Opowiadanie
Ku nieuchronnemu przeznaczeniu?
Rozdział 1
Autor: | Aurorka |
---|---|
Korekta: | Inai |
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Akcja, Komedia, Przygodowe |
Dodany: | 2008-03-12 08:36:47 |
Aktualizowany: | 2008-09-22 21:10:46 |
Następny rozdział
"Ku nieuchronnemu przeznaczeniu?"
Czy ktokolwiek z Was zastanawiał się co by się stało, gdyby Lina nigdy nie spotkała Amelii... albo Zelgadisa... ani Gourry'ego...? Przecież Gourry tak przez Was zazwyczaj lekceważony, ba! czasami nawet traktowany jako zło konieczne...
Albo gdyby Lina nigdy nie obrabowała pewnej bandy, a w jej rękach nie znalazł się kamień filozoficzny...?
No i co wtedy?
Zastanawialiście się?
A przecież drobny przypadek mógłby odmienić wszystko...
Ale czy przygody samotnej Liny nadal byście z takim zainteresowaniem śledzili?
A może przerzucilibyście się na kogoś innego? Na przykład Zelgadisa... albo na, tak przez większą część (głównie żeńską) fanów uwielbianego, Xellosa?
A przecież... tak niewiele brakowało...
część pierwsza
Lina niezbyt uważnie słuchała co ma jej do powiedzenia pewien otyły, obsypany biżuterią facet. Próbując ukryć potężne ziewanie, pokiwała głową.
- Więc jak już mówiłem - ciągnął grubas - byłbym... to znaczy miasto byłoby wdzięczne, gdyby pani mogła się tym zająć.
- No dobra, ale to będzie pana.. to znaczy miasto drogo kosztować - Lina jak zwykle przechodziła bezpośrednio do sedna sprawy.
- Nie ma sprawy - grubas zatarł ręce - może pani zatrzymać wszystkie skarby, które ci bandyci zagrabili.
Lina spojrzała spode łba na tego zadowolonego grubasa. Wyglądał na skąpca, a tu proszę, nie interesują go bogactwa...
- Mnie to nawet pasuje, tylko...
- Ach! Zastanawia się pani tylko dlaczego nie zależy mi na pieniądzach? - pokiwał głową uśmiechając się szeroko.
- No... trochę to dziwne.
- Zależy mi tylko, by uwolnić miasto od nich - pokiwał głową, a uśmiech nie schodził z jego nalanej twarzy.
- No dobra...
Wychodząc z jego domu dostrzegła strażników u wejścia oraz kilka groźnie wyglądających psów. "Pewnie do ochrony nocą". Lina przeniosła wzrok na zakratowane okna. Musieli się ci bandyci bardzo rozzuchwalić, skoro tak mu zależy na pozbyciu się ich. Pewnie boi się o własne bogactwa.
Lina ciężko wzdychając skierowała się ku najbliższej karczmy. "Najpierw mała przekąska, a dopiero potem robótka" co myśląc, tak uczyniła.
Na dachu jednego z pobliskich domów stała tajemnicza postać. Jej płaszcz powiewał na wietrze, tak samo sięgające ramion fioletowe włosy...
Pokiwała głową, jakby coś ją ucieszyło, po czym zniknęła...
Kelner właśnie niósł trzynastą porcję, kiedy nagle się potknął, a całe jedzenie wylądowało na rudym głodomorze. Na chwilę w karczmie zapanowała martwa cisza. Lina powoli podniosła się i stanęła w rozkroku nad biednym kelnerem. Ten podniósł głowę, ale w chwilę później tego pożałował, gdy zobaczył w jej oczach żądzę mordu.
- Tyyy...
Przerażony głośno przełknął ślinę, nie mogąc ruszyć się z miejsca.
- Tyyyyyyyy!
- Nie, to ja - usłyszała za sobą spokojny głos.
Odwróciła się gwałtownie ciskając wzrokiem pioruny, ale tajemniczy nieznajomy się tym nie zraził.
- Przepraszam, to było niechcący - uśmiechając się wskazał na laskę, którą trzymał w dłoni - wymsknęła mi się - po czym ukłonił się i jakby nigdy nic wyszedł z karczmy.
Lina dopiero po chwili zareagowała.
- Rachuneeeeeek!
Nigdzie go nie było. Przeleciała pół miasta poszukując nieznajomego, przez którego będzie musiała oddać rzeczy do prania.
- Musisz zapłacić za pranie! - krzyknęła na środku placu nie przejmując się gapiami - Wracaj!
A poszukiwana przez nią osoba stała na dachu pobliskiego domu uśmiechając się. Otworzyła usta, jakby miała zamiar ją zawołać, ale po chwili zmieniła zdanie i zniknęła.
Zapadła noc, nim Lina zrezygnowała z poszukiwań i przypomniała sobie o zadaniu, którego się podjęła. Złorzecząc na czym świat stoi skierowała swoje kroki do kryjówki bandytów.
- Przynajmniej na nich się wyżyję.
To co nastąpiło potem żadne słowa nie opiszą. Powiem tylko, że część z nich padła na zawał, gdy tylko spojrzeli w jej oczy, a ci, których to "szczęście" ominęło zostali usmażeni (choć to zbyt delikatne określenie). Niestety razem z bandytami została też usmażona część bogactwa. Wszystkie monety tworzyły w tej chwili jedną ciężką, ogromną bryłę złota. Uratowało się zaledwie kilka rzeczy, m.in. magiczny miecz, kilka klejnotów i posążek z oriharkonu...
Lina zapakowała to co zostało i skierowała swe kroki z powrotem do miasta...
Tajemnicza postać pojawiła się na pogorzelisku.
- Cholera... - zaklęła pod nosem - Nie udało się...
koniec części pierwszej...
story written by Aurorka (21.3.2004) (titonosek@interia.pl)
Ciekawie się zaczyna
Ciekawie to wymyśliłaś, rzeczywiście Lina mogłaby nie spotkać na swojej drodze tych wszystkich osób, które tak dobrze znamy. A czyje przygody w takim razie chciałabym śledzić... hm, chyba Zela^^
...
Na razie za wcześnie, żeby toto oceniać. Pomysł jest, zobaczymy, jak będzie z realizacją.