Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Podróż

Rozdział 5

Autor:Kh2083
Serie:Twórczość własna, New Mutants
Gatunki:Fantasy
Uwagi:Utwór niedokończony, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2016-11-18 21:10:15
Aktualizowany:2016-11-18 21:13:15


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Rozdział 5

Nad drewnianą gospodą położoną na granicy miasta Aranis powoli wchodziło Słońce. Pomimo wczesnej pory dookoła budynku kręciło się kilku podróżników zatrzymanych siłą przez miejscowego władcę a strażnicy chodzący tam i z powrotem po okolicy pilnowali, aby nikomu nie przyszło do głowy opuszczać miasta bez otrzymanego bezpośrednio z ratusza zezwolenia. Dzień wstał także dla podróżników, którzy postanowili spędzić noc w pokojach gościnnych gospody "Pod Tłustym Wieprzem". Nie wszyscy jednak witali go z radością w sercu a już na pewno nie Illyana Rasputin. Dziewczyna poprzedniego dnia wygrała jedyny swojego rodzaju pojedynek z kilkoma krasnoludami i po otwarciu oczu miała przekonać się, że to było dla niej zwycięstwo pyrrusowe. Obudzona pianiem koguta dochodzącym zza okna, blondynka próbowała usiąść na łóżku. Potwornie bolała ją głowa, jej myśli były jednym wielkim mętlikiem niezwiązanych ze sobą obrazów i dźwięków. Rozejrzała się dookoła, próbując sobie przypomnieć co wydarzyło się w nocy. Ostatnią rzeczą jaką pamiętała było to, że zgodziła się wykonać jakieś zadanie. Czego ono miało dotyczyć a także u kogo je przyjęła - nie mogła odnaleźć engramu w pamięci, który by odpowiedział na tamte pytania. Agnar, który spał na korytarzu, słysząc hałas dochodzący z pokoju postanowił zaglądnąć do środka. Ucieszył się, że dziewczyna odzyskała przytomność, przez całą noc obawiał się o jej zdrowie i życie - jego złotowłosa towarzyszka mogła w najgorszym wypadku skończyć w śpiączce po dawce najsilniejszego alkoholu krasnoludów. Chłopak spojrzał na dziewczynę i był pewien, że w tamtej chwili ona sama wolałaby się nie budzić. Illyana miała blado-zieloną cerę i oczy jak szparki.

- Agnar... - wyszeptała.

- Zamknij to okno, bo strasznie mnie razi słońce. I głowa mi pęka. - dodała po chwili głośniej. Chłopak zrobił to o co go poprosiła, zasunął stare szmaty wiszące nad oknem, dzięki czemu dopływ światła do wnętrza został odcięty.

- Nie będę nawet pytał jak się czujesz... - powiedział Agnar siadając na łóżku dziewczyny.

- Musisz wziąć się w garść, Illyana. Mamy umówione spotkanie, sama je sobie załatwiłaś. Kur pieje, świt już dawno nastał!

- Przypomnij mi, żeby go później obedrzeć z piór! - dziewczyna oznajmiła chwytając się za głowę. Po chwili położyła się przyciskając twarz do poduszki.

- Obudź mnie za dwa dni. - powiedziała odwracając się do ściany.

- O nie, tego mi nie zrobisz. To był twój pomysł, więc ty będziesz rozmawiała z księciem, nie ja! Wstawaj! Idziemy! - Agnar zmusił swoją towarzyszkę podróży do przyjęcia pozycji siedzącej.

- Weź się w garść dziewczyno! - krzyknął potrząsając jej ciałem.

- Niedobrze mi. Jak będziesz mną tak trząsł to się na ciebie porzygam. - ostrzegła blondynka. Agnar zniesmaczony jej reakcją wstał z łóżka i podszedł do ściany. Illyana uśmiechnęła się do niego.

- Dobrze, już dobrze...idę... przynajmniej spróbuje. - oznajmiła wstając z pościeli. Poprawiła włosy, koszulę i spodnie.

- Ale ja nie żartowałam. Naprawdę mi strasznie niedobrze. Czuję, że zaraz zwymiotuję...

- To chyba nie tutaj! Biegnij za gospodę! - czarnowłosy uniósł się gniewem , ale po chwili zrozumiał, że dziewczyna była chora, zatruta czymś czego człowiek nie powinien brać do ust. Delikatnie dotknął jej ramienia.

- Illyana, chodźmy na zewnątrz. - powiedział cicho.

- Nie potrzebuję pomocy! - oznajmiła chłodno blondynka i wyszła z pomieszczenia trzaskając drzwiami. Agnar pokręcił się po pokoju próbując zebrać myśli a po chwili udał na korytarz. Idąc w stronę klatki schodowej zauważył śpiącego pijaka o brodatej twarzy i czerwonym nosie. Znalazł się w gospodzie, która o tak wczesnej porze była opustoszała. Gruba żona właściciela karczmy czyściła drewniane stoliki brudną szmatą nucąc sobie coś pod nosem. Zauważając chłopaka przerwała pracę i uśmiechnęła się do niego.

- Widzę, że jesteś rannym ptaszkiem kochanie! - krzyknęła machając do niego ścierką.

- Lepiej witać dzień o wczesnej porze. Nie widziała pani może młodej dziewczyny, szczupłej o złotych włosach?

- Oj, widziałam, widziałam... wychodziła stąd tak prędko jakby ją sam Nieśmiertleny Jeździec gonił. A zielona była jak stara żabo-baba z bagien, he he! - zaśmiała się kobieta wracając do sprzątania. Chłopak wyszedł przed gospodę, gdzie przywitał go śpiew ptaków i dochodząca z oddali kłótnia jakiegoś pijanego kupca ze strażnikami miejskimi. Agnar od razu zaczął rozglądać się dookoła w poszukiwaniu swojej towarzyszki.

- Illyana! Gdzie jesteś!? - pytał wystarczająco głośno, aby można go było usłyszeć w najbliższej okolicy.

- Illyana! - zawołał jeszcze głośniej. Zniecierpliwiony usiadł na wystającym ponad drogę kamieniu.

- Gdzie ty do cholery zniknęłaś? - powiedział sam do siebie. Po kilku minutach Illyana pojawiła się na drodze prowadzącej do gospody i widząc czekającego na nią chłopaka ruszyła w jego stronę. Była blada jak duch, jej krok był niepewny, co zdradzało, że była bardzo osłabiona. Usiadła na kamieniu obok Agnara chowając głowę w dłoniach.

- Illyana, lepiej się poczułaś? - czarnowłosy zapytał patrząc na nią z boku.

- Nie. - odparła szorstko dziewczyna. Odgarnęła włosy z czoła.

- Głowa mi pęka i mam cholerne skurcze żołądka. Jakby mi go ktoś wykręcał.

- Ostrzegałem Cię. Jakbyś mnie posłuchała, nic by ci dzisiaj nie było.

- Daj spokój... lepiej daj mi coś, znasz się na ziołach, zdążyłam zauważyć...

- I tak niczego teraz nie przełkniesz. - Agnar oznajmił wstając z kamienia.

- Idziemy? - zapytał.

- Tak. - odpowiedziała Illyana. Oboje ruszyli w stronę centrum miasta i ratusza. Dziewczyna pozostawała dwa kroki za jej towarzyszem, cały czas zdradzając swoją posturą, że czuła się fatalnie. Agnar szedł w milczeniu nasłuchując stąpnięć blondynki. W pewnym momencie zatrzymał się, gdyż odgłos jej stóp przestał dochodzić do jego uszu. Chłopak odwrócił się gwałtownie zauważając, że Illyana stała na środku drogi patrząc na niego smutnym wzrokiem.

- Agnar, znowu jest mi niedobrze. Idź dalej, ja cię dogonię...

Czarnowłosy złapał się za głowę.

- Jak będziesz rzygać pod każdym krzakiem, to nawet do zmierzchu nie dojdziemy do ratusza. - powiedział sam do siebie, ale na tyle głośno aby dziewczyna go usłyszała.

Rynek miasta portowego Aranis był niewielki, otoczony ze wszystkich stron przez walcowate wieże wykonane z dużych kamieni, kryjące w sobie mieszkania najbogatszych mieszkańców wioski. Ratusz był średniej wielkości budowlą przypominającą zamek złożony z dwóch cylindrycznych wież połączonych prostopadłościennym budynkiem zbudowanym z takich samych szarych kamieni jak baszty. Otoczony był fosą do której nalano wodę pochodzącą z pobliskich bagien. Na rynku nie było dużego tłumu poza kilkoma strażnikami miejskimi spacerującymi pomiędzy budowlami. Agnar i Illyana podeszli do ogromnych drewnianych drzwi prowadzących do wnętrza ratusza. Znalazł się przy nich wąsaty mężczyzna, uzbrojony w miecz.

- Przybywamy do księcia. Jesteśmy najemnikami. - powiedział Agnar.

- Jak się nazywacie? - zapytał wąsacz.

- Jestem Agnar a to jest.... Illyana. - odparł chłopak widząc, że dziewczyna nie miała zamiaru odpowiedzieć.

- Rzeczywiście. Książę oczekuje kogoś takiego. - mężczyzna podrapał się po wąsach. Otworzył potężne drzwi wpuszczając podróżników do środka. Wnętrze gmachu było tak samo zimne i surowe jak mury zewnętrzne, oprócz pochodni oraz skóry niedźwiedzich powieszonych tu i ówdzie nie było w nim żadnych bogatych ozdób. Trzech krasnoludów, znanych z dnia poprzedniego, podeszło do chłopaka i blondynki. Widząc bladą twarz dziewczyny i jej ponurą minę, wszyscy trzej wybuchli śmiechem.

- Widzę, że przeżyłaś noc! - krzyknął jeden z nich.

- Musiałaś mieć piękny poranek! - dodał drugi.

- Pokażę ci zaraz jak piękny jak nie zejdziesz mi z oczu! - dziewczyna powiedziała zaciskając pięść. W jej myślach pojawiła się kula ognista, którą chciała cisnąć w krasnoluda. Brodaty karzeł uspokoił ją chwytając jednocześnie za topór przypięty do pasa.

- Nie przyszliście tu kłócić się z nami! Książę już na was oczekuje! - oznajmił wskazując ręką na drzwi o pozłacanych klamkach leżące po przeciwnej stronie korytarza. Popchnięte przez silną dłoń krasnoluda drzwi rozwarły się z trzaskiem ukazując postać księcia oczekującego na najemników w swojej sali tronowej. Mężczyzna siedząc na drewnianym tronie przelotnie spojrzał na swoich gości a następnie wskazał ręką na strażników, aby opuścili jego komnatę i zostawili go samego z dwójką podróżników. Był mężczyzną w średnim wieku, z wąsatą twarzą i czerwonym nosem. Ubrany był w skórzany strój a do pasa miał przypięty miecz z rękojeścią ozdobioną kształtem nietoperza. Władca poprawił się na krześle, popatrzył na Illyanę.

- Powiedziano mi jakiego czynu bohaterskiego dokonałaś wczoraj w gospodzie dziewucho! - odezwał się do blondynki. Mutantka zacisnęła ze złości zęby.

- Jestem pod wrażeniem. - wąsacz uśmiechnął się ukazując brudne zęby.

- Jak was nazywają? - zapytał po chwili zupełnie poważnie.

- Jestem Agnar z wioski na południe od Aranis. A to jest... - odparł chłopak.

- Illyana Rasputin. Przybywam z... Taranii. - dodała dziewczyna szybko wymyślając odpowiedź.

- Jesteśmy gotowi podjąć się wyznaczonego zadania, oczywiście za godziwą zapłatę. - oznajmił chłopak.

- Tak, tak... - niechętnie wyszeptał władca wstając ze swego tronu. Zaczął spacerować po komnacie okrążając swoich gości co kilka minut.

- Nazywam się Rufon ar Arcalc ad Aranis, ale to powinniście już wiedzieć. Jestem prawowitym właścicielem tego miasta i ziemi go otaczających aż po przeklęte bagna ludzi żab. Od wielu pokoleń moi przodkowie dzierżyli naszyjnik Arcalc będący symbolem władzy na wyspie a teraz ten skarb należy do mnie a przynajmniej należał jeszcze kilka dni temu.

- Dowiedzieliśmy się o tym z listu do najemników. Zostały również uprowadzone twoje córki, książę. Tak jak powiedziałem, jesteśmy tu, aby odzyskać naszyjnik i uwolnić dziewczyny. Rozpoczniemy poszukiwania tak szybko jak tylko przekażesz nam najbardziej istotne informacje, książę. - powiedział Agnar. Illyana nie odzywała się starając skupić się na dialogu i nie zwracać uwagi na bolącą ją głowę. Rufon usiadł na tronie, pochylił się lekko zupełnie jakby obawiając się następnego zdania.

- Sprawa nie jest tak prosta jak ci się wydaje, młody najemniku. - odparł zamyślony.

- Ja doskonale wiem, kto odebrał mi naszyjnik i uprowadził obie księżniczki. Był to Harold, dowódca strażników miasta, także należący do rodziny Arcalc. Podstępna żaba, którą sam wyszkoliłem na wojownika, tak mi teraz odpłaca! Po latach traktowania go jak rodzonego syna! - mężczyzna przerwał rozmowę aby napić się wina z dzbana stojącego na stoliku przed tronem.

- Właśnie dlatego sprawa jest szczególnej wagi a ja nie mogę wysłać mojej własnej gwardii, aby odzyskała naszyjnik i odebrała moje córki temu padalcowi! Wywołałoby to wojnę w mieście, pomiędzy moimi poddanymi a strażnikami, którzy są wierni Haroldowi. Ten ohydny padalec cały czas na to liczy, ukrył się w swojej twierdzy na bagnach i tylko czeka na prowokację z mojej strony! Nie mogę ryzykować... nie wiadomo ilu ludzi stanęło by po jego stronie... Moje miasto skończyłoby w płomieniach a on zbudowałby na jego ruinach nowe, czyniąc siebie jedynym władcą. - książę znów napił się wina z dzbana.

- Dlatego zatrzymałem tutaj tych wszystkich kupców. Nie zrobi następnego kroku, gdy jest tu tylu cudzoziemców, nie zaryzykuje gniewu gildii z Taranii i innych krain z Kontynentu. Chodzą słuchy, że gościł u nas nawet sam Rycerz Królowej! Ale wracając do waszego zadania, to musi wyglądać jak atak zwykłych rozbójników... napaść kierowana chciwością dokonana przez ludzi, dla których nie ma żadnych zasad. Musicie dostać się do jego twierdzy, najlepiej niespostrzeżeni przez nikogo i zabrać mój naszyjnik temu padalcowi! - Rufon zamyślił się.

- I oczywiście uratować moje aniołki... - dodał po chwili.

- A jaka będzie nasza zapłata? To bardzo niebezpieczne zadanie... - zapytał chłopak.

- 50.000 w złotych monetach. - odparł wąsaty władca.

- To dużo? - Illyana spytała Angara szepcząc mu do ucha.

- Dziewczyno, statek za to będziemy mogli kupić! - On odpowiedział jej ściszonym głosem.

- No i jak? Bierzecie to? - Rufon zniecierpliwony w końcu zadał pytanie.

- Tak. Bierzemy. - oznajmił Agnar. Książę po raz kolejny sięgnął po dzban z winem.

- Pamiętajcie tylko, że nie jesteście jedynymi, którzy zdecydowali się podjąć tego zadania. Za takie pieniądze wielu dałoby się wrzucić do pustki pomiędzy światami. Możecie mieć sporą konkurencję, uważajcie na tyły!

- Damy radę. - odparł chłopak szykując się do wyjścia.

- I jeszcze jedno. Nie obchodzi mnie to jak to załatwicie. Ale jeśli ten padalec skończy w bagnie z poderżniętym gardłem to mogę być jeszcze bardziej hojny, pamiętajcie o tym! - powiedział Rufon za odchodzącym. Jeden ze sługów ratusza - niski, siwy człowieczek z wąsami, zaprowadził parę podróżników do starego, zakurzonego pokoju, gdzie podarował im mapę wyspy Aranis z zaznaczoną drogą do twierdzy Harolda. Illyana i Agnar opuścili budowlę po raz kolejny spotykając się z docinkami i śmiechem krasnoludów kręcących się w pobliżu bramy.

- Illyana, w co ty mnie znowu wpakowałaś? - zapytał chłopak retorycznie.

- Tym razem sam się zgodziłeś, ja siedziałam cicho. - odparła dziewczyna.

- Lepiej się czujesz? - chłopak zmienił temat.

- Głowa mnie boli dalej, ale przynajmniej bitwa w moim żołądku się już skończyła.

- To świetnie. Idziemy do gospody a potem od razu do twierdzy tego Harolda, tak?

- To bardzo głupi pomysł. Bezpośrednia konfrontacja do niczego was nie doprowadzi. - cichy głos zabrzmiał za plecami dziewczyny. Blondynka odwróciła się widząc znajomą już twarz Flarotha i jego towarzysza Urghorka.

- Co wy tu robicie? Śledziliście nas? - zapytała.

- Ależ skąd. Podjęliśmy się zadania odzyskania naszyjnika Arcalc. - odparł blady mężczyzna pokazując dziewczynie zwiniętą w rulon mapę. Jego wielki, łysy przyjaciel pokiwał głową.

- Ale teraz wiemy, że wy również chcecie podołać temu zadaniu. - dodał lekko się uśmiechając.

- Co powiecie na to, abyśmy połączyli nasze siły. Wasze młode ciała rozpiera energia, ale brak wam doświadczenia... natomiast my... mamy już za sobą wiele przygód. Razem na pewno nie przegramy!

Urghork pokazał blizny na swoim ramieniu a później przypięty do pasa miecz. Flaroth uśmiechał się patrząc w niebieskie oczy Illyany.

- Dobrze. - odparła dziewczyna odwracając głowę od jego hipnotycznego wzroku. Agnar spojrzał na nią zdziwiony.

- Jestem w kiepskim stanie. Każda pomoc będzie dla nas dobra. - Blondynka wyszeptała chłopakowi do ucha.

- W takim razie wszystko zostało ustalone. Wspólnie dopadniemy tego niegodziwca, który usiłuje pozbawić tronu księcia Rufona. - oznajmił Flaroth kłaniając się dziewczynie. Urghork drapał się po głowie, głęboko nad czymś rozmyślając. W końcu odciągnął swego towarzysza na bok i spojrzał na niego wzrokiem pełnym zdenerwowania.

- Mówiłeś, że dzielimy się po połowie! Jak mamy się podzielić po połowie, jeśli będzie nas czterech?

Czarnowłosy tylko się uśmiechnął i poklepał kolegę po ramieniu.

- Dostaniesz swoją zapłatę, drogi Urghorku. Nawet więcej niż sobie teraz wyobrażasz. - Flaroth uspokoił kamrata wracając do Agnara i blondynki.

- No i jak, moi przyjaciele? Wracamy do gospody po konie a później ruszamy! - powiedział do nich z uśmiechem.

Po krótkim posiłku w karczmie z którego Illyana zrezygnowała, dłuższym odpoczynku w pokoju i napojeniu koni, grupa wyjechała za miasto. Strażnicy nie zatrzymywali ich, widząc przypięte do ich pasów mapy Aranis. Dostali wyraźne polecenie od księcia, aby przepuszczać każdego dysponującego takim dokumentem z jego własnoręcznym podpisem. Po przebyciu drogi pełnej błota po niedawnych ulewach, podróżnicy dostali się do gęstego lasu za którym, według mapy od Rufona znajdował się garnizon w którym mieszkał dowódca strażników miejskich. Flaroth przekazał grupie, że miał plan dostania się do budowli, ale chciał zrealizować go dopiero gdy nadciągnie wieczór. Drużyna miała zatem chwilę na poznanie jego szczegółów i przygotowanie się fizycznie i duchowo do każdej konfrontacji. Znalazłwszy polanę na której leżały dwa duże, spróchniałe i porośnięte mchem pnie zwalonych drzew wszyscy czterej uwiązali konie i spoczęli na drewnianych kłodach. Flaroth poprosił, aby podeszli do niego bliżej i zaczął wyjawiać swój pomysł.

- Będziemy działać w dwóch grupach, ja i Urghork będziemy udawać wędrownych kupców, wejdziemy do budynku bezpośrednio przez bramę wejściową. Natomiast wy, dostaniecie się do zamku niepostrzeżenie i na własną rękę znajdziecie księżniczki. Kiedy my zrobimy zamieszanie, wy wyprowadzicie je w bezpieczne miejsce. Naszyjnik zostawcie nam dwóm.

- Dlaczego my mamy wykonać cięższe zadanie? - zapytał Agnar.

- Jesteś w całkowitym błędzie młody człowieku. Sztuka kłamstwa jest dużo trudniejsza niż sztuka skradania się i działania z ukrycia. Poza tym, jak już powiedziałem mam dużo większe doświadczenie, także w znajomości ludzi oraz ich postaw i zachowań. Wiem doskonale jak rozegrać czekające mnie spotkanie. A wy jesteście młodzi, szybcy, mniejsi niż mój przyjaciel Urghork...

- Ale czy jesteś pewien, że będziemy mogli tam wejść niepostrzeżenie?

- Jeśli nie, na mojej głowie będzie zrobienie odpowiedniego zamieszania, jeśli będzie trzeba, użyjemy magii.

- No dobrze... A jak spotkamy się po wszystkim?

- O to się nie martwcie, po prostu uciekajcie z dziewczynami jak najdalej się da. My was odnajdziemy.

Urghork pokiwał głową dając znak, że zgadzał się z przyjacielem.

- A teraz... musimy wypić za powodzenie naszej misji. - odparł wyciągając zza pasa bukłak. Po wypiciu kilku łyków skierował naczynie w stronę blondynki. Illyana skrzywiła się pokazując ręką, że nie miała zamiaru brać naczynia do ust. Agnar poszedł za jej przykładem.

- Wasza strata, będzie więcej dla nas. To prawdziwe wino a nie trucizna krasnoludów. Ma w sobie wodę z krystalicznie czystych strumieni w Arillon. - oznajmił podając bukłak Urghorkowi.

- A może opowiecie mi coś o sobie? - zaproponował.

- Jestem zwyczajnym strażnikiem z wioski Aranis. Niczego ciekawego ode mnie nie usłyszysz. Moje życie to patrole wokół bagien i czasami przeganianie ludzi-żab. - powiedział Agnar.

- A twoja towarzyszka? - zapytał patrząc na twarz Illyany.

- Skąd pochodzi? Dlaczego wybiera się za Morze? Jakie tajemnice skrywa pod złotymi włosami?

Dziewczyna była niezadowolona od chwili, gdy dwójka najemników zaproponowała swoją pomoc. Ból głowy powodował, że była rozdrażniona i wszystko ją denerwowało. Z trudem powstrzymała się od ucieczki w leśną gęstwinę albo wytworzenia kuli ognistej i posłania jej w stronę Flarotha lub jeszcze lepiej, odesłania go do Limbo.

- A kim wy jesteście? - zapytał Agnar rozładowując sytuację. Ubrany na czarno najemnik odwrócił się w jego stronę.

- My? Jesteśmy tylko najemnikami, nic nie znaczącymi pionkami w grze jaka toczy się we wszystkich Krainach, szukającymi okazji, aby zarobić. Prawda, mój drogi Urghorku?

- Tak. Dokładnie tak jak mówisz, Flaroth. - odparł łysy oglądając swój miecz.

- Podróżuję do Falarii. Dlatego muszę wyjechać za morze. - Illyana odezwała się ku zaskoczeniu jej przyjaciela. Mina mrocznego mężczyzny zdradzała, że wiedział jaką krainą była Falaria i z czego słynęła.

- To doprawdy interesujące... - powiedział przysuwając się bliżej dziewczyny.

- Muszę się tam dostać ponieważ... muszę dotrzymać obietnicy danej pewnej osobie... - Blondynka po raz kolejny wyjawiła swoje kłamstwo, które z każdym kolejnym przekazaniem komuś robiło się coraz bardziej przekonywujące.

- Nie mogę nic więcej powiedzieć, przez... obietnicę. - dodała po chwili patrząc rozmówcy prosto w oczy. Flaroth wziął w dłoń długie włosy dziewczyny, delikatnie przepuścił jej przez palce.

- Obietnica, rzecz święta. Nie będę cię więcej o nic pytał. Przecież najemnicy nie mogą wiedzieć o sobie zbyt wiele, prawda? - Zbliżył dłoń do policzka dziewczyny a później dotknął jej czoła. Agnar i Urghork przestali sprawdzać stan swoich oręży i obaj spojrzeli w stronę blondynki a później Flarotha z zazdrością. Illyana chciała zmusić czarnowłosego do cofnięcia ręki, ale z zaskoczeniem spostrzegła, że jej ból głowy minął w sposób zupełnie niewytłumaczalny.

- Jak? - zapytała.

- Mały dar dla podróżniczki. - odparł blady mężczyzna uśmiechając się zagadkowo.

- Magia, której ty także jesteś pełna, dziewczyno. - dodał.

- Wieczór nadchodzi... - poinformował Agnar patrząc w niebo. Chciał jak najszybciej ruszyć w dalszą drogę, ponieważ obecność Flarotha przy Illyanie coraz bardziej go irytowała. Urghork pokiwał głową również chcąc zabrać się za powierzone mu zadanie.

- Odpoczęłaś już wystarczająco? - czarny najemnik zapytał dziewczynę.

- Tak, chodźmy już. - blondynka wstała z pniaka, otrzepała spodnie z mchu i podążyła do miejsca w którym stały konie.

Podróżnicy dotarli do miejsca w którym według mapy Rufona znajdowała się twierdza należąca do Harolda. Ukryli konie w pobliżu pieczary zarośniętej ścianą chwastów i w dalszą drogę udali się na piechotę. Kiedy zza drzew zaczęły prześwitywać drewniane mury twierdzy, Flaroth zatrzymał swoich towarzyszy.

- Teraz musimy się rozdzielić. Ja i Urghork wejdziemy do twierdzy przez główną bramę i zajmiemy strażników rozmową. Wy musicie wejść tam na własną rękę i zacząć szukać księżniczek.

- Ale jak mamy to zrobić? Ta twierdza ma tylko jedną bramę! - oznajmiła Illyana patrząc na mury zamkowe zza wysokiej trawy i drzew.

Flaroth podszedł do dziewczyny zauważając również, że wysoki mur miał tylko jedną bramę przez którą można było dostać się do środka. Głęboko się zamyślił, po czym zawołał do siebie Agnara.

- Jest tylko jedna możliwość. Mogę rzucić na was czar przyśpieszenia. Gdy my będziemy zabawiać strażników rozmową, wy dostaniecie się do środka. Będziecie poruszać się tak szybko, że dla tamtych idiotów będziecie jedynie powiewem letniego wiatru we włosach.

- Illyana... - chłopak niepewnie spojrzał na blondynkę.

- Musimy to zrobić. Wydostanie się stąd jest dla mnie niezwykle ważne. - dziewczyna odpowiedziała myśląc o tym, że ona sama mogłaby dostać się za mury dużo łatwiej i szybciej. Nadal nie chciała jednak ujawniać swoich zdolności, nie przy czterech obserwujących ją osobach z których jedna była magiem dysponującym potężnymi czarami.

- Dobrze. Zgadzamy się. - odparł Agnar.

- W porządku. Ale pamiętajcie, zaklęcie nie działa długo. Jak tylko dostaniecie się do środka, szybko znajdźcie schronienie. Dalej musicie już sobie poradzić sami. - Mężczyzna podniósł rękę ponad głowę.

- Gotowe. - powiedział. Illyana i Agnar początkowo nic nie odczuwali. Nagle ich zmysły zostały zalane przez falę bodźców do których nie byli przyzwyczajeni. Dźwięki dopływały do nich jakby w zwolnionym tempie, światło zachodzącego słońca było dużo bardziej czerwone niż każdego innego dnia. Flaroth i Urghork ruszyli w stronę twierdzy, ale dla chłopaka i dziewczyny zdawali się stać w miejscu, niczym posągi zastygłe w bezruchu wykonane przez zdolnego artystę. Wkrótce zauważyli, że postacie poruszały się, ale ich ruch był niesamowicie wolny, zupełnie tak jak wszystkiego innego dookoła, łącznie z wiatrem dudniącym ponad ich głowami. Dwójka najemników doszła pod bramę twierdzy. Urghork wziął do ręki duży młot leżący pod murem i z całych sił uderzył w gong stojący w pobliżu. Po kilku minutach przed budowlę wyszedł mężczyzna ubrany w skórzany strój strażnika miasta Aranis.

- Czego tutaj szukasz? Kim jesteś?! - zapytał niezbyt uprzejmie.

- Przyjacielu... - odparł Flaroth rozkładając ręce.

- Przyjechaliśmy daleką drogę tylko dla Pana tej twierdzy, on oczekuje naszego przybycia. Mam dla niego ofertę, której nie będzie w stanie odrzucić. - czarnowłosy powiedział z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Wyjął zza płaszcza kilka różnokolorowych kryształów, delitanie potarł je dłonią aż zaczęły świecić.

- Pierwsza klasa. Gotowe do stworzenia różdżek, bereł, kosturów i innej... broni. Prosto z samego serca Arillon! Twój pan nie wybaczy ci, jeśli mnie nie wpuścisz. - oznajmił chowając klejnoty do torby ukrytej pod płaszczem. Dla Illyany i Agnara minęły wieki oczekiwania zanim drzwi w murze otworzyły się i ukazał się w nich uzbrojony mężczyzna. Illyana wzięła chłopaka za rękę i wolnym krokiem ruszyła w stronę drewnianej budowli. Kiedy strażnik zamykał drzwi, poczuł na sobie powiew wiatru. Zdziwiony zatrzymał się na chwilę, po czym ruszył w dalszą drogę przeklinając coś pod nosem. Illyana i Agnar ominęli zamek wykonany całkowicie z drewna piętrzący się przed nimi i ukryli się wewnątrz szopy stojącej za warowną budowlą bezpośrednio przy murze. W pewnym momencie poczuli, że czar przestał działać a rzeczywistość jaką postrzegali wróciła do normy. Zmęczeni nie wiadomo z jakiego powodu, położyli się na sianie.

- Nigdy się tak nie czułem... - chłopak odparł dysząc.

- Niesamowite, powtórzymy to? - zaproponowała Illyana również łapiąc z trudem oddech.

Flaroth cierpliwie oczekiwał na pojawienie się właściciela warowni a jego towarzysz w tym samym czasie z zaciekawieniem przyglądał się powierzchni gonga w którą przed paroma minutami uderzał. Drzwi w murze otworzyły się ponownie i ukazał się w nich wysoki mężczyzna z czarną brodą.

- Kim jesteś? - zapytał patrząc na ubranego w czerń najemnika.

- Jestem tutaj ponieważ mnie potrzebujesz Panie, ponieważ moja pomoc i moje towary mogą być dla ciebie bezcenne. - odparł Flaroth kłaniając się.

- O czym ty gadasz, szaleńcze! Nie znam cię. Nie życzyłem sobie niczyjej obecności! - Harold wykrzyczał próbując zamknąć bramę. Czarnowłosy mag zatrzymał go.

- Moje magiczne kryształy mogą posłużyć do stworzenia prawdziwie mocnej broni. Pochodzą z samego serca Arillon i są najczystsze. Dzielny wojownik na pewno skorzysta z pomocy doświadczonego maga w szczególności, jeśli próbuje zdobyć dla siebie tron. - wyszeptał patrząc w oczy brodaczowi. Strażnik zacisnął pięści dotykając miecza przypiętego do pasa.

- Co powiedziałeś?! - wyszczekał przez zęby.

- Jeśli władca Aranis przybędzie tu, aby pozbyć się buntownika, magia ofensywna może być naprawdę pomocna, Panie. - Flaroth mówiąc to wystrzelił z ręki kulę magicznego ognia, która spopieliła niewielkie drzewo stojące na jej drodze. Harold nerwowo przełknął ślinę.

- Możemy się jakoś dogadać. - powiedział zapraszając mężczyzn do swej twierdzy.

- Wiedziałem, że możemy wiele osiągnąć działając razem. - odparł Flaroth. Wkrótce razem z Urghorkiem zniknął za zamykającą się bramą w murze.

Illyana i Agnar, uważając na oczy strażników spacerujących po okolicy, dotarli pod małe drzwi prowadzące do wnętrza drewnianej warowni. Okazało się niestety, że były zamknięte na kłódkę. Właściciel zamku nie postawił obok nich żadnego strażnika, nie wierząc, że ktokolwiek nieproszony mógłby dostać się do budynku strzeżonego przez wysoki mur, który był możliwy do przekroczenia tylko w jednym miejscu. Chłopak zapatrzył się na flagę trzepoczącą na wysokim maszcie, która przedstawiała złotą żabę na czerwonym tle.

- Odsuń się! - Illyana krzyknęła przygotowując w dłoniach kulę magicznej energii. Jej zamiar był oczywisty, chciała pozbyć się kłódki stosując całą dostępną jej siłę. Agnar powstrzymał ją.

- Zwariowałaś! Przybiegną tu wszyscy strażnicy!

- A masz lepszy pomysł jak wejść do środka?

- Tak. - powiedział Agnar wyjmując z kieszeni wytrych. Zabrał się do otwarcia kłódki.

- Gotowe! - oznajmił zadowolony z samego siebie po kilku minutach. Razem z dziewczyną przekroczył próg wchodząc do pogrążonego w ciemności pomieszczenia. Illyana zauważyła, że podłoga pod jej stopami bardzo trzeszczała, więc próbowała iść jak najwolniej, aby nie zaalarmować nikogo z wnętrza twierdzy. Część budowli w jakiej się znaleźli nie była zbytnio okazała, prawdopodobnie znajdowały się tam magazyny i pomieszczenia gospodarcze. Dziewczyna zauważyła kilka glinianych wazonów w których pająki zaplotły misternie wyglądające pajęczyny. W pewnym momencie Agnar usłyszał czyjeś kroki. Dochodziły z odnogi korytarza, przy której paliła się pochodnia. Okazało się, że były tam drzwi z kratami których pilnował łysy mężczyzna.

- Widzisz to co ja? - chłopak spytał szeptem.

- Tak, pewnie to wejście do lochów. Tam mogą być nasze księżniczki.

- I tylko jeden strażnik. Mamy szczęście.

- Zajmę go, przygotuj się. - odparła Illyana.

- Zaczekaj. Illyana, co chcesz zrobić? - Dziewczyna nie słuchając Agnara, skręciła w odnogę korytarza, skąd strażnik mógł ją bez problemu zobaczyć. Pomachała do niego ręką.

- Hej! Mógłbyś mi pomóc? Zabłądziłam tutaj!

- Kim ty do cholery jesteś! - wrzasnął mężczyzna biegnąc w stronę dziewczyny. Agnar rzucił się na niego z pięściami z zamiarem znokautowania go. Uderzył najsilniej jak potrafił, lecz nie zrobiło to na łysym żadnego wrażenia. Strażnik popatrzył na chłopaka i skierował swą pięść na jego twarz. Agnar upadł na podłogę. Łysy schylił się, aby go podnieść i po raz kolejny uderzyć. W tym samym momencie na jego głowie został roztrzaskany jeden z największych wazonów jakie ustawione były w korytarzu. Mężczyzna upadł nieprzytomny, niczym rażony piorunem. Agnar podniósł się z podłogi trzymając się za obolałą szczękę. Illyana pomogła mu wstać uśmiechając się do niego.

- Na drugi raz walkę zostaw mnie. - odparła.

Flaroth siedział na pokrytym drogą skórą fotelu w obszernej komnacie wewnątrz warowni strażników. W dłoni trzymał pozłacany kieliszek z winem. Urghork stał blisko drzwi, z uwagą obserwując wszystko i wszystkich wewnątrz pomieszczenia. Na ścianach wisiały głowy zwierząt upolowanych przez Harolda - dzika, jelenia i ogromnej ropuchy a także dwa skrzyżowane miecze na tle czerwonej tarczy. Naprzeciwko zawieszona była czerwona chorągiew z wizerunkiem żaby. Na trzeciej ścianie umieszczone było duże okno a w ostatnią wbudowany był kominek w którym tańczyły czerwone płomienie. Oprócz dwójki najemników w komnacie przebywał także Harold, jego dwóch podwładnych oraz kobieta w czarnej sukni o długich, ciemnych włosach i ładnej twarzy. Na jej szyi zawieszony był pozłacany, bogato zdobiony naszyjnik.

- Mów co wiesz o planach Rufona! - powiedział zniecierpliwiony Harold.

- Książę przygotowuję armię najemników, która za dzień, może dwa, dokona szturmu na ten zamek. Za twoją głowę oraz odzyskanie naszyjnika i córek wyznaczona jest ogromna nagroda. Tak duża, że nawet ja zgodziłem się przyjąć to zadanie. - oznajmił Flaroth z uśmiechem. Twarz Harolda zbladła, mężczyzna odłożył na stół swój kieliszek z winem. Usiadł na fotelu obok maga a tajemnicza kobieta o czarnych włosach natychmiast się przy nim znalazła. Położyła dłonie na jego ramionach, pragnąc by się uspokoił.

- Wśród najemników widziałem wielu moich starych znajomych, także czarnoksiężników - takich, których nigdy nie chciałbyś spotkać w ciemnej ulicy. Są to krwiożercze istoty, które nie cofną się przed niczym i nie poprzestaną na tym za co zostało im zapłacone. Chodzą słuchy, że Nieśmiertelny Jeździec był widziany w okolicach Aranis... - Brodacz zrobił się jeszcze bardziej blady.

- Nie sądziłem, że ten drań może skorzystać nawet z jego pomocy... - powiedział cicho do swojej towarzyszki.

- Ja natomiast zainteresowany jestem tylko tym za co miłościwy książę mi zapłaci. Naszyjnik, dwie córki i nic więcej. I wydaje mi się, że dwie z tych rzeczy już odnalazłem. - czarnowłosy oznajmił patrząc na dziewczynę ze złotym naszyjnikiem.

- Mam rację? - zapytał.

- Tak. Jestem Arletta ar Arcalc ad Aranis, starsza córka księcia Rufona! A to jest mój rodowy skarb! - kobieta pokazała złoty przedmiot zawieszony na szyi.

- Coś mi się wydaje, że historia o uprowadzeniu jej bardzo naciągana.

- Arletta przyniosła mi skarb Aranis i przyprowadziła swoją młodszą siostrę, która jest gościem naszej twierdzy. Ona zaproponowała mi plan, na który ja się zgodziłem bez chwili namysłu. - opowiadał Harold. Dziewczyna zacisnęła pięści, pełna złości podbiegła do maga.

- Mój ojciec już dawno powinien oddać tron! Aranis popada w totalną ruinę pod jego rządami! On dba tylko o siebie, swoje bogactwo i radę miasta żyjącą w luksusach, podczas gdy reszta ludności musi zadowolić się tylko tym co uda im się utargować lub wyżebrać od zamorskich kupców! Nie mamy już nawet własnych pól uprawnych, bo bagna stają się z roku na rok coraz większe a żabo-ludzie mnożą się na potęgę i już niedługo będzie ich tyle, że z łatwością wygnają nas z naszych domów! - dziewczyna miała ogromną energię i zapał do realizacji swoich planów, Flaroth obserwował jej niecodzienny występ z zaciekawieniem.

- Mając Aranis w moich rękach, mógłbym przeprowadzić niezbędne w państwie zmiany. W radzie zasiedliby wszyscy przedstawiciele ludności, dzięki czemu bylibyśmy blisko ich problemów.Ze straży zostałaby utworzona armia, zamienilibyśmy bagna na tereny uprawne i pognali żabo-ludzi w głąb moczarów. Stalibyśmy się na tyle silni, aby uniezależnić się od Taranii, teraz ten idiota Rufon wyciąga od ludzi złoto tylko, aby płacić podatki Królowej. - powiedział Harold. Dziewczyna po raz kolejny mu przerwała.

- Z czasem stalibyśmy się potężniejsi od nich i zajęlibyśmy Świątynię! - Arletta wykrzyczała.

- Arletta, chyba fantazja ponosi cię za daleko. - brodacz próbował ją uspokoić.

- Dlaczego nie? Chodzą plotki o tajemniczym Klanie Nocy, który przeciwstawił się Kapłanom. Wystarczy poszukać sprzymierzeńców. - odparła dziewczyna.

- Nie jestem zainteresowany polityką a jedynie złotem. Jeśli jesteście w stanie zapłacić mi więcej niż Rufon, ochronię was. - Czarnowłosy mag oznajmił spokojnie.

- Ile? - spytał niepewnie brodacz.

- 50.000 złotych monet. - Flaroth postanowił zaproponować inny układ widząc zmieszanie w oczach pary uzurpatorów tronu.

- Oczywiście mogę się zgodzić na coś innego. Jesteś wyjątkowo piękną kobietą Arletto... - popatrzył prosto w brązowe oczy dziewczyny. Ona odsunęła się od niego z niesmakiem. Urghork chrząknął niezadowolony z propozycji swego towarzysza.

- Nie obraź się Arletto, ale ja myślałem raczej o kimś młodszym... - powiedział Flaroth patrząc na wszystkich zebranych w pomieszczeniu. Harold zdziwił się jego oznajmieniem, ponieważ Arletta była całkiem młodą osobą, ale po chwili zrozumiał o co chodziło magowi.

- Chyba mogę spełnić twoje warunki... - odparł.

- Przyprowadzić tu dzieciaka! - Arletta krzyknęła na jednego ze strażników.

Illyana i Agnar szli wzdłuż ścian korytarza w podziemiach w których mieściły się lochy dla więźniów strażnicy. Śmierdziało tam stęchlizną i wilgocią a także było bardzo ciemno, ponieważ jedyne pochodnie oświetlające miejsce umieszczone były blisko drzwi wejściowych. Większość cel była opuszczona, prawdopodobnie od dawna nie zamykano w nich więźniów. Illyana wiedziona instynktem podeszła do jedynych drzwi, które były zamknięte na klucz. Zapukała w nie.

- Czy ktoś tam jest? - spytała. Usłyszała szelest a później tupot stóp.

- Kim jesteście?! - zabrzmiał dziewczęcy, brzmiący dość młody głos.

- Czy ty jesteś córką księcia? - zapytała blondynka.

- Tak, jestem Kassina, czy przysłał was mój tata? Przyszliście mnie uwolnić? - pytał głos stłumiony przez duże, drewniane drzwi.

- Tak, Kassina, odejdź jak najdalej od drzwi. Ukryj się w kącie i zakryj głowę, dobrze? - poprosiła dziewczyna.

- Illyana... - Agnar złapał ją za rękę.

- Spokojnie, nikt mnie stąd nie usłyszy. A poza tym... - oczy Illyany zrobiły się czerwone.

- Nikt nie będzie więził dziewczynki w ciemnym, brudnym miejscu. - oznajmiła stanowczym głosem. Mutantka zgromadziła wokół dłoni magiczną energię i cisnęła nią w kłódkę w drzwiach. Kiedy metal pękł rozpadając się na dwie części, z celi wybiegła czarnowłosa dziewczyna. Miała może 14 -15 lat, ubrana była w szarą, prostą sukienkę. Zobaczywszy Illyanę i Agnara o mało się nie rozpłakała.

- Dziękuję wam! Moja siostra, to moja siostra mnie porwała! - Kassina nie tracąc czasu zaczęła opowiadać o tym jak znalazła się w twierdzy.

- To trochę komplikuje sytuację. - odparł Agnar po tym jak dowiedział się, że Arletta nie była ofiarą a sprawczynią porwania własnej siostry i kradzieży.

- Jak stąd wyjdziemy? - Kassina spytała patrząc na chłopaka.

- Nigdzie nie wyjdziecie! - wykrzyczał mężczyzna, który znalazł się w korytarzu przed minutą.

- Nie próbujcie niczego głupiego, bo mała zginie. Kusza wycelowana jest w sam środek jej głowy. - dodał po chwili. Oczom Illyani i Agnara ukazało się kilku strażników, dwóch z nich trzymało kusze gotowe do wystrzału.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.