Opowiadanie
Sailor Moon: Mirai Densetsu
I - Inner Seas - 2: Seichuu: Odcienie mroku
Autor: | Kyo |
---|---|
Serie: | Sailor Moon |
Gatunki: | Akcja, Cyberpunk, Dramat |
Uwagi: | Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Erotyka, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2009-03-17 18:16:22 |
Aktualizowany: | 2009-03-17 18:16:22 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Pić... chce mi się pić. Otwieram oczy i widzę, że nie jestem w swoim pokoju... Zasnęłam poza domem. Jest już ciemno, Tata musi być na mnie wściekły. Leżę na czymś twardym i brzydko pachnącym, jest mi trochę zimno. Podnoszę się i uderzam głową o naciągnięty płat materiału... materiałowy sufit. To namiot. Coś wypada mi z dłoni i z chrzęstem ląduje na podłodze. Szukam po omacku tego czegoś, natrafiam na ciepły, podłużny przedmiot. Hej, wołam, gdzie ja jestem? Próbuję wydostać się z namiotu, ale nigdzie nie ma wyjścia. Wreszcie jedna dłoń wydostaje się na zewnątrz, przez szparę widzę blask gwiazd i czuję zapach nocy... noc zawsze pachniała inaczej, na swój charakterystyczny sposób. Wychodzę na zewnątrz przeciskając się przez wąską szczelinę. Jestem w lesie! W słabym świetle dogasającego ogniska widzę kogoś zwiniętego w kłębek, przykrytego kocem. Postać śpi, pomrukując przez sen. Nie wiem, co robić... trochę boję się budzić tego kogoś. Powinnam raczej pójść w stronę domu... ale w nocy nie odnajdę drogi. A poza tym, nawet nie wiem, gdzie jestem. Przez cały czas trzymam w dłoni ten podłużny przedmiot... nachylam się nad ogniskiem, żeby go obejrzeć... i już wiem, co się stało. Żołądek podchodzi mi do gardła, boję się tak, że aż mi niedobrze. Padam na kolana, czuję, że płaczę... łzy zasłaniają mi cały widok, bardzo boli mnie brzuch. Zginam się w pół, tracę równowagę i uderzam twarzą o ziemię. Nie wiem, czy to boli, bo już nic nie czuję... jestem sama. Nie mam już nikogo. Ale Tata powiedział, że spotkamy się rano... muszę wrócić do domu. Przecież dzisiaj rano wyjeżdżamy do Ity, a nie mogą pojechać beze mnie! Muszę! Muszę! Ktoś dotyka mojego ramienia, pomaga mi wstać. Muszę wracać do domu, mówię przez łzy, Tata na mnie czeka. I Akira. I Shin i Kouran. I Mika. Wszyscy... rano wyjeżdżamy. Muszę wracać. Znowu czuję mdłości, i wiem, że nie zdołam się powstrzymać. Ja... ja zaraz... próbuję to powiedzieć, ale nie mogę. Straszny ból sprawia, że zginam się w pół, czuję kwaśny smak w ustach, świat wiruje przed oczami. Czyjeś ręce trzymają mnie nie pozwalając się przewrócić. Ktoś obejmuje mnie i kładzie na kocu. Brakuje mi powietrza. Tata nachyla się nade mną. Tato, krzyczę i wyciągam do niego ręce. Przytula mnie, ale nic nie mówi. Pachnie zupełnie inaczej, i jego policzki są bardziej kłujące... to nie Tata. Wyrywam mu się i padam z powrotem na koc. Patrzy na mnie stara, pomarszczona twarz o siwej, poplątanej brodzie... to nie Tata. To nie Tata. To nie Tata!
biegnę pustą ciemną ulicą wokół mnie przesuwają się wysokie ciemne zarysy budynków odwracam się ale za mną jest tylko ciemność i cisza ale wiem że w mroku czai się demon czuję go każdym porem skóry i chociaż nie mogę go dostrzec widzę jak skrada się po moich śladach nie mam już sił nie dam rady dalej uciekać zatrzymuję się i pochylam do przodu próbuję złapać oddech już jest słyszę jego ciężkie nierówne posapywanie pokrzywiony potworny cień tańczy w świetle latarni nadchodzi szkaradny pokryty łuskami łeb wychyla się zza rogu płonące jak niebieskie lampki ślepia patrzą prosto na mnie nie zbliżaj się mówię unosząc dłoń wysuwa się zza rogu ohydne wężowe cielsko szponiaste łapy wyciągają się w moją stronę ostre jak brzytwy kły ociekają jadem jest coraz bliżej nie zbliżaj się powtarzam i cofam się o krok niebieskie ślepia mrużą się stają się wąskimi szparkami demon otwiera pysk i wysuwa długi rozdwojony język igłowate ostre jak brzytwa kły ociekają jadem zatrzymuje się bez ruchu patrzy na mnie tym niesamowitym hipnotycznym wzrokiem jest cicho słyszę jedynie grzechotkę na końcu jego ogona cofam się powoli ostrożnie ale potykam się i tracę równowagę on rzuca się na mnie w tej samej sekundzie padam na ziemię i przetaczam się szpony wyrywają kawał asfaltu w miejscu w którym przed chwilą była moja głowa syk wściekły diabelski syczący chichot podrywam się na nogi ale już go nie widzę jedynie ten straszny grzechoczący odgłos jest jest tuż za moimi plecami uskakuję w bok za późno szczęki zaciskają się na moim ramieniu czuję ostre rozpalone zęby wbijające się głęboko coraz głębiej nie
Nie! Otwieram oczy, strasznie kręci mi się w głowie... cały las wiruje przed moimi oczami. Już wiem, gdzie jestem... On podchodzi i dotyka mojego czoła. Ten starzec o wyblakłych, niebieskich oczach. Ma podobne brwi do... do... do Taty... Tunel. To tunel. Biegnij, Mina! Spotkamy się rano. Rano. Rano. Już jest rano. Teraz, w tej chwili. Mieliśmy się spotkać... nagle rozumiem, że nigdy nie zobaczę Taty. Ani Akiry. Ani Shina i Kouran. Zostałam sama... sama! Łzy cisną mi się do oczu, ale zaciskam zęby i nie płaczę. Jesteś już dorosła, Mina, mówi Akira. Musisz nauczyć się dawać sobie radę. Nie bój się ciemności, śpiewa z uśmiechem Kouran przytulając mnie i głaszcząc moje włosy, idź dalej z nadzieją w sercu, a już nigdy nie będziesz szła sama. Czuję ich obecność gdzieś głęboko, na dnie serca. Uśmiechają się do mnie, pocieszają mnie... nie jesteś sama, Mina. Jesteśmy z tobą. Zawsze będziemy. A jednak płaczę, łzy spływają mi po policzkach. Staruszek obejmuje mnie i przytula, a ja szlocham w jego koszulę i myślę, że to koszula Taty... że to jego dłoń gładzi mnie po głowie. Nie. To nie Tata. On jest obcy... odpycham go i odsuwam się ocierając łzy grzbietem dłoni. Kim jesteś, krzyczę, co mi zrobiłeś? Gdzie jest Tata i wszyscy? On patrzy na mnie bez słowa, przygląda się tymi dziwnymi, niebieskimi oczami i milczy. Odpowiedz, wołam, i czuję, że zaraz się znowu rozpłaczę. Co to za miejsce, pytam trzęsącym się głosem. On sięga do plecaka, wyciąga syntexowy zeszyt i pisak. Pisze coś w zeszycie, a potem pokazuje mi. Kouran i Tata uczyli mnie kiedyś pisać i czytać, i to zarówno litery japońskie jak i te Drugie (nie pamiętam ich nazwy). W zeszycie jest napisane: Umiesz czytać?, straszne bazgroły. Biorę od niego zeszyt i piszę najładniej jak potrafię: Tak. On czyta, śmieje się i pisze coś znowu. Pokazuje mi: Nie musisz pisać, możesz mówić. Ja słyszę, chociaż nie mówię. Zastanawiam się przez chwilę, bo to dziwne... przecież jeśli się słyszy, powinno także się wiedzieć, jak się mówi. Powtarzam mu to. On śmieje się i odpowiada mi w zeszycie: Wiem, jak się mówi. Ale nie mogę. Jak masz na imię? Mina, odpowiadam, to znaczy Minako Aino i mam piętnaście lat. Przygląda mi się kiwając głową i drapiąc się pisakiem po policzku. Pisze jakąś literę, której nigdy dotąd nie widziałam... Co to oznacza, pytam? Seichuu, odpowiada, tak się nazywam. A Minako to ładne imię. Kiwam głową. Muszę wracać do Domu, mówię, muszę spotkać się ze wszystkimi. Gdzie mieszkasz, pyta. Niedaleko Kruczej Przełęczy, mówię. Patrzy na mnie przez chwilę. Byłaś nieprzytomna przez 2 dni, pisze. Czytam jeszcze raz, bo mogłam się pomylić... to niemożliwe! Przecież wczoraj w nocy... biegłam... i zasnęłam w tunelu, a teraz jest ranek! Nie mogłam spać przez dwa dni! Nie, mówię i kręcę głową, tylko jedną noc. On wzdycha i pisze coś przez dłuższą chwilę. Znalazłem cię 2 dni temu niedaleko Głuchej Doliny. Byłaś chora i nieprzytomna, więc rozbiłem obóz i od tamtej pory nie ruszyłem się z miejsca. Dopiero dzisiaj rano odzyskałaś przytomność. Kiwa głową i dopisuje coś jeszcze. Miałaś przy sobie to coś podłużne i starą książkę. Książkę, pytam, bo nie pamiętam żadnej książki. Wyciąga coś z plecaka i podaje mi. Rzeczywiście... jest bardzo stara, oprawiona w starszy syntex, którego już się nie produkuje. Wykonana z dziwnego, miękkiego, żółtego materiału... otwieram ją i widzę mnóstwo zapisanych ręcznie znaków. Niektóre wydają się znajome, ale większość wygląda bardzo dziwnie. Ostrożnie, pisze Seichuu, nie podrzyj jej, jest zrobiona z papieru. Z czego, pytam zdziwiona. Nie wiesz, co to papier? Nie, odpowiadam, skąd mam wiedzieć? Nieważne, odpowiada Seichuu, potrafisz to przeczytać? Kręcę głową. Seichuu wyciąga rękę a ja podaję mu książkę. Odwraca ją do góry nogami i na tylną okładkę. Marszczy brwi, a potem zapisuje coś. Pamiętnik (czyjś). Co to znaczy (czyjś), pytam, bo nie rozumiem... To znaczy, że nie mogę odczytać czyj. Ale to pamiętnik. Aha, mówię. Seichuu ostrożnie przewraca kilka kartek. Chcesz, żebym go dla ciebie przetłumaczył? Nie wiem, odpowiadam, chyba tak. Dobrze, pisze Seichuu. Ale to zajmie trochę czasu. Nagle przypominam sobie, że powinnam już być w Domu. Muszę wracać, wołam. Seichuu macha ręką i zaczyna się pakować. Idziesz ze mną, pytam zdziwiona. Kiwa głową. Ale po co? Wzdycha, bierze zeszyt i zaczyna coś pisać. Bo nie powinnaś chodzić sama po lesie, odpowiada. Znam ten las, mówię, ale on tylko macha ręką. Więc czekam, aż sapiąc złoży namiot i zapakuje go do plecaka, pozbiera wszystkie leżące na ziemi przedmioty i zwinie koce.
Jesteśmy prawie na miejscu, mówię. Seichuu kiwa głową i przyspiesza kroku. Idę za nim, bo bardzo chcę być już w domu, zobaczyć Tatę... mam nadzieję, że nie będzie na mnie zły. Wspinamy się na Wzgórze Czterech Owiec (nazwaliśmy je tak z Akirą), z jego szczytu będzie można zobaczyć nasz Dom. Braknie mi sił, świat znowu zaczyna wirować przed oczami... Seichuu wyprzedza mnie i dociera na szczyt pierwszy, a ja zaraz za nim. Nagle on pada płasko na ziemię i ciągnie mnie za sobą. Tracę równowagę i ląduję na miękkiej, mokrej trawie. Krzyczę i próbuję się wyrwać, ale on trzyma mnie mocno i jednocześnie zatyka mi dłonią usta. Co ty robisz, płaczę, puść mnie! Tam jest mój Dom, rozumiesz? Dom! Puść mnie! Ale on patrzy tylko na mnie i kręci głową. Widzę łzy w jego oczach i przestaję się szarpać. Kładzie sobie palec na ustach i pokazuje w stronę Domu. Wychylam się zza jego ramienia i już widzę wysoki, lśniący dach... To znaczy bardzo chciałabym zobaczyć... ale tam, gdzie powinien stać Dom leżą tylko poczerniałe skupiska głazów i sterczące słupy powyginanego metalu. Wszystko dookoła mnie znika... jestem tylko ja, i ruiny Domu. Już wiem, że się spóźniłam. Oni wyjechali beze mnie. Zostawili mnie... miałam wrócić rano, a wróciłam po dwóch dniach. Chyba coś mówię, ale nie wiem co. Uderzam zaciśniętymi pięściami o ziemię, zupełnie jakby to mogło cofnąć mnie w czasie... Łzy cisną się do oczu, Dom rozpływa się i znika, a ja chowam twarz w długiej, miękkiej trawie. Jest mokra, zupełnie jakby trawa płakała razem ze mną. Seichuu potrząsa moim ramieniem, pokazuje mi coś... dwa czarne, podobne do leżących no boku ryb pojazdy. I ludzie, ubrani w błyszczące w słabych promieniach słońca metalowe stroje, i inni, w ciemnych, obszernych szatach. Kto to jest, pytam, co oni zrobili z Domem? Ale Seichuu tylko kręci głową i przykłada palec do ust. Szukam wzrokiem wędrowca Taty, tego wędrowca, którym wczoraj... dwa dni temu woził mnie Shin. Jeden z ludzi w czarnych zbrojach schyla się i podnosi z ziemi jakiś przedmiot. Czuję dłoń zaciskającą się na moim ramieniu, Seichuu na czworakach wycofuje się z powrotem do lasu ciągnąc mnie za sobą. Pełzniemy przyciśnięci do ziemi, jak dwa węże, docieramy do drzew. Wstajemy, i otrzepujemy ubrania z trawy. Seichuu kiwa głową, wchodzimy głębiej w las. Co chwila odwracam się za siebie żeby sprawdzić, czy nie jesteśmy ścigani, ale wkrótce ściana lasu zamyka się za naszymi plecami i nie widzę już nic. Schodzimy ze szlaku i przedzieramy się przez kolczaste zarośla, czuję, jak woda chlupocze mi w butach. Jestem bardzo zmęczona i mówię, że już dalej nie pójdę. Seichuu odwraca się i podaje mi rękę. Potykając się i gubiąc oddech idę za nim, aż wreszcie wychodzimy na małą, porośniętą trawą polankę. Z ziemi bije źródełko, przypadam do niego i zaczynam pić. On zdejmuje plecak, siada na trawie i ociera pot z czoła. Kładę się obok niego i zamykam oczy. Trąca mnie w ramię, więc podnoszę się i patrzę na niego. Nie ruszaj się, pisze. Seichuu zdejmuje mi buty, skarpetki są mokre i zakrwawione. On kiwa głową i ściąga je ostrożnie. Nabiera do kubka wody ze źródełka, dorzuca do niej jakiś proszek i zaczyna przemywać popękane pęchęrze na moich stopach. To strasznie piecze, ale zaciskam zęby i nic nie mówię. Wreszcie wylewa resztkę wody z kubka i zaczyna szukać czegoś w plecaku. Wyciąga parę ciężkich, podkutych butów i stawia je przede mną. Są na mnie o wiele za duże, mogłabym włożyć obydwie nogi do jednego z tych butów. Seichuu też to widzi, drapie się po głowie i zaczyna szperać od nowa. Daje mi dwie pary grubych, włochatych skarpet i pokazuje, żebym je założyła. Zakładam, starając się nie płakać z bólu. Teraz każe mi założyć buty. Dalej są za duże, ale już nie tak bardzo. Cholewy sięgają mi prawie do kolan, Seichuu mocno zaciska zapięcia tak, że kostki są unieruchomione. Uśmiecha się do mnie i kładzie z powrotem na trawie, podkładając sobie plecak pod głowę. Zamyka oczy. Ja też kładę się i zamykam oczy... i widzę ruiny Domu, i ludzi w czarnych zbrojach kręcących się wśród zgliszcz.
nie idź tam krzyczy biały kot wskakując na biurko i zaglądając mi w twarz ale ja muszę iść po prostu muszę proszę cię dotyka wilgotnym nosem mojego policzka chociaż dzisiaj chociaż przez jeden wieczór zapomnij o misji i żyj jak normalna dziewczyna doskonale wiesz że nie mogę rzucili mi wyzwanie i nie mam innego wyjścia jak je przyjąć idziesz na śmierć nie rozumiesz tego na śmierć wchodzisz prosto w pułapkę w sam środek nie idź tam proszę cię kręcę w milczeniu głową wiem że mogę już nie wrócić z tej fabryki ale nie mam wyboru żyjesz tylko raz tylko raz więc nie marnuj swojego życia w taki głupi sposób nie jest głupi zresztą to ty powiedziałeś mi kim naprawdę jestem więc nie rozumiem dlaczego teraz powstrzymujesz mnie przed wypełnieniem obowiązku wiem i czasami tego żałuję mruczy kot spuszczając głowę i tuląc uszy naprawdę żałuję nie wstaję i zaciskam dłoń na piórze jego chłód uświadamia mi jak bardzo się boję jak bardzo chciałabym zostać w domu i nie ruszać się z niego na krok ale muszę muszę weź mnie ze sobą mówi kot nie odpowiadam dlaczego pyta patrząc na mnie ze łzami w oczach ponieważ jeśli ja zawiodę ty musisz znaleźć kogoś innego kto wypełni misję milczy czuję na plecach jego wzrok kiedy otwieram drzwi i wychodzę do przedpokoju masz dopiero czternaście lat szepcze to niczego nie zmienia mówię nie patrząc na niego i wychodzę ściskając w spoconej dłoni pióro
Chłód. Trzęsę się z zimna, chociaż jestem przykryta dwoma kocami. Pióro... ten przedmiot nazywa się Pióro. Otwieram dłoń i patrzę na podłużny, błyszczący kształt. Pióro... skąd wiem, że nazywa się akurat Pióro? Po prostu wiem... przesuwam palcem po gładkiej powierzchni, dotykam zatkniętej na szczycie gałki z wyrytym na niej jakimś symbolem. Nigdy wcześniej go nie widziałam, ale wydaje się podobny do serca. Jest ciemno, Seichuu śpi, ale ognisko wciąż jeszcze się pali. Owijam się szczelniej kocami, biorę leżącą obok mnie książkę i podpełzam bliżej do ognia. Dorzucam parę gałęzi, płomienie syczą i przygasają na moment, ale zaraz potem znowu wybuchają jasnym, ciepłym światłem. Wycieram ręce o koc (Seichuu mówił, że książki, zwłaszcza te stare, nie zrobione z syntexu trzeba szanować) i ostrożnie kładę Pamiętnik przed sobą. Tak będę go od teraz nazywała - Pamiętnik. Obracam go tak, jak pokazywał mi Seichuu i przesuwam dłonią po chropowatej, syntexowej okładce. A potem ostrożnie otwieram go na pierwszą stronę. Według mnie to jest ostatnia, ale Seichuu zaczynał właśnie od niej... dziwne. A może on po prostu czytał od końca? Przewracam Pamiętnik i otwieram go jeszcze raz. Pusta kartka. Na następnej napis Drugimi Literami: T-H-E E-N-D. Kiedyś pewnie był kolorowy, ale teraz widać jedynie poszarzałe cienie. Nie wiem, co to znaczy, więc przekręcam kartkę. Jest tam częściowo zatarty rysunek przedstawiający buzię dziewczyny o długich włosach, na których siedzi czerwony motyl. Dziewczyna uśmiecha się i ma przymknięte jedno oko - mruga do mnie, więc ja też do niej mrugam. Pod rysunkiem są jakieś dziwne znaki, rozpoznaję tylko zapisane Drugimi Literami 18. Osiemnaście, mówię na głos. Następne dwie strony są całe zapisane tymi drobnymi, nieznajomymi znakami. Podnoszę głowę, bo czuję, że ktoś na mnie patrzy. To Seichuu, obudził się. Przygląda mi się przez chwilę, a potem odrzuca koc, podchodzi i siada przy mnie. Bierze Pamiętnik, odwraca go tyłem i kiwa głową. Dlaczego tak, pytam. On uśmiecha się i szuka czegoś do pisania. Wreszcie macha ręką, wraca na swoje posłanie i przynosi Zeszyt i Pisak. Pisze coś przez dłuższą chwilę. Bo tak powinno być, czytam. Zaczęłaś od ostatniej strony, a początek jest tutaj, od prawej. Dziwnie, mówię. Kiedyś czytano od prawej do lewej, pisze Seichuu. Odwrotnie pisali i czytali ludzie z Zachodu swoje (nie znam tej litery) teskty. Co to oznacza, pokazuję na nieznany mi znak. Seichuu drapie się po głowie i zapisuje pod spodem zwykłymi literami: ŁACIŃSKIE. Łacińskie, mówię, czyli jakie? Takie: A B C D E i inne. Jedna litera to jedna gło (skreślone) jeden dźwięk, podczas gdy nasze litery to albo sylaby, albo całe wyrazy. Kiwam głową, bo rozpoznaję Drugie Litery. Biorę Pisak i dopisuję: F G H I J K L N M O P Q R S T U V W X Y Z. Seichuu przygląda się temu i kiedy tylko kończę bierze ode mnie Zeszyt. Skąd znasz alfabet łaciński? Tata i Kouran mnie nauczyli, odpowiadam, dumna i zadowolona. On kreśli coś i pokazuje mi, że N i M są zamienione miejscami. Na czwartej stronie jest syntexowa kartka, pisze Seichuu, tam jest to, co do tej pory zdążyłem przetłumaczyć. Poczytaj sobie jeśli chcesz. Tak, chcę, wołam i szukam tej kartki. Jest. Wyciągam ją i rozsiadam się wygodnie przy ognisku. Seichuu trąca mnie w ramię i pokazuje mi Zeszyt: A potem idź spać, dobrze? Aha, kiwam głową i biorę się za czytanie.
krzyczę i szarpię się próbując strącić go do ziejącej ogniem otchłani w którą zamieniła się hala fabryki, ale jestem za słaba o wiele za słaba zaciska stalowe palce na mojej nodze czuję pazury wbijające się w łydkę chyba przegryzłam wargę coś ciepłego spływa mi po brodzie dłonie omdlewają z wyczerpania i wiem że już długo się nie utrzymam mięśnie wyją z bólu i zaczynają się rozluźniać wbrew woli a uwieszony mojej nogi demon ryczy i krztusi się ze śmiechu pójdziesz do piekła razem ze mną przeklęta dziewczyno pójdziesz razem ze mną nie krzyczę i rozpaczliwie pragnę żyć chciałabym cofnąć czas i zostać wtedy w domu nie podejmować wyzwania wszystko wydaje się takie proste i łatwe kiedy patrzysz na to z dystansu ale teraz kiedy wiszę na skraju ognistej przepaści marzę żeby było zupełnie inaczej nie mogę umrzeć nie mogę nie mogę jestem zbyt młoda nie mogę pójdziesz ze mną wyje demon pójdziesz razem ze mną przeklęta sailor v
Trąca mnie w ramię, a ja mruczę i odwracam się na drugi bok. Już ranek. Powoli otwieram oczy i widzę Seichuu stojącego nade mną z parującym kubkiem i kromką Wzmocnionego Chleba z białą pastą. Kiwa głową na powitanie i podaje mi kubek. Płyn jest gorący, ciemnobrązowy i pachnie ziołami. Co to jest, pytam, ale on uśmiecha się tylko i pokazuje żebym wypiła. Próbuję, napój ma nieco kwaśny smak więc trochę się krzywię. Seichuu, pytam, bo właśnie coś przyszło mi do głowy, gdzie ty mieszkasz? Seichuu zatrzymuje się w połowie ruchu i powoli odwraca się w moją stronę. Patrzy na mnie zmrużonymi od słońca oczami, tak jakby chciał przebić mnie wzrokiem na wylot. Czuję gorąco na policzkach, wiem, że powiedziałam coś głupiego. On schyla się i zapina zamki plecaka, a potem wchodzi do lasu i znika mi z oczu. Patrzę na pozostawiony przez niego plecak i zapamiętuję, żeby już nigdy go o to nie pytać.
Seichuu wrócił po paru minutach i na migi kazał mi się pospieszyć. Kiedy już szliśmy, ja w nowych, za dużych butach do których wciąż nie mogę się przyzwyczaić i on, ze spuszczoną głową i dłońmi zaciśniętmi na metalowej lasce, zapytałam go, czy możemy jeszcze raz popatrzeć na Dom. Zgodził się, więc zeszliśmy ze ścieżki i przedzierając się przez krzaki dotarliśmy z powrotem na Wzgórze Czterech Owiec. Przy ruinach Domu stał czarny, płaski pojazd, czym prędzej wycofaliśmy się i schroniliśmy w lesie. Seichuu zapytał na migi jak się czuję, odpowiedziałam, że dobrze, bo nawet nie byłam zmęczona. Siedziałam, pijąc wodę z syntexowej manierki i zastanawiałam się, co dalej robić. Tata i reszta muszą być już w Icie, u tego wujka Kazuyoshiego, a zatem powinnam pójść tam za nimi. Seichuu, zapytałam, czy słyszałeś o miejscu zwanym Ita? Słyszał, Ita leżała kawał drogi stąd i podróż tam na piechotę zabrałaby nam prawie miesiąc, chyba żeby udało się nam zabrać razem z kimś, kto będzie tam jechał. Popatrzył na mnie uważnie i zapytał po co chcę tam jechać, więc powiedziałam mu o Kazuyoshim. W porządku, powiedział Seichuu, jeśli chcesz, możemy pojechać do Ity. No i pojechaliśmy. Najpierw dotarliśmy do Kruczej Przełęczy, gdzie Seichuu kupił mi nowe, mocniejsze ubranie i pasujące na mnie buty. Kupiliśmy także dwa nowe zeszyty i pisaki oraz trochę rzeczy, które Seichuu uważał za potrzebne. Mieliśmy szczęście, bo tego samego dnia wyjechaliśmy z Kruczej Przełęczy razem z ogromnym pojazdem wiozącym jakieś urządzenia do Seiun. Seiun leżało w połowie drogi do Ity, i dotarliśmy do niego wczesnym rankiem. Spałam, skulona w ciasnej kabinie pojazdu, kiedy nagle ciężarówka zatrzymała się, a Seichuu kazał mi wysiadać. Kierowca, wiecznie roześmiany, brodaty wielkolud (przedstawiał się, ale nie pamiętam jego imienia) pożegnał się z nami i powiedział, że jeśli chcemy dotrzeć w ten sposób do Ity to najlepiej żebyśmy wyszli z miasta i stanęli przy drodze numer dwieście szesnaście. Na szczęście Seiun nie było dużym miastem, więc zatrzymaliśmy się tylko raz żeby kupić coś do jedzenia. Tym razem staliśmy o wiele dłużej, było już późno po południu, a ja prawie zasypiałam oparta o metalową barierkę, kiedy zatrzymał się przy nas jakiś mały, jaskrawoniebieski wóz, i Seichuu kazał mi pójść i zapytać, czy jedzie do Ity. Jechał! A właściwie jechała, bo to była młoda dziewczyna o długich, żółto-czerwonych włosach. Lewe oko i część policzka miała metalowe, więc wyglądała trochę strasznie, ale najważniejsze, że już byliśmy w drodze do Ity. Teraz jechaliśmy o wiele szybciej niż wielką i niezgrabną ciężarówką, krajobraz migotał i uciekał do tyłu. Dziewczyna nie odzywała się prawie wcale, raz tylko spytała skąd jesteśmy i po co jedziemy do Ity. Seichuu ścisnął ostrzegawczo moją dłoń, a ja odpowiedziałam, że z okolic Seiun i jedziemy, żeby odwiedzić rodzinę. Dziewczyna nie powiedziała nic, nawet nie skinęła głową, zupełnie jakby moja odpowiedź do niej nie dotarła. Ita wyrosła przed nami niczym ciemna, błyszcząca milionami świateł kałuża w dolinie. Była o wiele większa niż Krucza Przełęcz, ale i tak wydawała się być lichą wioską w porównaniu z New Tokyo. Nasz wóz przyśpieszył zjeżdżając ze wzgórza, lampki na konsoli pilota ożyły wprowadzając tryb ruchu miejskiego (wiem, bo kiedyś Shin miał starą toyotę i pokazywał mi, jak się nią jeździ) i wpadliśmy w gąszcz miejskich ulic. Gdzie was wysadzić, zapytała dziewczyna, a ja właśnie sobie uświadomiłam, że nie mam pojęcia gdzie właściwie jedziemy. Znasz może Kazuyoshiego, spytałam, bo to była nasza jedyna szansa. Kazuyoshiego? W tym mieście żyją setki Kazuyoshich, odpowiedziała dziewczyna, a może coś więcej? Zastanowiłam się, co więcej o nim wiem... był kiedyś u nas w Domu, właśnie od niego Tata kupił Rośliny. Sprzedaje Rośliny, powiedziałam, takie jadalne Rośliny. Nie mam pojęcia, odpowiedziała dziewczyna, wysadzę was przy głównej ulicy. Może coś znajdziecie. Ale nie znaleźliśmy.
nie nie nie cisza ciemność chwyta mnie i spowija swoim dusznym uściskiem nie wiem gdzie jestem musiałam stracić przytomność czuję ból wściekły ból łzy cisną się do oczu ale zaciskam zęby i kulę się na zimnym chodniku jest mi niedobrze ale
Seichuu szarpie mnie za ramię, podnoszę głowę i pytam co się stało. Jest zdenerwowany, zbyt mocno ściska moją rękę. Człowiek w czarnym, metalowym stroju idzie powoli w naszą stronę, jego zbroja chrzęści, promienie słońca lśnią na wypolerowanym hełmie. Seichuu wstaje i ciągnie mnie za sobą, chociaż wcale nie mam ochoty iść. Zakłada plecak na ramiona, ale ten ktoś kładzie mu dłoń na ramieniu zatrzymując go. Trochę się boję, ale niepotrzebnie, bo przecież nie zrobiliśmy nic złego. Ale jeżeli ten człowiek zrobi z nami to samo co z Domem? Słyszę jego powolny oddech stłumiony przez przyłbicę. Nie wolno tu spać, mówi, co wy tu robicie? Seichuu bierze moją dłoń i ściska ją mocno. Jest bardzo blady. Ogłuchłeś, pyta podniesionym głosem Człowiek w Metalu (tak będę go teraz nazywała), chcę zobaczyć wasze identyfikatory. Seichuu nie może mówić, odpowiadam, ale wszystko słyszy. Człowiek w Metalu odwraca głowę i patrzy na mnie zielonymi, świecącymi oczami. Wasze identyfikatory, powtarza (nie jestem pewna, czy powiedział dokładnie w ten sposób). Nie wiem, co to jest, więc pytam go o to. Chyba przygląda mi się przez chwilę, a potem pyta, jak się nazywamy. To jest Seichuu, a ja jestem Minako. Minako Aino. Seichuu ściska moją dłoń aż syczę z bólu. Skąd jesteście, pyta Człowiek w Metalu, co tu robicie. Z Kruczej Przełęczy, odpowiadam, szukamy mojego wujka, nazywa się Kazuyoshi. Kazuyoshi jak, pyta. Nie wiem, o co mu chodzi, więc po prostu kręcę głową i mówię, że nie wiem. Wiem tylko tyle, że sprzedaje jadalne rośliny i mieszka tutaj. Człowiek w Metalu zastanawia się przez chwilę i każe nam stąd odejść, ponieważ tu nie wolno spać. Mówi jeszcze, że następnym razem trafimy do jakiejś Twierdzy i odchodzi. My też idziemy, Seichuu jest bardzo blady, jego dłoń lepi się od potu. Robi się ciemno i zimno, zaczynam szczękać zębami, ale Seichuu nie pozwala mi się zatrzymać. Jestem już bardzo zmęczona, czuję, jak coś pulsuje mi w głowie. Nie mogę złapać oddechu, potykam się. Seichuu bierze mnie na ręce, schodzimy w dół po jakichś brudnych, metalowych schodach. Docieramy do mocnych, czerwonych drzwi, słychać zza nich dźwięki szybkiej, nieprzyjemnej muzyki. Skrzypią przy otwieraniu, muzyka staje się bardzo głośna i dudniąca. Wewnątrz panuje prawie absolutna ciemność rozświetlana jedynie kilkoma ruszającymi się, niebieskimi i czerwonymi reflektorami. Ale i tak widzę, że jest tu pełno ludzi, siedzących przy małych, okrągłych stołach, oplątanych drutami i poruszająch się w dziwny sposób. My też siadamy przy jednym ze stołów, Seichuu ściąga plecak i ociera pot z czoła. Czy stało się coś złego, pytam zaniepokojona. Seichuu wyciąga Zeszyt i Pisak, widzę, jak bardzo drżą mu dłonie. Nigdy więcej nie podawaj nikomu, ale to nikomu swojego prawdziwego nazwiska, dobrze? Ale dlaczego, pytam. Podchodzi do nas wysoka dziewczyna, jest prawie naga nie licząc paru kawałków białego, błyszczącego materiału. Co podać, pyta, dotykając dłonią policzka. Seichuu pisze coś i pokazuje jej zeszyt. Dziewczyna nachyla się nad nim i kiwa głową. Nie powinieneś przyprowadzać tu dzieciaka, dziadku, mówi. Seichuu macha tylko ręką, dziewczyna wzrusza ramionami i odchodzi. Twoja rodzina, mówi Seichuu, musiała popełnić jakieś poważne przestępstwo przeciwko Gildii. Być może wciąż jeszcze cię szukają, właśnie dlatego nie wolno ci podawać prawdziwego nazwiska, rozumiesz? Kiwam głową. Seichuu odpręża się, opiera łokcie na blacie i chowa na chwilę twarz w dłoniach. Reflektory zalewają go niebieskim i czerwonym światłem, cienie ludzi wirują dookoła naszego stolika. Wraca dziewczyna i stawia przed nami dwa płaskie naczynia wykonane z matowo czarnego syntexu (tak mi się przynajmniej wydaje w tym świetle), przygląda się nam przez chwilę i odchodzi z powrotem w niebiesko-czerwoną ciemność. Seichuu podnosi swoje naczynie i upija z niego łyk, pokazuje mi, żebym zrobiła tak samo. Płyn ma dziwny, łagodny zapach, nie potrafię go opisać, bo jeszcze nigdy nie zetknęłam się z czymś podobnym. Próbuję, jest całkiem smaczny, chociaż trochę szczypie w język. Zbyt głośna muzyka dudni mi w uszach, ale mimo tego hałasu oczy same mi się zamykają. Pociągam Seichuu za rękaw żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Patrzy na mnie, wygląda na bardzo zmęczonego. Co teraz zrobimy, pytam, chce mi się spać. Wytrzymaj jeszcze troszkę, dobrze, od-powiada, znajdziemy jakieś miejsce do spania, a jutro rano poszukamy twojego wujka. Kiwam głową. Popijam powoli napój żeby nie usnąć, ale powieki same mi opadają, i wiem, że nie dam rady dłużej tak siedzieć. Przecież to chyba nic złego jeśli przez chwilę
mina śmieje się akira i mierzwi moje włosy gdzie byłaś tyle czasu akira krzyczę szczęśliwa i przytulam się do niego najmocniej jak tylko potrafię akira cieszę się jak bardzo się cieszę czuję że łzy spływają mi policzku co się stało maleńka pyta akira i ociera je delikatnie dlaczego płaczesz śniło mi się coś bardzo złego ludzie w metalu zniszczyli dom i nikogo z was w nim nie było a ja zostałam sama czuję jego dłoń w moich włosach i jest mi dobrze tak bardzo dobrze szukaliśmy was wszędzie ja i seichuu i pojechaliśmy nawet do ity do wujka kazuyoshiego ale jego tez nigdzie nie bylo mina przerywa mi akira i odsuwa mnie od siebie trzymając mocno za ramiona mina posłuchaj mnie patrzę na niego i widzę że akira postarzał się i ma trzydzieści może czterdzieści lat jego oczy są stare i zmęczone w długich włosach świecą pasma siwizny akira krzyczę co się z tobą stało ale on kręci tylko głową mina mówi poważnie bądź silna musisz być silna chociaż znowu zostaniesz sama chociaż nie będzie przy tobie nikogo z nas pamiętaj że zawsze ktoś na ciebie czeka bądź silna maleńka nie poddawaj się bądź silna
Artemisie, krzyczę i biegnę w stronę rozmazującej się sylwetki. Artemisie, proszę, nie zostawiaj mnie! Ale on patrzy tylko na mnie oczami pełnymi łez, jego postać blednie i zlewa się z osaczającą nas mgłą... Biegnę, a ziemia drży pod moimi stopami. Nie... to ja... ja drżę. I wiem, że płaczę, że łzy wciskają się do ust nie pozwalając zaczerpnąć oddechu. To ja drżę.
Seichuu chwyta mnie za ramię, krzyczę z bólu i prawie przewracam się na podłogę. Chcę zapytać, co się stało, ale on zasłania mi usta dłonią kiedy tylko nabieram tchu. Trzech Ludzi w Metalu przeciska się przez tłum, ich czarne, syntexowe oczy błyszczą upiornie w świetle reflektorów. Seichuu, skulony w pół, z plecakiem zarzuconym na ramię ciągnie mnie w stronę wyjścia. Czuję podpełzający do gardła strach, nogi uginają się pode mną. Znowu zostaniesz sama, powiedział Akira. Seichuu, proszę, uważaj, szepczę resztkami sił, ale on i tak mnie nie słyszy. Hej, ty, wrzeszczy ktoś za naszymi plecami, nie zapłaciłeś rachunku! Złodziej! Ludzie w Metalu w tym samym momencie odwracają się w naszą stronę. Seichuu zaczyna biec przepychając się przez tłum, dopadamy do drzwi. Stać, woła metalicznym głosem jeden z Ludzi w Metalu, zatrzymać się w tej chwili. Ruszają za nami rozpychając na boki wirujące w niebiesko-czerwonych światłach cienie. Wybiegamy na schody, Seichuu wypuszcza plecak, ale nie zatrzymuje się. Pędzimy do góry, za nami łomocą szybkie kroki Ludzi w Metalu, krzyczą coś, ale nie wiem co. Jesteśmy już na szczycie, w piersiach kłuje mnie tak, jakbym napiła się płynnego ognia. Seichuu otwiera drzwi prowadzące na ulicę i zatrzymuje się w połowie ruchu. Wysoka, potężna postać ubrana w połyskliwie czarny metal powoli odwraca się w naszą stronę, słyszę ciężki, stłumiony oddech. Jesteście aresztowani, odzywa się Człowiek w Metalu, poddajcie się natychmiast a nic się wam nie stanie. Seichuu chwyta mnie i odpycha mocno w bok, pod ramieniem strażnika. Potykam się, siłą impetu przemykam obok Człowieka w Metalu i przewracam się na kolana. Seichuu! Krzyczę i obracam się, czekam, aż poczuję jego dłoń nakrywającą moją i podrywającą do dalszej ucieczki... huk. Huk i świst sprężonego powietrza, krople czerwonego płynu pryskają na ścianę budynku. Seichuu osuwa się, powoli, zupełnie jakby czas zwolnił swój bieg o połowę. Widzę jego oczy, patrzy na mnie gasnącym, smutnym wzrokiem... a potem przewraca się i nieruchomieje. Chyba krzyczę coś, ale nie jestem tego pewna. I płaczę, bo czuję łzy zniekształcające widok i spływające po policzkach. Silna, metalowa dłoń dotyka mojego ramienia. Już dobrze, mała, mówi głuchy, beznamiętny głos. Bądź silna. Nie poddawaj się. Bądź silna. Akira! Akira!!!
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.