Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Śmiech jest najlepszym lekarstwem

Ceremonia

Autor:literatiwannabe
Tłumacz:IKa
Serie:Stargate SG-1
Gatunki:Parodia, Romans
Dodany:2009-06-22 14:35:20
Aktualizowany:2009-06-22 18:59:21


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Zamieszczone za zgodą autorki. Oryginał.


Nawiązanie do sezonu siódmego.

***

Uwadze Samanthy Carter nie umknęło, że pułkownik O’Neill wydawał się nieco zbyt bawić całą tą sytuacją. Ale dopóki szło o Daniela, to raczej nie było niczym niezwykłym.

Musiała przyznać, że sam fakt, iż Daniel przypadkowo ożenił się z kolejną księżniczką z innego świata był więcej niż zabawny. Jednak odmowę wyjścia z namiotu z powodu złej interpretacji znaczenia ceremonii uważała za nieco przesadzoną.

- No naprawdę - powiedziała do niego przez klapę namiotu. - Przecież nie pierwszy raz przypadkiem się żenisz. Czy ukrywanie się z tego powodu nie jest zbytnim przegięciem ?

- Nie ukrywam się ponieważ ja się ożeniłem. Przyzwyczaiłem się to tego rodzaju wpadek! - usłyszała w odpowiedzi.

- W takim razie, w czym problem? - zapytał O’Neill.

Na chwilę zapadła cisza, a potem bojaźliwy głos zaczął:

- Ta wcześniejsza ceremonia...

- Taaaak?

- Okazuje się, że to był grupowy ślub. Wygląda na to, że tu jest taki zwyczaj, że każda para, która ma fizyczny kontakt podczas ceremonii, jest, z braku lepszego określenia...

Sam nagle zaschło w gardle, gdy uświadomiła sobie, w jaki sposób ona i pułkownik szli przez plac, a jego ręka stanowczo popychała ją przez tłum.

- O rany.

Twarz Jacka przybrała interesującą paletę kolorów, przechodząc od odcienia zielonkawego, przez czerwony aż do głębokiej purpury.

- Daniel, twierdzisz, że nie tylko znowu nawaliłeś i poślubiłeś kolejną zbyt-przyjazną-kosmitkę, ale udało ci się w jakiś sposób ożenić mnie z Carter?!

- ...Dlatego się chowam w namiocie.

Wiedziała, że powinna być co najmniej zła, jeśli nie wściekła, ponieważ procedura anulowania pozaziemskiego małżeństwa polegała na wypełnianiu upierdliwego, pięciostronicowego formularza. Z jakiegoś jednak powodu, pierwszym co wyszło z jej ust kiedy patrzyła na Jacka było „Huh”.

Jego oczy zmierzyły ją tym szczególnym spojrzeniem, które lubiła. I które sprawiało, że mimo zakłopotania, coś bardzo kobiecego w środku zaczynało wywijać fikołki z radości.

- Tylko tyle masz do powiedzenia?

- Chwilowo tak - odparła ostrożnie.

Zakołysał się na piętach przyglądając się jej przez dłuższy czas, zanim na ustach nie pojawił się półuśmiech.

- Chyba mogę to przeżyć - zgodził się.

Zaczerwieniła się lekko.

- Tak?

Brązowe oczy zmierzyły ją od stóp do głów, a spojrzenie, którym jej odpowiedział przybrało całkiem nowy wyraz.

- O tak - powiedział z naciskiem.

W milczeniu gapili się na siebie, szczerząc się jak idioci, którymi, jak czasem myślała, byli, dopóki nie odwrócił wzroku i nie spojrzał w kierunku namiotu.

- Możesz już wyjść. Carter właśnie ocaliła cię od bardzo bolesnej przyszłości. Ale jeśli każą nam wypełniać te formularze rozwodowe, dopilnuję, żebyś ty wypełnił nasze przed swoim.

Zza skrzydła namiotu wynurzyła się zwichrzona czupryna Daniela i mrugające gwałtownie sowie oczy popatrzyły na nich.

- Jeśli?

Sam uśmiechnęła się szeroko, w myślach umiejscawiając P4X-277 na szczycie swoich ulubionych planet.

- Jeśli.

***

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.