Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Gra się zaczęła

Prolog

Autor:incendie
Korekta:Dida
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Akcja, Fikcja, Mroczne
Uwagi:Utwór niedokończony
Dodany:2009-01-29 22:58:35
Aktualizowany:2009-01-29 22:58:35



Obudziłam się w obskurnym więzieniu.

Znów.

Czemu mnie to nie dziwi?

Francuska policja po raz kolejny przeszkodziła mi w polowaniu.

- Chcę adwokata! - krzyknęłam.

Strażnik, siedzący przy biurku nieopodal, nieznacznie się uśmiechnął. Reszta udawała, że mnie nie słyszy.

Zrezygnowana usiadłam na metalowej ławce, jakże gustownie przyczepionej łańcuchami do szarawej ściany. Rozejrzałam się nieznacznie po pomieszczeniu, jednak nic nie przykuło mojej uwagi na dłużej. Męczyła mnie bezczynność, chciałam jak najszybciej znaleźć się w swoim apartamencie. Wydarzenia ostatnich dni były dla nas - wertinnarów, niezwykle wyczerpujące. Ścigaliśmy nowo powstałą grupkę wampirów, nękających ulice Paryża. Gówniarze wyjątkowo rozrabiali - w ciągu nocy każdy z nich potrafił zabić do 15 osób! Nawet w tak dużym mieście niemożliwe jest ukrycie tak znacznej liczby morderstw.

Policja z początku podejrzewała zbzikowanego mordercę, który znudził się życiem i dla urozmaicenia postanowił zabijać. Niedługo potem orzekli, że jest to sprawka tajnej organizacji, mającej na celu zniszczyć ludzkość i cywilizację. Co chwilę wysnuwali nowe teorie. Jednak żadna z nich nie była prawdziwa. Żadna z nich nie była nawet zbliżona do prawdy! Ludzie tak mało wiedzą o otaczających ich świecie. Wydaje im się, że poznali już wszystko, że mają odpowiedź na każde pytanie.

Prawda. Prawda by ich zabiła. Zniszczyłaby cywilizację. Rozbudziła w ludziach od dawien dawna drzemiącą w zakamarkach ich umysłów p a n i k ę. Wyobrażacie to sobie? Godzina 19:00, wieczorne wydanie wiadomości. Perfekcyjnie umalowana spikerka rozpoczyna przegląd wydarzeń. Na jej twarzy, wręcz niezauważalnie, odmalowuje się niedowierzanie. Po chwili beznamiętnym głosem oznajmia światu:

- Najnowsze doniesienia dowodzą, że pośród nas żyją potwory. Wampiry. Dzieci ciemności. Pragnące zemsty, pragnące krwi i pragnące śmierci kreatury.

Świat nigdy nie byłby już taki sam. Ludzi nerwowo oglądaliby się za siebie, bali nieznajomych. Bali wszystkiego. Chociaż… pewnie po jakimś czasie przyzwyczailiby się do myśli, że już nie są jedyni.

Jednak każdy drapieżnik posiada wroga. Dlatego powstaliśmy m y. Pogromcy wampirów. Od małego katowani morderczymi treningami. Dodatkowo obdarowani specjalnymi umiejętnościami, talentami o jakich nikomu nigdy wcześniej się nie śniło.

„Moje zdolności najwyraźniej nie obejmowały ochrony przed policją” - prychnęłam. Dwóch funkcjonariuszy spojrzało się na mnie ze zdziwieniem. Uśmiechnęłam się niewinnie. Brakuje mi jeszcze tylko tego, by zaczęli coś podejrzewać.

W tym momencie na posterunku pojawił się mój adwokat. Nareszcie. Wszedł pewnym, mocnym krokiem. Jego twarz, twarz dojrzałego mężczyzny, uformowana została w maskę stanowczości. Nawet nie zerknął w moją stronę, tylko od razu ruszył w stronę gabinetu komendanta. Po chwili wyszedł stamtąd z szarmanckim uśmiechem, malującym się na ustach. Czasem zastanawiam się czy to jego siła perswazji, czy zasobność portfela, powoduje, że ludzie spełniają jego życzenia.

Znów dałaś się złapać.

Przekazał mi w myślach ze smutkiem. Zignorowałam jego uwagę i jedynie wzruszyłam ramionami.

Co się stało tamtego wieczoru? Dlaczego Viiren jeszcze się z nami nie skontaktował?

Spojrzałam się na niego zdziwiona.

Nikt się nie skontaktował?

Tylko Vislen. Ale nic nie pamięta.

Tamtej nocy wydarzyło się coś bardzo dziwnego. Ścigaliśmy nowo narodzonych przez niemal całe centrum miasta. Co jakiś czas udawało nam się złapać jednego z nich i zabić. Było ich jednak dużo. Za dużo. Rozpierzchali się w rożne strony, uciekali w ciemne uliczki, czasem zaułki, z których nie było wyjścia. Niektórzy znikali niespodziewanie. Ani razu nie stanęli do walki - mimo wyraźnej przewagi liczebnej. Zupełnie jakby chcieli nas wyczuć, sprawdzić nasze umiejętności i determinację. Jakby chcieli nas poznać. Tylko dlaczego? Żadne z nas nie zadało sobie tego pytania w odpowiednim momencie. Zbytnio zajęci byliśmy pościgiem, by realnie ocenić sytuację.

W pewnym momencie nowo narodzeni zatrzymali się. Poczułam, jak moje ciało przeszywa bardzo silne pole energetyczne. Nie wiedziałam, co to jest, ogarnęła mnie panika. Nie mogłam się ruszyć, moje moce przestały działać. Nagle moje oczy zaszły mgłą i nic nie widziałam. Chwilę później straciłam przytomność.

Pech chciał, że niedaleko leżało ciało zabitego przeze mnie wampira. Policja zinterpretowała to na swój sposób.

Funkcjonariusz otworzył kraty do mojej celi i mogłam opuścić więzienie. Strażnicy wciąż nie byli zainteresowani moją osobą, co delikatnie mnie dekoncentrowało. Zazwyczaj poświęcano mi znacznie więcej uwagi. Wzruszyłam ramionami i wyszłam na zewnątrz. Nareszcie mogłam oddychać czystym powietrzem! Przez chwilę upajałam się zapachem miasta, miasta, które na swój sposób kochałam. Uwielbiałam jego nieustanny ruch tak bardzo, jak uwielbiałam wyciszone kawiarenki przy najbardziej zatłoczonych ulicach. Lekko skłoniłam głowę w stronę mężczyzny i podziękowałam mu za pomoc. Na jego twarzy znów zagościł uśmiech, tym razem bardziej tajemniczy. Odwróciłam się w drugą stronę i odbiłam od ziemi. Chwilę później znalazłam się na dachu budynku i pobiegłam w kierunku mojego apartamentu.

Gdy otworzyłam ciężkie mahoniowe drzwi, zamiast ulgi, znów poczułam cień strachu. Cicho wślizgnęłam się do pomieszczenia i rozejrzałam dookoła. Coś definitywnie było nie w porządku. Ktoś musiał tu być przede mną. Moje rzeczy nie leżały na swoim zwyczajowym miejscu; biurko wyglądało, jakby ktoś w nim szperał przed chwilą. Nieoczekiwanie wyczułam w powietrzu nieznajomy zapach.

Ktoś nadal był w moim pokoju, poczułam to samo silne pole energetyczne, co podczas pościgu. Ku mojemu przerażeniu, wyraźniej, niż ostatnim razem.

Moje serce znacznie przyśpieszyło. Momentalnie przygotowałam się do odparcia ataku. Ktoś cicho się zaśmiał po drugiej stronie pokoju. Powietrze delikatnie falowało w tamtym miejscu, jednak dalej nie widziałam nikogo.

Wtem na stoliku przede mną pojawiła się malutka czerwona koperta. Ostrożnie wzięłam ją do ręki. Na środku, pięknie wykaligrafowane zostało moje prawdziwe imię: Yaveruth. Tylko kilka osób je znało. Spojrzałam jeszcze raz na przeciwległą ścianę, ale nie wyczuwałam już żadnego pola. Ktoś zniknął.

Zerknęłam jeszcze raz na kopertę, przerażona, co mogę znaleźć w środku. Delikatnie ją otworzyłam, ledwo ją dotykając opuszkami palców.

Moje serce podskoczyło gdy ujrzałam napis:

„Gra się zaczęła.”


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • incendie : 2009-01-31 19:13:02

    >Lotta

    to jest na razie prolog, ciąg dalszy będzie, ale muszę na razie znaleźć czas żeby to wszystko sobie mniej więcej poukładać i napisać :)

  • Lotta : 2009-01-31 17:42:49
    ciekawe

    Ciekawe opowiadanie, tylko sama nie wiem, czy nie rozumiem zakoµczenia czy będzie ciąg dalszy?

  • Skomentuj