Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Kroniki nocy

Dziwny sen

Autor:Katin
Korekta:Dida
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Fantasy, Mistyka, Mroczne, Przygodowe, Romans
Uwagi:Utwór niedokończony
Dodany:2009-05-02 16:51:18
Aktualizowany:2009-05-02 16:51:18



Biegłam, chciałam uciec od płonącego autobusu. Nie chciałam słyszeć krzyków przyjaciół. Ciągle pytałam sama siebie, dlaczego ja, dlaczego akurat ja musiałam przeżyć. A do tego głód, nigdy nie był tak silny. Zastanawiałam się, czy nie wrócić do autobusu by... Nie, w ogóle nie chciałam dokończyć tej myśli. Zgłębiając ten temat, biegłam dalej, aż się potknęłam o korzeń. Tego mi jeszcze brakowało. Upadłam na coś ostrego i przecięłam sobie kolano. Wstrzymałam oddech, bo przypomniało mi się, że moją krew mogą wyczuć Oni! Nie mogłam powstrzymać obrazu, który wdzierał się do mojej podświadomości. Dostał się i nic go nie powstrzymało. Serce zaczęło mi bić sto razy szybciej, mój oddech się przyspieszył.

Lecz nagle poczułam, że całe emocje ze mnie spływają, jak rzeka u ujścia do morza. W tym momencie zza krzaka wyszedł Paweł, jeden z chłopaków, którzy jechali na wycieczkę. Dziwiło mnie to, że też przeżył. Był bardzo denerwujący, ale i tak wszystkie dziewczyny na niego leciały, oprócz mnie. Nigdy mi się nie podobał. Dla mnie był wkurzającym Casanovą, chodzącym po Ziemi bez celu.

Był wysoki, szczupły, miał ciemnobrązowe włosy, które sięgały mu do ramion oraz oczy o odcieniu szarosrebrnym, co nic a nic nie pasowało do jego ciemnej karnacji. Nigdy nie zwracałam na niego uwagi, podobnie jak on na mnie. Lecz w naszych stosunkach coś się zmieniło, nie wiedziałam dokładnie co, ale było to coś dużego. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że mogliśmy zostać choćby przyjaciółmi. W ogóle z żadnym chłopakiem nie łączyło mnie nic poza koleżeństwem. Tak naprawdę, to prawie z żadnym z nich nie rozmawiałam. Ale Paweł... Ja przecież wiedziałam, jaki on był naprawdę: arogancki, zgryźliwy i zarozumiały. Chociaż z drugiej strony przyciągał mnie do siebie jak magnes. Przysłowie „przeciwieństwa się przyciągają” chyba ma jakieś znaczenie.

Nagle wróciłam na ziemię i śmiało spojrzałam na Pawła. Był jakiś inny. Wydawał się być wyższy, bardziej umięśniony, i biła od niego jakaś tajemnicza aura. Zawiał wiatr i wszystko stało mi się bardziej jasne.

Skupiłam wzrok na człowieku, chociaż nie byłam już taka pewna, czy Paweł jest człowiekiem. On się uśmiechał, i to do mnie. Nie mogłam już wytrzymać, czułam się jak wulkan, który zaraz wybuchnie. Ale czym? Płaczem, pytaniami?

- Paweł. - Tylko to zdołałam wypowiedzieć, ale to wystarczyło, by Paweł uśmiechnął się szerzej. Zamknęłam oczy, bo zawiało bardzo mocno. Zakryłam ręką twarz. Gdy uznałam, że to już koniec, odchyliłam rękę i otworzyłam oczy.

On jeszcze tam stał. Paweł był teraz bliżej mnie, na wyciągniecie ręki. Nagle zwróciłam uwagą na ubiór Pawła. Miał na sobie luźną, bawełnianą bluzkę, z jakimś dziwnym herbem, którego nie rozpoznałam. Spodnie miał do kostek, do tego ciasno przylegały do ciała oraz ciężkie buty, które rzucały się w oczy.

Nagle coś błysło w świetle księżyca. Paweł był obwiązany czymś w pasie. Z mojej lewej strony, a jego prawej, wisiał mu miecz w pokrowcu. Widziałam jego rękojeść, była ozdobiona czerwonymi i czarnymi rubinami. Paweł wyciągnął do mnie rękę, co przyciągnęło moją uwagę. Dotknął mojego policzka, miał takie ciepłe ręce.

- Zawsze będę cię chronić, przyrzekam.

Zamknęłam oczy. Chciałam tę chwilę zatrzymać na wieki, bo miałam przeczucie, że zaraz stanie się coś, co wstrząśnie moim światem. Tak jak myślałam, Paweł oderwał rękę od mojej twarzy, jego twarz na chwilę zmieniła wyraz, ale natychmiast znów pojawił się na niej uśmiech. Na plecach Pawła zaczął rosnąć garb, przeraziłam się, wyglądało to strasznie i ohydnie. Nagle wybuchł piórami. Jakby padał śnieg. Zaczęły powoli opadać, a z pleców bruneta, wystawały ogromne skrzydła, białe jak śnieg. Otworzyłam buzię, nie mogłam nic powiedzieć, łzy napłynęły mi do oczu.

A on odbił się od ziemi, wzleciał w czarną noc, zostawiając mnie tam samą. Czułam, że straciłam coś cennego i nigdy tego nie odzyskam. Nagle wszystko się zmieniło. Zapadałam się nieubłaganie w nieskazitelną czerń.

Ktoś mną potrząsał, w moje oczy błysnęło tak ostrym fleszem, że się poderwałam. Ale gdy się ocknęłam, usłyszałam tylko przyciszone chichoty. Przetarłam oczy i znowu oparłam się o szybę. Chciałam przeanalizować mój sen, gdy poczułam, że ktoś się do mnie dosiada. Poczułam ciepło czyjeś skóry, przeszły mnie dreszcze, bo moja skóra była zimna jak lód, a ten dotyk był podobny do tego ze snu. Znaczy jego skóra. Zresztą nic dziwnego, przez cały ten koszmarny sen opierałam się o szybę, która była zimna jak lód. Pomyślałam, że może pod wpływem ciepła mojego nowego sąsiada, by się roztopiła. Nagle poczułam ciepły oddech na mojej szyi.

- Ej, śpisz? - Ktoś szepnął mi do ucha. Ktokolwiek to był, na pewno to był chłopak.

- Już nie - powiedziałam z lekką urazą, ciągle patrząc leniwie w szybę.

- To dobrze - powiedział głos. Od niechcenia odwróciłam wzrok od szyby, by zobaczyć któż to się do mnie przysiadł. Moim oczom ukazał się niespodziewany widok.

- Paweł? - spytałam z lekkim zdumieniem.

- Tak, a któżby inny?

„Po tym śnie nie spodziewałam się ciebie.” Chyba powiedziałam to na głos i spaliłam się rumieńcem. Trochę go to uraziło, bo zrobił taka minę, że mi się go zrobiło żal. Ale mogłam dostrzec uśmieszek w kącikach jego ust. Lecz i tak trochę bardziej przyjaznym tonem dodałam:

- Ej, rozchmurz się, tak bardzo chciałeś jechać na tę wycieczkę, więc nie rób takiej nadętej miny. - Podziałało, rozchmurzył się jak na rozkaz. Ale i tak chciałam spać, więc spytałam, przy okazji ziewając: - Co cię tu przywiało? - Ale on jakby tego nie usłyszał. Uśmiechnął się.

- Ja ci się śnię? Wow, takiego komplementu nie słyszałem od bardzo dawna. - Jak mógł. Ale ja też się uśmiechnęłam i odpowiedziałam:

- To już wiem, dlaczego to był taki zły koszmar. Czego chcesz? - Przy okazji musiałam to dodać, bo nie chciałam siedzieć koło tego nadętego typa. Rozluźnił się.

- Chciałem się spytać, czy mogę się dosiąść, bo mój kolega trochę się rozepchnął, a nie chcę go budzić. - Nie wiedziałam co powiedzieć. Najpierw sprawdziłam, co robi kolega Pawła, Adrian.

Rzeczywiście leżał na obydwu siedzeniach. Co prawda był mniejszy od Pawła, ale i tak zajmował obydwa siedzenia. Tak jak brunet, miał ciemną karnacje i włosy, lecz mu się nie kręciły. A twarz miał lekko zaokrągloną. Ale i tak nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć, więc palnęłam:

- Okej - powiedziałam, jednak nie miałam zielonego pojęcia, czego on tak właściwie ode mnie chciał. W szkole wytykał mnie palcami i cięgle dokuczał, a do tego jest ode mnie o dwa lata starszy. No i jak ja mam się teraz zachować, relacje damsko-męskie do tej pory stanowiły dla mnie tabu. Hm… Zamyśliłam się, gdy tymczasem usłyszałam:

-Elizabeth Firiel de La Vallieri wracamy na ziemię!?

- Co?! - krzyknęłam wyrwana z zadumy.

Ale nie wiem, co bardziej mnie przeraziło. To, że Paweł cały czas tkwił na miejscu obok, czy raczej to, że usłyszałam znienawidzone przeze mnie, moje własne imię Elizabeth. A do tego moje drugie imię. Nikt, ale to nikt, nie ośmielał się tak do mnie zwracać. A do tego nikt nigdy nie zapamiętał mojego nazwiska. Nawet nauczyciele mieli problemy z wymową. Pewnie dalej rozpatrywałabym ten problem, kiedy nagle, jak spod ziemi, wyrosła nasza opiekunka - pani Magda.

- Vallierear. - No proszę, nawet ona przy wszystkich będzie wypowiadać moje nazwisko, nawet jeśli wie, że wymówi je źle. Gdzieniegdzie dały się słyszeć chichoty. - Proszę trochę ciszej, z nami siedzą starsi ludzie. A że to był twój pierwszy taki wybryk na tej wycieczce, przymknę na to oko. - Na końcu chyba dodała „Ale nie wiem czy ostatni”. Nikt tego nie usłyszał, oprócz mnie i Pawła. On oczywiście zachichotał.

- Tylko po to tu przyszedłeś? Żeby mnie rozłościć. No to ci się udało, więc z łaski swojej możesz sobie już pójść. Albo nie, nie idź. Najpierw wyjaśnisz mi parę rzeczy. Po pierwsze: dlaczego powiedziałeś do mnie Elizabeth? Po drugie: jak spamiętałeś moje nazwisko i jeszcze wypowiedziałeś je prawidłowo? - W tym czasie zdążyłam się uspokoić i postanowiłam wydukać przeprosiny. Bo moje pytania nie miały sensu. - Sorry, trochę mnie poniosło, bo jestem śpiąca i nie mam ochoty na rozmowy.

Spojrzał na mnie i powiedział, patrząc mi prosto w oczy:

- Ja też przepraszam Firiel, nie powinienem mówić do ciebie w taki sposób. - Zrobiłam zdziwioną minę. On mnie przeprasza? Nie mogłam tego pojąć, nigdy nikogo nie przepraszał, a mnie już w szczególności. Firiel, tak nazywali mnie wszyscy w szkole, bo Liza i Eliza już są. Nawet w mojej klasie. Z nimi się nie trzymam. Paweł wreszcie stwierdził, że jestem śpiąca i szepnął mi do ucha:

- Śpij. - A ja, jak na rozkaz, odpłynęłam w objęcia Morfeusza.

Coś zaczęło szeptać mi do ucha:

- Ej, obudź się śpiąca królewno - szeptał, jakby dokładnie wiedział, że lubię takie zwroty.

- Ej, już prawie jesteśmy. - Natychmiast otworzyłam oczy. Ale on tylko się śmiał. Nagle zorientowałam się, że mam głowę opartą o jego ramię. Więc natychmiast się wyprostowałam i odwróciłam głowę w druga stronę, żeby nie widział moich rumieńców na twarzy.

- Co się stało? - spytał. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież nie mogłam tak po prostu powiedzieć: „Ach, sama nie wiem”. Wreszcie przypomniało mi się, że obiecałam tacie, że do niego zadzwonię, gdy tylko przekroczymy granicę kraju. Uznałam, że to najlepszy moment. Co prawda nie wiedziałam, czy przekroczyliśmy granicę, ale tym się nie przejmowałam.

- Nic, ale muszę zadzwonić do taty. Obiecałam. - Chyba go przekonałam, bo odwrócił wzrok, ale i tak zrobił kwaśną minę.

Popatrzałam wkoło siebie, szukając komórki. Pogrzebałam w plecaku i wreszcie się znalazła. Zaraz wybrałam numer taty. Ale nikt nie odbierał, co mnie zaintrygowało. Tata przeważnie miał komórkę przy sobie, i odbierał. Pocieszając się w duchu, nagrałam się na sekretarkę. „Tatusiu” - zawsze tak do niego mówiłam, jak chciałam go udobruchać lub poprawić humor. W tym wypadku raczej to pierwsze. „Niedługo dojedziemy, nie martw się. Zadzwonię jutro pod wieczór, do tego czasu proszę nie dzwoń. Kocham was wszystkich, Elizabeth”.

Nigdy nie wymawiałam swojego imienia, zawsze mówiłam i przedstawiałam się drugim - Firiel. No, ale czasami trzeba było. Na wycieczkach tata nie miał do mnie dzwonić. Obiecał, a ja chciałam mu to mile przypomnieć. Zamknęłam komórkę, po czym włożyłam ją do plecaka. Kiedy się odwróciłam, od razu zalałam się rumieńcem, bo Paweł przyglądał mi się przez cały czas. Takim wzrokiem, że mógłby wypalić dziurę w szybie. Chciałam coś powiedzieć, ale głos ugrzązł mi w gardle. Nagle powiedział coś, co wprowadziło mnie w zakłopotanie, ale i zarazem w strach:

- Ładnie pachniesz. Jak wszystkie najpiękniejsze kwiaty świata, razem wzięte. - Trochę się zarumieniłam, ale pobladłam. Ludzki węch nie jest w stanie wychwycić takich szczegółów. Byłam tak zamyślona, że nie dosłyszałam, że ktoś coś do mnie mówi. Paweł znowu pomachał mi ręką przed twarzą i powiedział:

- Wracamy na Ziemię! Marzycielko!? - Ocknęłam się, spojrzałam najpierw na Pawła, a potem na Paulinę. Ale było już za późno, dziewczyna wzięła głęboki wdech, a potem wrzasnęła:

- Firiel!? Ej! - Jej ryk obudził cały autobus. Lecz gdy się wszyscy obrócili, Paula zdążyła przygładzić swoje piękne, długie, blond włosy. Zrobiła słodkie oczka i gdy wszyscy ją ujrzeli, od razu odwrócili się z powrotem.

Nikt się jeszcze nie oparł tej strategii, więc wiedziała, że ta metoda nigdy nie zawiedzie. Paulina była wysoką dziewczyną, miała twarz wyjętą z bajki o Kopciuszku. A całe jej ciało było głównie kośćmi, więc była bardzo chuda. Moim zdaniem była ładną dziewczyną. Pasowałaby do Pawła. Miała niestety już chłopaka. A Paweł… Hm, chyba zakochał się w kimś innym. Takie przynajmniej krążyły plotki po szkole.

- Firiel, słyszysz? - mówiła już szeptem, ale i tak słyszałam wszystko bardzo wyraźnie. -Mówię coś do ciebie.

- Słyszę, słyszę. Czego chcesz? - spytałam z lekką irytacją w głosie.

- Dlaczego z nim siedzisz? - Mówiła prosto, nigdy nie owijała w bawełnę. Nawet nie zastanawiała się, czy to kogoś urazi, czy nie. Wszyscy mówią tak: „Mówi co myśli, a nie myśli co mówi”. Uśmiechnęłam się sama do siebie.

- Bądź co bądź, to ciągle ten sam Paweł, którego tak nie lubisz za jego kretyńskie zachowanie.

Taa... Wiem, tylko teraz był inny. Postanowiłam, że jeśli tylko będzie się zachowywać jak w szkole, to go wyrzucę. Ale nie dałam nic po sobie poznać, więc udawałam zdziwioną. Z drugiej jednak strony wiedziałam, że Paula ma rację, przecież on nie mógł się zmienić podczas tych kilku godzin jazdy. Wiedziałam, że szybko muszę zmienić temat, więc podpuściłam małą zazdrośnicę:

- Wow, od kiedy myślisz tak o chłopakach? Myślałam, że… - Dałam jej dokończyć jej ulubione zdanie.

- Wszyscy chłopacy są tacy sami - wyrecytowała na głos. Paula, mimo swej fantastycznej urody, nie mogła się pochwalić ogromem mądrości. Była jednak bardzo koleżeńska i bardzo ją lubiłam. Nagle postanowiłam ją zaatakować jej własną bronią:

- Więc powinnaś kochać wszystkich. No bo jeśli kochasz jednego, a wszyscy są tacy sami. No to… No wiesz, o co mi chodzi - palnęłam, nawet nie zastanawiając się nad tym, co mówię, ale było za późno, bo Paweł już się śmiał w głos, a reszta poszła w jego ślady. Paulina się zarumieniła.

- Może to i prawda, ale on jako jedyny jest wyjątkowy. Mikołaj jest jedyny w swoim rodzaju, nie tak pospolity jak inni. - Przy okazji spojrzała na Pawła.

Spojrzałam na niego ze zdziwieniem we wzroku. Ale on szepnął mi do ucha:

- Idę, Adrian już się obudził. Nie będę przeszkadzać. - Ale ja nie chciałam żeby szedł, on nie przeszkadzał. Chciałam mieć kogoś do rozmowy. Tylko ta Paulina. Ona zawsze coś popsuje. Nagle przypomniało mi się, że Zuzia - stara najlepsza przyjaciółka, jest zakochana i jej nie ma. No może jest ciałem, ale duchem zupełnie gdzie indziej. Jak on miał? Aha, Patryk. Tak szybko to ona go nie zobaczy. Ale to jej problem, nasza przyjaźń skończyła się miesiąc temu. Próbowałam sobie przypomnieć dlaczego i nagle zrozumiałam, że straciłam wielu przyjaciół. To pewnie moja wina. Karolina, Kamila, Iwa, wszystkie byłyśmy w jednej paczce, jeszcze Paulina. Ale ona stanęła po mojej stronie, więc jesteśmy tylko we dwie. Ale mniejsza z tym. Muszę spławić Paulinę, więc zaczęłam przemawiać pełnym złości głosem:

- Co chcesz!? - prawie syknęłam.

- Nic. Ale czy to nie jest podejrzane, że Paweł tak nagle się do ciebie odzywa? A do tego jeszcze dotyka? No nie wiem, ale to mi wygląda na podryw. - Pod koniec zdania ledwo powstrzymała się od chichotu.

- Naprawdę nie wiem, o co ci chodzi. Ale wiem, że chcę się przespać, więc proszę nie przeszkadzaj mi - powiedziałam tonem już trochę normalniejszym, ale stanowczym. Po czym natychmiast się odwróciłam do szyby i zaczęłam, niby to z bardzo dużym zainteresowaniem, przyglądać się widokowi za oknem. Chociaż wiedziałam, że nic nie zobaczę, ale i tak z bardzo dużą natarczywością wpatrywałam się w ciemne kształty za szybą.

Jechaliśmy na autostradzie na wymianę polsko-niemiecką, która miała trwać pięć dni. Właśnie przekraczaliśmy granicę i wszyscy byli bardzo podenerwowani, i zajęci patrzeniem w szybę. Właśnie uświadomiłam sobie, jak bardzo boję się tego wyjazdu. Co zastanę po przybyciu do domu? Nie wiedziałam, jak mam sobie poradzić z tym wszystkim. Nie umiałam odpowiedzieć na swoje własne pytania. Znowu zasnęłam. Lecz tym razem nie śniło mi się nic.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • : 2013-04-20 21:44:36
    Hm.

    Sam tekst jest ciekawy, aczkolwiek ciężko mi go się czytało. Błędy i powtórzenia ryją po oczach.

  • Ayo : 2010-07-15 14:36:11

    Mi się bardzo podoba. Jakoś czytając nie zwracam większej uwagi na błędy... Ale opowiadanie jest świetne.

  • mmmmmmm : 2009-05-02 17:32:33

    Opowiadanie bardzo mi się podoba. Łatwo się je czyta, ale znalazłam wiele powtórzeń i kilka błędów stylistycznych.

  • Skomentuj