Opowiadanie
Kolejna Lekka Historyjka
Autor: | Shelim |
---|---|
Korekta: | Natoli |
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Dramat, Fantasy |
Uwagi: | Przemoc |
Dodany: | 2008-07-17 14:55:05 |
Aktualizowany: | 2008-07-17 14:55:05 |
Copyrights (c) by Piotr Kosek (www.piotr-kosek.com) All rights reserved! Zabrania się kopiować całości lub części fragmentów tego tekstu, oraz publikować bez zgody autora.
Strzała śmignęła jej koło szponu. Zrobiła ciasny zwrot i zanurkowała w środek piekła. W powietrzu ledwo dało się cokolwiek dostrzec przez dym ze smoczego ognia. Krasnoludy na prawym skrzydle cofały się pod naporem wojsk elficko-ludzkich i tylko środek utrzymywał formację w całości. Smoki siały spustoszenie wśród wojsk na dole, ale w powietrzu wciąż jeszcze dominowały gryfy. Nie miała złudzeń, że utrzymają tę pozycję. Gdyby nie hipokryzja ludzi...!
* * *
- Pani?
Cisza.
- Pani, marszałek Asterion prosi o posiłki.
Mruknięcie pełne dezaprobaty.
- Przychodzisz tutaj podczas zachodu. Wiesz, że jestem zajęta.
- Pani, nasze wojska...
- ... mogą się zatroszczyć o siebie. Prawda?
- mhmm. - Potwierdził Sindorthu. Posłaniec dopiero teraz dostrzegł mężczyznę stojącego w kącie sali.
- Marszałek nalega i prosi o pomoc. W imię traktatu. Przysięgi honorowej...
Smoczyca podniosła łeb.
- Honorowej? - Wysyczała. - On nie będzie mnie uczył honoru. Oczywiście, można było przewidzieć, że nie poradzi sobie z tak przyziemnym zadaniem. Jest w końcu samcem.
- To w końcu nasz sojusznik. - Wtrącił Sindorthu spokojnie.
Smoczyca uśmiechnęła się sardonicznie. - I dlatego jeszcze żyje. Dobrze, dostanie wsparcie. - Zwróciła się do posłańca. - Wezwij trzy skrzydła.
- Dziękuję, pani. - Posłaniec skłonił się i wyszedł z ogromną ulgą.
* * *
Była zmęczona i wściekła, choć wciąż jeszcze zdrowa. Nie dała się trafić ani razu. Może i czułaby z tego powodu dumę, gdyby nie świadomość wszechogarniającej śmierci. Z nieba spadały ranne stworzenia, by roztrzaskać się o ziemię. Lyasaya obserwowała śmierć towarzyszy i przyjaciół, zarówno istot jej drogich, jak i znanych tylko z widzenia. I choć smoków ginęło nieporównanie więcej - w starciu z furią gryfów były bez szans - to jednak nie nastrajało to pozytywnie. Bo sytuacja na dole była ciężka dla sojuszniczej armii.
Zrobiła kolejny zwrot i zapikowała w stronę smoka. W starciu z przeciwnikiem miała duże szanse na przeżycie. Gdy nie walczyła, odsłaniała się na strzały łuczników. Wszyscy, którzy nie mieli dość odwagi, by szarżować na najeżone kolcami kapłanki Blasku, kończyli na dole.
Lyasaya zbliżała się do wciąż nieświadomej przeciwniczki z ogromną prędkością. Skrzydła złożyła ciasno i przygotowała się na uderzenie, gdy jej dziób i szpony zagłębią się w żywym mięsie smoka.
Poczuła nagle straszliwy ból i, nim zdążyła się zorientować, wyrzuciło ją z toru lotu. Smoczyca odwróciła głowę, słysząc niekontrolowany pisk i zionęła ogniem. Nie trafiła. Lyasaya spadała, ból odbierał jej zdolność myślenia. Próbowała panicznie wyhamować, manewrując skrzydłami. Uderzyła ciężko w ziemię, łamiąc kości i tracąc przytomność.
Ludzki łucznik uśmiechnął się triumfalnie.
* * *
Ocknęła się z potwornym bólem. Nie otwierała jeszcze oczu. Było cicho, bardzo cicho. I czuć było dym, choć nie tak mocno, jak przed utratą przytomności. A więc to koniec..?
Otworzyła oczy. Dookoła leżały ciała krasnoludów, elfów i ludzi. Nie widziała dużo, dym ograniczał jej pole widzenia. Okropny swąd palonych ciał docierał do jej nozdrzy. Spróbowała wstać, ale łapy odmówiły jej posłuszeństwa. Pisnęła z bólu i natychmiast umilkła.
- Shar, ten jeszcze żyje! - Głos był melodyjny i dochodził zza jej pleców.
Spróbowała odwrócić głowę, ale też nie była w stanie. Musiała mieć złamany obojczyk. Elf stanął w jej polu widzenia z sadystycznym uśmiechem na twarzy.
- Popatrz no, popatrz. Dorodna samica gryfa.
- Popaprany elf. - Wyskwirzyła. - Pewnie szukasz krasnoludzkich złotych zębów, żeby mieć za co iść na dziwki?
Drugi elf, zapewne stojący z tyłu, roześmiał się i kopnął ją w złamaną łapę. Choć bardzo się starała, nie mogła opanować piśnięcia.
- Nie nada się, Shar. - Powiedział stanowczo. - Dobijmy ją i będzie spokój.
Lyasaya powinna być mu wdzięczna. Wiedziała, co elfy robią ze schwytanymi.
- Tak o nas mówiła, a ty chcesz jej wyświadczyć przysługę. Skocz no lepiej po jakieś wino, zabawimy się tutaj.
- I nie zapomnij... - Syknęła. - ...żeby wrócić przez zachodem, szczeniaku.
Elf kopnął ją w drugą łapę. Tę też miała złamaną.
- Jak z tobą skończę, przerośnięty gołębiu, to będziesz mnie błagać o śmierć. - Warknął i odszedł.
- Musisz słuchać tego kretyna, "Shar"? - Syknęła.
- Dla ciebie pan Sharny, wróblu. - Obszedł ją dookoła. - Kto cię tak urządził? - Spytał, nie odpowiadając na jej pytanie. - A, widzę. Strzała. Mogę zobaczyć? - Parsknął i wyszarpnął kawałek lotki. Zaskwirzyła, zrobiło jej się słabo. - Ludzka? - Spojrzał zdziwiony.
- Wy, elfy, jak upadacie... to nie trafiacie nawet w ziemię.
Mówiła tak tylko po to, by ją szybciej zabił. Ale on nie chciał...
- Za to ciebie ziemia trafiła. I to nie jest zbyt chwalebne, prawda? - Znów stanął przed nią. - Gdzie ta menda się szwenda? - Parsknął z własnego przypadkowego rymu.
Po raz pierwszy mogła mu się przyjrzeć. Wysoki, jak wszystkie elfy. Spiczaste uszy. Złośliwy uśmiech na twarzy. Ubrany w bogaty strój podróżny, pod którym ma kolczugę. Może i wyglądałby ładnie, gdyby nie był tak bardzo zabłocony. Przy pasie miał krótki miecz.
Krótki miecz...?
- Sharuś boi się samotności? - Wycharczała, siląc się na spokój. Wiedziała już, co zrobi.
Stanął tuż poza zasięgiem jej dzioba, po lewej stronie i pochylił się nad nią.
- Uważaj, bo ci oko wydłubię, zanim wróci.
Na to czekała. Jego miecz, kierowany telekinezą, wyskoczył z pochwy. Elf obrócił się zdziwiony. Wkładała w zaklęcie całą swoją siłę i zdecydowanie, wiedząc, że nie będzie miała drugiej szansy. Ostrze wyraźnie drżało w powietrzu. Shar chyba zrozumiał, co gryfica chce zrobić, bo spróbował chwycić miecz. Ten jednak odleciał wysoko. Skierował się ostrzem w stronę ziemi i znalazł się nad jej łbem.
- Nie! - Warknął.
Ostrze runęło w dół.
Dziękuję za ciepłe słowa!
Świat, który właśnie miałeś okazję liznąć jest ogromny i bardzo szczegółowy - produkt ponad dwóch lat sesji RPG prowadzonych przeze mnie i Natoli. Zawiera rasy, czy profesje oryginalnie wymyślone na jego potrzeby. Opowiadanko, które właśnie przeczytałeś, jest tylko wstępem - wprawką, swoistym prologiem do cyklu, który - jak Bogini pozwoli - wkrótce pojawi się na czytelni. Cykl składa się z 5 tekstów, z których 2 są już gotowe (niestety nie są to pierwsze, nie powstają w kolejności chronologii wydarzeń). Wszystkie są dużo dłuższe (jeden z ukończonych ma 17 stron, jedno z tych które piszę planuję na ponad 20).
Dobre opowiadanko, pachnie Andrzejem Sapkowskim i Sagą o Wiedźminie. Gdyby tylko nie było takie krótkie...Piszę dobre bo przyjemnie się je czyta, ale szczerze pisząc nie bardzo wiem co miałeś/aś na myśli pisząc je. Alternatywna wizja elfów? Krótki obraz wojennej brutalności? Niestety, brak rozwinięcia opowiadanej historii uniemożliwia odniesienie się do niego na płaszczyźnie innej niż estetyczna.
Daję 7, dobra rzemieślnicza robota.