Opowiadanie
Days of Destroyer
XV. Uroczyska-jak sama nazwa wskazuje, mokro, szaro i śmierdząco.
Autor: | Socki |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Fantasy |
Uwagi: | Fusion |
Dodany: | 2009-12-11 23:36:35 |
Aktualizowany: | 2009-12-11 23:36:35 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Autor ogólnie nie ma nic przeciwko kopiowaniu czegokolwiek z tego fica przez osoby trzecie... Jeżeli takowa się w ogóle znajdzie, to niech osoba trzecia sobie kopiuje co chce i niech się nie krępuje.
Lina otuliła się szczelniej swoim płaszczem i z wyjątkowo nieszczęśliwą miną zaczęła chuchać na skostniałe ręce. Od paru godzin lecieli z niewyobrażalną prędkością, na niewyobrażalnej wysokości w niewyobrażalnie piekielnych warunkach atmosferycznych. Pod nimi rozciągała się duża sieć cienkich jak nitki, rzeczek gdzieniegdzie zamieniających się w jeziora pochłaniane przez naprawdę dużą ilość burej zieleni. Była to kraina Latrabin co we wspólnej mowie znaczyło Rozlewiska. Nazwa, trzeba przyznać była wyjątkowo dobrana bo owa kraina była czymś na pograniczu bagien, łąk i lasu. Kraina wyjątkowo piękna, bogata i przyjemna tyle, że latem. Późną jesienią(na przykład taką jak ta) i zimą było tu, niezbyt miło, tak właściwie to o tej porze roku można było zwariować od stad komarów wielkości kurzych jaj przemierzających lasy w poszukiwaniu ofiar, specyficznego zapachu wydzielanego przez tony gnijących liści oraz przejmującego chłodu i wilgoci. Jednak najgorszą atrakcją Uroczysk były Ifryty i Doppelganger, które na zmianę uprzykrzało życie mieszkańcom jedynego miasteczka Latrabin, położonego nad sadzawką Hesebon i noszącego tą samą nazwę. Owa wieś zbudowana była z drzewa Dysprozy, które rosło tylko tutaj, jego drewno było lekkie, łatwe w obróbce i przede wszystkim nie chłonęło wilgoci, co na bagnach jest bardzo pożądaną cechą.
- Wygląda jak skruszone lustro. - Powiedziała Amelia wychylając się do przodu.
- Co?- Mruknęła Lina wciąż szczękając zębami z zimna.
- No popatrz. Kawałki szkła to wyspy, a pęknięcia to rzeczki.
- Aha…Filia co to za Hesebon, o którym mówił Xellos?- Zapytała wiedźma totalnie ignorując księżniczkę i wychylając się do przodu.
- Hesebon to miasto zbudowane na palach. Z racji tego, że tutaj często pada ma też coś w rodzaju dachu…no i słynie ze swojej kuchni.
- Kuchni!?- Ożywiła się Lina po czym nagle się zreflektowała.- Kuchni…to dlaczego ja wcześniej o tym nie słyszałam, co?- Zapytała podejrzliwie.
- Cóż, najpierw trzeba tam dojść lub dolecieć. Pierwsze jest trudne drugie niemożliwe.- Padła odpowiedź smoczycy.
- Nie da się dolecieć?!- Jęknęła wiedźma. - To jak my tam dojdziemy???
- Na piechotę! Bo nie sądzę by tajemniczy dureń chciał nas teleportować.- Odpowiedziała Filia i w tym momencie smoczyca obniżyła lot tak, by po chwili wylądować na skrawku suchej ziemi.
- No dobra…Trzeba poczekać na Xellosa.- Powiedział Zelgadis zarzucając na ziemię torbę.
- No co?- Zdziwił się napotykając zirytowane spojrzenia przyjaciół.
- Nie każdy ma skórę z kamienia, wiesz?- Zapytała Amelia z odpowiednią nutką ironii w głosie.
- Zgubimy się to pewne. - Oświadczył Zel jakby komary były lepsze od zgubienia drogi .
- Xellos po nas się nie pofatyguje, to pewne.- Odparła Filia i postukała w próchniejący drogowskaz.
- Poza tym, to musi być gdzieś blisko.- Oświadczyła dając tym samym do zrozumienia, że będą sami szukali miasta.
Reszta miała pewne wątpliwości co do wyboru drogi ale jakoś nikt nic nie mówił. Zwłaszcza, że Filia była najstarsza z nich wszystkich i miała większe prawo do podjęcia decyzji. Tak przynajmniej argumentowała swoje samozwańcze przewodnictwo.
- Gdzie go mogło ponieść?- Zapytał Goury kiedy minęła trzecia godzina poszukiwań drogi i Xellosa a jednego i drugiego nie było ani widu, ani słychu.
- A jak myślisz?!- Fuknęła naburmuszona Lina.- Założę się o dychę, że siedzi w jakiejś herbaciarni. Reszta chyba się z nią zgadzała bo nikt nie przyjął zakładu.
- Filia może dałabyś mu jakiś sygnał albo…- Zaczęła Lina lecz nagle z krzaków dobiegł podejrzany szmer.- Fireeebaaall!!!- Odruchowo krzyknęła wiedźma celując w krzaczory, które momentalnie stanęły w płomieniach.
- Wiedziałam !- Powiedziała z tryumfem gdy zza zwęglonej rośliny dobiegł przytłumiony jęk. Cała grupa pochyliła się nad ofiarą Fireballa i nagle zamarli przerażeni tym co zobaczyli.
- Na wszystkich bogów przenajświętszych!- Wypaliła Filia z przerażeniem wpatrując się w Xellosa, który beztrosko taplał się w kałuży błota starając się ugasić działanie zaklęcia Liny. Gdy tylko ich zobaczył, zerwał się do pozycji siedzącej i posłał im spojrzenie zaskoczonego labladora.
- Lina! Pomieszałaś mu w głowie!!!- Jęknął z przerażeniem Goury i zaraz oberwał za ten komentarz.
- Xellos nie wygłupiaj się idioto, idziemy!- Oświadczyła Lina ale Xellos tylko przekręcił głowę i wywiesił język.
- Eee Xellos? Wszystko dobrze? Coś ci się stało?- Zapytała wiedźma podchodząc do niego i pozwalając mu obwąchać swoje dłonie.
- Może coś go opętało?- Podrzuciła Amelia widząc jak kapłan z trudem próbuje dźwignąć się na nogi.
- Istotnie.- Powiedziała Filia i podeszła do demona kładąc mu obie ręce na czole.- Finicitiam et deo alius peri eri iniciatem. Spatio brevi.- Wyrecytowała po czym wstała i zwróciła się do przyjaciół.
- Niestety, wygląda jak Xellos, zachowuje się jak Xellos, nawet pachnie jak Xellos, ale to nie Xellos to Dopperlganger jest z Ifrytem - Powiedziała.
- No ale jak to?!- Wypalił tępo Goury.
- Ifryty to duch, które zamieniają się w twojego złośliwego sobowtóra, Doppelgangery to duchy, które opętują wszystko co wygląda jak człowiek i nadają mu zwierzęce cechy. Wygląda na to, że jakiś Ifryt zobaczył Xellosa, chciał go skopiować i biedak wpadł na Doppelgangera, który myślał, że napadł Xellosa i zamienił go w… - Zaczęła tłumaczyć wiedźma.
- Psa.- Przerwała Linie zniesmaczona Filia.
- Czyli to nie jest Xellos?- Upewnił się Goury.
- Nawet najsilniejszy Doppelganger nie opętałby tego parszywca.- Mruknęła z niechęcią Filia.
- Hmm w takim razie ten Ifryt, żeby skopiować Xellosa musiał go zobaczyć.- Krzyknął nagle Goury waląc pięścią w otwartą dłoń.
- Sam na to wpadłeś?- Zapytała go zniechęcona Lina.
- Tak.
- Wiecie co…myślę, że on może wywęszyć prawdziwego Xellosa.- Zauważyła Amelia pochylając się i głaszcząc hybrydę demona z psem. Niby bardziej przypominał przedstawiciela psowatych niż demona ale jednak nie można było się pozbyć tego paskudnego wrażenia, że patrzy się na kapłana bestii.
- Nie przesadzasz?- Mruknęła Filia ale Lina już ją pociągnęła w stronę Ifryta i dała mu ją obwąchać. W tym samym czasie Zelgadis zawiązał Xellosowi 2 prowizoryczną smycz na szyi.
- Trop ślad!- Poleciła Lina i o dziwo Ifryt posłusznie uniósł głowę wietrząc, z której strony nadlatuje najsilniejszy zapach, po czym przytknął łeb do ziemi i ruszył przed siebie.
- Xellos spokój! Spokój mówię!- Krzyknął Zelgaids i całym ciężarem uwiesił się na smyczy odciągając od przerażonej rusałki ujadającego Ifryta. Tak wyglądał ich marsz od jakiś dwóch dobrych godzin. Xellos co chwila za czymś gonił po czym wracał zmieszany wąchał Filię i znów rzucał się w pogoń. Z początku myśleli, że straci trop przy pierwszej lepszej teleportacji lub rzece, ale to chyba był Doppelganger z wyjątkowo dobrym węchem.
- Tak na marginesie, my umawialiśmy się w wiosce czy w pobliżu.- Zapytała Amelię Filia.
- Na bagnach.
- A czyli Xellos nas olał?-
- Tak jakby, nie ustaliliście części bagien.-
- Acha, czyli jak już go znajdziemy to wyrwę mu te wszystkie fioletowe kłaki.- Oświadczyła z zadowoleniem smoczyca.
- Niech panienka nie będzie taka ostra, w końcu nie jego wina.
- Oczywiście, że jego. Jak się umawiasz to w konkretnym miejscu.
Amelia wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się do siebie. Nie mówiła tego nikomu ale jej zdaniem Xellos i Filia nie mogli bez siebie wytrzymać. Inna sprawa, że z sobą też być nie mogli ale to należało do problemów długoterminowych. Księżniczkę z zadumy wyrwało ujadanie Ifryta, który rzucił się do przodu jak szalony, zatrzymując się co chwila i skomląc, dając tym samym znak całej reszcie, że są już blisko.
- Słyszycie to?- Zapytała Lina nasłuchując gwaru i tupotu dobiegającego z odległości zaledwie paruset metrów.
- Musimy być blisko!- Ucieszyła się czarownica i zrobiła krok na przód. Niestety był to o jeden krok za dużo, dziewczyna poślizgnęła się na błocie i runęła w dół. W odruchu chwyciła się Zelgadisa, który chwycił się Amelii, która złapała Gourego, który uczepił się Filii i tak wszyscy spadli do wielkiego dołu do połowy wypełnionego gęstym i śmierdzącym błotem.
- No świetnie!!!- Wrzasnęła wściekła Lina.- Świetnie! Świetnie! Świetnie!!!- Krzyknęła waląc ręką o taflę błota.
- Daj spokój, wynajmiemy pokój i się umyjesz.- Mruknął Zelgadis wycierając z twarzy zgniłe liście.- Levitation!- Wymówił zaklęcie i …nic. Reszta popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
- Levitation!- Spróbowała Lina ale to też nie zadziałało.
- Tylko nie to!- Jęknęła Amelia nie mogąc uwierzyć we własnego pecha,
- Co się stało?- Zapytał Goury który, szczęśliwy głupiec, miał za zadanie jedynie pilnować Xellosa.
- Czarcie bagna.- Westchnęła Lina.- Wysysają magię.
- Pech…- Powiedział Zelgadis i zerknął na gładkie ściany dołu.- No nic, trzeba będzie kombinować jak wyjść bez magii.
- Niby jak!?- Prychnęła wiedźma.- Widziałeś ten dół? Nigdzie nie wściubisz paznokcia!-
Wtem ich uszu dobiegł turkot kół jakiegoś wozu, który właśnie nadjeżdżał. Lina w akcie rozpaczy wybiła się i spróbowała wdrapać po gładkiej ścianie, przy okazji drąc się na całe gardło „HEJ!!!”. Niestety jak łatwo było przewidzieć, zsunęła się jeszcze szybciej niż wdrapała i cała zniknęła pod taflą gęstego błota. Jednak turkot kół ustał, więcej, nagle rozległo się skrzypnięcie i pomarszczona jak rodzynka twarz pojawiła się nad ich głowami. Widocznie krzyki i upadek Liny narobiły wystarczająco dużo hałasu by kogoś przyzwać.
- Czy może pomóc wam?- Zapytał staruszek pogodnie się uśmiechając.
- A jak pan myśli!?- Ofuknęła go wściekła Lina wyskakując spod tafli błota.
- W dobrym nastroju, panienka nie jest.- Zauważył dziadek.
- A myślisz, dlaczego!? Rusz się stary pierd…- Wiedźma nie dokończyła bo Filia z powrotem wsadziła jej głowę pod błoto, na wypadek gdyby staruszek miał się obrazić i sobie pójść.
- Niech pan jej wybaczy.- Przeprosiła smoczyca.- Utknęłyśmy tu i liczyliśmy na czyjąś pomoc. -Wyjaśniła. Staruszek uśmiechnął się tylko i nagle zniknął.
- No brawo. - Mruknęła sarkastycznie Lina i w tym momencie prosto na jej głowę spadła gruba lina. Filia wyszczerzyła się do wiedźmy w głupim uśmiechu i podała jej linę. Po chwili mozolnej wspinaczki leżeli na trawie oddychając ciężko i dziękując raz po raz starcowi. Dziadek zaśmiał się jedynie i wskazując na Ifryta zapytał:
- Piesek wasz?- wskazał na zaślinionego kapłana.
- A no…- Powiedziała Filia zdejmując swoją przemoczoną pelerynę.- Tak jakby.
- A co wy robiliście w tym Czarcim bagnie?- Dopytywał się starzec.- Przecież nie pora na trufle.
- Szukaliśmy Hesebon.- Wyjaśnił Zelgadis strzepując z siebie kolejną warstwę błota.
- Hesebon? A to jesteście na miejscu!- Ucieszył się staruszek.- Tam zaczyna się kładka…możemy nawet razem tam pójść.
Wszyscy raz jeszcze podziękowali za wskazówkę i ruszyli w stronę miasta słuchając przy okazji piosenki tajemniczego staruszka.
O tych jeziorach, co wokół rozlane,
Borów i lasów i ciszy potęga,
To co się kocha na zawsze zostaje,
Otwarta przed nami do czytania księga.
Rusałka w ogrodzie,
Anielska czy ziemska,
I ta siła zwiewna, stała czy lotna.
Nagle dziadek przerwał swój śpiew i wskazał na miasteczko, które się przed nimi pojawiło.
- Proszę, na miejscu jesteście. - Oświadczył.
Ich oczom ukazała się niewielka wioska, niezwykła wioska, można by powiedzieć, że to było wiszące miasto. Wszystko zbudowane było na ogromnych okrągłych drewnianych platformach, podpartych tysiącami potężnych żywych drzew, których gałęzie oplatały i podtrzymywały domostwa. Niektóre domy były wydrążone w pniach, a nad miasteczkiem rozciągał się zielony parasol z koron drzew. Wszystko to było połączone mostkami. Każdy przedmiot w tym mieście zdawał się być z rzeźbionego drewna dysprozy, poczynając od świątyni Tyra a kończąc na rzeźbionych deskach tworzących platformy.
- Ale tu ładnie…- Wypaliła Amelia.
- Dziękujemy panu ba…a gdzie on się podział?- Zapytała księżniczka rozglądając się w poszukiwaniu staruszka. Reszta oprzytomniała i zaczęła się rozglądać.
- Poszedł.- Oświadczył jak zwykle dumny z siebie Goury.
- No co ty?!- Zakpiła sobie Lina. Nagle Ifryt zaczął przeraźliwie ujadać tym samym zwracając uwagę reszty na idącego w ich stronę tajemniczego kapłana.
- Xellos!!!- Krzyknęła Filia.
- Filia!!!- Także krzyknął Xellos.
I padli sobie w ramiona. No dobra, to taki żarcik narratora. Prawda jest taka, że Filia tradycyjnie spróbowała przyłożyć demonowi, co oczywiście bardzo go rozbawiło. Trzymając smoczycę za nadgarstki oświadczył, że załatwił im nocleg, bardzo wygodny z resztą tylko, że jest mały problem.
- Mały problem? To znaczy?- Zapytała zirytowana Lina.
- No…nie było wolnych gospod. - Oświadczył demon rozkładając bezradnie ręce.
- Stajenka!? Już chyba o tym gdzieś słyszałam!- Oświadczyła nadąsana Filia spoglądając na suchą drewnianą stajenkę, wyłożoną świeżym sianem. Gotowa była nawet przyznać, że owo miejsce jest urocze ale miała ochotę ponarzekać, zwłaszcza, że były po temu podstawy. Tak więc narzekała.
- Obora. To była obora.- Poprawił ją Xellos rozsiadając się na sianie i spoglądając na ścianę lasu rosnącego tuż za rzeką.
- Mają tu jakieś święto, czy coś. Nie było szans na jakikolwiek pokój.- Wyjaśnił.
- Trzeba było kogoś wyprosić.- Oświadczyła Filia ściągając z siebie przemoczoną do suchej nitki narzutkę.
- Nie wierzę, że słyszę te słowa od miłościwej Filii.- Mruknął Xellos kładąc się na sianie.- Poza tym, tu możemy trzymać konia.
- I nie możemy się wykąpać!- Syknęła wściekła dziewczyna.
- Tam masz małe jeziorko, idź się wykąp…- Oświadczył demon wskazując palcem w stronę lasu.
- Jasne! Tylko, że przypominam, mamy listopad ty geniuszu bestii!
- To sobie podgrzej wodę złoty gadzie!
- Niby jak!? Modlitwą o uleczenie, czy o błogosławieństwo???- Filia przybrała sarkastyczny ton wypowiedzi. Kapłan jeszcze jakąś chwilę leżał na sianie, po czym z trudem uniósł się na łokciach i westchnął ciężko. Powoli bez pośpiechu powiódł wzrokiem po stajence, Lina, Amelia, Zel i Goury zapakowali się na górę, więc w chwili obecnej było tu bardzo cicho i bardzo spokojnie. A on to bardzo cenił. Z drugiej strony jeżeli teraz nie uciszy Filii, nie będzie miał ciszy i spokoju przez kolejnych parę tygodni. Ponownie westchnął i podniósł się powoli.
- Chodź.- Mruknął od niechcenia, mijając zaskoczoną smoczycę.
- Z tobą do lasu…chciałbyś.- Odparła.
- Dobra jak chcesz się kąpać w zimnym jeziorze to po co mi zawracasz głowę?- Zapytał bez większego entuzjazmu. Filia nie odpowiedziała ale podniosła się i z miną łaskawej pani ruszyła za nim.
- Kobiety są dziwne…- Oświadczył po jakimś czasie.- Nie potraficie otworzyć nawet słoika.
- Ale przynajmniej nie musimy się zastanawiać czy już przyszedł ten dzień tygodnia, gdy trzeba się wykąpać.- Odgryzła się smoczyca.
- Cóż, my nie tarzamy się w błocie.
- Przez ciebie nie byłabym wytarzana w błocie!
- NA PANA CIEMNOŚCI!- Nagle krzyknął Xellos. Filia stanęła jak wryta posyłając mu zaskoczone spojrzenie.
- Coś się stało?- Zapytała niepewnie. Właściwie miała prawo nie rozumieć reakcji Xellosa, wcześniej takie docinki były dla niego formą najlepszej rozrywki, więc o co mogło mu chodzić?
- Ja!!! Bo ty… - Zaczął demon bezwiednie wymachując ręką w stronę jeziorka, które już prześwitywało zza gęstwiny krzaków.- Zresztą nieważne!- Warknął i przedarł się przez chaszcze.
- Xellos, coś nie tak?- Zapytała podążając jego śladem.
- Nie…- Odpowiedział niezbyt uprzejmie po czym zanurzył końcówkę swojej lagi w wodzie i już po chwili nad taflą jeziora unosiła się chmura rozkosznej pary.
- No widzę, że coś się…- Zaczęła ale demon jej przerwał.
- Filia po prostu zrób mi tą przysługę i się dzisiaj nie odzywaj. Dobra? Ja ciebie proszę, naprawdę proszę. I nie zadawaj trudnych pytań.- Oświadczył demon i odszedł pozostawiając oniemiałą ze zdumienia dziewczynę.
- A tego co pogryzło?- Zapytała samą siebie i ściągnęła przez głowę bawełnianą sukienkę, którą po chwili namysłu rzuciła do gorącego jeziorka(żeby wyprać).
Otwierają się niebiosa,
I kapłan na święto wzywa.
Z łaski boga Starvatosa
Magia na miasto spływa.
Magii oddechu bogów,
Magii radości ludzi,
Niech na dźwięk złotego rogu,
Magia boskość w nas obudzi
Misterium czarów święte,
Niech się święci i Teodozje
Niech Aulety flet zaklęty
W czarodziejskie wiedzie wizje.
- Niech mnie LoN kopnie!- Wypaliła Lina przyglądając się kapłanowi, który przed chwilą śpiewem zachęcał wiernych do udziału w obchodach święta.
- Jak to się stało, że nigdy o tym nie słyszałam?-
- Może wystarczyło odgrodzić świat, w którym żyjesz, niezniszczalną barierą?- Zaproponował Zelgadis.
- Ty nie bądź taki mądry, to zbyt oczywiste żeby mogło zadziałać. - Oświadczyła czarownica, wraz z przyjaciółmi wychodząc z bocznej uliczki na główny plac.
- A jednak.- Odparł Zel i powiódł wzrokiem po miasteczku po brzegi wypchanym straganami, czarodziejami i wszystkim co miałoby jakikolwiek związek z magią.
- Swoją drogą, fajna impreza.- Dodał po chwili.
- No jasne!- Krzyknęła wiedźma uderzając pięścią w otwartą dłoń.- Przecież oni tutaj ledwo potrafią czarować, dla nich zaklęcie światła to cud. Dlatego o tym nie słyszałam! To całe święto to pewnie pic na wodę!- Kiedy tylko Lina skończyła mówić obok niej wybuchła kulka ognia a z niej wyłonił się pierzasty stwór przypominający owoc związku koguta z łabędzicą.
- Lino, to jest ta chwila, w której powinnaś zmienić swoją teorię.- Szepnął jej Goury na ucho. Czarownica przez jakąś chwilę otwierała i zamykała buzię wpatrując się w feniksa by w końcu zostać wyrwaną przez wybuch innego zaklęcia gdzieś na drugim końcu placu.
- Cóż, widać i tutaj mają magów z prawdziwego zdarzenia.- Powiedziała spokojnie Amelia, jakby zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego co się przed chwilą wydarzyło. W tym czasie feniks napuszył piórka i kaczkowatym krokiem podążył w stronę najmniejszego straganu ustawionego w najmniej zaludnionej części placu. Lina jak zahipnotyzowana poszła za ptakiem, a reszta najprawdopodobniej z powodu zwykłego przyzwyczajenia, zrobiła to samo co Lina. Jak wielkie było ich zdziwienie kiedy dotarli do małego drewnianego straganiku, którego właścicielem okazał się być ten sam staruszek, którego spotkali jeszcze tego ranka.
- C co pan tu robi?- Wypaliła Amelia wytrzeszczając oczy.
- Artefakty sprzedaję.- Padła odpowiedź.- Widzę, że przyjaciół jeszcze więcej zgubiliście.- Zauważył z promiennym uśmiechem.
- Taaa oni czasami lubią znikać gdzieś we dwoje.- Mruknęła Lina z kwaśnym uśmiechem. - No ale to teraz nieważne…to pana ptak?!- Wypaliła wskazując na przytytego feniksa, który wdrapał się na blat straganu.
- Mój on.- Przytaknął staruszek.
- A co pan tutaj robi? Tak naprawdę…- Zapytał uprzejmie Zelgadis.
- Magiczne przedmioty sprzedaję. Magiczny kiermasz raz w roku w miasteczku Hesebon, podczas święta się odbywa. - Odparł dziadek z niewinną miną.
- Czyli teraz?- Zapytał tępo Goury.
- Nie w Śmingusa Dyngusa…- Syknęła Lina po czym zwróciła się do starca.
- A może mi pan powiedzieć jak to się dzieje, że w miejscu gdzie nie powinno być w ogóle magii nagle odnajduje się spora, czarująca wcale dobrze społeczność i do tego robi sobie jeszcze magiczny kiermasz? - Starzec w odpowiedzi uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
- W ogóle kim pan jest?- Dopytywała się wiedźma.
- Nie to jest ważne panienko. Mój przyjaciel- w tym momencie pogładził po głowie feniksa - przyprowadził do mnie was…to za to ważne jest.
- No niech mi pan nie mówi, że ta magiczna kura może coś wiedzieć. Jedyne do czego się nadają to do przeróbki na odczynniki. A skoro mowa o odczynnikach, czy sprzedałby mi pan parę jego piór?- Zapytała sięgając po sakiewkę z monetami.
- Nie warto używać piór feniksa jako katalizatora magii, sprawiają, że zaklęcia stają się niestabilne.
- Jakoś to przeboleję.
- Feniksy przyszłość, którą da się zmienić potrafią widzieć Lino Inverse.- Oświadczył znienacka staruszek. Wiedźma nagle oprzytomniała i ściszyła głos.
- Skąd pan wie jak się nazywam?-
- Niedługo dowiesz się. Na razie to zapamiętaj: Niedaleko jeziora, ku zachodowi, jest wysoka skalista, góra. Gęstym lasem zarosła, a położeniem, przepięknem swoim, sławna. Na górze tej powietrze lekkie i czyste, woniejące balsamem, z kwiatów uronionym. Rozległy widok nad przestrzenią upoi tam każdego. - Wypowiedziawszy te słowa, Starzec wraz z całym kramem i grubym feniksem powoli zaczęli się rozpływać w powietrzu i nim czarownica zdołała zrobić cokolwiek już ich nie było. Lina zamrugała nerwowo i zapytała.
- Widzieliście to samo co ja?-
Jednak nikt jej nie odpowiedział bo wszyscy dawno już byli zajęci oglądaniem innych straganów i kiermaszów rozmaitości.
- Napatrzyłeś się?- Zapytała Filia wyciskając z włosów resztki wody i zawiązując tasiemki na bokach sukienki.
- Nie podglądałem cię.- Padła odpowiedź zza pobliskiego drzewa.
- Jasne. Wiesz co, mógłbyś mieć chociaż na tyle przyzwoitości by odejść chociaż parę drzew dalej.
- A ty byś mogła mieć na tyle przyzwoitości by uświadomić sobie, że nie wszyscy mają ochotę podglądać cię w kąpieli.
- To dlaczego wszyscy nie wrócili do obory?- Zapytała Filia wychodząc zza drzewo i stając twarzą w twarz z kapłanem .
- Prosiłem cię, nie zadawaj mi dziś pytań.- Odpowiedział wymijająco Xellos i chciał odejść ale dziewczyna zaszła mu drogę i z nie lada trudem pchnęła z powrotem na drzewo. Kapłan zrobił krok do tyłu, raczej z czystej kurtuazji niż przymusu ale i tak wyglądał na zdziwionego.
- Powiedz mi.- Powiedziała Filia mierząc go chłodnym spojrzeniem
- Przykro mi to tajemnica.
- Powiedz!
- Filia…daj mi spokój.
- Jak powiesz to ci dam…spokój. - Upierała się. Kapłan westchnął i spokojnym ruchem odjął od siebie ręce Filii po czym przyjrzał się jej z góry.
- Pilnowałem ciebie, zadowolona?
- Nie. Mówiłam ci że czuję się wtedy kontrolowana.
- Dlatego nie chciałem ci powiedzieć.
- Są szczególne powody tej nagłej ścisłej kontroli?
- Być może.
- Są czy nie?
- Są.
- A…
- Koniec rozmowy Filia…nie pozwalaj sobie. - Oświadczył lodowatym tonem kapłan i wyminąwszy Filię ruszył w stronę miasta pozostawiając zdumioną dziewczynę w tyle. Smoczyca otrząsnęła się z zadumy dopiero w momencie kiedy przyssał się do niej ogromny komar. Zabiła go i ruszyła w stronę obory z głębokim postanowieniem „bycia grzeczną”. Mimo wszystko, Xellos był dla niej pobłażliwy i nawet ona o tym wiedziała. Poza tym zawsze i wszędzie są pewne granice, nawet w ich relacji i nawet ona wiedziała kiedy odpuścić. I właśnie dlatego pewnych rzeczy się nie robi, tak jak nie zabiera się ulubionej szminki starszej siostrze.
Lina rozejrzała się w poszukiwaniu Gourego. Oczywiście nie trudno było wyoczyć wysokiego blondyna w błękitnych gustownych ciuszkach, wśród tej całej leśnej gawiedzi ubranej na szaro buro.
- Mogłeś na mnie poczekać.- Oświadczyła z wyrzutem, podchodząc do niego.
- Dlaczego? U tego staruszka nie było orzeszków.- Odparł Goury wsypując sobie do ust garść dziwnych fasolek.
- Goury, jesteś pewien, że wiesz co jesz?- Zapytała Lina biorąc od szermierza torebkę.
- Orzeszki…- Powiedział spokojnie.
- Goury!!!- Krzyknęła wiedźma widząc napis na opakowaniu.- Ten jeden orzeszek wystarcza za cały posiłek!
- Serio? Nie czuję.- Powiedział zdziwiony.
- Pewnie lipne.- Oświadczyła wiedźma.- Poproszę to samo.-Powiedziała do zaskoczonego sprzedawcy, który chyba nie wierzył w to co widział. Wiedźma wsypała do buzi całą garść orzeszków.
W tym samym czasie Amelia i Zelgadis okupowali zupełnie inny rodzaj stoisk.
- Zelgadisie a może to?- Zaproponowała księżniczka podając chimerze saszetkę z dziwnymi kulkami.
- A co to?- Zapytał biorąc od niej paczuszkę.
- Pozwala ci zmienić wygląd.
- Ale tylko na 24 godziny.- Przeczytał
- Możesz brać codziennie po jednej.
- Tak…w razie przedawkowania mogą wystąpić bóle głowy, nudności i biegunka, nie dzięki…- Powiedział Zel odkładając paczuszkę. Jednak po chwili namysłu kupił jedną kulkę.
- Na specjalną okazję.- Poinformował księżniczkę.
- A co powiesz na to?- Zapytała pokazując mu flakonik pełen płynu wyglądającego jak rtęć.
- Mikstura zmieniająca kolor włosów na blond? Błagam cię Amelio, wszystko tylko nie to.
- O! Ale to kupię na pewno. Kostki zadymy, fajna nazwa.- Oświadczyła dziewczyna kupując woreczek malutkich kosteczek, które rzucone tworzyły dymną zasłonę.
- Eliksir miłosny!- Nagle wykrzyknęła Amelia lecąc w stronę kolejnego targu. Zelgadis w ostatniej chwili schwycił ją za kołnierz i pociągnął w drugą stronę.
- Zastanów się czy jest ci potrzebny.- Oświadczył i rozejrzał się w poszukiwaniu Liny i Gourego, którzy teraz stali przy najbardziej MHROCZNYM stoisku.
- A to? - Zapytała wiedźma wskazując na naszyjnik wyglądający jak ukuty z czarnego metalu.
- To…-Westchnął sprzedawca.- To jest przeklęty Glejt Władzy.
- Glejt Władzy? - Powtórzyła zaciekawiona Lina.- A co to robi?
- Żadne zaklęcie nie wymknie się spod kontroli temu kto go posiada. Wyjaśnił sprzedawca. Linie aż oczy zaświeciły się z zachwytu gdy to usłyszała.
- Kupuję!- Oświadczyła.
- Hola Lina.- Powiedział Goury kładąc jej rękę na ramieniu.- Jest przeklęty, nie dotarło?- Szepnął jej na ucho.
- A co mnie to obchodzi? Chcę to mieć Goury!- Oświadczyła tonem nie znoszącym sprzeciwu. Szermierz wywrócił oczami i zwrócił się do sprzedawcy.
- Co to za klątwa?
- Nie można go zdjąć, a właściciel będzie dosłownie przyciągał do siebie ciosy strzał i miecza.- Odpowiedział z niechęcią sprzedawca.
- No to…-Zaczęła Lina sięgając po złoto.
- Nie ma mowy! Dziękujemy i przepraszamy za problem.- Powiedział stanowczym tonem szermierz po czym zarzucił sobie Linę na ramię i poszedł w stronę Zela i Amelii.
- A ten przemiły staruszek?- Oprzytomniał Goury.- Lina, coś ty mu zrobiła? - Zapytał ale nadąsana czarownica nie odpowiedziała.
- Lina…
- Nic! Nic mu nie zrobiłam. Gdybyś nie poszedł szukać żarcia to byś wiedział, że koleś rozpłynął się w powietrzu!
- Kto rozpłynął się w powietrzu?- Zapytała Amelia podchodząc do nich przyglądając się z dołu wiedźmie przewieszonej przez ramię szermierza.
- Ten dziadek! Od feniksa…powiedział, że jego ptak powiedział, że niedługo się spotkamy. A potem zaczął gadać coś o górze i wyparował.
- Zmyślasz.- Mruknął Zelgadis.
- No nie! Prawdę mówię! Sam zobacz!- Oburzyła się czarownica.
- Ulatniający się starzec z feniksem, który mówi, że los zaprowadzi cię na górę, tak?- Upewnił się Zelgadis.
- No tak. A co cię to tak interesuje, przecież wiele osób umie się teleportować, patrz Xellos.
- Xellos się nie teleportuje z całym kramem.- Zauważył Goury.
- Bo nie ma całego kramu, łosiu.- Odgryzła się wiedźma.
- Albo nas wkręcasz Lino, albo wygląda na to, że spotkałaś Starca z Wędrownej Góry.- Przerwał im Zelgadis, który wciąż wyglądał na takiego co by był bardziej przychylny pierwszej wersji wydarzeń.
- Kogo?- Zdziwiła się pozostała trójka.
- Zdziwaczały mag.- Wyjaśnił Zelgadis.- Ostatni z Wielkiej siódemki mędrców. Mieszka w domu na Wędrownej Górze, więc nie znajdziesz go dopóki on nie chce zostać znaleziony. Widać dopisało nam szczęście skoro się nami zainteresował.
- Zależy co rozumiesz przez pojęcie „szczęście”- Westchnęła Lina i uprzejmym kopniakiem poprosiła Gourego by ten postawił ją na ziemi.
- Trzeba będzie powiedzieć o tym Xellosowi i Filii.- Powiedziała i z żalem rozejrzała się po placu. - Kiedyś tu przyjedziemy Goury, jak już nie będziemy mieli na głowie ratowania świata.
Xellos odnalazł drzewo, które wyglądało przyzwoicie. Może nie było wyjątkowe ale miało gałęzie
dobre aby zgłębić teorie De revolutionibus orbium coelestium. Mówiąc prościej, szukał gałęzi na której można było ułożyć się tak, by do końca dnia być ogrzewanym przez słońce. Przyjął pozycję horyzontalną i skupił się na tym by wyglądać beztrosko.
Był obłudnym komediantem, to prawda, i w tym momencie cenił u siebie tą cechę jeszcze bardziej niż zwykle. Tyle przynajmniej mógł zrobić: nie wyglądać na zdenerwowanego. Chociaż Filia pewnie już się zorientowała. Z drugiej strony, wydawała się być bardziej przejęta tą szopką niż nim. Była wściekła za to, że po nich nie przyszedł, za tą oborę i za to, że kłamał. Bo wiedziała, że kłamie. Filia zawsze potrafiła to wyczuć…ale prawdy na razie powiedzieć nie mógł. Westchnął i ukrył twarz w cieniu rzucanym przez gałąź, której zostało zaledwie parę złotych liści. Powoli przywołał wspomnienia z dzisiejszego poranka.
Do miasta przybył z samego rana. Gdyby chciał, mógłby wynająć najlepsze pokoje i przyprowadzić tamtą bandę nieudaczników na miejsce bez najmniejszego problemu. I właściwie chciał to zrobić. Jednak nim przylecieli pozwolił sobie na mały relaks. Przysiadł na dachu jednego z drewnianych domów i cieszył się samotnością gdy tu nagle jego nozdrza uderzył obrzydliwy smród mokrego psa.
- Roa.- Powiedział z kwaśnym uśmiechem.- Jakie licho cię tu przygnało?
- Tak witasz starego przyjaciela?- Zapytał pół- demon stojący na dole. Nagle, w jednej chwili przykucnął i odbił się, by zakończyć swój popisowy skok przed nosem kapłana. Xellos uniósł jedną brew i warknął.
- Spadaj.
- Wiesz co Xellos. Tak sobie dziś pomyślałem, że ty mi byłeś jak brat.- Wypalił nagle Roa. Demon popatrzył na niego z niedowierzaniem. Ten koleś zawsze miał zrytą banię. Z racji tego, że był pół- demonem miał sporo ludzkich potrzeb np. potrzebę przyjaźni. A, że Xellos na własne nieszczęście miał dosyć łagodne usposobienie jak na potwora, Roa ubzdurał sobie, że się przyjaźnią.
- No i tak sobie pomyślałem…czy jest coś co mogę dla ciebie zrobić przed śmiercią?- Zapytał.
- Odsłoń mi słońce.- Mruknął Xellos kładąc się na wznak i czekając aż kretyn odejdzie. Lecz kretyn, jak to kretyni mają w zwyczaju, wciąż nad nim stał i wciąż zasłaniał słońce.
- Kiedy się widzieliśmy w Alwar, nie mogłem zrozumieć dlaczego wysłali za tobą Czterech, Cień i Garma. Po tym jak wyprowadziłeś Fetusy w pole dowiedziałem się, żeś skompletował sobie drużynę, druhu.- Paplał w czasie gdy Xellos zastanawiał się jak tępy musi być ten jego „przyjaciel” skoro nie wpadł na to wcześniej.
- Nie są ważni.- Mruknął na odczepnego mając nadzieję, że kretyn nie wie o kim mówi.
- Nie są ważni?!- Powtórzył Roa.
- Lina Inverse to nikt ważny!?- Dodał z niedowierzaniem. Czyli kretyn wiedział o czym mówił.
- Brzydka, impulsywna i płaska jak malowidła ścienne w Ravenshore wiedźma…nikt szczególny.- Rzucił Xellos i przy użyciu minimalnej ilości mocy przepchną natrętnego towarzysza w bok.
- A Goury Gabriev?- Zapytał Roa.
- Wziąłem go bo brał udział w przemycie bimbru i kandydował do sejmiku wojewódzkiego. Poza tym ma taki mieczyk, którym okłada każdego kto mu się nie spodoba.
- Zelgadis Greywords?
- On? Filozof i outsider. Fuzja człowieka, ciasteczkowego potwora i Jozina z bazin. Dziadek go w to zamienił bo pogryzł mu buty. No ale przynajmniej myśli, co wbrew pozorom jest jego niewątpliwą zaletą.
- Amelia Will…
- Daleka krewna Małego Głodu.
- A jest jeszcze ktoś…- Powiedział powoli Roa. Xellos drgnął, z racji tego, że znał upodobania swojego towarzysza, postanowił go ostrzec jakie mogą być konsekwencje upolowania Filii.
- A spróbuj mi ją upolować, to urwę ci łeb, ty idioto, przy samych nogach. - Zagroził.
- Nie chcę polować. Przecież mówiłem, że przyszedłem cię ostrzec!- Zaprotestował szybko pół-demon.
- Ostrzec? Już mnie ostrzegałeś.- Powiedział Xellos ale tym razem postanowił posłuchać tego co chce powiedzieć Roa.
- Garm wpadł na wasz ślad. Do wieczora tu będzie.- Powiedział szybo i ściszonym głosem pół- demon.
- Niemożliwe!
- Dla niego nie ma rzeczy niemożliwych i ty o tym wiesz, Xellosie. Już go raz spotkałeś, walczyłeś z nim.- Powiedział powoli. Kapłanowi w pamięci błysnęło wspomnienie potyczki sprzed dwóch tysięcy lat, z której ledwo uszedł z życiem.
- Xellosie to nie jest z naszego świata. Uciekaj, póki on nie poluje na ciebie. Uciekaj zanim uzna cię za dogodniejszą ofiarę niż Lina Inverse.
- Idź sobie Roa.- Powiedział powoli Xellos.
- Tej potędze się nie sprzeciwisz. - Ciągnął pół-demon ale ku własnemu zdumieniu, tajemniczy kapłan stwierdził, że on był autentycznie zatroskany. - Uciekaj. Uciekajcie wszyscy.
- Nie…- Powiedział powoli.
- Niewinni ludzie będą cierpieć przez twą upartą dumę.- Zagroził mu Roa kręcąc głową. Chwile stał w milczeniu po czym podszedł na skraj dachu.
- Do zobaczenia…chociaż lepiej żebyśmy się nie spotkali. Bo następnym razem będę twoim wrogiem.
- Czyli następnym razem cię zabiję.- Westchnął Xellos i uśmiechnął się beztrosko.
- Nawet kiedy mówisz takie rzeczy, wolałbym być zwolniony z JEJ służby, bo twym wrogiem z jej woli być, tego się najbardziej bałem.
- Jej?- Powtórzył Xellos lecz nim zdążył zrobić coś jeszcze Roa zeskoczył z dachu i pognał w las.
Roa nie kłamał. Garm ich wytropił i Xellos też to czuł. Zresztą, podejrzewał to od dobrych paru dni, chociaż w sercu żywił głęboko skrywaną nadzieję, iż tak duży odcinek jaki pokonali(Jama Baltazara a Uroczyska) zmyli tą bestię. Rzeczywiście, byli w patowej sytuacji…Garm był niezwykle silny. O wiele silniejszy od Fetusów, których pokonanie, gdyby nie las, wcale nie byłoby takie proste.
Xellos przeprowadził w głowie szybką kalkulację, czy może pozwolić sobie na stratę kogoś z grupy:
Lina- na pewno nie da jej zabić. Jak zwykle ona odgrywała tu najważniejszą rolę, więc Linę musiał koniecznie chronić.
Goury- Goury chronił Linę. Jeżeli przyszłoby im się rozstawać, to Goury byłby potrzebny. Poza tym władał Ostatecznością.
Zelgadis- Jako jedyny miał olej w głowie…od biedy mógłby zginąć ale po prostu był na to za mądry. Poza tym jak Xellos miałby przekonać Garma żeby polował na Zelgadisa a nie Linę?
Amelia.- Zabicie jedynej następczyni tronu jednego z największych państw byłoby politycznym samobójstwem. Poza tym Amelia była młoda, naiwna i łatwowierna…czyli właściwie była jego kukiełką na tronie wpływowego kraju. Takich inwestycji się nie poświęca.
On sam.- No siebie to poświęcał nie będzie. To, że chroni bandę głupich dzieciaków nie znaczy, że będzie to robił za wszelką cenę. Jakby coś nie wypaliło, to zdradzi ich, przyzna się do błędu i przyłączy do Zellas.
Filia- najlepiej to by było dać zabić właśnie ją. Z logicznego punktu widzenia. Bo z nielogicznego punktu widzenia Xellos miał dziwne uczucie, że ona wydaje mu się ważniejsza niż Lina. Ale nie miał zielonego pojęcia dlaczego…przecież nie miała dużej wartości dla grupy. Ale za to on miał, a ona miała na niego duży wpływ. Może właśnie o to chodziło? Tak. Pewnie o to. Jak coś się jej stanie to i jemu.
Xellos westchnął po raz kolejny. Miał związane ręce i nikogo nie mógł wystawić. A to oznaczało, że ta noc będzie trudna. Garm był godnym przeciwnikiem, ale on, kapłan bestii, miał nie jednego asa w rękawie.
Pogrążony w rozmyślaniach nawet nie zauważył kiedy słońce zaczęło zachodzić. Ocknął się dopiero gdy usłyszał dobiegający z oddali śpiew Filii.
„I po jaką cholerę tak wyje?” Zapytał sam siebie, nie dopuszczając do siebie myśli, że śpiew smoczycy mógłby mu się spodobać.
Pokręcił głową i zeskoczył z drzewa. Będzie musiał powiedzieć Filii, żeby się go pilnowała. To był jedyny warunek spełnienia jego genialnego planu.
- Prosisz o cud.- Powiedział do siebie gdy szedł w stronę dziewczyny. Odnalazł ją siedzącą na
nagrzanym resztkami słońca kamieniu i wyśpiewującą jakąś kretyńską, smoczą piosenkę.
A'nion mhin o, sin anall na fir shuiri,
A mhaithair mhin o! cuir na roithlean go dti me.
Dulaman na Binne Bui, Dulaman Gaelach
Dulaman na farraige, "s e b"fhearr a bhi in Eirinn
Ta cosa dubha dubailte ar an dulaman gaelach
Ta dha chluais mhaol ar an dulaman gaelach
Rachaimid go Doire leis an dulaman gaelach,
Is ceannoimid broga daora ar an dulaman gaelach
Broga breaca dubha ar an dulaman gaelach
Ta bearead agus trius ar an dulaman gaelach
O chuir me sceala chuici, go gceannoinn cior di,
'Se an sceal a chuir si chugam, go raibh a ceann ciortha.
O cha bhfaigheann tu mo 'nion, arsa an dulaman gaelach,
Bheul, fuadoidh me liom i, arsa an dulaman maorach.
(Oczywiście to nie smoczy a zdaje się celtycki czy coś takiego, wykorzystany na potrzeby fica. Trudno to rozczytać więc radzę posłuchać…piosenka ma tytuł „Dulman” i lepiej posłuchać kobiecej wersji...wykonują Celtic Woman)
Nawet czysty głos dziewczyny nie ratował tego gadziego bełkotu. Leczy gdy tak się przyglądał i krytykował w myślach śpiewającą dziewczynę, wbrew jego woli zadrgała ta cząstka duszy, którą zawsze starał się zadeptać i zniszczyć. Z jakiegoś nieznanego mu powodu uznał ten widok za ładny a jednocześnie smutny. To było naprawdę dziwne, niewiele wiedział o smutku a pomimo tego był pewien, że teraz czuje właśnie to. Kiedy tak na nią patrzył, jedynym o czym mógł myśleć to to, że pewnego dnia nie będzie mógł jej oglądać.
Mimo wszystko miał naturę estety…i egoisty, nawet on nie potrafił temu zaprzeczyć. Ta scena była takim jego własnym obrazkiem, który mógłby należeć do jego wyjątkowej kolecji. Westchnął i ruszył w stronę smoczycy, która spojrzała na niego dopiero kiedy usiadł obok niej.
- Co robisz?- Zapytał nie mając lepszego pomysłu na rozpoczęcie rozmowy.
- Siedzę.- Powiedziała rozmarzonym głosem.
- A co poza tym?
- Staram się ciebie nie zdenerwować.- Odpowiedziała, o dziwo, bez cienia złośliwości. Po chwili milczenia przyjrzała się mu uważnie i bardziej zapytała niż stwierdziła:
- Ty jesteś smutny?
- Słucham?- Zapytał odruchowo.
- Nie, nic…zdawało mi się.
- Nie, powiedz.
- No, wydało mi się, że jesteś smutny…tak, przez chwilę.- Powiedziała szybko i zaśmiała się nerwowo.- Nie bierz sobie tego do głowy, kobiety tak mają.
- Jak mają?- Zdziwił się nie bardzo rozumiejąc zachowanie dziewczyny.
- Lubimy kiedy mężczyzna jest smutny, bo to oznacza, że ma serce.- Powiedziała tak, że Xellos ledwo mógł ją usłyszeć. Chyba czekała na jakąś kpinę z jego strony, bo wyglądała na zaskoczoną kiedy powiedział:
- Niektórzy mają…tylko głupio się im do tego przyznać.
- Śmieszne.- Powiedziała powoli Filia.
- Co jest w tym śmiesznego?
- To…wszystko. To, że kiedyś bardzo podobne słowa wypowiedział Agrael.- Powiedziała bardziej do siebie niż do Xellosa.
- Ten twój…
- Narzeczony.
- Jeszcze go pamiętasz?- Zdziwił się kapłan tradycyjnie nieświadom swoich uczuciowych nietaktów. Filia uśmiechnęła się tak jakby tłumaczyła coś małemu dziecku.
- Niektórych rzeczy nie da się zapomnieć. Nie zapomnisz tego, bo "to" jest osobą, którą kochasz. Ból przemija, spotykasz nowych ludzi, ale pustka nigdy się nie wypełnia. Jakżeby mogła? Chociaż…- Tu zawiesiła głos.
- Chociaż?
- Nie od razu czujesz, że ktoś odszedł. Na początku towarzyszy ci jego zapach, wspomnienie jego głosu, jego rzeczy, nawyki…tak, że czujesz się jakby ten ktoś wyjechał w długą podróż i zaraz miał wrócić. Jednak z czasem, obrazy stają się matowe, zapach zanika, głos milknie, rzeczy rozsypują się w pył. I dopiero wtedy czujesz, że ten ktoś naprawdę odszedł. I z każdym utraconym wspomnieniem czujesz to coraz boleśniej.
- Ale ty dużo pamiętasz …cały czas o nim gadasz. W ogóle to mówisz o tym jakby to była wielka tajemnica. Poza tym pamięć o tych, których się kochało i odeszli jest lepsza niż żadna. - Powiedział kapłan.
- Nie prawda, wracają tylko chwile. I najczęściej nieruchome jak zdjęcia. Tęsknota za nimi jest jak krzyk. - Powiedziała. Zapadła cisza, obije wbili wzrok w zachodzące słońce nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Dopiero kiedy Filia zapytała Xellosa co chciałam ten przypomniał sobie po co przyszedł.
- Chciałem ci powiedzieć, że dziś w nocy masz się mnie pilnować. Cały czas w zasięgu wzroku, jasne?- Powiedział biorąc do ręki lagę i zeskakując z kamienia.
- Dlaczego?
- Ponieważ…spodziewamy się gościa.
- Nie przyszło ci nigdy do głowy, żeby mnie o coś poprosić?- Zapytała go Filia.
- Nie będę cię o to prosił…masz być ostrożna i tyle. Masz się mnie pilnować, jeżeli tego nie zrobisz będziemy mieć kłopoty. Nie rób niczego głupiego, dobra?.- Powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Jednak łatwiej by mi było ciebie słuchać gdybyś, chociaż raz poprosił. - Upierała się blondyna. Xellos wywrócił oczami na znak dezaprobaty i teleportował się tuż przed kapłanką, tak, że koniuszki ich nosów niemalże się stykały.
- Nie do wiary, że muszę cię prosić o to by nic ci się nie stało.- Powiedział obserwując swoje pionowe źrenice w rozedrganych oczach dziewczyny.
- Nie wiem jak to się robi, ale…- Zawiesił głos i uśmiechnął się przebiegle.- Proszę? Zrób to dla mnie?
- Dobra już dobra.- Przerwała mu odsuwając się na bezpieczną odległość. Xellos wyprostował się
Uśmiechając się do siebie i wyparował pozostawiając ogłupiałą Filię. Chciała syknąć ”kretyn” no, ale jak mogła go nazwać kretynem skoro sama chciała, żeby poprosił. Nie sądziła, że się zgodzi, i nie sądziła, że zrobi to w taki sposób.
Filia raz jeszcze spróbowała otrząsnąć się z emocji, jakie pozostawiła po sobie zaistniała sytuacja. Xellos widocznie znalazł sobie nowy sposób na rozdrażnienie jej…nie wiedziała jak to nazwać, ale od tego, co teraz robił wolała już te głupie kłótnie. Bo to, co się teraz działo, nie denerwowało jej w zwykły sposób. Nie denerwował jej wtedy Xellos, tylko ona sama. Jej własne reakcje na jego stalowy wzrok, wyniosłość, wystudiowany każdy gest. Przesadna uprzejmość, spokojny uśmiech. Specjalnie tak modulował głosem by miał najmilsze, najciekawsze brzmienie. Filia pokręciła z niedowierzaniem głową i pomyślała, że Xellos, powinien zastanowić się, w co grał.
Jednak w tym momencie i tak bardziej ją interesowało, na czym może tak zależeć kapłanowi, że zgodził się nawet ją prosić. Ten idiota stawał na uszach, żeby ukryć, że coś jej grozi, jej lub całej grupie. Dziewczyna chciała się skupić na tym właśnie problemie, ale jej myśli cały czas wracały do tego uczucia, gdy rozmawiała z kapłanem. Jakby wcale nie był tym, za co go brała.. Bez najmniejszej pomyłki trafiał w najczulsze struny, a to ją trochę przerażało. Przerażało ją to, że może mu zacząć ufać lub, o zgrozo, polubić! A takich rzeczy się nie robi, kiedy się wie o kimś, że jest z gruntu zły. Nawet, jeżeli w stosunku do niej potrafił być uprzejmy…czy też nawet jej bronił, to wiedziała, że ma w tym swój interes. Tak samo starała się pamiętać, że Xellos to potwór, morderca, okrutny kapłan, który bestialsko mordował niewinnych, bez mrugnięcia okiem, dla czystej chęci przelania krwi. Starała się, naprawdę bardzo się starała nie zapominać o prawdziwej naturze tego osobnika. A co jeżeli…Filia potrząsnęła głową. Nie ma żadnego, „co jeżeli”. Nie ma na świecie rzeczy, która by zmyła winy tego potwora i nie ma możliwości by ona mogła w niego kiedykolwiek uwierzyć. Dla niej był stracony…od zawsze i na zawsze.
- Filia, chodź! Lina i reszta wracają!- Krzyknął na nią demon.
I specjalnie tak robił, żeby ją jakoś ugłaskać, bo wtedy nie byłoby już nikogo, kto by mu się przeciwstawił. Nie…tak nie będzie drogi panie. Ona, Filia, już zadba o wychowanie kapłana bestii. Niech wie, że póki na świecie jest jeden smok, będą i kary za popełnione zbrodnie.
Obórka, w której mieli nocować była położona w niewielkim oddaleniu od miasteczka, tuż nad jedną z licznych rzeczek tworzących Uroczyska. Aby tam dojść trzeba było pokonać malutki, ale bardzo gęsty lasek. Tak, więc gdy Lina, Zel, Goury i Amelia wyszli z zagajnika ze zdziwieniem stwierdzili, że już robi się ciemno. Ruszyli w stronę stajenki gdzie przywitała ich Filia.
- I jak było?- Zapytała.
- Zrobiliśmy zakupy.- Pochwaliła się Amelia pokazując jej pakunki.
- I spotkaliśmy tego starca. - Poinformowała ją Lina.- Pytał się o ciebie. I Xellosa.
- Xellosa psa, czy tego gorszego?- Zapytała smoczyca.
- Wiesz, że to Starzec z Wędrownej Góry?- Wtrącił Zelgadis.
- Żartujecie.
- Nie serio. Najpierw pojawił się feniks…- Zaczęła Amelia, gdy nagle za jej plecami pojawił się Xellos.
- Penis?- Zapytał złośliwie. Księżniczka spaliła buraka.
- Feniks, ognisty ptak.- Wybąkała.
- Brzmi dumnie.- Zachichotał Xellos, po czym zwrócił się do Liny.- Jesteście pewni, że to on?
- Nie…-Padła odpowiedź całej czwórki. - A co?
- Nieważne.- Westchnął kapłan. - Nawet, jeżeli to on, to już raczej go nie zobaczymy. - Powiedział, ale w głowie już układał nowy plan. Jeżeli był tutaj Starzec z Wędrownej Góry a był, skoro był tu feniks, jego plan się diametralnie zmienił. Będzie walczył z Garmem i co więcej, złoi mu skórę.
- Xellos.- Z zadumy wyrwał go głos, Zelgadisa.
- Taaa?
- Tam coś jest. - Powiedziała chimera wskazując na gęstniejący w gęstwinie lasu, mrok.
- No nareszcie. - Westchnął demon uśmiechając się do siebie.
- Co to?- Zapytała Lina.
- Garm, demon antycznego świata.- Odparł ze stoickim uśmiechem.
- CO?!- Wrzasnęła cała reszta.- WIEJEMY!
Jednak w tym momencie z mroków dobiegło gardłowe warknięcie a wiatr przyniósł zapach rozkładającego się mięsa. Wszyscy zbili się w grupkę słysząc jak coś, rozmiarami zbliżonymi do niedźwiedzia zbliża się do nich na ugiętych łapach.
- Xellos, jeżeli zginiemy to ja cię zabiję.- Syknęła Lina szykując się do rzucenia jakiegoś zaklęcia. Nagle zrobiło się zupełnie ciemno a temperatura spadła gwałtownie, tak, że teraz z ich ust wydobywały się obłoczki pary. W lepkiej ciemności zajaśniała para zielonych ślepi i nagle ich uszu dobiegł dudniący warkot, który sprawiał, że kolana się pod nimi uginały. Wszyscy stłoczyli się za Xellosem, który uniósł lagę do góry i powiedział
- Odejdź płomieniu Szeolu.-
Na dźwięk jego słów z mroku dobiegł dziwny, warkliwy i budzący grozę śmiech, a chwilę później z mroków wyskoczyła ogromna, ciemniejsza od nocy bestia. W mroku rozległo się kłapnięcie potężnych szczęk i chwilę później potwór wylądował przed przyjaciółmi pokazując im się w pełnej krasie. Był to potężny wilk większy nawet od niedźwiedzia. Czarną jak smoła sierść miał posklejaną krwią i strupami a w olbrzymiej głowie nienawistnie jarzyły się zielone oczy łaknące krwi. Jednak najstraszniejsze były obnażone kły bestii, połyskujące w świetle księżyca niczym idealne, śmiercionośne sztylety. Olbrzymie zwierzę skuliło uszy, zadarł głowę ku górze i wydało z siebie ogłuszające wycie.
- Xellos.- Wymruczał widząc kapłana i zaczął krążyć wokół grupy, tak jak robią to głodne drapieżniki wypatrujące najsłabszej ofiary.
- Garm.- Odparł spokojnie demon. - Odejdź.- Powiedział wciąż zachowując opanowany ton głosu.
- Niby dlaczego?- Zapytała bestia i nerwowo się oblizała. I wtedy stało się coś, czego Xellos nie przewidział.
- Bo inaczej zrobimy z ciebie dywanik pod kominek!- Krzyknęła Lina i nim Xellos zdążył cokolwiek zrobić, rzuciła w wilka Rankor Ball. Zaraz zza jej pleców wyskoczyła Amelia i wypowiedziawszy skróconą inkantację potraktowała Garma Ra Tiltem. Oba zaklęcia wznieciły w powietrze kurz, jednak, gdy ten opadł, wilk stał tam gdzie poprzednio, nawet nie zadraśnięty.
- Magia?! Zrodziłem się z tego!- Zaśmiał się i przyczaiwszy się skoczył z szałem w oczach w stronę grupy. W ostatniej chwili Xellos odrzucił bestię zaklęciem fuzji. Garm upadł na ziemię, ale szybko się otrząsną.
- Eter?- Warknął zdziwiony.- Xellos ty…- Zaczął i ponownie skoczył ku demonowi, który ponownie go odepchnął.
- Taak, teraz bardziej naturalnie.- Powiedział wilk i wyszczerzył do nich wszystkie zęby w koszmarnym uśmiechu.
Rozpoczęła się walka. Dwaj przeciwnicy rzucili się ku sobie z taką zajadłością i nienawiścią, że pozostali jedyne, co mogli zrobić, to przyglądać się ich walce. Potyczka była wyrównana, raz Xellos upadał na ziemię osłabiony potężnym uderzeniem wilka, a zaraz, Garm rzucał się w piach skomląc z bólu. W pewnym momencie szala zwycięstwa przechyliła się na stronę Xellosa jednak wtedy stało się coś, czego demon nie przewidział. Tuż za swoimi plecami usłyszał ciche jęknięcie Filii. W niewytłumaczalnym odruchu odwrócił się by sprawdzić, co się stało i ujrzał jak dziewczyna chwieje się na nogach i osuwa na ziemię. Xellos zamarł na chwilę, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że cały czas bardzo nierozważnie korzystał z mocy smoczycy. Niestety ta chwila przeważyła na losach walki i okazała się najgłupszą rzeczą, jaką kapłan mógł zrobić. Najpierw wilk rzucił się na niego przyciskając go do ziemi i obezwładniając na chwilę, jednak, gdy tylko zorientował się, co było powodem rozkojarzenia przeciwnika ruszył w stronę Filii. Dziewczyna w przerażeniu oparła się o drzewo, ze strachem w oczach obserwując zbliżającą się, górującą nad nią postać. Gdy Garm pochylił się by ją obwąchać w rozpaczliwym geście rzuciła w niego jakimś marnym zaklęciem Eteru, na które jeszcze było ją stać. Xellos zamarł z przerażeniem obserwując jak czarna bestia oblizuje się i podchodzi jeszcze bliżej do Filii.
- A więc to tak?- Wymruczał Garm szczerząc kły w uśmiechu pełnym sadystycznej satysfakcji.
- Już prawie mnie przechytrzyłeś, mistrzu bestii.- Zaśmiał się i w jednej chwili skoczył na dziewczynę z obnażonymi kłami. Z ust Liny wyrwał się krzyk, gdy potężne ciało wilka runęło na smoczycę. Jak duże było ich zdziwienie, a już przede wszystkim samego Garma, gdy okazało się, że Filia resztką sił stworzyła barierę ochronną. Xellos szybko ułożył w głowie plan działania.
- Filia! Zdejmij barierę!- krzyknął do dziewczyny chroniącej się za coraz słabszym zaklęciem.
- A figa! Żeby mnie zabił?!- Odkrzyknęła.
- Jak nie zdejmiesz na pewno ciebie zabije!!!- Poinformował ją. Filia była na tyle przerażona, że nie mógł z nią nawiązać żadnego mentalnego kontaktu, a szkoda, może by wtedy wiedziała, że gdyby zdjęła barierę byłby ją w stanie teleportować, chociaż na jakieś głupie drzewo. Tymczasem wilk walił na oślep łapami i próbował ugryźć osłonę, która stawała się coraz słabsza. Od tyłu nadbiegła reszta atakując potwora. Zbył ich jednym machnięciem łapy rzucając z impetem Liną, Gourym, Zelem i Amelią o twarde kamienie. Jedyne, co go teraz interesowało to Filia kuląca się pod osłoną.
- Chodź! Chce twojej słodziutkiej krwi!!! Chodź do mnie ślicznotko!- Wył potwór.
- Filia proszę!- Krzyknął Xellos łudząc się, że i tym razem to podziała.
- Nie!
- Zaufaj mi!
- Nie ma mowy. - Odkrzyknęła. Kolejne uderzenie sprawiło, że poczuła jak bariera robi się prawie przenikalna tak, że czuła odór gnijącej padliny.
- Filia!-
- N…- Zaklęcie samo puściło. Dziewczyna upadła na ziemię i jedyne, co zdążyła zobaczyć to ogromna paszcza i rozszerzone w szale radości źrenice bestii. Zacisnęła oczy i ku swojemu zdziwieniu zamiast bólu wbijanych kłów poczuła szarpnięcie.
- Xellos!!!- Usłyszała Filia. Otworzyła oczy i ujrzała bestię tarzającą się po ziemi i trącą łapami oczy. Ona sama siedziała na ziemi tak jak przed chwilą z tym, że teraz obok niej był Xellos, który jedną ręką obejmował ją w pasie a drugą zaciskał na zranionym ramieniu. Zaraz i ona poczuła piekący ból na wysokości obojczyka.
- Ty przeklęty kapłanie!!!- Zawył oślepiony Garm i zaczął węszyć w poszukiwaniu ofiary. Xellos podniósł się z ziemi.
- Poczekaj.- Powiedział. Wyszeptał jakąś formułką i potwór odleciał na parę metrów.
- Amelia!- Krzyknął kapłan. Księżniczka w pośpiechu wygrzebała z torby zakupione na targu kostki i rzuciła je w stronę Garma. Nagle wszędzie zaroiło się od gęstej pary, która spowiła całą polanę. Filia z trudem dostrzegła jak Xellos gdzieś znika a wraz z nim zniknęły odgłosy wydawane przez Garma. Nagle zapadła ogłuszająca cisza, która trwała przez trzy minuty, aż nagle noc rozdarł przerażający wrzask. Filia z przerażeniem zerwała się na nogi i zaczęła nawoływać przyjaciół.
- Co to było?- Wyszeptała chwytając Linę za pelerynę.
- Nie wiem. Mam nadzieję, że nie Xellos. - Odparła wiedźma. Z oddali rozległo się wycie wilków niosące się echem po lasach.
- Nic wam nie jest?- Cała piątka podskoczyła na głos kapłana, który się nagle przy nich pojawił.
- Nie.- Odpowiedział Zelgadis.
- A tobie?- Demon zwrócił się ku Filii.
- A jak myślisz?! CO to było? O mało co mnie nie zabił.- Zapytała ciężko siadając na ziemi i spodziewając się, że przez dłuższy czas nie będzie w stanie się podnieść.
- Ciebie zresztą też!- Ciągnęła. - Wyglądasz koszmarnie!- Powiedziała przyglądając się kapłanowi i jego ranie.
- I tak się czuję.- Westchnął. Chwilę grzebał w soje torbie, po czym wyciągnął z niej garstkę czerwonych kamieni, które okazały się być rubinami.
- Nie mamy za wiele czasu, nie udało mi się go zabić.- Powiedział rozrzucając rubiny na ziemi.
- Lina, zostaw.- Rozkazał, gdy wiedźma zabrała się za zbieranie kamieni.
- Dlaczego?- Oburzyła się, jednak Xellos nie udzielił jej odpowiedzi, bo z oddali dobiegł ich dziwny śpiew, a po chwili ciemność rozjaśniła czerwono złota poświata.
Studia niesamowicie wszystko komplikują. W ogóle nie ma się na nic czasu. A właśnie, a’propos studiowania. Pamiętacie odwieczny spór o znaczenie ksywki „namagomi”? Otóż, nie oznacza ona świeże ścierwo lub śmieci. Owszem, nama to świeży a gomi to śmieć ale namagomi to…uwaga…odpadki kuchenne!!!
Informacja z atestem wydziału japonistyki w Wa-wie.
Ze wstydem muszę przyznać, że Zelgadisa i Amelię świadomie zaniedbuję...na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że 1. nie są zbyt romantyczni...ja przynajmniej wolę Zela jako samotnego wojownika.
2. jestem wybitnie nie utalentowana w sztuce pisania romansów, więc wolę się za to nie zabierać.
Punkt 2 jest wytłumaczeniem ciągłych kłótni Xellosa i Filii.
.
Nie uważam, żeby zaczynali od zera - i chociaż charakter Xellosa może momentami wydawać sie przerysowany to mimo wszystko służy to tu nadaniu fabule jakiejś dominanty. Xellos nigdy nie był czołową postacią w Slayers, zawsze trzymał się ubocza, więc obstawienie go w roli głównej w opowiadaniu stanowi pewien problem. Nie spotkałam się jeszcze z fanfikiem, który by jakoś tego lekko nie wypaczył. Albo demon staje sie ciepłą kluchą powtarzającą naokoło 'kocham cię' niczym tajemną mantrę, albo z kolei staje się tak okrutnym mordercą, że bez kija nie podchodź. W tym przypadku widoczne jest to we wzmocnieniu jego złośliwego stosunku do Filii, ale nawet największym koneserom udaje sie to przełknąć. Bo ta nadmierna złośliwość jest zawsze w jakiś sposób uzasadniona - mniej lub bardziej przekonywującymi argumentami.
Jeśli zaś chodzi o fakt, że Filia i Xellos potrafili pod koniec Try normalnie rozmawiać - tak też było w przypadku demona i Liny, co nie przeszkodziło temu pierwszemu w uprzykrzaniu życia tej drugiej w nowych seriach. Inną trapującą kwestią jest kontynuowanie działalności Xellosa w ten sam, klasyczny sposób zupełnie, jakby jego rozmowa z Valgaavem nie istniała. Wydawało mi się, że ktoś tu został uświadomiony o braku sensu walki demonów i bogów? No ale to już sprawa na inną dyskusję :) Pozdrawiam.
Dziwne
Dobra...wiem, ze to jest bardzo dobry fic i pewnie się ośmieszę ale mam pewne zastrzeżenia. Oczywiście nie do błędów, przecinków i literówek bo tu i tak jest ich mniej niż w przeciętnych ficach...więc sam tekst jest super.
Tylko, że wszyscy tak się zachwycają, że Xellos cały czas się kłóci z Filią...cóż moim zdaniem ich potyczki są jednak zbyt mocne i chyba Xellos nie jest taką świnią. Co do Filii...oryginalnie w wikipedii piszą, że miała charakter zbliżony do Liny, więc zastrzeżeń nie mam. Tylko, że mam wrażenie, że w tym ficu oni(to jest X/F) zaczynają od zera...a przecież, tu znowu powołam się na wikipedię...na koniec Try byli już w stanie przeprowadzić normalną rozmowę. A tu wszystko ogranicza się do "bycia razem" z przymusu i nawet kiedy próbują być dla siebie mili to czuć ogromny dystans.
Relacja Liny z Goorym jest fajna, za to Zelgadis i Amelia są na drugim planie a szkoda.
P.S podobało mi się wytłumaczenie(w którymś ze wcześniejszych rozdziałów) że demony nie mogą odczuwać emocji a mają uczucia. Wreszcie nie czuć tego paradoksu.