Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Notes

Piotrek

Autor:listopad
Serie:Twórczość własna, Death Note
Gatunki:Dramat
Uwagi:Wulgaryzmy
Dodany:2010-03-09 20:20:08
Aktualizowany:2010-03-09 20:20:08


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Dłuższy czas włóczyliśmy się po ciemnych ulicach, nie zamieniwszy słowa. Powoli dochodziłem do siebie. Nie chciałem myśleć o tym, co przed chwilą zaszło, jednak obraz ciepłych jeszcze zwłok na środku alejki uparcie pojawiał mi się przed oczami. Dziwiła mnie własna reakcja, nie sądziłem że śmierć kogoś takiego może wzbudzić we mnie tyle emocji. Bałem się. Nie o niego, w końcu już był trupem. Nie o to, że mogą mnie złapać - bo niby jak...? Nie. Bałem się że stracę zmysły, pogrążę się w szaleństwie, albo gorzej - zacznę się obwiniać. Jak ona, o wszystko... Przerażała mnie myśl, że i ja zamknę się w świecie, z którego nie będzie wyjścia, w świecie, w którym jestem niepotrzebny, wręcz szkodliwy... Nie. Takie myśli nie pomogą mi w niczym. Sumienie? To coś obcego, cholerny ogranicznik wolności. Nie ma zła, nie ma dobra. Są tylko ludzie, słabi i żałośni, i ich pożałowania godne problemy, które umrą wraz z nimi. Może im szybciej, tym lepiej...

Krople deszczu zmyły większość błota ze spodni. Nie wiem, co mną teraz kierowało. Może gniew, może beznadziejna rozpacz, która sprawiła, że stałem się obojętny na wszystko. Zabiłem go...? No i co z tego. Zrobiło mi się zimno. Miałem mokro w butach.

- Hej... - powiedziałem w końcu - Mówiłeś, że nie mógłbym zobaczyć czasu innego posiadacza notesu śmierci...

- No.

- Więc to dlatego wiedziałeś, że to ja? Wtedy, jak siedziałem na balkonie - miałem wrażenie, że było to bardzo dawno temu. Uśmiechnąłem się krzywo na myśl, że nie minął nawet dzień.

- A nie. Po prostu się na mnie gapiłeś, to podleciałem, żeby sprawdzić, czy naprawdę mnie widzisz. Zresztą, jako bóg śmierci mogę widzieć również czas, a nie tylko imię.

- Aha.

Było mokro, targały mną dreszcze. Ręce schowałem do kieszeni, ale i tak od dłuższego czasu nie miałem czucia w palcach. Nie miałem pojęcia, która była godzina. Nie chciało mi się sprawdzać.

- Tomasz...

- Hę?

- Jak chcesz, to dam notes komuś innemu. Zapomnisz o jego istnieniu i...

- Nie.

Kankiri klepnął mnie w zdrętwiałe z zimna, prawdopodobnie odmrożone ramię. A ja to, o dziwo, poczułem. Zatrzymałem się.

- Co?

- Dalej chcesz zabijać?

- Tak - odparłem, zaciskając zęby. Tak. Dlaczego w ogóle pytał? Czy to nie było oczywiste? Spojrzałem na niego ze złością.

- W porządku. Twoja decyzja.

Właśnie, moja. Ruszyłem znowu. Deszcz przestał padać, ale jakoś nie zrobiło mi się cieplej. Zastanowiłem się, dlaczego zawsze Piotrek. Co bym nie zrobił. Musiał mi się pojawiać przed oczami w najgłupszych momentach? Przecież to nie moja wina...! Sam, kurwa, umarł! Zamierza mnie teraz straszyć zza grobu, czy co!? Po tylu latach...?

Mimowolnie zgrzytnąłem zębami. Z każdym wydechem wylatywał z moich ust kłąb pary, by po kilku sekundach rozpłynąć się w nocnym powietrzu. Przecież to bez sensu. Ledwo go znałem. Ile miałem wtedy lat? Osiem? Tak, osiem. A on siedem. Prawie go nie pamiętam... Bez sensu. Zupełnie bez sensu.

- Wiesz, miałem kiedyś brata - rzuciłem od niechcenia. Co go to mogło obchodzić? Pewnie nic.

- Eee... Tak?

- Nazywał się Piotrek. Umarł dawno temu.

- Aha...

- Był chory... zresztą, nieważne. Jestem zmęczony.

Odwróciłem się i ruszyłem do domu. Ciemna sylwetka sunęła cicho za mną, unosząc się metr nad chodnikiem. Znów zaczęło padać.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.