Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Days of Destroyer

XXX. Zawsze kiedy masz właśnie coś zrobić, okazuje się, że najpierw musisz zrobić coś innego.

Autor:Socki
Serie:Slayers
Gatunki:Fantasy
Uwagi:Fusion
Dodany:2010-04-22 08:05:41
Aktualizowany:2010-03-21 18:06:41


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Autor ogólnie nie ma nic przeciwko kopiowaniu czegokolwiek z tego fica przez osoby trzecie... Jeżeli takowa się w ogóle znajdzie, to niech osoba trzecia sobie kopiuje co chce i niech się nie krępuje.


Co zrobisz, gdy ktoś ci przystawi nóż do szyi, a ty akurat dostaniesz czkawki?

Kropelki deszczu spadały na ich głowy. To był taki dzień, gdy nic do siebie nie pasowało, tylko te krople cały czas spadały, więc szli. Zadowoleni z życia, bo deszcz cały czas padał, bo byli przemoczeni do suchej nitki, bo szli.

To chyba przez tego bluesa wygrywanego przez spadające kropelki. Ani Lina, ani Goury nie myśleli nawet o narzekaniu.

Świat był piękny pomimo pogody, zielone łąki zachwycały świeżością swych kolorów, w dole rozciągała się kraina tysiąca jezior ... przed nimi był świat, i tak naprawdę nic nie było w stanie popsuć ich humorów. Chyba, że...

- Różowy królik.- rzuciła Lina mrugając oczami.

- Co?- zapytał Goury wyrwany ze stanu podobnego do myślenia.

- Goury, ufasz mi?- zapytała go wiedźma.

- No wiesz, to zależy od sytuacji....

- A teraz?

- No chyba ufam.

- Widziałam różowego królika.

- Nie ufam. To pewnie przez ten deszcz Lino.

- NIE! Ja naprawdę widziałam różowego królika!!!

- Wiesz, może i jestem głupi ale bez przesady wiem, że króliki nie były, nie są i nie będę różowe.- Powiedział. W tym momencie urwał bo przed nimi ukucnął królik wielkości dużego psa, miał niebieskie oczy i był...

- Bogowie, różowy.- Jęknął Goury patrząc na dziwne stworzenie. Zwierzak przechylił głowę i przyjrzał się dziwacznej parze.

- Goury, czy myślisz o tym samym co ja?- zapytała powoli Lina.

- Myślę, że smaczniejszy będzie w potrawce.- odpowiedział szermierz i w tej samej chwili rzucił się na królika. Zwierzę umknęła przed nim jednym zwinnym skokiem, jednak tylko zdążyło odetchnąć a już Lina próbowała go chwycić.

- To też!- krzyknęła czarownica próbując złapać zwierzaka za uszy.- Ale raczej chodziło mi o zaklęcie którym go zmutowali.- dodała i wpadła brzuchem w wielką błotnistą kałużę.

- Lina czy ty we wszystko musisz mieszać zaklęcia?!- rzuciła Goury próbując zagrodzić królikowi drogę.- Taki się urodził, dlatego trzeba go zjeść.- Szermierz wykonał popisowy skok

zakończony upadkiem w kałuży obok wiedźmy. W ten sposób niestrudzona dwójka, pokonała spory kawałek drogi. Raz po razie lądowali w kolejnej kałuży by wstać, ewentualnie potknąć się wstając i zaliczyć kolejną glebę, znowu wstać i pobiec, a potem jeszcze raz wskoczyć w błoto, i tak w kółko.

Teraz zarówno Lina jak i Goury przypominali dwa warchlakozaury, byli brudni, mokrzy i kwiczeli ze śmiechu. Lina odwróciła głowę spoglądając na miejsce z którego przyszli.

- Zeszliśmy z ostatniego wzgórza, jesteśmy na Pojezierzach.- rzuciła do Gourego, który właśnie sprawdzał konsystencję i smak pecyny błota, którą miał w garści.

- GOURY idioto błota się nie je!- krzyknęła Lina i zdzieliła szermierza w tył głowy, gdy nagle

ich uszu dobiegło głuche stukanie. Podnieśli głowi i zobaczyli niepocieszonego królika walącego nogą o ziemię. Zapewne nie pasowało mu, że ludzie stracili zainteresowanie jego króliczym jestestwem. Lina raz jeszcze spróbowała chwycić zwierzaka ale on podobnie jak poprzednio odbiegł na parę metrów i znowu przystanął, przyglądając się towarzyszom.

- Wiem, że to zabrzmi głupio, ale on chyba chce, żebyśmy za nim szli.- zauważył szermierz.

- Goury, jak na ciebie to na nic mądrzejszego nie mogłeś wpaść.

Tak więc prowadzeni jakimś dziwnym przeświadczeniem (tj. inteligencją Gourego), przy niewielkiej pomocy różowego królika ruszyli przez labirynt wielkich jezior i wilgotnych, cienkich ścieżek trawy.

- Stawiam, że to ta walnięta wariatka od szyszek tutaj kombinowała, wyglądała na taką co by była w stanie dać posadę przewodnika wielkiemu różowemu królikowi.- szepnęła Lina do Gourego, lecz szermierz pokręcił głową.

- Nie, to raczej ta druga.-

- Dlaczego?-

- Gdyby ta pierwsza wyczarowała królika byłby czarny z kłami i czerwonymi oczami..

- Nooo Goury, brawo używasz tego czegoś co masz w głowie!!!- ucieszyła się Lina

- Czegoś?- zapytał.

- Nieważne, chodź idziemy bo królik nam zwiewa.- Pobiegli za różowym zwierzakiem który coraz bardziej przyspieszał.

Pojezierza były ogromną krainą składającą się w dużej części z dużych jezior i bagnisk, jedynie na północy grunt był w miarę suchy i tam też w pobliżu małej zatoki rozwinęło się niewielkie miasto przemytników. Bogate, kwitnące i nielegalne Kapone było dla czarownicy takiej jak Lina miejscem wyjątkowo ważnym. Ważnym z wielu powodów:

1-o(primo) Można zjeść tanio i dobrze

2-o. Można spać tanio i dobrze

3-o Można znaleźć coś BARDZO cennego

4- o leżało tylko trzy dni marszu od stolicy białej magii.

A to oznaczało, że ich niemalże roczna podróż dobiegała końca, jednak teraz ani Lina ani Goury nie wiedzieli, że zanim dotrą na koniec horyzontu czyli do Kryształu, czeka ich jeszcze jedna, niezwykła przygoda.

Królik przystanął i popatrzył wyzywająco na Linę i Gourego. Podeszli blisko, bliżej niż się spodziewali i wlepili oczy w zwierzaka. W tym momencie królik pokazał im język i skoczył do tyłu. Lina niewiele myśląc rzuciła się za nim a Goury myśląc jeszcze mniej, za Liną.

I nagle, ku zaskoczeniu, przerażeniu i zdenerwowaniu praw fizyki cała trójka wpadła do kałuży. Ale nie do takiej zwykłej!

Wręcz przeciwnie, do niezwykłej! Do niezwykłej kałuży bez dna!!!

Lecieli, lecieli, lecieli....Spadali w dół jakiejś wilgotnej dziury obijając się o jej błotniste ściany. Nagle Lina poczuła jak Goury zaciska dłoń na jej ręce a króliczek na jej nodze. Zwierzak wyszczerzył się bezczelnie do dziewczyny i wtedy zdała sobie sprawę z tego, że zamiast dwóch siekaczy puchate różowe coś posiadało uśmiech człowieka tj. wszystkie niezbędne ząbki.

- Królik z kłami.- pomyślała- No ładnie naćpałam się…teraz to już na pewno. Jednak rozmyślania Liny zostały przerwane szybko i boleśnie, bo właśnie w tym momencie cała trójka spadła na twardą ziemię. Czarownica potarła cztery-litery i rozejrzała się dookoła. Byli na pojezierzach. Ale jakby trochę innych. Pagórki zamiast na południu były na północy, morze na wschodzie a jeziora miały inny kształt. Czarownica szybko interpretując fakty zadarła głowę do góry. Było tak jak się obawiała.

Naćpała się!!!!

Co więcej, musiało być to coś twardego, bo na niebie zamiast chmur widziała wielką kałuże-wielką kałużę od spodu, w woli ścisłości.

- Rany!!! Spóźnię się!- Krzyknął królik. Goury i Lina wytrzeszczyli oczy.

- Jesteś królikiem, nie możesz gadać.- jęknęła Lina.

- Jestem twoją fantazją.- odparł

- Nie możesz być fantazją bo jest tu Goury.

- To dlaczego twierdzisz, że się naćpałaś?

- Może dlatego, że to logiczne wytłumaczenie?

- A co jeżeli zmysły cię oszukują?

- A oszukują?

- Zapytaj sceptyków...

- Kogo?

- Nieważne! Nie mam czasu dla ciebie dziewczynko, muszę oddać książkę do Miasta Ksiąg!!

- Zaraz, zaraz, co?!- Krzyknęła Lina, która z minuty na minutę gubiła poczucie spójności własnych myśli.

- Jak chcesz możesz iść ze mną, tam na pewno znajdziesz kim byli sceptycy.- warknął mocno już poirytowany królik i pognał na przód.

- Hej czekaj!- Krzyknęła Lina i rzuciła się w pogoń za różowym futrzakiem. „Mógłby być biały,

byłby bardziej widoczny” pomyślała. Goury także rzucił się w pogoń za zwierzakiem, to akurat lubił. Pracować mięśniami a nie mózgiem, a już szczególnie lubił to robić w snach bo wtedy nie miał zakwasów. A więc śnił dalej, nie zdając sobie sprawy jak realne mogą być niektóre z nich.

Biegli długo, mijając kolejne jeziora aż w końcu stanęli przed olbrzymią tonącą hen wysoko w chmurach, wieżą z piaskowca. Wyglądała jak stożek otoczony serpentyną schodów, z mnóstwem wejść i okien.

- Rany, rany.- Zajęczał ponownie królik i pobiegł do głównego wejścia. W ślad za nim ruszyli

Lina i Goury i już po chwili znajdowali się w przeogromnej hali oświetlonej słońcem wpadającym przez rzeźbione okna, tak by cień padający na środek sali przypominał wymyślną arabeskę. Dwójka przyjaciół zaczęła rozglądać się z podziwem, ich uwagę przykuł duży zastawiony stół, przy którym siedziało dwunastu rycerzy. Wszyscy spali nie ruszywszy jedzenia.

- Co wino robi z człowiekiem.- Powiedział Goury i poszedł by poczęstować się kurczakiem. W ostatniej chwili Lina złapała go za przegub.

- Nie pamiętasz?- zapytała z wyrzutem- Nie jedzcie nic ze stołu Śpiących rycerzy. - Goury

pokiwał głową. Nie pamiętał ale wolą nie denerwować Liny. By odejść od kuszących zapachów, wraz z Liną, postanowili pozwiedzać Miasto ksiąg zanim nie wykombinują sposobu na powrót. Weszli na jedne z tysiąca schodów i zaczęli zwiedzać. Jak się okazało Miasto ksiąg było ogromną biblioteką(nie trudno było się domyślić). Mijali różne piętra, każde z nich z tysiącami, a może nawet milionami książek poustawianych na kamiennych regałach. Między nimi latały małe błękitne krowy z motylimi skrzydełkami i cały czas, a to coś poprawiały, a to układały książki. W ten sposób Lina i Goury przeszli jakieś dwa piętra, przy trzecim nogi odmówiły im posłuszeństwa, z tego też powodu wgramolili się do jednej z sal, opatrzonej tajemniczym tytułem „Fantastyka i fanfiction”. Oparli się o jeden z regałów oddychając ciężko. Nagle ręka Liny trafiła na małą książeczkę, w skórzanej oprawie. Była stara i zużyta jednak strony wyglądały na dobrze zachowane.

- „Romanse” pióra Deo Delaline Metalium Kastin- przeczytała na głos.

- Ciekawe co to może być.- pomyślała przewracając szybko kartki książeczki. Przez chwilę

miała wrażenie, że widziała słowo „Xellos” ale nie zdążyła się przyjrzeć bo usłyszała zduszony okrzyk Gourego.

- Co jest?- zapytała zaglądając mu przez ramię. Szermierz trzymał w rękach cieniutką oprawioną

w czerwony atłas książeczkę. Autorką była niejaka Urwena. Złoty litery układały się w słowo „Żywioł” a pod spodem była rycia. NIE BYLE JAKA RYCINA! Rycina przedstawiająca dwoje ludzi do złudzenia przypominających ją i Gourego.

- Dawaj to!- Wyszarpnęła mu z rąk książeczkę i zaczęła kartkować. Im bardziej zagłębiała się w

lekturę tym bardziej czerwona się robiła. „za rękę” „Goury” Tak takie słowa, w takim ustawieniu tam się pojawiły. Ze wstydu spłonęła aż po końcówki swoich rudych włosów.

- Co to jest?- jęknęła.

- Pojęcia nie mam.- odparł szermierz wyciągając kolejną lekturę.

- O znowu my.- mruknął.

- Bo jesteśmy w bibliotece ćwoku!!! Na tym regale wszystko jest o nas!- Warknęła Lina i wstała

by przyjrzeć się napisom. Przeszła trochę w prawo i zaczęła wyciągać książki.

- Akai Murasaki “Jaśmin”- przeczytała. O dziwo, znowu trafiła na romans, zmarszczyła brwi i zrobiła parę kroków do tyłu.

- No tak ROMANSE- westchnęła czytając napis nad półkami. Wyglądało na to, że znaleźli się w

jakiejś przedziwnej bibliotece gdzie znajdował się ogromny zbiór książek opowiadających O NICH!!! Dalej widniały napisy „dramat”, „humor” „przygoda” „klasyka” „epopeje i sagi” „hentai”. Nagle zza pułki usłyszała histeryczny śmiech przyjaciela. Wyciągnęła parę książek i przez dziurę, która powstała spojrzała na tarzającego się po ziemi Gourego.

- Co ci jest debilu?- warknęła. Szermierz ledwo wstał ocierając łzę i kazał popatrzyć Linie na to co trzyma w ręce.

- No i?- zapytała przyglądając się ciemnemu małemu wydaniu „ A co potem?” Wergiliusza.

- Otwórz!- rzucił Goury - To jest o Filii i Xellosie!!!!

- No to co?!-

- Romans Lina, ROMANS!!!- zawył Goury i znowu zaczął się śmiać. Na twarzy czarownicy

pojawił się szeroki uśmiech. Czyli się nie pomyliła, te wszystkie książki, TO WSZYSTKO! Było o nich!!!

Nie trzeba było długo czekać by Lina i Goury rzucili się na regały w poszukiwaniu co smaczniejszych kąsków. Wyciągali co się dało na stosiku „lektur obowiązkowych” pojawiło się Mei'an, Przekręt, In the End, Slayers Soray i Shimpai, Opowieść wigilijna, Light and Darkness, Wakacje, Powrót i sen, Królowa Gołębi, Problem, Kołysanki utulanki, Romanse , Pan Zelgadis i Bhaal też się znaleźli w zbiorze. Po krótkim namyśle dorzucili jeszcze „Kiedy zaciera się granica między niebem i piekłem” oraz z dwadzieścia innych lektur których teraz nie chce mi się wymieniać. Goury ugiął się pod ciężarem 58 książek które postanowili wypożyczyć. Zadowoleni ze swojego odkrycia ruszyli na dół. Po jakiejś godzinie ciągłych upadków i wypuszczania książek Linie na głowę, doszli do głównej sali. Cień przesunął się o parę dobrych metrów a rycerze dalej spali.

- Zastanawia mnie która jest godzina.- Mruknęła Lina

- I gdzie możemy wypożyczyć te książki.- dodał Goury. W tym momencie ujrzeli zadowolonego

Różowego królika drepczącego w ich stronę.

- I co, znalazłaś coś o stoikach?- zagadnął.

- Coś znacznie lepszego.- odpowiedziała czarownica uśmiechając się złośliwie.

- Słuchaj królik wiesz gdzie możemy je wypożyczyć?- zapytała po chwili namysłu

- Nigdzie. Wynosicie ale po trzech dniach musicie oddać, bo inaczej traficie między nich.- wskazał puchatym uchem na rycerzy.

- O to fajnie. Goury idziemy. Goury? - rozejrzała się nerwowo. Goury właśnie sięgał po kawałek chleba.

- Goury idioto nie jedz te...- cała budowla się zatrzęsła. Królik kwiknął i rzucił się w stronę wyjścia.

- Goury wiej!!!- Wrzasnęła ale szermierz nie słuchał i dalej wcinał wszystko co się dało. Był tak pochłonięty konsumpcją, że nawet nie zauważył jak rycerze podnoszą się powoli i sięgają po broń.

- Bogowie, co za idiota!- jęknęła wiedźma i pobiegła w stronę szermierza.

- Głupia dziewucho zaraz wszystko się zawali!!!- krzyknął za nią królik. Czarownica w ostatniej

chwili stworzyła małą kulkę i razem z Gourym, Królikiem I KSIĄŻKAMI wylecieli na zewnątrz.

Bańka pękła i podobnie jak poprzednio wszyscy zwalili się na ziemię, z tym, że teraz 58 grubych książek spadło im na głowy.

- Uf uciekliśmy im- odetchnęła czarownica i walnęła szermierza w głowę. - Mówiłam ci IDIOTO nie jedz od rycerzy!!!

- No przecież uciekliśmy.- zaprotestował

- Ta tak sobie wmawiaj.- syknął królik i pokazał pulchną łapką na wściekłych rycerzy sunących w ich stronę.

- W długą!!!!- zawyła Lina.

- Do góry!- poprawili ją Goury i królik którzy wskazywali na dziurę w niebie.

- Jak?-

- To ty chyba jesteś czarownicą.- rzucił wściekły królik i wpakował się jej na ręce.

- Hej capisz!!!!- krzyknęła oburzona

- Należę do zającowatych, czego się spodziewałaś?- odparł.

- Linaaaa!- jęknął Goury z przerażeniem w oczach obserwujący rozjuszonych rycerzy.

- LEVITATION!- Czarownica, z różowym królikiem na rękach, szermierzem przyczepionym do

nogi i kupą książek zawiniętych w pelerynę wyleciała w powietrze.

Teraz sylwetki podskakujących i klnących rycerzy malały w dole. Byli coraz bliżej mokrej, ciemnej dziury.

- Uwaga!- krzyknęła gdy silny podmuch wiatru pociągnął ich ku górze.

To było jak mikser...albo jak pralka. W każdym razie to co odczuwała trójka uciekinierów nie było przyjemne. Wirując i obijając się boleśnie o twardy tunel wylecieli z kałuży na parę metrów do góry. Jedyne co zdążyła pomyśleć Lina to to, żeby mocno trzymać książki, bo w innym wypadku znowu pospadają im na głowy.


- Spadaj!- warknęła Lina i odtrąciła coś wilgotnego co miziało ją po policzku. Otworzyła oczy.

Było piękne jasne niebo, z białymi chmurkami BEZ ŻADNEJ KAŁUŻY!!!!

- A jednak to sen. - pomyślała oddychając powoli i ciesząc się, świeżym powietrzem. Znowu coś ją pomiziało, odwróciła się na drugi bok.

- Bogowie! Pan królik! Czyli to nie był sen!- krzyknęła do różowego puchatego zwierzaka.

- Długo spaliśmy?- zapytała. Króliczek popatrzył na nią oczami pełnymi zdumienia i uciekł.

Czarownica usiadła na wilgotnej trawie trąc głowę. Już nie padało. Obok niej leżał Goury i książki.

- Moje maleństwa!!!- Lina chwyciła jedną z nich i zaczęła przeglądać. Wszystko dobrze, na miejscu. W tym momencie obudził się Goury.

- Nie uwierzysz mi Lino jaki miałem sen.- zaczął.- Śniło mi się, że goniliśmy różowego królika, a potem, a potem....to była prawda?- zdziwił się patrząc na książki.

- Prawda, ale możliwe, że nasze zmysły nas zwodzą?- odpowiedziała czarownica z uśmiechem...

- Daj spokój Goury, nie wysilaj się bo i tak nie zrozumiesz. Idziemy.- zarządziła i wstała by pozbierać swoje rzeczy.

W ten oto nadzwyczajny sposób stracili jeden dzień marszu. Jednak nie przejmowali się tym zbytnio, bo upragniony cel, miasto przemytników Kapone, był już tuż, tuż.

Tylko jeszcze jeden dzień marszu....

- Gouryyyyy debiluuuuuu!!!



HA!!!! Najkrótszy rozdział jaki w napisałam!!! Pięć stron! Rany na prawdę się postarałam!!!!

Mam nadzieję, że autorzy ficów które tu wymieniłam nie mają mi tego za złe?

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.