Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Czarny motyl

Autor:Slova
Korekta:Dida
Serie:Clannad
Gatunki:Obyczajowy, Romans
Uwagi:Utwór niedokończony
Dodany:2009-01-24 10:42:21
Aktualizowany:2010-11-08 21:15:21


Czytać, nie kopiować, nie rozpowszechniać, NIE BLOGOWAĆ. A jeżeli nie możesz się przed tym powstrzymać, to mój email jest otwarty.


Notka odautorska: Czasem człowieka nachodzi takie głupie wrażenie, że musi coś naiwnego i mało rozmyślnego zrobić. Jedni skaczą na bungee, inni szaleją na motocyklach, a ja niesiony falą tsunami uczuciowości, wywołanej po obejrzeniu pod rząd „Clannada” i „Kanona” (SIC! Maraton iście niebezpieczny dla umysłu.), postanowiłem naskrobać opowiadanko. Od kilku miesięcy ślęczałem wieczorami do późna i stworzyłem. Nudne, naiwne i o niczym poważnym, jak sam „Clannad” zresztą. Na razie daję tylko pierwszą część (w pierwotnym założeniu żadnych części miało nie być, ale to raczej ukłon w stronę czytelnika), następna kiedyś powstanie, ale obecnie zajęty jestem innymi sprawami. Besztajcie mnie za to, pożal się Boże, dzieło ile dusza zapragnie. Miłego czytania.


Wiatr ustał. Słońce wstawało, ogrzewając rześki poranek ciepłem swoich promieni. Mogło się wydawać, że były one wszędzie: odbijały się od szyb, załamywały w kropelkach rosy i strugami dziurawiły korony drzew. Tomoya Okazaki często wracał nad ranem do domu, ale rzadko kiedy w taką pogodę. Człowiekowi od razu chciało się żyć.

Tomoya wchodził po schodach na taras i był już niemalże przy drzwiach, kiedy te raptownie i z hukiem otwarły się, a z jego mieszkania wyskoczyła dziewczyna. Zdziwiony, zaskoczony i zafascynowany zarazem Tomoya chciał ją złapać i zatrzymać choćby na chwilę, ale młode dziewczę zgrabnie wymknęło się spomiędzy rozstawionych szeroko ramion i jednym susem pokonało schody. W biegu zdążyła się jeszcze odwrócić i przywitać.

- Śniadanie jest już na stole! Zrobiłam jajecznicę i naleśniki z serem, a koło kuchenki czekają ciepłe bułeczki, prosto z piekarni. Wrócę dzisiaj późno, bo musimy wybrać kostiumy do przedstawienia. Trzymaj się. Pa!

Tomoya stał jeszcze przez chwilę zdezorientowany. Po nocnej zmianie miał kłopoty z kojarzeniem.

- Jak to tak, nawet nie uściskasz starego ojca?

Ushio ostatni raz tego ranka spojrzała na niego.

- Naprawdę się śpieszę, porozmawiamy później. Aha, dziadek prosił, żebyś do nich przyszedł, jak będziesz miał czas. No to trzymaj się!

I pobiegła. Tomoya stracił ją z oczu za pierwszym zakrętem. „Po kim ona to ma, bo chyba nie po mnie...” - pomyślał. - „Co, Nagisa?”

Po południu niebo się zachmurzyło i zaczęło lać jak z cebra. Deszcz co kilka minut zmieniał natężenie, ale mimo to bez przerwy dudnił w dachy niezliczoną ilością ciężkich kropel. Pomimo całonocnej zmiany Tomoya nie spał. Miał problemy z zaśnięciem, gdy był sam w domu. Wyglądając co chwilę za okno, pełen nadziei na dostrzeżenie córki, wyliczał rachunki, szukając nawet najmniejszych oszczędności. Ponownie zerknął w wieczorną ciemność. Od pół godziny lało tak mocno, że nie było nic widać na dystans większy niż dwadzieścia metrów. „A Ushio nie wzięła parasolki” - pomyślał.

Okazaki miał wrażenie, że martwi się na zapas. W końcu jego córka jest już dużą dziewczynką, niemalże kobietą i z pewnością potrafi o siebie zadbać. Tomoya w jej wieku też potrafił wałęsać się po mieście do późna. Ale z drugiej strony...

Przepędził zbędne myśli, potrząsając głową. Musiał teraz szukać oszczędności w rachunkach.

Po godzinie w końcu się doczekał. Ale Ushio nie była sama, ktoś niósł nad nią parasol. Szli w pełgającym w czarnych kałużach świetle ulicznych lamp. Razem z nimi do domu wślizgnęło się nieproszone, chłodne powietrze. Obydwoje byli mokrzy od stóp do głów, ale weseli.

Mokre włosy układały się płasko na głowie dziewczyny, spływając zbitymi kosmykami na jasnobrązowe oczy, przykrywając uszy i opadając na ramiona. Z mokrego mundurka wręcz spływała woda.

- Przepraszam, że musiałeś czekać tak długo na kolację, ale naprawdę nie mogłam szybciej - rzekła na przywitanie zakłopotana Ushio, a po chwili dodała: - Aha, przedstawiam ci Urashimę, był tak miły i odprowadził mnie do domu. Może dzisiaj z nami zjeść kolację?

Tomoya przez chwilę przypatrywał się w milczeniu gościowi. Mokre włosy zdawały się być jednolicie czarne, ale pod światło wyraźnie wpadały w ciemny brąz. Ciemne brwi rysowały się nad brązowymi oczami, miedzy którymi był jakby idealnie symetrycznie osadzony nos. Chłopak był wysoki jak na swój wiek, szczupły, ale zarazem dobrze zbudowany, co było widać po rozbudowanych barkach i klatce piersiowej. Sprawiał wrażenie osoby inteligentnej i uczynnej.

Tomoya chciał przerwać zalegającą w kuchni ciszę, ale wyręczyła go w tym Ushio, wpadając doń przebrana w domowe ciuszki i z ręcznikiem na głowie, intensywnie wycierając włosy. Stanęła obok stołu i ciężko, teatralnie westchnęła, załamując ręce.

- Ech... Kompletnie nie wiem, co z tobą począć, Urashima. Też jesteś cały mokry - rzekła, a potem dodała tonem, jakby wpadła na świetny pomysł: - Tato, nie mógłbyś pożyczyć dla Urashimy jakiś swoich starych ubrań? Masz przecież sporo rzeczy, w których wcale nie chodzisz.

Tomoya najpierw zmierzył wzrokiem swoją rozweseloną córkę, potem speszonego chłopaka. „Jakież to głupie - pomyślał - może jeszcze mam go przenocować”. Gość jakby chciał już odmówić, ale gospodarz domu był szybszy.

- Zgoda, w szafce na dole leżą moje stare T-shirty i jakieś dżinsy, powinny pasować.

- Już się robi! - zakrzyknęła radośnie Ushio, szybko przewracając garderobę ojca do góry nogami.

- Ależ nie musisz mi dziękować, usiądź póki czegoś nie znajdzie. - Tomoya wskazał na krzesło przy stole, znowu wyprzedzając nieco zdziwionego chłopaka. - Mnie też ludzie pomagali, kiedy byłem w potrzebie. Gdyby nie to, pewnie nie mógłbyś dzisiaj odprowadzać mojej córki do domu.

- Słucham? - odparł zdziwiony chłopak. Miał nieco za niski jak na swój wiek głos, ale patrząc po posturze nie było to wyjątkowo dziwne.

- Nic, nic. - Tomoya zgrabnie zwodził rozmówcę - To nie jest za dobry temat do rozmowy, kiedy ona jest blisko.

- A ona to kto? - zapytała Ushio, jakby nie wiedząc o kim mowa. Stała za plecami ojca, dźwigając sterty ubrań. Tomoya był tym widokiem nieco zniesmaczony.

- Urashima, zechcesz zmierzyć i wybrać to, co ci pasuje? - spytała beztrosko.

Tomoya nie mógł tego znieść, więc zabrał się za szybką segregację ubrań, mrucząc coś pod nosem. W końcu ze sterty pozostała jedna koszulka i para spodni.

Podczas kolacji Tomoya bez przerwy zawieszał na chłopaku swoje ciężkie spojrzenie, rzucając co chwila wszelkiej maści sformułowaniami, a to o doskonałym talencie kulinarnym córki, jak kocha jej kuchnię, co by bez niej zrobił, że za jego czasów to było życie... Gość nie mógł zrobić nic innego, jak tylko przytakiwać i pochłaniać kolejne porcje posiłku. Kiedy skończył, grzecznie wstał od stołu i rzekł:

- Było bardzo smaczne, ale niestety, chyba będę musiał już iść. Pewnie zaraz wróci twoja mama i będę tylko zajmował przestrzeń.

Zapadła cisza. Tomoya wlepił zimne spojrzenie w plecy Ushio, ta natomiast odwróciła się powoli w stronę ojca.

- Nie powiedziałaś mu?

Urashima był wyraźnie zakłopotany. Spoglądał co chwila to na gospodarza, to na dziewczynę, bojąc się, iż powiedział coś niemiłego.

- Eee... noo... - zająknęła się. - Zapomniałam. Po prostu nie myślę o tym co dzień, staram się żyć normalnie...

- Ale czego zapomniałaś, o czym nie chcesz myśleć? - przerwał zagubiony w zaistniałej sytuacji chłopak.

Ushio umilkła i spuściła głowę, siadając na taborecie. Tomoya posmutniał i splótł ręce pod brodą.

- Mama Ushio zmarła krótko po porodzie...

Te słowa zawisły w powietrzu niczym złowroga groźba. Atmosfera stała się ciężka i przytłaczająca.

- Przepraszam - wykrztusił w końcu z siebie gość - gdybym wiedział...

- Nic się nie stało. Umiemy z tym żyć, rany goją się z czasem.

Znowu nastała cisza i tylko kapiąca z kranu woda dawała znać, że świat się jeszcze nie zatrzymał.

Ushio wyjrzała przez okno, rozsuwając lekko żaluzje.

- Wciąż leje i to bardziej niż gdy wracaliśmy. Przechadzka przez pół miasta w taką pogodę chyba nie byłaby dobrym pomysłem...

- Ushio! - przerwał jej stanowczym głosem Tomoya, ale potem zamilkł starannie dobierając słowa w myślach. - Na Urashimę na pewno czekają rodzice i muszą się o niego martwić. Powinieneś już iść, chłopcze.

Gość podrapał się w tył głowy, patrząc nisko.

- Chyba ma pan rację, gdzie moje ubranie, pewnie zdążyło już podeschnąć...

- Tato - jęknęła Ushio, zerkając na ojca lśniącymi oczami.

Tomoya bił się z myślami. Doskonale pamiętał, jak to się zaczęło w jego przypadku. On też został w domu Nagisy, najpierw na jedną noc, potem niemalże na stałe, wyprowadzając się od ojca - alkoholika.

- Dobrze, możesz zostać.

Ushio uśmiechnęła się do zbitego z tropu chłopaka.

- Tam masz telefon - kontynuował Tomoya, wskazując ręką na przeciwległą ścianę. - Zadzwoń do rodziców, na pewno się niepokoją o ciebie.

Głupota. A jednak po chwili namysłu Urashima podniósł słuchawkę.

Piekarnia Furukawa leżała na uboczu, oddalona od zgiełku centrum miasta. Mimo to codziennie przez wypełnione pieczywem pułki przewijało się wielu klientów, zostawiając w kasie trochę grosza. Niektórzy z nich potrafili przybyć po zakupy z oddalonych dzielnic, inni przychodzili, poszukując ciszy i ukojenia na peryferiach.

Ushio także była częstym gościem piekarni, jednak zawsze starała się iść do niej inną drogą, a gdy w końcu skończyły się możliwości co do wyboru trasy, to urozmaicała przechadzkę jak tylko mogła, chociażby odwiedzając osiedlowe sklepy, czy podziwiając malownicze i spokojne przedmieścia, przy czym dziewczyna starała się omijać wybudowane stosunkowo niedawno duże centrum handlowe. Dziadek zawsze powtarzał, że wolał śmierdzące kompostem kilka razy w roku pole kapusty, niż ciągłą konkurencję i brak spokoju ze strony marketu. Biadolił i wołał o pomstę do nieba, ale dalej prowadził dobrze prosperującą piekarnię. No i miał bliżej po zakupy i zamiast kupować prowiant na kilka dni mógł to teraz robić codziennie. Sama Ushio jednak pola kapusty nie pamiętała. Wprawdzie z tego co wiedziała, market wybudowano, gdy miała kilka latek, jednak to za mało, by cokolwiek uchowało się w pamięci. W każdym bądź razie z relacji dziadka mogła wywnioskować, że nawet przedmieścia zmieniły się w ciągu ostatnich kilkunastu lat.

Nie trzeba było widzieć szyldu, by stwierdzić, że przechodziło się obok piekarni, tak silny był ulatniający się przez uchylone drzwi aromat codziennie świeżego pieczywa. Kusił i nęcił, mało kto był w stanie mu się oprzeć.

Czar pryskał jednak po wejściu do środka i bynajmniej nie chodziło o świeżość asortymentu czy wygląd sklepu. Nic z tych rzeczy! Za to wiecznie ponura twarz kasjera skutecznie sprowadzała klientów na ziemię. Szybkie zakupy, szybka ucieczka, byle jak najdalej od ponurego dziadygi.

I chociaż rozczochrane włosy, poważna mina i patrzące z obojętnością oczy nie sprawiały miłego wrażenia, to właśnie do właściciela piekarni przyszła Ushio.

- Witaj dziadku! - rzekła na powitanie. Mężczyzna podniósł głowę i spojrzał na dziewczynę, otwierając jedno oko.

- W czym mogę pomóc? - odpowiedział pytająco, pozbawionym emocji głosem.

Ushio zbliżyła się skocznym krokiem do lady i pocałowała dziadka w policzek, krzywiąc się nieco.

- Dziadku! Mówiłam ci tyle razy, żebyś się częściej golił!

Akio zerwał się z krzesła i ścisnął wnuczkę za ramiona.

- Dla mojej ukochanej wnuczki: wszystko! Tylko zdradź mi, co cię do mnie sprowadza, jeżeli nie są to zakupy?

Dziewczyna delikatnie wyswobodziła się.

- Przyszłam do ciebie, a właściwie to do ciebie i babci.

Ushio rozejrzała się nieco po sklepie i zerknęła za drzwi prowadzące do mieszkania, po czym zapytała:

- A tak właściwie, to gdzie ona jest? W domu jej nie widać.

- Poszła na zakupy do tego cholernego centrum handlowego. Cholera, tyle razy mówiłem jej, by nie wspomagała konkurencji!

Akio podpalił papierosa.

- Dziadku! - krzyknęła z oburzeniem dziewczyna.

- Słucham?

- Tyle razy dziadka prosiłam, żeby dziadek nie palił, a dziadek dalej swoje!

- To przez te nerwy - odparł staruszek, zerkając na ulicę, po czym zgniótł niedopałek na obcasie i wyrzucił do kosza. Ushio uśmiechnęła się triumfalnie.

- Skoro nie ma Sanae, a ty na nią czekasz, to może pomogłabyś mi w interesie?

- Chętnie! - odpowiedziała dziewczyna, zawiązując fartuch. Akio uśmiechnął się i poszedł na zaplecze dopalić papierosa, którego na pozór wyrzucił.

Wnuczka królowała teraz w sklepie.

Kobieta była piękna i wysoka. Jej włosy opadały na ramiona złocistymi kaskadami, rozwianymi w ruchu na boki. Ciągnęły się jeszcze dalej, dotykając leżącego ciężko na dekolcie naszyjnika, w kształcie grubego łańcucha o pozłacanych, płaskich ogniwach. Białą suknią, w którą piękność była odziana, wiatr targał we wszystkie strony, jakby chciał obnażyć doskonałe ciało.

Ushio jeszcze raz dokładnie obejrzała zdjęcie, ale dalej nie mogła wyjść z podziwu. Kobieta na nim przedstawiona promieniowała zachwycającym, ale i niepokojącym pięknem, w którym kryło się coś nieziemskiego, niepojętego i pociągającego zarazem. Było ono obce, a jednak czysto ludzkie. Kobiece.

- Babciu, to naprawdę ty!? - wykrzyknęła ze zdumienia Ushio, sięgając do pudełka po butach po kolejne zdjęcie. Sanae powoli wzięła od wnuczki fotografię i chwyciła się za policzek, także wzdychając z podziwu.

- Nawet nie pamiętam ile lat temu to było...

Dziewczyna oparła głowę na ramieniu babci, jeszcze raz podziwiając zdjęcie.

- Czy mi się zdaje, czy za młodu byłaś dużo wyższa?

- To koturny - odparł Akio, przeglądając na krześle obok zdjęcia swojej drużyny baseballowej.

- Sanae wywróciła się chyba milion razy, zanim nauczyła się w nich tańczyć tak, by nie przydeptać sukni.

- Jesteś okrutny, Akio! - odparła z lekka oburzona Sanae.

- Spójrzcie lepiej na to! - Dziadek tryumfalnym gestem wyciągnął z pudełka fotografię, przedstawiającą jego obsypaną laurami drużynę.

Jednak dziewczyny nie okazały temu fenomenowi wiele zainteresowania. Ushio otworzyła kolejne pudełko. Od pewnego czasu odwiedzała dziadków, by przeglądać stare zdjęcia i słuchać różnych historii o życiu swojej rodziny. Po powrocie do domu wszystko, co usłyszała spisywała w pamiętniku. W przyszłości chciała stworzyć kronikę swojej familii.

Tymczasem zaaferowało ją inne zdjęcie, które zaplątało się w pudełku opatrzonym napisem „Szkoła”. Dziewczyna przyjrzała się fotografii. Nie było w niej nic wyjątkowego, a dla postronnej osoby mogło wyglądać na zwykłe grupowe zdjęcie. Ale Ushio widziała coś więcej. Widniało na nim dwóch chłopców i trzy dziewczyny, wszyscy ubrani w jednolicie czarne T-shirty i długie spodnie, a pomiędzy nimi, za okrągłym stołem, siedziała na krześle dziewczynka odziana w biało-zielony szkolny fartuszek i marynarską czapeczkę, spod której wystawały krótkie włosy.

Ushio natychmiast rozpoznała w dziewczynce swoją matkę, a w stojącym najbliżej niej chłopaku - ojca.

- Nie wiedziałam, że mama tak jak wy, była aktorką - oznajmiła dziewczyna, wpatrując się w fotografię.

- Bo nie była - odparł Akio, skupiając na sobie wzrok wnuczki. - To przedstawienie szkolne, jedyne, w jakim brała udział.

- Rozumiem... - odrzekła i odłożyła fotografię z powrotem do pudełka „Szkoła”, spoglądając na umieszczoną na niej, rozpromienioną twarz matki.

Zamknęła wieko.

Było już ciemno, gdy zadzwonił telefon. Kamień spadł Tomoyi z serca, kiedy usłyszał, że Ushio zostaje na noc u dziadków i nie będzie musiała wracać sama po nocy. Teraz mógł w spokoju i bez zmartwień poczytać gazetę. Nie był głodny, więc postanowił nie robić sobie jednemu kolacji. Poczyta co tam w wielkim świecie słychać i położy się spać - idealny plan na spędzenie wieczoru w samotności. Dodatkowo włączył jeszcze radio, bo jego zdaniem wieczorami puszczali lepszą muzykę, mniej komercyjną niż za dnia, a i często można było usłyszeć przeboje z czasów młodości.

Jednak w głębi duszy Tomoya był świadomy faktu, iż całkowicie zaniedbał życie towarzyskie. Od wielu lat z ludźmi miał okazję porozmawiać jedynie w pracy albo w sklepie, odbywając schematyczne rozmowy ze starymi znajomymi, których ledwo pamiętał.

Ale Okazaki już dawno temu pogodził się ze swoim życiem. W końcu samotne wychowanie córki, mając do pomocy jedynie teściów, nie było łatwym wyzwaniem i by sprostać zadaniu, musiał dokonać wielu wyrzeczeń. Jednak w głębi serca czuł, że ofiarność się opłaci, czego efekty było widać już dzisiaj. Ushio była bystra i pałała chęcią do nauki. Nie żyła w dostatku, ale nie przeszkadzało jej to w życiu i sama brnęła do przodu, pokonując przeszkody. Tomoya cieszył się z córki, ale czy ona cieszyła się z niego. Bał się o to zapytać?

Siedząc tak i dumając nie zwrócił uwagi na to, że po zasłonce przesuwają się światła. Z zamyślenia wyrwał go jednak warkot silnika. Podszedł do okna. Czerwone lampy pozycyjne taksówki zniknęły za rogiem. Pomyślał, iż ktoś po prostu zawracał samochód. Tomoya z powrotem zasłonił okno i chciał iść się umyć, kiedy dał o sobie znać dzwonek do drzwi. Mężczyzna jeszcze raz wyjrzał na taras. Z ciemności zdołał wyłonić czyjąś postać. Zerknął przez judasza, ale niewiele mu to dało. Przekręcił klucz.

Jego oczom ukazała się średniego wzrostu kobieta o zgrabnej i kształtnej sylwetce, uwydatnionej dodatkowo przez czarną sukienkę, przykrytą rozpiętym futrem.

Piękność stała w progu, uśmiechając się nieśmiało. Tomoya natychmiast skojarzył te nieobecne, mętne spojrzenie, wydobywające się z ciemnoniebieskich, niemalże granatowych oczu, chowających się za szerokim rondem kapelusza. Wszelkie wątpliwości Okazakiego, co do tożsamości gościa rozwiały się, kiedy dostrzegł dwa spadające na ramiona końskie ogony, związane po bokach głowy.

- Przedwczoraj ujrzałam królika. Wczoraj zobaczyłam jelenia. Dzisiaj - ciebie - wyrecytowała kobieta opanowanym, lecz pełnym uczuć głosem , przerywając tym samym trwającą już od dłuższej chwili ciszę.

Tomoya stał jak zaczarowany nie mogąc pozbierać do kupy myśli, które motały się w jego umyśle niczym z nagła poderwane do lotu stado kawek. Podświadomie wiedział, że musi coś odpowiedzieć, ale czuł się tak, jakby ktoś odebrał mu mowę. On, ustatkowany i opanowany mężczyzna, zawsze dążący do kontroli nad sytuacją, zagubił się spotykając koleżankę z dzieciństwa.

- Ko... Kotomi...- wykrztusił w końcu z siebie tonem, jakby nie był pewny imienia gościa. Jednak kobieta milczała, świdrując Okazakiego czujnym i ciepłym spojrzeniem , jakby czegoś wyczekiwała. Tomoya zauważył, że chciała się uśmiechnąć, ale jakby coś ją powstrzymywało.

- Kotomi-chan - rzekł jeszcze raz, zdumiony radością przepełniającą jego słowa. Kobieta natomiast rozpromieniała się radością tak wielką i szczerą, jak tylko było w mocy flegmatyka.

- Tomoya-kun! - wykrzyknęła piękność, po czym znowu zapadła cisza.

Okazaki ledwo co uporał się z chaosem w umyśle, a już znowu jego myśli się rozproszyły, aż w końcu przestały go nękać, jakby kompletnie wyleciały z głowy. Pozostały już tylko intuicja i wyuczone zachowania. Usunął się nieco na bok, nie puszczając klamki.

- Wejdź do środka - rzekł uprzejmie, wskazując ręką na wnętrze domu. Kobieta bez słowa, z gracją przestąpiła próg i delikatnie ściągnęła ze stóp pantofelki na wysokim obcasie, zostawiając je w przedsionku. Tomoya grzecznie wziął od niej futro i zaproponował, że przyniesie kapcie, lecz Kotomi odmówiła stwierdzając, iż woli chodzić boso.

Okazaki sam nie wiedział, czemu okazuje tyle uprzejmości. W końcu znali się od dziecka, nie musiał się aż tak sztywno zachowywać. A jednak coś w środku nakazywało mu stać ię choć na chwilę gentlemanem. Zdumiony własnym zachowaniem zaprowadził Kotomi do kuchnio-jadalni i uświadomił sobie, że panuje tam nieporządek: na stole stała zimna, niedopita kawa, w zlewie czekało na umycie kilka misek i talerzy, a koło chlebaka walały się okruszki. Co gorsza, garnki były całkowicie puste. Tomoya nagle zdał sobie sprawę, w jak trudnym położeniu się znalazł. Po powrocie z pracy nie miał zbytnio głowy do sprzątania, a większość prac domowych wykonywała zazwyczaj Ushio. Teraz jej nie było, a Okazaki musiał sam ogarnąć cały ten ambaras. Nie wiedzieć czemu, zaczął się nerwowo tłumaczyć przed Kotomi, mówiąc, że był zmęczony i nie miał czasu, ale zaraz wszystko posprząta i zrobi coś do jedzenia. O ile gospodarz domu z pierwszą częścią obietnicy nie miał problemu, o tyle jego zdolności kulinarne ograniczały się jedynie do mistrzowsko opanowanej sztuki sporządzania posiłków studenckich. Jeżeli natomiast chodziło o jakieś bardziej skomplikowane dania, to Tomoya zaczynał motać się od lodówki do szafki, zastanawiając się nad menu. Znowu miał w głowię pustkę nie do wypełnienia. Kotomi zaś w milczeniu i z zaciekawieniem przyglądała się całemu przedstawieniu, a po chwili wstała i zaczęła parzyć herbatę. Gospodarz spojrzał na nią. Była całkowicie skupiona na tym, co robi, a na jej ślicznej twarzy nie było oznak zdenerwowania czy irytacji zaistniałą sytuacją. Okazaki zdecydował się więc oddać wszystko w jej ręce, a samemu przysiadł na krześle i bacznie ją obserwował. Czuł się jak zahipnotyzowany, gdy śledził zgrabne, płynne ruchy, jakby wszystko wykonywała intuicyjnie. Biały fartuch ciasno spiął jej sukienkę i teraz Tomoya widział jeszcze wyraźniej jej kształtną, nieskazitelną sylwetkę. Podziwiał ruchy jej bioder, zgrabne skręty tułowia, idealną koordynację flegmatycznych, ale nie ociężałych ruchów. Gospodarz przez chwilę miał wrażenie, że w jego skromnych progach zagościła nimfa i zaczarowała go. Wprost nie mógł oderwać wzroku. I gdy tak patrzył, jak wół na malowane wrota, z nagła zorientował się, że to, co robi jest bardzo niestosowne. Co by sobie o nim pomyślała, gdyby się teraz odwróciła? Okazaki otrząsnął się i poszedł się przebrać. Coś mu podpowiadało, że zaraz będzie jadł wykwintną kolację, a nie mógł do takowej zasiąść w koszuli w kratę i w schodzonych spodniach.

Gdy ponownie pojawił się w kuchni, nieco odświeżony, ubrany w proste dżinsy i matowoczarną koszulę z długimi rękawami, na zasłanym białym obrusem stole stała wielowarzywna sałatka, potrawka z kurczaka w sosie grzybowym i wiele innych rarytasów. Tomoya zastanawiał się, czy aby w międzyczasie Kotomi nie zrobiła jeszcze zakupów, gdyż nie mógł uwierzyć, że z tego, co miał w domu powstało to, co właśnie pałaszował wzrokiem. Natomiast „cudotwórczyni”, bo tak w myślach ją nazwał, stała obok swojego dzieła i nieznacznie się uśmiechała, jakby zadowolona z pozytywnego zaskoczenia gospodarza. Okazaki także odpowiedział szczerym uśmiechem i odsunął jej krzesło, na którym usiadła, a potem sam zasiadł przy przeciwległym końcu stołu. Teraz aromat gorącego jedzenia był jeszcze silniejszy i wprost pieścił nozdrza. Gospodarz nie wiedział, od czego ma zacząć wieczerzę, uznał więc, że wpierw powinien podziękować.

- Naprawdę, nie wiem co powiedzieć... - rzekł oczarowany. Chciał coś jeszcze dodać, ale rozproszony zapachem i kolorami, w jakie obfitowała strawa zapomniał co. Zamiast tego obdarował Kotomi ciepłym spojrzeniem.

- Nie musisz mi dziękować... - odparła teraz już nieco speszona reakcją gospodarza. Nie sądziła, że aż tak wielkie wrażenie na nim wywrze. - Tomoya-kun, cieszę się, że znów możemy jeść razem.

- Tak, tyle lat minęło - westchnął Tomoya, próbując policzyć w myślach, ile owych lat było.

„Ushio ma szesnaście lat, Kotomi mieszkała jeszcze w mieście, kiedy Ushio miała pięć lat” - pomyślał Okazaki.

- Jedenaście - rzekł jakby sam do siebie, a potem powtórzył wzdychając: - Całe jedenaście lat, jakiż do szmat czasu - urwał, jak gdyby myślał nad tym, co w tym czasie się wydarzyło. - Co porabiałaś przez ten czas?

Kotomi zastanowiła się nieco, przywołując w pamięci obrazy z dawnych lat.

- Zrobiłam doktorat i kontynuuję to, czego nie udało się dokończyć moim rodzicom, ale bez większych rezultatów - zamilkła na chwilę, jakby ich wspominała. - W międzyczasie zapisałam się do orkiestry i grałam w niej na skrzypcach. A tobie jak się powodzi?

- Ha ha, aż wstyd się przyznać - zaśmiał się Tomoya. - Dalej siedzę w elektryczności, ale awansowałem do nadzoru. Dobrze płacą, ale ile by nie dawali, to i tak zawsze będzie mało, by starczyło na życie i coś jeszcze.

- Przynajmniej tobie się w życiu udało...

Okazaki miał wrażenie, że się przesłyszał, ale nagła zmiana atmosfery na ciężką i krępującą, wyprowadziła go z błędu. Kotomi siedziała przygnębiona ze wzrokiem wbitym w pusty talerz.

- Wybacz, ale chyba nie zrozumiałem - zapytał bez namysłu. Kobieta przeleciała wzrokiem po stole, dając sobie czas na dobranie słów.

- Masz Ushio, teściów... Rodzinę. A ja? - Spojrzeli sobie nawzajem w oczy. Tomoya miał wrażenie, że dziewczyna zaraz się popłacze, ale dzielnie się trzymała. - Ja nie mam nikogo. Całe życie poświęciłam na naukę. Chciałam stać się kimś, mieć przyjaciół, być z kimś. A tymczasem siedzę tutaj, bo nic mi się nie udało. Nic!

Gospodarz wpatrywał się w nią nie wiedząc, co robić. Powinien natychmiast rozładować sytuację, ale nic nie przychodziło mu do głowy.

- Powinnaś coś zjeść, to na pewno poprawi ci samopoczucie - rzucił na szybko pierwszą, i chyba najgłupszą radą, jaka przyszła mu do głowy.

- Nie jestem głodna - odparła smętnie i spuściła wzrok na podłogę obok stołu.

- Szczerze mówiąc, ja także nie jestem - zawtórował, stwierdzając tylko fakt. Apetyt minął jak ręką odjął. Obydwoje się nieco roześmiali.

- Głupia, po co aż tyle przygotowałam, człowiek staje się syty od samego patrzenia!

- Prawda? - zapytał twierdząco, a na twarzy Kotomi na powrót zagościł uśmiech.

- Masz w domu książki? - zapytała znienacka, a Tomoya bez namysłu przytaknął, dopiero po chwili uświadamiając sobie, co go teraz czeka.

- Chciałabyś ze mną poczytać?

Dziewczyna kiwnęła głową.

- Mam kilka książek w salonie - zamyślił się Okazaki - ale raczej nie jest to literatura wysokich lotów. Stoją, bo jakoś tak głupio bez książek w domu - zaśmiał się.

Kotomi podniosła się z krzesła i płynnym krokiem powędrowała do salonu, w kierunku niewielkiego regału. Gospodarz przyglądał się jej uważnie, gdy przeglądała różnej maści tytuły. Kiedy już znalazła ten jej odpowiadający, zdjęła z kanapy dużą poduszkę i położyła na podłodze, usadawiając się na niej w pozycji „relaks”. Przeczytała pierwszych kilka linijek i nagle przestała śledzić oczami tekst, przypominając sobie, że nie jest u siebie. Przesunęła się nieco w bok i klepnęła kilka razy w wolne miejsce na siedzisku dając Okazakiemu znak, by się przyłączył.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Azriel : 2010-11-08 14:22:08

    Opowiadanie miodzio, bardzo mi się podoba, zastanawia mnie tylko tytuł - "Czarny motyl"...

    Przebolałem tylko motyw Nagisy, ale tego nikt chyba nie zmieni XD

    Czekam na część dalszą, o ile taka się ukaże, z niecierpliwością :]

  • Avi : 2009-10-17 19:10:50

    Bardzo fajny FF, czekam na kolejny =D

    Zawsze uważałem, że w anime jest za mało Kotomi !!!

    W tekście wyłapałem tylko jedną literówkę,

    "I gdy tak patrzał" -> powinno być "patrzył" =D

  • Lotta : 2009-01-31 17:46:56
    ładne

    Podoba mi się, jak wszystko opisałaś, przykładasz się do tego, a sam fik po prostu miło się czytało.

  • Skomentuj