Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

sin (grzech)

rozdział 1

Autor:feroluce
Korekta:IKa
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Dramat, Fikcja, Romans, Science-Fiction
Uwagi:Erotyka
Dodany:2008-01-10 15:58:16
Aktualizowany:2008-06-25 10:09:37


Następny rozdział

Na wstępie bardzo gorąco chcę podziękować mojej beci - Arleen. To dzięki niej mogła powstać nowa wersja rozdziału pierwszego. Mam nadzieję, że po przeredagowaniu będzie się Wam, drodzy czytelnicy, lepiej czytało, bez zbytniego łamania zębów na moim (zapewne wciąż nienajlepszym) stylu. Miłej lektury i zapraszam do komentowania.

ENDŻOJ:D


1. Pan Sin znowu wyjechał. Ostatnio często go nie było. Był eksportowym prawnikiem i częste podróże stanowiły stały element jego zawodu.

Pieliłam grządki, pomagając Maleice w ogrodzie. Lubiłam to robić, chociaż nie należało to do moich obowiązków. Czułam nieodpartą potrzebę jak najczęstszego przebywania na świeżym powietrzu. Większość życia spędziłam jako Podręczna, a im nie wolno opuszczać budynków. Zdarza się, że ogrody swego właściciela widują przez całe swe życie tylko przez okna.

Jednak pan Sin nie miał nic przeciwko temu, byśmy korzystały z jego parku, pod warunkiem, że nie opuszczamy terenu posesji. Miał tu na uwadze nasze bezpieczeństwo, włócząca się samopas samotna Suni praktycznie prosi się o śmierć.

Byłam tu już od ponad roku. Pan Sin otrzymał mnie jako prezent od swojego kuzyna na dwudzieste piąte urodziny. Przez ten czas zdołałam się zaaklimatyzować w posiadłości i nie wyobrażałam sobie powrotu do poprzedniego życia.

Jakbym trafiła z koszmaru do pięknego snu.

Ta posiadłość i rządzące nią prawa były drastycznie inne od tych, jakimi rządziły się zwykle włości Atelicze. Pierwszą i podstawową różnicą był fakt, że jej właściciel nie był uzależniony. Nie wiedziałam, jak to się stało, że przeszedł detoksykację, a pozostałe Suni nie chciały o tym mówić, niemniej pewna byłam, że pan Sin nie tknął żadnego przedstawiciela mojej rasy od co najmniej trzech lat. Jego podejście do nas też było niezwykłe. Dla Atelicze Suni to bydło. Przedmioty użytkowe, coś, co się wykorzystuje, a gdy się zużyje, to wyrzuca. A on nas lubił. Traktował jak służbę. Niemal przyjaciół.

Odczuwałam to szczególnie silnie, bo ze względu na pełnioną funkcję spędzałam z nim sporo czasu. Byłam jego pokojówką, do mnie należało utrzymanie czystości w jego prywatnych apartamentach, dostarczenie posiłków i ogólnie zaspokajanie różnych drobnych zachcianek. Wybrał mnie do tej roli, bo mało mówię. Biorąc pod uwagę, że urodziłam się z całkowitym brakiem zdolności do generowania wyższych dźwięków, zakrawało to na ironię.

Poderwałam głowę na dźwięk lądującego pojazdu.

Gdzieś w żołądku coś mi podskoczyło z radości. Wrócił!

Zdusiłam o uczucie w zarodku. Lorra, opanuj się, co z tobą?!

Z pojazdu wysiadło dwóch Atelicze. Żaden nie był naszym właścicielem, co momentalnie wzbudziło czujność wszystkich Suni w posiadłości. Żaden Atelicze nigdy nie przybywa do domu innego bez zaproszenia!

Zdrętwiałam. Żołądek zwinął mi się w ciasny supeł.

Rozpoznałam jednego z nich.

Zerwałam się na równe nogi.

- Maleika, uciekaj!!!

Może jeszcze nas nie zauważyli...

Niektórzy Atelicze nie uznają żadnej świętości i każda Suni, którą przyłapią poza budynkiem, niezależnie od tego, do kogo należy, jest automatycznie uznawana za posiłek. Zasadniczo było to potępiane, jako forma kłusownictwa, jednak nie stanowiło wielkiego wykroczenia, raczej nietakt i kończyło się zwykle przeprosinami. Wyjątek stanowiły tylko ogrodniczki, które były jedynymi Suni mającymi pełne prawo przebywania poza budynkiem i kłusowanie na nich było już obciążone karami finansowymi. Ich wysokość zależała od klasy Mebla, który uszkodzono, czyli od umiejętności danej Suni.

Na moje nieszczęście, ja ogrodniczką nie byłam, a Maleiki o to nikt pytać nie będzie.

Pole telekinetyczne otoczyło mnie ciasno, krępując ruchy, uniemożliwiając nawet oddychanie.

- Ach, i co my tu mamy?

Atelicze okręcił mną w powietrzu niczym zabawką. Zrobiło mi się niedobrze.

- Czy to przypadkiem nie ciebie podarowałem mojemu kuzynowi parę miesięcy temu?

Oczy pana Tau miały obrzydliwie znajomy wyraz. Był na głodzie. A zarazem widoczne było w nich rozbawienie. Jak u dziecka, które zamierza zrobić psikusa, a nadarzyła mu się ku temu okazja lepsza niż się spodziewało.

Zaczęłam żegnać się z życiem.

- Zregenerowałaś się? Więc mój drogi kuzyn nie dał się skusić na to małe słodkie ciałko? Nie masz już plam? Sprawdźmy...

Moje ubranie poszło w strzępy.

Wisiałam całkiem naga, bezbronna i bezradna.

- Wiesz, malutka, będziesz ostrzeżeniem. Twój właściciel ma zamiar zrobić coś, co części klanu się nie podoba. Bardzo nie podoba. Trzeba go więc zawczasu przyhamować. Na razie ostrzegamy. Potem możemy przejść do bardziej bezpośrednich działań...

Obrócił się w kierunku domu.

- Wszystkie słyszały? To przekażcie to waszemu zboczonemu właścicielowi!

A potem przyciągnął mnie bliżej, pochylił głowę aż nazbyt znajomym gestem i szarpnął.

Mój świat zredukował się do kłębka bólu...

2. Sin złapał zrozpaczoną Morrigaine za ramię, zanim ta zdążyła rzucić się na pomoc Lorrelaine i Maleice.

- Stój!

Popatrzyła na niego oczyma szalonymi z przerażenia.

- Ja się tym zajmę.

Był zły.

Wściekły.

Chcą zabawy jego kosztem, tak?

Przybył do domu jakieś piętnaście minut wcześniej. Wylądował po drugiej stronie ogrodu, przed polem ograniczającym wyznaczającym granicę jego posiadłości. Miał ochotę się przejść. Właśnie dlatego jego kuzyni go nie zauważyli.

Zresztą, tak naprawdę to nawet nie wysilili się, by sprawdzić, czy przypadkiem nie wrócił do domu.

On jednak widział i słyszał wszystko.

I był wściekły.

Nagle Tau M’allo’y poczuł, że ktoś brutalnie szarpie go za warkocz, odciągając od posiłku. Odwrócił się, zbyt zaskoczony, by się bronić i w tym momencie pięść trafiła go prosto w szczękę.

Oszołomiony uderzeniem Tau nie zdążył się pozbierać, gdy kolejny cios skutecznie pozbawił go przytomności.

Sin popatrzył na nieprzytomnego kuzyna z pogardą. Co za ofiara Losu! Nie dość, że go nie zauważył, mimo że stał najdalej pół metra za nim, to jeszcze nie miał podniesionych nawet podstawowych osłon. Dał się stłuc niczym jakiś niemetapsychiczny i nie stawił chociaż śladowego oporu. Żenujące.

Na trawie obok siedziała Lorrelaine, zwinięta w kłębek, obejmując ramionami boki w żałosnej próbie okrycia się. Co chwilę wstrząsały nią dreszcze. Na nagiej, mokrej od potu skórze, pobladłej gwałtownie do seledynu zaczęły już kształtować się białe plamy wyczerpania energetycznego.

Sinem zatrzęsła kolejna fala gniewu.

Dziewczyna zwinęła się jeszcze mocniej, bardziej z zimna niż wstydu.

Bez słowa szarpnął klamry sukni, ściągnął ją przez głowę i owinął nią Suni.

- Masz, ubierz się. Mój kuzyn, jak widzę, nie bawił się w subtelności. Miałaś umrzeć. Trzymasz się?

Skinęła głowa i popatrzyła na niego przytomniej, chociaż poziome źrenice jej oczu wciąż były tak rozszerzone w szoku, że zielonozłote tęczówki sprawiały wrażenie idealnie okrągłych obręczy.

3. Otoczył mnie strumień ciepłego powietrza wzbudzony mocą pana Sina.

Nadal pochylał się nade mną opiekuńczo, jednak mimo troski w jego oczach czułam przez skórę gotujący się w nim gniew.

Nigdy dotąd nie widziałam Atelicze doprowadzonego do furii. Aż do teraz.

Zerknęłam strachliwie przez jego ramię.

- Nie bój się, nie odzyskają przytomności, dopóki im na to nie pozwolę.

Wyciągnęłam dłoń i dotknęłam jego ramienia. Bezpośredni kontakt telempatyczny był jedynym sposobem, by obejść moje ograniczenie i móc z nim rozmawiać.

„Co się z nimi stanie?”

„Jeszcze nie zadecydowałem. To, co stanie się z Tau zależy od ciebie. Skatował cię nie pierwszy raz, prawda?”

Drgnęłam. Echo w moim umyśle wystarczyło mu za odpowiedź.

„Chcesz zemsty?”

Zemsty?

Jak?

„Ach. Więc chcesz. Wobec tego odbierz mu, co należy do ciebie.”

Pan Sin wstał, zrywając łącze i podszedł do nieprzytomnego samca. Jego spojrzenie stwardniało, akwamarynowe oczy stały się zielone i zimne jak malachit.

Złapał swego kuzyna za włosy, brutalnie podrywając mu głowę.

Pan Tau pomrugał powiekami i spróbował się uwolnić, ale, uwięziony w polu pana Sina, nie był w stanie nawet drgnąć.

- Chciałeś się zabawić, prawda? A kpienie z nieuzależnionego kuzyna jest takie zabawne! Tym bardziej, że w końcu ktoś dał ci pretekst, by można go było zaatakować. Jesteś głupcem, Tau. I to głupcem, którym łatwo manipulować.

Przyciągnął głowę kuzyna bliżej swojej twarzy. Lodowata ironia w jego głosie kaleczyła jak nóż.

- Myślisz, że twój ojciec ucieszy się, kiedy usłyszy, co tu wyprawiałeś? Przecież jemu jest jak najbardziej na rękę, bym odsunął się od rodu, a gdybym zmienił przynależność klanową, chyba by ogłosił tygodniowe święto z radości. Konkurent sam mu odpada z gry. A teraz notowania Fae wśród starszyzny polecą na łeb na szyję, gdy po klanie rozejdzie się, że jego synalek, jego wyznaczony dziedzic, urządza burdy u znanego eksportowego prawnika. Bez żadnego powodu, ot tak, dla zabawy. I to w jego imieniu. Już widzę, jaki Fae będzie szczęśliwy...

- Co... Co ze mną zrobisz?

Pan Sin uśmiechnął się sadystycznie na widok gwałtownie pobladłego pana Tau. A ja zaczynałam się poważnie zastanawiać, którego z nich powinnam się bać bardziej…

- Niech się zastanowię. Co my tu mamy? Nieuzasadnione wtargnięcie na teren prywatny. Kłusownictwo na ogrodniczce. Groźby. Poważne uszkodzenie własności prywatnej, z zamiarem całkowitego jej zniszczenia. Całkiem sporo, jak na dziesięciominutową wizytę, postarałeś się, kuzynie. Mam kontynuować?

Pan Tau tylko popatrzył na niego wściekle.

- Szkoda tylko, że głupota nie jest karalna śmiercią, bo kwalifikowałbyś się do natychmiastowego przenicowania.

Pan Sin pochylił się nad swoją ofiarą.

Nie poznawałam go. To nie był - nie mógł być - ten sam beztroski, obdarzony zwariowanym poczuciem humoru, stale uśmiechnięty samiec, jakiego znałam na co dzień! Prowokowany zbyt długo pan Sin zmieniał się w przerażającą maszynę do zabijania. Która właśnie dopadła swą ofiarę i znęca się nad nią jak kot nad myszą.

Był straszny z tym chłodnym spokojem, którym promieniował. Ewolucjo. On się nawet uśmiechał!

- Co z tobą zrobię? Hm. Jako, że złapałem cię na gorącym uczynku, mam prawo do tradycyjnego samodzielnego wymierzenia ci kary. Mógłbym cię teraz nawet zabić i nie poniósłbym za to żadnych konsekwencji, w końcu przecież bronię swego terytorium.

Pan Tau zbladł jeszcze bardziej. Nawet ja zdrętwiałam. W tym stanie ducha pan Sin rzeczywiście gotów był to zrobić!

- Nie bój się, nie zabiję cię. Tłumaczenie się potem twojemu ojcu to za wysoka cena za tak niewielką przyjemność. Zresztą, skrzywdziłbym Fae, odmawiając mu rozkoszy osobistego wydziedziczenia cię. Mam dla ciebie ciekawszy pomysł. Coś, co zapamiętasz do końca życia.

Spojrzał na mnie.

- Chodź tu, Lorrelaine.

Posłusznie podeszłam do niego. Pan Sin uśmiechnął się niemal radośnie.

- Ja osobiście nic ci nie zrobię, Tau. Po prostu oddam cię Suni i poczekam na to, co z ciebie zostanie.

Położył mi rękę na ramieniu. Jego palce musnęły moją skórę tuż przy szyi, tam, gdzie nie sięgała rozpięta stójka sukni.

Drgnęłam.

Z jakiegoś powodu jego dotyk wydał mi się inny niż zawsze. Bardziej... intymny?

„Lorrelaine. Czy jesteś gotowa?”

Wiedziałam, czego ode mnie chce. Co proponuje.

Jeszcze raz spojrzałam na Atelicze leżącego u moich stóp. Poszukałam w sobie litości do niego.

Nic.

Tylko zimny gniew. Zapiekła nienawiść.

Uklękłam. Złapałam małpi pomiot za twarz i wzięłam, co moje.

4. Sin beznamiętnie obserwował, jak ciało Tau napina się, bezgłośnie protestując przeciw torturom.

Podczas żerowania na Suni nigdy się ich bezpośrednio nie dotyka, ponieważ przedstawiciel tej rasy broniąc się potrafi zawrócić kierunek przepływu energii i wyrwać ją z napastnika tak gwałtownie, iż mógł go nawet zabić.

Lorrelaine odbierała, co do niej należało. Systematycznie odzierała ciało Tau z energii.

Dla postronnego obserwatora wyglądało to tak, jakby się z nim namiętnie całowała. Tylko zmieniające się ubarwienie jej skóry, odzyskujące powoli kolor wschodzącego zboża, świadczyło, że nie jest to tak niewinne, jak mogło się wydawać.

Sin nie sądził, że Lorrelaine zabije Tau, chociaż miała taką możliwość. Cynicznie pomyślał, że jego kuzyn w ciągu najbliższych dni pożałuje, że tego nie zrobiła. Regeneracja po czymś takim trwa całe tygodnie. I nie można po prostu uzupełnić braku energią innej Suni. Ciało nabawia się czasowego urazu i ją odrzuca, co jest zresztą rzeczą wyjątkowo nieprzyjemną.

Skończyła. Otarła usta znajomym gestem.

Ewolucja nadała Atelicze legendarną wręcz żywotność, ciało Tau, blade i nieruchome, wydawało się czymś sprzecznym z naturą. Jednak ten samiec, mimo że wyczerpany niemal do cna, nadal żył, był jedynie pogrążony w głębokim omdleniu.

I żyć będzie. Jeśli Atelicze nie został zabity od razu, regenerował się, chociaż potrafiło mu to zająć całe tygodnie.

Wyrok wykonany. Teraz przyszła pora zastanowić się, co zrobić z drugim intruzem.

Oun M’allo’y odzyskał przytomność, jednak kompletnie obezwładniony metapsychicznie i skrępowany polem telekinetycznym mógł tylko czekać na wyrok. Sin dopadł go pierwszego, zanim jeszcze zdążył zaatakować drugą Suni. Pole delta skruszyło jego osłony jakby były ze szkła i wysłało w nieświadomość tak szybko, że było to wręcz upokarzające.

Oun nie zdawał sobie dotąd sprawy, jak silny jest jego przeciwnik. To, że pobił taką ofiarę Losu, jak Tau, było zrozumiałe, ale on sam uważał się za silnego Atelicze. Mimo to Sin pokonał go z taką samą łatwością, z jaką dorosły pokonuje dziecko, a teraz utrzymywał go skrępowanego beż żadnego wysiłku, pozornie nie zwracając na niego uwagi.

Teraz zaś przyszła jego kolej odebrać karę.

Sin powiódł wzrokiem dookoła. W luźnym półkolu zgromadziły się wokół nich wszystkie jego Suni, w milczeniu przyglądając się, jak egzekwuje sprawiedliwość.

Przysiadł na piętach przy Ounie.

- Witaj, kuzynie. To interesujące. Co ty tutaj robisz? Rozumiem Tau. Mam nieco napięte stosunki z tą częścią rodziny. Ale do ciebie, panie, nic nie mam. Moja i twoja gałąź klanu zawsze żyły w pokoju. O ile mi wiadomo, nie jesteś też, kuzynie, ani głupcem ani samobójcą, by tak sobie, dla zabawy, zaatakować prawnika. Wychodzi na to, że ktoś ci coś obiecał. Coś na tyle wartościowego, że zaryzykowałeś utratę opinii i honoru.

Oun poczuł, że kontrolujące go pole minimalnie słabnie. Mógł swobodnie mówić.

- Czemu mam ci powiedzieć?

- Bo to interesująca kwestia. Wręcz fascynująca. A czemu masz mi odpowiedzieć dobrowolnie? Bo inaczej przesłucham cię siłą. Dowiem się wszystkiego i tak, lecz będzie to dla nas obu przeżycie nieprzyjemne. Dla ciebie, kuzynie, bardziej. Telempatyczne przesłuchania bywają naprawdę żenujące dla przesłuchującego, lecz to nic w porównaniu z upokorzeniem, jakie odczuwa przesłuchiwany.

Oun wyglądał, jakby przetrawiał tę informację.

- Ukarzesz mnie?

- Osobiście nic do ciebie nie mam, kuzynie. Myślę, że pozwolę podjąć decyzję tej Suni, którą zaatakowałeś. Ona zadecyduje, co z tobą zrobić.

5. Morrigaine troskliwie objęła mnie ramieniem.

- Lorra, dobrze się czujesz?

Przytaknęłam skinieniem.

Szumiało mi w głowie. Chciało mi się śmiać i tańczyć z radości... Wykazywałam wszystkie objawy narkotycznego oszołomienia, które tak często obserwowałam u Atelicze.

Zmusiłam się do skupienia uwagi na scenie rozgrywającej się przede mną.

Pan Sin nadal kucał przy drugim z napastników, smukłym samcu o włosach brunatnych niczym torfowa ziemia i zadziwiająco ciemnej cerze. Rozmawiali. Mój właściciel nie sprawiał już wrażenia zagniewanego. Jego ogon przestał uderzać rytmicznie o ziemię, leżał spokojnie owinięty wokół stóp i tylko jego strzałkowate zakończenie raz po raz wibrowało, wyrażając jednak bardziej zaintrygowanie niż złość.

Obcy milczał chwilę rozważając ultimatum.

- To prawda. Obiecano mi coś. Coś, co ma należeć do ciebie, kuzynie.

Pan Sin pochylił się niżej, zaintrygowany. Instynktownie także nasze półkole zacieśniło się, by nie stracić ani urywka rozmowy.

- Słucham cię, kuzynie...

I w tym momencie, jak na złość, przeszli na kontakt telempatyczny!

Pan Sin raptownie poderwał się i potrząsnął głową, jakby czemuś gwałtownie zaprzeczając.

Przez chwilę panowała kompletna cisza, a potem rozległ się ponury głos przybysza.

- Co teraz ze mną zrobisz, panie?

- Jak mówiłem wcześniej, kuzynie, wobec mnie nie masz już żadnej winy, odpłaciłeś się mi za nie szczerością. O reszcie zadecyduje Maleika.

6. Maleika była do tej chwili przekonana, że pan Sin użył jej jako straszaka. Ten Atelicze widział, co Lorrelaine zrobiła z jego towarzyszem i uważała, że to był rzeczywiście niezły pomysł, by skłonić do mówienia upartego samca. Ostatnie słowa jej właściciela całkowicie ją zaskoczyły. Jednak oddał jej tego Atelicze!

Oun obdarzył ponurym spojrzeniem samicę. Tak jak wszystkie Suni tutaj, także i ta miała długie włosy, jakby oznajmiając całemu światu, że ich właściciel jest nieuzależniony. Miała na oko sądząc dwadzieścia parę lat i, jak na przedstawicielkę swej rasy, była dość wysoka, choć mogło to być złudzenie wywołane żabią perspektywą, w jakiej się znajdował. Nastroszona grzywa gęstych ciemnozielonych włosów okalała przyjemną twarz o regularnych, typowych dla Suni rysach.

- Co ze mną zrobi?

- Nie wiem. Jej pytaj, kuzynie.

Gdyby nie pola, które go krępowały, Ouna aż by odrzuciło. Tylko jego oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu.

Jedną z charakterystycznych cech Suni był bardzo niski tembr głosu, w większości wypadków operujący na częstotliwościach niesłyszalnych dla żadnej innej rasy poza jej własną. W połączeniu w całkowitą odpornością na telempatię poza bezpośrednim kontaktem fizycznym czyniło to komunikację z Suni cokolwiek jednokierunkową. Oun co prawda słyszał, że niektóre przedstawicielki tej rasy, odpowiednio trenowane, mogły nauczyć się wydawać dźwięki dość wysokie, by można je było usłyszeć, jednak nigdy dotąd takiej samicy nie spotkał.

Sin uśmiechnął się złośliwie.

- No, kuzynie, zrób to! Czyżbyś się bał tego, że ci odpowie?

Oun, mając nieprzyjemne uczucie, że zebrane Suni się z niego śmieją, przeniósł spojrzenie na stojącą nad nim samicę.

- Więc co ze mną zrobisz?

Maleika westchnęła. Morrigaine ostrzegła ją, żeby zachowała daleko posuniętą rozwagę. Pan Sin dał jej wolną rękę, jednak zdawała sobie sprawę, że nie może nadużyć jego zaufania i narobić mu kłopotów, krzywdząc członka klanu, z którego odłamem żył dotąd w pokoju.

- Właściwie nic mi się nie stało, najadłam się tylko strachu. Z drugiej jednak strony, panie, zaatakowałeś mnie z premedytacją i gdyby nie szybka interwencja pana Sina, już bym nie żyła. Nie czuję wobec ciebie gniewu, panie. Nie znam cię. Okazałeś się jednak być obdarzony honorem, spłaciłeś swój dług wobec mojego właściciela.

- Czego oczekujesz?

Maleika przyklęknęła. Przesunęła dłonią, wciąż w roboczej rękawicy, po twarzy samca, znacząc jego policzek brunatną smugą. Wyczuła, jak zesztywniał w oczekiwaniu na atak.

Podjęła decyzję. Brunatnowłosy Atelicze podobał jej się. Piękne szafirowe oczy...

- Dasz mi dziecko.

Zdrętwiał. Na twarzy odbiło mu się totalne osłupienie, graniczące z szokiem.

- Chcę mieć dziecko, ale nie mam najmniejszych szans na kontakt z samcem mojej rasy. Poza tym, dzięki temu pewne będzie, panie, że już nigdy nie zaatakujesz ani mnie ani nikogo innego z tej posiadłości. W końcu tutaj będzie twoje potomstwo, a wy, Atelicze, dbacie o nie niemal obsesyjnie.

Sin zdążył już się otrząsnąć z zaskoczenia, jakie wywołała w nim decyzja Maleiki.

„Więc, kuzynie?”

Oun wyraźnie wyczuwał w kontakcie telempatycznym rozbawienie Sina.

„Masz zamiar wymusić na mnie, bym spełnił jej życzenie?”

„Nie wydaje mi się to konieczne. Myślę, że tak mnie, jak i Maleice wystarczy twoje słowo, kuzynie.”

W oczach Sina pojawił się psotny wyraz.

„Nawet ugoszczę cię kilka dni i zapewnię warunki konieczne do tej... operacji. Oczywiście, jeśli wolisz zostać zmuszonym... Myślę, że Maleice mogłoby się spodobać takie... odwrócenie ról...”

Oun miał już dosyć bycia obiektem kpin kuzyna. Sin cokolwiek za dobrze się bawił jego kosztem.

Co gorsze, miał świadomość, że gdyby tylko dał mu pretekst, zrobiłby to.

I dopiero wtedy miałby z niego ubaw!

Przeniósł ponure spojrzenie na Suni.

- Tak. Na honor mego rodu, spełnię twoje życzenie.

Następny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • feroluce : 2008-01-12 21:16:44
    wyjaśnienia

    To jest dopiero początek opowiadania, które w oryginale ma ponad 70 str. Pocięłam więc jednolity tekst na rozdziały, co wyraźnie odbija się (niestety)na odbiorze. Dalej powinno być klarowniej.

    Co do erotyki, to nie ma obaw, jest jej dalej aż w nadmiarze, oby mi tylko nie kazano tekstu ocenzurować ;D.

    Co do założeń świata, to wolałabym ich nie wykładać od razu, wierzę bowiem w inteligencję czytelników i ich wyobraźnię.

    Jeśli jednak postulaty o założenia będą się powtarzać, obiecuję, że dołączę szerokie wyjaśnienia na temat świata przedstawionego.

    Ale dopiero w okolicach 4 rozdziału - nie chcę psuć zabawy :)

  • : 2008-01-10 18:37:45
    Sin (grzech)

    Dawno nie czytałem tutaj tekstu opartego na tak ciekawym i oryginalnym pomyśle. Brawo! Gdyby jeszcze opowiadanie było dłuższe, bardziej rozwinięte, głębiej wprowadzało czytającego w wymyślony przez autora świat. Moja pobudzona lekturą wyobraźnia domaga się wyjaśnień, kim są Atelicze, Sunie, na jakich zasadach zbudowane jest ateliczowo-suniowe społeczeństwo i dlaczego właśnie tak, a nie inaczej.

    Bardzo przypadły mi do serca użyte nazwy i imiona: brzmią naturalnie, nie są oklepane, nie łamię sobie na nich języka oraz pasują jak ulał do opisywanej, fantastycznej rzeczywistości i do siebie nawzajem. Znakomicie dopełniają całości obrazu.

    Jednym zdaniem: tekst, świat i bohaterowie kryją w sobie duży potencjał, dzięki czemu przeczytałem "Sin" z prawdziwą przyjemnością i chętnie przeczytałbym więcej.

    PS. Kategoria "Erotyka" została przypisana chyba nieco na wyrost: gdzie w tekście znajdują się obiecane przez autora "momenty"? :)

  • Arleen : 2008-01-10 16:09:59
    Sin

    Wydaje mi sie, ze masz dar do tworzenia własnego świata. Plus, za próbe stworzenia czegos własnego...

    Niestetym gorzej moim zdaniem z warsztatem. Czytajac, pogubiłam się nieco. Zdania sa czesto urywane, za krótkie. Brak mi rzetelnych wiadomosci na temat swiata, o którym czytam.

    Więcej poukładania, mniej chaosu i ma szanse wyjsc cos ciekawego.

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu