Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Czerwony Listopad - recenzja

Autor:Grisznak
Korekta:IKa
Kategorie:Recenzja
Dodany:2009-09-26 10:52:00
Aktualizowany:2013-06-22 14:25:00

Dodaj do: Wykop Wykop.pl


Ilustracja do artykułu

Tytuł: Czerwony Listopad

Wydawca: Fantasy Flight Games

Rok wydania: 2007

Autorzy: Bruno Faidutti, Jef Gontier

Liczba graczy: od 3 do 8

Polskie wydanie: Galakta

Gatunek: kooperacyjna, humorystyczna

Rozszerzenia: brak


Wśród gier planszowych prym wiodą raczej gry nastawione na wzajemną rywalizację graczy i zwalczanie się, zaś gry kooperacyjne, gdzie sukces zależy od współpracy, należą od mniejszości. Nie znaczy to jednak, że nie są to tytuły udane, czego dowodem jest choćby niesamowity Arkham Horror. Opisywana tutaj gra pt. Czerwony Listopad należy właśnie do tego gatunku.

Akcja Czerwonego Listopada rozgrywa się na pokładzie tonącej gnomiej (choć charakterystyczna symbolika, wraz z tytułem, sugerują dość konkretną przynależność państwową) łodzi podwodnej. Gracze, będący członkami załogi, muszą współpracować, aby ocalić okręt. W tym celu przez sześćdziesiąt minut (czasu gry, nie realnego) powinni zapobiegać awariom, naprawiać szwankujący sprzęt, gasić pożary, łatać przecieki i pilnować poziomu tlenu. Co kilka minut na statku coś się psuje, a jakby tego mało, w okolicy kręci się Kraken, który uznał, że gnomi okręt podwodny może dostarczyć mu całkiem sporo rozrywki. Bohaterowie nie są jednak bezbronni, gdyż do dyspozycji mają szereg narzędzi - łomy, gaśnice, akwalungi, harpuny i inne. Efektywność gnoma można podnieść, dając mu do wypicia grog, a jeśli nasz heros głębin wypije za dużo, kaca można wyleczyć przy pomocy kawy. Czas upływa nieubłaganie, a ponadto wśród załogi może kryć się zdrajca, który ucieknie z pokładu w najbardziej krytycznym momencie.

Oglądając pudełko i konwencję graficzną, ba, nawet tytuł, nietrudno dostrzec oczywiste nawiązania. Wszystko tu utrzymane jest w klimacie sowieckiej marynarki wojennej, zaś w tematyce gry każdy interesujący się bieżącymi sprawami zauważy odniesienia do katastrofy łodzi podwodnej Kursk. Co prawda niektórym tego rodzaju konotacje mogą wydawać się niesmaczne (dlatego też tytuł przezornie nawiązuje do Polowania na Czerwony Październik, które wszelako nie dotyczyło awarii łodzi podwodnej), jednak biorąc pod uwagę regularnie powtarzające się awarie na rosyjskich okrętach podwodnych, nie dziwi sięgnięcie przez twórców gier planszowych po ten temat. Oczywiście, można się spodziewać, że taka gra w Rosji kariery raczej nie zrobi, ale u nas, przy naszym dość szczególnym stosunku do Rosjan, może to być dodatkowy atut.

Plansza (niezbyt duża, swoją drogą) przedstawia schemat tytułowego okrętu podwodnego, podzielony na sekcje. Wokół planszy znajduje się diagram czasu, zaś każda akcja kosztuje określoną ilość minut. Na diagramie umieszczono pola, których przekroczenie oznacza konieczność losowania karty awarii. Gra kończy się sukcesem, jeśli po upłynięciu sześćdziesięciu minut statek wciąż jeszcze pływa. Każda kolejna awaria zwiększa stopień zagrożenia, zmuszając graczy do rozsądnego gospodarowania własnymi siłami. Po statku gracze poruszają się przy pomocy ładnych (choć wykonanych z miękkiego plastiku) figurek przedstawiających gnomy. Każdy ma ponadto kartę, która określa stan bohatera. Na planszy rozkłada się także sztancowane, teksturowe żetony symbolizujące awarie. Bardzo spodobało mi się pudełko (niewielkie, dzięki czemu gra jest bardzo wygodna w transporcie), jak i karty - wszystko utrzymane w wiadomej konwencji. Zasady sformułowano czytelnie, zaś do gry dołączono dwie tabelki zawierające skrót zasad i opis przedmiotów, tak aby można było z nich korzystać (bardzo przydatne podczas gry - sprawdziłem).

Przyznam, że podczas pierwszych rozgrywek Czerwony Listopad wydawał mi się grą trudną. Kolejne partie dość szybko kończyły się klęskami drużyny. Przede wszystkim, gracze muszą uważnie śledzić sytuacje na wskaźnikach zagrożenia i zwalczać awarie na bieżąco. Przed każdym ruchem wypada rozdzielić funkcje. Zamiast wypompowywać wodę z zalanej sali, można wykorzystać ją do zgaszenia pożaru w pomieszczeniu obok. Jeśli gracze będą skupieni w jednej części statku, to może się okazać, że zostaną w niej odcięci i szybko pójdą na dno. Słowem - dużo tu planowania i to takiego o kilka ruchów do przodu. Poza tym, nigdy nie wiadomo, co zepsuje się w kolejnej turze. Co ważne i istotne dla kupujących, Czerwony Listopad jest grą dla wielu graczy. Teoretycznie można weń grać już w trzech, jednak jest do diabelnie trudne. Dopiero liczba graczy oscylująca w okolicach czwórki lub piątki daje jakieś szanse na zwycięstwo, a im ich więcej, tym lepiej. Jeśli więc nie macie zbytnich szans na skompletowanie takiej liczby graczy, zakup Czerwonego Listopada odradzam - najpewniej po kilku rozgrywkach będzie się kurzył na półce.

Nie jest on grą najtańszą (kosztuje ok. sześćdziesięciu złotych), ale całkiem niezłą, jeśli potrzebna jest wam pozycja, w którą naraz może grać całkiem spora grupa ludzi (liczba pionków pozwala na uczestnictwo w grze nawet ośmiu bohaterów). Rozgrywka nie należy do krótkich (jej czas waha się pomiędzy godziną a dwoma), ale cechuje ją spory stopień nieprzewidywalności. Słowem - Czerwony Listopad to gra niezła, ale zarazem dość specyficzna i nie każdemu się spodoba. Polecam ją głównie na spotkania klubowe, zjazdy i konwenty.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • krew_na_scianie : 2009-10-06 21:28:45
    Gra ze specyficznym urokiem

    A mnie ta gierka jakoś imponuje. W malutkim pudełeczku na prawdę zmieszczono wiele ciekawych rożnych elementów typu karty, wyposażenie, statek, znaczniki, pionki - dodatkowo bardzo ładnie wykonanych! Może plansza jest troszkę malutka, zwłaszcza jak przysiądzie do niej komplet graczy, ale jak usiądzie się do czytania instrukcji to można odkryć, że gra ma duże podstawy by stać się dobrym tytułem. Zatroszczono się na prawdę o dużo elementów mogących zdarzyć się na łodzi podwodnej, od zalania wody, różnych awarii, ataku karakena itp. itd. I warto też wspomnieć o smaczku, że gra choć kooperacyjna - to w pewnym momencie można towarzyszy gry opuścić i przy dobrych wiatrach (gdy pozostali gracze zatoną) być samotnym zwycięzcą rozgrywki. Mała rzecz, a cieszy! Ale faktycznie trzeba zaznaczyć, że najlepiej w "Czerwony Listopad" grać w większym gronie.

  • fm : 2009-09-29 17:06:28
    dość przeciętna gra

    Być może grałem zbyt małą liczbę partii, żeby dokopać się do głębszej strategii i w zbyt małym gronie, ale opisywana planszówka mnie nie zachwyciła. Mam wrażenie, że w momencie, gdy którykolwiek ze wskaźników dojdzie do połowy (a wcześniej, czy później tak się dzieje), gra robi się za bardzo losowa. Wystarczy że gracz po wykonaniu swoich działań dobierze pechowy zestaw kart i mamy instant game over.

  • Skomentuj