Opowiadanie
Jak Seifer Galbadię zdobywał
Autor: | Pleiades |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Final Fantasy |
Gatunki: | Parodia |
Uwagi: | Alternatywna rzeczywistość, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2008-10-15 10:09:41 |
Aktualizowany: | 2008-11-01 23:53:40 |
Opowiadanie ze zbiorów Inner World of Final Fantasy.
Zamieszczone za zgodą autorki.
Czarny, opalizujący metalik BMW X6, z rejestracjami Centry, mknął drogą krajową numer 4 poprzez słoneczne równiny południowej Galbadii.
Droga była równa i pusta, kierowca więc nie zważał na wskazania prędkościomierza, choć na oko szacował, że mknął jakieś około 60 mil na godzinę.
Miał dobry humor, spojrzał na swoje odbicie w lusterku i odgarnął włosy z czoła.
Z głośników, rozkręconych na cały regulator, dobiegało dudniące „umps, umps, umps!”.
Za kierowcą, na tylnych siedzeniach siedziało dwoje młodych ludzi. Miny mieli ponure, widać było, że nie podzielają entuzjazmu ich przyjaciela.
- Heej, Raijin, Fuujin, rozchmurzcie się - rzucił do nich chłopak. - Życie jest piękne!
- Seifer - rzekł Raijin, wcale mu nie było do śmiechu. - Możesz nam wyjaśnić jeszcze raz, po co my tam w ogóle jedziemy?
- Coo?! - zawołał Seifer. - Mów głośniej, nie słyszę cię!
„Umps, umps, umps!” - w samochodzie drżały szyby.
- To ścisz to cholerne radio! - odwrzasnął Raijin, wyraźnie zły.
- Raaany, czepiasz się! - Seifer wywrócił oczami, ale trochę ściszył muzykę. - Dobra, co mówiłeś?
- Pytałem, czemu my tam jedziemy? Nie mogliśmy siedzieć na tyłkach na tej cholernej pustyni i bawić się w dręczenie naszych więźniów?
- Mówiłem wam już, że mamy misję do wykonania.
- SZCZEGÓŁY! - odezwała się Fuujin.
- Jeee tam, niewiele sam wiem. Mamy w Galbadii rozejrzeć się za jakimiś starożytnymi sterami i polecieć tym ogrodem do Balamb, no i szukać Ellone.
Raijin i Fuujin niewiele z tego zrozumieli, więc na ich twarzach malowało się tylko zakłopotanie.
- Bez sensu... - wyrzucił z siebie Raijin. - Jakiej znowuż Ellone?
- Hej, to musi być jakiś cholernie sprytny plan - stwierdził z przekonaniem Seifer, nie bawił się w wyjaśnianie im, kim jest Ellone. - Mamy rozkazy i mamy je wykonać, czy to nam się podoba, czy nie. Więc nie marudźcie i cieszcie się pięknym dniem!
- Taa, zwłaszcza że wstawaliśmy o 5:00 rano i nawet kawy nie zdążyłem wypić...
- Nie narzekaj, Raij... W Galbadii postawię ci lunch i tyle kaw, ile sobie zażyczysz.
Samochód zatrząsł się na nierówności asfaltu i prawie wypadł z drogi.
- WOLNIEJ! - syknęła Fuujin.
- Cholera, taki bogaty kraj, a dziury w jezdniach mają... - skomentował Seifer.
- Przerywamy nasz program muzyczny, aby podać najnowsze informacje - rzekło radio.
- Super... - mruknął Seifer.
- Z ostatniej chwili - kontynuował spiker - mamy niepotwierdzone informacje, że Ogród Trabia, mieszczący się w północnej części Trabii, został zniszczony przez rakiety nieznanego pochodzenia.
- Rewelacja! - Seifer był zachwycony.
- Rząd Galbadii zaprzecza, jakoby rakiety wyleciały z jej terytorium.
Przechodzimy do dalszych wiadomości. Pojutrze odbędzie się uroczysty pogrzeb prezydenta Deling. Jego ciało zostanie złożone w rodzinnym grobie na cmentarzu w stolicy kraju.
- I bardzo dobrze, rest in peace, stary gburze - skomentował Seifer.
- Pełniący obowiązki prezydenta generał Robert Caraway poinformował państwową agencję prasową, że termin przyspieszonych wyborów prezydenckich nie został jeszcze ustalony. Za kilka dni wyda oficjalne oświadczenie w tej sprawie.
- Hej, i pomyśleć, że ten palant o mało by nie został moim teściem. Dobrze, że przejrzałem w porę na oczy i machnąłem ręką na tę całą Rinoę - Seifer wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Na Island Closest to Hell odkryto nowy podgatunek Malboro - ciągnął spiker. - Jest to bardzo rzadka odmiana o czerwonej skórze. Naukowcy podejrzewają, że mutacja ta nastąpiła na skutek zatrucia środowiska.
- Albo na skutek dziury ozonowej - skomentował Raijin.
- Taaa, zawsze trzeba na coś zwalić winę. Tak jak i afera z tym całym efektem cieplarnianym - odpowiedział Seifer.
- Przechodzimy do prognozy pogody. Na Pustyni Dingo szaleje dziś burza piaskowa...
- Dobrze że w porę wyjechaliśmy....
- W środkowej Galbadii przewidujemy dzisiaj deszcze i silny wiatr.
- Taaak, właśnie widać. - Seifer spojrzał przez okno na słoneczną równinę. - Macie synoptyków do dupy...
- Z ciekawostek, jutro księżyc wejdzie w fazę pełni. To najlepszy moment do obserwowania potworów księżycowych, które w tym momencie są najbardziej aktywne.
- A co to kogo obchodzi?
- Powracamy do muzyki...
- Seif - odezwał się Raijin - jak znajdziemy te stery w Galbadia Garden?
- Nie mam pojęcia - odpowiedział Seifer. - Będziemy szukać, pytać... Martine coś powinien wiedzieć.
- Mówiłeś, że masz jakieś stare mapy, plany podziemi?
- Taaa... Ale i tak nic z nich nie kapuję - przyznał Seifer. - Są dziwnie rysowane, jakby rzut izometryczny, czy co, a opisy są w starożytnym języku Centry.
- Czyli nici z odczytania? - spytał Raijin
- A co ja jestem? Naukowiec? Lingwista? Jedyne, co potrafię powiedzieć w tym języku, to „fithos lusec vecos vinosec”.
- NO TO KLAPA - skomentowała Fuujin.
- Ale wy dzisiaj narzekacie! - zauważył Seifer. - Poranne wstawanie nie za dobrze wam robi?
Nie odpowiedzieli.
- Jooooziiiin z baaaaaziinnnn! - zawył Seifer wraz z refrenem z radia.
- Denerwuje mnie twój dobry humor - mruknął Raijin, ale Seifer go chyba nie usłyszał.
- UWAŹAJ! - wypaliła nagle Fuujin, wskazując coś przez przednią szybę.
- Fuuuuck! - zaklął szpetnie Seifer. - Fotoradar! Cholera, w takim miejscu?
- No i masz za swoje....
No fakt, nie zdążył zmniejszyć prędkości.
- Nieważne - wzruszył ramionami. - Wyślę Matron mandat pocztą. Niech płaci za własną brykę.
Mimo wszystko nieco zwolnił, dostosowując prędkość do przepisów drogowych.
- Wiecie co, mam świetny pomysł! - odezwał się po kilku kilometrach. - I tak musimy zatankować w Deling, nim dotrzemy do Ogrodu Galbadia. Wpadniemy sobie do sklepu, kupimy pizzę na obiad i 3/4 żubrówki, co? Obalimy sobie w ogrodzie.
- Zastanawiam się - rzekł z powątpiewaniem Raijin - czy wolno latać Ogrodem pod wpływem alkoholu... Wlecisz jeszcze w jakiś wieżowiec, czy co i będzie tragedia.
- Nie przesadzaj - żachnął się Seifer - i tak jesteśmy kryminalistami, jakbyś nie wiedział.
- Wolę nie odpowiadać za śmierć jakichś ludzi, którzy staną ci na drodze.
- To masz, kurde, problem... Ooo, spójrzcie! - krzyknął nagle Seifer, wskazując na pobocze. - Przejechany Thrustaevis! Ale dużo krwi i flaków!
- BLEEEE - skomentowała Fuujin.
Pasażerowie byli bardzo zmęczeni, więc resztę drogi przebyli, drzemiąc, wsparci na własnych ramionach.
Seifer, spoglądając na nich w lusterku, czuł się nieco niepewnie, ale nic nie chciał myśleć, po prostu musiał udać, że jest to mu zupełnie obojętne.
Choć i owszem, ukłucie zazdrości zrodziło się w jego sercu...
Deling City to była bardzo szybka wizyta. Niestety, nie starczyło czasu na kupno wymarzonych produktów spożywczych. Byli spóźnieni, zwłaszcza, że musiał zwolnić na trasie. Po co ryzykować kolejny mandat...
Wczesnym wieczorem dotarli do stóp Ogrodu Galbadia.
Wystarczyła tylko legitymacja studenta Balamb, aby ich strażnik przy wejściu wpuścił do środka. Nawet nie dbał o to, że ich legitymacje były stare, w tym roku nie podbite, a stary zeszłoroczny stempel wyblakły.
- Dobra - rzekł Seifer. - Jesteśmy na miejscu. Myślę, że podzielimy się na dwie drużyny. Wy poszukacie zejścia na dół, a ja podpytam Martine'a o to, jak uruchomić te starożytne stery. W razie czego dzwońcie na komórkę.
Pokiwali głowami i ruszyli wzdłuż holu. Wkrótce zniknęli w tłumie.
Do dyrektora akurat nie było trudno trafić. Gabinet jego, tak jak i gabinet Cida w Balamb Garden, mieścił się na drugim piętrze budynku.
Odnalezienie tego miejsca przyszło Seiferowi bez trudu.
Wkrótce zapukał do drzwi gabinetu Martine'a.
- Prooo... - Martine urwał w pół słowa, bo Seifer nie bacząc na zaproszenie, wtargnął do środka.
- Dzień dobry - przywitał się grzecznie. Postanowił być grzeczny na początku, może uprzejmością coś zdoła zdziałać.
- Przepraszam, kim jesteś? - zapytał Martine. Siedział przy swoim biurku, pracował przy komputerze. Taaa, pracował... Na komputerze odpalony e-mule do ściągania pirackich plików.
- Seifer. Seifer Almasy - przedstawił się gość.
- A widziałeś informację na drzwiach?
Seifer zdębiał. Nie, nie widział. Cofnął się kilka kroków, otworzył drzwi i przeczytał frontową tabliczkę: „Akwizytorom wstęp wzbroniony”.
- Nie... Nie! - zaprzeczył. - Ja nie w tej sprawie!
- Ach tak? - Martine był nieco zakłopotany. Spojrzał na gunblade dzierżony w dłoni gościa. - Zatem przyszedłeś z powodu mojego ogłoszenia?
- Jakiego ogłoszenia? - zapytał Seifer, nic nie rozumiejąc.
- No tego, które umieściłem wczoraj w gazecie. Że poszukuję snajpera w moim Ogrodzie.
- S-snajpera? - zająknął się Seifer
- No tak... Bo mój były snajper siedzi w więzieniu na Pustyni Dingo, po tym jak spier... przepraszam, jak schrzanił misję zabicia ambasador, czarownicy, w Deling...
- Ach taaaak... - syknął Seifer, mrużąc oczy.
- To nie ma sensu... - wysapał Raijin. - Latamy po tym ogrodzie od pół godziny i nic!
- SZUKAMY DALEJ! - Fuujin dała do zrozumienia, że nie odpuści.
- Dobrze, ale jak? - zapytał jej towarzysz. - Że też, kurde, nie ma tu jakichś tabliczek wskazujących kierunek... Audytorium, infirmeria, sale wykładowe, czy coś...
Wskazała mu palcem tabliczkę wiszącą pod sufitem: „Wyjście ewakuacyjne”, opatrzone odpowiednią strzałką i symbolem biegnącego ludzika.
- Taa, pewnie. - Raijin wywrócił oczami. - Ale to nam nic nie ułatwia, prawda?
Wzruszyła ramionami.
- MAM POMYSŁ! - rzekła w końcu, pokazując palcem przechodzącego młodocianego studenta.
- Rany, człowieku, czego ty ode mnie chcesz? - zdążył zapytać Martine, nim rąbnął twarzą w chodnik na froncie Galbadia Garden.
- Weź dupę w troki i wynoś się stąd!- zażądał stanowczo Seifer.
- Co ja ci takiego zrobiłem? - zapytał rozpaczliwie Martine. - Dlaczego mnie wyrzucasz z MOJEGO własnego ogrodu?
- Po pierwsze - rzekł Seifer - to nie jest żaden TWÓJ ogród. Po drugie, zwracaj się do mnie z szacunkiem, bo jestem rycerzem czarownicy. Po trzecie, nie chcę cię tu więcej widzieć i nie potrzebuję już twojej pomocy!
- Nie wiem, o co ci chodzi - jęknął Martine. - Możesz sobie być rycerzem, aptekarzem, kasjerem, dentystą, obojętnie! Mam to gdzieś! Chcę wiedzieć, o co ci chodzi i czemu mnie wypędzasz z mojego Ogrodu?
- Idź! - Seifer podniósł swojego Hyperiona, mierząc w przerażonego byłego dyrektora Ogrodu Galbadia. - Bo jak się wkurzę, to ci chyba łeb odstrzelę!
Martine nie czekał dłużej. Po prostu odwrócił się w stronę lasu i biegł, jak najszybciej tylko mógł.
- Dziecko drogie, podejdź tutaj! - rzekł Raijin najsłodszym głosem, na jaki mógł się zdobyć.
Młodociany chłopiec, w wieku około dwunastu - trzynastu lat, był zaciekawiony i ufny. Podszedł do nich.
- O co chodzi? - spytał.
- Słuchaj... - rzekł Raijin, uśmiechając się od ucha do ucha. - Mam dla ciebie propozycję, wiesz?
- Jaką? - spytało dziecko.
- Powiedz nam proszę, jak dotrzeć do podziemi ogrodu... Masz tu dla zachęty 100 Gil. - Raijin, wciąż uśmiechnięty, wyciągnął z kieszeni stugilowy banknot.
Dziecko zawahało się przez chwilę. Spojrzało na banknot, spojrzało na twarz Raijina, a potem jego oblicze spochmurniało.
- Nie mogę... - rzekło.
- Prooooszęęęęę, bardzooooo! - Raijin starał się być słodki jak melasa.
- Zabroniono nam... - odpowiedział chłopiec.
Fuujin wtedy nie wytrzymała. Podeszła do chłopca, ujęła go za kołnierz i potrząsnęła z całej siły.
- Słuchaj, ty nędzny bachorze! - rzekła. Raijinowi opadła szczęka do ziemi. Nigdy nie słyszał jej takiej wkurzonej. - Albo nam powiesz, jak się dostać do podziemi, albo rzucę na ciebie urok, jakem czarownica!
Raijin zaniemówił. Dziecko również. A Fuujin miała taki wyraz twarzy, jakby mogła naprawdę, w każdej chwili, zabić wzrokiem tego biednego studenta.
Dziecko zadrżało, ale w końcu zaczęło mówić.
- Dobra, który to guzik? - zapytał Raijin w windzie.
- Bachor powiedział, że wszystko jest odwrotnie. A więc ten, który wskazuje 3 piętro, wskazuje tak naprawdę podziemia. - Fuujin nie siliła się nawet, aby odpowiadać swoim lakonicznym stylem.
- To co, jedziemy? - spytał Raijin.
- Jadziem!
- Jak te potwory śmierdzą! Rany, gdybym dzisiaj rano nic nie jadł, to chyba bym zwymiotował! - jęknął Raijin.
- SPOKO - odpowiedziała Fuujin.
- Czyli już po walce? - zapytał.
- CHYBA TAK.
Oboje spojrzeli na zardzewiałe, stare przyciski pulpitu kontrolnego, który przed chwilą znaleźli.
- To co wciskamy? - spytał Raijin. - Ja też nie znam języka Centry.
- WSZYSTKO! - odpowiedziała, wciskając po kolei każdy dostępny klawisz.
I Ogród poleciał...
A Seifer, po raz kolejny, uśmiechnął się, na myśl o jego nierozłącznej Drużynie.
- End -
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.