Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Trucizna

Rozdział 6

Autor:carmilla
Serie:Harry Potter
Gatunki:Fantasy
Dodany:2009-11-23 08:00:34
Aktualizowany:2009-11-18 16:48:34


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Lekcje eliksirów odbywały się w uwielbianej przez Snape’a części zamku - lochach. Przez to w klasie zawsze było zimno i ciemno, ponieważ Mistrz Eliksirów nigdy nie pozwalał rozpalać tutaj w kominku, czy otwierać przyciemnianych okien, by wpuścić trochę światła. Skąpy blask pochodni rzucał długie cienie, czyniąc to miejsce jeszcze bardziej przygnębiającym i upiornym. Przerażający efekt dopełniały unoszące się w pomieszczeniu opary przeróżnych eliksirów przygotowywanych przez uczniów. Tworzyły zabójczą dla niewprawionych nozdrzy mieszankę.

Przed rzędami ławek stało ogromne biurko, za którym siedział Snape, bawiąc się swoimi długimi palcami. Po chwili wstał i zaczął spacerować po klasie powiewając swoją czarną, nieodłączną peleryną. Patrzył na wystraszone twarze pierwszaków, którzy nie wiedzieli, czego mogą się spodziewać.

- Kto mi powie jak otrzymać eliksir snu? - zapytał nagle Snape, a siedząca najbliżej niego uczennica aż podskoczyła.

Słysząc zadane przez nauczyciela pytanie, ręka Hermiony Granger wystrzeliła w górę z prędkością światła. Reszta uczniów spojrzała na nią zdziwiona i wystraszona. Za nimi były lekcje transmutacji, zaklęć i zielarstwa. Na każdej z nich Hermiona znała odpowiedzi na wszystkie postawione przez nauczyciela pytania. To, co klasie wydawało się niemożliwe, najwyraźniej dla tej dziewczyny było rzeczą oczywistą. Nie przypuszczali jednak, że na lekcji Snape’a - pogromcy wszystkich uczniów, z wyjątkiem Ślizgonów, których faworyzował i uwielbiał, będzie miała tyle odwagi, by popisać się swoją wiedzą. Przecież wszyscy wiedzieli, że Snape nienawidzi Gryfonów z całego serca - o ile je miał - i przy każdej nadarzającej się okazji starł się uprzykrzyć im życie oraz odjąć punkty za łamanie wymyślonego przez siebie regulaminu.

Snape jednak zdawał się nie zauważać zgłaszającej się Hermiony. Wodził po klasie czarnymi oczami i uśmiechał się kpiąco.

- Nikt nie jest w stanie powiedzieć mi jak można przyrządzić najbardziej prymitywny eliksir w świecie czarodziejów? To znaczy, że nie myliłem się, co do was - jesteście kolejną bandą tłumoków, którą będę miał nieprzyjemność uczyć.

- Panie profesorze, eliksir snu jest bardzo prosty w przyrządzaniu. Wystarczy tylko… - Hermiona nie mogła się powstrzymać i zaczęła mówić nieproszona.

- Czy udzieliłem ci głosu? Ty pewnie jesteś Granger, tak? Twoja bezczelność i nieposłuszeństwo właśnie pozbawiło Gryffindor dziecięciu punktów. Skoro nikt nie wie jak…

- Ale to nie fair. Przecież Hermiona nie zrobiła nic złego. Chciała tylko… - zaczął siedzący za nią rudzielec, Ron Weasley.

- Kolejne minus dziesięć punktów dla Gryffindoru. I jeszcze minus jeden za to, że nazywasz się Weasley. I radzę wam się uspokoić, bo do końca lekcji zostało nam jeszcze ponad pół godziny. - uśmiechnął się drwiąco Snape. Patrzył spokojnie na czerwieniejące z każdą chwilą policzki Gryfona. Odjęcie im dwudziestu jeden punktów na pierwszej lekcji to stanowczo za mało. Ale wpadł na lepszy pomysł.

- A może odpowie mi pan Potter? - nachylił się przed siedzących w pierwszej ławce zdezorientowanym i zaskoczonym chłopcem.

- Nie wiem. - cicho odpowiedział po chwili.

- Nie słyszałem, co powiedziałeś. - skłamał Snape, uśmiechając się jeszcze szerzej.

- Nie wiem, jak przygotować ten eliksir. - powiedział już głośniej Harry.

- No widzisz Potter, na mojej lekcji nie wystarczy sławne nazwisko i niezwykła historia z nim związana. Nie zwalnia cię to również z obowiązku zwracania się do mnie z należytym szacunkiem. Następnym razem nie zapomnij, więc dodać do swojej wypowiedzi zwrotu „proszę pana” albo „panie profesorze”. Przez ciebie Gryffindor stracił właśnie dwadzieścia punktów. Mam nadzieję, że to cię czegoś nauczy.

Kiedy skończył odwrócił się do tablicy, by zapisać przepis na sporządzenie eliksiru snu. Nie widział twarzy Pottera, ale mógł sobie wyobrazić jego wściekłość i bezsilność. Te lekcje mogą jednak być całkiem ciekawe…

Do końca zajęć spacerował między ławkami uczniów i przyglądał się ich wysiłkom. Pod koniec lekcji tylko panna Granger uzyskała pomarańczowy kolor swojego wywaru, podczas gdy eliksir Longbottoma nabrał koloru ciemnogranatowego. Po zadaniu mu dodatkowej pracy domowej Snape kazał wszystkim posprzątać a następnie wyjść na przerwę.

Reszta zajęć dopołudniowych upłynęła mu na gnębieniu niewinnych uczniów. Sev był z siebie dumny - dziś udało mu się pozbawić Gryfonów, Krukonów oraz Puchonów około stu punktów po zsumowaniu.

Tuż przed obiadem jego dobry nastrój pękł jak bańka mydlana. Niektórzy mogliby pomyśleć, że ma manię prześladowczą, ale gdziekolwiek się ruszył wszyscy rozmawiali o Sombrze. Grono pedagogiczne było nim zachwycone. Zwłaszcza jego damska część, choć Snape nie mógł się nadziwić sympatii, jaką Sombra zdobył również u nauczycieli płci męskiej. Ale najgorsze były uczennice. Gdy zobaczył jak nerwowo pudrują nosy przed drzwiami klasy obrony przed czarną magią, zwątpił we wszystko. Ten pies na baby doprowadzał go na skraj wytrzymałości. Gdyby uczniowie mający poobiednie lekcje eliksirów, wiedzieli, w jakim stanie jest ich nauczyciel, zostaliby w swoich dormitoriach.

Po obiedzie, na którym Snape prawie nic nie zjadł, poszedł na dwie ostatnie tego dnia lekcje. Czekały go dwugodzinne zajęcia z Krukonami z szóstego roku. Wśród uczniów czekających pod drzwiami klasy, Snape dostrzegł również pannę Hoffman, która głupio uśmiechała się do Sombry w czasie wczorajszej uczty. „Zobaczymy, co pamięta z tamtego roku.” Pomyślał drwiąco i otworzył drzwi. Usiadł za swoim biurkiem i czekał aż wszyscy zajmą miejsce i umilkną. Snape szczycił się tym, iż wystarczyło, że przebywał w klasie a panowała w niej grobowa cisza. Jednak tym razem było inaczej. Tina Hoffman szczebiotała w najlepsze wraz ze swoją przyjaciółką Mirandą Pringle.

- Co jest tak szczególnie ważne do omówienia, że nie możecie poczekać z tym do przerwy? - zapytał nagle Snape, głosem ociekającym złośliwością.

Krukonki raptownie zamilkły, lekko się przy tym czerwieniąc. Żadna nie odważyła się spojrzeć na nauczyciela, zajęta dokładnym badaniem swoich kolan.

- Kiedy zadaję pytanie, oczekuję odpowiedzi. Więc albo mi powiecie, albo dostaniecie szlaban na cały miesiąc. - mówiąc to wstał z krzesła i podszedł do ławki, gdzie siedziały dwie uczennice.

- Więc… - zachęcał je.

- Rozmawiałyśmy o pracy domowej, którą zadał nam profesor Sombra na poprzedniej lekcji. - powiedziała bardzo cicho panna Pringle.

Snape zmarszczył brwi i zacisnął zęby. Nie pozwoli, by ta marna imitacja czarodzieja zakłócała jego lekcję. A tym panienkom przyda się kara.

- Nie wiedziałem, że zadawanie prac domowych sprawia wam tyle radości. - odparł już spokojnie Snape i lekko się uśmiechnął. Widząc to dwie winowajczynie, wiedziały, że to, co za chwile usłyszą nie będzie niczym miłym. Miały rację.

- Skoro tak… Na następną lekcję cała klasa napisze esej na temat właściwości eliksiru żywej śmierci. Myślę, że dwa zwoje pergaminu wystarczą.

Przez klasę przebiegł pomruk niezadowolenia. Nikt jednak nie śmiał zaprotestować wprost. Nikt nie był na tylko głupi by robić to, kiedy Snape był w takim nastroju - właściwie by robić to kiedykolwiek. Ale ten jeszcze nie skończył swojej tyrady.

- Hoffman i Pringle! - powiedział szyderczo, a obie Krukonki aż zadrżały z przerażenia - skoro tak to lubicie, napiszecie dodatkowo trzy zwoje pergaminu na temat zastosowania eliksiru leczniczego w świecie czarodziejów. Na jutro.

- Ale… - zaczęła Tina

- Czy chcesz jeszcze coś dodać? Dobrze się zastanów. - Snape nie mógł się nacieszyć miną uczennicy. Wyglądała, co najmniej jak siedem nieszczęść. Poprawiło to trochę Severusowi humor.

Reszta lekcji upłynęła w spokoju i ciszy. Snape zajął się wertowaniem starych ksiąg. Gdy zadzwonił dzwonek Krukoni zaczęli zbierać książki i wychodzić z klasy jak mogli najszybciej. Kątem oka Severus zauważył podchodzącą do jego biurka pannę Hoffman.

- Przepraszam panie profesorze, ale napisanie tego wypracowania na jutro jest niemożliwe. Czy mogłabym je panu dostarczyć za dwa dni? - mówiła nieśmiało nie patrząc na nauczyciela.

Snape natomiast przyglądał się jej bardzo uważnie, analizując dokładnie każdy element jej urody. „Ładna, ale naiwna i głupia, bardzo głupia” pomyślał. Kiedy skończyła mówić popatrzył na nią dobrodusznie i wyrzekł tylko jedno słowo:

- Szlaban.

***

Było koło północy, kiedy Sev siedział w gabinecie i przeglądał ostatni numer czasopisma „Eliksir”. „Nuda, nuda, nuda” mówił do siebie przerzucając kolejne strony i popijając Ognistą Whisky. Snape znał przepis na każdą miksturę, nie na próżno mówiono o nim jako o Mistrzu Eliksirów. Jego pasja do tej subtelnej dziedziny magii rozpoczęła się już zanim przybył na naukę do Hogwartu. Jeszcze jako dziecko przeczytał wszystkie książki dotyczące eliksirów, które znajdowały się w jego domowej bibliotece. Później jego zainteresowanie pogłębiło się. Opary unoszące się znad parującego kociołka, uspokajały go, niezmiennie wciąż fascynując. Dokładne przygotowanie ingrediencji, właściwe ich wymieszanie, wywoływało u niego dreszczyk emocji - a jeśli się pomyli? Tak, sporządzenie eliksiru wymagało nie lada talentu, który Sev posiadał. Wiedział wszystko o najbardziej skomplikowanych eliksirach, jakie można sobie było wymarzyć. Dlatego nie dziwi fakt, iż czytając brednie o przyrządzaniu eliksiru leczącego trądzik, Snape robił się śpiący. Pewnie, dlatego gazeta wyleciała przez okno.

Zaskoczona gwałtownym ruchem nauczyciela, Tina Hoffman przerwała krojenie miodnika zwyczajnego. Siedziała tutaj od czterech godzin siekając to świństwo i nie czuła już palców.

- Myślę, że możesz już iść. - powiedział po chwili Snape - Nie zapomnij o wypracowaniu. Masz je dostarczyć najpóźniej do godziny dwunastej.

- Dziękuję panie profesorze. Dobranoc. - Tina szybko zabrała swoje rzeczy i nie oglądając się za siebie opuściła gabinet.

Severus jeszcze przez chwilę słuchał oddalających się kroków dziewczyny. Zegar pokazywał kwadrans po północy. Mistrz Eliksirów, z nowym kieliszkiem Ognistej, podszedł do okna. Właśnie podziwiał piękno nocy, kiedy usłyszał pierwszy wybuch rozdzierający ciszę. Była godzina dwunasta dwadzieścia jeden.

***

Dwie minuty później doszło do kolejnego wybuchu, który wstrząsnął całym zamkiem. Sev z różdżką w ręku biegł korytarzem w stronę źródła niespodziewanego hałasu - wieży zachodniej. Pokonując kolejne korytarze i zakręty natknął się na profesor McGonagall i profesor Sprout. Obie w szlafrokach i w przypadku profesor Sprout - w papilotach na głowie. Podobnie jak Snape trzymały różdżki w pogotowiu.

- Co to było? - zapytał w biegu Snape.

- Nie mam pojęcia. Wygląda na to, że wybuch miał miejsce w wieży Gryfonów. - powiedziała Minerwa kurczowo trzymając się za serce.

Resztę drogi przebyli w milczeniu. Pod portretem Grubej Damy zastali stłoczonych Flicha, Sombrę, Flitwicka oraz Dumbledore’a.

- Przykro mi nie mogę was wpuścić, jeśli nie znacie hasała. Nawet pana, panie dyrektorze. - mówiła Gruba Dama przepraszającym tonem

- Już jestem Albusie. Przepraszam, że to tak długo trwało. Hasło brzmi: skaczące gargulce. - zdołała wysapać McGonagall.

Słysząc to, Gruba Dama odsunęła swój portret ukazując wejście do pokoju wspólnego Gryfonów.

Bałagan, jaki zastali w środku był nie do opisania. Meble, kanapy, portrety, wszystko, co znajdowało się w pokoju wspólnym było spalone. Uczniowie w piżamach i szlafrokach wystawiali głowy ze swoich dormitoriów. Jedni ogromną ciekawością, inni natomiast z dozą niepewności i przerażenia. W centrum panującego chaosu, Snape dostrzegł rudych bliźniaków Weasley. Osmalone brwi i nadpalone ubrania świadczyły, że nie udało im się uniknąć niszczącej siły wybuchu. Widząc zbliżających się nauczycieli, starali się uciec z miejsca zbrodni, lecz nie byli wystarczająco szybcy.

- Fred, Georgie, macie natychmiast wytłumaczyć mi, co się tutaj stało. - mówiła McGonagall, a głos drżał jej z wściekłości.

- No wie pani profesor, my… - zaczął niewinnie Fred

- Robiliśmy pewne eksperymenty i nie przewidzieliśmy skutków ubocznych, jak na przykład… - dodał Georgie.

- Eksplozja w środku nocy, która może postawić na nogi nawet trupa?! - dokończyła całkowicie wyprowadzona z równowagi McGonagall.

- Spokojnie Minerwo. Myślę, że da się to jakoś sensownie wytłumaczyć. - mówił Santiago Sombra, który nawet w środku nocy wyglądał oszałamiająco.

- Sombra, co chcesz tłumaczyć? Właśnie się przyznali, że cały ten bałagan to ich sprawka. Jak dla mnie to powinni już pakować kufry, a rano jechać najbliższym pociągiem do domu. - odpowiedział złośliwie Snape, a szyderczy uśmiech czaił mu się na twarzy.

- Nikt nie zostanie dziś wydalony ze szkoły. - odezwał się dyrektor patrząc ostrzegawczo na dwóch mężczyzn, sztyletujących się wzrokiem. - Wyznaczenie kary należy do opiekuna Domu, czyli do Minerwy. A panowie jeśli mogą to proszę was o pomoc w doprowadzeniu tego pokoju do stanu sprzed eksplozji. A wy - tu zwrócił się do bliźniaków, którzy jakby się skurczyli - pomożecie nauczycielom i skrzatom domowym. Nie położycie się spać dopóki to pomieszczenie nie będzie lśniło czystością.

Sprzątanie zniszczeń zajęło prawie trzy godziny. Severus starał się unikać bliższego kontaktu z Sombrą, ale ten najwyraźniej się go uczepił. Był zawsze tam, gdzie akurat przebywał Snape.

- Szukasz niańki Sombra? - nie wytrzymał w końcu Sev.

Santiago nic na to nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko i odwrócił, by naprawić spalone zasłony, zwisające w strzępach w najbliższym oknie.

Kiedy wszyscy skończyli i szkody zostały naprawione, pokój wspólny Gryfonów wyglądał, jakby żadna eksplozja nie miała tu miejsca. Zmęczony i zdenerwowany Snape mógł nareszcie iść się przespać. Ostatnią rzeczą, jaką usłyszał wychodząc, był błagalny głos Flicha rozmawiającego z McGonagall:

- Gdyby pozwoliła mi pani powiesić ich za ręce pod sufitem, na pewno by się poprawili…

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.