Opowiadanie
Jakub Ćwiek: Ciemność płonie - recenzja
Autor: | Joanna „Szyszka” Pastuszka |
---|---|
Korekta: | Avellana |
Kategorie: | Książka, Recenzja |
Dodany: | 2008-08-12 11:35:17 |
Aktualizowany: | 2009-09-27 22:29:18 |
Spod pióra Ćwieka wychodzą perełki na zmianę z żabami, więc sięgając po Ciemność płonie miałam mieszane uczucia. Nie wiedziałam, czy trzymam w ręce kolejnego świetnego Kłamcę, czy średniawe Liżąc ostrze, ale zdecydowałam się zaryzykować. Powód właściwie był jeden - katowicki dworzec, który nawet w godzinach popołudniowych spokojnie może robić za scenerię do horrorów, a przynajmniej do filmu futurystyczno-postapokaliptycznego.
Kocham Dworzec Główny w Katowicach, jako mieszkanka Górnego Śląska miałam okazję oglądać go wiele razy w różnorodnych godzinach. Jest przerażający i bliski zarazem, ma specyficzny klimat beznadziei i surowości, tak więc musiałam przeczytać tę książkę. Dla samego Dworca.
Ćwiek wymalował na stronach coś cudownego. Przewrotnie zamienił ponure, przerażające i przesycone beznadzieją miejsce w ostatni azyl przed Ciemnością, stworzył autentyczne i wiarygodne postacie, dworcowy klimat książki jest rewelacyjny. Szybkość, z jaką przebiłam się przez połowę powieści, była niesamowita, czytałam nawet na ulicy. Niestety, z żalem muszę przyznać, że historia jest nierówna, tak jakby autor zapomniał, że pierwotny pomysł należy równo rozsmarować na całości, a nie nałożyć grubo w jednych miejscach kosztem innych. Momentami miałam wrażenie, że każde słowo stawia tylko po to, by przyspieszyć coś, co nastąpi za parę stron, jak ktoś, kto traktuje wstęp dowcipu jak zło konieczne przed puentą. Z kolei puentę potrafi wspomnieć kilkakrotnie, na wypadek, gdyby ktoś jeszcze nie zrozumiał, o co chodzi. Nie, zdecydowanie Ćwiekowi średnio wychodzi budowanie napięcia oraz - moim skromnym zdaniem - tworzenie postaci kobiecych (właśnie postać kobieca w moim przypadku położyła Kłamcę 2). Fragmenty dotyczące Dworca i jego mieszkańców czytałam z wypiekami na twarzy, z kolei fragmenty z „POMYSŁEM” mnie nużyły. Jeśli chcemy horrorem straszyć, nie powinno się od pierwszego kopa wręcz anatomicznie opisywać, co się w Ciemności kłębi, tylko zadziałać na ten kawałek mózgu, który boi się tego, co nieznane, rzucać ochłapy normalności, by później je bezlitośnie wydrzeć czytelnikowi. Niestety, już przy pierwszym spotkaniu z Płonącą Ciemnością dostajemy pełny opis każdej zjawy, która prześladuje Natkę. O ileż bardziej bym się bała, gdyby dziewczyna weszła do windy z widmowym chłopcem! Nie, po pierwszym zdaniu wiemy, że to widziadło, bo autor właśnie wałkuje POMYSŁ.
Nie mówię, że Ciemność jest pomysłem złym - ba, powiedziałabym, że jest świetną przyprawą - nieustanne uczucie zagrożenia, koncentracja bohaterów na walce z nią przy równoczesnych próbach odzyskania odrobiny godności i normalności w dworcowym życiu, są najlepszą rzeczą w książce. Ćwiek stworzył postacie tak rewelacyjne, że aż chciałoby się na ten Dworzec pojechać i postawić im śniadanie tylko po to, żeby posłuchać, co mają do powiedzenia. Moim absolutnym faworytem był i pozostanie Heniek, szczególnie że „Komiksownię” odwiedzałam za każdą wizytą na Dworcu, ba, czasem specjalnie wracałam innym pociągiem, by o Katowice zahaczyć i kupić komiks w moim ulubionym miejscu, a rozmowy z „Heńkiem” do dziś należą do moich najprzyjemniejszych wspomnień.
Generalnie książka warta przeczytania. Chylę czoło przed autorem, który kilkoma słowami potrafił przywrócić godność ludziom na co dzień spotykającym się z pogardą i wrogością, sprawić, by urośli w herosów walczących z koszmarem, o którym my, zwykli ludzie, nie mamy pojęcia.
I obyśmy nie mieli, bo ciemność beznadziei jest naprawdę przerażająca.
Tytuł: Ciemność płonie
Autor: Jakub Ćwiek
Okładka: Piotr Cieśliński
Data wydania: lipiec 2008
Wymiary: 125 x 195
Liczba stron: 312
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Seria wydawnicza: Asy polskiej fantastyki
A kto nie zna dworca w Katowicach?
Z natury jestem raczej domatorem, lecz praca i zainteresowania sprawiły, że stosunkowo często jeżdżę pociągiem. Dworzec w Katowicach oczywiście też widziałem, i przyznam, że jest to widok, którego nie sposób zapomnieć. Brutalistyczna, odpychcająca architektura (jakby przekaz dla podróżnych - "wyjdźcie stąd jak najszybciej"), wszechobecny rozkład, słynne na całą Polskę nieczynne schody ruchome, stoiska nadające niesamowity klimat siermiężnego kapitalizmu. Dworzec w Katowicach to esenscja dworcowości polskiej, awatar ducha dworców. Kto raz to widział, ten nigdy nie zapomni; dworzec utkwi w jego podświadomości, będzie spaczał postrzeganie, domagał się uwolnienia w formie twórczości. Kto wie, czy Neuroshima (postapokaliptyczny system RPG), stworzona przez Ignacego Trzewiczka (który przecież ów dworzec nie raz musiał oglądać), nie jest właśnie efektem tego zjawiska?
A przy okazji, widzę że mało jest sklepów z komiksami tak znanych, jak ten wspomniany w recenzji. Tak, ja również ile razy byłem na katowickim dworcu, zaglądałem do niego...
Hmm
Ja coraz większe wrażenie odnoszę, że powieść podoba się przede wszystkim ludziom znającym dworzec w Katowicach...