Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Podróż

Rozdział 6

Autor:Kh2083
Serie:Twórczość własna, New Mutants
Gatunki:Fantasy
Uwagi:Utwór niedokończony, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2016-11-18 21:14:03
Aktualizowany:2016-11-18 21:14:03


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Rozdział 6

Wewnątrz drewnianej twierdzy strażników miasta sytuacja zrobiła się wyjątkowo napięta. Harold, Arletta i ich uzbrojeni podwładni pilnujący Illyany, Agnara i młodej Kassiny oraz Flaroth i jego bliski przyjaciel Urghork patrzyli na siebie nawzajem wyczekując gestu ze strony drugiej strony, najmniejszej prowokacji, która dałaby im pretekst do rozpoczęcia walki. Sekundy napięcia zamieniały się w minuty a chwila milczenia zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Harold w końcu stracił cierpliwość, uderzył kieliszkiem wina w stół próbując przestraszyć mrocznego czarownika. Flaroth nie poruszył się ani o centymetr, nie pozbył się też kpiącego uśmiechu z twarzy.

- Co to ma znaczyć! Kim oni są?! - krzyknął brodacz oczekując szybkich odpowiedzi.

- Nie mam pojęcia. Widzę ich po raz pierwszy... a czy ty ich znasz mój drogi Urghorku? - mag zapytał zupełnie spokojnie.

- Nie... - zaprzeczył łysy wielkolud.

- Kim jesteście! - zapytał Harold. Blondynka oraz chłopak nie odpowiedzieli mu, zachowując kamienne twarze. Porozumieli się wzrokiem, aby przez jak najdłuższy czas zachować spokój i zapewnić bezpieczeństwo nastoletniej córce władcy Aranis.

- Mówiłem ci Panie, że książę szykuje przeciwko tobie armię najemników. Może to pierwsi z nich? Niezbyt doświadczeni, jeśli dali się tak szybko złapać. - Flaroth oznajmił po chwili zastanowienia. Dziewczyna była wściekła słysząc te słowa, ale powstrzymała się od jakiegokolwiek ruchu, gdyż wierzyła, że jej niedawno poznany towarzysz miał jakiś plan którego jej nie wyjawił. Kassina patrzyła na wszystko z niepokojem, próbując znaleźć pocieszenie we wzroku siostry. Arletta odwróciła się do niej plecami nie chcąc nawiązywać z nią jakiegokolwiek kontaktu. Agnar także nie odważył się zrobić żadnego ruchu widząc kusze wycelowane w tył głowy Illyany i Kassiny.

- W takim razie, muszę pokazać że się go nie boję! - Harold powiedział wyjmując miecz z pochwy. Podszedł do blondynki i przyłożył do jej szyi zimną stal. Dziewczyna drgnęła, chciała wykorzystać swoje zdolności aby się wyswobodzić, ale wiedziała że wówczas młoda księżniczka zginęłaby na miejscu.

- Mamy ich wtrącić do lochu, panie? - zapytał mężczyzna pilnujący Agnara.

- Nie... muszą być przykładem dla innych próbujących pójść w ich ślady. - odparł brodacz. Położył dłonie na ramionach Illyany przyciskając ją do ściany.

- Zetnę cię tutaj, przy twoim towarzyszu, przy tamtym dziecku, chyba że powiesz mi co planuje ten idiota Rufon! - wrzasnął dziewczynie wprost do ucha. Mutantka uśmiechnęła się prowokując go do dalszych nerwowych reakcji.

- Bawi cię sytuacja w jakiej się znalazłaś? Rufon przysyła do mnie wariatów! - Harold był czerwony ze złości.

- W takim razie, może twoja śmierć rozwiąże język drugiemu bandycie?! - oznajmił patrząc na dziewczynę a później na Agnara.

- Zaczekaj! - rozkazał Flaroth wstając z krzesła.

- O co ci znowu chodzi? - właściciel twierdzy zapytał zniecierpliwiony. Jego miecz znów powędrował w kierunku szyi dziewczyny. Mag wolnym krokiem podszedł do swojego łysego towarzysza.

- Ja i mój przyjaciel nie lubimy konkurencji. Oni próbowali zagarnąć dla siebie nagrodę, która należy się nam. Poza tym, jeśli spełnisz moją prośbę książę... - Zatrzymał się, aby wskazać dłonią na czarnowłosą Kassinę. Dziewczynka zadrżała widząc jego hipnotyczne spojrzenie, poczuła jakby w jej ciało wbiły się setki mikroskopijnych igiełek lodu. Zupełnie jakby instynktownie wiedziała, że aura wokół mężczyzny kryła coś złowieszczego, jakąś mroczną tajemnicę która nie powinna nigdy ujrzeć światła dziennego.

- ...Będę pracował dla ciebie. Dlatego pozwól, aby to Urghork pozbawił życia tych nędznych naśladowców. - mag dokończył.

- Wszystko mi jedno. Skoro nie chcą mówić, nie przydadzą mi się do niczego. - odparł niechętnie Harold odsuwając się od dziewczyny i jednocześnie schował miecz do pochwy. Urghork zbliżył się do Illyany, uśmiechnął do niej krzywo pokazując uzębienie pełne ubytków. Wyjął z pochwy ogromny miecz i machnął nim z całych sił w kierunku dziewczyny. Ostrze minęło złotowłosą głowę Illyany trafiając w strażnika z kuszą, który stał za mutantką. Wąsacz upadł na podłogę ugodzony jednym, ale silnym i skierowanym prosto w gardło ciosem. W oczach Harolda i Arletty pojawiło się przerażenie. Brodacz wydał rozkaz zabicia Kassiny drugiemu człowiekowi z bronią. Polecenie nigdy nie zostało spełnione, gdyż strażnik padł martwy porażony błyskawicą, którą Flaroth wypuścił ze swojej dłoni.

- Illyana! Zabieraj dziewczynkę i uciekaj stąd! Druga córka jest naszym wrogiem! - krzyknął mag. Blondynka przywołała swój miecz dusz a zaraz po tym chwyciła Kassinę za rękę.

- Idziemy! - powiedziała do niej stanowczo. Drugi ze strażników otrząsnął się z szoku jaki wywołał u niego widok martwych kolegów: jednego z poderżniętym gardłem a drugiego trafionego piorunem. Ruszył w stronę Illyany starając się uniemożliwić jej ucieczkę. Agnar wyjął miecz z pochwy i dobiegłszy do przeciwnika wdał się w walkę.

- Illyana, idź pierwsza, dogonię cię! - krzyknął osłaniając się przed ciosami oręża mężczyzny.

- To podły szczurze! Ty śmieciu! - Harold patrzył na Flarotha z ogromną nienawiścią w oczach. Wyjął miecz i nie zważając na własne bezpieczeństwo ruszył na maga. Czarnowłosy wyjął zza koszuli sakwę pełną sypkiej, brunatnej substancji a następnie, z cichym uśmiechem na ustach, rozpylił proszek wokół Harolda. Broń mężczyzny przybrała brunatno-czerwony kolor i w błyskawicznie krótkim czasie skorodowała. Przerażony Harold odsunął się na kilka kroków słysząc za swoimi plecami potworny wrzask.

- Uaaaaa! - Urghork machał mieczem na lewo i prawo wydając z siebie budzące grozę, nieludzkie odgłosy. Jego stal dosięgła zardzewiałą broń dowódcy strażników miejskich rozbijając ją w drobne, skorodowane drzazgi. W panującym dookoła zamieszaniu wszyscy zapomnieli o Arlettcie. Dziewczyna dostała się na drugi koniec sali w którym mieściły się drzwi wyjściowe z komnaty. Niepostrzeżenie przedostała się do innej części twierdzy i po krótkim czasie wróciła z posiłkami, oddziałem strażników uzbrojonych w miecze i kusze. Dodatkowo kobieta zaalarmowała całą warownię o tym, że więzień - jej siostra, uciekła z jakąś dziewczyną o złotych włosach i każdy z wojowników stacjonujących w twierdzy miał obowiązek ją odszukać i zatrzymać siłą. Arletta widząc niebezpieczeństwo czyhające na życie jej kochanka rozkazała dwóm strażnikom strzelać do czarownika. Kusze zostały wycelowane. Urghork zauważył, że jego towarzysz był w ogromnym zagrożeniu, przerwał walkę z Haroldem i natychmiast pospieszył mu z pomocą. Mężczyźni wystrzelili dwa ostre jak nóż drewniane bełty.

- Flaroth! - Krzyknął łysy wielkolud i zasłonił maga swoim wielkim, mięsistym ciałem. Ostre pociski wbiły się w jego potężne plecy, zatapiając się w nich do połowy. Urghork zawył z bólu niczym szalejący niedźwiedź trafiony przez myśliwego.

- Mój drogi... - Flaroth powiedział ze smutkiem. Łysy zacisnął zęby a w jego oczach pojawił się ogień dzikości, szaleństwa, tak jakby został w nich uwięziony żywioł natury, która za kilka krótkich chwil miał się wydostać siejąc dookoła nieopisane wręcz spustoszenie. Tak też się stało, wszystkie więzy które sprawiały że wojownik utrzymywał kontrolę na swoim zachowaniem zostały rozerwane na strzępy. Łysy rzucił się na przeciwników niczym rycząca lawina. Szybki ruch jego miecza pozbawił głowy jednego ze strażników. Krew ochlapała drewniane ściany budynku i twarze pozostałych wojowników zastygłych w przerażeniu. Arletta podbiegła do Harolda, mocno ścisnęła jego rękę.

- Uciekajmy! Ten potwór nas wszystkich pozabija! - Obaj rzucili się do ucieczki wykorzystując szał Urghorka, który pozbawiał życia kolejnego z bojowników. W tym samym czasie Agnar pokazał, że potrafi walczyć z ludźmi równie sprawnie jak z żabami z bagien wygrywając pojedynek ze swoim nieprzyjacielem. Mężczyzna klęczał na podłodze trzymając się za ranę na ręce. Chłopak odwrócił wzrok od okropności dziejących się kilka metrów od niego i wybiegł na zewnątrz przez drzwi, którymi Illyana opuściła wcześniej pomieszczenie. Tymczasem blondynka biegła długim korytarzem szukając wyjścia z twierdzy. Młoda księżniczka dotrzymująca jej towarzystwa z trudem za nią nadążała, była zmęczona i zdyszana. Illyana wiedziała, że nie mogła się zatrzymać, gdyż to oznaczałoby dla niej śmierć. W pewnym momencie przed mutantką pojawiła się grupka strażników.

- Tutaj są!

- Pani Arletta kazała je schwytać! - krzyczeli wyjmując miecze.

- Cholera! - Illyana zaklęła szykując się do walki.

- Schowaj się za mnie! - powiedziała do Kassiny, patrzącej z przerażeniem na nieogolone twarze mężczyzn i ich ręce trzymające długie i ostre miecze. Słysząc słowa Illyany, dziewczynka posłusznie cofnęła się o kilka kroków zajmując miejsce pomiędzy ścianą o swoją starszą koleżanką.

- Przepuście nas! Dobrze wam radzę! - Blondynka ostrzegła napastników. Oni głośno się z niej zaśmiali.

- Ciekawe co nam możesz zrobić! Jesteś tylko jedna, nas jest trzech a zaraz będzie jeszcze więcej. Twoje chłopy już pewnie zginęły z ręki naszego dowódcy! - oznajmił jeden z nich przyśpieszając kroku w stronę mutantki.

- Sami tego chcieliście! - dziewczyna zgromadziła wokół dłoni światło i uformowała trzy pociski magicznej energii, takie same jak podczas pierwszego dnia jej podróży po tamtej niezwykłej krainie. Kule powędrowały w stronę podłogi, ściany i sufitu w pobliżu mężczyzn. Illyana umyślnie nie chciała uderzyć w ludzi, obawiając się że mogłaby ich z łatwością zabić. Pociski wybuchając rozsiały wokół deszcz kurzu i drewnianych drzazg, raniąc strażników i spowolniając ich marsz ku dziewczynom. Blondynka złapała Kassinę za rękę i pobiegła razem z nią w kierunku chmury pyłu popychając oszołomionych strażników. Kiedy obie dziewczyny wyszły na rozległy dziedziniec przed budowlą, na Illyanę rzucił się łysy osiłek z blizną na twarzy, próbując zranić ją swoim mieczem. Mutantka blokowała wymierzone w nią ciosy przy pomocy broni, którą przywołała podświadomym rozkazem a fragmenty srebrnej zbroi pojawiające się na różnych częściach jej ciała skutecznie chroniły ją przed zranieniem. Po kilku minutach szarpaniny, mutantka zdołała pokonać swojego przeciwnika przewracając go na dwie drewniane beczki.

- Kassina, uciekajmy stąd! - powiedziała do czarnowłosej zauważając konie przywiązane do drewnianych słupów stojących po przeciwnej stronie dziedzińca. Drewniana strzała przeleciała obok jej twarzy i zaraz potem wbiła się w mur wydając charakterystyczny odgłos. Dziewczyna znieruchomiała, spojrzała do góry na budynek twierdzy, który przed chwilą opuściła. Zauważyła dwóch mężczyzna stojących w oknach. Jeden z nich ładował kuszę, drugi był gotowy do strzału, celował w blondynkę uśmiechając się.

- Kassina! Wracaj do budynku! - Illyana krzyknęła do księżniczki zdezorientowanej całym wydarzeniem. Chwilę później na dziedzińcu pojawił się Agnar a strażnik wystrzelił z kuszy drewnianą strzałę. Illyana zamknęła oczy, wiedząc że nie miała najmniejszej szansy uskoczyć przed tak szybkim pociskiem. Musiała zaufać zbroi, która kilka razy uratowała jej życie. Pocisk pędził w jej stronę, kierując się bezpośrednio między jej oczy. Na głowie dziewczyny pojawił się diadem z dwoma srebrnymi rogami, lśniący jasnym blaskiem. Strzała nie miała szansy dotknąć czaszki dziewczyny, gdyż zatopiona w świetle diademu roztrzaskała się w setkę kawałków. Agnar oszołomiony widokiem nie mógł zrobić żadnego ruchu a przestraszona Kassina schowała się za jego plecami. Illyana spojrzała na dwóch żołnierzy kierujących kuszę w jej stronę. Jej oczy zrobiły się czerwone a w ustach pojawiły kły wystające poza linię zębów. Wokół dłoni dziewczyny zatańczyły płomienie, które następnie uformowały się w ognisty łuk. Mutantka posłała w kierunku strażników własne strzały - złożone całkowicie z ognia. Mężczyźni zostali dotkliwie zranieni, wypadli przez okna na dziedziniec, gdzie tarzali się po piasku, aby ugasić płomienie trawiące ich ubrania. Agnar patrzył na swoją towarzyszkę tuląc przytulającą się do niego ze strachu Kassinę.

- Kim ty jesteś... - wyszeptał.

- Musimy stąd uciekać, mamy zadanie do wykonania... - odparła blondynka nie odwracając twarzy w jego kierunku.

Wygląd głównej komnaty strażnicy przywodził na myśl obrazy pól na których rozgrywały się najbardziej krwawe bitwy ludzkości. Podłoga, ściany a nawet sufit czerwieniły się litrami krwi z dodatkiem kawałków ludzkich organów wewnętrznych i odciętych członków, wszędzie dookoła leżały zwłoki - bez kończyn, bez głów, z rozciętymi brzuchami i klatkami piersiowymi a w kilku miejscach toczyły się odcięte głowy, których twarz zastygła w grymasie bólu i przerażenia. Niestety nie wszyscy mieli na tyle szczęścia, aby szybko umrzeć, niektórzy z leżących dogorywali czując straszliwe męczarnie, pływając we własnych wnętrznościach i będąc uwięzionymi w zgniecionych klatkach piersiowych i zmiażdżonych czaszkach. W samym centrum straszliwego krajobrazu klęczał jego twórca, wielki łysy wojownik drżący ze strachu i mówiący do siebie coś pod nosem. Ciało Urghorka było czerwone od krwi zarówno własnej jak i zabitych przez niego przeciwników, jego miecz tkwił w trupie leżącym najbliżej jego stóp. Obok osiłka klęczał Flaroth, obejmując go i używając na nim czaru leczenia i uspokojenia.

- Już dobrze, mój drogi Urghorku... już po wszystkim... to byli źli ludzie, zasłużyli na twój gniew. - mag cicho szeptał do swego towarzysza.

- Pozwól, aby moja moc wyleczyła twoje rany fizyczne i twoją roztrzaskaną psychikę. - Flaroth nasilił intensywność swojego czaru.

- Zostaw mnie tutaj... - powiedział łysy. Nie patrzył na swego rozmówcę, nie reagował na żadne jego słowa. Po napadzie szału i wypaleniu całej energii jaką dysponował na zabicie wszystkich swoich przeciwników, mężczyzna nie miał nawet siły aby samodzielnie wstać.

- Nigdy, nie możesz się poddać! Mamy zadanie do wykonania! - mag krzyknął wyczuwając, że Urghork popadł w stan totalnej apatii.

- Pamiętasz? Naszyjnik Arcalc i dwie córki księcia.

Łysy nie reagował na jego słowa. Flaroth wyjął mapę z torby pokazując ją wielkoludowi.

- Księżniczki i naszyjnik. Złoto! Pamiętasz, dzielimy się po połowie! - czarnowłosy mówił podniesionym głosem, aby wyrwać swego przyjaciela ze szponów zobojętnienia.

- A później... mamy kolejne zadanie. - Wyjął magiczny kryształ i potarł go ukazując łysemu postać Azureusa mówiącego o nagrodzie i Illyany, złotowłosej cudzoziemki. W oczach osiłka pojawiła się iskierka zainteresowania.

- Dzielimy się po połowie? - Urghork w końcu zareagował.

- Tak, tak! Chodźmy stąd zanim pojawi się tu więcej żołnierzy. - odparł Flaroth pomagając olbrzymowi wstać z podłogi.

Illyana zbliżyła się do miejsca w którym stały przywiązane konie i przez dłuższą chwilę nie odwracała głowy w kierunku chłopaka ani towarzyszącej mu Kassiny, przerażonej bardziej jej wyglądem i zdolnościami niż tym, że przed kilkoma minutami mogła stracić życie z rąk kuszników. Agnar poprosił księżniczkę, aby pozostała na swoim miejscu a on sam podszedł do blondynki. Dziewczyna spojrzała na niego wzrokiem wyrażającym obawę i zakłopotanie. Jej oczy przybrały już normalną, błękitną barwę przez co Agnar poczuł wyraźną ulgę.

- Illyana... - chłopak próbował zacząć rozmowę ale mutantka uciszyła go.

- Musimy się stąd jak najszybciej wydostać. Zaraz przybiegnie tu więcej strażników. - dziewczyna była zmęczona przemianą jaką przeszła i użyciem tak wyszukanych zaklęć ofensywnych. W tym samym momencie z innej części twierdzy wybiegli Harold i Arletta. Agnar przyjął pozycję obronną a Illyana wytworzyła w dłoni kulę magicznej energii.

- Wszystko zniszczyliście idioci ! Dla nic nie znaczących pieniędzy! Macie krew na swoich rękach potwory! - wrzasnęła czarnowłosa kobieta podbiegając do Rosjanki. Chłopak zagrodził drogę brodaczowi, aby ten nie mógł znaleźć się blisko księżniczki.

- Nikogo nie zabiłam! - Illyana powiedziała stanowczo szykując się do walki. Popatrzyła na leżących na ziemi strażników, nieprzytomnych i poparzonych ale żywych.

- Zapłacisz nam za wszystko! - Arletta podbiegła do blondynki z ogromną szybkością, uderzyła ją sprawiając, że dziewczyna straciła koncentrację a przygotowywany czar rozpłynął się w nicość. Popchnęła ją najmocniej jak potrafiła, przewracając ją na brudną ziemię. Agnar próbował podbiec do swojej znajomej, ale szybkość Harolda i jego doskonały kunszt posługiwania się mieczem skutecznie mu to uniemożliwiły. Czarnowłosy upadł na kolana chwytając się za ramię po którym zaczęła płynąć strużka świeżej krwi. Harold wskoczył na konia a chwilę później pomógł Arletcie znaleźć się na jego grzbiecie. Kassina zagrodziła drogę parze uciekinierów, rozłożyła ręce a z jej oczu popłynęło kilka łez.

- Arletta! Dlaczego to robisz? Nie zostawiaj mnie tutaj! - dziewczynka znów próbowała nawiązać kontakt ze starszą siostrą. Arletta powiedziała coś na ucho do swojego kochanka nie patrząc na twarz młodej księżniczki. Mężczyzna zmusił konia do galopu, kierując go prosto na czarnowłosą. Przerażona Kassina zakryła twarz dłońmi oczekując spotkania z twardymi kopytami i tylko szybkość oraz refleks Agnara uratowały ją przed ciężkim zranieniem albo nawet bolesną śmiercią. Koń z parą władców warowni pognał w kierunku bramy wejściowej. Illyana podeszła do drugiego wierzchowca stojącego przy murze. Zatrzymała się i odwróciła się w stronę chłopaka.

- Ochroń ją, odnajdź Flarotha i Urghorka i wracajcie razem do Aranis. - powiedziała rozkazującym tonem.

- A ty? Co ty chcesz zrobić? - zapytał Agnar jednocześnie pomagając wstać księżniczce.

- Złapać brakujące dwie trzecie naszej nagrody - odparła Illyana wskakując na konia. Kiedy Arletta i Harold zniknęli za murami twierdzy, strażnicy próbowali zamknąć bramę aby uniemożliwić Illyanie ucieczkę. Dziewczyna była przygotowana na taką ewentualność, uformowała w dłoni pocisk iskrzący własnym światłem i cisnęła nim w mężczyzn. Wojownicy uciekli w przerażeniu pozostawiając otwarte wrota. Blondynka po raz ostatni spojrzała za siebie myśląc o ludziach, których opuściła.

- Na pewno spotkają Flarotha i razem zdołają uciec. - Myślała próbując usprawiedliwić swoje zachowanie. Wiedziała, że niezbędne było dla niej zdobycie naszyjnika, tylko tak mogła opuścić wyspę i rozpocząć poszukiwania drogi do domu. Po wydostaniu się z lasu dziewczyna znalazła się na rozległych, podmokłych terenach, zasnutych gęstą, mlecznobiałą mgłą skutecznie zmniejszającą widoczność. Słychać było rechotanie żab, pluski w leżących blisko bagnach i przenikliwe skrzeczenie ptaszyska latającego wysoko ponad koronami drzew. Harold i Arletta bardzo oddalili się od Illyany, ich koń zniknął we mgle stając się niczym więcej niż cieniem, sylwetką ciała na matowym tle ciągnącym się aż po horyzont. Dziewczyna nie chciała ich zgubić, nie mogła sobie na to pozwolić. Niestety zwierzę na jakim podróżowała było coraz bardziej zmęczone a teren pod jego kopytami stawał się grząski i coraz bardziej trudny do przebycia z odpowiednio dużą prędkością.

Agnar szedł wzdłuż muru trzymając Kassinę za rękę. Był przerażony i zdenerwowany zachowaniem swojej towarzyszki, nie wiedział co myśleć o jej przemianie i przerażających zdolnościach. Do jego uszu dochodziły krzyki, przekleństwa i coraz głośniejszy tupot stóp. Strażnicy którzy ocaleli z masakry jaką urządził im Urghork byli coraz bliżej miejsca w którym chłopak się znajdował.

- Schowaj się za mną. - Agnar powiedział do czarnowłosej. W tym samym momencie otoczyła go grupa ośmiu uzbrojonych po zęby osób, wściekłych i gotowych do walki żołnierzy. Trzech z nich trzymało kusze, pozostali uzbrojeni byli w miecze.

- Znaleźliśmy pozostałych! - krzyknął jeden z nich do kolejnych mężczyzn wychodzących z drewnianego gmachu.

- Tamci dwaj skurwiele uciekli, ale ty odpowiesz za śmierć naszych towarzyszy! - oznajmił strażnik stojący najbliżej Agnara.

- Nie próbuj walczyć, albo ta mała straci głowę! - dodał drugi pokazując złote zęby w ustach.

Kassina spojrzała na czarnowłosego wielkimi oczami pytając go bez słów o to co robić dalej, chciała aby uratował ją tak jak to zrobił wcześniej, liczyła że znów wszystko będzie dobrze dzięki jej nowemu znajomemu, wierzyła w niego. Niestety bardzo się przeliczyła, bo sytuacja była beznadziejna a przeciwników zbyt wielu by nawet marzyć o wygranej. Agnar odłożył miecz na ziemię. Rozłożył ręce na znak poddania się napastnikom.

- Jest ich zbyt wielu, przepraszam. - wyszeptał do Kassiny jednocześnie prosząc ją, aby również nie zrobiła niczego głupiego. Jeden ze strażników uderzył chłopaka w plecy przewracając go na ziemię. Drugi mężczyzna z sumiastymi wąsami i rozczochranymi włosami podszedł do księżniczki i skrępował jej ręce. Specjalnie zrobił to tak, aby dziewczyna poczuła ból.

- Do lochu z nimi! - wrzasnął złotozęby wojownik popychając Kassinę w kierunku podnoszącego się z upadku Agnara.

Flaroth i Urghork wykorzystując zamieszanie uciekli z pogrążonej w chaosie twierdzy. Olbrzym wciąż był przygnębiony tym, że wpadł w niepowstrzymywalny szał bojowy i zabił tylu ludzi, nawet jeśli byli jego przeciwnikami. Flaroth nie podzielał jego smutku a w głowie formował mu się plan dalszego działania.

- Co robimy? - zapytał łysy.

- Wykonamy nasze zadanie. Pierwotne zadanie, dla którego znaleźliśmy się tutaj. Złotowłosa cudzoziemka opuściła twierdzę i udała się na bagna, sam widziałeś drogi Urghorku. To zdradzieckie miejsce w którym łatwo się zgubić i nigdy nie odnaleźć. Idealne na nasze łowy.

- A nie powinniśmy wrócić? Agnar nie ma szans, druga księżniczka też tam została. Nie powinniśmy im pomóc?- Łysy mówił pokazując palcem w kierunku w którym według niego znajdowała się twierdza strażników.

- Nie możemy być w dwóch miejscach na raz. Biedny strażnik wioski będzie musiał poddać się albo zginąć broniąc swojego honoru i życia dziewczyny. A poza tym... - mag poklepał kolegę po ramieniu.

- Nie będziesz musiał dzielić się swoim złotem.

- A ta Illyana, lubisz ją Flarothcie, zauważyłem to... nadal chcesz na nią zapolować po tym wszystkim? - Urghork zapytał drapiąc się po głowie.

- Widzisz... lubię ją i podziwiam za to wszystko co robiła w tym krótkim czasie kiedy się znaliśmy. I z mojego szacunku i podziwu dla niej urządzę jej polowanie godne najwspanialszego wojownika. Nie ma odwrotu, nigdy nie rezygnuję z przyjętego zadania, drogi Urghorku... - odparł mężczyzna zamyślając się głęboko.

Illyana znalazła się wewnątrz lasu rosnącego na rozległych terenach bagiennych. Mgła była tak gęsta, że dziewczyna straciła z oczu dwójkę uciekinierów a jej koń poruszał się coraz wolniej nie mogąc robić szybkich kroków w miękkim gruncie. Blondynka zaczęła przeklinać samą siebie o to że pozwoliła, aby zawładnęła nią złość i dała się tak łatwo wprowadzić w pułapkę. Harold mieszkał na bagnach, prawdopodobnie znał je jak własną kieszeń, wiedział które ścieżki są bezpieczne do przebycia a które prowadzą w mokradła i grzęzawiska czyhające na każdy nieostrożny ruch podróżnika. Ona natomiast była obcą w leśnej gęstwinie, nie należała do wyspy Aranis ani do tamtych dziwnych krain. Wydawało jej się, że strażnik oraz jego kochanka obserwowali ją zza drzew, których konary majaczyły w mlecznobiałej mgle, śmiejąc się i oczekując aż ona wejdzie na mokradło i zostanie na zawsze pogrzebana w jego wnętrzu. Jej rozmyślania przerwały krzyki - mężczyzny i kobiety oraz przeraźliwe rżenie konia. Okoliczne ptaki wypłoszone spomiędzy drzew i krzewów leciały w stronę dziewczyny uciekając przed tajemniczym zagrożeniem. Illyana zeskoczyła ze swego wierzchowca, przywołała Miecz Dusz a następnie ruszyła w kierunku niepokojących odgłosów. Znalazła się na terenie bagna, zanurzyła się w brudnym błocie aż po kolana i cały czas z trudem przesuwała się naprzód. Do jej uszu dochodziły odgłosy krzyku, uderzeń miecza, dziwne mlaskanie oraz pluski bagiennej wody. Dziewczyna przeszła na drugą stronę grzęzawiska, zatrzymała się wpatrując się w oddalające się od niej kształty pogarbionych postaci. Kiedy wszystkie osobniki zanurzyły się we mgle, blondynka powędrowała za nimi. Przypomniała sobie rozmowę z Agnarem o ludziach żabach zamieszkujących bagna, czy to mogli być ich przedstawiciele? - pomyślała. W pewnym momencie jej uwagę przykuł przerażający widok. Kilka metrów od niej, w wijących się korzeniach drzewa rosnącego na skraju bagna leżał mężczyzna. Harold był ciężko ranny, trzymał się za klatkę piersiową w której tkwiła dzida z kamiennym ostrzem a jego miecz poniewierał się wśród zarośli. Illyana szybko podbiegła do mężczyzny, klękła przy nim patrząc na jego zakrwawione ubranie.

- Arletta... oni porwali Arlettę - mężczyzna powiedział z ogromnym trudem.

- Poczekaj, spróbuję ci pomóc - Illyana oznajmiła zastanawiając się jak wyciągnąć ranę z ciała człowieka. Brodacz zatrzymał jej rękę.

- Nie... za późno... ratuj Arlettę, nie pozwól jej umrzeć... proszę... - wyszeptał Harold i to były jego ostatnie słowa w życiu. Mężczyzna zmarł, dzida poważnie uszkodziła jego serce. Mutantka zacisnęła pięści czując złość i okropną bezsilność, gdyż po raz kolejny zetknęła się z śmiercią osoby której nie była w stanie w żaden sposób zapobiec. W jej myślach znów pojawił się Agnar i strach, że on także mógł zostać zabity z jej winy. Po chwili dziewczyna odgoniła od siebie wszystkie obawy postanawiając znaleźć Arlettę i ją uratować. Wędrując wgłąb lasu starała się trzymać ścieżek na których leżały kamienie lub kroczyć po korzeniach drzew wystających z mokrej ziemi, ale miejsc takich było coraz mniej, dlatego blondynka co chwilę lądowała w bagnistej wodzie i błocie. Okolica zrobiła się bardzo nieprzyjemna i przerażająca. W wielu miejscach rosły stare drzewa pozbawione liści których kora miała bladoszary kolor przypominający cerę trupa, w oddali można było zaobserwować migoczące płomienie, światełka błędnych ogni unoszących się ponad grzęzawiskami. Gdzieniegdzie pojawiały się kule ognia o różnych kolorach, zaczynając na żółtym a kończąc na płomiennie czerwonym, zdające się żyć własnym życiem. Niektóre z nich tkwiły nieruchomo nad ziemią, inne kołysały się tam i z powrotem, jeszcze inne zadawały się odbijać od podłoża niczym gumowe piłki. Illyana nie zastanawiała się czy były one formami życia zaciekawionymi jej obecnością i próbującymi nawiązać z nią pierwszy kontakt, złymi duchami próbującymi zwieść ją wgłąb bagien i tam utopić, czy zwykłym efektem energetycznym palenia się bagiennych gazów. Nie miała na to czasu ani ochoty, odnalezienie miejsca do którego żabo-ludzie porwali Arlettę było dla niej najważniejszym zadaniem. Kule ognia zdawały się grupować w większe zgromadzenia, inne znikały i pojawiały się w innych miejscach. Po kilkunastu minutach drogi dziewczyna opuściła teren bagiennych płomieni wchodząc na obszar porośnięty ogromnym paprociami. Jednocześnie do jej nosa dotarł zapach wody, wiatru a do uszu krzyk drapieżnego ptaka. Illyana podążyła w ich kierunku i okazało się, że udało jej się znaleźć wyjście z bagien. Dotarła na jeden z krańców wyspy, stanęła na kamienistej plaży a przed nią rozpościerało się osnute mgłą morze. Mutantka uśmiechnęła się słysząc jego szum, mogła wreszcie odpocząć od budzących grozę mokradeł. W tym samym momencie ze mgły wyłonił się jakiś kształt. Był nim wysoki mężczyzna odziany w niebieski habit a jego twarz skrywał założony na głowę kaptur. Wyciągnął przed siebie rękę a duży sokół latający ponad lasem przeleciał kilka razy nad jego osobą aby w końcu usiąść na jego dłoni. Tajemniczy człowiek podszedł do Illyany.

- Piękną mamy dzisiaj pogodę. W sam raz na polowanie. - odparł jednocześnie odsłaniając twarz. Miał rudą brodę i długie włosy. Dziewczyna była zszokowana spotkaniem człowieka na takim odludziu, ale bardzo szybko uświadomiła sobie, że pamiętała skądś jego twarz. Przypomniała sobie swoje gorączkowe sny i mężczyznę z tobołkiem idącego po rozgwieżdżonym niebie. To była dokładnie ta sam postać, która stała przed nią. Mutantka odsunęła się o krok.

- Nie obawiaj się podróżniczko. Nic ci nie grozi. Nie w tym miejscu i nie w tej chwili. - odparł nieznajomy uśmiechając się.

- Kim jesteś, co tutaj robisz? - Illyana zapytała niepewnie.

- To samo co ty, jestem podróżnikiem i poluję razem z moim przyjacielem. - oznajmił brodacz patrząc w oczy ptaka siedzącego na jego ramieniu. Odwrócił się do dziewczyny obdarowując ją uśmiechem. Illyana poczuła się zagrożona, przywołała z nicości Miecz Dusz.

- Dzisiaj jest wyjątkowo piękna pogoda na spacer brzegiem morza, nie sądzisz? Ja i mój przyjaciel możemy się tutaj odprężyć i poczuć prawdziwą jedność z wszechświatem. Nadchodzi noc i wkrótce mgła zniknie ustępując miejsca morzu gwiazd ponad naszymi głowami.- mężczyzna kontynuował.

- Widziałam cię tamtej nocy, powiedz... jaki masz związek z porwaniem mnie do tego świata! - Blondynka krzyknęła.

- Zapewniam cię, że nie przyczyniłem się do tego, że zostałaś zebrana ze swojego macierzystego wszechświata. Ja jestem tylko obserwatorem, nie wpływam na bieg dziejących się wokół mnie wydarzeń, nie mam już do tego żadnego prawa ani obowiązku.

Brodacz po raz kolejny wypuścił sokoła a ten wrócił do zataczania kół ponad koronami drzew. Pomiędzy mutantką a tajemniczym człowiekiem w habicie zapanowało milczenie. W oddali widać było migotanie świateł nad bagnami, prawdopodobnie tych samych, które dziewczyna widziała podczas swojej wędrówki.

- Widzisz te światła Illyano? Niektórzy biorą je za naturalny proces, inni za duchy przemierzające Krainy, jeszcze inni za dziwne formy życia. Ale prawda jest taka, że wszystkie te ogniki to manifestacja jednego życia. Bagno, całe bagno jest ogromnym organizmem, wielkim na wiele setki kilometrów. Bagno próbuje się z nami porozumieć poprzez swoją grę świateł i kształtów, próbuje nas zrozumieć i od stuleci czeka na naszą odpowiedź.

- To bardzo interesujące , ale... - dziewczyna zniecierpliwiła się.

- Ale może przejdziemy już do powodu dla którego TY się ze mną kontaktujesz? Nie mam czasu na słuchanie wykładów o życiu na bagnach.

- Ach tak Illyano... przecież twoja ofiara ucieka a ja przerwałem polowanie, tak dla ciebie ważne. Czego chciałabyś się ode mnie dowiedzieć? - zapytał rudy mnich.

- Czy ty... czy ty przybyłeś tutaj, aby zabrać mnie do domu?

- Nie, już powiedziałem ci, że nie mieszam się w sprawy które dzieją się dookoła mnie. Jeśli znalazłaś się w tym miejscu oznacza to, że jesteś tutaj potrzebna i musisz odegrać swoją rolę do końca.

- W takim razie po co to wszystko? Po co ukazywałeś mi się we śnie, po co mówisz teraz do mnie? Sprawia ci to radość?

- Ależ skąd. Przybyłem tutaj, aby uśmierzyć twój ból i tęsknotę i przekazać ci informację z twojego świata. - Dziewczyna bardzo się zdziwiła. Uspokojona, odesłała swój Miecz Dusz do Limbo.

- Z mojego świata?

- Tak, twoja przyjaciółka bardzo za tobą tęskni, szukała cię wszędzie gdy zniknęłaś w toalecie kawiarni. Potem do jej poszukiwań dołączył także twój brat i jego przyjaciele. Magneto posuwa się do coraz śmielszych kroków, groził członkom Hellfire Club a teraz podejrzewa także rząd i wojsko amerykańskie... może polać się krew.

- Krew? I to ma mnie uspokoić? - dziewczyna była zdziwiona.

- Musisz zawsze pamiętać o Katyi, Piotrze i innych którzy na ciebie czekają. Musisz o nich pamiętać, aby przetrwać wszystkie trudności, które spotkają cię na twej drodze. Pamiętaj o tym.

Sokół zakończył loty i zmęczony usiadł na ramieniu brodacza. Mężczyzna ubrał na głowę kaptur i szykował się do odejścia od dziewczyny.

- Zaczekaj! Jeśli wiesz jak mogę wrócić do domu? Znasz drogę? Powiedz mi!

- Noc staje się coraz starsza. Lepiej już idź, księżniczka została porwana w dniu kiedy żabo-ludzie obchodzą Noc Płodności. Będą kopulować z nią jeden po drugim w takt muzyki bębnów i tańca pochodni aż dziewczyna wyda swoje ostatnie tchnienie. Pośpiesz się, niech blask błędnych ogni doprowadzi cię do ich wioski. I pamiętaj, nie wahaj się wykorzystać swoich zdolności, nie ryzykuj życia. - Zakapturzony wolnym krokiem ruszył w kierunku morza.

- Zaczekaj! Kim jesteś? Czy jeszcze się spotkamy? - Illyana próbowała go zatrzymać.

Rudy brodacz wszedł na powierzchnię wody tak jakby była ona twardym chodnikiem a następnie zniknął w mroku nocy wiszącej nad morzem. Wszystko odbyło się w całkowitej ciszy i nienaturalnym spokoju. Blondynka nie chciała myśleć o dziwacznym spotkaniu ponieważ miała zadanie do wykonania, musiała wrócić na bagna. Jeśli jej nieznajomy mówił prawdę, nie miała zbyt wiele czasu, życie dziewczyny za którą obiecano jej nagrodę było zagrożone. Illyana wbiegła do lasu i pamiętając słowa mężczyzny skierowała się w miejsce, w którym ponad moczarami unosiły się kule migoczącego ognia. Po kilku minutach trudnego marszu przez podmokły teren dziewczyna zatrzymała się, jednocześnie chowając się za gruby pień najbliższego drzewa. Do jej uszu dochodziły dźwięki rytmicznych uderzeń w bębny, mlaski dziesiątek obleśnych warg a jej oczy napotkały blask palących się ognisk. Illyana dotarła do wioski ludzi żab, musiała odnaleźć Arlettę i jak najszybciej ją uwolnić, gdyż Rytuał Nocy Płodności został rozpoczęty.

Agnar i Kassina zostali zamknięci w celi w podziemiach warowni Harolda. Strażnicy nie dogadali się co mają zrobić ze swoimi więźniami, byli zbyt zajęci usuwaniem trupów z głównej komnaty twierdzy. Ponadto większość z nich oczekiwała powrotu swojego lidera, chociaż niektórzy oskarżali go o tchórzostwo oraz winę za śmierć współtowarzyszy. Agnar siedział na podłodze pełen wściekłości na samego siebie i wszystkich swoich wrogów, ale przede wszystkim na Illyanę, która doprowadziła go do sytuacji w jakiej się znalazł. Kassina odtargała kawałek spódnicy i starannie opatrzyła jego ranę. Była mu wdzięczna ponieważ uratował jej życie i bardzo chciała mu się na coś przydać.

- Gotowe. Nie mam lekarstw z zamku mojego ojca, nie mogę nic poradzić na ból jaki czujesz. - powiedziała siadając na podłodze naprzeciwko chłopaka.

- Nie szkodzi. Dziękuję ci. - odparł Agnar.

- Kiedy stąd wyjdziemy? - zapytała dziewczyna.

- Co takiego? - chłopak zdenerwował się jej naiwnym pytaniem.

- Jesteś najemnikiem, tak? Mój ojciec wynajął cię, aby mnie uratować. Na pewno masz jakiś plan, to że dałeś się złapać też jest jego częścią. Kiedy stąd wyjdziemy, myślę że już za długo...

- Zamknij się! - Agnar gwałtownie przerwał jej wypowiedź.

- Nie ma żadnego planu! Zostałem oszukany! Oszukany przez wszystkich swoich towarzyszy! Przez czarnego maga i osiłka, którzy uciekli zostawiając za sobą stos trupów! Przez jasnowłosą wiedźmę z dalekiego kraju, która zostawiła mnie bez szansy na zwycięstwo! Nie ma żadnego planu, ponieważ przegraliśmy! Umrzemy tutaj! Rozumiesz to teraz? - chłopak wstał z podłogi. Kassina odwróciła głowę, miała ochotę się rozpłakać, ale w końcu udało jej się zatrzymać łzy.

- Przepraszam. - powiedziała. Agnar zrozumiał, że swoim zachowaniem przestraszył dziewczynę, która była jeszcze dzieckiem.

- Nie, to ja przepraszam. Nie powinienem na ciebie krzyczeć. Boisz się, to naturalne. - oznajmił łagodnym tonem.

- Cholera jasna! - krzyknął uderzając z całych sił pięścią w kamień ściany. Kassina ukryła twarz za kruczoczarnymi włosami. W celi zapanowała cisza. Do uszu dziewczyny dochodził dźwięk wody kapiącej w innym pomieszczeniu.

- Ona wróci... - Kassima powiedziała cicho. Agnar odwrócił się do niej spoglądając w jej duże, brązowe oczy, lecz nie odezwał się.

- Ona po nas wróci, wierzę w to... ona wróci i nas uwolni. - Księżniczka oznajmiła z uśmiechem.

- Jej oczy... jej niebieskie oczy nie są oczami złego człowieka. - dodała po chwili. Agnar usiadł na podłodze. Przypomniał sobie ranną Illyanę na dnie wąwozu, leżącą z gorączką w łóżku, walczącą z widmem Jeźdźca w świecie iluzji, leczącą się samemu czarem, przypomniał sobie chwilę kiedy blondynka zaatakowała go mieczem, kiedy przytuliła się do niego w nocy po stracie Korusa, kiedy namawiała go do przyjęcia wyzwania krasnoludów a później piła z nimi piwo, kiedy obudziła się chora dzień później i kiedy razem z nim leżała na sianie wyczerpana po użyciu czaru przyśpieszenia.

- Chciałbym myśleć tak samo... - chłopak oznajmił cicho.

Illyana obserwowała wioskę ludzi żab poszukując Arletty i myśląc w jaki sposób ją uwolnić. Widoczna część wioski była idealnie wkomponowana w drzewa i otaczające je bagna, składała się z drewnianych, jednopiętrowych chat pokrytych wysuszoną bagienną trawą. Wokół budynków kręciło się wiele przygarbionych istot o zielonym kolorze skóry i żabich pyskach. Każda z nich trzymała palące się gałęzie przez co cała okolica skąpana była w czerwonym blasku. Chlupot wody pod nogami ludzi żab, ich mlaskanie i mowa oraz rytmiczny dźwięk bębnów dochodzący z wnętrza chat docierał do uszu dziewczyny wprawiając ją w osobliwy trans. Kilka kroków za domkami znajdowała się polana na której ustawione były pochodnie i wysoki, prosty pień drzewa udekorowany uschniętymi kwiatami, trawą, piórami ptaków i skórami różnych zwierząt. Illyana domyśliła się, co miał symbolizować ten prymitywnie wyglądający ołtarz, była pewna że obserwując jego okolicę odnajdzie księżniczkę. Nie myliła się, po kilku minutach z jednego z domów wyszedł człowiek-żaba ubrany w długą pelerynę ozdobioną kolorowymi piórkami i drewniany naszyjnik. W jednej ręce trzymał dzidę zakończoną kamiennym grotem a w drugiej sznur do którego drugiego końca przywiązana była Arletta. Dziewczyna miała skrępowane ręce, potarganą sukienkę i włosy sklejone zaschniętym błotem z moczarów. Próbowała wyrwać się z uścisku lidera wioski, ale dzidy jego poddanych skierowane w jej szyję skutecznie ją do tego zniechęciły. Illyana przypomniała sobie słowa tajemniczego nieznajomego: "...nie wahaj się wykorzystać swoich zdolności, nie ryzykuj życia." Postanowiła działać. Wytworzyła kuliste pociski energii magicznej w dłoniach i cisnęła nimi w zgromadzenie prymitywnych mieszkańców wioski. Żabole były przerażone i zdezorientowane, mlaskały do siebie machając jednocześnie śliskimi łapami. Wojownicy uzbrojeni w dzidy zaglądali w okoliczne krzaki aby znaleźć przyczynę niezwykłego zjawiska. Illyana przywołała świetlisty dysk teleportacyjny i zniknęła w jego wnętrzu. Pojawiła się za plecami przywódcy żabo ludzi. Blask dysku sparaliżował wszystkie bagienne istoty strachem a pojawienie się w nim sylwetki kobiecej sprawiło, że w ich szeregach zapanował totalny chaos.

- Kim ty... być..! złotowłosa...! - mówił ustrojony w pióra samiec ludzi żab kierując na dziewczynę dzidę. Blondynka pozbawiła go broni jednym uderzeniem Miecza Dusz. Kolejnym ciosem wyswobodziła Arlettę z więzów. Wyciągnęła do niej rękę.

- Chodź, nie ma czasu! Oni zaraz nas zaatakują! - powiedziała stanowczo do księżniczki. Kobieta nie reagowała, świetlisty dysk przeraził ją dużo bardziej niż porwanie przez żabo-ludzi, śmierć kochanka i świadomość bycia ofiarą na ołtarzu płodności.

- Na co czekasz! - Illyana zdenerwowała się, podbiegła do klęczącej Arletty i dotknęła jej ramienia.

- Uciekamy stąd! - oznajmiła stanowczo przywołując dysk teleportacyjny. Po sekundach obie dziewczyny znikły po raz kolejny wprawiając społeczność bagiennej wioski w osłupienie.

Ciemna noc królowała nad gęstymi lasami wyspy Aranis, ale pomimo tego okolice twierdzy należącej do dowódcy strażników portu Aranis tętniły życiem. Kilku mężczyzn kopało groby w których mieli spocząć ich towarzysze, którzy stracili życie w walce z szalejącym olbrzymem Urghorkiem. Światło pochodni rzucało na mur cienie ludzi rytmicznie poruszających się w takt niemej melodii pogrzebowej. Do zapracowanych wojowników zbliżała się jakaś dziwna, mroczna postać. Jej ciało pokrywała od stóp do głowy szara tkanina, jej chód był spokojny, dostojny i jednocześnie budzący grozę. Osoba zatrzymała się w odległości kilku metrów od pracujących ludzi i w milczeniu się im przypatrywała. Jeden z żołnierzy zobaczył ją i oświetlając sobie drogę, podszedł do niej.

- Wynoś się stąd! Nie mamy ochoty na zabawę z żebrakami! - krzyknął ze złością. Zakapturzona postać podniosła głowę i jej oczy zaświeciły krwisto-czerwonym kolorem. Strażnik znieruchomiał, bo wiedział do kogo należało to straszliwe spojrzenie. Wszystkie cienie dookoła zdawały się przesuwać ku sobie, zlewać się w jeden wielki kształt pełzający na spotkanie z mężczyznami. Wszyscy strażnicy, jeden po drugim zostali dosięgnięci przez żywy mrok i nienawistne spojrzenie tajemniczej postaci. Posłusznie, niczym sterowani przez potężny umysł ułożyli się w kopanych przez siebie grobach, gdzie pozostali bez ruchu. Nieznajomy podszedł do leżących nieopodal trupów a następnie schylił się nad jednym z nich. Jego ręka odziana w czarną rękawicę podniosła do góry odciętą głowę, którą obsiadły muchy. Nieśmiertelny Kroczący w Mroku powrócił i był blisko upragnionego celu.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.