Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Beneath my pillow

Rozdział I

Autor:problematic-child
Korekta:Teukros
Serie:Naruto
Gatunki:Dramat
Dodany:2008-04-30 16:04:22
Aktualizowany:2008-05-01 15:35:40


Następny rozdział

And we will only need each other, we'll bleed together,

Our hands will not be taught to hold another's,

When we're the special two.

And we could only see each other, we'll bleed together,

These arms will not be taught to need another,

'Cause we were the special two.

Missy Higgins - “The Special Two”


***


Padało. Znowu, kolejny raz, zupełnie tak jak wczoraj, przedwczoraj, tamtego dnia, kiedy całe jej życie legło w gruzach. Właściwie to każdego z tamtych dni - mogłaby uściślić. Czasami zastanawiała się, czy przypadkiem jakieś deszczowe fatum nie wisi jej nad głową. Byłoby to o tyle przykre, że dotychczas kochała świeży, ożywczy, oczyszczający deszcz, spłukujący wszystkie smutki i niepokoje, zostawiający za sobą tylko mokrą ścieżkę.

Ostatnio jednak deszcz zabierał ze sobą łzy, a gdy tych zabrakło, to po prostu tworzył wilgotną atmosferę, która jeszcze bardziej utrudniała oddychanie. Tak, jakby i bez tego było ono łatwe.

Sakura poprawiła granatowy pled zarzucony na plecy. Nie było zimno, ale opady ochłodziły trochę powietrze. Była późna wiosna, roślinność dookoła napawała się wodą i rozrastała do jeszcze większych rozmiarów. Właściwie to w tej małej wiosce, w której aktualnie pomieszkiwała, zieleni było pod dostatkiem. Dużo drzew o rozłożystych gałęziach, wysokie, czasem nawet zbyt wysokie trawy, kwiaty hodowane w prawie każdym ogrodzie.

I ani jednego ninja.

Westchnęła ciężko. Rzadko miała możliwość bezczynnego posiedzenia na progu swojego domu, oparta o drewnianą belkę podtrzymującą dach, z nogami wyciągniętymi na schody. Życie w Hisorimurze opierało się na nienaruszalnej rutynie. Funkcjonowanie w poniedziałek nie różniło się wiele od tego w sobotę. Każdego dnia wykonywała te same rytuały wstawania, kąpieli, sprzątania, przycinania krzaków dzikich róż, które rosły pod oknem, wyprawy do „centralnej” części osady, zakupów, przyjmowania chorych, leczenia, odwiedzania tych, którzy już wyzdrowieli. Sakura budziła się rano z dokładnym planem dnia i wykonywała go do ostatnich szczegółów.

Ale dzisiaj pojawiła się nieprzewidziana luka czasowa. Nieprzewidziana, bo w taką pogodę nie mogła iść na spacer do pobliskiego lasu z dziećmi sąsiadów. Nie mogąc znaleźć godnego uwagi zajęcia postanowiła dać sobie chwilę wytchnienia i poobserwować strugi deszczu.

Sakura Haruno, lat dwadzieścia jeden, włosy wciąż różowe, długie, związane w luźny warkocz. Biała koszulka bez rękawów, na to granatowa wiecznie rozpięta bluzka z cienkiego materiału, sięgająca w pół uda. Trochę za duże spodnie długości 3/4.

Sakura Haruno, była kunoichi Konohy, aktualnie medyk i pomoc wszelaka w wiosce Hisorimura. Opaski nie nosiła już od dawna.

Sakura Haruno, a właściwie Uchiha - jedna z dwóch żywych przedstawicieli tworu, który ktoś kiedyś nazwał Drużyną Siódmą. Chociaż co do tego bycia żywym można by się wykłócać.

Sakura. Kobieta, która nie potrafiła już więcej płakać.


***


- Sasuke - kun?

Odwróciła się w jego kierunku i uśmiechnęła ciepło. Cała Sakura - pod wizerunkiem „Drugiej Pięści Konohy”(zaraz po Tsunade) wciąż tkwiła delikatna młoda kobieta. Mimo wszystko dużo w niej było łagodności i wdzięku, któremu mało kto umiał się oprzeć.

Podszedł bliżej, na tyle blisko, by móc poczuć ciepło jej oddechu na swoim policzku. Nie chciał, by się zorientowała, że pomimo nonszalanckiego wizerunku trochę się denerwuje. Sasuke wziął niepewnie dłoń Sakury w swoją. Zobaczył, jak spogląda na niego z ciekawością.

- Sakura, czy uczynisz mi ten zaszczyt… To znaczy, czy będziesz chciała… - przygryzł dolną wargę. Wyznania nigdy dobrze mu nie szły. - Czy zostaniesz moją żoną i panią rodu Uchiha?

Który zresztą odtworzymy. - Dodał w myślach.

Sakura nie odpowiedziała. Spojrzała w zachmurzone niebo, na ciężkie, zbite, grafitowe chmury. Wyglądała tak, jakby na coś czekała. Zamknęła oczy. Sasuke nie przerywał tego milczenia. Zawsze potrafił odnaleźć się w ciszy, chociaż w tej sytuacji chciałby jak najszybciej znać odpowiedź, jednak dziewczyna nic nie mówiła..

Zaczęło padać. Kiedy kilka kropel rozbiło się o jej policzki, spojrzała z powrotem w jego kierunku.

- Czemu płaczesz? - Zapytał, na wpół łagodnie, na wpół niepewnie. Pomimo deszczu potrafił już rozpoznać, kiedy płakała. Mrużyła wtedy w taki specyficzny sposób oczy. Zbyt wiele razy widziała ją w takim stanie, by nie nauczyć się objawów na pamięć..

Czyżby miała powiedzieć „nie”? Czyżby go już nie kochała?

- Ja.. Ja jestem taka szczęśliwa. - Powiedziała w końcu i oplotła ramiona wokół jego szyi. - Oczywiście, oczywiście zostanę twoją żoną. Tak bardzo, bardzo się cieszę. - Szeptała, tuląc się do niego.

Zostanę twoją żoną, Sasuke. I uczynię cię najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Sprawię, że twoje życie wreszcie będzie kompletne.


***


Wspomnienia natrętnie krążyły po jej głowie. Właśnie dlatego, pomyślała Sakura, właśnie dlatego powinnam unikać wszystkich tych chwil „na refleksję”. Przywracają cały ten ból, o którym wolałabym zapomnieć. Czynią go znów pulsującym, znowu nie do zniesienia.

Mimo wszystko, w jakimś niezdrowym akcie masochizmu, pozwalała na to, by kolejne strzępki przeszłości wynurzały się z najgłębszych warstw pamięci znów na powierzchnię.

Ślub był piękny. Tradycyjnie japoński, ale zupełnie jak z bajki. Może dlatego, że nigdy się nie spodziewała spełnienia swoich najskrytszych marzeń. Sakura doskonale pamiętała swoje jedwabne, uroczyste kimono z wyszytym na plecach wachlarzem, symbolem domu, do którego właśnie wchodziła. Domu, który miała stworzyć. Szła powoli, ważąc każdy krok, jakby wciąż nie wierząc w to, co działo się dookoła. Drobiąca za Sakurą Ino mamrotała coś o wysokich czołach, niesamowitych szczęściarach, jej własnym ślubie, który na pewno przebije ten Sakury. Różowowłosa osiemnastolatka zachichotała. Wiedziała doskonale, jak bardzo Ino cieszy się jej szczęściem i jak bardzo stara się udawać, że jest zupełnie inaczej.

Po drodze minęła Hinatę, która zarumieniła się lekko.

„Powodzenia, Sakura - chan”

Sakura uśmiechnęła się promiennie.

Dalej stał Lee. Z okrągłych oczu ciekły mu łzy, chyba nawet nie tyle smutku, co oczarowania tym, czego właśnie był świadkiem.

„Tak! Oto siła młodości! Wszystkiego najlepszego!”

Lee to taki dobry chłopak. Z pewnością znajdzie kobietę, którą będzie mógł bronić i która odwzajemni jego uczucia. Sakura życzyła mu tego z całego serca.

Naruto jak zawsze zachowywał się zbyt głośno. Od samego początku machał do niej jak szalony i uśmiechał się szeroko.

„Oi, Sakurcia, wyglądasz bajecznie”- Westchnął z podziwem. Potem obrócił się w kierunku Sasuke. Chwycił pana młodego mocno za ubranie i potrząsnął nim.

„Sakurcia ma być szczęśliwa, rozumiemy się? - Naruto zmrużył niebezpiecznie oczy. - Bo inaczej będziesz miał do czynienia ze mną, ten teges”.

W odpowiedzi usłyszał sławetne „Hn.” i nic oprócz tego. Sasuke Uchiha, największa miłość jej życia, wyszedł do Sakury i chwycił mocno jej dłoń. Uśmiechnął się lekko.

- Chodźmy… Pani Uchiha.


***


- Haruno-sama, Haruno-sama! - Z zamyślenia wyrwały ją głosy grupki dzieci, które zaaferowane biegły w jej stronę. Mokre włosy poprzyklejały się im do czół, nasączone deszczem ubrania ograniczały ruchy. Dzieci zdawały się jednak tego nie zauważać, ich oczy błyszczały z podekscytowania, na policzkach wykwitły rumieńce.

- Co się stało? - Sakura oderwała głowę od drewnianej belki i spojrzała w kierunku niespodziewanych gości. Coś musiało się stać, coś wyjątkowego, skoro z wiadomością przybiegły dzieci, tropiciele wszelkich niezwykłości. Może to i dobrze? Nie będę już przynajmniej miała wymówki, by rozpadać się na kawałki nad przeszłością, o której już dawno powinnam zapomnieć.

- Ha… runo… - sama… - jeden z chłopców dyszał ciężko, widać przebiegł całkiem długi dystans. Wskazywałaby też na to ilość błota pokrywająca jego buty i nogawki spodni. - Znaleziono jakiegoś człowieka… Tam w lesie! Jest ranny i chyba nieprzytomny!

Sakura natychmiast poderwała się na nogi. Odrzuciła trzymany na ramionach koc, strzepnęła niewidzialne paprochy z kolan. Wreszcie coś do zrobienia. Kolejne życie do odratowania.

- Prowadźcie. - Odpowiedziała szybko, zdecydowanie. Dzieci kiwnęły głowami i zaczęły biec w kierunku lasu.

Czuła, jak wiatr bezlitośnie smaga ją po twarzy, jak deszcz, który nie przestawał padać, wplątuje się w jej włosy, osiada na ubraniu. Wszystko to zdawało się jednak nie istotne w momencie gdy chodziło o życie jakiegoś człowieka. Bycie medycznym ninja nauczyło ją ignorować wszelkie niewygody, przeszkody, zagrożenia, gdy gdzieś ktoś ranny, bezbronny oczekiwał na jej pomoc. Zresztą, w porównaniu do większości misji, niedogodności, które odczuwała teraz wydawały się wręcz śmieszne.

- On chyba umiera, ten ktoś. - Wysapała biegnąca obok niej mała dziewczynka, Nami. Próbowała dotrzymać Sakurze kroku i, chociaż z wielkim trudem, jednak jej się to udawało.

- Nie martw się. Dotrzemy do niego, zanim opuści ten świat. - Różowowłosa uśmiechnęła się pokrzepiająco.

Poczekaj na mnie, kimkolwiek jesteś.

Gdy dotarli w końcu na miejsce, na jedną z nielicznych polanek występujących w okolicznym lesie, dookoła leżącego na ziemi człowieka zebrał się już całkiem spory tłumek mieszkańców, ściągniętych tam najprawdopodobniej przez krzyki dzieci. Wszyscy odetchnęli z ulgą, gdy zobaczyli nadbiegającą Sakurę.

- Jak to dobrze, że już jesteś, Haruno - san! - Wykrzyknęła sąsiadka Sakury, pani Yamagata, typ „matki - kwoki”, która z poświęceniem opiekowała się każdym i w każdych okolicznościach. Wielokrotnie pomagała Sakurze w pracach przydomowych, ucząc ją, jak powinna się obchodzić z zarastającymi przydomowy ogródek kwiatami. Mikako Yamagata niewątpliwie miała rękę do roślin i, co być może łączy się jedno z drugim, pełne dobroci serce.

Sakura kiwnęła głową i bez słowa uklękła przy leżącym na ziemi mężczyźnie. Tłum z nabożną czcią dla medycznych umiejętności, ale też z nieukrywaną ciekawością przyglądał się jej poczynaniom.

Ranny nie mógł mieć więcej, niż dwadzieścia kilka lat. Przynajmniej tak się Sakurze wydawało, wnioskując ze szczupłego, chociaż wysportowanego ciała, które teraz prezentowało się jako porzucona, roztrzaskana kukiełka. Czarne, rozpuszczone włosy przysłaniały mu twarz. Ubrany był w ciemny, podarty płaszcz. Oddychał płytko i prawdopodobnie był półprzytomny.

Sakura pewnym gestem położyła prawą dłoń na jego klatce piersiowej i zaczęła powolutku emitować mały strumień czakry, aby wyszukać uszkodzenia wewnętrzne i jak najszybciej je uleczyć. Lewą ręką chciała odgarnąć grzywkę z jego czoła i sprawdzić temperaturę. W momencie, kiedy tylko ukazała się twarz mężczyzny Sakura krzyknęła. Jej ręka machinalnie zacisnęła się na szyi rannego.

- Ty… - Syknęła, zwiększając siłę uścisku. Mężczyzna zakasłał i otworzył szeroko usta, próbując nabrać powietrza.

- Haruno - san! - Wystraszeni ludzie natychmiast złapali ją za obie ręce i próbowali odciągnąć od leżącego. Sakura, będąc w zbyt wielkim szoku, nie opierała się zbytnio.

- Co się stało, Haruno - san?! Kim jest ten człowiek?! Znasz go?! - Pytali jeden przez drugiego, wystraszeni nieobliczalną reakcją zwykle spokojnego medyka.

- Czy go znam? O tak, znam go wystarczająco dobrze. Ten człowiek zmarnował życie moje i najbliższych mi osób. - Syknęła z nienawiścią. Kilka osób przezornie cofnęło się o krok. Ranny zachłannie nabrał powietrza. Poruszył się niespokojnie.

- Mężczyzna przed wami to morderca wszystkiego tego, co było mi bliskie. - Nie potrafiła już zachować spokoju. - Uchiha Itachi.


***


- Uuu… Co za paskudna pogoda! Szykuje się niezła zawierucha. - Sakura Uchiha z dezaprobatą pokręciła głową, stawiając na dębowym stole talerz z ciepłą zupą. Był wczesny wieczór, a Sasuke dopiero co wrócił z obrad Joninów. Właśnie siedział przy stole i, czekając na obiad, wpatrywał się w okno.

- Jak nic burza. Będzie pewnie lało do wieczora. - Odsunęła krzesło i usiadła. Podsunęła trochę bliżej naczynie z gorącym posiłkiem, próbując zwrócić na nie uwagę męża.

Sasuke nie zareagował. Nadal spoglądał na zaciemnione niebo, nie poruszając się ani o milimetr. W końcu odwrócił głowę w kierunku Sakury.

- Lubię burze. Przypominają mi…

Sakura zamarła na moment. Bała się jak ognia tych chwil, kiedy Sasuke z nieprzeniknionym wyrazem twarzy wspominał coś, o czym ona nie miała pojęcia, a co zapewne wiązało się z jego dzieciństwem, zniszczonym potem doszczętnie przez starszego Uchihę, albo z samym Itachim. Obie opcje ją przerażały, tak bardzo chciała, by Sasuke wreszcie zapomniał o przeszłości, a skupił się na tym, co miało być przed nimi, co mieli razem, wspólnie budować.

Sasuke zawahał się, ale już po chwili dopowiedział: - Przypominają mi takie kobiety jak moja żona. Niebezpieczne, nieobliczalne, - uśmiechnął się złośliwie, - a jednak niezbędne do życia. - Pocałował Sakurę w czoło. Odpowiedziała cichym chichotem.

Coś jej mówiło, że to, co powiedział, nie było do końca prawdą. To znaczy - być może było, ale w tamtym akurat momencie Sasuke miał co innego na myśli. A raczej kogo innego.

„Ty mały podejrzliwcu, dlaczego miałby cię okłamywać? Przecież cię kocha, przecież jest tu ciągle przy tobie, je przygotowane przez ciebie posiłki, z czułością całuje cię i odgarnia włosy ze zbyt wysokiego czoła.”

Wpatrywała się w niego, jakby próbując odczytać, czy faktycznie mówił prawdę. Zmarszczyła brwi. Sasuke z pasją pałaszował zupę. Kiedy skończył, spojrzał ponownie na Sakurę.

- Coś nie tak?

- Ależ nie, nie. - Pokręciła głową. - Wszystko jest w porządku. - Uśmiechnęła się promiennie, podpierając tym swoje słowa.

- To dobrze. - Sasuke niespodziewanie wyciągnął rękę i pogłaskał ją po policzku. - Sakura… Dziękuję.

Sakura, dziękuję. Słyszała to już wcześniej.

Na pewno wszystko jest w porządku.

Sakura obudziła się zlana potem w środku nocy. Śnił jej się jakiś koszmar. Przeczesała włosy i dotknęła ręką pleców leżącego po jej lewej stronie Sasuke. Dotyk jego skóry, świadomość tego, że jest obok zawsze ją uspokajała.

Tyle tylko, że Sasuke nie było. Zamiast na ciepłym ciele położyła dłoń na chłodnym prześcieradle. Nie było go.

Zdjęta paniką, która pojawiła się nie wiadomo skąd, nerwowo rozejrzała się po pokoju. Zobaczyła nieznośną pustkę i otwarte drzwi od szafy, w której Sasuke trzymał swój strój. Tymczasem na ogołoconych półkach nie było niczego. Sakura zerwała się natychmiast z łóżka i z dudniącym jak oszalałe sercem obiegła cały dom. Nie ma. Nie ma. Nie ma.

Nagle stanęła jak rażona piorunem. Cały czas odrzucana myśl stała się wreszcie faktem, któremu nie mogła już zaprzeczyć.

Sasuke odszedł.

Wybiegła na podwórze, nie dbając o to, że była bez butów, w cienkiej nocnej koszulce. Zaczęła go wołać, najpierw głośno, z rozpaczą, furią, i udawaną nadzieją, że może jeszcze nie odszedł tak daleko, że jeszcze może go zawrócić, że potrafi to zrobić. Później już tylko szeptała jego imię, dławiąc się łzami. Strugi deszczu momentalnie zaczęły wsiąkać w jej włosy, piżamę, osiadały na rzęsach i ściekały z czubka nosa. Sakurze było już jednak wszystko jedno.

- Sasuke…

Dałam ci wszystko to, co miałam. I znowu mnie zostawiłeś, wybierając własną drogę.

Czy nie byłam wystarczająco dobra, by zatrzymać cię tutaj, Sasuke?

Piąta Hokage niezwłocznie wysłała za uciekinierem patrol ANBU. Sakura doskonale wiedziała, że jeśli go znajdą, nie będą się patyczkować. I chociaż dostali wyraźny rozkaz: „ma wrócić żywy”, w sytuacji kryzysowej nie będą się wahać. Jeśli Sasuke im odmówi lub, co gorsza, zaatakuje, zabiją go. W ochronie własnej i wioski, którą Uchiha opuścił.

Wieść o ucieczce rozniosła się bardzo szybko. Wracając z biura Tsunade, półprzytomna Sakura usłyszała rozmowę dwóch młodych kobiet. Jedna z nich zasugerowała, iż pani Uchiha nie starała się wystarczająco, skoro Sasuke zamienił swoją zemstę na małżeństwo tylko na dwa miesiące.

- Albo po prostu już wolał walkę z bratem, niż życie z nią. - Zasugerowała druga. Obie zachichotały złośliwie.

Sakura nie miała siły, by odpowiedzieć.

Wysłany przez Tsunade oddział ANBU znalazł Sasuke po kilku dniach poszukiwań. Zdewastowane ciało zostało przetransportowane do Konohy. Pomimo niechlubnego statusu missing - ninja Sakura dostała pozwolenie na urządzenie zwykłego, cichego pogrzebu.

Wyczerpana nieustannym szlochem, przytrzymywana przez Kakashiego niewiele z tego wydarzenia zapamiętała. Właściwie pozostały już tylko strzępki obrazów: czarna płyta z wyrytymi danymi, mocny uścisk, bez którego zapewne osunęłaby się na ziemię i słowa Naruto, wypowiedziane z ciągłym niedowierzaniem.

„Coś ty zrobił, Sasuke, coś ty zrobił?”


***


Sakura wciąż klęczała przy Itachim, wpatrując się w niego podejrzliwie. Kiedy minęła pierwsza fala szoku, do głowy przyszły pytania . Co tutaj robi jeden z najsilniejszych, o ile nie najsilniejszy ninja? W środku lasu, koło małej wioski pozbawionej zupełnie ninja. W podartym ubraniu, ledwie przytomny. Nie mieściło się jej to w głowie, a jednak nie potrafiła odmówić sobie satysfakcji z tego widoku. Och, gdybyś tylko mógł to zobaczyć, Sasuke. Twoja żona, medyk, który może leczyć i zabijać za pomocą swoich umiejętności i twój ranny brat, zdany zupełnie na jej łaskę. Taka scena wydawała się zbyt śmiała, zbyt nieprawdopodobna, by być prawdziwą.

- Co mamy z nim zrobić, Haruno - san? - Z zamyślenia wyrwał ją głos jednego z mężczyzn. No tak, pomimo tego, co im powiedziała, dla obecnych Uchiha był tylko rannym człowiekiem, a ona lekarzem, który w takich okolicznościach powinien wziąć się do roboty.

Tyle tylko, że Sakura wcale nie miała ochoty go leczyć. Wręcz przeciwnie - byłaby najszczęśliwsza, gdyby ten potwór wyzionął ducha tu i teraz i zniknął raz na zawsze z jej życia.

- Nie wiem - odpowiedziała powoli. Sakura - medyk, tkwiąca gdzieś w jej głowie, obruszyła się na to stwierdzenie.

„Nie tego byłaś uczona! Nie po to cię tu wezwano, byś teraz się wahała.”

Riposta przyszła natychmiast. „Ale to jest twój wróg, przecież nie możesz go wyleczyć! Nie zapominaj, co on zrobił Sasuke, co zrobił tobie! Zabij go, tak będzie najlepiej dla wszystkich.”- Kolejny głos, tym razem jej waleczna część osobowości.

„Nie ma już na sobie płaszcza Akatsuki. Nie ma nawet opaski. Teraz to jest po prostu ranny człowiek, taki jak każdy inny. Potem możesz się z nim rozliczyć”.

Potem? Jakie potem?

- Haruno - san, obudził się!

Sakura poczuła, jak wszystkie jej mięśnie momentalnie się napinając, gotowe do walki. Nigdy nie wiadomo, co tu się może stać; w końcu miała do czynienia ze Itachim Uchihą.

Odsunęła się i spojrzała na jego twarz. To, co zobaczyła, zdziwiło ją niepomiernie i przestraszyło zarazem.

- Ależ… On jest…

Spod wpółotwartych powiek wpatrywały się w nią obojętnie czarne oczy. Chociaż słowo „wpatrywały” jest tu dość nieprecyzyjne. Oczy Itachiego tkwiły w bezruchu, a sam ich właściciel, oprócz zarejestrowania dźwięków, zupełnie nie wiedział, gdzie jest i kto jest obok niego.

Otaczała go ciemność. Nie widział zupełnie nic.

Następny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Clemerina : 2010-12-19 12:30:26
    Cudne.

    Czytałam to już wiele razy i za każdym razem się zastanawiałam, jakim cudem można stworzyć coś tak niesamowitego. Brawo. Naprawdę świetnie napisane.

  • Sanae : 2009-05-19 20:25:11
    Świetne !!

    świetne nie czytałam lepszego opowiadania powinnaś założyć bloga :)

  • Ori : 2008-04-30 20:01:31

    Popieram wczesniejszą opinie ;) Fanfik bardzo przypadł mi do gustu i wyczekuje na następną część:D

  • Feroluce : 2008-04-30 17:30:29

    Cieszę się bardzo widząc jeden z lepszych fików do Naruto omieszczony na Czytelni i nie mogę się doczekać ciągu dalszego.

    Podoba mi się płynność narracji i plastyczny język, jakim operuje autor oraz fakt, że nie jest to kolejna słodka historyjka, jakich pełno. Mam nadzieję, że pozostałe części utrzymają podobny poziom, wtedy ten fik ma szansę stać się jednym z moich ulubionych :)


    Naprawiono błąd.

    Moderacja

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu