Opowiadanie
Złośliwość rzeczy martwych
Autor: | Pleiades |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Final Fantasy |
Gatunki: | Parodia |
Uwagi: | Alternatywna rzeczywistość |
Dodany: | 2008-10-30 15:30:46 |
Aktualizowany: | 2008-10-30 19:38:45 |
Opowiadanie ze zbiorów Inner World of Final Fantasy.
Zamieszczone za zgodą autora.
„Zapowiada się cholernie szczęśliwy dzień!” - pomyślał Seifer z samego rana.
Siedział w gabinecie eksdyrektora, swobodnie oparty o krzesło przy biurku. Stukał palcami w klawiaturę komputera Galbadia Garden, przeglądając najświeższe wieści z frontu i popijając poranną kawę. „Google prawdę ci powie” - skwitował swoje poszukiwania, po czym zagłębił się w lekturę najciekawszych ze znalezionych artykułów.
Super. Piszą o ataku na Balamb Garden i o swobodnej wędrówce po niebie Ogrodu Galbadia.
Vincer Deling nadal nie żyje, co nie było zaskoczeniem, bo przecież z martwych powstać nie mógł. Trabia nadal była ruiną, to oczywiste, po jego osobistym rozkazie wydanym żołnierzom w centrum rakietowym.
Tylko, do cholery, co z tym serwerem Ogrodu Galbadii?
Zaklął cicho...
Drzwi się otworzyły i do pokoju weszła Edea/Ultimecja/Whatever, jak ją zaczął nazywać, bo już sam nie wiedział, jak się do niej zwracać. Nawet kiedyś pomyślał, że jakiegoś internetowego nicka jej wymyśli, czy coś...
- Witaj Seif - rzuciła od progu.
- Poranna prasa już jest - odpowiedział, wręczając jej plik gazet - W wiadomościach na Google piszą, że Balamb udaje się w stronę Centry.
- O, to super - przyznała. - Lecimy za nimi. Wiem, gdzie się zatrzymają.
- Tiaa... - Seifer wiedział, jak się nazywa ten przeklęty przylądek na południowym wybrzeżu Centry. - Co dalej? - zapytał chłodno.
- Złam to zabezpieczenie serwera Galbadii i dostań się wreszcie do tajnych plików. Muszę się wreszcie dowiedzieć, jakie jest prawdziwe znaczenie SeeD.
- Jaaasne. I odpowiedź na życie, wszechświat i całą resztę pewnie też tam jest... - skwitował Seifer, wiedząc, że odpowiedź brzmi zawsze tak samo: 42... - Nie wiem już, co robić, komp żąda nazwy użytkownika i hasła. Za diabła nic nie pasuje... Próbowałem już: Alexander, Balamb, Cid, Deling, Galbadia, GF, Knight, Kramer, Martine, SeeD, Sorceress, Vinzer, Zantestuken... - wymienił wszystkie możliwości w zadziwiającym porządku alfabetycznym - a do każdych z wariantów co najmniej kilkanaście haseł, takich jak: Bahamut, Ifrit, Shiva....
- Bla, bla, bla! - przerwała mu Edea/Ultimecja. - Daj sobie spokój, musisz po prostu zhackować hasło i dostać się do systemu.
- Jestem rycerzem, nie informatykiem... - odpowiedział z goryczą.
- Nie obchodzi mnie to. Do południa masz się włamać do serwera Galbadii i przejrzeć jego zasoby. Bez dyskusji - odpowiedziała z naciskiem, co przy jej charakterystycznym akcencie, rodem z południowej Centry, zabrzmiało zdecydowanie jak rozkaz...
Wyszła, dzierżąc w rękach poranne gazety.
Seifer westchnął, wiedząc, że nie ma wyjścia.
Po godzinie prób zaklął siarczyście i opadł zrezygnowany czołem na blat biurka...
- Ja mam dość... - szepnął sam do siebie. - Bo mnie zaraz szlag trafi!
W akcie totalnej desperacji, wkurzony, waląc zaciekle w klawiaturę, wpisał nazwę Usera: „User”, a hasło „Password”...
Walnął w Enter i oniemiał.
Zadziałało...
- Oooo - wydał z siebie cichy głos.... Nie mógł się zdobyć na wydobycie kolejnego dźwięku z zaciśniętego w zdumieniu gardła...
No...! To będzie z pewnością bardzo udany dzień!
A Martine był idiotą...
- CO TO JEST? - spytała podejrzliwie Fuujin, patrząc na kudłaty, zakrwawiony łeb jakiegoś stwora, rzucony jej pod stopy przez zmęczonego i umorusanego Seifera.
- Mnie pytasz? - Seifer był wściekły. - To JA was pytam!
- NIE ROZUMIEM...
- Chyba coś przegapiliście - mruknął z lekką ironią w głosie. - Mieliście tępić wszystkie potwory, które śmiały choć na centymetr wkroczyć na pierwsze piętro, a tymczasem znalazłem tego gostka w głównym audytorium. JAK można coś tak wielkiego i włochatego przegapić! Przecież śmierdzi piżmem na kilometr!
Chwila milczenia.
- Przepraszamy, Seif... - jęknął Raijin. - Staramy się jak możemy, wiesz? Ale niekiedy wykracza to ponad nasze możliwości, wiesz?
- To nie jest dobre wytłumaczenie - odparł Seifer. - Pamiętajcie, że dbam tu o bezpieczeństwo Edei. Jakże mam spełniać swoje zadanie, kiedy wy nie spełniacie waszego? A potem mi się obrywa za wasze błędy! Jestem rycerzem, a nie chłopcem od brudnej roboty!
„O, a ten znów zaczyna” - pomyślała Fuujin, ale nic nie powiedziała, westchnęła tylko lekko.
- PRZEPRASZAMY... - mruknęła w końcu.
- Właśnie... Wybacz, Seif... Mieliśmy ostatnio ciężkie dni, wiesz? Poza tym, nie możemy się doczekać, kiedy wyruszymy do prawdziwej bitwy. Przetrzebianie potworów jest nieco nudne, wiesz?
- Rozumiem waszą frustrację - rzekł ze zrozumieniem Rycerz. - Obiecuję wam, ze już niedługo będziecie mogli się wykazać walecznością. Czeka nas walka z Balamb.
- Z... Balamb? - zapytał Raijin, jakby z niedowierzaniem.
- Tak, tak... To takie fruwające coś w kolorze niebieskim, w razie gdybyście zapomnieli... Są już w drodze do Centry. Nie muszę chyba dodawać, że liczę na was... Macie wraz z oddziałami wojsk roznieść ten przeklęty Ogród w pył. Będzie kaboom-kazoom! Rozumiecie?
- TAK.... - mruknęła Fuujin.
- Znakomicie... - Seifer westchnął lekko. - Okej, muszę iść się umyć. Wy pilnujcie piętra. Nie chcę kolejnych takich „incydentów” jak ten. - Rzucił okiem na odciętą głowę, po czym odwrócił się na pięcie i udał się w stronę górnych komnat.
- Hej, Seif...! - zawołał za nim Raijin, jednocześnie wskazując na odciętą głowę potwora. - A co z tym? W ogóle co to za stwór?
- To Death Claw. Możecie go wypchać albo co... Będzie ładnie wyglądał jako trofeum nad kominkiem - powiedział z ironicznym uśmiechem na ustach. - Wracajcie do pracy - dodał, po czym zniknął z pola widzenia Posse.
- Raaaany - zajęczał Raijin. - Ale go napadło... O co mu w ogóle chodzi? - zapytał.
- JEE TAM... - wzruszyła ramionami Fuujin, nie mając ochoty na dyskusje. - PRZEJDZIE MU - dodała.
- Nie jestem pewien. Ciągle powtarza że jest rycerzem... „Sorceress’ Knight”, co to w ogóle za oklepany frazes? Wiesz co, chyba czas sobie wydrukować to na koszulkach. I wręczyć mu na prezent. Z przodu będzie napisane: „I'm a sorceress' knight”, a z tyłu, na plecach: "so I f**k the rest of the world!". He he!
- Raijin! - ostrzegła Fuu groźnym głosem. - Bo jak cię usłyszy, to... za chwilę i twoja głowa będzie tu leżeć.
- Dobra, dobra, żartowałem - przyznał Raijin. - To co robimy?
- Nic - odpowiedziała spokojnym głosem Fuujin. - Pójdźmy może na kolejny patrol?
- Jasne...
Wrócili niebawem, z raportem, że żadnego potwora na górnych korytarzach nie spotkali.
- Suuuper - mruknął Seifer. - Chociaż jedna dobra wiadomość, po tym, że kompletnie nic nie znalazłem cennego w zapiskach Martine'a...
- Jesteśmy zawsze do twojej dyspozycji - zarzekł się z dumą w głosie Raijin.
- Świetnie, ale wiecie... - Seifer nie dokończył, kiedy fundamenty Ogrodu zatrzęsły się niespodziewanie.
Dopadł okna, patrząc w dół i widząc ścinane przez obracające się pierścienie pnie drzew.
- Jasna cholera! - wrzasnął. - Wedge pilotuje tę budowlą?
- Tak... - odpowiedział Raijin nieśmiało.
- Spił się, czy co? - zastanawiał się Seifer, obrócił się w stronę Przyjaciół. - Na co czekacie? Biegnijcie do niego szybko! Jak zaraz nie uniesie Ogrodu na odpowiednią wysokość, to go dosłownie zabiję! - wrzasnął wkuty Seifer. - Nie możemy w ten sposób niszczyć przyrody! Znowu mi się oberwie... ech...
- Okej, to idziemy - odkrzyknął Raijin i wraz z Fuujin wyszli z pomieszczenia dyrektora, udając się na mostek, by utemperować poczynania Wedge'a.
- Wszystko w porządku - zeznali po godzinnej nieobecności. - Wedge został poinstruowany, jak należy latać Ogrodem. - Raijin, mówiąc to, ocierał nadwerężony nadgarstek prawej dłoni. - Mam nadzieję, że nos prosto mu się zrośnie - dodał szeptem w stronę Fuujin
- Super... - mruknął Seif. - Co dalej?
- Nie pytaj nas - odparł Raijin. - Ty tu jesteś bossem...
- Dobrze, więc... - Seifer zamyślił się chwilę. - Jedźcie na parter zobaczyć, czy nie latają tam jeszcze jakieś potworki. Dałbym przysiąc, że słyszałem ryk Tri-Face tego ranka, słuch mam wyjątkowo dobry.
- Jasne, wedle rozkazu - odparł Raijin, po czym zniknął wraz z Fuu w półmroku odległego korytarza.
- No! Nareszcie, kurna, sam! - szepnął Seifer sam do siebie. - I mam wszystko w d... - Odpalił na kompie Half Life 2, założył słuchawki na uszy i pogrążył się w rozgrywce.
Raijin i Fuujin dotarli właśnie do jednej z odnóg korytarza Galbadii.
- Co to jest? - zapytał Raij, wskazując na drzwi z przyczepioną tabliczką „Magazyn”. - Mamy to otwierać?
- Mamy OTWIERAĆ każde podejrzane pomieszczenie - skwitowała Fuujin. - Żeby czasem nie przegapić jakiejś ukrytej bestii, albo jakiegoś ukrywającego się studenta Galbadii. Podobno w Ogrodzie zostały jeszcze jakieś niedobitki SeeD, czmychające przed nami w strachu...
- Tiaa... - skomentował Raijin, rzucając od niechcenia za siebie Thundagę, na skaczącego właśnie na nich Tri-Face. Bestia padła martwa pod ich stopy, zalewając krwią buty Fuujin. Dziewczyna wykrzywiła się z odrazą.
- No to otwieraj te drzwi.
Raijin wyjął kartę magnetyczną i przeciągnął po czytniku. Zamek drzwi kliknął, odblokowując dostęp do pokoju.
Nacisnął klamkę i zajrzał do środka.
Pomieszczenie było małe, przy ścianie stał stalowy regał. Na półkach walały się jakieś stare części od komputerów, kilka wiader i mopów, z dwa lub trzy stare potiony, których powierzchnię pokrywał kożuch pleśni, a także z tuzin wielkich słojów, w których w metanolu pływały jakieś zakonserwowane części ciał potworów, z czego niektóre do złudzenia przypominały larwy Obcego.
Zdegustowany Raijin już miał zamknąć pomieszczenie, kiedy jego wzrok padł na prostokątny karton.
- Ooo, a co to? - zapytał retorycznie, chwytając pudełko. - Heeej, Fuujin, zobacz co znalazłem! - zawołał, próbując zwrócić uwagę przyjaciółki. Odpakował ukryte w kartonie przedmioty.
- O, Walkie-talkie! - ucieszyła się Fuujin. - Zobaczymy czy działają? Przydałyby nam się, jak nie wiem.
- Dobra!
Stanęli w korytarzu, włączyli urządzenia.
- Testing, testing... - zawołał Raijin do mikrofonu. - Słychać mnie?
- Słychać - powiedziała zgodnie z prawdą Fuujin - ale nie w krótkofalówce.
- Co jeeest? Nie działają?
- Dziwisz się? To są urządzenia wysyłające fale RADIOWE! Jak byś nie zauważył, od ponad 18 lat na całej planecie nie daje się wysłać sygnału radiowego...
- To po co by tu leżały, i to jeszcze wyglądające na używane?
- A bo ja wiem?
- Czekaj, oddalimy się nieco od siebie i spróbujemy jeszcze raz...
Raijin poszedł dalej korytarzem i zniknął za rogiem.
Poprzez szumy w krótkofali Fuujin usłyszała jego niewyraźny głos.
- Raz, dwa, trzy, a teraz mnie słychać? - zapytał Raijin.
- TAK - odpowiedziała uradowana Fuujin. - Słabo bo słabo, ale słychać! Odbiór...
- Hurra! Ja też cię słyszę!
- To mam pomysł, możemy teraz patrolować oddzielnie korytarze i pozostawać w stałym kontakcie. Szybciej się przez to uwiniemy, i może jeszcze na obiad zdążymy.
- Jasne! - Odpowiedział głos Raijina w walkie-talkie. - To ja pójdę dalej tym korytarzem, okrążę hol główny, a ty spatroluj pomieszczenia za boiskami.
- Dobra...
Fuujin przeszła przez boiska na dziedzińcu i weszła do części budynku z salami wykładowymi.
- Jaffa, kreeee! - wydarł się w krótkofalówce Raijin, a Fuujin podskoczyła, z sercem w gardle. - He, he, nastraszyłem cię? - dodał.
- Raijin! Już jesteś martwy! - syknęła.
- Wyluzuj, Fuu... Wszędzie panuje spokój i cisza, mało mamy roboty, więc się nieco chciałem zaba... O rzesz kur...! - krzyknął nagle Raijin.
- Raijin?
- Spokoojnie... Dobry piesek, grzeczny piesek, aja, aja... - Usłyszała jego ściszony, zatrwożony głos, a potem dziwne warknięcie i przeraźliwy krzyk. - Aaa, Fuujin, ratuj!
- RAIJ!
W eterze nastała cisza...
- Słuchajcie, tłumaczyłem wam sto razy - warknął wkurzony Seifer na Biggsa, wskazując ręką na jeden z motocykli. - Włączacie silniki, bierzecie rozpęd i przeskakujecie z rampy na zbliżający się Ogród Balamb. Jasne?
- Taa... I spadamy w przepaść - odrzekł Biggs.
- A co to? Nie ufasz Wedge'owi, że dobrze wymierzy odległość i podleci Galbadią na tyle blisko celu?
- Po tym, jak ledwo widzi z powodu spuchniętego jak bania nosa, to nie... - mruknął Biggs.
- Mam tego dość. Robicie to, co wam kazałem, albo powiedzcie „sayonara” waszej wypłacie!
- To może, jak jesteś taki mądry, to pokaż nam, jak mamy skakać, co? - Biggs wskazał mu motocykl. - Proszę, jest twój...
- Jestem rycerzem, nie Terminatorem. Nie będę jeździł na jakichś głupich jednośladach.
- To ja też nie. I moi żołnierze również - obraził się Biggs. - Chrzanić twoje rozkazy!
Bach!
Ze łzami w oczach Biggs chwycił się za zalany krwią nos.
- Cóż - odpowiedział Seifer - to teraz też masz problem z widzeniem z powodu opuchlizny... Witaj w fanklubie Wedge'a.
To mówiąc, odszedł z placu manewrów i udał się z powrotem do swojego biura.
Seifer właśnie miał zamiar zassać z sieci jakiś nowy album w mp3, który byłby dobrym tłem muzycznym do gry, kiedy do jego pomieszczenia wpadli członkowie Posse.
Dziewczyna była blada jak ściana, jej cera w kolorze zeschniętego papieru, niemal tak jasnoszara, jak jej włosy. Chłopak miał postrzępioną kurtkę i trzymał się za krwawiące ramię.
Seifer spojrzał na nich w osłupieniu.
- Co jest! - krzyknął.
- SEIF... - wysapała Fuujin. - GF... TAM... - Wskazała palcem w podłogę.
- Mówcie jaśniej! - zażądał.
- Na wielką Hyne! - wymamrotał Raijin. - Na dole, w holu głównym stoi ogromny, trzygłowy stwór! Ledwo uszedłem z życiem. Warknął, cedząc spomiędzy trzech par szczęk coś o nas, śmiertelnikach, jakieś podłe epitety... To na pewno GF...
- Trzy głowy? - zapytał Seifer, jakby chcąc się upewnić w tym, co usłyszał. - Znam to stworzenie z legend. To chyba Cerberus!
- Cerberus, sknerus, cholerus, wszystko jedno! - skwitował Raijin. - Niemal mi głowy nie odgryzł!
- Słuchajcie, toż to epokowe znalezisko! - wykrzyknął uradowany Seifer. - Lećcie tam i go złapcie!
- ŻARTUJESZ?
- Przyda nam się każdy GF!
- Nie! - zaprotestował Raijin. - Żadne gotta catch'em all, ja tam nie wracam!
- Edea się wkurzy, jak się dowie, że odmówiliście...
- Chrzanić wiedźmę, jak chce, niech nasyła na niego swojego Alexandra! Ja tam NIE WRACAM. - Raijin położył szczególny nacisk na ostatnie dwa wyrazy. - A może, jak jesteś taki odważny, to ty się tam wybierzesz? - zapytał krytycznie.
- Jestem rycerzem, nie GFem. Wydaję wam rozkazy i tyle. Idziesz tam, Raijin, czy chcesz, czy nie...
- Dlaczegoo? - zawył Raijin. - Nie chcę! Jak mam niby go pokonać?
- Wyleć zza rogu z okrzykiem: „buuu!”. Na pewno padnie na zawał... - Seifer uśmiechnął się złośliwie.
- „Nie rób sobie jaj z pogrzebu”, jak by to powiedział mój ojczulek - odrzekł ponuro Raijin, siadając w kącie pod ścianą i wycierając chustką krew z barku. - Nie idę i rób sobie co chcesz.
- O jaaa nie mogę. - Seifer wywrócił oczami, zapisując na kompie stan gry i wychodząc z systemu. - Dobra, idę. Fuujin, szykuj się...
Klap, klap, klap....
- Kurczę, płytki są tu poluzowane, naprawcie to, żeby nikt się nie zabił! - rzekł Seifer po tym, jak po raz enty potknął się o wystającą nierówno płytę marmurową, w korytarzu prowadzącym do windy.
- Trzeba było nie wywalać z Ogrodu robotników - zauważyła Fuujin.
- Pewnie... „Trzeba było”... Też mi coś.. Skąd miałem wiedzieć, że ten Ogród to totalna ruina? Rozleci się na części pierwsze, nim dolecimy do Centry!
- Nieprawda. Budowla jest w dobrym stanie.
- To w takim razie po prostu mnie nie lubi. Tyle. Dobra, idziemy po tego cholernego Cerberusa.
Weszli do windy i nacisnęli przycisk oznaczający parter budynku.
Winda ruszyła, ale chwilę później coś zgrzytnęło, światła zamigotały złowieszczo.
- Co znowu?! - jęknął Seifer.
I winda się zatrzymała między piętrami.
- Nie, nie, nieeeee! - krzyczał Seifer, uderzając czołem o ścianę i wrzeszcząc do windy: - Ruszaj, ty popierniczona pokrako!
- Pokrako...? - mruknęła ze zdziwieniem Fuujin. - Seif, uspokój się, to tylko winda.
- Złośliwość przedmiotów martwych! - Seifer dalej tłukł głową o ścianę. - Ten Ogród mnie nienawidzi! Na Hyne, ja też go nienawidzę! Nie-na-wi-dzę!
- Trzeba było nie wywalać z Ogrodu i techników... - przypomniała Fuujin.
Seifer opadł zrezygnowany na podłogę i oparł się o ścianę windy.
Pół godziny później oboje siedzieli nadal na podłodze, oparci o ścianę, ramię przy ramieniu obok siebie...
- Nuuuudy - szepnęła Fuujin.
- Och? I co? Mam z tego powodu zatańczyć? Zaśpiewać? Opowiadać sprośne dowcipy? - odparł ironicznie Seifer.
- Śpiewać sobie możesz - odpowiedziała - bo przynajmniej nie fałszujesz, jak Raijin...
Seifer spojrzał w sufit i zaczął śpiewać cicho i melodyjnie:
Błądzisz wśród lęku i żalu
Drżysz... Gdy głos woła wśród mroku
Idziesz, odważnie przed siebie...
Fatum, jak cień, przy twym boku...
Ptaki już płaczą za tobą
Patrzą w złote twe oczy
Uśmiechasz się do nich nieśmiało
Lęk w twoje serce nie wkroczy...
W chwili ostatniej, niepewnej
Wspomnisz, jak w smutnym niebie
Drogę wskazało ci pióro
Przywodząc rycerza do ciebie.
Przyszedł, uśmiechnął się czule
Spojrzenia szmaragdem obdarzył
Wplótł krucze pióro w twe włosy
O śnie romantycznym zamarzył
I nie błądziłaś już dłużej,
Nie drżałaś, gdy fatum wołało
Rycerz poprzysiągł ci wierność
Marzenie legendą się stało....
- Wystarczy! - przerwała nagle Fuujin. - Myślałam, że zaśpiewasz coś wesołego, a ty mi tu wyjeżdżasz z takimi ponurymi lirykami, że tylko się pochlastać...
- Jak byś nie zauważyła, nie jest mi do śmiechu - odparł smutno.
- Skończ już z tymi rycerzami i czarownicami, to się robi nudne... - jęknęła Fuujin. - Może lepiej jakiś dowcip opowiedz...
- Hmmm... No dobra... - Pomyślał przez chwilę. - Okej, mam... Gdzie się znajduje punkt G u kobiety?
- No?
- Na końcu wyrazu shopping! - Seifer zaśmiał się głośno, Fuujin mu nie zawtórowała, zła jak osa, myśląc jedynie, że może jednak na końcu wyrazu killing.
- Czy mi się wydaje, czy idzie zmiana pogody? - zapytała po minucie Fuujin, chcąc desperacko zmienić temat. - Uszy mi się zatykają, chyba ciśnienie spada. Jak myślisz?
- Jestem rycerzem, nie barometrem. Nie wiem - odpowiedział.
Pi pi pip, biii biii, pi pi pip! - zaplumkała komórka.
- CO TO? - zapytała Fuujin.
- Co? - zapytał wytrącony z zamyślenia Seifer.
- TWOJA KOMÓRKA. SMS. - wskazała na telefon, tkwiący w kieszeni płaszcza Seifera...
- Ach tak... Raaany, czego znowu ode mnie chcą? - jęknął, wyjmując aparat i patrząc na ekranik.
- Pewnie jakieś durne reklamy, znowu.. Coś w stylu: „przejdź na nową taryfę, a dostaniesz super-hiper-extra-wyrąbisty aparat za 1 Gil i 100 minut rozmów gratis'”...
- Znam to z autopsji... - Fuujin westchnęła zrezygnowana, wspominając z sentymentem swój ostatni aparat telefoniczny, który skończył roztrzaskany o bruk na dziedzińcu Balamb Garden...
- Gorzej... - jęknął Seifer, patrząc, z jakiego numeru przyszedł do niego sms. Po czym przeczytał go na głos: - „Wracaj z powrotem na górę. Natychmiast. Potrzebuję cię. Edea.”
- O jaaaa! Nawet minuty bez ciebie przeżyć nie może! - skomentowała Fuujin.
Seifer poderwał się z miejsca i zaczął walić pięścią w klawisze windy.
- Co jest z tym głupim sprzętem! Na Hyne! - Wyrżnął z całej siły w klawiaturę.
- Cicho, złość nic tu nie pomoże... - odparła Fuujin.
- Fuuujin! RATUJ! Błagam! Jak ja zaraz się nie stawię na górze, to ona mnie zabije!
- Dobra... - Fuujin wkurzało już jęczenie Seifera. Wyjęła krótkofalówkę z kieszeni kurtki. Seifer patrzył ze zdziwieniem, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. - Raij, jesteś tam? - zawołała do mikrofonu.
- Tak!
- To przyleź na pierwsze piętro i wydobądź nas z głupiej windy...
Zapukał nieśmiało w dębowe drzwi.
- Proszę! - Rozległ się głos z wewnątrz.
Seifer otarł pot z czoła i wszedł do środka.
- Przepraszam! - wysapał pomiędzy łapczywymi oddechami. Biegł całą drogę. - Wzywałaś mnie? - zapytał, po czym urwał, patrząc na czarownicę, która, klęcząc na dywanie, spoglądała pod stojącą na środku pokoju sofę.
Słysząc jego głos, wstała, wyprostowała się, odgarnęła czarne kosmyki włosów z twarzy i syknęła:
- Co tak długo? - Była wściekła.
- Raany, przepraszam! - jęknął Seifer. - Ogród się na mnie zemścił.
- Zdążyłam zjeść obiad, przebrać się, przeczytać całą dzisiejszą prasę...- zaczęła wyliczać na palcach ręki - i zanudzić się na śmierć!
„To trza było sobie ułożyć pasjansa z kart Triple Triad...” - pomyślał Seifer, ale nie odważył się powiedzieć tego na głos.
- Wybacz... Więc o co chodzi? - zapytał.
- W moim pokoju jest wielki, czarny skorpion - odrzekła. - Prawdopodobnie zbiegł z któregoś terrarium z sal biologicznych. Chyba to jest Pandinus imperator. Proszę ciebie, pozbądź się go...
- Jestem rycerzem, nie pogromcą insektów... - skomentował Seifer.
- Skorpiony to pajęczaki, nie insekty...
- Zoologiem również nie jestem - odpowiedział.
Spiorunowała go jastrzębim wzrokiem.
- Złap go - zażądała Edea stanowczo. - Ja próbowałam, ale drań wymknął się pod sofę.
- I łapiesz go gołymi rękami? - Seifer wybałuszył oczy. - Jeszcze cię użądli, albo co, i będzie jatka... Nie wiem, co się wtedy robi, jestem rycerzem, nie lekarzem...
- To Imperator - powiedziała z naciskiem. - Ich jad groźny nie jest. W każdym razie zrób coś z nim. Salus Edea suprema lex esto. Pacta sunt servada et nequam est qui neglegent.
- Nie mów do mnie językiem starożytnej Centry, jestem rycerzem, nie lingwistą... Dobra, odsuń się od tego katafalku, a posiekam stwora na kawałki!
To rzekłszy, Seifer zamachnął się Hyperionem. Lśniące ostrze, niespodziewanie, zahaczyło o drzwi za plecami Seifera, wbijając się w twarde dębowe drewno. Chwycił mocniej za rękojeść, chcąc wyrwać ostrze gunblade'a z drewna. Drzwi nie ustąpiły.
- Chwila, zaraz, Matron... - pociągnął mocniej za rękojeść. - Jeszcze chwila... Takie rzeczy się zdarzają... - zapewnił, siląc się z bezczelnym ostrzem.
Edea wywróciła oczami.
- Wszystko pod kontrolą, Matron.. Już, moment - rzekł, zaciskając zęby. Zaparł się nogą o drzwi, ciągnąc jednocześnie Hyperiona w swoją stronę. Dębowe drzwi w końcu ustąpiły i ostrze wypadło z drewna, z taką siłą, że Seifer zatoczył się do tyłu, upadł i wyrżnął tyłem głowy o marmurową posadzkę.
- Ała! - Tyle zdążył powiedzieć, a później stracił przytomność.
Czarownica wzruszyła ramionami.
- Zawsze wiedziałam, że dzieci Edei to kretyni...- mruknęła sama do siebie.
Chlust!
Zimna herbata wylądowała na twarzy Seifera.
Podniósł się natychmiast, charcząc, plując i klnąc, zupełnie nie wiedząc, co się dzieje.
- Cooo jest? - zapytał, patrząc na Posse i wycierając dłonią twarz. - Bleee, co to za ulepek?!
- Nic. Byłeś nieprzytomny - odparł Raijin. - Tylko szklankę z herbatą miałem pod ręką... - przyznał, po czym dodał: - Szukaliśmy cię...
- Po co? - mruknął.
- Na dworze szaleje burza - odpowiedział Raijin. - Pioruny trzaskają w ściany Ogrodu jak oszalałe. Nawaliło zasilanie części Ogrodu.
- I co, w związku z tym? - zapytał Seifer, wciąż nieco skołowany.
- Trzeba uruchomić zasilanie awaryjne, z dolnego poziomu - odrzekł Raijin. - Bo już jesteśmy nad Centrą, czas nagli. Nie wiem, kiedy ta burza przeminie... A ja tam nie pójdę! - dodał.
- Jestem rycerzem, nie meteorologiem - odparł Seifer. - Też nie wiem, kiedy burza przeminie. Dobra, Fuujin, idziemy uruchomić to zasilanie...
Około dziesięć minut później Seif i Fuu stanęli przed pomieszczeniem, za którego drzwiami krył się główny system zarządzający energią Ogrodu.
- Dobra nasza, otwieramy drzwi i jazzzzda! - zawołał Seifer, wyciągając magnetyczną kartę dostępu i przesuwając ją po czytniku.
Drzwi odmówiły posłuszeństwa.
- Noszzzz kurr... Co jest? - ryknął Seifer, przeciągając jeszcze raz kartę po czytniku.
Drzwi się nie otwarły.
- Głupia, głupia Galbadio! - wrzasnął. - Rób, co do ciebie należy! Ten Ogród mnie nienawidzi! - zauważył, z goryczą w głosie.
- Spokojnie... Jakoś to rozwiążemy - powiedziała opanowana Fuujin. - Jak nie po dobroci, to... - Wyrżnęła pięścią w czytnik kart, rozsypując go w drobny mak. Następnie z całą siłą, na jaką ją było stać, kopnęła drzwi - i zamek puścił, a skrzydło drzwi ustąpiło z jękiem.
- Fuujin, jesteś genialna! - zaśmiał się Seifer, obcałowując jej policzki.
- Trzeba mieć tu! - powiedziała po chwili, wskazując na swoje stalowe bicepsy. - A nie tu! - Wskazała palcem na głowę Seifera.
Jakieś kilka godzin później wszystko stało się jasne.
Żołnierze jakoś przeskoczyli na motorach, napadając na Balamb, stwory i bestie zalały swoją obecnością parter budynku, z niedobitków - studentów Galbadii zostało tylko kilkoro, a Seifer klął jak szewc, widząc na monitorach, że Squall i jego drużyna wtargnęli do budynku.
- Jak ja nie cierpię, nie cierpię, jak tak robicie! - odezwał się Seifer do Squalla, po kolejnym jego ataku GFem. Stali naprzeciw siebie, mierząc się w ostatecznej walce. - Macie w zamian, na zachętę, to!
To krzycząc, Seifer załadował na wyciągniętej dłoni Firagę, celując nią w Squalla. Squall głupkowato się zaśmiał i mruknął coś do kumpli, co brzmiało jak: „się nigdy nie nauczy...”
Seifer próbował posłać Firagę, ale Reflect drużyny przeciwnej zadziałał dobrze, zbyt dobrze! - i sam, wyjąc z bólu, walczył z płonącym rękawem swojego płaszcza.
- Aj, aj, aj! - krzyczał, rzucając odzienie na podłogę, depcząc i tłumiąc buchające płomienie. Wyszeptał sobie kilka Curag, lecząc oparzenia trzeciego stopnia, po czym, wyczerpany, padł jak kawka na ziemię, zgięty w pół...
- Koniec przedstawienia - skomentował Irvine, z lekkim współczuciem w głosie. - I koniec odgrywania przez ciebie roli ważniaka... Teatrzyk dobiegł końca...
- Ja jestem.. rycerzem... Nie aktorem! - odparł ledwie zipiący Seifer.
- No to roli dalszej dla ciebie i tak scenariusz nie przewidział... - mruknął Irivine.
- P.... dolę to.... - jęknął Seifer. - Mam dość... - mruknął dodatkowo, w ogarniających go mdłościach, patrząc ostatkiem sił na czarownicę...
- Jesteś idiotą - powiedziała do niego Edea/Ultimecja/Whatever i znikła.
Tylko kątem oka widział, jak Squall i reszta opuszczali pomieszczenie. Chwilę później z trudem dźwignął się z podłogi i pokuśtykał w ich ślady.
Potknął się chyba ze dwa razy o poluzowane płytki, klnąc na brak ekip naprawczych w Ogrodzie.
W końcu dopadł głównego audytorium, gdzie dobiegała końca ostateczna walka.
- Och, co za pech... - powiedział Squall z ironią, na widok Seifera. - My już skończyliśmy...
- Wypchaj się trocinami - syknął Seifer. - I zostaw Matron w spokoju....
- Tooooo laaaate! - zaśmiała się Selphie, skacząc radośnie, jak opętana. - Tralala, Cerberusie, czyń swoją powinność! - Na jej rozkaz, na środku sali zmaterializował się GF i, szczerząc kły w rozbrajającym uśmiechu, posłał na swoich nowych Przyjaciół czar Triple.
„F**ck, jak ja ich nie lubię” - pomyślał Seifer.
- No to teraz... - rzekł spokonie Squall - kolej na ciebie... Żebyś się już nie rzucał, bo złość piękności szkodzi... - I wypuścił z dłoni zaklęcia Sleep i Confuse, które, wzmocnione zaklęciem Cerberusa, dopadły Seifera trzykrotnie.
- Pooogięęęło was? - zapytał Seifer, upadając.
- Seifer! Wstawaj, wstawaj! - Rozległ się głos w jego głowie.
- Czeeeegooo? - zapytał sennie. - Ja nie chcę iść do szkoły...
- Wstawaj, bo jak cię kopnę w d...! - odparł głos. Seifer ujrzał nad sobą twarz Rinoi - - - To ja, Ultimecja! - powiedziała Rinoa, nie ruszając wargami.
- Ooo, ciekawe... - zadumał się, patrząc na dziewczynę.
- No bo zaraz się wkurzę! - rzekła Ultimecja. - Rusz tym swoim tyłkiem i jedź szukać Lunatic Pandory!
- A co to? - zapytał Seifer sennie, w myślach.
- Taki kryształ z księżyca, co spadł na łeb mieszkańcom Centry niemal 100 lat temu. Czy ja muszę wszystko tłumaczy? Znajdź to i tyle!
- Jak sobie życzysz... - odparł, wstając z podłogi. Powolnym, leniwym krokiem, udał się ku wyjściu z budowli.
I wiedział już jedno...
To był cholernie pechowy dzień!
---END---
Notki końcowe:
- pokłony dla Aliens, za inspirację dla tych słojów w magazynie Galbadii.
- pokłony dla Douglasa Adamsa za odpowiedź na „Życie, wszechświat i całą resztę” i liczbę 42...
- skorpion Pandimus imperator to moje odwieczne marzenie... Kocham te stwory i chciałabym kiedyś takiego mieć! Na razie to niemożliwe, bo mój syn by takie stworzonka wykończył w mgnieniu oka... Koty również by tego prześlicznego pajęczaka wykończyły...
- liryka copyright by Pleiades 2008
- „jestem rycerzem, a nie...” to ukłon z mojej strony dla „Star Treka”, a zwłaszcza McCoya i doktorka z Voyagera :) Kto wie, ten wie...
- „Jaffa, kree!” - taki mały niuans z pokłonami dla kolejnego fajnego serialu SF.
-„'Half Life 2” to moja obecna mania, więc wybaczcie, że akurat w to grał Seif...
- i jakieś błędy na pewno jeszcze są, bo zawsze trzeba tekst dopieścić kilkanaście razy... Aha, no i ogólnie, to z łaciny zbyt dobra nie jestem, bo nigdy sobie nie przyswoiłam do końca gramatyki, więc proszę mi wybaczyć ewentualne błędy. Jestem czarownicą, a nie znawcą języków starożytnych...
super
Final Fantasy VIII to moja ulubiona część serii FF. A to opowiadanie jest świetne!
Proszę o sugestie odnośnie treści, a nie techniki :) Uchybień większych i tak nie będę komentować :)
Co za długość
Odnośnie treści nie będę się wypowiadać, bo nie znam Final Fantasy i z tekstu niewiele rozumiałam. :P Natomiast chciałabym poruszyć kilka kwestii technicznych. Po pierwsze: przed wykrzyknikami i pytajnikami nie stosuje się spacji. Po drugie wielokropek składa się z trzech umieszczonych obok siebie kropek, nie z pięciu, nie z sześciu, ale też i nie z dwóch. Pod trzecie zdania zwykle kończą się kropką, nawet jeśli są to krótkie zdania w dialogach.