Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

"Kiedy zaciera się granica między niebem a piekłem"

część XXVI "...I believe that you're always nearby..."

Autor:Aurorka
Serie:Slayers, Twórczość własna
Gatunki:Dramat, Obyczajowy
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Songfik
Dodany:2010-06-26 10:11:16
Aktualizowany:2010-06-12 11:23:16


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Tak, wiem, długo czekaliście...


"Kiedy zaciera się granica między niebem a piekłem"


część XXVI "...I believe that you're always nearby..."


- Ale mnie wystraszyła - pan Brent otarł czoło ręką. - Nie chcę myśleć co by się stało, gdyby... - zamiast dokończyć, poluzował węzeł krawatu.

Gabriel poklepała go uspokajająco po ramieniu.

- Nic dziwnego, że zemdlała. Kto to widział lecieć na dwór po takiej gorączce.

- Biegła jak do pożaru - przytaknął pan Roman. - Dopiero, gdy Larry zajął się panem Metallium pozwoliła się od niego odciągnąć.

- I wtedy malowniczo straciła przytomność - dokończyła Gabriel.

- Ten doktor... Larry?... Dobry jest? - James nerwowo zaglądał przez okienko w drzwiach do pokoju, w którym znajdowała się John.

- Kiedyś był ordynatorem tego szpitala - pan Roman także zerkał przez okienko.

- Był? - James oderwał wzrok od głaszczącej po głowie Xellosa Anny i spojrzał pytająco na małego człowieczka przed sobą.

- No cóż... - zmieszał się pan Roman. - Kilka lat temu miał drobny problem...

- Drobny?

- ...no...tak jakby...to znaczy... - plątał się. - Obiecałem, że nikomu nie powtórzę - wyprostował się dumnie, co wyglądało śmiesznie.

- Pił.

- Co? - odwrócili się gwałtownie za siebie.

- Ale mi tajemnica - prychnęła Vivian.

- Co ty tu robisz?!?

- Przyszłam odwiedzić Filię - uśmiechnęła się niewinnie. - A co? Nie można?

- Nnnie... skąd. Można - przytaknął James.

- A właśnie, że nie można!!! - wykrzyczał pan Roman cały czerwony na twarzy.

- Proszę się uspokoić - uciszył go James odciągając od drzwi.

Pan Brent pozwolił się grzecznie odciągnąć w kąt korytarza ciężko posapując ze złości.

- Kazałem ci pilnować interesu - wyciągnął palec oskarżycielsko w stronę Vivian.

- Tereska się wszystkim zajęła - wzruszyła obojętnie ramionami.

- Te... Te... Tereska?

Zimna.

Dziwne. Nigdy wcześniej nie zastanawiała się, że to takie przyjemne uczucie.

Bose stopy powoli przesuwa po posadzce.

Zimno.

Nie przeszkadza jej. Działa kojąco na rozdygotane serce.

Kolejny zakręt.

Dlaczego jego pokój jest tak daleko?

Szorstka ściana.

Jej palce odczytywały z niej ludzkie tragedie, jakie widziały i cudy, które się tu dokonały.

Chyba to są właściwe drzwi.

Ciemny kwadrat skrywający tak drogą jej sercu osobę.

Nie szkodzi.

Księżyc wystarczy.

Blada twarz.

Boże, chroń Go.

Drzwi cicho przymknęły się, lecz nadal stała nieruchomo nie mogąc oderwać wzroku od jego bladej twarzy. Tak niewiele brakowało.

Cichy szum maszyny.

Trzy kroki.

Pościel taka chłodna.

Dłoń ciepła.

Ulga.

Ciche westchnienie.

Zaraz, zaraz...

Czyje?

- Tereska...

- Tak...? - spuściła wzrok i nerwowo gniotła rąbek fartuszka. - Przepraszam... - wyszeptała cicho i jeszcze mocniej spuściła głowę.

- Ale... - panu Romanowi brakowało słów. - Świetnie!!!

- Co?

- Cu-do-wnie!!!

Zegar wybił dwunastą.

- Może lepiej zrobilibyśmy, gdybyśmy zostali?

- To byłoby niepotrzebne. Z resztą w Twoim wieku...

- Co masz na myśli?! - przerwała mu Anna szorstko.

- Przepraszam - James podniósł ręce w obronnym geście. - Ja tylko... - zerknął na zegar - dzisiaj kończysz sześćdziesiąt lat... - dokończył cicho.

- Myślisz, że zapomniałam!?! - sięgnęła odruchowo po fartuch, którym zwyczajowo była przepasana, ale nie znajdując go pozwoliła łzom płynąć swobodnie. - Przecież... - jej ramionami wstrząsnął szloch.

- Wiem Anno, wiem - otoczył ją ramionami pozwalając by łzy wsiąkły w jego marynarkę. - Wszystko będzie dobrze... dobrze... - szeptał w jej ucho uspokajająco.

Monic poruszyła się niespokojnie na niewygodnym fotelu. Koc zsunął się kilka centymetrów. Księżyc oświetlał jej zmęczoną twarz i puste łóżko.

tameiki majiri no kaze no naka, boku ni miseta

kimi no namida no riyuu wa wakaranai

ima mo fusagare-tsuzukeru kokoro no itami wo

dare ga kowaseru no darou

iki wo koroshita mama utsumuite nakanaide

itsudatte...

sou sa deaeru kara

sekaijuu no daremo ga wakaranakute mo ii sa...

kimi ga matteiru nara

ima mo kawaranai kimi wo mite'ru

kono mama...

utsushidashita ude ni nokoru kako no kizuato wa

yurusareta kimi ga seotta tsumi no akashi

kasuka ni hohoemu kuchimoto ga itoshiku hakanakute

dare ni mo kimi wo watasanai

itsuka kimi ga umarekawareta to shita naraba

ano hi no you ni...

kitto deaeru kara

hitorikiri de furueru yoru ni natte mo ii sa...

boku wa matte iru kara

ima ano hi no kimi no sugata ga mienai

me wo tojite sono hohoemi ni fureta

tatoe futari ga donna ni tookunatte mo ii sa...

boku wa matteiru kara

itsumo soba ni iru to shinjite'ru

kimi dake wo...

sekaijuu no daremo ga wakaranakute mo ii sa....

kimi ga matte iru kara

ima mo kawaranai kimi wo mite'ru

sono mama...

..........

Sen.

Anioł pochyla się nad jego ojcem. Chce go mu zabrać?

Nie!!!

Nie słyszy własnego krzyku.

Nie pozwoli go zabrać!

Uczucie strachu minęło nagle i pojawiła się pewność.

Pewność, że już wszystko będzie dobrze.

A wraz z nią ulga.

Z umęczonej piersi wyrwało się ciche westchnienie...


koniec części XXVI...


"Kimi ga matte iru kara" Gackt (Crescent)


story write by Aurorka (5.10.2004) (titonosek@interia.pl)

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.