Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Wybrańcy Watariego

Jeden

Autor:violet
Korekta:Inai
Serie:Twórczość własna, Death Note
Gatunki:Akcja, Kryminał, Romans
Uwagi:Utwór niedokończony
Dodany:2009-05-23 15:54:35
Aktualizowany:2009-05-23 15:54:35


Poprzedni rozdział

Nie zezwalam na kopiowanie całości ani fragmentów opowiadania bez uzyskania mojej bezpośredniej zgody.


Nie mogła powiedzieć, że się tego nie spodziewała. Taka odpowiedź sugerowała jednak kilka rozwiązań. „Opcje są trzy, bo tylko trzy jednostki wiedzą o teście L z liścikami o Shinigami. Najbardziej prawdopodobne jest to, że to współpracujący z policją Raito Yagami, którego podejrzewał L. Jemu zostały przedstawione cztery wiadomości zostawione przez zabitych przez Kirę złoczyńców, z których ostatnia była fałszywa, on też najprawdopodobniej został wyznaczony przez japońską policję na fałszywego L. Jeśli więc Yagami jest Kirą, w tym momencie podaje się za L, żeby przybliżyć się do organizacji go ścigających w celu pozbycia się ich. Druga opcja to jedna z dwóch pozostałych osób wybranych przez Watari\'ego lub ktoś z nimi współpracujący. Pozostaje jeszcze następca detektywa z Wammy’s House. Z danych, które oni posiadają, można dowiedzieć się o liściku spreparowanym przez L. Tylko po co którekolwiek z nich miałoby podawać się za potencjalnie martwego detektywa?\"

Oczywiście istniała też kilkuprocentowa szansa, że to sam L, który w niezwykły i niewyjaśniony sposób przeżył i kontynuuje śledztwo, które doprowadziło jego opiekuna do śmierci. Audrey byłaby jednak głupia, gdyby na tym etapie wzięła to pod uwagę.

- L? - powtórzyła, wciąż sztucznie modyfikując głos - L nie żyje.

- Posłuchaj mnie uważnie - męski głos zignorował ją - Raito Yagami to Kira.

Kilkuprocentowa szansa niespodziewanie zwiększyła się kilkadziesiąt razy. „Osoba po drugiej stronie to nie Yagami. Po pierwsze nie byłoby sensu w naprowadzaniu śledztwa na samego siebie, po drugie on zawsze wypierał się bycia Kirą, jak tylko mógł. Nawet, kiedy poprosił o uwięzienie, nie wyrażał się w sposób: „jestem Kirą” tylko „mógłbym nim być nieświadomie”. Nikt nie ma tak silnego poczucia sprawiedliwości, żeby wydać samego siebie na śmierć.

Wciąż jednak mogę rozmawiać z Kirą, ale zrzucanie podejrzeń na kogokolwiek, a tym bardziej na i tak już podejrzanego Raito nie jest najmądrzejszym posunięciem. Kira nie jest półgłówkiem.”

Pozostawały więc dwie opcje: wybrańcy Watari i L. Dziewczyna nie potrafiła jednak wymyślić, po co ci pierwsi mieliby kontaktować się z nią w sprawie Kiry, ani tym bardziej, skąd dowiedzieliby się, że jej grupa pracuje nad tą sprawą. „Czyżby L naprawdę żył?”, zapytała samą siebie zaskoczona Audrey, przysiadając na obrzeżu fontanny i mocząc palce w chłodnej, spływającej wodospadami wodzie.

- Jesteś pewien, że to bezpieczne, toczyć rozmowę w ten sposób? - zapytała, rozglądając się wokół siebie ponownie, tym razem dyskretnie, jakby przyglądała się bawiącym się nieopodal dzieciom.

- Bardziej bezpieczne niż rozmawiać w waszej kwaterze głównej - usłyszała - Zagłuszyłem sygnały komórkowe na najbliższe 15 minut, nikt nie jest w stanie nas podsłuchać ani namierzyć.

Oczy Audrey rozszerzyły się, a brwi podjechały do góry. Musiała przyznać - zaskoczył ją.

„Jeśli to, co mówi jest prawdą, to właśnie wykluczyła się możliwość udziału w tym osób trzecich. Zakłócenia sygnału w całym kraju nie spowoduje amator, ani też nie będzie potrafił się skontaktować w trakcie trwania takowego.”

- Obserwujesz mnie? - bardziej upewniła się niż spytała.

- Jeśli chodzi ci o dokładny podgląd, to nie. Znam jednak twoje położenie i widzę jego zmiany.

- Jak…

- Watari. Wiedziałem, że zamierza przekazać komuś nagromadzone przez mnie dane w momencie swojej śmierci tuż przed wykasowaniem ich z dysków policji, chociaż skrzętnie to przede mną ukrywał. Zostawił jednak całkiem świadome ślady, chyba na wypadek, gdyby udało mi się przeżyć i kontynuować dochodzenie. Po nałożeniu owych pozostałych danych na ukrytą w jego osobistych plikach mapę ukazały się trzy interaktywne punkty - miejsca, do których powędrowały pliki dotyczące mojego śledztwa. Zaznaczył was różnymi kolorami, ciebie i jakąś finlandzką jednostkę na czerwono, zapewne dla zaznaczenia waszych lepszych predyspozycji do wykonania tego zadania.

Audrey zacisnęła zęby. Znowu to samo! Czy zawsze musi być na równi z kimś innym? Odgoniła jednak swoje ambicje i odezwała się ponownie.

- Nie wierzę ci.

- I bardzo mądrze z twojej strony - powiedział głos. „Dlaczego nie mówi przez syntezator?”, zastanowiło ją nagle - Jednak na chwilę obecną nie jestem w stanie wyjaśnić ci nic więcej.

No tak. Jakież to było typowe.

- L nie żyje. - powtórzyła dziewczyna stanowczo.

- O tym też nie będziemy rozmawiać.

- Co powiesz na to, żebyśmy w ogóle przestali rozmawiać? - rzuciła zirytowana już Audrey, odrywając słuchawkę od ucha. Nie lubiła takiego braku konkretów, jeśli dzwoniący tylko podszywa się pod L, to wymyśli na poczekaniu historyjkę o tym, jak udało mu się wykaraskać z kryzysowej sytuacji, byleby mu uwierzyła.

- Nie rozłączaj się! - krzyknął rozmówca i Audrey z powrotem przycisnęła telefon do ucha - Potrzebuję danych, które posiadasz!

Audrey odrzuciła głowę do tyłu i zaśmiała się serdecznie.

- Żartujesz sobie? Jak myślisz, dlaczego Watari mnie wybrał? Raczej nie dlatego, że wysyłam jego ściśle chronione dane do każdego napaleńca, który do mnie zadzwoni i poskamle.

- Licz się ze słowami - warknął zachrypnięty głos z drugiej strony.

Ale Audrey dopiero się rozkręcała.

- A właściwie, to po co ci te informacje? Chcesz kontynuować śledztwo? Już raz zawiodłeś, nie lepiej zostawić to innym, może bardziej wyspecjalizowanym?

Uśmiechnęła się wrednie. Męskie ego. Uwielbiała je drażnić.

- Widzę, że Watari popełnił karygodny błąd, wybierając kogoś tak niedojrzałego - odgryzł się wściekle domniemany L, a Audrey poczerwieniała z gniewu.

- Chyba się przeliczyłeś, detektywie - syknęła i rozłączyła się ze złością. Po chwili jednak telefon rozbrzęczał się ponownie. Odebrała.

- Raito Yagami jest Kirą - powtórzył wyraźnie usiłujący się uspokoić osobnik.

- Nie widzę podstaw, żeby ci wierzyć.

- Na litość boską, chcę tylko, żebyście się temu przyjrzeli! Nie musisz mi wierzyć ani tym bardziej ufać! Poinformowałem cię o tym, a co z tym zrobicie, to już wasza sprawa.

- Co z tym zrobimy? - powtórzyła Audrey powoli, wbijając kolejną szpilę - To proste: złapiemy Kirę.

- W takim razie wygląda na to, że będę szybszy. - powiedział od niechcenia pewny siebie rozmówca, prowadząc z Audrey słowną gierkę - Dużo czasu zajmie wam potwierdzenie tego faktu, a ja od miesiąca mam już 100 % pewności.

Brązowe oczy dziewczyny zwęziły się w małe szparki. W myślach właśnie przyjęła wyzwanie.

- W takim razie zobaczymy, kto wygra - wycedziła i po chwili słyszała już tylko pusty sygnał. L rozłączył się.

Schowała komórkę do kieszeni i wpatrzyła się w spadającą strumieniami wodę. Nie powiedział jej, jak przeżył. To maksymalnie zwiększyło szanse rozmówcy na bycie prawdziwym L. Drogą eliminacji dochodziła powoli do wniosku, że być może naprawdę z nim rozmawiała.

Nie miała czasu do stracenia. Poderwała się z fontanny i biegiem przebyła drogę do budynku, w którym mieściła się kwatera główna. Przed drzwiami stał Mick Mars odwrócony do niej plecami. Wpatrywał się intensywnie w coś, co trzymał w rękach.

- Mick? - odezwała się Audrey niepewnie.

Współpracownik odwrócił się do niej i oczom dziewczyny ukazał się telefon komórkowy.

- Sieć nie działa - powiedział skonfundowany, patrząc to na pracodawczynię, to na aparat z niezrozumieniem w oczach - Wszystkie telefonie komórkowe mają ogólnokrajową awarię.

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Subaru : 2011-01-05 10:30:28

    I czemu niedokończony... Postaraj się :P

  • Subaru : 2011-01-05 10:29:40

    Po śmierci L... Ciekawe, ciekawe ^^ Czekam na kolejne części.

  • Skomentuj