Opowiadanie
Magazyn Kyaa! 4 - recenzja
Autor: | Grisznak |
---|---|
Korekta: | Avellana |
Kategorie: | Recenzja, Inne |
Dodany: | 2009-07-21 13:36:32 |
Aktualizowany: | 2009-09-27 21:57:33 |
Kiedy kilka lat temu na polskim rynku fanzinów ukazał się pierwszy numer „Kyaa!”, trafiło mi się recenzować ów twór. Napisałem wówczas jedną z najostrzejszych recenzji jakie zdarzyło mi się napisać. Nie, nie zamierzam się wycofywać z postawionej wtedy opinii. Po pierwszym numerze „Kyaa!” zmarło śmiercią naturalną i wydawało się, że jego miejsce jest w fandomowym gabinecie osobliwości. Tymczasem minęły dwa lata, a tu ktoś wziął dawno zmarły tytuł i przy pomocy jakichś nekromanckich sztuczek przywrócił do życia. Kupiłem pierwszy numer nowego „Kyaa!” i, delikatnie mówiąc, nie zmieniłem zdania. Recenzji nie pisałem, uznając, że nie wypada kopać leżącego po raz drugi. Zakładałem, że podobnie jak wcześniej, pierwszy numer będzie ostatnim. Myliłem się jednak, gdyż właśnie trzymam w rękach numer czwarty „Kyaa!”. Cóż, w branży wróżek telefonicznych raczej nie mam czego szukać.
Widać, że twórcy „Kyaa!” uczą się na błędach. Numer czwarty prezentuje znacznie wyższy poziom niż pierwszy numer nowej edycji (ze starą porównywać nie będę, z oczywistych względów). Znacznie lepszy dobór tekstów, ich jakość, skład - w zasadzie wszystko. Oczywiście nie oznacza to, że pisemko „Kyaa!” prezentuje jakiś kosmicznie świetny poziom. Błędów nadal jest trochę, ale są to, przynajmniej w części, rzeczy, które da się wyeliminować. Literówkami, interpunkcją i błędami ortograficznymi (których i tak jest zauważalnie mniej) powinna zająć się korekta. Warto natomiast zwrócić uwagę piszącym teksty na niepotrzebne wtręty angielskie. Pisanie „chapter” zamiast „rozdział” czy „issue” zamiast „numer” ujdzie może w dyskusjach na forum internetowym, ale na papierze wygląda karykaturalnie.
Skład jest jednolity, raczej prosty, a czcionka dość duża. Stosunek grafiki do tekstu to najczęściej 4:1 na korzyść tekstu, choć nie zawsze, gdyż są fragmenty, w których jest dokładnie na odwrót. Na „skrzydełkach” stron znalazły się tytuły tekstów, przy czym zawsze ostatnia strona jest podpisana jako „podsumowanie”, nawet jeśli faktycznie podsumowanie to nie cała strona, a tylko ostatni akapit. Podział skrzydełek przy pomocy kolorów na pewno sprawia, że układ magazynu staje się bardziej czytelny. Z okładki straszą nas bohaterowie Naruto, którzy pewnie zdążyli się już przejeść większości, ale nadal są traktowani jako niezły magnes na młodszych czytelników. Na środkowych stronach znalazły się trzy podwójne miniplakaty z Vampire Knight.
Zajmijmy się zwartością - w numerze znajdziemy, jak głosi napis na okładce, „10 recenzji mang i anime”. Na warsztat wzięto: Air Gear, Hotaru no Haka, One Piece, Toradora!, Sky Blue, Millennium Actress, Eureka Seven, Junjou Romantica, Myself; Yourself, Gintama. Teksty prezentują dość zróżnicowany poziom. Zdarzają się krótkie, ale konkretne (jak Hotaru no Haka, Toradora!). Znamienne, że w przypadku recenzji tytułów wydanych w Polsce na DVD, a takich mamy tu kilka, autorzy tekstów właściwie pomijają jakość polskich edycji, oceny tłumaczeń itd. Te dłuższe, m.in. Eureka Seven czy Junjou Romantica, momentami sprawiają wrażenie ciut przegadanych, ale, co godne uwagi, autorzy starają się pisać rzetelnie i obiektywnie, unikają stawiania pomników nawet jeśli widać, że recenzent dany tytuł lubi. Śmiało mogę powiedzieć, że jak na fanzin, jest nieźle. Z drugiej jednak strony, immanentną cechą fanzinów było zawsze wyrażanie opinii pozbawionych „grzeczności” typowej dla większych magazynów, zmuszonych do liczenia się ze zdaniem wydawców. Brakuje mi tu tego. Widać wyraźnie, że „Kyaa!”, choć jest fanzinem, celuje w główny nurt, nie usiłując być dlań alternatywą. Jeśli już jesteśmy przy recenzjach - niezłym pomysłem jest cytowanie pod recenzjami ocen, jakie otrzymały dane tytuły na największych polskich serwisach - Tanuki i Azunime. Pomysł jednak sobie, a wykonanie sobie, bo trudno nie odnieść wrażenia, że oceny cytowane są tylko wtedy, gdy pasują do tej, którą wystawia autor recenzji. W innym przypadku pomija się je.
Co poza recenzjami? Z okładki straszy napis „Felieton Deluxe: Naruto”. Ów „felieton” to w istocie przydługi artykuł o Naruto, nie bardzo wiadomo, czemu awansował on do rangi „felietonu”. Jego autor umieścił tam wszystkie informacje, jakie zwykle w tekstach na temat Naruto znaleźć można. Pojawia się przypuszczenie, iż chodziło po prostu o chęć uniknięcia oskarżeń typu „znowu recenzja Naruto?”. Nazwano więc to coś „felietonem” i puszczono. Poza tym, dawało to wygodny pretekst do wrzucenia na okładkę bohaterów i loga tej bardzo popularnej mangi. Ciekawostką jest tytuł, nawiązujący do tekstu umieszczonego w pierwszym numerze starego „Kyaa!”.
Tekst poświęcony samurajom komentować trudno - próba zawarcia tak złożonego tematu w tak krótkim tekście przeszłaby pewnie w magazynie kobiecym typu „Tina”, ale w piśmie, które w nagłówku informuje, że jest „magazynem o animacji, mandze i kulturze japońskiej” (jakby manga i anime częścią tej kultury nie były…) taki tekścik traktować można bardziej jako żart. Już Wikipedia dostarcza nam znacznie bardziej wyczerpujących informacji. Dla odmiany artykuł o Ayi Hirano ma bardzo ciekawy układ proporcji na linii tekst - zdjęcia, gdzie to pierwsze pełni zasadniczo rolę służebną względem drugiego. Biorąc pod uwagę urodę panny Hirano, nie przeszkadzało mi to, nawet jeżeli do tej pory o niej nie słyszałem. Mamy tu jeszcze relację z krakowskiego Magnificonu. Niestety, napisana jest ona mocno nieudolnie („Magnificon VII to już siódmy konwent, który odbył się w Krakowie (4-5 kwietnia bieżącego roku)”), chociaż uczciwie przyznać trzeba, że zawiera wszelkie istotniejsze informacje. Z innych tekstów - króciutki przegląd kilku stron internetowych, przepis na ramen, zapowiedzi krajowego rynku mangi i to już wszystko.
„Kyaa!” liczy 64 strony, wydane jest w całości w kolorze i na kredzie, w formacie zeszytowym. Cena jest dość wysoka, wynosi bowiem 9 zł, choć nie przekracza psychologicznej dla wielu „dychy”. Adresatem „Kyaa!”, biorąc pod uwagę zwartość, jest młodsza część polskiego fandomu, pisze się tu właściwie wyłącznie o tytułach młodzieżowych i popularnych. Taki czytelnik powinien być usatysfakcjonowany zawartością fanzinu. Zawiedzie się natomiast ten, kto będzie liczył na informacje o tytułach mniej znanych lub poważniejszych.
plagiatować trzeba umieć
Czytając najnowsze Kyaa, trafiłem na strony poświęcone Air Gear i z dużym zaskoczeniem przyjąłem fakt, że prawie cały tekst jest żywcem zerżnięty z mojej recenzji zamieszczonej na tanuki.pl w 2007 roku. Żeby nie być gołosłownym rzucę teraz garść przykładów:
Kyaa: "W niedalekiej przyszłości, dzięki ciągle rozwijającym się badaniom nad miniaturyzacją, zostaje opracowany napęd do nowego typu rolek. Wynalazek ten nazwano Air Treck. Dał on początek nowej subkulturze młodzieżowej, zwanej Stom Raiders."
Tanuki:"W niedalekiej przeszłości daleko idąca miniaturyzacja pozwoliła opracować napęd do nowego rodzaju rolek. Wynalazek ten, nazwany Air Treck, dał początek nowej subkulturze młodzieżowej – Storm Riders."
Kyaa: "Mieszka wraz z czterema siostrami Noyamano. Pewnego dnia odkrywa, że siostry Noyamano (...) należą do tajemniczego i znanego głównie z legend i opowieści zespołu, zwanego Sleeping Forest. Wydarzenie to stanowi dla niego pierwszy krok w niebezpieczny świat AT, gdzie stawką w rywalizacji może być sprzęt, sława, wpływy, a czasem nawet życie."
Tanuki: "...mieszka z czterema siostrami Noyamano. Pewnego dnia odkrywa, że należą one do Sleeping Forest, tajemniczego i znanego głównie z opowieści zespołu. Wydarzenie to stanowi dla niego pierwszy krok w niebezpiecznym świecie Air Trecka, gdzie stawką w rywalizacji może być sprzęt, wpływy, sława, a czasem nawet życie."
Kyaa: "Ciekawiej by było, gdyby zwycięstwo wynikało z jakiegoś sprytnego manewru, ale zwykle decydującym czynnikiem okazuje się głupie szczęście. Następnie widzimy, jak uczy się jeździć. Kolejność trochę na opak, ale możemy na to przymknąć, bo dalej akcja rozwija się już prawidłowo."
Tanuki: "Ciekawiej by było, gdyby zwycięstwo wynikało z jakiegoś sprytnego manewru, ale zwykle decydującym czynnikiem okazuje się głupie szczęście. Później widzimy, jak rzeczywiście uczy się jeździć. Kolejność trochę na opak, ale można przymknąć na to oko, bo dalszy ciąg ma trochę więcej sensu."
Kyaa: "Na początku usłyszymy bardzo energiczny utwór Chain - Back On (aż sam chciałem założyć rolki i gnać przez ulicę). (...) Jest to mieszanka triphopu, muzyki elektronicznej, reggae i pewnie jeszcze paru gatunków, z którymi nie miałem styczności. Nie sądziłem, że coś takiego może mi się spodobać. Jednak czasem wycieczka w nieznane okazuje się odświeżająca."
Tanuki: "Początkowy utwór – Chain ma w sobie tyle energii, że aż chce się samemu założyć rolki i gnać przez ulice. Reszta utworów w wykonaniu zespołu Skankfunk to mieszanka triphopu, muzyki elektronicznej, reggae i pewnie jeszcze paru gatunków, z którymi wcześniej nie miałem styczności. Nie sądziłem, że taka muzyka może mi się spodobać, jednak czasem wycieczka w nieznane okazuje się odświeżająca."
Kyaa: "Niestety, grafika nie we wszystkich odcinkach jest taka sama (w końcowych odcinkach jest po prostu brzydka) Poza tym, sylwetki postaci często wyraźnie odcinają się od tła - miałem wtedy wrażenie, że komiksowe kukiełki tańczą na tle fotografii."
Tanuki: "Niestety grafika ma dosyć nierówny poziom, a w końcowych odcinkach osiąga apogeum brzydoty. Poza tym sylwetki postaci często wyraźnie odcinają się od tła – miałem wtedy wrażenie, że komiksowe kukiełki tańczą na tle fotografii."
Można by to jeszcze dłuugo ciągnąć. Zmiany głównie wynikają z tego, że "autor" czasem najwidoczniej nie potrafił zrozumieć niektórych żartów albo zbyt trudnych dla niego słów i dane kawałki zastępował własnymi, jak również starał się wydłużyć tekst, popisując się marną znajomością zasad polskiego języka.
Grisznak w swoim opisie najnowszego numeru starał się znaleźć pozytywy, ale widzę, że stara bieda nie zniknęła, a i nowej się trochę pojawiło.
Wszystkich zainteresowanych odsyłam do recenzji - anime.tanuki.pl/strony/anime/838-air-gear/rec/856, a do zakupu Kyaa przy obecnej polityce i braku kontroli nadsyłanych tekstów (kwestię redakcji i korekty przemilczę) zdecydowanie nie zachęcam.
Myślę sobie...
Pierwsze Kyaa! było straszne... Ale jest coraz lepiej. Cóż, wszyscy autorzy tekstów to amatorzy i piszą o tym, co oglądali lub czytali - w znacznym stopniu jest to niezależne od woli naczelnego. Myślę jednak, że wszyscy wyrobimy się z czasem i znikną zdania, nad którymi trzeba się długo zastanawiać... W każdym razie obiecuję, że napiszę też o czymś dla starszych czytelników ;).