Opowiadanie
Days of Destroyer
XXXII. Od ostrzału nieprzyjaciela celniejszy jest tylko ostrzał własnych wojsk.
Autor: | Socki |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Fantasy |
Uwagi: | Fusion |
Dodany: | 2010-05-04 21:56:55 |
Aktualizowany: | 2010-05-04 21:56:55 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Autor ogólnie nie ma nic przeciwko kopiowaniu czegokolwiek z tego fica przez osoby trzecie... Jeżeli takowa się w ogóle znajdzie, to niech osoba trzecia sobie kopiuje co chce i niech się nie krępuje.
Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie dobro czyni.
Johann Wolfgang Goethe
Linę obudził wschód słońca i chłodne powietrze smagające jej twarz. Przetarła oczy i podniosła się powoli, lecz dopiero po chwili uświadomiła sobie, że jest na grzbiecie Filii jakieś 500m nad ziemią. Powietrze było tak chłodne i krystaliczne, że widziała położone przed nimi oświetlone przez pierwsze promienie złotego słońca miasto białej magii, Sailune.
- Która godzina?- Krzyknęła do Filii.
- Czwarta, może piąta, nie później. - Padła odpowiedź- Za trzy godziny będziemy w Sailune.
Lina poczuła niemiły skurcz w żołądku, jeszcze nigdy nie była tak niezdecydowana jak dziś. Ktoś ją wepchnął do historii, której nie rozumiała, która prowadziła ją w najmniej oczekiwane miejsca, do tego niekoniecznie bezpieczne. Jednak najbardziej ją martwiła świadomość, że znowu może się okazać, że wszystko zależy od niej. Nienawidziła tego! Na prawdę szczerze tego nienawidziła, była zbyt beztroska żeby przyjmować taką odpowiedzialność. Dosyć już miała obowiązków, a przecież i tak musiała jeszcze powiedzieć wszystkim, że nie znaleźli bohatera ani nawet rozwiązania. A jak by tego było mało pewnie wszyscy będą czekali jak nie, kto inny, a właśnie ona, zrobi z tym porządek. W głębi serca, przeczuwała, że okupi tą misję życiem. Zerknęła na śpiących przyjaciół.
- Witaj Linaaaa!!! - Irytujący głos Xellosa wyrwał ją z zadumy i sprawił, że mało nie zleciała z Filii.
- Xellos!- Krzyknęła wściekła.
- Herbaty?- Zapytał kapłan wyciągając w jej stronę filiżankę z parującym napojem. Posłała mu wściekłe spojrzenie i usadowiła się wygodniej. Swoją drogą zawsze chciała zapytać jak to się dzieje, że on i Filia potrafią zaparzyć herbatę niezależnie od miejsca, w którym się znajdują. Już miała zadać to pytanie, lecz uprzedziła ją smoczyca.
- Xellos! Złaź ze mnie! - Krzyknęła Filia
- Przecież na tobie nie siedzę!- Zaprotestował.
- Wystarczy, że jesteś!
- Jakie to oczywiste.- Przerwał im głos Zelgadisa.
- Co jest oczywistego?- Zapytała Lina
- Bycie obudzonym przez kłótnie tych dwojga.- Wytłumaczył wskazując brodą na parę kapłanów.
- My się nie kłócimy!- Zaprotestowali.
- Tak wiem zbieracie jagody…Hej Amelia wstawaj! - Krzyknęła Lina do księżniczki- Jesteśmy prawie na miejscu!
Księżniczka usiadła tak gwałtownie, że o mało, co nie zepchnęła Gourego. Wszyscy rzucili się na pomoc biednemu szermierzowi, co wywołało niewielkie zamieszanie na grzbiecie Filii.
- Moglibyście się uspokoić!!! Moje plecy nie są z kamienia!- Krzyknęła zdenerwowana.
- Nie?- Zdziwiła się Lina
- Nie.- Powiedział Xellos zawisając nad Liną. - Nie wiem czy wiesz Lino, ale Lacertilia
Xantusiidae z rzędu łuskonośnych, znanych również jako Smok Złoty Wyższy, cechuje się bardzo słabą i drobną łuską pokrywającą jego ciało. Łuski złotego smoka nie pełnią funkcji obronnych a zwyczajna strzała jest w stanie je uszkodzić stąd też duża zdolność regeneracji. Z tego też powodu złote smoki nie należą tak jak większość smoków do rodziny zauropsydów(królestwo zwierząt)jakby wynikało z nazwy tylko do teodsydów czyli stworzeń boskich a to klasyfikuje je najwyżej w systematyce większości stworzeń tego świata.- Powiedział kapłan z miną pod tytułem „wiem wszystko”. Lina przekręciła głowę i posłała mu spojrzenie przeznaczone dla, Gourego gdy ten próbuje myśleć.
- No oczywiście złoty smok nie może znaleźć się wyżej, od mazoku, bo w ko...- Ciągnął Xellos, ale urwał, gdy uchwycił spojrzenie smoczycy.
- Bo w końcu mazoku są z rzędu neogmatycznych i wspólne cechy ze smokami mają dopiero w podtypie.- Dokończył posyłając smoczycy bezczelny uśmiech. Ku własnemu zadowoleniu
Ostatnio dokonał odkrycia, że ze wszystkich świństw, jakie można zrobić Filii, największym było nie danie powodu do kłótni.
- Xellos, byłeś już w Sailune?- Zapytał nagle Zelgadis przerywając jego wykład.
- Byłem w paru miejscach.- Odparł enigmatycznie kapłan.
- Po co?
- Aaa to tajemnica.
- Xellos!- Fuknęła Lina
- Jeżeli powiem wam, że poszedłem na piwo uwierzycie mi?- Zapytał demon.
- Nie, bo zazwyczaj kłamiesz.- Odpowiedział, Zelgadis.
- To, po co mnie pytacie?
- No to, że nie byłeś na piwie było oczywiste, ty piszesz tylko herbatę.- Powiedziała Lina starając się zachować równowagę.
- Bystra jesteś!- Krzyknął radośnie kapłan i zaklaskał w dłonie.
- Dajcie spokój, prawie cała drogę był w pobliżu nas.- Przerwała im znudzona Filia zerkając na towarzyszy.
- Filia musisz mi psuć zabawę?- Jęknął Xellos rozkładając ręce.
- Muszę.
- To ja też ci popsuję! Wcale nie byłam cały czas przy was!- Krzyknął nadąsany- Byłem jeszcze na wschodzie i na zachodzę i widziałem jak zbierają się wszystkie armie, które wezwał niszczyciel! - Zanim kapłan skończył mówić Filia już przyśpieszyła.
- Widzicie, tak to się robi!- Krzyknęła do przyjaciół i ruszyła w stronę Sailune.
W Sailune zaczął się kolejny zwykły dzień. Na bezchmurnym niebie pojawiło się piękne poranne słońce oświetlające białe mury stolicy magii, sprawiające, że miasto błyszczało jak perła porzucona na zielonych stepach. Pierwsi mieszkańcy pojawili się na ulicach, a wielu z nich szło do pracy już zupełnie bez cienia emocji mijając kryształ, który wyrósł na głównym rynku. Nagle spośród spokojnych porannych rozmów wydobył się przeraźliwy wrzask. Młoda dziewczyna upuściła koszyk i wskazywała drżącym palcem na potężne złote stworzenie mknące nad miastem. Wyglądało jak złota błyskawica i leciało w stronę zamku z zawrotną prędkością. Tłum gapiów zbiegł się na głównym rynku i obserwował jak stworzenie znika na placowym pałacu pochłonięte przez złoty blask strzelający jasną łuną w stronę bezchmurnego nieba.
- Wystraszyła ich panienka!- Powiedziała Amelia, trochę z wyrzutem trochę z rozbawieniem.- U nas nie widujemy złotych smoków.
- Tak jak w reszcie świata, jestem ostatnia.- Fuknęła Filia- Ale nie wiedziałam, że się tak przestraszą.
- A nie mówiłem?- Zaczął Xellos.
- Nie, nie mówiłeś.- Powiedziała kapłanka i ruszyła w stronę Liny. Kapłan stał jeszcze jakąś chwilę pogrążony we własnych myślach.
- A myślałem, że mówiłem.- Powiedział do siebie i pobiegł za przyjaciółmi.
Nie zdążyli dojść do pałacu, gdy na ich powitanie wypadł książę Philionel i wraz z Amelią w towarzystwie przeraźliwych pisków rzucili się sobie w ramiona.
- Śmieszne.- Mruknął Zelgadis do siebie uśmiechając się.
- Co jest takiego śmiesznego Zel?- Zapytał Goury.
- Pomyśleć, że prawie rok temu właśnie tutaj się żegnaliśmy.- Powiedziała chimera.
- Naprawdę?- Zdziwił się szermierz i szybko zrobił unik przed pięścią Liny.
- Psujesz nastrój bałwanie!- Ryknęła ruda.
- Naprawdę to było rok temu?- Zapytała z niedowierzaniem Filia.
- Nie dwa tygodnie, wiesz?- Syknęła wiedźma.
- No wiedziałem!- Ucieszył się Goury waląc pięścią w otwartą dłoń. Lina pokręciła głową i
Ruszyła w stronę Amelii. Chciała zapytać o plany na najbliższe dwa dni, ale zarówno ojciec jak i córka byli tak upojeni radością ze spotkania, że nie dawało się z nimi dogadać. W końcu, gdy oboje się nacieszyli sobą, książę zawołał służbę i kazał jej odprowadzić podróżnych do ich pokoi. Tyle wyszło z rozmowy.
Gdy ich odprowadzono przyjaciele z radością odkryli, że były to te same komnaty, co w zeszłym roku. Żadne z nich nie przypuszczało, że normalne miękkie łóżko i bezpieczne grube mury mogą dawać aż tak wielkie poczucie bezpieczeństwa i błogości. Gdy po paru godzinach zawołano ich na obiad mieli wrażenie jakby odpoczywali przez tydzień. Po sytym posiłku cała szóstka wraz z księciem Philionelem wybrała się do mniejszej sali by przedyskutować najważniejsze sprawy.
- No, więc, dzieci..- Zaczął Phil. Xellos i Filia zerknęli najpierw na siebie a potem na rozradowanego księcia.
- Mówcie, co się dzieje w wielkim świecie! Co w dalekim królestwie, Elebrethu, co na północy!?- Zapytał. Wszyscy popatrzyli po sobie. W końcu odezwała się Lina.
- Eeee jakby ci to wytłumaczyć tatko. Dużo.- Wtrąciła Amelia- To zależy, co chciałbyś wiedzieć.
- Chyba najbardziej interesuje mnie odpowiedź Akkary, pewnie już słyszeliście, że do Sailune nadciągają wrogie wojska ze wschodu i zachodu. - Powiedział Książe. Nie wyglądał na szczególnie zmartwionego tym faktem, co niestety bardzo martwiło grupę. Król, który nawet w obliczu wojny pozostaje wesoły nasuwa na myśl różne, nie koniecznie najlepsze skojarzenia.
- Akkara zgodziła się na tymczasowe przymierze, o ile po wojnie ustalimy zasady sojuszu. - Powiedział Zelgadis. Uradowany Phil klasną w dłonie.
- To dobrze!- Krzyknął.- Z pomocą przybędą też Xoanna i Twingling Gate, co prawda to niewiele, ale inne państwa federacji będą chroniły te dwa w czasie, gdy ich wojska będą tu. Mimo wszystko spodziewam się sporej armii. Ta walka, to ostateczne stracie. Nie wiemy, z czym walczymy, ale na pewno nie poddamy się, jeżeli ginąć, to tak żeby o nas śpiewali!
- Obawiam się, że może później nie być kogoś, kto będzie śpiewał.- Westchnęła ciężko Lina.- Nawet największa armia nic nie pomoże, jeżeli nie znajdziemy bohatera, który pokona Niszczyciela.
- Nie znaleźliście go?- Zapytał zaskoczony książę. Reszta obdarzyła go ponurym spojrzeniem.
- Takie czasy…bohaterowie to gatunek na granicy wymarcia. Będziemy musieli radzić sobie sami. - Westchnął ciężko Xellos rozkładając bezradnie ręce.
- Jesteście pewni, że dobrze szukaliście?- Zapytał niepewnie, Philionel, słusznie obawiając się wybuchu Liny, który zresztą zaraz potem nastąpił.
- Dobrze szukaliśmy?!- Wrzasnęła wiedźma.- Prześlijmy wąwóz Garoty, przez Shadowspire, Bukowinę, Niebo i Piekło, Ocean drani, Jamę Baltazara, Uroczyska, Ironsand, Miasto Trolli, Elebreth, Słone Góry, Ravenshore, Katakumby, i w końcu przez te cholerne Pojezierza żebyś ty teraz pytał czy dobrze szukaliśmy?! - Książę się nie odezwał. Reszta także milczała, trudno zresztą było znaleźć jakiś temat do rozmowy, który nie miałby związku z ich rychłą walką i najprawdopodobniej zagładą.
- Czyli już nie ma nadziei?- Zapytał Phil.
- Nadzieja zawsze jest.- Odezwał się nagle Xellos.- Ale nadzieja jest matką głupich.
- I słodką kochanką odważnych.- Mruknął Zelgadis.
I na tym skończyły się cała rozmowa. Zresztą, o czym mogli jeszcze dyskutować? Każdy doskonale wiedział, przeczuwał to gdzieś głęboko w zakamarkach własnej duszy, że oto po tylu przygodach i pięknych zwycięstwach zbliża się koniec. Koniec ludzi a jedyne, co w jego obliczu mogli zrobić to uczynić go pięknym. Jednak teraz, nikt nie chciał o tym myśleć, nawet analityczny umysł Zelgadisa wzbraniał się przed tworzeniem kolejnego planu bitwy.
Noc nadeszła znacznie szybciej niżby się mogło wydawać. W całym mieście zapłonęły ognie i panował zbyt duży ruch jak na ta porę dnia. Zupełnie tak jakby ludzie podświadomie cieszyli się ostatnimi chwilami spokoju. Filia, która nie mogła znieść duszącej atmosfery zamku, postanowiła pójść za ich przykładem. Wymknęła się do miasta, zarzuciwszy wcześniej kaptur na głowę i z nadzieją, że w tłumie nikt jej nie rozpozna ruszyła przed siebie.
Kiedyś dawno, bardzo dawno temu już tu była. Pamiętała wszystko jak przez mgłę, minęło tyle długich lat, że sama nie wiedziała, kiedy to było. Oczywiście była tu też w zeszłym roku, ale tylko na chwilę i tylko oglądała kryształ, więc się nie liczyło. Nie zwiedziła nawet połowy miasta, gdy jej uwagę przykuła postać mężczyzny, który zwykł wywoływać u niej niekontrolowane wybuchy złości. Podeszła bliżej żeby się przyjrzeć, ale już go nie było. Gdzieś w tłumie mignęła peleryna, zaraz potem dało się usłyszeć kretyński chichot.
- Bawi się ze mną.- Mruknęła z przekąsem i wtedy za jej pleców rozległo się głośne „BU” i ktoś pociągnął ją za pelerynę. Krzyknęła i spudłowała starając się wymierzyć sprawcy porządny cios.
- Skąd wiedziałeś, że tu będę?- Warknęła starając się zabić Xellos spojrzeniem.
- Lina mi powiedziała. -Odpowiedział.- Ale ja ciebie nie szukałem.
- To, dlaczego teraz tutaj stoisz i ze mną gadasz?
- Nie wiem. Możliwe, że mi się nudzi.- Odpowiedział z zadowoloną miną.
- Gdzie idziesz?- Zapytał.
- Jakbyś nie wiedział.- Odwarknęła
- Wiem, ale chciałem być uprzejmy.- Odpowiedział. Filia parsknęła.
- Jasne.
- No, ale skoro już na ciebie wpadłem, co powiesz na wspólny spacer?- Zapytał demon. Z jakiegoś powodu był w szampańskim nastroju.
- Ustalmy fakty. Będziesz się tak wlókł za mną dopóki nie wrócimy do zamku?- Zapytała po chwili milczenia. Kapłan kiwną głową i ponownie zachichotał. Filia dała za wygraną.
- Możesz mi powiedzieć skąd u ciebie ten nastrój? Też bym trochę chciała.
- Cóż, po prostu nie widzę powodu do smutku.- Odpowiedział Xellos wzruszając ramionami.
- Za parę dni najprawdopodobniej zginiemy, co ty na to?- Zaproponowała.
- Brzmi kusząco. Ale mówisz tak jakby już wszystko było przesądzone.
- Bo już jest…
- A nadzieja? Przecież tyle się o niej mówi.
- Dla mnie nie ma czegoś takiego.- Odpowiedziała Filia i przyjrzała się beztroskiej, uśmiechniętej twarzy kapłana. - W tej chwili, nie wierzę w nic i nie mam żadnej nadziei.- Powiedziała po chwili milczenia. Ku jej zdumieniu Xellos zachichotał i powiedział:
- Dramatycznie! Ja natomiast uważam, że zdarzyć się może wszystko. Życie nauczyło mnie nie tracić nadziei, ale też się do niej zbytnio nie przywiązywać. A mam dobry humor…bo kto wie, może już niedługo zginę.- Powiedział i zawadiacko potargał sobie grzywkę. Filia wytrzeszczyła oczy i przyjrzała się mu z niedowierzaniem.
- Istotnie jesteś chodzącą zagadką…czyli teraz jednak chcesz umierać?- Zapytała. Xellos wzruszył ramionami.
- Wieczność jest nudna, szczególnie pod koniec.- Oświadczył.- To w teraźniejszości tkwi tajemnica. A teraz…
- Co teraz?
- Teraz możemy umrzeć za coś, za co warto żyć. - Odparł demon wzruszając ramionami. W tej chwili wydał się jej wyjątkowo ludzki, codzienny w swoich dążeniach i pragnieniach. Czuła, że po raz pierwszy w życiu była blisko niego.
- Warto żyć? Istnieje takie coś w świadomości demonów?- Zapytała.
- Nie do wiary. Filia, gdzie są twoje ideały? - Oburzył się, trochę na pokaz, Xellos.- Fakt, moje życie jest daną zsumowanych zimnych faktów…ale też jestem stworzeniem tego świata. Mam takie samo prawo być tutaj jak drzewa i ptaki.
- A więc zachciało ci się być bohaterem.- Mruknęła zdegustowana. Xellos uśmiechnął się na dźwięk tych słów.
- Nooo…- Odpowiedział tępo. Filia przewróciła oczami. Prawdą było to powiedzenie, że żaden mężczyzna nie dorasta i każdy musi w życiu, chociaż raz odegrać rolę rycerza. To po prostu silniejsze od nich.
- A ty byś nie chciała?- Zapytał Xellos przerywając milczenie.
- Widziałam już umierających bohaterów.- Odparła.- To zawód bez przyszłości.
- Kiedy za coś walczysz, automatycznie stajesz się bohaterem, więc tego nie zmienisz. Nie wiem, o co ty walczysz, ale ja na przykład bardzo lubię ciastka.
- Chcesz być bohaterem ze względu na ciastka?- Zapytała z niedowierzaniem.
- No…powód dobry jak każdy inny.
- Czyli jednak będziesz walczył? - Zapytała niepewnie.
- Tak…Poza tym już chyba kiedyś mówiłem, że to my demony zniszczymy ten świat. Nikt tego nie będzie robił za nas.
- A masz jakieś pomysły na walkę? Ich będą miliony.- Szepnęła i zadrżała na samą myśl o tym, co ma się wydarzyć. Nagle poczuła jak Xellos kładzie rękę na jej głowie…demon pochylił się lekko w jej stronę i z typowym dla siebie uśmiechem, oznajmił:
- Nie bądź jedną z biegających, walczących mrówek. Bądź butem. - Filia mimo woli uśmiechnęła się do kapłana i nawet przez chwilę cieszyła się, że był tutaj obok niej. Jednak zanim nawet zdążyła cokolwiek powiedzieć, demon podsunął jej pod nos swoją rękę.
- Chodź dzieciaku podrzucę cię. Robi się zimno a ty się cała trzęsiesz.- Powiedział. Filia już nie chciała mówić, że trzęsie się ze strachu a nie z zimna, więc złapała demona za ramię i już po chwili byli w zamku.
Nie wiem czy jesteś w stanie, drogi Czytelniku, ale spróbuj wyobrazić sobie sytuację, w której Lina śpi źle. Tak, więc Lina spała źle, a chwilę temu z krzykiem usiadła na łóżku. Rozejrzała się z przerażeniem po zalanym miesięczną poświata pokoju. Z początku myślała, że to ten lęk przed walką, lecz zrazu tknęło ją jakieś przeczucie, które kazało zwrócić spojrzenie w najciemniejszy kąt pokoju. Czuła czyjąś obecność, jakąś dziwną atmosferę otaczająca istotę siedzącą w mrokach. Nie czuła niepokoju, to przypominało raczej sen, rozmazany i bezsensowny a mimo to Lina wiedziała, że to jawa. Wyplatała się z wilgotnej pościeli i podeszła do okna, oparła się o parapet i wbiła wzrok w kąt. Nie upłynęła minuta, gdy z mroków wyłoniło się stworzenie, które ku ogromnemu zdziwieniu dziewczyny, okazało się być śnieżnobiałym pawiem. Lina zamrugała wpatrując się z niedowierzaniem w piękne zwierze.
- A to ci dopiero. Dałabym głowę, że to coś innego.- Powiedziała i wtem jak na życzenie ptak zaczął się zmieniać. Otrzepując się z jasnych piór przybierał coraz bardziej ludzkie kształty. Chwile po tym przed nią dziewczyna odziana w strojne kimono i chociaż zasłaniała pół twarzy wachlarzem, Lina już wiedziała, kto to. Czarownica zmarszczyła brwi.
- A gdzie jest ta ruda wariatka?- Zapytała
- Maut? - Zapytała poprawiając rękawy kimona.
- Postrzelona z kosą.- Sprecyzowała Lina.
- Moja pani ma teraz inne zajęcia…na twoim miejscu bym się cieszyła.- Odpowiedziała i schowała wachlarz. - I wolałabym gdybyś tytułowała ją Śmierć, Maut…niekoniecznie ruda wariatka z kosą.
- Boooo?- Prychnęła Lina unosząc jedną brew.
- Bo jednemu z dwóch filarów wszelkiego istnienia należą się jakieś względy.
- Nie wyglądała na taką, co by szczególnie jej zależało na uznaniu.- Zauważyła czarownica.
- Gdybyś miała tyle mileniów, co ona…w ogóle gdybyś była nią, też by ci nie zależało.- Powiadomiła ją Shinigami i rozsiadła się na łóżku czarownicy rozglądając się z zainteresowaniem po pokoju.
- Już zaczyna się rozpadać.- Powiedziała jakby do siebie. Ta uwaga nie umknęła uszom Liny.
- Co się rozpada?- Zapytała.
- Wasz świat.
- A ty?! Skąd o tym wiesz?!- Krzyknęła zdumiona Lina. Shinigami wywróciła oczami.
- Jestem bogiem… omniscjencja to jeden z bardziej pożytecznych atrybutów boskości.
- Omni, co?
- Omniscjencja to znaczy, że jestem wszechwiedząca.
- O to wspaniale! Powiedz jak mam uratować świat!- Powiedziała uradowana Lina, lecz Shinigami pokręciła tylko głową. - Bogów też dotyczą zasady, nie mogę ci wiele powiedzieć.
- Więc, po co tutaj przyszłaś?
- Żeby ci pomóc.- Padła odpowiedź. Lina westchnęła, rozmowa z tą dziewczyną zaczynała być naprawdę irytująca.
- A mogę wiedzieć jak? - Zapytała.
- Zobaczysz.- Powiedziała Shinigami, po czym usiadła na parapecie. - Wciąż zastanawiam się jak to rozegrać.- Powiedziała do siebie. Lina przypatrywała się jak kobieta rozmyśla wciąż rozglądając się na boki. W końcu z radością klasnęła w dłonie i zwróciła się do dziewczyny.
- Zmieniam się zawsze w białe zwierzęta.- Powiedziała i przechyliwszy się, wypadła przez okno. Lina szybko podbiegła do parapetu, ale jedyne, co ujrzała to białego łabędzia szybującego w stronę księżyca. Czarownica opadła na podłogę i potargała sobie grzywkę.
- Ja chyba śnię.- Powiedziała do siebie.- A kiedyś myślałam, że Xellos jest tajemniczy.
Nazajutrz Linę obudziła biała mysz. Jednak do czasu, gdy czarownica się ubrała i zjadła śniadanie
Już jej nie było. Dopiero po obiedzie, przy spacerze po błoniach wszyscy przyjaciele spotkali białego koziołka, który poprowadził ich w stronę miasta. Tam też zniknął. Trzy godziny później Gourego ugryzł biały pies, który nie odstępował ich na krok i wyraźnie prowadził ich w jakimś określonym kierunku. Kiedy zwierze zatrzymało się pod Kryształem dla Liny zrozumiała, jaki będzie koniec tej historii?
Nad Sailune unosiły się jeszcze poranne mgły, gdy sześć ciemnych postaci przemykało przez ulice miasta. Zmierzali w stronę najbardziej niezwykłego zjawiska, jakie miało tu miejsce od tysięcy lat, do Kryształu, który pewnego dnia wyrósł z ziemi zapowiadając rychły koniec ich świata. Gdy postacie zaczęły wspinać się na zbocze wzgórza, na którym stał kamień, dostrzegły jeszcze jedną jasną zakapturzoną sylwetkę jakby czekającą na nich na górze..
- No nie, co tym razem?- Jęknęła Lina patrząc na postać i ostrożnie podeszła do kryształu.
- Twoja znajoma?- Zapytała Filia Xellosa, ale on pokręcił tylko głową.
- Chciałem zapytać o to samo.- Odpowiedział. Jasna postać poruszyła się, jakby czując, że ktoś się zbliża. Gdy tylko ujrzała całą szóstkę zachichotała i ściągnęła kaptur.
- Shinigami!?- Krzyknęła zaskoczona Amelia widząc boginkę, która wyprowadziła ich z krainy umarłych.
- Witam.- Rzuciła beztrosko dziewczyna.- Czyli jednak udało się wam dojść aż tutaj?- Zapytała.
- Co ty tutaj robisz?- Zdziwił się Xellos.
- O, Śmierć cię jeszcze nie dopadła?- Zapytała z lekkim rozbawieniem Shinigami.
- Zapytałem, co ty tutaj robisz! Znowu przyszłaś wszystko kręcić?!- Zjeżył się demon.
- Spokojnie Xellos, spoko. A w ogóle to szefowa wszystko komplikuje, nie ja.- Odparła bogini i odchyliwszy głowę spojrzała na jaśniejący po stronie wschodu horyzont.
- Jesteś gotowa?- Zapytała. Ku zdumieniu wszystkich zwróciła się do Liny. Wiedźma była blada, poważna zupełnie jak nie ona, ale skinęła tylko głową i podeszła do bogini.
- Hej Lina, co ty wyprawiasz?!- Zapytał zaskoczony, Goury.
- To, co trzeba zrobić.- Odparła wiedźma nie odwracając nawet głowy.
- Pamiętasz jak ci mówiłam o atrybutach?- Zaczęła Shinigami.- Omnipotencja… jestem też wszechpotężna a jednak przez Kryształ przeprowadzę tylko ciebie. Musiał go tworzyć jakiś bardzo silny bóg. - Wytłumaczyła. Na twarzach przyjaciół malowało się przerażenie pomieszane z zaskoczeniem.
- Lina, ale jak to?!- Wypalił Zelgadis. Czarownica uśmiechnęła się do siebie.
- No przecież nie znaleźliśmy bohatera.- Westchnęła.- Ktoś musi go zastąpić.
- Lina, ale wrócisz?- Zapytała z przerażeniem Amelia.
- Ktoś musi was pilnować.- Odpowiedziała i odwróciła się. To był jej błąd, zobaczyła przyjaciół stojących przed nią, przypatrujących się jej ze strachem i wierzących, że wróci. Wiedźma nie wytrzymała i rzuciła się na nich ściskając każdego z osobna.
- Wrócę.- Powiedziała przytulając Gourego i wtedy ku jej zdumieniu szermierz, powiedział:
- Wiesz, nie do końca ci wierzę.
- Że co?- Prychnęła mrugając nerwowo.
- Lepiej będzie jak cię przypilnuję, prawda?- Zwrócił się do reszty. Zel, Amelia, Xellos i Filia zgodnie pokiwali głowami. Czarownica spojrzała na Shinigami.
- Ale tylko jedna osoba.- Powiedziała, lecz ku jej zdumieniu bogini uśmiechnęła się.
- Jeden człowiek nie stanowi dla mnie znowu takiej wielkiej różnicy.- Rzuciła jakby od niechcenia.- Poradzę sobie.
- Idziemy.- Dodała i otworzyła drzwi w krysztale wpuszczając ich do środka. Lina i Goury po raz ostatni obejrzeli się za siebie i przekroczyli kryształowy próg. Zniknęli pochłonięci przez oślepiające światło.
Przemierzali jasny korytarz. Co jakiś czas mijali różne stworzenia przypominające światło zamknięte w ciele człowieka? Były piękne, ale Shinigami zabroniła im zwracać na nie uwagę. Nie mogli też oddalać się od niej dalej niż na 5 m i krzyczeć. Zabronione też było przecinanie i przerywanie czegokolwiek.
- Z racji tego, że nie mamy tutaj ani czasu ani przestrzeni jesteśmy pozbawieni jakiejkolwiek materii, wszystko opiera się na formie.- Wyjaśniła bogini dwójce przyjaciół prowadząc ich przez korytarz.
- Formie?- Powtórzyła Lina- A co to takiego?
- Tak naprawdę nikt nie wie. Forma nadaje, kształtuje i nie istnieje...To bardzo skomplikowane.- Odpowiedziała. Lina spojrzała się na Gourego, który wyglądał jakby rozumiał jeszcze mniej niż ona.- Szefostwo to wymyśliło…oni czasami tak mają.
- A te stworzenia?- Czarownica wskazała na postacie sunące korytarzem.
- Ah strażnicy czasu? Nie przejmuj się nimi, tkają osnowy dziejów. Nie widzą nas dopóki na nie,nie patrzymy.
Lina nie wiedziała jak długo szli przez korytarze miejsca pozbawionego przestrzeni i czasu. Co jakiś czas ich uszu dobiegały różne dźwięki raz piękne innym razem okropne. Czasami czarownicy zdawało się, że śni na jawie, tak nierealne było to miejsce. Shinigami nie zwracała na nic uwagi, prowadziła ich krętą drogą nie odzywając się zbyt wiele. W końcu przystanęli przed niepozornie wyglądającymi drzwiami.
- To tu.- Powiedziała Shinigami.
- Słucham?- Zdziwiła się Czarownica.
- Jak przejdziecie przez te drzwi, będziecie zdani tylko na siebie.- Wyjaśniła kobieta.
- Na siebie?- Powiedziała Lina niemalże krzycząc.- No przecież miałaś nas prowadzić!
- Ciiiii nic nie mogę poradzić przez sferę, przykro mi.- Wyjaśniła dziewczyna.- Ale wierze w was...Idźcie. Będę czekała po drugiej stronie.
- Hola zaraz! Co to za sfera? Może jakieś dodatkowe informacje, co? - Warknęła wiedźma.
- Jeżeli się nie pospieszysz za parę godzin twój ukochany świat zniknie! - Odpowiedziała Shinigami i otworzyła drzwi.
- Decyzja należy do was.- Wyjaśniła.- Ale pamiętajcie, że możecie nie wrócić.- Po tych słowach nastała cisza jak makiem zasiał.
- Jeżeli tam nie wejdziemy i tak nie mielibyśmy, do czego wracać.- Po raz pierwszy odezwał się Goury. Na parę sekund zapadła cisza, po której rozbrzmiał śmiech Liny.
- I to lubię.- Krzyknęła wiedźma i pociągnęła za sobą szermierza znikając w ciemności będącej po drugiej stronie drzwi. Shinigami nerwowo potargała grzywkę.
Na niebie pojawiły się ciemne, gęste jak dym chmury. Tego dnia miało nie być walki w promieniach dodającego otuchy słońca, tylko w mrokach, które na białe miasto nasłał Niszczyciel.
Na horyzoncie majaczyły oddziały wroga falujące niczym czarne łany zboża. Słychać było już pierwsze bębny wojenne i ryki bestii, które prowadziły ze sobą demony otchłani. Ludzie w mieście byli niespokojni, żołnierze biegali a generałowie w nerwowym pośpiechu rozstawiali wojska.
Cała czwórka siedziała na murach i przyglądał się przemarszowi wojsk. Xellos zachichotał.
- Co tym razem tak cię rozbawiło?- Zapytała go Filia zerkając w pustkę znajdującą się pod ich stopami.- Nie widzisz, co nas czeka?-
- Filia.- Westchnął kapłan.- Walczyłem niezliczona ilość razy, a jednak nigdy nie spotkałem nikogo, kto mógłby mi zaoferować to, co uważam za godną śmieć. Mogę mieć tylko nadzieję, że spośród tych wszystkich przeciwników, znajdzie się, choć jeden, który sprosta temu zadaniu.
- Nie przeszkadza ci to, że będziesz bił się ze swoimi?- Zdziwiła się Amelia zerkając na kapłana.
- Swoimi? A czym dla mnie są demony otchłani? Nie mamy nawet wspólnego twórcy. Zresztą
Wróg, z którym musisz być od tysięcy lat staje ci się bliższy, niż sojusznik, który przebywa gdzieś daleko.- Wyjaśnił uśmiechając się spokojnie. Lodowaty wiatr owiał czwórkę przyjaciół siedzącą na murach. Amelia odetchnęła.
- Boję się.- Szepnęła. Zelgadisz z zaskoczeniem spojrzał na towarzyszkę.
- To chyba ostatnie, czego bym się po tobie spodziewał.- Wymamrotał.
- To nie tak.- Mruknęła- Nie boję się śmierci, szczerze mówiąc śmierć na polu bitwy wydaje mi
Się piękniejsza niż zwykłe życie. Ale boje się o tych ludzi, boję się, że ten świat może przetrwać tą klęskę i zapomnieć o niej, a nie powinien.
- Masz rację Amelio, to wszystko, nie powinno było się zdarzyć. Jak możemy świadomie odwrócić zło, o którym wiemy, że nigdy nie powinno się pojawić? - Mruknął Zelgadis, przypatrując się ciemnym chmurom.
- Że też przyszło mi dożyć tych czasów.- Mruknęła Filia i podciągnęła kolana pod brodę.
- Przecież dla was, smoków, śmierć w walce jest czymś chwalebnym.- Zauważył Xellos.- Pamiętam, na wojnie mieliście taką pieśń…
- „Miejcie nadzieję”? - Zadziwiła się smoczyca.
- A co to takiego?- Wtrąciła Amelia. Filia wzruszyła ramionami.- Prosta piosenka, którą u nas śpiewa się na wojnie.
- Zaśpiewasz?
- Czemu nie,…ale jest specyficzna?- Zaznaczyła i cichym, zamyślonym głosem, zupełnie nie pasującym do wojennej pieśni, zaczęła śpiewać.
Miejcie nadzieję!... Nie tę lichą, marną
Co rdzeń spróchniały w wątły kwiat ubiera,
Lecz tę niezłomną, która tkwi jak ziarno
Przyszłych poświęceń w duszy bohatera.
Miejcie odwagę!... Nie tę jednodniową,
Co w rozpaczliwym przedsięwzięciu pryska,
Lecz tę, co wiecznie z podniesioną głową
Nie da się zepchnąć ze swego stanowiska.
Miejcie odwagę... Nie tę tchnącą szałem,
która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem
Przeciwne losy stałością zwycięża.
Przestańmy własną pieścić się boleścią,
Przestańmy ciągłym lamentem się poić:
Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią,
Mężom przystało w milczeniu się zbroić...
Lecz nie przestajmy czcić świętości swoje
I przechowywać ideałów czystość;
Do nas należy dać im moc i zbroję,
By z kraju marzeń przeszły w rzeczywistość.
Przyjaciele nawet nie zauważyli, kiedy słabe słowa piosenki zaczęły nabierać mocy. Rzeczywiście
W tekście, czy może głosie Filii był nieopisany urok, ale też smutek. Słuchali zapewne by dłużej gdyby nie wstrząs, który przebiegł siemię i zakołysał murami zamku.
- Trzęsienie ziemi?- Zdziwiła się smoczyca
- Nie.- Powiedział cicho kapłan nasłuchując jakby czegoś.- To oddziały wroga!- Krzyknął i
Zerwał się na nogi. Ruszyli pędem w dół, w stronę miasta.
- Wszyscy na wschodnie mury! Na wschodnie mur!- Wrzeszczał Zelgadis do wszystkich, których napotkali na drodze.
- Kapitanie!- Krzyknął - Wróg nie nadejdzie od zachodu tak jak myśleliśmy! Jest już u wschodnich bram! Zapalcie ognie! Dajcie sygnały! Wróg u bram!
- Wróg u bram!- Odezwały się jak echo krzyki ludzi. - Do broni! Wróg u bram!!!
Rzeczywiście, oddziały wroga niezauważone podkradły się do najsłabiej strzeżonych wschodnich murów, na odległość zaledwie paruset metrów. Teraz miasto było oblężone, prawie zamknięte w pierścieniu wrogich wojsk. Zewnętrzne szańce zajęczały pod naporem pierwszych ataków. Potężna armia bezkształtnych i obrzydliwych demonów kłębiła się pod murami miasta. Nagle z nikąd pojawił się Zelgadis i Philionel, którzy kazali zamknąć bramy i pilnować by wróg nie zarzucił drabin. W ciemnościach panujących nad miastem trudno było zliczyć ilu wrogów kłębi się pod murami jednak huk i okrzyki, jakie wydawały sugerowały, że jest ich przynajmniej parędziesiąt tysięcy.
- Co jest? Dlaczego nie atakują?- Krzyknęła zdziwiona Amelia obserwując jak pracowite jak mrówki demony przekopują ziemię pod murami i tworząc głębokie rowy.
- To nie żołnierze.- Wyjaśnił Xellos.- Oni tylko przygotowują pole walki. -
I rzeczywiście tak było, po jakimś czasie przywleczono wielkie kryte wozy i machiny, które zaczęto ustawiać pod murami. Z początku ludzie śmiali się z nich i nie bardzo bali, główny mur miasta był, bowiem wielki i gruby.
- Nie!- Mówili ludzie- Póki my żyjemy nawet sam Niszczyciel nie wedrze się do naszego miasta.
- Żyjemy? A długo jeszcze pożyjemy?- Odzywały się inne głosy.
- Gdzie jest Akkara? Gdzie jest Federacja, czy pozostaliśmy sami w tej czarnej godzinie?
Dziwne machiny demonów zaczęły atakować białe mury Sailune. Nie szczędziły pocisków jednak białe ściany stały niewzruszone. Nagle ku własnemu przerażeniu ludzie stwierdzili, że w mieście wybuchł pożar wywołany ognistymi pociskami stworzonymi przez demony. Zatrzeszczały pierwsze bramy- zaczął się prawdziwy atak.
Ludzie w bezsilnym gniewie wygrażali pięścią okrutnemu wrogowi oblegającemu czarnym mrowiem bramy miasta. Tamci słysząc przekleństwa z jeszcze większą radością i entuzjazmem atakowali miasto. Na nic zdały się ataki Xellosa i Filii, orały one jedynie ziemie tym samym dostarczając demonom wygodnych schronień. Tarcze ochronne utworzone przez królewskich magów zostały zniszczone niczym bańki mydlane a zaklęcia ofensywne odbijane były przeciw twórcom. Wrota ponownie zatrzeszczały. Żołnierze broniący głównego dziedzińca cofnęli się w przerażeniu, lecz nagle ku zdumieniu wszystkich usłyszeli głos Zelgadisa.
- To tutaj ich zatrzymamy!- Krzyknął wyciągając miecz i zbiegając na główny dziedziniec, w tłum żołnierzy.
- Tutaj będziemy walczyć!-
- Tutaj oni zginą!- Wykrzyczał z całej siły. Odpowiedział mu krzyk wojowników, w których wstąpiła nowa nadzieja. Bramy zaskrzypiały niebezpiecznie pod naporem taranów.
- Na tarcze!- Padła komenda jednego z dowódców. Wszyscy jak jeden posłusznie zasłonili się tarczami tak by połową własnej tarczy osłaniać towarzysza stojącego po prawej stronie. Deski wyginały się skrzypiąc przeraźliwie.
- Zapamiętajcie ten dzień! Bo będzie on wasz po kres czasów! - Krzyknął Zel. Drzwi jeszcze raz skrzypnęły i pierwsze deski zaczęły pękać.
- Jesteście synami tej ziemi! Nie dajcie im niczego, ale zabierzcie im wszystko!
Bramy jęknęły pod naporem taranów i runęły z hukiem. Gdy kurz i gruz opadł oczom obrońców Sailune ukazała się ciemna postać demona o ludzkiej postaci.
- Ludzie!- Krzyknął- Złóżcie swoje tarcze!- Nakazał. Odpowiedzią na jego rozkaz było potężne Ra Tilt Zelgadisa, które rozerwało plugawe stworzenie na strzępy.
- Demony!- Odkrzyknął- Chodźcie je sobie wziąć!
Zabrzmiały ochrypłe rogi i armia składająca się z tysiąca demonów otchłani ruszyła na ludzi broniących głównego dziedzińca. Ta obrona miała przejść do historii, kiedy to garstka żołnierzy, broniła zaplecza miasta przez wiele długich godzin. Po mieście szybko rozeszła się informacja, że pojawił się nowy wódz, który poprowadzi wojska. Podobno mieli mu towarzyszyć bóg i potwór. Choć nie pewna, sprawiała, że ludzie, którzy nie mieli już sił zaczynali odnajdowali je w sobie na nowo a tchórzliwi dotąd żołnierze odkrywali w sobie niesłychaną odwagę.
Tymczasem w innej części, armie wroga dotarły do północnych murów. Z pierwszymi najsłabszymi oddziałami poradzili sobie Xellos i Filia wznosząc się wysoko i żywcem paląc wrogów.
- Patrzcie! Patrzcie nawet sami bogowie nas chronią! - Krzyczeli żołnierze wskazując na dwie jasne sylwetki.
- No nie! Mogliby mnie, chociaż nie przezywać!- Jęknął zniesmaczony demon.
Około północy para kapłanów ustąpiła pola bitwy ludziom a sami skryli się za murami miasta by chwilę odpocząć.
Przednie straże wysunęły się przed bramy i rozpalili zasieki z ognia. Na demony runął grad strzał Sailune, czyniąc wielkie szkody w oddziałach wroga stanowiących łatwy cel w świetle płomieni.
Chodź wszyscy mężnie bronili miasta, kładąc trupem niejednego wroga, demonów nie ubywało- wręcz przeciwnie, czarny tłum zdawał się gęstnieć pod murami miasta. Skrzypienie bram zagłuszały wściekłe wrzaski demonów. Mała garstka żołnierzy pod wodzą Zelgadisa została zepchnięta pod mury pierwszych domów otaczających plac i uniemożliwiających odwrót.
Amelia stała na wewnętrznych murach i obserwowała całą walkę. Zastanawiała się gdzie jest Akkara, gdy nagle wydało jej się, że słyszy jakiś huk, potem ku swemu ogromnemu zdziwieniu zobaczyła, że poza murami miasta wzbija się ogromna chmura gęstego, czarnego dymu przypominającego górę. Uszu ludzi dobiegł ryk tak okropny, że padli na ziemię zasłaniając uszy rękami i trzęsąc się z trwogi. Na niebie pojawiła się ogromna sylwetka skrzydlatej bestii, ciemniejszej nawet od panującego tu mroku. Księżniczka zastygła z przerażenia i nawet nie zauważyła nawet jak jej ojciec siodła własnego konia i pędzi w stronę bestii.
W tym czasie Xellos i Filia siedzieli pod jakimś murem pozwalając sobie na chwilę wytchnienia. Nie trwało to długo, bo nagle smoczyca zerwała się na równe nogi i wpatrzyła się w pustkę.
- To niemożliwe- jęknęła-, Jakie jeszcze nieszczęścia mogą nas spotkać!?
- Co ty znowu bredzisz?- Zapytał kapłan
- To Talmud...Bestia czarnych arkan. Widać, nawet bogowie opuścili nas w tej czarnej godzinie.
- Czyli już po nas? - Zapytał z nadzieją w głosie.
- Bogowie nie są nieomylni- Powiedziała Filia uśmiechając się do siebie.- Czasami trzeba ich poprawiać.
Teraz na niebie widać było czarny, kłębiący się kształt przypominający coraz bardziej węża lub smoka.
Z zachodu nadciągały armie królewskie Xoanny starając się odciągnąć oddziały wroga od murów. Jednak były małe i nieliczne, jedynym ratunkiem mogła być Akkara, której wciąż nie było widać. Na nic się jednak zdały wysiłki sojuszników gdyż demony niczym czarna mgła wchłonęły ich oddziały i przycisnęły do murów Sailune. Dzielni ludzie nie poddawali się jednak i walcząc mężnie bronili wrogom dostępu do głównych bram miasta, oczyszczając tym samym przegrodzie. Na nieszczęście tam gdzie jeszcze przed chwilą panowała radość i nadzieja, gdzie rozbrzmiewały tryumfalne okrzyki ludzi, padł cień Smoka.
Zleciał na pola Talmud. Olbrzymią czarną sylwetką na tle ogni miasta górował nad wszystkim niosąc ze sobą rozpacz i grozę.
Plugawa bestia Czarnych Arkan. Wychowany w ciemności przez bogów mroku, karmiony ochłapami zgniłego mięsa stał się najbardziej podłym i niegodziwym tworem, jaki widział cały ten świat. Smok zleciał nad przegrodzie ciesząc się lękiem i rozpaczą uciekających w popłochu żołnierzy. Wyciągnął swą ohydną szyję w stronę pierwszego muru i nagle zamarł. Na tle czarnych chmur i płomieni jaśniała samotna smukła postać.
- Nie wejdziesz.- Powiedziała z lekkim rozbawieniem Filia. Skrzydlaty potwór krzyknął przeraźliwie i nagle wśród hałasów wojny padły słowa.
- Kim jesteś, że mi bronisz dostępu do miasta?! Głupcze!- Zabrzmiały słowa wbijające się w umysły zebranych lodowatymi szpikulcami.- Wybiła twoja godzina! A teraz giń!
Ludzie, którzy widzieli tą walkę, nie zapomnieli jej do końca życia. Opowiadali tę historię swoim dzieciom i wnukom by te potem mogły przekazać to wspomnienie prawnukom i tak pielęgnować pamięć o niezwykłej postaci do końca dziejów.
A oto, co zobaczyli:, Gdy przeraźliwy smok stanął u wrót miasta, niepostrzeżenie nad najwyższą z bramą pojawiła się smukła postać młodej kobiety. Jej jasne włosy spływały na ramiona lśniąc bladym złotem a niebieskie jak morze oczy spoglądały surowo i gniewnie na wroga. Gdy potwór ryknął nie drgnęła nawet, w jej delikatnej urodzie krył się hart i odwaga rzadka nawet dla największych bohaterów. Nagle ohydny smród wionął powietrzem; potwór poderwał się, zatrzepotał skrzydłami i ogromna uzbrojona w dwa rzędy ostrych kłów paszcza runęła na drobną sylwetkę dziewczyny. Błysnęło oślepiające światło i już po chwili na miejscu pięknej kobiety stał złoty smok, trzymający w paszczy długą szyję Talmuda. Potwór ryknął przeraźliwie i zaczął rzucać potężnym cielskiem. Złoty smok wzbił się w górę;chociaż był przynajmniej trzykrotnie mniejszy od przeciwka to od niego biła potęga i siła. Czarna bestia zasyczała i zamiotła ogonem ziemię, niszcząc przy tym własne machiny oblężnicze, ryknęła i wzbiła się w powietrze w ślad za złotym przeciwnikiem. Dwa potężne smoki chwyciły się w powietrzu kąsając i drapiąc bryzgając przy tym we wszystkie strony własną krwią. Ludzie zastygli w przerażeniu, obserwując walkę. Nawet demony zamarły na chwilę zadzierając plugawe łby do góry by móc przyjrzeć się temu swoistemu starciu tytanów. Ludzie krzyknęli z przerażenia, gdy Talmud chwycił głowę złotego smoka i zaczął zaciskać pysk.
Filia czuła jak potwór bawi się siłą własnych szczęk; wiedział, jakiej siły ma użyć by zmiażdżyć jej głowę. Niesamowity ból przeszył jej ciało, lecz ostatnia myśl przemknęła jej przez głowę i najprawdopodobniej uratowała życie. Zebrała resztkę sił i otworzywszy pysk, zaklęciem jak tysiąc cienkich nici przeszyła łeb potwora. Talmud zawył i ścisnął szczeki; jednak złoty smok w ostatniej chwili oswobodził głowę i zaczął kąsać skrzydła potwora. Dwie potężne sylwetki, złota i czarna, splecione ze sobą runęły ku ziemi i walnęły w nią z impetem. Zielona ziemia nasiąkła czarną jak smoła krwią Talmuda i purpurową Filii.
Martwe cielsko czarnego smoka dygotało i wiło się próbując dopaść leżącą nieopodal kapłankę, tak wielka była w nim nienawiść i żądza zniszczenia, że nawet po śmierci w nim wrzała.
W miejscu gdzie zginął Talmud już nigdy nie wyrosła trawa, ziemia stała się jałowa i czarna a ludzie unikali tego miejsca.
Do miasta wdarły się demony. Kapłan poderwał się widząc jak bestie spychają wojska Xoanny pod Sailune. Gdzieś po drugiej stronie miasta wzywano pomocy, lecz on odwrócił wzrok od głównych bram i znikł.
W miejscu gdzie pojawiał się Czarny Kapłan, bo takiego tylko określenia używali ludzie, panowało zniszczenie. Gdy dostrzegano ciemną postać rozbiegano się w popłochu by kapłan mógł wysadzić miejsce, w którym znalazło się zbyt wiele demonów. Z początku błagano go, by nie pomagał jednak ludzie szybko odkryli, że najlepiej jest zapędzać wroga w rów lub ciasną uliczkę i czekać na jego ingerencję, jednocześnie unikając przypadkowego wejścia w „pole rażenia”.
Xellos zaśmiał się radośnie, gdy na jednej ze ścian budynków rozsmarował kolejną setkę demonów. Jak on kochał zniszczenie, zamęt i chaos. Kiedyś uważał siebie za demona zbyt dostojnego by zajmować się zwykłą rzeźnią, teraz jednak już wiedział, co inni widzieli w „masówkach”. O ile zabawniejsze było męczyć tysiące niż polować na jednostkę.
Zamyślił się; w jaki by tu sposób zabić te demony? Uznał, że prosta dobra solaryzacja wystarczy. Uniósł leniwie prawą dłoń na wysokość oczu i wskazującym palcem wskazał na wrogów. „Pif paf” pomyślał i jak na zawołanie zza jego pleców napłynęła fala gorąca poprzedzająca śmiertelne zaklęcie.
- Ups.- Zachichotał, kiedy gorący wiatr usmażył paru żołnierzy. Wzruszył ramionami i już chciał
Zabrać się za kolejny oddział, gdy usłyszał przeraźliwy ryk. Odwrócił głowę i ujrzał dwie potężne sylwetki walczące na tle czarnego nieba. W złotej, szybkiej jak błyskawica smudze poznał Filię, tylko kobiety mogą mieć tak chaotyczny styl walki. Podobnie jak cała reszta zamarł, gdy Talmud chwycił głowę smoka; zacisnął pięści czekając na rozstrzygnięcie walki. Gdy dwa smoki runęły na ziemię, uznał, że warto zobaczyć, kto wygrał.
Stanął na pustej polanie, bo walka przeniosła się na wschodnią część pól otaczających Sailune. Kapłan rozejrzał się dokoła w poszukiwaniu towarzyszki, ale nigdzie nie mógł znaleźć Filii. Ruszył przed siebie rozglądając się nerwowo, gdy nagle zza jego pleców dobiegł śmiech pełen samozadowolenia. Odwrócił się i spojrzał na dziewczynę siedzącą na ziemi i śmiejącą się radośnie. Wyglądała jak szczęśliwe siedem nieszczęść, takie w potarganej sukni, pobrudzonej czarną krwią i z mnóstwem zadrapań na ciele. Dziewczyna zarzuciła głową pozwalając by wiatr bawił się jej blado złotymi włosami i posłała mu pełen tryumfu uśmiech. Xellos uśmiechnął się do siebie, ten widok w pewnym sensie…cóż rozczulił go.
- I co Namagomi.- Zaczęła z zadowoleniem.- Przebij mnie! Pokonałam Talmuda, bestię bogów!!!- Xellos powoli podszedł do nieżywej bestii i przyjrzał mu się z największą uwagą.
- Eeeeh strasznie słabe te bestie bogów skoro ty możesz je pokonać.- Powiedział zerkając na smoczycę, której twarz przybrała odcień wiśni.
- Co powiedziałeś?!- Krzyknęła
- Że musiał być strasznie słaby, inaczej byś go nie pokonała.
- Co?!
- No to.
- Jak śmiesz?
- Normalnie. - Odarł ze spokojnym uśmiechem obserwując jak Filia spala się od środka. Xellos uśmiechnął się, mimo wszystko, był z niej dumny, że wyszła z tego bez szwanku.
- Ty, TY, TY!!!! Pokażę ci, co potrafi złoty smok!!!- Krzyknęła Filia(zapewne źle rozumiejąc jego uśmiech) i już po chwili ogromna złote bestia atakowała kolejne oddziały wroga. Xellos uśmiechnął się ponownie i pokręcił głową.
- Baby.- Mruknął do siebie i deportował się.
Astat obejrzał się za siebie i dał znak swojej armii by ustawili się w szeregi. Za tym wzgórzem, było Sailune i z tego, co słyszał wróg też już tam był. Obejrzał się i po raz ostatni zerknął na najpiękniejszą jazdę na całym świecie; SusArawi. Jego armię.
Próżno było opowiadać okazałość i piękność tych rycerzy. Trudno było opisać piękno ich zbroi, wysokich kopii z chorągwiami łopoczącymi na wietrze, tygrysich skór, cudownych koni, kulbaków, rzędów ozdabianych, strzemion, cugli świecących się od złota, haftów i drogich kamieni. Nie było, bowiem na świecie żadnej innej armii pieszej czy konnej, która mogłaby przyćmić ich piękno. Była to jazda, jakiej nie było i nie będzie na świecie. Bez widzenia jej na żywe oczy nie dało pojąć się jej przepychu, potęgi i piękna.
- Starzy ludzie powiadają, że my. Jeźdźcy Akkary, SusArawi. Pochodzimy od boga Powietrznego Smoka. Nauczeni nigdy się nie cofać, nigdy się nie poddawać. Nauczeni, że śmierć na polu bitwy w służbie Akkarze jest największą chwałą, jakiej możemy doznać.- Powiedział Astat do generała stojącego tuż obok niego, lecz wiatr porwał jego słowa i rozniósł nad głowami jeźdźców.
- To, co zobaczymy, gdy wejdziemy na ten pagórek odbierze serce nie jednemu z naszych
świetnych jeźdźców, a jednak nie cofniemy się przed mrokiem. Radonie weź jeźdźców na prawą flankę! Sarmarze, jedź za sztandarem króla!- Krzyknął i spiął swojego konia odzianego w złoto i kamienie szlachetne.- A teraz, myślę, że powinni dowiedzieć się, iż mają gości!-
Krzyknął i wyciągnął zza pasa pozłacany róg, dziedzictwo ich rodu. Nabrał w płuca powietrza i zadął potężnie, czystym wibrującym dźwiękiem. Po chwili odpowiedziało mu brzmienie tysięcy rogów, tak wspaniałe i mocne, że zatrzęsła się zmienia pod ich nogami.
Jeźdźcy Akkary spięli się na pagórek i cały horyzont zajęła ich wspaniała armia błyszcząca od przepysznych złota i klejnotów. Demony z lękiem obserwowały świetliste istoty na potężnych rumakach za to ludzie, którzy ich dostrzegli powitali ich wiwatami.
Astat poczekał aż cała armia się ustawi i rozejrzał się po twarzach swoich wojowników. Spiął konia i kazał mu stanąć dęba.
- LUDZIE!!! - Krzyknął.- Ludzie! Nie przyjechaliśmy tutaj walczyć za swoją ziemię!- Odpowiedział mu cichy pomruk żołnierzy. Pognał swojego wierzchowca i wspaniałym galopem przejechał wzdłuż swojej armii.
- Synowie Elebrethu! Nazywam się Astat Lantant Aurum i jestem pierwszym marszałkiem
Akkary! I widzę całą armię moich rodaków, którzy mają w oczach ten sam strach, który wspiera wroga! Przybyliście tutaj walczyć jako wolni ludzie! I wolnymi jesteście!- Wrzeszczał obserwując zaniepokojone twarze jeźdźców- Co byście bez wolności zrobili!? Walcząc możecie zginąć… jeżeli teraz nie staniemy do walki, będziemy żyli…przez chwilę. Lecz umierając we własnych łożach, za wiele lat, czy chcielibyście zamienić te wszystkie dni, od dziś do wtedy, za jedną szansę! Jedną jedyną szansę!!! Aby tu wrócić i powiedzieć naszym wrogom, że mogą odebrać nam życie, ale nigdy nie odbiorą nam wolności! Ich przewaga wynosi jeden do pięciu! Pięciu, w sam raz dla każdego SusArawi! Na wszystko, co wam na tej ziemi miłe, wzywam do walki WAS! Was wolni ludzie! Bo dziś nie walczymy o ziemię, czy honor. DZIŚ WALCZYNY O WOLNOŚĆ!!!- Krzyknął unosząc do góry rękę a jego miecz zalśnił w słońcu pięknym blaskiem. Astatowi odpowiedział chóralny ryk całej armii, SusArawi i z tym okrzykiem „WOLNOŚĆ” runęli na wroga z niewyobrażalną precyzją i siłą.
W mieście pojawiało się coraz więcej demonów. Mała grupa żołnierzy prowadzona przez Zelgadisa została zapędzona w pułapkę. Nie było już dla nich ratunku, przyjaciele żegnali się dziękując za wspaniałą walkę a demony śmiały się wymachując zakrwawionym orężem.
Zelgadis zastanawiał się czy jeżeli teraz użyje Blast bomb to czy będzie można doprać plamy krwi- ta myśl skutecznie go powstrzymywała od ostatecznej decyzji, co wyglądało jakby chimera naprawdę znalazła się w opałach. Demony były coraz bliżej. Zel westchnął, chyba nie będzie miał wyjścia, jeżeli nie użyje zaklęcia to potną mu ubranie i na jedno wyjdzie...A może nie? Lepiej mieć plamy krwi niż latać po polu bitwy w szortach. Wzruszył ramionami i zabrał się za tworzenie zaklęcia, już miał je rzucić, gdy nagle zza rogu wyjechał niewielki oddział konny z ojcem Amelii na czele.
- Wybiła godzina, w której razem chwycimy za miecze!!!- Krzyknął Książe tak jak krzyknąć potrafi tylko fanatyk prawa i sprawiedliwości.
- Wskrześmy dawną chwałę!
- Z wściekłością!
- Siejmy zniszczenie aż wstanie krwawy świt!!!! - Zawył wpadając w pełnym galopie na główny
Dziedziniec i robiąc jeszcze większy zamęt niż panujący przed chwilą.
- Plask....- Mruknął do siebie Zel i opuścił ręce z rozpaczą wpatrując się w nieudolna walkę
Konnicy króla.
- Nie bać się mroku!!!- Rozległ się nad ich głowami wysoki głos, to Amelia wspięła się na mury
Powodowana nieodpartą potrzebą wygłoszenia gorliwego i wspaniałego przemówienia.
- Do boju! Do boju ludzie Sailune. Dzień walki, dzień bohaterstwa!!!- Zawyła i zrobiła parę salt w powietrzu zakończonych efektownym upadkiem na główny środkowy dziedziniec. Widząc zbliżającą pikującą ku ziemi księżniczkę nawet demony odsunęły się tak by nie trafiła w nie. Minuta ciszy po wyjątkowo kretyńskim przemówieniu właśnie minęła i wszyscy wrócili do walki. No prawie wszyscy... Zelgadis nachylił się nad rozciągniętą na ziemi Amelią.
- Twoja wypowiedź miała nie poprawną składnię, w ogóle jej nie miała. Zresztą, po co ich
Nawoływałaś do walki skoro już walczyli?- Zapytała chimera. Dziewczyna usiadła powoli trąc swoją dolną część pleców.
- Przygotowałam tę kwestie myśląc, że nie będą walczyli.- Jęknęła.
- No tak, bo na wojnie wszyscy stoją jak słupy soli...- Mruknął i uśmiechnął się do księżniczki.
Dziewczyna zaśmiała się radośnie i wlepiła spojrzenie w zamyślonego przyjaciela. Nagle z oddali usłyszeli czyste brzmienie rogów bojowych.
- Akkara!- Rozpromieniła się Amelia.
Lina i Goury „szli” przez pustkę. Nie, to nie była pustka, to był raczej brak czegokolwiek, gdyby była to pustka było by to coś, a to miejsce było niczym. Gdy para bohaterów wkroczyła do dziwnej sali po raz pierwszy, mieli wrażenie, że oślepli. Mieli też wrażenie, że zawiśli w nicości. To, dlatego, że przez długi czas nie mieli żadnego punktu odniesienia i wszystko wskazywało na to, że nie przemieszczają się ani o centymetr...Niby przebierali nogami. Ale czy szli, czy wisieli w przestrzeni, tego nie wiedzieli.
W tym miejscu nie było czasu. Minuta trwała tyle, co dwieście lat, a dwieście lat tyle, co sekunda. Zakrzywienie czasu to wyjątkowo nieprzyjemne zjawisko i dlatego właśnie nie da się ustalić czy Lina i Goury szli dwie minuty, czy dwa tysiące lat, tego niestety nie da się ustalić.
Nagle w tej nicości pojawiło się coś. Zdawać by się mogło, że mała kulka światła, lecz to coś poruszało się szybko, skwierczało i nie światłem, lecz czasem było. Czas walnął w podróżnych i nagle ogarnęło ich światło(tym razem już prawdziwe) a zaraz potem, zdumienie.
- G gdzie my jesteśmy?- Wyjąkał Goury rozglądając się po białym korytarzu. Był długi, wysoko sklepiony, z marmurową posadzką i wysokimi drzwiami na końcu. Panowała tu absolutna cisza i wszystko wskazywało na to, że są gdzieś gdzie nie powinni.
- W pałacu…chyba.- Wyjąkała Lina rozglądając się dookoła.- Ale dziwnym jakimś.
- Co robimy?- Zapytał szermierz.
- Jak to, co? Idziemy do drzwi, pukamy i pytamy o drogę.- Oświadczyła czarownica i dziarskim krokiem ruszyła do przodu. Wierzyła, że podjęła dobrą decyzję. Bo przecież musieli tu być z jakiegoś powodu, prawda? Ta cała Shinigami, nie wyglądała na osobę, która robi coś bez sensu. Po prostu była enigmatyczna.
- To jak Lina? Idziemy?- Zapytał Goury wyrywając ją tym samym z zadumy. Skinęła głową i ruszyli w stronę drzwi na końcu korytarza. Gdy się zbliżali ich uszu zaczął dobiegać jakiś szmer, który okazał się być jakimś monologiem dobiegającym zza wcześniej wspomnianych drzwi. Dopiero teraz, stojąc przed nimi Lina i Goury mogli odczytać tabliczkę, na której napis głosił „konferencja, nie przeszkadzać”. Czarownica wzruszyła ramionami i położyła rękę na klamce.
- Hola, Lina! Napisali nie przeszkadzać!- Upomniał ją szermierz.
- Nie prawda. Postawili w złym miejscu przecinek. Tak naprawdę chcieli napisać „Konferencja nie…przeszkadzać. - Wyjaśniła.
- Nie łapię.
- A to akurat mnie nie dziwi. Chodzi o to, że konferencji nie ma i możemy przeszkadzać ile tylko chcemy.
- Wiesz, jakoś nie jestem przekonany.
- Oh, zamknij się. - Ofuknęła blondyna i pchnęła drzwi do przodu. Ustąpiły z niebywałą
łatwością i dwójce bohaterów ukazała się ogromna sala po brzegi wypełniona dziwnymi ludźmi, ubranymi w luźne szaty udrapowane na ramionach(wielu z nich miało przywdziane ozdobne togi). Zasiadali za długimi stołami, wszyscy wyposażeni w długie pióra, zwoje i poważne miny a jeden z nich wygłaszał jakąś przemowę. Jednak najbardziej z tego towarzystwa rzucały się w oczy dwie postaci siedzące u szczytu sali, na zdawałoby się, tronach. Jedną z nich była znana im Maut, ubrana w strojną czarną suknię. Nie zauważyła ich, bo przysypiała. Drugą postacią, był towarzyszący Śmierci wysoki, ubrany w biel mężczyzna o długiej, subtelnej twarzy i szlachetnych rysach. Lina nie widziała jego oczu, bo także przysypiał, ale jej uwagę przykuły jego białe jak śnieg włosy, które unosiły się dookoła jego głowy jakby ktoś zanurzył je w wodzie. O dziwo nikt nie zauważył ich przybycia, dlatego też Lina odkaszlnęła cicho. Parę osób się wybrudziło i zwróciło na nich zmęczone spojrzenia, między nimi była też Shinigami. Wstała od stołu, poprawiła swoje strojne kimono i bez słowa ruszyła w ich stronę.
- Na bogów Shinigami gdzieś ty była!? Świat nam się sypie a ty sobie…- Zaczęła Lina, ale w tym momencie kobieta wypchnęła ich za drzwi i zamknęła je za sobą.
- Głośniej krzyknij, żeby cię jeszcze Szef usłyszał!- Syknęła do niej.- Co tak długo?- Dodała po chwili.
- Jak to długo, szliśmy chwilę.-Oburzyła się Lina.
- Ah....Podprzestrzeń. Zawsze są z nią problemy.- Mruknęła Shinigami masując skroń.
- Dobra mam dla was dwie wiadomości.- Powiedziała po chwili.- Dobrą i złą.
- Zacznij od…
- Dobra jest taka, że znalazłam wasz świat.
- A zła?- Zapytał Goury.
- Ma go Bestia.
- Że co?! Znowu jakiś potwór?!- Prychnęła Lina podwijając rękawy.
- Nie, nie potwór. Bestia to Cień, jest podgenereałem…i pracuje w ZUSŚ-e.
- W czym?!- Wypaliła czarownica.
- Z.U.S.Ś Zakład Utylizacji Starych Światów.
- Nasz świat nie jest stary!- Zapeszył się Goury.
- Toć przecież wiem.- Zniecierpliwiła się bogini i machnąwszy na nich ręką ruszyła przed siebie. Popędzili za nią, pozwalając się prowadzić po tym przedziwnym miejscu.
- Tak w ogóle, witajcie w Zaświatach. Jesteście teraz w pałacu Szefa, na samym szczycie korony Axis Mundi…To siedziba bogów, więc jeżeli ktoś was zobaczy, to pewnie roczną pensję mi utną.- Oświadczyła Shinigami prowadząc ich w dół krętymi schodami.
- To, dlaczego nam pomagasz?- Zapytała Lina.
- Bo jeżeli Szef się zorientuje, że zniknął mu z kartoteki nowo stworzony świat to utną mi dziesięcioletnią pensję. - Odparła.
- Ale jak to się mogło stać, że nasz świat trafił do utylizacji?- Zapytał ostrożnie Goury. Shinigami wyjęła wachlarz i swoim zwyczajem schowała za nim pół twarzy.
- Cóż, moja szefowa, Maut nie należy do szczególnie zorganizowanych osób. Wyciągnęła go pewnie z szafki Szefa, zapomniała schować i zostawiła na biurku a Janas Bananas wrzucił go do śmietnika podczas sprzątania…no i tak dostał się w ręce Bestii. - Powiedziała i westchnęła ciężko.
- No to, co za problem. Zajdziemy tam i go odbierzemy. - Mruknęła Lina wzruszając ramionami.
- To nie takie łatwe.- Odpowiedziała jej bogini. - Bestia nie dość, że jest kleptomanką to do tego nie zwykła oddawać tego, co zwędzi.
- Zwędzi?- Powtórzył jak echo, Goury.
- Nie wiem gdzie ona to znalazła...Pewnie wygrzebała plan ze śmietnika. Ta dziewczyna to prawdziwe utrapienie dla Zaświatów, nie słucha nawet Szefa.- Westchnęła Shinigami i nagle zatrzymała się tak gwałtownie, że Goury i Lina niemalże na nią wpadli. Dopiero po chwili zorientowali się, że są w czymś na podobieństwo lochów czy piwnicy. Tu też ciągnął się długi korytarz podziurawiony dziesiątkami drzwi wszelakich kolorów i kształtów. Shinigami podeszła do ciemnych, wąskich drzwi i westchnęła ciężko na widok jakiejś karteczki do nich przylepionej.
- No tak i wszystko jasne.- Powiedziała do siebie.
- Co jest jasne?- Zapytała ją Lina. Shinigami oderwała karteczkę i pokręciła głową.
- Departament kontroli dziejowej jest na urlopie.- Powiedziała kręcąc głową.- Jednym słowem zamknięte.
- Ale jak to?! To znaczy, że tam nie wejdziemy!?- Wykrzyknęła przerażona Lina.
- Ależ skąd!- Odparła Shinigami.- Wejdziemy! W tym problem. Bo to oznacza, że pod ich nieobecność wlazła tam też Bestia. Gdyby nie mieli tego swojego urlopu, nie było by tego całego cyrku z waszym światem.
- No to, co teraz mamy robić?!- Wypaliła zdesperowana czarownica. Shinigami przyglądała jej się chwilę poczym odparła
- Pilnujcie swoich rzeczy. - Poleciła i nacisnęła klamkę. Drzwi skrzypnęły cicho i uchyliły się
Delikatnie. Shinigami pchnęła je ostrożnie, i dawszy znak Linie i Gouremu by podążali za nią, weszła po cichu do środka.
Ogarnęła ich ciemność a na twarzach poczuli wilgotny, śmierdzący stęchlizną wiatr. Pomieszczenie było prostokątne, lecz na przeciwległej ścianie znajdował się łuk, prowadzący do kolejnego pokoju. Dostrzegli to, ponieważ stamtąd, co chwilę wysypywały się jakieś iskry, którym towarzyszył dziwny świst oraz chichoty.
- No nie! Uruchomiła wir.- Jęknęła Shinigami i chwyciwszy poły swojego kimono ruszyła żwawym krokiem przed siebie.
- A co to oznacza?!- Krzyknęła Lina biegnąć za nią.
- Wir unicestwia światy…unicestwia wszystko!!! Jeżeli wrzuci tam twój świat, nie będziesz
Miała, co ratować!- Odparła bogini przyśpieszając kroku. Lina poczuła jak jej serce zaczyna walić jak szalone i także popędziła w stronę drugiego pomieszczenia. Dobiegła łuku i zamarła z przerażenia.
W odległości paru merów od niej, na środku okrągłej sali wybudowano coś, co przypominało ogromną studnię. Jednak z tej studni wysypywały się lawiny iskier oraz raz po raz wyskakiwały z niej jakieś dziwne macki czarnej materii. W niewielkiej odległości od studni stał duży, ciężki stół, do którego klamrami ktoś przyczepił ogromną mapę, znad której unosił się trójwymiarowy, świecący świat. Ich świat. Lina poczuła jak zaczyna brakować jej powierza. Zrobiła krok do przodu, gdy nagle coś skrzypnęło i po przeciwległej stronie, w ciemnościach zajaśniała para czerwonych ślepi.
- Bestia!- Krzyknęła Shinigami.
SusArawi
SusArawi dziwnie przypominają husarię :)
Ostatnia bitwa
Bitwa ostateczna?
Powiem Ci, że mnie zatkało kiedy Lina przyznała, że im się nie udało, i że zawiedli. Po raz kolejny łamiesz schematy!
Chociaż Destroyer jest bardzo zabawnym i pozytywnym opowiadaniem w tym rozdziale panuje jakiś duszny, ciężki klimat...niby starasz się go rozjaśnić popisem Amelii no ale jednak, przytłacza. Opisy bitwy są świetne to pewnie dlatego. Też mi się podoba, że Filia nie siedzi i nie ryczy przerażona tylko walczy z najgroźniejszym( a Xellos nie dość że był z niej dumny to się o nią martwił tylko tego nie napisałaś:P) potworem no i jazda SusArawi ! ŁA! To mi się podobało! To przemówienie! I przepych...tylko szkoda, że i tak nie mają szans. Teraz wszystko zależy od Liny, Gourego i Shinigami. No i kim jest ta Bestia?!
Ja chcę już kolejny rozdział!!! Chociaż nie...nie chcę bo to będzie koniec. Albo chcę. Albo sama nie wiem.
Poprostu brak słów
1.Stwierdzenie Zelgadisa na temat nadzieji iż poza matką głupich jest słodką kochanką odważnych do mnie bardzo trafia :)
2.Filia dała popalić Talmudowi nieprzecietnie, super ,że mogła wykazać się taką odwagą i zapaść w pamięci ludzi jako bohaterka a przy okazji popisać się przed Xellosem, który mimo,że nie dał po sobie tego poznać był z niej dumny,ale na całe szczeście nie dał jej spocząć na laurach.
3.Wędrówka Liny po krysztale najbardziej podoba mi się w tym rodziale. Jak zwykle zabawnie i wciągająco :))
4. Mowa wygłoszona przez Amelie -epic fail xD
5. Npisała bym wiecej ale zaraz ucieknie mi autobus do pracy =P
6.Pozdrawiam :))
dzięki
więc muszę jeszcze trochę poczekać
Sama nie wiem...
Sama nie wiem. Czasami to jest tydzień a czasami trochę więcej. To chyba zależy od tego ile opowiadań jest w kolejce ale na pewno nigdy czas nie przekroczył 2 tygodni :)