Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Beneath my pillow

Rozdział II cz. 3

Autor:problematic-child
Korekta:Teukros
Serie:Naruto
Gatunki:Dramat
Dodany:2008-06-29 13:55:28
Aktualizowany:2008-06-29 13:55:28


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

- Będzie pięknie, zobaczysz - szepnął, wtulając policzek w jej miękkie, pachnące włosy. Lubił ten owocowy zapach szamponu, którego używała.

- Na pewno. W końcu ty tam będziesz, prawda? - odparła cicho.

Siedzieli na dworze, w ciepłą, letnią noc. Gdzieś w krzakach cykały świerszcze. Było zupełnie tak, jak sobie wymarzyła - a może jeszcze lepiej? Nieistotne, liczyło się tylko tu i teraz, w ramionach jej narzeczonego.

Pocałował ją w odpowiedzi. Sam nigdy nie przypuszczał, że będzie mu tak dobrze w sielankowej atmosferze. Prawie zapomniał o zemście.

Prawie.

- Niedługie, sympatyczne wakacje poza Konohą. Tylko my dwoje. Sami. Żadnych misji, żadnych obowiązków. Słoneczne plaże i gorące źródła - zamruczała Sakura, wyobrażając sobie ich wspólny wypad. Och, właściwie to podróż poślubną. Tsunade zapewne trochę pozrzędzi na początku, że tyle roboty w szpitalu spadnie na nią (tak, jakby zajmowała się czymkolwiek innym oprócz picia sake i włóczeniu się po knajpach z Jiraiyą), ale pozwoli im na te dwa tygodnie przerwy. Dwa tygodnie bez obowiązków, tylko w towarzystwie Sasuke - jeszcze niedawno o tym marzyła, teraz wcielała w życie.

- Mhm. I zajmiemy się restauracją mojego, to jest naszego, klanu. - Spojrzała na Sasuke, w jego ciemnoniebieskie oczy. Coś nieprzyzwoitego na pewno chodziło mu po głowie. - Chociaż właściwie… - niespodziewanie znalazła się w pozycji leżącej, z głową spoczywającą na schodach i ustami Sasuke niebezpiecznie blisko jej obojczyka. - Moglibyśmy zacząć nawet teraz.

Zachichotała.

Jego pocałunki były jedyne w swoim rodzaju. To znaczy - tak jej się przynajmniej wydawało (nie całowała nigdy nikogo innego). Zważywszy jednak na fakt, że to był Sasuke, człowiek o osobowości kota - robię, co chcę, jak chcę i kiedy chcę - sposób, w jaki całował musiał być unikatowy. Specyficzny i specjalny. Taki właśnie, jak Sasuke (czasami myślała o tym, że jeśli wszyscy w jego klanie tak całowali, to kobiety powinny gorzko Uchihów opłakiwać). Jak je opisać? Zazwyczaj było w nich dużo pasji, zachłanności, zaborczości nawet. Tak, jakby z każdym pocałunkiem chciał jej przypomnieć, że jest jego, tylko jego.

Nie musiał. Zawsze to wiedziała.

Oderwali się na chwilę od siebie, oddychając ciężko. Sakura opanowała zawroty głowy i natrętne myśli, obracające się głównie wokół jego ust, rąk i… jeszcze kilku innych fragmentów ciała Sasuke. Ujęła jego twarz w swoje dłonie.

- Sasuke… Obiecaj mi.

Skrzywił się. Wiedziała doskonale, że wchodzi na niebezpieczny teren. Temat Itachiego i zemsty stanowił tabu w ich związku. Tabu, które zawsze bardzo ją niepokoiło i stanowiło cichego wroga, kryjącego się w cieniu, czekającego tylko na dogodny moment, by zaatakować.

- Rozmawialiśmy już na ten temat - odparł cierpko, odsuwając się od niej.

Wizje ust i rąk wyparowały tak szybko, jak się pojawiły.

- Wiem. - Usiadła i przeczesała ręką włosy. - Ale chcę to od ciebie usłyszeć. Wyraźnie, jeszcze raz.

Warknął ostrzegawczo. Sakura westchnęła, widząc, jak tężeje mu twarz, jak w jego oczach nie pozostaje już nic, oprócz nieskrywanej irytacji.

- Sakura. - Sasuke miał niebywały dar. Zamieniał jedno tylko słowo w złożoną groźbę, pretensję i złość tylko za pomocą intonacji. Zaprawdę, to nie Itachi powinien być nazwany geniuszem. - Powiedziałem to raz i nie mam zamiaru się powtarzać. Wszystko będzie w porządku, pobierzemy się, będziemy żyć razem, my i nasze dzieci.

- I porzucisz zamysł zemsty? Wyrzekniesz się tego? Zostawisz przeszłość i to, co już dawno umarło? - Tak bardzo chciała to usłyszeć z jego ust. Jedna, prosta przysięga dopełniłaby jej szczęście całkowicie. Naruto w wieku trzynastu lat mógł złożyć jej obietnicę na własne życie, czemu Sasuke, będąc dorosłym mężczyzną, nie mógłby po prostu przyrzec jej, że będą żyć w spokoju?

Nie odpowiedział.

- Sasuke, ja nie chcę żyć we trójkę - powiedziała twardo. - Chcę żyć z tobą i tylko z tobą, a nie jeszcze na dokładkę Itachim panoszącym się w twojej głowie. Nie potrzebny nam trójkąt.

Przeklął pod nosem.

- Ty nic nie rozumiesz - powiedział w końcu. Widziała zaciśnięte pięści i wściekłość malującą się na jego twarzy. Być może przesadziła, być może znowu nie będzie się przez jakiś czas do niej odzywał. Ale ta sprawa musi być doprowadzona do końca, dla jego dobra, dla dobra ich małżeństwa. - Wychowywałaś się w szczęśliwej rodzinie jako rozpieszczona jedynaczka. Co możesz wiedzieć o tym, co utraciłem? Co on mi zabrał? Co zabrał moim rodzicom?

- No właśnie, a oni?! Porzucenie Konohy, przyjaciół, nowej rodziny żeby gonić za zemstą? Czy oni pochwalaliby coś takiego?

Zapadła cisza. Sakura oddychała szybko, czuła, jak na policzkach pojawiły się wypieki ze zdenerwowania.

- Jest wiele innych rzeczy, których moi rodzice by nie pochwalali… - odparł Sasuke ze złośliwym uśmiechem na ustach i uniesionym lekko podbródkiem - … Haruno.

Zagryzła wargi. Tak, oczywiście miała świadomość, że Fugaku Uchiha nie pozwoliłby na mariaż swojego wspaniałego syna z podrzędną kunoichi, córką jakichś tam sklepikarzy z nikomu nieznanej rodziny.

Rzucając jej ostatnie, triumfalne spojrzenie, Sasuke wstał i wszedł do domu, mamrocząc coś o tym, jak to ona zawsze musi zepsuć nawet najpiękniejszą chwilę.

Sakura ukryła twarz w dłoniach.

***

Sakura ukryła twarz w dłoniach. Ukłuły, tak bardzo ukłuły ją tamte słowa. Jak śmiał tak powiedzieć? I to kto, Itachi Uchiha, morderca całego swojego klanu! Człowiek, który nie wie, co to jest miłość miał czelność wypowiadać się na temat uczuć Sasuke i tego, czego on naprawdę pragnął. Przecież Itachi właściwie nie znał swojego młodszego brata, jakie mógł mieć pojęcie o jego pragnieniach?!

Więc gdzie jest teraz? - To rzucone nonszalancko pytanie dudniło jej w głowie. Sama niejednokrotnie się nad tym zastanawiała, pytała samej siebie, czarnej płyty nagrobnej, wspomnień, w których wciąż widziała swojego męża, opowiadającego o ich wspólnej przyszłości. Nie miało tam być miejsca na jego śmierć, jej odejście z Konohy i tułaczkę po mniejszych wioskach.

Czy może być coś, czego ona nie wie, a co wie Itachi? Znowu zaczęła się nad tym zastanawiać. Czy jest coś, czego jej nie powiedziano, jakiś skrywany sekret?

Czy podczas walki pomiędzy braćmi wydarzyło się coś, co jej dotyczyło?

Miała okazję się dowiedzieć. I zamierzała to zrobić. Itachi mylił się, zakładając, że jego młodszy brat był taki sam jak on. Sakura postanowiła mu to udowodnić.

***

Musiał być już wieczór. Przez uchylone okno wpadało chłodniejsze powietrze, nie było słońca ogrzewającego twarz. Usłyszał kroki zbliżającej się do jego pokoju Sakury. Po chwili szmer rozsuwanych ścianek. Podeszła do łóżka, postawiła coś na stoliku, wysunęła krzesełko spod łóżka i usiadła na nim.

- Siadaj - powiedziała chłodnym głosem. Posłuchał, nie odzywając się ani słowem. - Przyniosłam ci jedzenie.

- …nie jestem głodny - odpowiedział cicho.

Sakura prychnęła z dezaprobatą. Przypuszczał, że zmarszczyła brwi i wykrzywiła usta w ironicznym półuśmiechu.

- Jeżeli nauczyłeś się żywić moją nienawiścią do ciebie, to faktycznie, możesz być najedzony. A teraz trzymaj i jedz. Nie mam najmniejszego zamiaru cię głodzić.

Nie odzywał się, czekając, aż Sakura podniesie to coś ze stolika. Wyciągnął ręce, ale przedmiot, który okazał się być tacą, nie trafił w jego dłonie, tylko na kolana.

- Ostrożnie, nie pochlap pościeli. Inaczej będziesz musiał w takiej spać.

Itachi nie ruszył się ani o milimetr. Ze zwieszoną głową „wpatrywał się” w tackę. Rękami ściskał jej brzegi.

- No, jedz. Chyba nie liczysz na to, że będę cię karmić - rzuciła. Nie mógł wiedzieć, jak bardzo stara się uciszyć w sobie reprymendy medyka, który kazał jej natychmiast brać łyżkę w dłoń i nakarmić to biedne, ślepe stworzenie. Chociaż - może wiedział? W końcu nawet o taki akt łaski nie zapytał.

- Nie proszę cię o to. - Prawą rękę ostrożnie sprawdził, co Sakura mu przyniosła. Już po zapachu rozpoznał, że to jakaś zupa, prawdopodobnie rybna i coś jeszcze, coś jak duszone warzywa. Teraz pozostawało tylko zlokalizować położenie sztućców. Znajdowały się na samej górze tacy. Ostrożnie, nie poruszając naczyniami (a przynajmniej tak mu się wydawało), rozpoznał chłodną, metalową łyżkę. Obrócił ją w palcach i równie ostrożnie, ale nie niepewnie, zanurzył w misce.

Sakura przypatrywała się temu z niekłamanym zdumieniem. Sama zapewne nie dałaby sobie rady, gdyby ktoś kazał jej jeść z zamkniętymi oczami. No, chyba że miałaby możliwość podglądania. On nie miał takiej szansy, a mimo wszystko radził sobie bardzo dobrze. Nie uronił ani kropli zupy, nabierając przy tym więcej, niż tylko jedną czwartą łyżki.

Sakura doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to jest Itachi Uchiha. Niezależnie, czy chodziło o opanowanie Sharingana, przyswojenie nowych jutsu czy też jedzenie zupy - ten człowiek wykonywał wszystko perfekcyjnie. Gdyby nie świadomość postępującego „upadku” jego ciała, pomyślałaby, że to nie człowiek, tylko maszyna. Nie miał problemu nawet z przyzwyczajeniem się do własnej ślepoty. Doskonale dawał sobie radę, Sakura była więcej niż pewna, że nawet na polu walki mógłby zwyciężyć, polegając na swoich innych umiejętnościach i pozostałych zmysłach.

Nie zauważyła nawet, jak przypadkowo zaczęła się w niego wpatrywać, śledząc pewne ruchy ręki, pozbawioną emocji twarz, naznaczoną taką ilością zmęczenia, z jaką dawno się nie spotkała. Widziała to nie tylko jako medyk, ale jako zwykły człowiek i (a może przede wszystkim) jako kunoichi. Wszystkie nieprzespane noce, czuwania na misjach, wielodniowe wyprawy, każda uroniona kropla krwi, własna, cudza, padające ciała wrogów i kompanów, ubłocone buty, roztrzaskane maski ANBU, woda, która nie wszystko jest w stanie zmyć, kolejne niewygody, kolejne misje, kolejne śmierci. Tego nie dało się wymazać z pamięci, a ciało zachowywało takie wspomnienia lepiej niż cokolwiek innego. Wiedziała to tak dobrze, obserwując własne sińce pod oczami po każdej operacji, trwającej całą noc, z pacjentem umierającym wraz ze świtem. Śledząc szlak biegnących przez plecy, ramiona, klatkę piersiową blizn.

Sakura znała życie ninja. Czasami myślała, że może lepiej by było, gdyby nigdy nie poszła do Akademii, gdyby została w domu, pomagała rodzicom i wyrosła na ładną, beztroską panienkę. Bez strachu w oczach, bez pierwszych odebranych komuś oddechów.

Dlatego właśnie umiała dostrzec u innych wszelkie te syndromy. Życie wojowników było krótkie, a jeszcze do tego dodatkowo postarzało ich wizualnie. Od pierwszej chwili, kiedy broń znalazła się w twojej ręce aż do momentu, kiedy została ci odebrana. Patrząc na to w ten sposób, ciężar doświadczeń jakie zawierała tylko jego twarz, był ogromny. Czynił z niego o wiele starszego mężczyznę.

Sakura nie miała pojęcia, jakim cudem Itachi zorientował się, że się w niego wpatruje. Może to przez intensywność spojrzenia? Kiedy się otrząsnęła z zamyślenia, spostrzegła twarz odwróconą w swoim kierunku. Miski z posiłkiem były już opróżnione, a na tacy czy pościeli, brak było śladów na to, iż ktokolwiek tu cokolwiek przed chwilą jadł.

- Czy coś się stało? - zapytał monotonnym głosem, zapewne bardziej z grzeczności, niż z faktycznego zainteresowania.

Nim zdążyła zastanowić się nad konsekwencjami, rzuciła lekkomyślnie:

- Ile miałeś lat, gdy zabiłeś po raz pierwszy?

Na początku przeraziła się swoim własnym pytaniem. Cały czas bolała ją szyja po wcześniejszym „przywracaniu do porządku”, nie powinna ryzykować podobnej reakcji. Oczywiście, była w stanie się obronić, mogłaby go nawet chwilowo pokonać, jednak wciąż pewna część osobowości wzdrygała się przed krzywdzeniem rannych. Po chwili doszła do wniosku, że Itachi najwyżej nie odpowie i to pytanie zniknie tak szybko, jak się pojawiło.

Co dziwne, odpowiedział.

- Dziewięć - odparł. Zabrzmiało to tak, jakby mówił o pogodzie, a nie o dniu, w którym po raz pierwszy pozbawił kogoś życia.

O dniu, w którym przestał być dzieckiem. Stał się shinobi.

Sakurę zamurowało. Próbowała sobie przypomnieć, co ona robiła, kiedy miała dziewięć lat i jedyne obrazy, jakie przyszły jej do głowy, to śliczna żółta sukienka, którą wtedy często nosiła, zbieranie kwiatków na łące i bawienie się lalkami. Trudno było powiedzieć, czy wiedziała już, czym jest kunai. Prawdopodobnie nie.

- Jak… - wykrztusiła, wciąż zszokowana.

- Jedna z misji dla grupy geninów.

Geninów!

Poczuła narastającą wściekłość. Niezbyt obchodziło ją życie mężczyzny, ale fakt, że dziewięcioletnie dzieci są zmuszane do zabijania… Wyobraźnia perfidnie podsunęła jej do głowy obraz Nami opryskanej krwią, wpatrującej się w leżące zwłoki dużymi, szeroko rozwartymi w przerażeniu oczami, ze łzami spływającymi po policzkach. Sakura potrząsnęła lekko głową, by odgonić te myśli jak najdalej od siebie.

Itachi, jakby w odpowiedzi na jej zdenerwowanie wzruszył ramionami.

- Robisz to, czego od ciebie oczekują - powiedział cicho.

- Oczekują?! Nikt ode mnie nie oczekiwał, żebym szła zabijać, będąc dzieckiem! Ani od Naruto, ani od Sasuke!

- Wtedy jeszcze nie - sprostował.

Jak miała to rozumieć?

- Za kilka lat byłby taki sam.

Jak ty? - dopowiedziała w myślach.

Wstała gwałtownie i zabrała tacę z naczyniami. Stojąc wciąż przy jego łóżku, chłodnym tonem powiedziała:

- Sasuke nie jest taki jak ty. Nie porównuj go do siebie.

Wtedy Itachi otworzył oczy. Sakura jak zahipnotyzowana wpatrywała się w czarne, martwe tęczówki. Czuła się, jakby to coś ją pochłaniało, gdyby nie niemożność użycia Kalejdoskopu byłaby pewnie przekonana, że zamknął ją jak swoją ofiarę w pułapce genjutsu, z którego nie da się wydostać. Wygiął lekko wargi w lekkim ironicznym uśmiechu.

- Nigdy bym nawet nie pomyślał o takim porównaniu.


***

Sasuke.

Wielki nieobecny w całej tej farsie, jaką jest sprawowanie opieki nad umierającym kryminalistą. Powtarzane jak mantra, jak modlitwa pytanie: „ gdzie jesteś teraz” nie przynosi odpowiedzi. Nie ma go, gdy jest tak bardzo potrzebny.

Może należy zadać inne pytanie?

Zapytać na przykład, „gdzie byłeś wtedy?”.

***

Kiedy przyszła do niego po raz kolejny, była noc. Leżał w łóżku, otoczony przez jeszcze większą ciemność, niż zwykle.

Wiedział, że tu wróci. Przypuszczał, że będzie to ta noc, a jeśli nie, to co najwyżej jutrzejsza. Musiała wiedzieć, tak bardzo chciała wiedzieć. Słychać było w każdym słowie, w każdym kolejnym wspomnieniu. Łaknęła jakichkolwiek wiadomości o swoim zmarłym mężu. Wytłumaczenia? Być może. Rozgrzeszenia, potępienia? Możliwe.

Zapewne niedawno wzięła kąpiel, bo przyniosła ze sobą intensywny zapach kosmetyków. Spodobał mu się zapach szamponu (o ile to był szampon). Taki owocowy.

Bardzo ostrożnie, starając się być jak najciszej, rozsunęła ścianki do pokoju i idąc na palcach doszła do jego łóżka.

Oddychał głęboko, przynajmniej na tyle, na ile pozwalał mu powracający co pewien czas ból w klatce piersiowej. Musiała się jakoś zorientować, że jednak nie śpi. Usiadła na tym samym krzesełku, na którym siedziała wcześniej.

Przyjemna mieszanka zapachów wypełniła jego płuca.

- Opowiedz mi - szepnęła. - Opowiedz mi, jak to wyglądało.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Rukia (Misuzu) : 2008-06-29 19:06:23
    !

    Genialne! Absolutnie genialne!

    Charakter Sasuke przedstawiłaś idealnie, jest dokładnie taki, jaki powinien być. Dialogi jak zawsze piękne, naturalne, zaskakujące. O opisach już nawet nie wspomnę, bo nie znam słów, które by do nich pasowały.

    Jestem ciekawa, jak będzie wyglądała opowieść Itachi'ego (o ile w ogóle nastąpi). Ciekawe, czy powie to kompletnie bezbarwnie, czy będzie chciał jakoś dopiec Sakurze słowami. No i jak ona zareaguje. ^^

    Szampon owocowy. To chyba coś znaczy.

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu