Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Sailor Moon: Mirai Densetsu

III - The Mindfields - 1: Michiru: Maskarada

Autor:Kyo
Serie:Sailor Moon
Gatunki:Akcja, Cyberpunk, Dramat
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Erotyka, Wulgaryzmy
Dodany:2009-04-28 23:56:04
Aktualizowany:2009-04-28 23:56:04


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Przestało padać.

Uśmiechnęła się do siebie i odwróciła od lustra wody. Uniosła twarz do góry, rozkoszując się słonecznym ciepłem, splotła dłonie na karku przeciągając się. Była szczęśliwa... tak szczęśliwa, jak nikt inny na świecie. Wiatr porwał do tańca jej seledynową sukienkę, zgiął w ukłonie czubki drzew.

Była piękna. Z długimi włosami w kolorze ciemnego turkusu, dużymi, łagodnymi oczami, smukłym, idealnym ciałem. Odczuwała dumę, kiedy przyglądała się swojej sylwetce w wodnym lustrze. Odczuwała dumę, kiedy rozglądała się wokół siebie, kiedy sypki piasek łaskotał jej stopy, kiedy miękki, ciepły deszcz zraszał jej skórę milionami kropel.

Czekała. Na niego. Na gorące, niecierpliwe dłonie, usta, na zapach cynamonu. Nie spieszyło się jej, była przecież nieśmiertelna, nietykalna, oddzielona od reszty świata murem, który prócz niej mógł przekroczyć tylko on.

Więc czekała.

Czekała, aż on skończy zabijać.

Et accesserunt ad eum turbae multae habentes secum mutos clodos caecos debiles et alios multos et proiecerunt eos ad pedes eius et curavit eos. Ita ut turbae mirarentur videntes mutos loquentes clodos ambulantes caecos videntes et magnificabant Deum Israhel.

(MINMES: HolyBible.Sources: Mt15,30-31.f)

Na początku był ból. Straszny, przenikliwy, połknięta przez przypadek rozgrzana do białości drzazga.

Spokojnie... oddech... przecież już nie pierwszy raz... spokojnie. To wirowanie przed oczami zaraz minie... ostrożnie, żeby nie spowodować gwałtownego napływu krwi do mózgu... delikatnie, powoli, nie ma się gdzie spieszyć.

Ból. Każdorazowe wyjście z Podprzestrzeni jest podobne do narodzin... to takie samo cierpienie, a mała, czarna kostka odpiętego protecta staje się przeciętą pępowiną... dokładnie to samo.

Zakaszlała, zasłaniając usta... i znowu wściekle czerwone kropelki krwi na otwartej dłoni. I wyjący z wyczerpania organizm domagający się pokarmu... Środa, dwunasty listopada, trzecia dziewiętnaście. Trzydzieści sześć godzin w Sieci!

Podniosła się, krople potu spłynęły po jej czole, zapiekły w oczy. Oparła się o ścianę i zamknęła oczy. Pić, chociaż odrobinę wody... Powoli, wpijając dłonie w gładki, twardy mur ruszyła po omacku do kuchni. Ale nie doszła. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa, upadła na podłogę i skuliła się w kłębek, starając się odpędzić wszechobecny, wyjący dziesiątkami głosów ból. Na próżno.

Dopiero po południu odważyła się wstać z łóżka. Ostrożnie, żeby nie nadwerężyć osłabionych mięśni wyszła ze swojego pokoju i stanęła przed lustrem.

Wyglądała fatalnie. Skóra o barwie i fakturze piachu, wielkie, zapadnięte oczy płonące niezdrowym ogniem. Przeraźliwie chudą ręką przeczesała czarne, matowe włosy.

Patrzyła przez chwilę na swoje odbicie, a potem odwróciła się na pięcie i ruszyła do kuchni, po drodze zaglądając do trzech pozostałych pokoi. Były puste.

I bardzo dobrze, pomyślała, obędzie się bez pieprzenia w bambus.

Na szerokim blacie automatycznego kucharza leżała pusta kartka papieropodobnego syntexu i pisak. Widocznie matka miała zamiar zostawić jej jakąś pouczającą wiadomość, ale zrezygnowała ograniczając się do subtelnej aluzji.

Michiru skrzywiła się, zmięła kartkę i cisnęła ją do pochłaniacza odpadków. Zastanowiła się przez chwilę, a potem śladem kartki powędrował pisak. Tym razem nie trafiła.

Nie miała ochoty na poprawkę.

Nastawiła kucharza na szklankę soku pomarańczowego, usiadła na blacie stołu i zamknęła oczy sprawdzając zalegającą od czterech dni pocztę.

Cztery wiadomości. Jedna od głównego węzła medycznego obsługującego wyższe sfery Imperium, pamiętaj o comiesięcznym badaniu krwi przeciwko...

Pocałuj mnie w dupę, pomyślała Michiru i bez czytania przeznaczyła wiadomość do natychmiastowego zapomnienia.

Drugą wiadomością była cotygodniowa propagandówka imperialna, rozsyłana do wszystkich urzędników średniego i wyższego szczebla oraz ich rodzin. Michiru odłożyła ją na później, czasami w sztucznie generowanych komunikatach można było znaleźć coś wartego uwagi.

Dwie ostatnie od... Reiko Tanaka? Kto to do cholery jest Reiko Tanaka?

Właśnie załatwiłam piątego, oznajmiła radosna twarz pyzatej trzynastolatki, przepieprzyłaś, słonko. Z kretesem.

September. Skurczybyk, znowu wysyła fałszywki.

Michiru skrzywiła się i przesunęła wiadomość do pamięci, aby później na nią odpowiedzieć.

Otworzyła drugą.

Aha, zapomniał...abym. Mamusia kupiła mi nowe zabawki, chcesz zobaczyć? W środę wcześniej kończę lekcje.

September, w postaci trzynastoletniej dziewczynki, roześmiał się radośnie i zakończył przekaz.

Michiru otworzyła oczy i napiła się soku. Cuchnął syntexem. Ledwie przełknięty łyk podniósł się jej z powrotem do gardła. Zeskoczyła ze stołu i przewracając szklankę pobiegła do toalety. W połowie drogi zabrakło jej sił, zatoczyła się i zwymiotowała na cenny, naturalny dywan.

- Popatrz tylko na to, Mitch. Arcydzieło.

Obróciła w palcach czarny, niewielki cylinder i uniosła pytająco brwi.

- Zewnętrzny jammer - wyjaśnił niecierpliwie wysoki, szczupły blondyn siedzący naprzeciwko niej. Jaskrawo zielone, jednolite implanty wzrokowe lśniły w świetle zawieszonej pod sufitem lampy.

- Square sprowadziła go z Konfederacji w ubiegłym tygodniu. Żadnej chirurgii, po prostu podpinasz razem z protectem, i od tej pory masz spokój z identami. Przy każdej próbie identyfikacji generuje kaszę zapychającą tamtemu port. Testowane na 8840, chcesz loga z tego wejścia?

Potrząsnęła przecząco głową i odłożyła urządzenie z powrotem na stół. Wyciągnęła rękę i stuknęła palcem w małą, szarą kostkę z wybiegającymi od niej i niknącymi pod stołem ogniście czerwonymi kablami. Kupiec odgarnął na bok całą stertę sprzętu, pozostawiając na środku stołu jedynie wybraną przez nią kostkę.

- Chcesz kupić kelnera...? Ten akurat nie jest najlepszy, ale mam...

Machnęła ręką i pokazała mu dwa wyprostowane palce. Skinął głową.

- Za dwieście nie dostaniesz niczego lepszej klasy. Ten kosztuje sto siedemdziesiąt razem z zapasem na sto dwadzieścia godzin, ale był wyciągnięty z jakiegoś grindera, więc konfiguracja może się nie zgadzać. Gdybyś poczekała jeszcze tydzień, miałbym...

Powoli położyła przed nim błękitną, syntexową kartę. Skrzywił się.

- Dalej płacisz kartą Gildii?

Wzruszyła ramionami.

Handlarz westchnął. Sięgnął pod stół, wyjął stamtąd antyczny, opleciony kablami łamacz kodów i włożył do niego kartę. Zapłonęło czerwone światełko, łamacz zapiszczał i bucząc zabrał się za robotę.

- Przy okazji, słyszałem, że przerżnęłaś zakład z Septemberem? - mruknął mężczyzna, zerkając na nią ciekawie i od niechcenia stukając palcami w obudowę urządzenia.

Michiru ze zrezygnowaniem machnęła ręką.

Łamacz zgrzytnął i wypluł z siebie kartę.

- Instalacja oczywiście gratis i od ręki... tyle, że ja dzisiaj już nie dam rady. Square razem z Septemberem wyniosło do Gammy, cholera wie po co. Za to jest Szczur. Nie łam się, zrobi ci to porządnie, o ile tylko nie pomylą mu się części ciała.

Puścił do niej oko, a ona wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

Jeszcze wieczorem wpięła się do Podprzestrzeni, i leniwie bawiąc się swoją powłoką przeszukiwała bazę danych osobowych byłych i obecnych mieszkańców New Tokyo. Nie odrywając oczu od migających przed oczami stron wyciągnęła rękę i przesunęła ikonę wiodącego do swojej domeny portalu troszeczkę w lewo.

Zaśmiała się.

Phoenix nienawidził jej pedantyzmu. Tylko ona ze wszystkich runnerów w New Tokyo miała tak idealnie zaprojektowane i skonfigurowane środowisko. Każda ikona, każdy korytarz i każdy obiekt miały swoją wyznaczoną co do milimetra pozycję, zapewniającą maksimum wygody i użyteczności. Po Sieci krążyły o tym legendy.

O, ten będzie w porządku.

Zakharov, Prokhor. Sześćdziesiąt parę lat, białe, zmierzwione włosy, staromodne, różnokolorowe szkła. Cudownie!

Natychmiast stworzyła powłokę imitującą Prokhora Zakharova i łącząc ją z węzłem pocztowym, wprowadziła do niego zaadresowaną do prawdziwego Septembera wiadomość:

Ty bydlaku, zjadłeś mi kotka.

Po chwili zastanowienia zmieniła bydlaka na kutasa i nakazała natychmiastowe przesłanie do adresata.

Westchnęła z zadowoleniem i rozejrzała się. Wiedziała, że powinna się wyłączyć i pójść nareszcie normalnie spać, ale zwykłe siedzenie wewnątrz, patrzenie na swoje dzieło i dokonywanie kosmetycznych zmian sprawiało jej zbyt wielką przyjemność.

Właśnie kończyli diagnostykę jej implantów, kiedy drzwi do garażu otworzyły się z hukiem i wpadł przez nie roześmiany September w towarzystwie jakiegoś małego, krępego facecika o długich, czerwonych włosach.

Nachylający się nad rozebraną do naga Michiru Szczur podskoczył i upuścił sondę diagnostyczną.

- Kurwa mać! - wrzasnął wściekle w stronę Septembera - Zawału przez ciebie dostanę, dupku!

- O! - ucieszył się na widok Michiru September, przy okazji kompletnie ignorując wybuch kumpla - Świetnie, że jesteś, Mitch. Po pierwsze, mam dla ciebie taką wiadomość, że padniesz.

Zastanowił się, a Michiru zerknęła na niego z zainteresowaniem.

- Chociaż nie, nie mam. Po drugie, chciałem cię komuś przedstawić.

Wskazał na towarzyszącego mu facecika.

- To jest Randall Nagita, szmugler z Gammy.

- Handlowiec. - zaprotestował mrukliwie Nagita - Eksport, import. Ale raczej import.

- A to jest słynna Michiru. Może wszystko, potrafi wszystko, zwłaszcza, że ma licencję.

- Ma licencję? - zdziwił się szmugler - Pracuje dla Gildii?

- Teoretycznie tak. - odparł September - Ale praktycznie nie czepia się jej żaden ani z wolnych runnerów, ani z tych zaprzedanych bubków. Zazwyczaj pracuje dla nas, a w wolnych chwilach grinduje łebków, których nikt nie zna i którym wydaje się, że są świetni. To dla Gildii, żeby wiedzieli, jaką niesamowitą Myśliwą zatrudnili. Przy okazji, podkochuje się w niej sam mistrz Kurogane. Za zdjęcie Mitch w trakcie diagnostyki pewnie dałby sobie łeb obciąć... hehe...

Michiru, starając się za bardzo nie ruszać, wyciągnęła nogę i kopnęła Septembera w tyłek. Nie zdążył uskoczyć.

- Jest dobra? - zapytał z ciekawością w głosie szmugler.

- Najlepsza. - odparł chełpliwie September.

Podali sobie ręce. Dłoń człowieczka była miękka i zimna jak lód.

- A tak na serio, Mitch jest dziewczyną Phoenixa - kontynuował September - Pewnie słyszałeś o Phoenixie. To ten gość, który trzy miesiące temu podrobił propagandówkę.

- Obawiam się, że nie słyszałem...

- Poważnie? - zdziwił się September - Napisał w niej, że w przyszłym roku w wyborach na Imperatora obok starego wystartuje facet o nazwisku Kise Myers. Wybory, rozumiesz? Kise Myers!

Na samo wspomnienie Michiru i Szczur uśmiechnęli się szeroko.

- Dlaczego? - zapytał Nagita drapiąc się w zakłopotaniu po nosie.

- Co: dlaczego?

- Dlaczego Kise Myers?

- Nie jarzysz?

- Nie.

- Pocałuj mnie w dupę?

Szczur zarechotał.

- Aaaaaa! - ucieszył się Nagita.

- No. - skwitował September - Chodź do gabinetu, napijemy się czegoś, oni do nas dołączą. A ty, Mitch, słonko, ubierz się, nie wypada podejmować gości w negliżu.

- Spier... - syknął na niego Szczur, ale September już zmierzał w stronę gabinetu ciągnąc za sobą szmuglera.

- Dobra - powiedział zwracając się do Michiru - Sprawdzę jeszcze offy i reakcje przy restarcie. Jak na razie wszystko w porządku. Oprócz jednej pierdoły, nic poważnego. Uśmiechnij się do Radianta jak wróci, zrobi ci to od ręki. Chcesz logi? Nie? OK. Teraz rozłączę cię na chwilę... uwaga... już.

Śmiech rozległ się nagle za jej plecami, cichy, stonowany... obróciła się gwałtownie wyciągając ręce w geście samoobrony.

- Spokojnie... - roześmiała się wysoka, szczupła dziewczyna o krótkich, jasnych włosach. - Chodź. Podwiozę cię.

Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę stojącego po drugiej stronie ulicy staroświeckiego, sportowego samochodu pomalowanego na krzykliwy, żółty kolor. Dziewczyna przeskoczyła zwinnie przez burtę nie otwierając drzwiczek i oparła dłonie na kierownicy.

- Nie bój się - powiedziała żartobliwym tonem puszczając do niej oko. - Nie będę szarżowała.

Michiru zawahała się. Ta dziewczyna... było w niej coś... znajomego.

Dziwne, niepokojące uczucie...

Podeszła do samochodu, poczekała, aż dziewczyna otworzy jej drzwi i wsiadła do środka. Siedzenie było twarde i niewygodne, i chociaż kręciła się na wszelkie możliwe sposoby, nie chciało dostosować się do jej ciała.

- ...z powrotem, witamy w domu.

Szczur mruczał pod nosem chowając przyrządy do skrzynki. Nie zwracał na Michiru uwagi, dopiero kiedy ściągnął rękawiczki i przypiął pojemnik do pasa oparł się niedbale o stół i pogwizdując, czekał aż dziewczyna się ubierze. Było w nim coś staroświeckiego... sposób zachowywania się, mówienia... choćby to odwracanie oczu od jej ciała. Nie był stary, przynajmniej na pewno nie dużo starszy od niej. Ale jego czarne włosy były gęsto przetykane siwizną, na twarzy można było dostrzec wyraźne bruzdy. Fakt, że jego skóra była tak samo zaniedbana jak u wszystkich runnerów, ale i tak przebywając w pobliżu Szczura odnosiło się wrażenie, że jest się z kimś starszym i o wiele bardziej doświadczonym. Biła od niego jakaś aura wymuszająca respekt u wszystkich stykających się z nim ludzi. Michiru zauważyła, że nawet imperialni strażnicy, którzy zatrzymywali ich czasem i szukali zabronionego sprzętu zachowywali się ostrożniej i bardziej regulaminowo kiedy w sprawę zamieszany był Szczur.

- Idziesz czy nie?

Drgnęła, wyrwana z zamyślenia. Spojrzała przepraszająco na zniecierpliwionego Szczura i skinęła głową.

- No to chodź.

Gabinet Septembera niegdyś był kuchnią. Zresztą cała ich kryjówka kiedyś była zwykłym, dwukondygnacyjnym domem w średnio zamożnym sektorze Epsilon. September odziedziczył go po rodzicach, którzy zginęli w wypadku. Na początku wszystko wyglądało normalnie, ale po pewnym czasie September doszedł do wniosku, że są lepsze sposoby na życie i utrzymanie niż zwykła praca. W ten sposób dom zaczął się zmieniać, coraz bardziej i bardziej, w miarę jak rozwijało się uzależnienie właściciela i jak pojawiali się jego przyjaciele, również przykuci do Podprzestrzeni. Ale zmieniał się tylko wewnątrz, bo September bardzo dbał o pozory. Regularnie wynajmował roboty odnawiające, zainstalował nawet inteligentne szyby prezentujące na zewnątrz widok zwykłego, niezbyt zamożnego domostwa oraz normalnie ubranego i zachowującego się właściciela. Tymczasem w środku mieścił się prawdziwy warsztat techniczny razem z miniaturowym szpitalem nanochirurgicznym i magazynem części. Całą konspirację znacznie ułatwiał fakt, że sąsiedzi w przeważającej większości znali i szanowali za życia rodziców Septembera, po drugie zaś będąc ludźmi sytymi i zadowolonymi ze swoich osiągnięć nie chcieli wchodzić w konflikt z żadną ze stron, ani imperialną administracją kategorycznie zakazującą jakiegokolwiek, poza swoim własnym ruchu w Podprzestrzeni, ani tymi, którzy mieli te zakazy głęboko gdzieś.

Sama kuchnia miała mniej więcej tyle wspólnego ze swoim standardowym odpowiednikiem, że znajdował się w niej automatyczny kucharz. Poza tym zawalona była sprzętem, zużytymi kelnerami, intensyfikatorami doznań, elementami stacjonarnej platformy developerskiej dla koderów podprzestrzennych węzłów. September i szmugler siedzieli przy tymczasowo opróżnionym składanym, syntexowym stole. Przed nimi stała pokaźna butla taniego psi-wina pędzonego z dodatkiem grzybów halucynogennych w towarzystwie kilku brudnych szklanek.

Michiru kopnęła przypadkiem jakiś metalowy element, który przeleciał przez podłogę i stuknął o solidny korpus walającego się w kącie zewnętrznego skanera portów.

- Dobra - powiedział September, kiedy wszyscy już usiedli - Widzicie, jesteśmy sławni. W Strefie mówią o nas: firma z tradycjami. Prawda, Randall?

Nagita mruknął coś niezrozumiale. Bawił się szklanką i rozglądał ciekawie po gabinecie, zupełnie jakby rozmowa go nie dotyczyła.

- Jest zapłata, jest usługa. - rzucił Szczur - Dopóki Karaluchy mają czym płacić, mogą nas nazywać jak chcą. A po drugie, w Strefie nie ma dobrych runnerów. No, może z wyjątkiem Sundown. Dla większości z nich pierwsze świadome wejście jest od razu ostatnim, pfu.

- No właśnie, jesteśmy najlepsi. - podsumował zadowolony September - Dlatego nasi przyjaciele ze Strefy chcą, żebyśmy wykonali dla nich dobry uczynek.

- Niech zaczną się modlić. - przerwał opryskliwie Szczur - Nie jesteśmy instytucją charytatywną.

- Spokojnie - odezwał się Nagita, koncentrując się nagle na jego chłodnej twarzy - Moi klienci zapłacą.

- Tak myślę. W jaki sposób?

- Danymi. Namiary na ładny, duży węzeł komercyjny w piątym kręgu z przekierowaniami na dwa militarne i jeden socjalny. Od biznesów z Surpassion Inc. zgarniecie za to majątek.

- Dlaczego twoi znajomi sami nie wezmą sobie tych danych i ich nie opchną? - zapytał September.

Nagita spojrzał w jego stronę i natychmiast skupił się z powrotem na twarzy Szczura.

- Boją się. Węzeł jest zabezpieczony, podobno nieźle. Dali radę tylko przeskanować jego wyjścia, i to też nie do końca. To po pierwsze. Po drugie, nie znają nikogo z Surpassion Inc., a wy podobno robiliście już z nimi interesy.

September zerknął na Szczura, który skinął głową i pociągnął łyk psi-wina. Zadowolony z niemej odpowiedzi odchylił się na krześle i splótł ramiona na piersiach.

- Świetnie. - oznajmił z uśmiechem - Co w zamian?

Nagita pochylił się nad stołem i zniżył głos.

- Dane za dane, uczciwa wymiana. Moi znajomi chcą informacji o człowieku nazywającym się Ikeda, Gareth Yarisse Ikeda.

Zapadła cisza.

- Uuuu... - powiedział w końcu Szczur - Gildia?

Szmugler skinął głową.

- Gość odpowiedzialny za tłumienie ostatnich zamieszek. I, co ważniejsze, głowa pewnego militarnego projektu polegającego na wykorzystaniu sił parapsychicznych albo czegoś w tym rodzaju do celów wojskowych. Moi przyjaciele chcą również dokładnych informacji o tym projekcie.

Urwał i napił się psi-wina.

September, nie zaprzestając bujania się na krześle, zerknął badawczo najpierw na Szczura, który siedział ze zmarszczonymi brwiami i wyrazem zamyślenia na twarzy, a potem na Michiru. Dziewczyna odpowiedziała spojrzeniem, automatycznie szykując się do przesłania mu wiadomości, ale nagle spojrzała na Nagitę i sięgnęła po notes. Gdyby przypadkiem okazało się, że facet jest empatą, równie dobrze mogłaby wymalować sobie ją na czole. Napisała coś na kartce nie wyrywając jej, założyła miejsce pisakiem i pchnęła notes przez stół. September złapał go i bez otwierania zwrócił się do szmuglera.

- Michiru pyta - powiedział spokojnie - Dlaczego mielibyśmy ci ufać? Może próbujesz nas wystawić?

Nagita zbladł. Pochylił się na krześle i puścił w stronę dziewczyny wściekłe spojrzenie.

- Dlaczego sama mnie o to nie zapyta? - warknął.

- Ona nie mówi. - wytłumaczył łagodnie September - Ma sztuczne serce, płuca i wątrobę. I parę setek pomniejszych elementów, bez których już by jej tu nie było. Jej organizm trzykrotnie odrzucał wszczep umożliwiający mówienie. Raz odrzucił prawie... definitywnie.

Szmugler przyglądał się przez chwilę Michiru, która bez wysiłku wytrzymała jego spojrzenie, a potem odwrócił się z powrotem do Szczura. Milczał przez chwilę, wreszcie zabębnił palcami o stół i spuścił oczy.

- OK - powiedział cicho - Macie prawo to wiedzieć. Moja żona i córka wylądowały na pieprzonym Księżycu...

Urwał. Potrząsnął głową i splótł dłonie opierając na nich brodę.

- Zresztą, mniejsza z tym. Gdybym chciał was podstawić, myślicie, że robiłbym to w ten sposób? Zamiast patrzeć jak rozpirzają waszą budę z systemu obrony orbitalnej? Albo nasłać na was Terminatorów?

Rozejrzał się po ich twarzach, starając się uchwycić wrażenie, jakie sprawiły jego słowa.

Nie sprawiły żadnego wrażenia. Za to September roześmiał się i stuknął szklanką o blat stołu.

- Spokojnie. Żadne działo orbitalne nie trafi w ten dom, o to już zadbaliśmy. Co do Terminatorów, zanim by nas zarżnęli, przenieślibyśmy się do Podprzestrzeni. Fakt, pożylibyśmy tam nie dłużej niż parę dni, ale tyle akurat wystarczy żeby spuścić Gildii i Imperatorowi niebo na łby.

- W porządku - odezwał się nagle Szczur - To zbyt poważna sprawa, żebyśmy mogli podjąć decyzję bez Square, Radianta i... Phoenixa. Kto dokładnie składa zlecenie?

- Nie mogę powiedzieć. - odburknął Nagita.

- Tak czy inaczej jutro rano nasza odpowiedź znajdzie się na 6641.2530. Jeśli portal będzie czerwony, wchodzimy w to, jeśli niebieski, nie chcemy mieć z tym nic wspólnego. W środku będzie namiar na węzeł, do którego mają przesłać szczegóły zakodowanym korytarzem. Standardowe zabezpieczenia klasy C plus nasze firmowe chorągiewki - Sundown będzie wiedziała o co chodzi.

September i Michiru wymienili rozbawione spojrzenia.

- Jeszcze jedno - Szczur powstrzymał ruchem dłoni wstającego szmuglera - Musisz zgodzić się na wymazanie z pamięci danych o tym domu. Wymóg bezpieczeństwa.

Nagita skinął głową. September sięgnął do kieszeni i wytrząsnął na stół pojedynczą, czerwoną kapsułkę. Szmugler połknął ją, popił psi-winem i skrzywił się.

- Ojoj - mruknął Szczur - Uważaj, żeby cię nie przewróciło po takiej mieszance.

- Spokojnie. - odparł Nagita i dorzucił z ironicznym uśmiechem:

- Myślałem, że jesteście nietykalni.

- Nietykalni paranoicy. - sparował September i odchylił się razem z krzesłem do tyłu.

Nagita uśmiechnął się krzywo, skinął na pożegnanie głową i wyszedł. Dopiero kiedy usłyszeli zgrzyt zatrzaskujących się automatycznie drzwi, jak na komendę sięgnęli po kostki protectów i wpięli je sobie w gniazda na skroniach. September zawahał się jeszcze przez chwilę, otworzył notes Michiru i zerknął do środka.

Nie ufam mu.

Zaśmiał się i zamknął oczy.

Kuchnia zafalowała, przez moment rozpuściła się w milionach kolorów i liniach płonącego ognistą zielenią tekstu z wynikami procedury połączenia, a potem wróciła, dokładnie taka sama, jaka była przed wejściem do Podprzestrzeni. Oni również nie zmienili miejsc ani pozycji, za to ich wygląd uległ gwałtownemu przekształceniu. Na miejscu Septembera siedział niewyraźny, półprzezroczysty cień o wielkich, wściekle srebrnych oczach. Szczur przeistoczył się w zwalistego, białego mężczyznę o ogolonej głowie i ciemnej koziej bródce, ubranego w nienaganny grafitowy garnitur. Wyglądał w nim jak typowy, zadowolony z życia biznes z Alfy. Michiru wreszcie stała się szczupłą dziewczyną o delikatnej, łagodnej urodzie z długimi, falującymi włosami w kolorze turkusu i zmrużonymi, rozbawionymi oczami. Wszyscy troje znajdowali się w Podprzestrzeni, w znakomicie ukrytej domenie, którą wspólnymi siłami zaprojektowali tak, aby perfekcyjnie odtwarzała dom.

- No dobra - odezwał się głębokim, wydającym się nie mieć konkretnego źródła głosem September - Co robimy? Ja bym w to wszedł.

- To podstawka. - mruknęła Michiru. Uwielbiała dźwięk swojego głosu.

Została zignorowana.

- September, gdzie znalazłeś tego gościa? - zapytał Szczur.

- To kurier. Sundown zostawiła na 2636 info o grubszym zleceniu ze Strefy i namiar na pośrednika. Wysłałem mu wiadomość i zaproponowałem nasze usługi. Na początku się wahał, bo mówił, że pierwszy skontaktował się z nim Exile...

- Exile to dupek. - wtrąciła Michiru - On w ogóle jeszcze żyje?

- Nie, pewnie nawiedził Nagitę zza grobu. - parsknął zniecierpliwiony September - No więc pierwszy był Exile, ale to dupek...

Michiru zachichotała.

- ...i gość stwierdził, że chce zrobić interes z nami. No to ściagnąłem go tutaj.

- Sundown za niego poręczyła?

- Sundown zostawiła razem z wiadomością zaszyfrowany profil DNA pośrednika. Nie bój się, sprawdziłem go. Szczur, ja naprawdę nie mam siedmiu lat.

- Czasami mam wątpliwości.

Szczur wstał, założył ręce za plecy i powolnym krokiem podszedł do okna.

- Moim zdaniem to podstawka. - powtórzyła z uporem Michiru.

Odwrócił się i spojrzał na nią z zainteresowaniem.

- Dlaczego?

Wzruszyła ramionami.

- Nie wiem. Po prostu mam przeczucie. - wskazała na automatycznego kucharza - Ta maszyna działa?

- Mitch, królowa schizoli. - zahuczał radośnie September - Słonko, masz licencję i kontaktujesz się czasami z tą ich... hehe... elitą. No, Daemonem, InversE, Kurogane i resztą tej bandy debili. Sama powiedz, kto z nich jest nam w stanie podskoczyć? No, kto?

- Z nich nikt. - odparła spokojnie - Ale ten węzeł może być tak podbity, że będziesz szukać własnej dupy po całej Podprzestrzeni.

Nie doczekawszy się odpowiedzi wychyliła się do automatu i zamówiła kawę ze śmietanką.

September zaczął powoli unosić się z krzesła i szybować pod sufit.

- Może być, ale równie dobrze może nie być. - powiedział Szczur śledząc wzrokiem jego wnoszenie - A cena jest naprawdę niezła. Za rzeczy wydobyte z byle jakiego, przedwojennego węzła wojskowego Surpassion Inc. płaci pięć tysięcy. Ci popierniczeni historycy. A właśnie, niedawno miałem okazję wpaść na samego mistrza Kurogane.

Michiru zaśmiała się pogardliwie.

- I co?

Szczur wyszczerzył zęby w paskudnym uśmiechu.

- Powiedział, że nie życzy sobie więcej widzieć mojej dupy, bo może się to dla mnie tragicznie skończyć.

Urwał dla lepszego efektu, podczas gdy September, owinąwszy się wokół kulistej lampy na suficie, rechotał na całe gardło.

- I spieprzył zanim zdążyłem wygrindować mu połączenie. - dokończył tryumfalnie.

- Ohohoho - zaśmiewał się September - Pewnie pięć minut wcześniej wygrindował jakąś biedną dwunastolatkę ze slumsów, którą wpięło przez przypadek i nabrał wiary we własne siły...

Drzwi od kuchni otworzyły się nagle. Stanęła w nich wysoka, szczupła dziewczyna o jasnej cerze i czarnych włosach zaplątanych w dziesiątki warkoczyków. Była ubrana na czarno, długi, skórzany płaszcz, obcisłe spodnie, wojskowe buty na grubej podeszwie. Przez chwilę cała czwórka mierzyła się zaskoczonym wzrokiem. Panowała absolutna cisza, aż wreszcie kucharz pisnął i wysunął z siebie parującą filiżankę.

- Co się gapicie, głąby? - parsknęła dziewczyna - Mam robić za ducha?

- Square, kochanie! - wrzasnął September przesuwając się w jej stronę po suficie i rzucając po ścianach błyski swoimi upiornymi oczami - Cudownie, że jesteś! Nawet nie masz pojęcia jak się stęskniłem! Wiesz, co zrobię z tobą dzisiaj w nocy? I przestań wysyłać mi te identy, strasznie mnie to rajcuje.

- Cholera, September - warknęła dziewczyna i odsunęła się od niego z odrazą - Przynajmniej mógłbyś mnie uprzedzać kiedy zmieniasz powłokę.

- Nie podoba ci się? Wysłałbym ci ID gdybyś weszła bez kamuflażu.

- Skąd wiedziałaś, że tu jesteśmy? - zapytał Szczur.

Square wzruszyła ramionami.

- Wracam do domu głodna jak pies, wchodzę do kuchni żeby coś zjeść, a tam siedzą przy stole trzy betony z protami we łbach nad butlą halucybków. No to gdzie mogliście być?

- Obradowaliśmy. - oznajmiła z udawaną pompą Michiru - September załatwił trefną robotę na jakimś podłożonym węźle, za co cała Gildia dobierze się nam do dupy.

Square roześmiała się i odepchnęła przesuwającego się bez przerwy w jej stronę Septembera.

- To wchodzimy, nie?

Spojrzała pytająco na Szczura, który westchnął i przeciągnął się.

- Wchodzimy. - odpowiedział leniwie.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.