Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Shades of Grey (Odcienie szarości)

Polowanie na myśliwego

Autor:Arleen
Korekta:feroluce
Redakcja:IKa
Serie:Warhammer Fantasy, Forgotten Realms
Gatunki:Fantasy, Przygodowe
Uwagi:Utwór niedokończony
Dodany:2007-11-21 12:07:16
Aktualizowany:2008-04-24 14:33:48


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Miał sporo poniżej sześciu stóp wzrostu, a jednak, gdy wszedł do starej, zaniedbanej karczmy na obrzeżach miasta, ucichły rozmowy, zmieniając się w przytłumione, nierozpoznawalne szepty. Być może była to zasługa jego aroganckiej postawy, a może dwóch broni - krótkiego miecza i pasującego do niego sztyletu - kołyszących się u jego boków, najbardziej jednak prawdopodobne było to, iż najgorsze męty tej dzielnicy umilkły widząc kosmyki białych włosów wysuwające się niesfornie spod kaptura krótkiego, czarnego płaszcza. Przybysz rozglądał się chwilę, jakby szukając znajomych twarzy, a po chwili jednym, ostrym ruchem ręki strząsnął kaptur z włosów. Karczmarz i kilku stałych bywalców zaklęło, ale bardzo cicho. Kolejny druchii! Po prostu wspaniale.

- Zaraza… - mruknął właściciel tego radosnego przybytku pijaństwa, umyślnie pomijając jednak, czegóż miałaby ta zaraza dotyczyć.

Ten był jednak - przynajmniej na razie - sam, co sprawiało, że cała sprawa choć podejrzana, miała szansę zakończyć się bezkrwawo. Na wszelki wypadek jednak karczmarz i tak przysunął bliżej siebie garłacz i obserwował.

Po paru minutach ciszy upewnił się, że druchii nie miał kompanów i życie w tawernie wróciło do rozgadanej, głośnej i niechlujnej normy. Elfi mężczyzna był bowiem jeden, ich ze dwa tuziny. Oczywiście, mogliby go zabić, ale narzucanie się mrocznym elfom nigdy nie było mądre. Oni zawsze trzymali się razem, jeśli jednemu przydarzyło się z rąk ludzi coś nieprzyjemnego, natychmiast pojawiało się kilku jego kompanów, gotowych wyjaśnić całe zajście i najwyraźniej ta teoria znów się sprawdziła w praktyce. Łatwiej, lepiej i bezpieczniej było więc go zwyczajnie zignorować…

Elf tymczasem zrobił dwa kroki w stronę środka karczmy, lustrując uważnie okolicę, jakby kogoś lub czegoś szukając. Nagle zatrzymał się, a karczmarz, który nie przestał go obserwować ani na moment, wstrzymał oddech. Elf bowiem patrzył wprost na jego służącą! Dziewczyna złowiła jego wzrok, rozglądając się panicznie na boki, czy oby na pewno o nią chodzi, gdy zaś druchii zrobił krok w jej stronę, zrobiła się blada jak ściana. Nie ruszyła się jednak ani na krok, czy to ze strachu, czy z przekonania, że jak zacznie uciekać lub krzyczeć to elf bez wahania poderżnie jej gardło…

Mężczyzna podszedł do niej, wyciągając rękę ku jej szyi - gdy to zrobił taca wypadła z drżących dłoni dziewki, a gliniane kufle roztrysnęły się na dziesiątki drobnych kawałków.

- Hej! - ktoś z gości zauważył jej dziwne zachowanie i wychylił się ze swojej ławy. - Łapy precz! - Elf zerknął na niego, ale nie zmienił pozycji. Tak zwani ludzie morza tymczasem zaczęli łypać w stronę samotnego przybysza. Większość była podchmielona i skora do rozróby, a ten przybłęda dawał im idealną okazję.

- Nie będzie się jakiś ciemnoskóry pokurcz tutaj rządził jak na swoich zaplutych statkach! - któryś ze stałych bywalców, wysoki i chudy jak tyczka facet o twarzy poznaczonej bliznami po ospie, wstał gwałtownie. Elf odwrócił się w jego kierunku tylko na chwilę. Potem znów skierował uwagę na dziewczynę, po czym szybkim jak błyskawica ruchem zerwał z jej szyi jedwabną chustę, zupełnie nie pasującą do jej nędznego fartuszka i lichej sukienki.

- Łapy precz! - powtórzył klient, przeciskając się w stronę rozgrywającej się sceny.

- Skąd to masz? - spytał chropowatym głosem druchii w nieco łamanej, ale zrozumiałej Wspólnej Mowie, kompletnie nie zwracając uwagi na zaczepiającego go mężczyznę. Dziewczyna milczała, wpatrzona z przerażeniem w jego kocie źrenice. - Skąd masz szalik, pytam? - powtórzył. Z ust dziewczyny wydobył się szereg piskliwych dźwięków, chyba słów.

- Z… z bagaży… ktoś zostawił…

- Kto?

- Koniec tej zabawy! - mężczyzna w końcu przecisnął się przez swoich kompanów i chwycił szczuplejszego, niższego od siebie elfa za ramię, usiłując odwrócić go ku sobie. Druchii był szybszy. Karczmarz który z walącym jak młot sercem obserwował całe zajście zobaczył tylko błysk ostrza w ręku elfa, który rzucił się całym ciałem w przód, niczym atakujący wąż. Tykowaty mężczyzna wrzasnął przeszywająco i upadł na kolana. Właściciel zdążył jedynie pomyśleć, że znowu będzie musiał myć podłogę z krwi… Jednak na polepę nie zwaliło się bezwładne ścierwo jego klienta. Człowiek klęczał, ale nie był nawet draśnięty. Druchii trzymał sztylet na jego gardle, wystarczyłby jednak jeden ruch nadgarstka i padłby trup. Kilku co przytomniejszych marynarzy sięgnęło po kordy i pałki, a karczmarz chwycił w końcu za garłacz.

- Drgnij tylko…! - ostrzegł, celując prosto w brzuch elfa.

- Pierwszy zaczął. - powiedział z kpiącym uśmiechem druchii głośno, patrząc na karczmarza szkarłatnymi oczyma.

- Rusz go tylko…

- Takie bójki są podobno u was ludzi na porządku dziennym. Przecież nikomu nic się jeszcze nie stało. - dodał spokojnie, nieznacznie akcentując słowo ‘jeszcze’. I nadal trzymał wąską klingę opartą tuż pod uchem tykowatego jegomościa. Karczmarz mocniej zacisnął dłonie na kolbie garłacza.

- Puść go. - zażądał. Druchii spojrzał na mężczyznę, który niepewnie zerkał na niego, starając się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Gdy zaś poruszył się, jegomość zamknął oczy w oczekiwaniu bólu, ale elf tylko cofnął rękę i dał krok w tył, demonstracyjnie chowając sztylet do jaszczura przy pasie. Nie był głupi. Jeśli doszłoby do bójki zabiłby trzech, może czterech z nich, a reszta udekorowałaby jego strzępkami pół karczmy.

- Chcę się tylko czegoś dowiedzieć i pójść własną drogą. - stwierdził chłodno. - Zapłacę. - dodał po chwili powolnym ruchem wyciągając brzęczącą sakiewkę. Chyba podziałało, bo karczmarz nie strzelił, nikt inny też się nie poruszył. Elf bez słowa odwrócił się ku karczmarce, chcąc usłyszeć co ma mu do powiedzenia, ale ta nie nadawała się do dalszych przesłuchań. Leżała bezwładnie na podłodze, zemdlona. Mężczyzna westchnął, zrezygnowany i chyba chciał podejść ją ocucić, ale karczmarz uniósł garłacz nieco wyżej.

- Co chcesz od dziewki?

- Miała to na szyi. - elf niedbale wskazał walający się po ziemi jasnokremowy fular, rozglądając się uważnie po ludziach, którzy bez najmniejszego wahania gotowi byli rzucić się na niego. - Chciałem wiedzieć skąd to ma, to wszystko. Czy to jakaś zbrodnia? - elf uśmiechnął się ponuro, przebierając palcami po rękojeści zatkniętej za pas broni, drugą zaś bawiąc się rzemykiem mieszka.

- Niedawno była tu inna druchii… - powiedział karczmarz powoli, dając znak reszcie by nic nie robiła i obserwując to elfa, to mieszek.

- Kobieta?

- Tak. Zeszła na dół tylko raz, może dwa… Kryła się, to z początku nie mieliśmy pojęcia kto to był… Nie nasza to rzecz…

- Oczywiście. - wzruszył ramionami elf. - A później?

- Ktoś się domyślił, albo lepiej się przyjrzał. Poszedł na górę, było trochę hałasu, a ona zostawiła swoje rzeczy i zniknęła.

- Ktoś? Tak po prostu ‘ktoś’? - elf przekrzywił lekko głowę, mrużąc oczy. Karczmarzowi ciarki przebiegły po plecach, gdy druchii patrzył mu prosto w oczy, jakby chciał wyczytać kłamstwo z jego twarzy.

- Tu się przewija całe mnóstwo ludzi… Nie znam wszystkich. - burknął.

- Zabiła go?

- Nie… Nie wiem. Na pewno uciekła, ale zostawiła torbę i część ubrań… Nie wróciła. Moje prawo…

- Jasne. - elf rozluźnił się nieco. - Wiesz może, co się z nią stało?

- Słyszałem, że straż miejska ją dopadła, ale może to tylko plotki.

- Może. - elf pokiwał głową, po czym wyjął drugi mieszek, mniejszy i rzucił karczmarzowi. A potem zwyczajnie odwrócił się, naciągając kaptur i wyszedł. Karczmarz odetchnął, ale choć rozczarowany ciężarem sakiewki, schował ją i garłacz. W tawernie zaległa iście cmentarna cisza.

- Może zawołać straż? Albo kapłanów Solkana…? - zaproponował ktoś nieśmiało, ale właściciel zgromił go wzrokiem.

- O jednym druchii donieśliśmy strażnikom, to mamy drugiego na głowie. - syknął. - Zaraza, mór i trąd na te przeklęte ostrouchy! Niech się żrą miedzy sobą, nam nic do tego. - wskazał na leżącego na jednej z ław mężczyznę. - Co mu?

- Zemdlał.

- Mięczak. - skrzywił się właściciel, jakby zapominając, że jego klient miał chwilę temu na gardle sztylet, a właścicielowi owego puginału nie zadrżałaby ręka podczas podrzynania mu tegoż jakże ważnego dla życia organu. Sam podszedł do dziewki i ocucił ją uderzeniem w twarz. Dziewczyna jęknęła i otworzyła oczy. Wzrok miała nieco błędny, ale drugie uderzenie ocuciło ją z zamroczenia.

- No, do roboty! Koniec przerwy, czas posprzątać i odpracować straty. - podniósł ją za ramię, klepnął w pośladek, posyłając w stronę szynku po nowe kufle i tacę. Po chwili jednak machnął ręką. - Najpierw nalej chłopakom kolejkę. Na koszt firmy…

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Arleen : 2007-11-21 18:34:28
    SoG

    Dziękuję, jak zazwyczaj zresztą <kłania się nisko> :)

    Śpiesze z wyjasnieniami:

    Bronie to; któtki miecz typu gladius, oraz sztylet. Słowa 'nóż' użyłam by się nie powtarzać (i dotąd skutkowało, jako pierwszy zwróciłeś uwagę na ten szczegół).

    Druga sprawa; zatknięty za pas to mój błąd, którzy przyczynił się do problemu z 'nożem' i 'sztyletem'. Scenę te przerabiałam drukrotnie i zyczajnie nie zwróciłam uwagi na tę kwestię. ^^'

    Dziękuję za zwrócenie mi na te kwestie uwagi - SoG wymaga więcej poprawek niż sądziłam :)

  • : 2007-11-21 18:12:47
    Dobra robota

    Bardzo sympatycznie napisane: po przeczytaniu poprzedniej części spodziewałem się czegoś podobnego i nie zawiodłem się.

    Chciałbym tylko zwrócić twoją uwagę na wątpliwość dotyczącą broni elfa. Napisałaś:

    "Być może była to zasługa jego władczej, wręcz aroganckiej postawy, a może dwóch broni kołyszących się u jego boków, które choć lekkie, nie wyglądały bynajmniej na paradne ozdoby"

    Nie wyjaśniasz, co to były za bronie: miecze, szable, sztylety, noże, topory, garłacze, maczugi itd.? To o tyle istotne, że później piszesz:

    "karczmarz który z walącym jak młot sercem obserwował cała scenę zobaczył tylko błysk noża ręku elfa"

    - czy to była jedna z tych dwóch broni? Czy może bohater dobył nóż zza pauchy, z rękawa, zza cholewy?

    oraz jeszcze dalej:

    "Druchii trzymał sztylet na jego gardle, wystarczyłby jeden ruch nadgarstka"

    - oprócz noża teraz pojawił się sztylet (skąd, skoro wcześniej bohatera trzymał w ręku nóż?)

    i jeszcze dalej:

    "elf uśmiechnął się ponuro, przebierając palcami po rękojeści wąskiego sztyletu, zatkniętego za pas"

    - skoro zatknięta za pas, to nie mogła wcześniej "kołysać się u boku", bo wtedy spoczywałaby w pochwie i po użyciu ponownie by w niej wylądowała.

    Czy te dwie bronie, wymienione na początku opowiadania, to właśnie nóż i sztylet (ale przecież noża nie nosi się zawieszonego w pochwie u pasa)? A może żadna z nich? Czy może elf użył noża dobytego np. zza pazuchy użyłaś noża, a później nazwałaś ten nóż sztyletem by uniknąć powtórzenia słowa "nóż", choć to przecież dwa różne rodzaje broni?

    Poza tym: dobra robota. Czekam na ciąg dalszy.

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu