Opowiadanie
Legend of Galactic Senshi
Rozdział 8
Autor: | Grisznak |
---|---|
Serie: | Sailor Moon |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Fikcja, Romans, Science-Fiction |
Uwagi: | Yuri/Shoujo-Ai, Przemoc, Erotyka |
Dodany: | 2009-11-16 09:42:07 |
Aktualizowany: | 2009-11-16 09:42:07 |
Poprzedni rozdział
Ze zgrozą obserwowała przez wykonane z przezroczystego tworzywa ściany powierzchnię satelity ziemi. Tam, gdzie niegdyś były miasta, teraz znajdowały się dymiące szczątki lub pola kraterów, znaczących ślady trafień. Odetchnęła głęboko, gdy dostrzegła, że Cytadela pozostawała nienaruszona. Jej zewnętrzne mury pokryte były śladami wybuchów, ale tarcza ochronna, której generatory zbudowano niedawno, wciąż musiała chyba jeszcze trzymać wrogów z dala. Księżniczka odetchnęła z ulgą. Uaktywniła procedurę IFF i jej statek przeniknął przez tarczę bez problemów. Wylądowała w pobliżu majestatycznej budowli. Zbudowana na skalnym wzniesieniu, otoczona wiankiem smukłych, strzelistych wieżyczek, cytadela, zbudowana z śnieżnobiałego, księżycowego marmuru, miała kształt wysokiego półkola zwieńczonego wypukłym dachem.
Księżniczka posadziła prom na powierzchni i wysiadła. Zaskoczyła ją pustka, ale szybko doszła do wniosku, że wszyscy schronili się w środku. Ruszyła po schodach ku wejściu… i zatrzymała się z przerażeniem w oczach. Przy rozdartych eksplozją skrzydłach bramy leżały martwe ciała gwardzistów królewskich. Spóźniła się. Nie, na pewno w środku ktoś się jeszcze bronił. Wspierając się na tej myśli, wpadła do środka, ale tam przywitała ją tylko cisza. Biegła po schodach, przeskakując nad kolejnymi trupami. Żołnierze leżeli zmasakrowani, ale nawet uwadze śpieszącej się władczyni Merkurego nie umknął fakt, że wśród zwłok brak było jakichkolwiek ludzi odzianych w stroje armii ziemskiej. To niepokoiło ją jeszcze bardziej.
Merkury ruszyła dalej. Biegła przez znajome korytarze. Niegdyś były one gwarne i wypełnione życiem, teraz jednak wypełniała tylko je złowieszcza pustka. Dotarła do kolumnady podtrzymującej strop w głównym korytarzu wiodącym do sali tronowej, gdy niemal potknęła się o kolejne zwłoki odziane w ziemski uniform. Było ich tu więcej, na dywanie wiodącym ku sali leżało kilkanaście ciał. Nie one jednak przykuły jej uwagę. Pod jedną z kolumn, oparta o biały marmur, który naznaczony był śladami krwi, siedziała Wenus. Jej prawa ręka zwisała bezwładnie na kilku strzępach skóry, reszta ciała nosiła ślady trafień z broni energetycznej. Najbliżej leżały zwłoki ziemskiego żołnierza ubranego w szaroniebieski, oficerski mundur, z białą peleryną i niebieskimi lampasami. Białe włosy były w kilku miejscach naznaczone plamami krwi. Trup owinięty były złocistym łańcuchem, którego ostre ogniwa zdążyły jeszcze wgryźć się w ciało ofiary, pozbawiając ją życia.
- Mer… - ciężko ranna pani planety noszącej imię bogini miłości wyszeptała na widok przybyłej. Ta podbiegła do niej.
- Spokojnie, nie mów nic…
- Za…biłam ich… wszystkich - z otwartych ust powoli dobiegały słowa wypowiadane gasnącym głosem - On… prosił mnie… Kunzite… żebym zabiła.. khy…khy… go… kochałam… została… tylko… Beryl… - pojedynczy strumyk krwi popłynął spomiędzy jej warg.
Krzyk, pełen rozdzierającego serce bólu, rozległ się echem w korytarzach pałacu. Księżniczka poderwała się znad martwej już Wenus. Znała ten głos. Ciężko dysząc wpadła do sali tronowej. W centrum stała Beryl, odziana w długą, niebieską suknię. Czarny diadem znaczył jej czoło. Przed nią, na ziemi leżała nieruchoma władczyni Księżycowego Królestwa z dymiącą dziurą w piersi, zaś nieco dalej, oparta o ścianę, znajdowała się jej córka, drżąc z przerażenia.
- Twoja matka jest martwa - nie zauważywszy przybycia nowej dramatis personae, Beryl zwróciła się do drżącej Serenity - Ty będziesz następna.
- W twoich snach, suko! - rozległ się głos niebieskowłosej wojowniczki - Shaboon Spray!
- Co? - Beryl odwróciła się, ale zanim zdążyła cokolwiek zrobić, wokół jej głowy zamknął się zielono - błękitny bąbel, odcinając ziemskiej królowej dostęp powietrza.
- Zdychaj! - władczyni Merkurego stała naprzeciw niej z wyciągniętą prawą dłonią, powoli zaciskając palce w pieść. Na zazwyczaj spokojnej twarzy malowały się wściekłość i gniew. Przezroczysta bańka zamykała się wokół głowy królowej. Beryl równie rozpaczliwie co bezskutecznie usiłowała się jej pozbyć. Powietrze uciekło z jej płuc, ginąc w bąbelkach wydobywających się z jej ust i nosa. Miała przed sobą jedynie kilkanaście sekund życia.
- Och! - jęknęła nagle głęboko księżniczka, a na jej twarzy pojawił się wyraz zdziwienia, gdy metalowe ostrze wyłoniło się z jej piersi. Kula wody wokół głowy Beryl momentalne zniknęła. Resztką sił odwróciła się, by ujrzeć stojącego nad nią jasnowłosego mężczyznę w szarej, wojskowej kurtce. W dłoni trzymał miecz, którego ostrze właśnie wyciągnął z pleców księżniczki Merkurego.
- Wasza Królewska Mość! - krzyknął i podbiegł do klęczącej i oddychającej ciężko Beryl.
- Zoisite… - wycharczała - mało brakowało…
- Proszę wybaczyć…
Serenity podbiegła do umierającej księżniczki objęła ją, tuląc do piersi bladą twarz.
- Merkury… proszę… nie ty… - łzy kapały na błękitne loki władczyni morskiej planety.
- Przepraszam… wasza wysokość - gasnącym głosem powiedziała - zawiodłam… cię…
- Skoro tak za nią tęsknisz, wkrótce do niej dołączysz - nad nimi stanęła ponownie Beryl, unosząc dłoń, wokół której gromadziła się energia - Raz mnie pokonała, dziwka, ale tym razem to ja wygram!
- Nie! - krew płynąca z rany na piersi konającej kobiety plamiła białą suknię następczyni tronu, gdy resztkami sił, plując krwią, księżniczka Merkurego wsparła się na rękach, chcąc własnym, zdruzgotanym już ciałem, zasłonić ukochaną. Wiedziała już, kto sprawuje władzę nad Beryl. Teraz nie miało to już jednak znaczenia. Jej wzrok gasł, barwy zlewały się w jedno, by stopniowo znikać.
Salę tronową wypełnił mrok. Światło, rzucane przez zwisające z sufitu kryształowe lampy momentalnie pochłonęła ciemność. Beryl, Zoisite, Serenity byli jednakowo zdziwieni tym, co się działo. Serenity tuliła umierającą przyjaciółkę, kiedy gęsta, smolista czerń powoli zaczęła ustępować półmrokowi. Z niej wyłoniła się dziwna, jakby zdeformowana, sylwetka kobiety, odziane w czarno błękitny, obcisły strój. Powiewająca za jej plecami peleryna była krwistoczerwona, wydawało się, że gęste, czerwone krople przesuwają się po niej i spadają na ziemię, znacząc drogę za kroczą powoli postacią. W dłoni dzierżyła srebrzystą glewię. Gdy zbliżyła się, zebrani dostrzegli, że widmo pozbawione jest twarzy, włosy barwy fioletowej purpury opadają na czarną powierzchnię, na której zaznaczone były tylko dwa migocące czerwienią punkciki w miejscach oczu. W oddali słychać było dziwny dźwięk, przypominający rozpaczliwy płacz dziesiątków małych dzieci, a trupi odór wypełnił salę tronową.
- To…ty? - Serenity patrzyła z przerażeniem na zbliżającą się postać.
- Co? Co to ma znaczyć? Kim jesteś? - zwróciła się ku nowoprzybyłej królowa Beryl.
- Nie jest martwym ten, kto spoczywa wiekami - mówiła cichym, dobiegającym znikąd i zewsząd zarazem, nieludzkim głosem tajemnicza osoba - nawet śmierć może umrzeć wraz z dziwnymi eonami.
- Co za brednie! - krzyknął Zoisite i skoczył ku niej z mieczem w dłoni. Glewia, szybciej niż ludzkie oko zdążyłoby to odnotować, ze świstem przeszyła powietrze. Beryl krzyknęła z przerażenia, gdy ku jej stopom potoczyła się odcięta głowa jednego z jej generałów, z wciąż zastygłym na niej wyrazem zaskoczenia. Jego bezgłowy korpus leżał niedaleko, w powiększającej się szybko kałuży krwi.
- Nie - Serenity wciąż trzymała w dłoniach ciało martwej już księżniczki Merkurego - Saturnie, nie rób tego!
- Saturnie? - spytała Beryl. Słyszała już to imię. Opowieść o władczyni planety Saturn, którą potęga pchnęła do poszukiwań nieśmiertelności, znała, jak zresztą wielu. Ponoć posuwała się do każdej zbrodni, aby tylko osiągnąć życie wieczne. Kiedy usłyszała, że można przejąć młodość własnego dziecka, jeśli się je pożre, nie wahała się. Wieści o tych niegodziwościach wydostały się jednak z jej świata. Siły galaktyki zjednoczyły się, aby ukarać wyrodną kobietę, zaś królowa Księżycowego Królestwa nałożyła na nią klątwę. Odtąd stulecia musiała spędzać uwięziona, zawieszona między życiem a śmiercią. Podobno królowa postawiła jeden warunek, po spełnieniu którego Saturn będzie mogła umrzeć, nikt jednak, poza nimi dwiema, go nie znał. Działo się to tak dawno temu, że historia ta stała się legendą, legenda - mitem, a mit - bajką, którą straszono niegrzeczne dzieci.
- Czy ty... - bała się dokończyć pytania. Odpowiedzią była cisza. Królowa zdała sobie sprawę, że nie słyszy niczego, nawet własnego oddechu. Próbowała coś powiedzieć, ale słowa wypowiadane przez jej usta ginęły w ciszy. Widziała, jak księżniczka wykonuje jakieś gesty, mówi coś, ale żadne ze słów nie docierało do jej uszu. Nie rozumiała, co się dzieje. Widziała tylko, jak glewia unosi się, by zaraz potem opaść. W absolutnej ciszy.
- Niepodzielnie zawładnęły wszystkim Mór Czerwony, zgnilizna i ciemność - stojąca na środku klasy Ami Mizuno skończyła recytować opowiadanie Edgara Allana Poe. Następnie skłoniła się i siadła, jednym uchem odnotowując już tylko pochwały ze strony nauczyciela i fakt wpisania kolejnej bardzo dobrej oceny. Kończyły się lekcje, a on miała jeszcze popołudniowe zajęcia pozaszkolne.
Koniec
RE:
Pozwolę sobie odpowiedzieć. Odpierać zarzutów nie będę, gdyż w większości są one słuszne. To pierwszy raz, kiedy porwałem się na napisanie czegoś takiego, a rzadko kiedy za pierwszym razem wszystko udaje się idealnie. Poza tym, ktoś mi słusznie zapewne zwrócił uwagę, iż próbowałem tu pożenić ogień z wodą - serię dla dziewczynek, jaką wszak w oryginalne Sailor Moon jest, z poważniejszą historią z pogranicza space opery, polityki i militariów. Że było to karkołomne - to i wiedziałem, chociaż przyznam szczerze - napisanie dokładnie takiego fika, z tymi postaciami i w takich realiach chodziło za mną od dawna. Wiedziałem, że narażę się tym fanom SM - cóż, to wlicza się w koszta własne.
Faktem jest, że sama obecności tych a nie innych bohaterek w pewnym sensie mnie ograniczała. Trzymałem się kanonu a jednocześnie go łamałem, wprowadzałem wątki całkowicie niezgodne z założeniami oryginału, by w innych momentach wiernie się go trzymać. Sprawiło to, że sam nie jestem do końca z tego fika zadowolony. Ma on momenty, które bardzo lubię i do których wracam, ale ma takie, które teraz, z perspektywy czasu, bym usunął. No nic, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.
Wreszcie - fik ów był pisany jako (w założeniu) połowa całej opowieści. Druga jej część miała się rozgrywać w czasach współczesnych i być alternatywną wersją wydarzeń znanych z pierwszej serii Sailor Moon - dzięki temu nie byłoby kolizji logicznej wydarzeń przedstawionych tutaj z historią oryginalną. Problem jest taki, że w pewnym momencie spostrzegłem, że tworzę historię zbyt ciężką, poważną i mroczną - dlatego też przerwałem jej pisanie. Może kiedyś do niej wrócę i opublikuję ją - wtedy bowiem ta tutaj nabierze pełniejszego wyrazu.
Za uwagi, komentarze i przede wszystkim - wierność lekturze, wszystkim serdecznie dziękuję.
Nie było najlepiej, naprawdę. Miała być wielka polityka etc, tymczasem jest kilka zgrzytów logicznych i romans na pierwszym planie. Nie to, żeby w czymś przeszkadzał, ale zdecydowanie jest zbyt mocno wyeksponowany w stosunku do pozostałych wątków. Przede wszystkim to jest za krótkie rozpatrując to w kwestii długości rozdziałów. Po prostu za mało miejsca, by zawrzeć tutaj wszystkie cele, o jakich mówiłeś, zanim zacząłeś to pisać. Zdecydowanie mogłeś więcej miejsca poświęcić bataliom, ale o tym już mówiłem. No i takie prowadzanie bohaterów tylko na chwilę, by zaraz ich uśmiercić na pewno nie jest dobrym rozwiązaniem. Owszem, czasem dokładnie opisanie historii pewnej przypadkowej osoby, a zaraz potem, kiedy czytelnik myśli, że będzie kimś ważnym dla fabuły, uśmiercenie jej może podkreślić beznadziejność sytuacji czy bezsilność wobec np. żywiołu, ale tutaj ewidentnie większość osób miało do odegrania znacznie poważniejsze role, szkoda, że nie wykorzystałeś ich potencjału.
Czas na krytykę...
Coś ty zrobił Saturn, człowieku! Przecież to dziecko skąd ona miała wytrzasnąć córkę?! Ja już nawet przemilczę fakt, że jeżeli twoje opowiadanie ma być odbiciem tego co się stało w Księżycowym Królestwie to Luna i Usagi były na haju jak miały wizje typu bal, czy poświęcenie królowej Serenity i załatwienie im reinkarnacji. Dodatkowo może i wojowniczki mają kryształowo czyste serca i walczą o miłość i sprawiedliwość bez względu na własne dobro ale jak one mogą być(według ciebie, bo w anime i mandze jest to logicznie pokazane) przyjaciółkami skoro w poprzednim życiu jedna drugą zamordowała a inne dwie miały romans(z czego jedna ma teraz chłopaka, którym jest książę znienawidzonej planety którą Mars chciała przejąć). Pewnie teraz dostanę komentarze typu że było ostrzeżenie że NIEKTÓRE elementy mogą się zmienić. Niektóre a nie wszystko poza imionami i nazwami planet i ataków(bo już skutki są inne ale to jest plus). Sama seria jako niezależna całość jest świetna i uważam że zdecydowanie lepiej byś zrobił gdybyś zrobił z tego twórczość własną. Ale się rozpisałam! Ale to komentarz do całej serii więc może być pokaźniejszy
Saturn kanibalem - i już zawsze będę miała to w głowie, oglądając sm.
Co do całości - jest kilka niezłych pomysłów: ta knująca Mars, wprowadzenie Saturn na koniec; nawet dla Wenus znalazłeś się jakąś małą rólkę. Bardzo sympatyczne przedstawienie przyjaźni między Merkury a Jowisz. Nie zawsze mi ta brutalność pasuje do Niebieskowłosej, ale uważam, ze stworzyłeś naprawdę interesującą postać, (tylko duet Merkury&Serenity - jakoś tego nie widzę)Za to Serenity - nadal uważam, że jest troszkę nijaka. Literówki i brak kilku wyrazów, ale to drobnostki.
Ciekawe.
zakończenie
Aleś wysmarował zakończenie...