójka - czyli Mina, Mishiru i Haruka - włożyła sporo wysiłku w wypromowanie go, czego efekty tego były takie, że zamówienia na wolne miejsca były przyjmowane z kwartalnym wyprzedzeniem, a wzięcie ślubu w nim zaczęło należeć do dobrego tonu, przy czym jedno i drugie dotyczyło gospodarczej, artystycznej oraz sportowej elity. Rei szybko się przekonała, że ma dużo pieniędzy, a ponieważ opiekę nad nimi przejął agent z banku, który zajmował się również finansami Czarodziejki z Urana i Neptuna, to w szybkim tempie robiło się ich coraz więcej i więcej... I właściwie wszystko się układało bardzo dobrze, tylko wprowadziła pewne zasady, których musieli się słuchać goście. W sposób bardzo jasny i nie pozostawiający żadnych wątpliwości dała do zrozumienia, że nie będzie niczego i dla nikogo załatwiać. Bo chociaż starała się ukryć ten fakt, to i tak szybko wyszło na jaw, kim jest co pobudzało wyobraźnie niektórych osób. Zaś obecnie...

Rei siedziała przed lustrem w wieczorowej sukni z rękami na kolanach. Miała zamknięte oczy i oddychała spokojnie.

- Nie śpij - usłyszała. Mina podeszła do niej od tyłu i objęła ją. Skorzystała też z okazji i pocałowała ją w policzek.

- Nie śpię. Po prostu czekam na naszą kolej.

- Limuzyna już podjeżdża, musimy się zbierać.

- W porządku. - Rei wstała machinalnie poprawiając ubranie. Uważniej przyjrzała się swojej kobiecie.

- Wszystko będzie dobrze, nie mamy się czego bać.

- Nie potrafię zaufać twojemu ojcu.

- Ja też nie. Ale on nie ma nade mną żadnej władzy... - Nagle coś jej przyszło do głowy kiedy wychodziły przed chram. - Ty chyba nie jesteś zazdrosna o Kaido? - zapytała rozsiadając się w samochodzie.

Minako nie odpowiedziała tylko spojrzała gdzieś w bok.

- Mina - Rei westchnęła - mówiłyśmy o tym tysiąc razy.

- Wiem. Nie zmienia to jednak dla mnie sytuacji ani odrobinę - uśmiechnęła się zimno. - Oni mieli całe lata na życie w błogiej nieświadomości, że są w porządku. Trzeba im pokazać jak bardzo się mylili.

- Słuchaj, to naprawdę już bez znaczenia... - kapłanka spojrzała na nią przerażona widząc, że znowu się nakręca. Mina rzeczywiście chciała rozpocząć tyradę, ale nie dała rady, kiedy położyła jej palec na ustach.

- Proszę... Daj sobie z tym spokój...

- Za łatwo im wybaczasz. - Tym razem Rei się obejrzała.

- Tu nie chodzi o wybaczenie Mina - powiedziała w końcu. - Ja tylko nie chcę, żeby to się za mną wiecznie wlokło. Żebym wiecznie się musiała tym gryźć i się przejmować. Bo i po co? Mam na to tracić czas i nerwy? Wolę się zajmować moją rodziną - pocałowała Minako w czoło - niż zamierzchłą przeszłością. My mamy przyszłość - oni już nie.

Piosenkarka spojrzała na nią chcąc coś powiedzieć... Ale zrezygnowała. Nie umiała z nią dyskutować w takich warunkach.

- Dziękuję...- Rei spojrzała na nią z uśmiechem. Szybko jednak spoważniała.

- Zapamiętałaś jak wyglądają ambasadorzy Sowietów i Niemców?

- Pewnie, rozpoznałabym nawet z zamkniętymi oczami. Ty masz prościej, Rice nie da się z niczym pomylić.

- Skąd wiesz, może nie być jedyną czarną na tym spotkaniu. Fobos i Daimos powinny już być w gotowości... - Westchnęła. - Wołałabym teraz jak cywilizowany człowiek siedzieć w domu, a nie szlajać się na jakieś imprezy z grubymi rybami.

Minako spojrzała bezradnie w górę.

- Dostałyśmy zaproszenia i potwierdziłyśmy naszą obecność, musimy się tam pojawić. Po za tym obiecałyśmy dziewczynom, że ponawiązujemy kontakty. Bardzo cię proszę, przestań wydziwiać... Zresztą ty masz zaproszenie jednocześnie z MSWiA, Krajowej Izby Przemysłu i Handlu oraz skądś jeszcze, a wszyscy wyłożyli po kilka tysięcy dolarów, żebyś mogła wejść... - Już nie dodawała, że oni wszyscy zrobili to po to, żeby zrobić dobre wrażenie na jej ojcu.

- Zrobimy co mamy do zrobienia i wracamy. Udało mi się skołować "Lepiej być nie może", więc po kolacji sobie obejrzymy.

Rei uśmiechnęła się. To oznaczało seans w ramionach Miny, a nikt nie musiał jej do czegoś takiego przekonywać. Zaraz potem zobaczyła, że wyciągnęła ona komórkę i zrobiła jej zdjęcie.

- To będzie do mojej prywatnej kolekcji.

- Tylko niech ci się nie pomieszają...

- Bez obaw. - Westchnęła. Gdyby tylko nie musiała uważać na fryzurę i strój, położyłaby głowę na ramieniu Rei. Niestety, musiała z tego zrezygnować.

Po dłuższym czasie dojechały na miejsce spotkania. Kapłanka od razu się speszyła widząc całe tłumy członków BOR'u, kelnerów i gości czyli akredytowanych w Japonii ambasadorów oraz biznesmenów czy ludzi showbiznesu. Mina na widok tych pierwszych prychnęła tylko pogardliwie - przy ich umiejętnościach i doświadczeniu byli oni wyłącznie mięsem armatnim. Rei weszła na teren posiadłości i rozejrzała się ze zniechęceniem. Nie miała jak się skontaktować z ludźmi z którymi się miała spotkać, więc mogła tylko bezowocnie czekać, aż sami ją zaczepią. Żeby zająć czymś ręce wzięła z tacy kieliszek alkoholu, jednak kiedy go spróbowała, skrzywiła się. Zupełnie jej nie smakował. Miała bardzo wyrobiony smak i jedyne co do niej trafiało to importowane z Chile wino, którego stale miała kilka butelek w zapasie. To był smak, zapach... Potrafiła o tym mówić godzinami, gdyby tylko miała słuchaczy... Zaczęła się zastanawiać czy nie poszukać ściany, którą należałoby popodpierać, kiedy poczuła delikatne klepnięcie w ramie. Kiedy się odwróciła, zobaczyła stojącego obok niej młodego mężczyzna oraz kobietę.

- Już się bałem, że nie przyjdziesz - usłyszała od niego.

- Nie chciałam przychodzić, ale była to tak samo dobra jak każda inna okazja, żeby sobie coś wytłumaczyć - wzruszyła ramionami.

- Twój ojciec za jakiś czas do nas dołączy. Jest zajęty sprawami zawodowymi.

- Wiem - westchnęła Rei. - Od zawsze tak samo... - Milczała przez chwilę.

- Nie cieszy się pani, z pobytu tutaj? - usłyszała pytanie kobiety.

- To nie jest mój świat, wolałabym teraz robić coś zupełnie innego. - Uśmiechnęła się łagodnie. - Pójść na randkę, obejrzeć z moją sympatią film i nacieszyć się jej obecnością.... Takie rzeczy. Tutaj... Czuję się obca i samotna w tłumie.

- Nazywam się Akiko Hishiwara - Kobieta przedstawiła się patrząc na nią z wyrozumiałością.

- Sekretarka w ministerstwie a prywatnie żona Kaido - dopowiedziała natychmiast Rei.

- Widzę, że jest pani świetnie zorientowana.

- Chciałam wiedzieć jak się ułożyło Kaido... W końcu był on kiedyś kimś, na kim mi zależało.

- Spojrzała na niego. - Z czasem każde z nas poszło w swoją stronę...

- Może porozmawiamy na osobności - zaproponował Kaido i natychmiast skierował się do pokoju gościnnego gdzie mogli rozmawiać bez światków.

Rei usiadła w nim na kanapie nie oglądając się nawet na mężczyznę i jego żonę.

- Oboje się oszukaliśmy, prawda? - Powiedziała w końcu.

- Chyba tak - Kaido skinął głową.

- O co tutaj chodzi ? - Akiko spojrzała na nich pytająco. - Kiedy rozstawaliśmy się kilka lat temu, ja zadeklarowałam, że chcę być sama a Kaido, że nie będzie miał dzieci... - uśmiechnęła się.

Akiko spojrzała na niego z mordem w oczach.

- Chyba tego nie żałujesz - stwierdził Kaido.

- Nie. Poznałam kogoś wspaniałego, z kim związałam swój los i jestem bardzo szczęśliwa. I to jest dla mnie najważniejsze... - Przerwała. - Po co mnie zaprosiliście - zapytała. - Bo nie ściągnęliście mnie tylko po to, żeby się dowiedzieć jak mi się układa.

Kaido spojrzał na nią poważnie. Wiedział, że to się jej z całą pewnością nie spodoba. - Jesteś rodziną osoby, która wkrótce znajdzie się w rządzie i w związku z tym, zalecane jest abyś znalazła się pod ochroną BOR'u - powiedział.

- Wykluczone - skwitowała pomysł krótko.

- Chodzi o pani bezpieczeństwo... - Zaczęła Akiko przyglądając się jej spod przymkniętych powiek. Miała nadzieję, że przekonanie jej nie będzie specjalnie trudne.

- Nie czuję się zagrożona. Moja współpraca z policją układa się bardzo dobrze, nie mam żadnych powodów do narzekań. Po za tym nie życzę sobie, żeby ktokolwiek przeglądał moją korespondencje i nagrywał moje rozmowy telefoniczne. A już w ogóle jest wykluczone, żeby ktoś podglądał mnie z moją sympatią.

Kaido ręce opadły.

- Nikt nie będzie tego robił.

- W chramie jest mało miejsca i każdy zboczeniec, który tam się dostanie bez trudu będzie mógł zobaczyć to czego nie powinien.

- Czy ty naprawdę myślisz, że oni nie będą robić nic innego niż się na was gapić?

- Akiko spytała zastanawiając się dokąd ich to doprowadzi.

- Nie jesteśmy na "ty" pani Akiko. Po za tym - tak, uważam, że właśnie w taki sposób będą zabijać nudę. Bo mój chram jest cichym i spokojnym miejscem, nic się w nim nie dzieje. Nie będą mieli jak wykorzystywać swoich umiejętności, ani sprzętu.

- Musimy... - zaczęła Akiko, ale Kaido jej przerwał.

- Wrócimy do tej rozmowy za jakiś czas. Są jeszcze dwie sprawy... Może ty spróbuj.

- Wiedział, że będą problemy i to znacznie poważniejsze niż te z ochroną.

- Pewnie - Akiko uśmiechnęła się. - Pani ojciec chce się ponownie ożenić, więc chcieliśmy się spytać, czy nie zorganizowała by pani uroczystości.

Rei spojrzała na nią ale w oczach pojawił się lód. Nie mogła powiedzieć, że było to dla niej zaskoczeniem. Spodziewała się tego. Ale... Poczuła, że coś w niej pęka. Wstała i podeszła do okna, odwracając się do nich plecami.

- Niech ona tutaj przyjdzie, wybije jej z głowy takie pomysły - powiedziała spokojnie.

- Dlaczego, spędzają ze sobą dużo czasu - Akiko nie zauważyła, że Kaido rozpaczliwie daje jej znaki, żeby nie kontynuowała tematu. - Nawet święta, przez ostatnich kilka lat. To naprawdę bardzo udana para. - Zakończyła z zadowoleniem.

Kapłanka westchnęła ciężko.

- To chyba i tak nie miało żadnych szans powodzenia - stwierdziła cicho.

- Pani ojciec...

- Mój ojciec nigdy, nikogo nie kochał i na nikim mu nie zależało - powiedziała.

- Ani moja matka, ani ja nie potrafiłyśmy wzbudzić w nim zainteresowania. W urodziny wysyłał tylko pani męża, który się wszystkim zajmował - sam nie pojawił się nigdy. A od kiedy Kaido zrezygnował...

- Nadal się pani bardzo dla niego liczy... - Zaczęła Akiko rozpaczliwie próbując ratować sytuację, chociaż słowa kapłanki zrobiły na niej bardzo negatywne wrażenie. Po prostu.. To wszystko było zupełnie nie tak.

Rei pokręciła przecząco głową.

- Proszę nie mówić takich rzeczy i nie kalać ludzi, którzy naprawdę dbają o swoich bliskich. Kiedyś może byłabym gotowa w to uwierzyć, teraz nie potrafię. Ja mam kogoś. Nie mogę z ta osobą mieszkać, ponieważ jest ona znana i mogłoby zwrócić uwagę mediów na mnie. A tego wolałabym uniknąć. Ale jest to ktoś, kogo ja kocham z całego swojego serca, kto jest dla mnie drogi jak nikt inny na świecie. Dla kogo żyje. - W jej głosie po raz pierwszy pojawiło się zaangażowanie. - Kto mnie chroni i kogo ja chronię z całych swoich sił. Kto mi pokazał jaka ja byłam głupia, kiedy mówiłam, że chcę być sama, bo jest to ktoś, z kim po raz pierwszy zaznałam szczęścia w życiu. - Zamknęła oczy i przycisnęła ręce do piersi. - Dzięki komu wiem jak cudownie jest kochać i być kochaną... Kiedy spojrzała na nich w jej oczach pojawiła się rezygnacja.

- Kto to jest - Zapytała Akiko przygotowując się mentalnie na najgorsze. Była nawet skłonna przyznać, że popełnili z nią całe mnóstwo błędów. Że przez ostatnich kilka lat właściwie zupełnie ją olali. I nie powinni zaczynać spotkania od całej listy żądań. Tylko, że w żaden sposób nie usprawiedliwiało to jej postawy. Do diabła, byli jedynymi ludźmi związanymi z jej rodziną i należały im się jakieś względy.

- Minako Aino, druga najpopularniejsza piosenkarka w Japonii.

W pomieszczeniu zapadła nagła cisza. Oboje patrzyli na nią osłupiali. Bardzo sobie życzyli by było to kłamstwo mające na celu ich zdenerwowanie. Tylko, że ona nie była już nastolatką i nie miała żadnego powodu, żeby to robić. Była młodą kobietą, która nie działała i nie osiągała swoich celów w podobny sposób.

- Czy jeśli zadzwonimy do niej, to na to potwierdzi? - Zapytał Kaido głosem wypranym z emocji.

- Oczywiście. Zresztą cała nasza rozmowa jest nagrywana - wyciągnęła z torebki dyktafon - i ona sprawdzi jak zostałam przez was potraktowana. A tutaj - pokazała wizytówkę - jest jej prywatny telefon, dzięki któremu możecie dostać potwierdzenie.

- Liczyłam na to, że będziemy mieć do czynienia z godną szacunku młodą damą, a nie z kimś, kto idzie do łóżka z kim popadnie, kiedy potrzebuje pieniędzy, jak nie powiem kto. - Powiedziała Akiko nie próbując nawet ukryć rozczarowania i rozgoryczenia.

- Jak jakaś dziwka, tak? - dopowiedziała spokojnie Rei.

Żadne z nich nie zaprzeczyło. Kapłanka uśmiechnęła się krzywo.

- Nie powiem, żeby mnie to zaskakiwało. - Westchnęła. - Nie mam tego państwu za złe, chociaż nie widzę również podstaw, do utrzymywania dalszych kontaktów. - Wstała.

- Rei, zaczekaj! - Kaido chwycił ją za ramię, kiedy podeszła do drzwi.

- Na co mam czekać? - Spojrzała na niego pytająco. - Na ojca, żeby go przeprosić za to, że jestem lesbijką? Mnie nie jest przykro z tego powodu. Dzięki temu jestem szczęśliwa. Żyję tak a nie inaczej i jest to dobre życie. W którym mam ludzi na których mogę liczyć w potrzebie. Którzy mogą na mnie liczyć. A przede wszystkim - spojrzała na nich - nie krzywdzę nikogo.

- Nawet pani ojca? - Spytała Akiko patrząc na nią z wyższością.

- Wytłumaczmy sobie coś. Dla mnie wasza trójka - pani, Kaido i mój ojciec - nie istnieje. Was nie ma. Nie pełnicie w moim życiu żadnej roli. Nie zrobiliście niczego za co mogłabym być wam wdzięczna. Bez względu na to na jak bardzo będziecie udawać, że jest inaczej - sami nie interesujecie się prawie w ogóle moim życiem. Kilka miesięcy temu miałam wypadek i wylądowałam w szpitalu. Nikt od was się nawet nie pofatygował zapytać się czy czegoś nie potrzebuję. A moja kobieta i moje przyjaciółki były codziennie i się mną opiekowały. Kiedy dziadek zmarł, nikt od was się nie pojawił na pogrzebie... Szczerze mówiąc ja wam już nie mam tego za złe. Gdybym bowiem miała, oznaczałoby to, że wciąż darzę was jakimś uczuciem - a to nie prawda.

- W którym miejscu popełniliśmy błąd? - zapytał cicho Kaido.

- W tym w którym założyliście, że ja zawsze będę dzieckiem i dam się wykorzystać do waszych gierek. Bywajcie. - Otworzyła drzwi i wyszła.

Kaido odprowadził ją wzrokiem czując jak wszystko się wali. Mieli swoje plany i liczyli, że sprawy uda się jakoś wyjaśnić. Sprawić, że jakoś będą mogli ze sobą współpracować. Ponaprawiać wszystko. Tylko, że teraz ich sytuacja była znacznie trudniejsza i delikatna... Bo jeśli mieli mieć do czynienia z Minako Aino... Sama myśl o niej sprawiła, że oblał się zimnym potem. Wiedział i słyszał o niej wystarczająco wiele, aby wiedzieć na co im się przyjdzie porywać. Ta kobieta potrafiła być straszliwie wręcz wredną i zimną suką, której może przyjść do głowy oskarżenie ministra o molestowanie własnej córki - jeśli uzna go za swojego wroga. Nie z rzeczywistego powodu - po prostu dla jaj. Innymi słowy przyjdzie im chodzić po istnym polu minowym, gdzie każdy błąd mógł być zapowiedzią katastrofy. Po za tym... Przekraczało jego pojęcie jak Rei mogła się związać z kimś takim. Ona sama wyszła z budynku i skierowała się do ogrodu. Mogła się domyślać, że delegacja amerykańska będzie wokół siebie skupiać największe zainteresowanie. Kiedy podeszła do największej gromady osób, przekonała się, że ma rację. Z niechęcią zaczęła się przepychać, żeby stanąć jak najbliżej i kiedy już stanęła wystarczająco blisko, zobaczyła, że dyskusja trwa w najlepsze. Oczywiście omawiano plany modernizacji sił samoobrony, chociaż coraz bardziej palącym problemem stała się budowa tarczy... Jak uznała ktoś za bardzo się wczuł w filmik z EndWar.

- A pani jakie ma zdanie na ten temat - pytanie wyrwało ją z zamyślenia. Westchnęła ciężko.

- Szkoda pieniędzy na inicjatywy, które nie mają przyszłości - powiedziała płynnie po angielsku.

- Po za tym szkoda, że wygląda na to, że wy słowa prawdy nie potraficie powiedzieć. Sankcje wobec Iranu działają w najlepsze, chociaż ich program atomowy już nie istnieje...

- A co się z nim stało jeśli mogę spytać? - Sekretarz stanu przerwała jej gwałtownie patrząc na nią podejrzliwie.

- Został zniszczony. Dokładnie trzy miesiące, dwa tygodnie i dwa dni temu. Nastąpiło to o tej samej porze co w Korei... Biorąc pod uwagę fakt, jaka była wtedy godzina w Japonii... Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale ponownie jej przerwano.

- To bardzo miła historyjka - powiedział jeden z wojskowych głośno - ale niestety nie mająca zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością.

Rei spojrzała na niego pogardliwie, po czym zdecydowała się odejść. Powiedziała dość, żeby wzbudzić zainteresowanie. I jak się przekonała nie odeszła daleko, kiedy otrzymała dyskretne zaproszenie na spotkanie. Na wszelki wypadek wolała się przez chwilę poszwendać, żeby nie wzbudzać podejrzeń jakiegoś ciekawskiego pismaka czy kogokolwiek innego, kto byłby zainteresowany kim też była osoba, która zwróciła podobną uwagę. Kiedy juz uznała, że wystarczy, udała się do pokoju w którym była oczekiwana. Nie była pewna czego ma się spodziewać, ale kiedy otworzyła bez pukania drzwi, pierwszą rzeczą którą zobaczyła były wymierzone w nią lufy pistoletów ochrony. Odruchowo rzuciła w ich kierunku kilka kul ognia i odskoczyła w bok. Jak po chwili zdała sobie sprawę w pomieszczeniu zapadła martwa cisza, zaś wszystkie znajdujące się tam osoby patrzyły na nią osłupiałe. Westchnęła ciężko. Tym razem naprawdę przesadziła... Ale to już nie była jej wina. W normalnej sytuacji, to znaczy gdyby nie dysponowała żadnymi mocami po prostu wpadła by na ścianę i co najwyżej trochę potłukła. Obecnie jednak na niej stanęła.

- A miałam nadzieję, że uda sie podobnych rzeczy jak najdłużej uniknąć... - powiedziała po angielsku. Odwróciła się i lekko zrobiła kilka kroków, po czym weszła na sufit. Jej włosy i ubranie wciąż wisiały na jej ciele, jakby grawitacja dla nich nie istniała. W końcu obróciła sie w powietrzu i stanęła na podłodze.

- Dobrze, że Pani Rice już jest, nie będę się musiała powtarzać - dodała. Z zaciekawieniem podeszła do dokumentów, które leżały na biurku. Jedna z osób widząc to natychmiast je zakryła.

- To najprawdopodobniej wskazówki prezydenta dotyczące stanowiska w sprawie zakupów dla armii. - Powiedziała. - Już to widziałam. Zostało nadane jakąś godzinę temu razem z informacjami na temat szczegółów sytuacji w Korei Północnej. Ale mniejsza z tym... - Machnęła ręką.

- Kim pani jest i skąd o tym wszystkim wie? - usłyszała czyjeś pytanie.

- Mówiąc w wielkim skrócie - wyciągnęła przed siebie dłoń, która natychmiast stanęła w płomieniach - jestem osobą dysponującą pewną mocą. Jedną z kilku. O tym co stało się w Iranie i Korei wiem stąd, bo sama w tym brałam udział. Mamy również dostęp do technologii, która bez trudu łamie wszystkie istniejące zabezpieczenia. Więc bez względu na to, jak je zaszyfrujecie, to my i tak je odczytamy.

- Chcę pani powiedzieć, że należy do organizacji, która przemyciła broń i wyposażenie na tereny obu państw i dokonała zniszczeń istniejących obiektów, po czym wycofała się nie pozostawiając śladów?

Rei pokręciła przecząco głową.

- Wy nie rozumiecie. Cały czas przyjmujecie, że to co się stało, było dziełem czołgów, samolotów, czy koparek. - Uśmiechnęła się słabo. - Tymczasem jedno i drugie zostało zrobione przez mniej niż 10 osób, podobnie jak ja, dysponujących mocami. Byłyśmy już zmęczone waszą nieudolnością. Jednak fakt, że tego nie wykorzystaliście mocno nas rozczarował. Z czasem poniesiecie za to konsekwencje. Ale, żeby nie było... - Wyciągnęła z torebki pudełko zapałek i je otworzyła. Od razu wypadło z nich kilkanaście kart pamięci micro. - Macie tutaj dane o składach broni, szlakach przerzutowych, źródłach finansowania fundamentalistów od Palestyny do Afganistanu. Jeżeli to też zignorujecie... Cóż, konsekwencje z pewnością się wam nie spodobają.

- Czy pani oczekuje, że uwierzymy w to wszystko?

- Nie. Jesteście racjonalnie myślącymi ludźmi, których nie da się przekonać bez dowodów. Moje dotychczasowe działania będziecie próbować wytłumaczyć zlecając najprawdopodobniej ekspertyzę naukową, żeby się dowiedzieć w jakich warunkach i w ogóle jak, można coś takiego zrobić. Siłą rzeczy musimy więc skorzystać z anomalii pogodowych, przyrodniczych czy geograficznych, których w normalnych warunkach przewidzieć się nie da. Lista jest wśród danych, które wam dałam. A bardziej spektakularny pokaz będzie miał miejsce przy manewrach floty chińskiej w okolicach Tajwanu.


Hotaru odsunęła się od komputera i przetarła oczy. Po wielu trudach i cierpieniach udało jej się nareszcie skończyć referat - i to na dwa dni przed terminem - co oznaczało, że zasłużyła sobie na odpoczynek. Przeciągnęła się i poszła do kuchni.

- Skończyłaś już swoje? - Usłyszała pytanie Usagi, która właśnie wychodziła z pokoju gościnnego.

- Pewnie - ziewnęła. - Napijesz się? - spytała wyjmując z lodówki Budweisera.

- A z chęcią - Usagi wzięła butelkę po czym wyjęła z szafki szklankę i sobie nalała. Hotaru bez skrępowania wyjęła drugą.

- Jak poszło na sesji?

- Ujdzie - Czarodziejka z Saturna wzruszyła ramionami. - Tym razem wybrali scenerię leśną i byłam w jeansach, więc nie mogłam narzekać. Tylko znowu członkowie mojego fanklubu dali mi trochę w kość. - Przymknęła oczy. - Podobno to pomaga w sprzedaży, ale mam z tym więcej problemów, niż to jest rzeczywiście warte. - Westchnęła ciężko. Od kilkunastu miesięcy dorabiała sobie jako modelka w magazynach poświęconych modzie młodzieżowej. Oprócz tego szalała w podobny sposób jak Mina, kiedy była tylko trochę od niej młodsza. Innymi słowy bardzo zaczęła się interesować chłopakami i robiła to w sposób, który sprawił, że otrzymała nieoficjalny tytuł "oblatywaczki" - czego żadna z nich głośno nie powiedziała, ale wszystkie doskonale wiedziały co jest grane. I dopóki miała sytuację pod kontrolą nie widziały powodu, żeby się wtrącać.

- Jesteś młodą dziewczyną, w dodatku wyższą ode mnie. - Usagi spojrzała na nią nieco kpiąco - to naturalne, że wzbudzasz zainteresowanie.

- Przynajmniej dobrze się bawię. A to najważniejsze.

- A jak z pieniędzmi, nie oszukują cię?

- Na szczęście mój opiekun wszystkiego pilnuje. - Pokręciła przecząco głową. - I pomyśleć, że kiedyś sądziłam, że bycie Czarodziejka jest zajmujące...

Usagi zachichotała.

- Czyżbyś myślała o zatrudnieniu kogoś jako p.o. Wojowniczki z Saturna?

Hotaru spojrzała na nią rozbawiona.

- To by i tak nie wypaliło. - Spoważniała. - Kanna chcę z tobą porozmawiać. Chyba obie wiemy o czym.

Czarodziejka z Księżyca westchnęła.

- Zajmę się tym. - Przymknęła oczy koncentrując się, aby wyczuć gdzie w mieszkaniu znajduje się Kanna i poszła tam. Jak sie przekonała siedziała ona w łazience i doprowadzała do porządku.

- Jest aż tak źle? - spytała cicho.

- To już jest kwestia kilku dni... - usłyszała widząc jak kobieta zaciska pięści. - Pani Tsukino, błagam... Pani jest uzdrowicielką, proszę jej pomóc... Mogę zapłacić pół miliona... Usagi spojrzała na nią zamyślona. Co prawda miała zamiar udać się w końcu do Randiego po ten milion dolarów, który było odłożony dla ludzi rzeczywiście posiadających moce.... ale pewnie musiałaby trochę podokazywać, zanim by ją wysłuchali. Teraz mogła zarobić trochę pieniędzy zdecydowanie mniejszym wysiłkiem. Nie żeby miało to jakieś znaczenie, ale po prostu nie chciało jej się specjalnie wysilać i miała zamiar zrobić tak mało jak to jest tylko możliwe. Chociaż jak się domyślała miała mieć do czynienia z osobą w zdecydowanie najgorszym stanie spośród tych, którym dotychczas pomogła, więc będzie się musiała najbardziej postarać. Chociaż lekarze przeklinają ją na czym świat stoi. Po prostu celem zachowania tajemnicy, żeby nikt się nie zorientował iż ktoś o takich możliwościach jak ona istnieje, w pierwszej kolejności groziła, że jeśli powiedzą oni komukolwiek o tym co zrobiła, to natychmiast przestanie to działać. A to dla osób które chciały wyjaśnić jak w ogóle mogła coś takiego robić, było najgorszą wiadomością... Co było jedynym problemem w działalności, którą bardzo lubiła.

- Proszę mnie do niej zabrać - powiedziała kładąc jej dłoń na ramieniu.

Bardzo szybko trafiły razem do samochodu, gdzie usiadła na tylnym siedzeniu i natychmiast zamknęła oczy. Nie miała pojęcia ile czasu jechały, ani też gdzie były bo przysnęła po drodze i została obudzona dopiero wtedy, kiedy dotarły na miejsce. Jak się przekonała, znalazła się naprzeciwko czteropiętrowego budynku w stylu, który przypominał jej XIX architekturę europejską, a w każdym razie najbardziej kojarzył się z parlamentem. Przynajmniej tak to wyglądało z zewnątrz, ponieważ wnętrze jak się przekonała było bardzo nowoczesne. Kanna natychmiast zaprowadziła ją do pokoju na 2 piętrze. Jak się przekonała w środku był lekarz w towarzystwie jakiejś pani oraz podłączona do aparatury dziewczyna w łóżku. Mężczyzna widząc ją natychmiast się skrzywił.

- Mała chałtura na boku? - powiedział.

- Robię co mogę - stwierdziła. - Płatności przyjmuje po, a nie przed. - Podeszła do łóżka i przyjrzała się jej uważnie pacjentce korzystając przy okazji ze swoich mocy.

- Jak to wygląda? - spytała Kanna.

- Mam powiedzieć, prawdę, czy to co chcesz usłyszeć? - Zapytała ją, spoglądając na nią ze smutkiem.

- A jaka niby jest ta prawda? - spytał lekarz.

Spojrzała pytająco na Kannę, która w końcu skinęła głową.

- Ona jest NNNC... - zaczęła i zobaczyła, że mężczyzna robi się czerwony z gniewu.

- W gwarze medycznej jest to skrót od "nie nadaje się nawet na części". Normalnie po śmierci istnieje możliwość zrobienia przeszczepów i udzielenia pomocy sześciu osobom. Ona jest w tak tragicznym stanie, że jest to wykluczone. Jej organy wewnętrzne są w ruinie. Szanse na to, że przeżyje do rana są żadne, w przeciwieństwie do tych, że przed śmiercią przejdzie piekło za życia. Po prostu lekarstwa przeciwbólowe przestają już działać, a kolejna dawka już tego nie zmieni, bo się uodporniła na ich działanie. To potrwa z kilka godzin i ona przez cały ten czas będzie cierpieć w sposób dla państwa niewyobrażalny. A ona mimo wszystko jest świadoma... "ma usta tylko nie może krzyczeć".

- Westchnęła ciężko. - Taka jest rzeczywistość. - Podeszła do drzwi i zamknęła je.

- Pani Kanna obiecała mi już pieniądze, a zwyczajowo w takiej sytuacji są mi one przekazywane w formie gotówki. Z uwagi na urząd skarbowy i tak dalej, mam nadzieję, że się rozumiemy... W każdym razie żadne z państwa nie może powiedzieć nic nikomu o moim istnieniu. Bo jeśli usłyszę o sobie w mediach, to przykro mi bardzo, ale ona umrze. Chyba nie proszę o nic ponad państwa siły. - Spojrzała na wszystkich.

- Umowa stoi?

- Nie, bo nie wierzę, że cokolwiek będzie pani w stanie zrobić - stwierdził lekarz wzruszając ramionami. Bez słowa odwróciła się do dziewczyny i wyciągnęła przed siebie rękę. Cała przyczepiona do niej aparatura zaczęła się jednocześnie odczepiać. Lekarz natychmiast podszedł do pacjentki, ale ta ku ogólnemu zdziwieniu uniosła się w powietrzu i ustawiła pionowo. Jak się przekonała była ubrana w piżamę. Trochę jej to przeszkadzało, ponieważ wolała ją widzieć nagą, więc strzeliła palcami i strzępy materiału opadły bezwładnie na podłogę. Gdy znalazła się wystarczająco blisko z pleców Usagi wyrosły gwałtownie anielskie skrzydła, a jej dłoń przeniknęła ciało dziewczyny nie napotykając oporu. Przez chwilę przesuwała ją z miejsca na miejsce, po czym odsunęła się spoglądając na nią zamyślona.

- Ruda, Mystique... Storm - powiedziała. Zaraz potem z zupełnie łysej głowy dziewczyny zaczęły wyrastać długie, zupełnie białe włosy. Które przestały rosnąć dopiero wtedy, kiedy sięgały już jej do pasa.

- Sama skóra i kości z ciebie - dodała. Mięśnie dziewczyny zafalowały i powiększyły się, dzięki czemu zdecydowanie nabrała ona ciała. Zaraz potem gwałtownie spadła ona na podłogę i krzyknęła z bólu. - W tym miejscu moja rola się kończy - Stwierdziła Usagi. Obecnie pozostało jeszcze wylanie obecnym zimnej wody na rozgrzane głowy...


Ayeka wróciła do swojego pokoju i usiadła przy komputerze. Na szczęście połączenie z siecią było już możliwe, więc mogła zacząć sprawdzać z czym tak właściwie przyszło im się zetknąć. Bo szczerze mówiąc o żadnych Czarodziejkach czy innych tego typu osobach nigdy nie słyszała - ani też się nimi nie interesowała. Ale ostatnio tak prawdą a Bogiem to się w ogóle nie interesowała tym co się dzieje na zewnątrz - czyli na Jurai i innych planetach oraz systemach... Za dużo miała na głowie tutaj. Jednak w miarę upływu czasu... Zaczęła nabierać przekonania, że wdepnęli w bagno. Z informacji jakie znajdywała wyłaniał sie obraz trwającej od wieków zimnej wojny. Jurai... Oczywiście wiedziano, że Czarodziejki istnieją... Ale nie istniały właściwie żadne kanały dyplomatyczne, wiadomości czy noty wymieniano bardzo rzadko. Jednocześnie nie było wymiany handlowej - zresztą obie strony korzystały z odmiennych walut, które nie były wzajemnie wymienialne, przynajmniej oficjalnie - ani kulturalnej. O turystyce też można było zapomnieć, nie istniały żadne połączenia, zresztą nawet jakby istniały to i tak nie byłoby jak płacić za cokolwiek... Wszystko to było spowodowane faktem... Że dla Jurai Czarodziejki były zbyt potężne. Czarodziejek było dużo, wręcz bardzo dużo. I z jednej strony ich moce potrafiły być bardzo destrukcyjne - a z drugiej... One całe lata poświęcały na szlifowanie własnych umiejętności, potrafiły być niezmiernie wytrzymałe na skrajne warunki atmosferyczne i jeśli walki toczyły się na lądzie, w powietrzu lub na morzu, to potrafił to być istny koszmar. Po prostu już raz kiedyś próbowano to zrobić... Efekt tego był taki, że zaledwie cztery Czarodziejki zablokowały działania stu tysięcznej armii, doprowadzając w ostateczności do rozpaczliwej ewakuacji w sytuacji zagrożenia katastrofą humanitarną ... I to w taki sposób, że już nigdy i nigdzie nie próbowano przeciwko żadnej Czarodziejce wystawiać wojska... Koszty podobnych walk były niewyobrażalne - a wyniki bardzo mizerne, jeśli w ogóle jakieś były. Sprzęt po prostu w takich sytuacjach topniał w oczach i to często bardzo dosłownie. Urządzenia komunikacyjne, wszelkie rodzaje uzbrojenia wykorzystujące elektryczność, przy Czarodziejkach ją władających można było spisać na straty praktycznie od razu. Nie istniał żaden sposób na ich ocalenie... Niemal dokładnie tak samo było z zapasami wody i jedzenia... Każda była profesjonalistką, ekspertem z zakresu infiltracji, szpiegostwa i sabotażu. To wszystko sprawiało, że z Jurai nikt nie chciał z nimi pertraktować, gdyż trudno było nie traktować zasiadania do jednego stołu jako ryzykowania życia, a normalne w podobnych sytuacjach zabezpieczenie wywiadu i kontrwywiadu robiło z jednego i drugiego sieczkę, bo od razu ujawniało sposób prowadzenia działań operacyjnych i wykorzystywanych urządzeń, których istnienie najczęściej było tajne... Po przeczytaniu tego wszystkiego wyłączyła urządzenie i położyła się w ubraniu w łóżku. Właściwie zgodnie z procedurami bezpieczeństwa powinni jak najszybciej opuścić tą planetę. Przebywanie w jednym miejscu z Czarodziejkami było dla nich zbyt niebezpieczne. Ale to oznaczało powrót na Jurai - a z dwojga złego to już wolała pomieszkać tutaj...Po za tym... Ta Usagi Tsukino wcale nie była taka zła. Nie wyglądała na kogoś, kto chciałby im zrobić krzywdę. Nie było zresztą żadnego powodu aby coś podobnego miało miejsce. A jeśli tylko o to chodziło... Zmarszczyła brwi. Ona, Jurai i Czarodziejki... Ta dziewczyna jak sama powiedziała była najpotężniejszą z nich... A Czarodziejki uznawały pewną hierarchię i znajomość z nią na pewno oznaczała możliwość wywierania na nie wpływu i załatwiania korzystnych dla Jurai interesów. Zaoferowanie im pieniędzy wprost było zbyt głupie i od razu zostałoby przez nie odrzucone. Ale gdyby zaproponowała w zamian za nią odpowiednią pomoc... Czarodziejki albo rządziły same w swoich systemach, albo były wystarczająco blisko by nie robiło to różnicy. Oznaczało to, że niby mogły wydawać pieniądze na to co chciały, ale i tak musiały się rozliczać i tłumaczyć z wydatków państwa. To oznaczało, że pomoc finansowa i jakakolwiek inna temu światu była możliwa tylko wtedy, kiedy udało się wypracować jakąś nadwyżkę w budżecie i nie została ona przeznaczona na inne cele. Ona sama nie podlegała podobnym ograniczeniom, to co razem z Sasami otrzymywały było przeznaczone na ich własne wydatki i mogły robić co chciały. Przez setki lat ich nieobecności odsetki i wpłacane okazyjnie przez rodziców kwoty stworzyły największą istniejącą fortunę... Wstała i podeszła do okna. Zamknęła na chwilę oczy, ale kiedy ponownie je otworzyła był w nich chłód. Czuła paraliżujący, chwytający za serce lęk. Musiała się na coś zdecydować, musiała coś zrobić - i wiedziała jeśli jej się nie powiedzie, to konsekwencje będą straszliwe. Z jednej strony mogła wrócić na Jurai. Razem z Sasami... oraz Ryoko i Tenchim. To w dłuższej perspektywie mogło oznaczać tragedię w postaci krwawej wojny domowej . Po prostu jednocześnie na Jurai znajdowałyby się trzy osoby - bo demonicę z mężem traktowała jako jedność - dysponujące bardzo podobny statusem społecznym , własnymi wojskami oraz władzą. I było niemal pewne, że wcześniej czy później zaczną sobie wchodzić w drogę i prowadzić swoją własna politykę - a wszystko w imię dobra państwa i zachowania porządku. Ryzyko podobnego rozwoju sytuacji było zbyt wysokie aby uznać, że ich obecne stosunki zapobiegną czemuś takiemu. Można było do tego nie dopuścić, gdyby Ryoko z Tenchim zostali na tej planecie i ewentualnie pełniliby funkcje ambasadorów Jurai na ziemi. Niestety, nie wchodziło to w rachubę, bo ona sobie nie wyobrażała, że wróci na Jurai bez demonicy. Bez względu na to, co z tego wyjdzie. Ponadto ich powrót - najprawdopodobniej z wielką pompą i uroczystościami państwowymi - rzuciłby je od razu w tryby machiny urzędniczej. Następnego dnia po powrocie okazałoby się, że trwają już przygotowania do ich ślubów - bo w imię dobra państwa musiały przecież przypieczętować układy z wpływowymi rodami. A tak w ogóle to każdy dzień byłby z góry zaplanowany i w teorii powinny były tego przestrzegać. Samowolka była akceptowalna w pewnych granicach - ale o jakiś szaleństwa czy w ogóle niezależności mogły zapomnieć... Szczerze mówiąc, za każdym razem jak o tym wszystkim myślała to oblewał ją zimny pot i była bliska dostania ataku histerii. Po prostu tutaj poznała już co to znaczy być panią własnego życia, samej decydować o tym co się robi. Owszem, nie ze wszystkiego była dumna. O tym jak swego czasu dała się spić w klubie i następnego dnia ranka obudziła się naga w obcym łóżku i kilka godzin spędziła pod prysznicem bezskutecznie próbując zmyć z siebie hańbę, poniżenie i poczucie obrzydzenia, że jak mogła do tego dopuścić, wolałaby zapomnieć i wymazać z życiorysu. Fakt, że żeby uwolnić się od kobiety, która ja zgwałciła, sama uwiodła inną, bo chciała pokazać, że nie jest w łóżku kawałkiem drewna i nie umie się zabawić - również. Ale z tego, że sama zarabiała na dom, że teraz już się nie bała co sie stanie, jeśli mimo wszystko na sklepie się wyłożą, bo już wie jak założyć nowy i jak sobie w ogóle poradzi, nie potrzebując cudzej pomocy - była dumna jak cholera. Wiedziała już jak ma żyć i jak ma sobie radzić w życiu. Gdyby coś się stało, mogłaby się wyprowadzić z domu Nobuyukiego - i nie byłby to dla niej koniec świata. Niestety na Jurai nie miało to żadnego znaczenia. Miała robić co do niej należało - i nic ponadto. Co teraz już ją przerażało. Bo po prostu czasami chciała się cieszyć, chciała się bawić. Czuć, że żyje. Była dorosłą, młodą kobietą - i to było wspaniałe. A na swój straszliwy sposób byłaby tam nikim. Tytuł królowej... to było tylko puste opakowanie, przy którym nie miało znaczenia jakim była człowiekiem, bo miałaby zupełnie inne zdania niż myśleć, czuć, kochać czy działać. Miała być wzorem do naśladowania, wytyczać drogę postępowania - innymi słowy miała być żywym symbolem, który w burzliwych czasach będzie pokazywał co będzie słuszne, a co nie. Tylko, że jedynym celem jaki mają do spełnienia symbole jest trwanie - a to już zupełnie wykraczało po za jej chęci. Dla Sasami powrót byłby dobijający z tych samych względów. Ryoko... Ten pomysł... Był do zrealizowania. Tak samo jak rozmowy z Czarodziejkami. Ale oznaczałby zupełne zerwanie się ze smyczy Jurai i zrezygnowanie z bezpieczeństwa jakie się z tym wiązało. Z przekonaniem demonicy i Sasami nie byłoby problemu, ale dalej musiałyby sobie radzić same. Chociaż w tym pierwszym przypadku na pewno spotkałaby się z oporem. Ryoko z pewnością sobie nie wyobrażała, że miałaby zasiąść z Tenchim na tronie Jurai - co byłoby tym właśnie rozwiązaniem. Ale gdyby nie miała wyboru, to z pewnością by się z tym pogodziła. Po za tym... Sama nie miałaby żadnych oporów by sie jej podporządkować. I chociaż osobiście wolałaby służyć mieczem, a nie słowem, nie mogła oczekiwać, że wszystko da się zrealizować. Wprowadzenie Ryoko na salony i uczynienie Królową, niewiele w jej sytuacji zmieniało. Mianowani przez rodziców ludzie w ministerstwach wciąż pełniliby kluczowe stanowiska, więc wszelkie podejmowane przez nie działania mogłyby być sabotowane "bo Masaki, Funaho, , albo Azusa robili inaczej". Musiałyby mieć jakieś osiągnięcia, które pokazywałyby ponad wszelką wątpliwość, że są zdolne do samodzielnego działania. I mają się słuchać ich - a nie ich rodziców... Nie jest w stanie zrobić niczego w polityce wewnętrznej, kwestie związane z obronnością czy gospodarką też leżały zupełnie po za jej zasięgiem. Ale z Czarodziejkami... Mogła się dogadać i wykorzystać do własnych celów. I wtedy nie zapisałaby sie w historii tylko tym, że kiedyś opuściła Jurai w poszukiwaniu swojego brata...

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • rip LunarBird CLH : 2008-07-28 23:36:19
    nadal super

    Drugi rozdział lepszy niż pierwszy. Świetne pomysły na relacje pomiędzy wojowniczkami Sailor (trochę mi tylko zgrzyta określenie "czarodziejki"). Bardzo dobrze uzasadnione związki yuri :) Wielka szkoda, że póki co nie ma kontynuacji!

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu