Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Podróż

Rozdział 7

Autor:Kh2083
Serie:Twórczość własna, New Mutants
Gatunki:Fantasy
Uwagi:Utwór niedokończony, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2016-11-18 21:15:14
Aktualizowany:2016-11-18 21:15:14


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Rozdział 7

Krąg teleportacyjny Illyany pojawił się nad brzegiem morskim, w miejscu w którym przed wieloma minutami dziewczyna rozmawiała z niezwykle tajemniczym człowiekiem w habicie. Arletta wyłoniła się ze świetlistego dysku zaraz po mutantce. Była zdezorientowana nagłym przeniesieniem w inne miejsce, przerażona widokiem obiektu, który od wielu lat kojarzył jej się z czymś świętym i zakazanym dla zwykłego śmiertelnika. Nie potrafiła pojąć w jaki sposób udało jej się wejść do wnętrza kręgu i bez najmniejszego uszczerbku na zdrowiu przenieść się za jego pomocą do zupełnie innej części lasu. Dziewczyna upadła na kolana a w jej głowie trwała jedynie jedna myśl: ucieczka. Kiedy próbowała oddalić się w bagienne zarośla, Illyana zatrzymała ją siłą.

- Dokąd to! Przysporzyłaś mi tyle kłopotów, nie uda ci się tak łatwo z tego wywinąć! - Blondynka krzyknęła na nią wściekle.

- Kim ty jesteś?- Arletta spytała, patrząc półprzytomnym wzrokiem na młodą mutantkę.

- Jedyne co mnie w tej chwili interesuje to odprowadzenie ciebie razem z siostrą do ojca! Nie muszę ci odpowiadać! - Magik przywołała z nicości Miecz Dusz i skierowała go na szyję czarnowłosej kobiety.

- Chcesz mnie zabrać do ojca? To dlaczego mnie ratowałaś? Wolałabym śmierć z rąk tych oślizgłych kreatur!

- Przez ciebie zginęło dziś wielu ludzi, w tym twój znajomy. Doprowadziłaś mnie do skrajności i zmusiłaś do użycia mojej magii. Przez ciebie musiałam zostawić moich przyjaciół... jeśli coś im się stało odpowiesz mi za to! Idziemy! - Dziewczyna popchnęła Arlettę i zmusiła do zrobienia kilku kroków w przód. Kobiety przez chwilę nie rozmawiały ze sobą. Córka władcy wyspy postanowiła stłumić w sobie ciekawość oraz strach, jaki czuła widząc blondynkę wykorzystującą zakazaną dla ludzi z jej świata moc i za pomocą rozmowy postarać się nawiązać z mutantką bliższy kontakt.

- Jesteś poruszona tym co się stało w twierdzy? Wstrząsa tobą widok krwi i śmierci? - czarnowłosa ponownie zaczęła rozmowę.

- Wstrząsa mną myśli o tym jak można być kimś tak zimnym i wyrachowanym. Wykorzystałaś własną siostrę, aby spełnić swój plan! Byłaś gotową ją zabić! Widziałam twój wzrok, gdy kierowałaś na nią konia... - Illyana odpowiedziała nie patrząc na swą rozmówczynię. Arletta nie zareagowała, zaciskając ze złości pięści.

- Jesteś hipokrytką. - Odezwała się po kilku minutach ciszy. Kontynuowała.

- To co ja zrobiłam budzi w tobie obrzydzenie a ty jesteś w tej chwili znacznie gorsza ode mnie. Uratowałaś mnie z rąk żabo-ludzi, ryzykowałaś własnym życiem podróżując nocą po bagnach, ale tylko po to, aby dostać za mnie nagrodę pieniężną którą obiecał ci mój ojciec. Czym się od siebie różnimy? Ty jesteś najemnikiem, za odpowiednią cenę jesteś w stanie polować na ludzi bez względu na to kim są i nie obchodzi cię po czyjej stronie leży racja. Otaczasz się jakimiś podejrzanymi typami, jak na przykład ten mag patrzący pożądliwie na Kasimę, gdyż są dla ciebie środkiem, dzięki któremu osiągasz swój cel. Ja wykorzystuję mężczyznę mającego władzę i armię wiernych mu wojowników, aby osiągnąć to co sobie zapragnęłam. Jestem gotowa ponieść ofiarę, nawet jeśli stanie się nią moja własna siostra.

Ostatnie słowa Arletty bardzo zdenerwowały Illyanę. Gwałtownie odwróciła się w kierunku kobiety a następnie zatrzymała ją patrząc na nią bardzo surowym wzrokiem.

- Nie porównuj nas! Myślisz, że ścigam was dla sławy, pieniędzy czy rozgłosu?! Nic z tych rzeczy. Jestem tutaj z tobą konieczności! Jedyne czego chcę, to wydostać się z tej przeklętej wyspy, ale twój ojciec postanowił nie wypuszczać żadnego okrętu z portu dopóki nie odnajdziecie się: ty i twoja młodsza siostra! Ścigam cię tylko, dlatego że muszę wyruszyć w dalszą podróż!

- A myślisz, że ja związałam się z Haroldem dla zdobycia władzy? Podobnie jak ty, ja również nie robię tego dla siebie! Robię to dla ludzi, dla wszystkich mieszkańców wioski Aranis! Widziałaś w jaki sposób mój ojciec manipuluje życiem miasta, potrafi nawet zatrzymać cały handel, gdy jego interesy są zagrożone. Moje miasto nie rozwija się, umiera pod jego rządami. Rada złożona z jego współpracowników bogaci się, podczas gdy reszta wioski żyje w biedzie płacąc podatki na rzecz ojca i Świątyni w Taranii, która także dyktuje nam warunki. Pola uprawne zostały zajęte przez żabo-ludzi a życie na granicy bagien staje się nie do zniesienia ze względu na ich ataki. Ja i Harold chcieliśmy to zmienić, ale ty przekreśliłaś nasze szanse na zwycięstwo! Kto jest większym potworem!?

Illyana milczała. Nie miała ochoty kontynuować dialogu ze schwytaną przez siebie osobą.

- Kto?! Odpowiedz mi! - Arletta powiedziała załamującym się głosem.

- Ludzie, którzy zginęli dzisiejszej nocy są na twoim sumieniu, bo gdyby nie ty i twoi towarzysze, oni wciąż byliby żywi. Podobnie jak moja siostra, która być może została już ścięta przez podwładnych Harolda. A teraz chcesz mieć kolejną osobę na sumieniu?

- Zamknij się! Nie wiedziałam, że byłaś z nimi! Byłam przekonana, że ratuję ciebie i Kassimę z rąk jakichś bandytów.

- Bo takie kłamstwa powiedział ci mój ojciec, kusząc cię złotem.

- Potrzebuję tych pieniędzy!

- Tak bardzo, aby po raz kolejny zabić? - Arletta coraz bardziej prowokowała dziewczynę.

- Mam dostarczyć Ciebie i siostrę całe i zdrowe. Nie ma mowy o zabijaniu kogokolwiek.

- Nawet nie wiesz jak bardzo naiwna jesteś. Ojciec nie dba o moje życie! Dla niego jestem kolejnym przeciwnikiem w drodze do władzy. Jutro zostanę powieszona, z samego rana. A później ojciec wyśle do twierdzy Harolda swoje odziały i zrobi tam rzeź gorszą niż ta, którą zrobił twój łysy kolega.

- Ja muszę się stąd wydostać... - Illyana była coraz bardziej niepewna swojej decyzji.

- Jeśli myślisz, że po odebraniu nagrody będziesz mogła spokojnie wyjechać, to się grubo mylisz. Sama widziałam jak ojciec kazał kiedyś ściąć najemników zaraz po wykonaniu zadania. Z jego ręki może cię czekać tylko śmierć.

- Nie mogę wrócić z pustą ręką.

- Masz moją siostrę, ona jest naiwna i wierzy że ojciec naprawdę ją kocha. Mogę oddać ci ten cholerny naszyjnik. - Arletta zdjęła z szyi Arcalc i wsadziła go w dłonie Illyany.

- Nie jest mi potrzebny, nie teraz gdy nie ma już Harolda i wielu jego ludzi. Czy nie możesz skłamać, powiedzieć, że nie udało ci się mnie złapać? Zostałam pochłonięta przez bagna, albo zabita przez żabo-ludzi podczas ich krwiożerczych rytuałów? Przecież prawie tak się stało. Wypuść mnie wolną a wówczas wynagrodzę Ci. W następną noc, przy dokach... pokażę ci statek w którym będziesz mogła przepłynąć Morze Niepokoju i nikt nie będzie zadawał zbędnych pytań.

- I mam ci zaufać? Pokazałaś co potrafisz, niedaleko pada jabłko od jabłoni.

- A zaufałaś mojemu ojcu? Zaufałaś tamtym dwóm typom? Widziałaś do czego są zdolni. Jedyne czego ja pragnę to przyszłości dla mojego miasta.

Illyana milczała. Podświadomie czuła, że Arletta nie oszukiwała ją mówiąc o podłości jakich dopuścił się władca Aranis, wiedziała że będzie musiała zaryzykować przyjęcie pomocy od różnych ludzi, jeśli chciała mieć jakąkolwiek szansę na dostanie się do Falarii i powrót do domu. Użyła swoich zdolności i bezgłośnie otworzyła jeden ze swoich dysków teleportacyjnych. Przerażona Arletta patrzyła na jaskrawe światło bijące z jego wnętrza z przerażeniem. Nie wiedziała co miał oznaczać ten gest, zaproszenie do podróży czy może egzekucję. Pamiętała jak wiele razy uczono ją skąd pochodził blask dysków i jakie kary spotykają tych, którzy ośmielają się zaglądnąć do ich wnętrza.

- Otworzyłam przejście na łąkę przed lasem. Możesz bezpiecznie opuścić tereny żabo-ludzi. - Illyana oznajmiła cały czas wahając się co do swojej ostatecznej decyzji wobec kobiety. Czarnowłosa nie ruszyła się nawet o milimetr. Zdenerwowana mutantka kazała jej się pośpieszyć.

- Na co czekasz! Masz swoją szansę! Za chwilę mogę zmienić zdanie!

- Dysk... jego blask jest zabójczy dla ludzi... - wyszeptała dziewczyna.

- Przed chwilą przeszłyśmy przez niego i nadal żyjemy. Ja zaufałam ci na tyle, aby puścić cię wolno. Teraz ty zaufaj mi, przecież sama mówiłaś, że jesteśmy takie same!

Arletta bardzo powoli ruszyła w kierunku otwartego portalu. Po raz kolejny się zawahała, odwróciła w stronę blondynki.

- Jak ty... jak ty nauczyłaś się kontrolować dysk... - zapytała.

- Urodziłam się taka! A teraz przechodź wreszcie przez ten portal!

Ostatnie ponaglenie Magik zadziałało. Arletta przekroczyła bramę, która zamknęła się zaraz po tym jak długowłosa kobieta została przez nią pochłonięta. Illyana postanowiła wracać do twierdzy i uwolnić swojego przyjaciela. Miała nadzieję, że będzie mogła go uratować i razem z nim opuści wyspę w poszukiwaniu drogi do domu. W chwili gdy próbowała przywołać dysk, poczuła w głowie ogromny mętlik, gonitwę myśli która nie pozwoliła się jej skupić. Dziewczyna nie była w stanie użyć swoich zdolności. Zdziwiona zaczęła rozglądać się dookoła, myśląc że być może opary bagienne podziałały na nią w taki sposób. Ze zdumieniem zauważyła, że zza zarośli wyszedł Flaroth i jego ogromny kolega Urghork.

- Flaroth, Urghork... wy tutaj... udało wam się uciec? A gdzie Agnar i Kassima? - zapytała. Czarnowłosy mag uśmiechnął się złowieszczo.

- Obawiam się, że wciąż pozostają w twierdzy. Albo zostali już nabici na pale przed drogą prowadzącą do miasta. Nie mam zamiaru sprawdzać bo brzydzę się takim widokiem. - odparł.

- O czym ty mówisz? Dlaczego ich zostawiliście!? - Dziewczyna zdenerwowała się.

- Ponieważ przeszkodziliby nam w naszych łowach. Prawda, mój drogi Urghorku? - mag zapytał wielkoluda, który potwierdzająco pokiwał głową.

- Obawiam się, że jesteście za późno. Arletta została zaciągnięta w bagna przez żabo-ludzi, ale udało mi się zabrać jej naszyjnik. - Blondynka pokazała Arcalc.

- Po pierwsze kłamiesz, a po drugie nie interesuje mnie już Arletta. Nagrody z Taranii są o wiele cenniejsze niż te dawane przez władcę tej wyspy. - Oznajmił mężczyzna.

- Na kogo polujesz?

- Na ciebie moja droga, złotowłosa magiczko. - Flaroth powiedział z uśmiechem.

W sali reprezentacyjnej twierdzy Harolda nie zdążono jeszcze posprzątać krwi i resztek ciał ludzkich z dywanów a tragedia, która spotkała to miejsce mogła się znowu powtórzyć. Trzech przerażonych mężczyzn wbiegło do komnaty alarmując pozostałych wojowników, którzy sprzeczali się pomiędzy sobą kto ma zastąpić w obowiązkach pana twierdzy, uznanego za zaginionego na bagnach.

- On tutaj jest! - wymówił z trudem brodaty grubas.

- Kto! Ten łysoń? Już my mu zaraz pokażemy! Morderca! - wrzasnął wąsaty żołnierz.

- Nie... nie.. to nie on!

W tym samym momencie w pomieszczeniu zrobiło się tak ciemno, jakby napełnił je żywy, zimny mrok niosący cmentarne powietrze i rozpacz tysięcy dzieci zamordowanych pod murami oblężonego miasta. Wojownicy zaniemówili, znieruchomieli tak jakby bazyliszek zamienił ich w skały swoim podstępnym wzrokiem. W sali stała wysoka postać odziana w łachmany szczelnie zakrywające każdy skrawek jej ciała. Jej czerwone oczy patrzyły ze złością na przerażonych ludzi a odziana w czarną rękawicę dłoń trzymała uciętą głowę jednego z ich towarzyszy.

- Gdzie jest ten, którego ja pożądam? Gdzie jest ten naznaczony przez mrok? Wskażcie mi go, albo sami dołączycie do mojego orszaku. - wypowiedziała głowa, bezmyślnie przewracając martwymi oczami.

- Młody chłopak imieniem Agnar. - dodała po chwili przerwy.

Wszyscy żołnierze odetchnęli, ponieważ był cień szansy, że nieśmiertelny jeździec ich oszczędzi. Zgodnie wskazali drogę do podziemi w której trzymali uwięzionych Agnara i Kassimę.

Illyana stała naprzeciwko Flarotha i Urghorka, zaciskała ze złości pięści, była gotowa do przywołania Miecza Dusza i użycia magii przeciwko swoim znajomym.

- Czego od mnie chcesz?! - zapytała czarownika.

- Niczego. Po prosto wyznaczono nagrodę za dostarczenie cię pewnej osobie z Taranii. Nie miej mi tego za złe, ja tylko wykonuję swoją pracę za którą mam obiecaną bardzo wysoką nagrodę.

Urghork pokiwała głową dając znak przyjacielowi informujący go, że się z nim zgadzał. Blondynka przypomniała sobie chwilę w której zaatakował ją Czarny Rycerz, słowa Ariany o tym, że była ścigana przez bardzo złych ludzi.

- Kto mnie szuka! Kto zapłacił ci za porwanie mnie! - wykrzyczała w złości. Wiedziała, że nie mogła uzyskać odpowiedzi, ale musiała rozładować kumulujące się w jej ciele napięcie.

- Nie mogę zdradzić tożsamości mojego klienta. Powinnaś o tym wiedzieć. Sama jesteś łowczynią nagród a przynajmniej za taką się podajesz. - mag mówił z nieustępującym z twarzy uśmiechem.

- Ale może przejdźmy już do rzeczy. Po co tracić siły na niepotrzebne rozmowy... - dodał po chwili. Chwilę później rozpostarł szeroko ręce, wytwarzając wokół siebie ogromną pajęczynę z czarnej substancji pulsującej niczym naczynia krwionośne wyjęte z wnętrza ogromnego ciała. Na jego niemy rozkaz, dziwna konstrukcja podążyła w kierunku dziewczyny. Flaroth był pewien, że walka została zakończona. Sieć Zniewolenia była jednym z najpotężniejszych czarów jaki znał a kiedyś wiele ryzykował aby zdobyć wszystkie składniki potrzebne do jego generacji. Podobno czar ten powstał w mrocznych pałacach wyrzutków z krainy Arillon albo pochodził nawet z Pustki Pomiędzy Światami. Niestety tym razem mężczyznę spotkał zawód. Mroczna pajęczyna została rozcięta przez świetlisty miecz Illyany niczym zwykła nitka i opadła na ziemię brocząc fioletową krwią. Dziewczyna patrzyła triumfalnie na swego napastnika.

- Myślałeś, że jestem słaba? Myślałeś, że dam ci się pokonać po tym jak mnie zdradziłeś i naraziłeś mojego przyjaciela na niebezpieczeństwo? Nigdy!

Magik przywołała trzy magiczne pociski, stwierdzając z zadowoleniem, że za każdym następnym razem ich utworzenie przychodziło jej z coraz większą łatwością. Trzy kule światła popędziły w kierunku czarnego maga, ale ten nie próbował nawet usunąć się z ich drogi. Mężczyzna szybkim ruchem wyjął z torby czarny kamień unosząc go ponad swoją twarz. Wokół jego ciała została utworzona dziwna czarna bariera, rodzaj magicznej tarczy czy pola siłowego o niewiadomym pochodzeniu. Globy energii uderzyły w tarczę zostając przez nią całkowicie pochłonięte. Urghork widząc, że mutantka próbowała zranić jego przyjaciela wyjął zza pasa topór szykując się do zaatakowania. Flaroth powstrzymał go jednym ruchem ręki.

- Nie ma potrzeby używać siły na takiej dziewczynce. - wyszeptał. W tym samym momencie, za plecami Illyany pojawiły się dwa ostre, wydłużone lodowe sople pędzące na spotkanie z jej ciałem z ogromną szybkością. Dziewczyna zdołała uskoczyć, ale straciła równowagę, potknęła się o korzeń wystający z miękkiej gleby i przewróciła się lądując w zaroślach. Była wściekła na samą siebie, że nie zaufała swej magicznej zbroi i pozwoliła, aby przeciwnik zdobył nad nią przewagę. Flaroth wytworzył kolejne sople które wbiły się w grunt bardzo blisko twarzy dziewczyny, jej rąk i pośladków. Mag bawił się z nią nie chcąc zadać jej ostatecznego ciosu. Wiedział, że nie mógł jej zranić a jedynie zmęczyć i pojmać. Illyana była wściekła, miała ochotę użyć dysku i uciec gdzieś daleko od dwóch najemników. Jedna osoba wiedziała już o jej niezwykłych zdolnościach a ona nie chciała aby ta wiedza rozpowszechniła się w krainie. Oznaczałoby to, że cena za jej głowę znacznie by wzrosła a jej szansę na powrót do domu zmalały. Illyana została zaproszona do swoistego tańca w którym musiała robić uniki przed lodowymi włóczniami atakującymi ją ze wszystkich kierunków, jednocześnie próbując ugodzić maga świetlistymi pociskami. Niestety bariera mężczyzny była zbyt silna. W pewnym momencie czarownik postanowił zakończyć walkę. Wokół jego dłoni zaczęły wirować bryłki lodu oraz śniegu a on sam szykował się do uderzenia dziewczyny strumieniem zimna, który odebrałby jej wszelką ochotę do dalszej konfrontacji. Illyana wiedziała, że będzie musiała działać szybko. Przypomniała sobie czar ognia oraz sposób utworzenia kuli płomieni. Wyobraziła sobie siebie pośrodku szalejącej burzy ognistej, starała się zgromadził całe ciepło zjawiska w swych dłoniach, w czubkach palców. Z radością stwierdziła, że mogła zrobić to z dużo większą łatwością niż dotychczas. Utworzyła kulę ognia ciskając ją w Flarotha w tym samym momencie, gdy on przywołał do życia strumień lodu. Dwie potężne energie spotkały się, aby po raz pierwszy i zarazem ostatni wdać się w konfrontację, która miała osądzić o zwycięstwie jednej z nich. Okazało się, że ogień Illyany był mocniejszy. Z łatwością stopił strumień zimna, po czym ruszył w kierunku mężczyzny. Zdziwiony czarownik próbował obronić się przy pomocy swego czarnego kamienia. Ściana ognia uderzyła w tarczę skutecznie się na niej rozpraszając. Nacisk był zbyt silny, na kamieniu pojawiły się pęknięcia a Flaroth upadł na ziemię rażony energią wydostającą się z kryształu. Urghork widząc swego przyjaciela w niebezpieczeństwie wpadł w szał. Rzucił się na Illyanę machając toporem na lewo i prawo. Dziewczyna była przerażona. Widząc przekrwione oczy łysego osiłka przypomniała sobie to co zdarzyło się w twierdzy kilka godzin wcześniej, pamiętała wrzask ludzi, którym odcinano głowy i wypruwano jelita. Instynktownie zasłoniła się Mieczem Dusz. Kiedy ostrze broni Urghorka uderzyło w magiczną stal miecza wykutego w Limbo, pojawiły się na nim pęknięcia. Niepowodzenie nie stłumiło zapału wojownika, zamiast tego jeszcze bardziej rozwścieczyło go, mężczyzna zaczynał tracić nad sobą kontrolę. Ruszył w stronę Illyany próbując pokonać ją swoją czystą siłą fizyczną. Dziewczyna była szybsza i zwinniejsza od osiłka, udało jej się skutecznie zejść z jego drogi. Wielkolud popychany własną inercją runął w pobliskie zarośla. Okazało się, że wylądował w bagnie a jego broń została przez nie bezpowrotnie pochłonięta. Blondynka zauważyła, że Flaroth doszedł już do siebie i szykował na nią kolejny magiczny atak. Dziewczyna musiała działać najszybciej jak potrafiła. Podbiegła do czarnowłosego i skierowała swój miecz na torbę z magicznymi kryształami. Artefakty zostały roztrzaskane na tysiące małych kawałków a ich magia skutecznie pochłonięta przez ostrze magicznego oręża. Jeden z kryształów, cały czarny i połyskujący fioletowym blaskiem, upadł na kamień pod stopami dziewczyny. Kiedy uderzył o jego twardą powierzchnię oczom dziewczyny ukazał się magiczny hologram ukazujący ją oraz długowłosego mężczyznę. Widmowa postać zaczęła mówić nagraną przez siebie wiadomość:

- Wyznaczam nagrodę za Arianę, opiekunkę świetlistych dysków. Wyznaczam jeszcze większą nagrodę dla tego kto przyprowadzi do mnie jej towarzyszkę o złotych włosach! Żywą i w dobrym zdrowiu! Azureus z Tarani.

- Kto to jest?! Czego ode mnie chce?! - Magik zapytała z wściekłością.

- Nie wiem... ja tylko wykonywałem zadanie, które mi zlecił. - Flaroth odparł znów krzywo się uśmiechając.

Illyana zabrała czarny kryształ i schowała go do kieszeni w spodniach.

- Powiesz mi wszystko co wiesz. - Dziewczyna po raz kolejny pogroziła magowi mieczem. W tej samej chwili do jej uszu dobiegł krzyk.

- Ratunku! - Urghork wrzeszczał jakby go ktoś odzierał ze skóry. Okazało się, że trzęsawisko pochłonęło go prawie całkowicie. Jedynie jego głowa oraz jedna z dłoni wystawały spod morza błota porośniętego szuwarami.

- Urghorku! - krzyknął Flaroth. Próbował ruszyć na pomoc przyjacielowi, ale Illyana nie pozwoliła mu na ani jeden krok. Miecz Dusz iskrzył blaskiem odpowiadając na złość jego właścicielki. W tym samym momencie Urghork zaczerpnął powietrza po raz ostatni, aby chwilę później zostać pogrzebanym w śmierdzącym grobie. Illyana biła się z myślami. Chciała ukarać osoby, które oszukały ją i jej przyjaciela, ale jednocześnie była przerażona tym, że z jej woli zginęła kolejna osoba. Dziewczyna czuła, że zaczynała doświadczać dziwnego uczucia euforii i satysfakcji z cierpienia wrogów. Wiedziała, że będzie musiała zwalczyć to odczucie, bo inaczej znów przybliżyłaby się do stania się kimś takim jak Belasco.

- Nie pozwolę mu umrzeć. - powiedziała na głos. W tym samym momencie przed Flarothem pojawił się świetlisty dysk. Zdumiony mag odsunął się o kilka kroków a z wnętrza kręgu wyłoniło się wielkie cielsko jego łysego przyjaciela. Urghork brudny od błota i wody bagiennej, ale cały i zdrowy upadł na trawę. Czarnowłosy mag bardzo szybko się przy nim znalazł, aby sprawdzić czy jego towarzysz był cały i zdrowy. Kiedy przekonał się, że wielkolud oddychał, wolnym krokiem zbliżył się do blondynki.

- Jestem winny Ci życie Urghorka. - powiedział kłaniając się dziewczynie. Illyana pozostawała niewzruszona.

- Nie jestem potworem. Zrobiłam to dla siebie a nie dla was. - odpowiedziała chłodno.

- Kto to jest Azureus? Dlaczego kazał mnie porwać? - zapytała po raz kolejny.

- Nie wiem, nie okłamałem cię. Mój kryształ odbiera magicznych posłańców, listy zawierające przesłania od tych, którzy poszukują usług najemników. Po wykonaniu zadania kontaktujemy się za ich pomocą z autorem i ustalamy w jaki sposób dokonamy wymiany towaru czy osoby na złoto.

Dziewczyna wyjęła kamień z kieszeni i wręczyła go mężczyźnie. Znów skierowała na niego swój miecz.

- Zawołaj go! Teraz! Powiedz, że chcesz się z nim spotkać bo mnie złapałeś! - rozkazała.

- Obawiam się, że to niemożliwe. Twój miecz zniszczył możliwość komunikacji. - odparł Flaroth. Blondynka zabrała kryształ, przyglądnęła mu się dokładnie zauważając rysy oraz brak fioletowej poświaty, która otaczała go przed minutami.

- Nie próbujcie mnie więcej atakować. Następnym razem nie będę dla was taka łaskawa. - dziewczyna szykowała się do odejścia.

- Uratowałaś życie Urghorka. Jestem teraz twoim dłużnikiem i przysięgam, że nie zakłócę już więcej twojej podróży. A poza tym... - Flaroth zamyślił się.

- Nie mam szans z kimś kto kontroluje Święte Dyski. Chyba zaczynam rozumieć, dlaczego ktoś z Taranii jest tobą tak bardzo zainteresowany.

Illyana nie odpowiedziała mu. Przywołała dysk teleportacyjny nie przejmując się obecnością maga i znikła w nim pozostawiając najemników samych na środku bagien.

Wszyscy dawni podwładni Harolda siedzieli w reprezentacyjnej sali twierdzy bojąc się zrobić najmniejszego ruchu, aby nie wzbudzić złości niechcianego gościa. Strażnicy nie rozmawiali ze sobą czując paniczny strach pomimo, że mroczna postać opuściła już dawno komnatę kierując się do podziemi gdzie uwięziony był człowiek, którego ona tak bardzo pożądała. Agnar zdał sobie sprawę z tego co miało go za chwilę spotkać w momencie, gdy w jego celi pojawiło się nienaturalne zimno niosące ze sobą uczucie pustki i zwątpienia. Kassima także wiedziała, że działo się coś niezwykłego, instynktownie cofnęła się na drugi koniec sali, aby znaleźć chociaż niewielką objętość powietrza nie zatrutego mrokiem Nieśmiertelnego Jeźdźca. Mroczny rycerz otulony od stóp do głów potarganymi łachmanami podszedł wolno, niczym dym unoszący się z komina w bezwietrzny dzień, do stalowych krat i spojrzał na czarnowłosego chłopaka oczami płonącymi krwistą czerwienią. Pomimo krzyku przerażenia księżniczki, Agnar pozostawał niewzruszony, nie mógł poruszyć żadną kończyną ciała ani nawet mrugnąć, aby przerwać kontakt wzrokowy z demonem. Jego umysł był pochłaniany w czarną dziurę myśli Mrocznego Jeźdźca a jego wolna wola, poczucie własnej odrębności słabło z każdą mijającą minutą, rozmywając się w ocenie mroku pełnym krzyków nieszczęśników którzy należeli do orszaku rycerza we wszystkich przeszłych wiekach. Umysł Agnara stawał się powoli własnością demona. Chłopak odbywał dziwną podróż w otchłań otoczony przez tunel pulsującej czerwieni i skowyt Nienazwanych istot, krążących przez Wieczność w Pustce Pomiędzy Światami. Przed oczami Agnara płynęły obrazy, których znaczenia nie był w stanie pojąć. Widział wielką bitwę, setki żołnierzy odzianych w zbroje, konie czarne jak noc o czerwonych oczach. Wydawało mu się, że obserwował bitwę od zawsze, sam w niej uczestniczył, przeżywał emocje wszystkich walczących. Widział porażkę przywódcy armii, którego zbroję rozleciała się na setki kawałków ostrych jak fragmenty lustra, zwierciadła odbierającego ludziom ich marzenia i myśli. Spadał razem z nim w otchłań, na spotkanie czerni, pustki będącej absencją wszystkiego co prawdziwe i możliwe do ogarnięcia umysłem. Widział niebo mieniące się kolorami tęczy i kręte drogi ciernistych gałęzi na których pojęcia góry i dołu, prawa i lewa nie miały żadnego znaczenia. Spacerował wzdłuż wijących się powierzchni jednostronnych a jego ciało jak i umysł stawały się własnym lustrzanym odbiciem. Obserwował bezkształtne monstra usiłujące wydostać się ze swych niekończących się koszmarów i majestatyczne istoty o ciałach większych niż horyzont kryształowych sfer wirujących wraz ze złotymi planetami ponad jego głową. Był świadkiem wykuwania czarnej zbroi w źródłach wiecznego życia i potępienia, a potem ubrania jej przez Króla, rządzącego Pustką, skazanego na wieczną wędrówkę po pustyniach pełnych skamieniałych kości smoków ze światów przed początkiem rzeczywistości. Zaglądał w strumień czasu w którym przeszłość, teraźniejszość i przyszłość mieszały się niczym wzburzona woda w górskim potoku. Inwazja magów na Świątynię, marsz istot pokrytych łuskami i powstanie zmarłych ze swoim grobów to wydarzenia, których strzępy mógł zobaczyć. Wizja którą doświadczał nie była podobna do niczego co znał ze swojego dotychczasowego życia.

W prawdziwym świecie Nieśmiertelny Jeździec zbliżał rękę do twarzy Agnara. Kassima siedziała w kącie skulona a jej twarz zalana była łzami przerażenia. W tym samym momencie na korytarzu pojawił się krąg teleportacyjny a chwilę później wyłoniła się z niego Illyana. Kassina zauważyła przybycie Illyany, ale strach jaki ją sparaliżował był zbyt silny do przezwyciężenia. Księżniczka skuliła się jeszcze bardziej. Blondynka miała w dłoni miecz a część jej ciała pokrywała zbroja. W umyśle dziewczyny pojawiło się wspomnienie spadania w przepaść i magicznej gorączki jaka niszczyła jej ciało. Illyana wiedziała, że spotkanie z demonem, który próbował posiąść jej myśli było nieuniknione, ale nie przypuszczała że zdarzy się ono tak szybko. Widząc mroczną postać, miała ochotę uciekać, ale nie chciała po raz kolejny zawieść kogoś, kto jej pomógł. Jeśli pokonała demona we własnym śnie, być może w realnym świecie też będzie miała szansę - pomyślała. Zaczęła przypominać sobie zaklęcia. Ognista kula była najsilniejszym czarem jaki znała, ale stosując ją mogła zranić Agnara, był zbyt blisko Rycerza. Pomyślała o lodowych ostrzach jakich używał Flaroth. Zamknęła oczy starając się wyobrazić sobie coś przeciwnego do gorąca, przenikliwe zimno, dotyk mrozu na Syberii, którą pamiętała z dzieciństwa albo chłód bijący od potoków mroku gdzie bawiła się jako uczennica Belasco. W jej dłoni uformowała się wielka lodowa włócznia. Unoszona siłą woli dziewczyny, włócznia pomknęła w kierunku Nieśmiertelnego. Demon został nią przebity, uderzył w ścianę stojącą naprzeciwko a jego ciało gwałtownie pokrył lód. Illyana wiedziała, że nie powstrzyma go na długo.

- Kassima! Kassima! - krzyczała przez kraty na dziewczynę. Agnar wciąż był w szoku wywołanym kontaktem z umysłem Jeźdźca. Nie ruszał się a jego wzrok tkwił na przesuwających się gdzieś w jego wyobraźni kamiennych chmurach. Magik za pomocą miecza pozbyła się kłódki w drzwiach od celi a następnie weszła do środka, aby uspokoić dziewczynę.

- Kassima! Weź się w garść! Musimy stąd uciekać! - krzyczała patrząc w jej załzawione oczy.

- Kim... on jest... - Kassima spytała nie mogąc opanować strachu.

- Nieważne, teraz Ci nic nie zrobi. Musimy uciekać! Rozumiesz?

- Tak... - czarnowłosa odparła niechętnie. Illyana podbiegła do Agnara.

- Agnar! Co z tobą? Pokonałam go! Widzisz? Tak jak w wizji. Mówiłam ci, że dam radę? - mutantka zaczęła rozmowę, ale obawiała się najgorszego. Pomyślała, że przybyła za późno a umysł jej przyjaciela należał już do czarnego rycerza. Popatrzyła z wściekłością na demona. Zaciskając pięści otwarła dysk teleportacyjny posyłając Jeźdźca w najdalsze miejsce jakie pamiętała - horyzont nad morzem widoczny z brzegu gdzie spotkała rudego mnicha. Kassima była przerażona, blask dysku sprawił, że znieruchomiała. Po jej oczach widać było, że jej strach był większy niż ten który wywołały czerwone oczy Nieumarłego wojownika.

- Kassima, musimy stąd uciekać! - Illyana ponagliła dziewczynę.

- Kim ty jesteś... jak to zrobiłaś? - wyszeptała księżniczka.

- Pierwszy raz przywołałam dyski gdy byłam jeszcze młodsza od ciebie. Urodziłam się z tymi zdolnościami. Nie pytaj mnie jak to możliwe, bo sama nie wiem. Po prostu pewnego dnia stwierdziłam, że umiem otwierać bramy pomiędzy różnymi miejscami.

- Przechodzenie przez dyski jest zabronione, żaden człowiek nie jest w stanie tego przeżyć... - Kassima nadal bała się podejść do blondynki.

- Jak widać żyję. Dlatego musisz mi zaufać i razem ze mną przejść na drugą stronę. Musisz mi pomóc. Popatrz w jakim stanie jest Agnar. Nie chcesz mu pomóc? - Illyana kontynuowała. Czarnowłosa spojrzała na chłopaka, jego puste oczy i pozbawioną wyrazu twarz. Honor nie pozwalał jej zostawić w potrzebie człowieka, który uratował jej życie.

- Dobrze... pójdę z tobą... - postanowiła. Magik wytworzyła dysk teleportacyjny i wspólnie z Kassimą pomogła podprowadzić Agnara do jego świetlistej powierzchni. Wkrótce wszyscy trzej zanurzyli się w jego świetle przechodząc na jego drugą stronę. Kassima stawiała kroki z przekonaniem, że już nigdy więcej nie zobaczy swojego zamku, ojca i wszystkich terenów bagienno-leśnych, które znała z dzieciństwa. Miała jednak nadzieję, że Illyana okaże się Świętym z legend opowiadanych przez stare kobiety z targu, legendarną podróżniczką zdolną przekraczać Pustkę Pomiędzy Światami. Druga ewentualność, że Illyana była demonem pochodzącym z pustki, była zbyt przerażająca aby księżniczka mogła dopuścić ją do swoich myśli i być w stanie zagłębić się w jasny tunel zapraszający ją do swego wnętrza niemą melodią światła.

Była ciemna noc a na niebie ponad szemrzącym od ciepłego wiatru lasem migotały gwiazdy i wielki srebrny księżyc. Kassima zmęczona wrażeniami usnęła na polanie, którą Illyana wybrała na obozowisko i dlatego mutantka musiała samemu uzbierać drewno na niewielkie ognisko. Agnar także nie był zbyt rozmowny, odkąd wyszedł z wnętrza dysku, nie próbował nawet patrzeć w kierunku dziewczyny. Kiedy Illyana zapaliła ogień, chłopak usiadł na spróchniałym pniaku wystającym z zarośli i zaczął bezmyślnie przypatrywać się tańczącym płomieniom. Blondynka patrzyła na czarny kryształ należący do Flarotha, przesuwała palcami po jego popękanej powierzchni. Znała już nazwisko tego, który pragnął ją dla siebie z niewiadomych powodów oraz prawdopodobnie był odpowiedzialny za sprowadzenie jej do dziwnej krainy pełnej magii. Mijały godziny bezsennej nocy wypełnione odgłosami leśnych zwierząt i szumem wody w strumieniu płynącym gdzieś pomiędzy drzewami.

- Nie chcę wiedzieć kim jesteś... - ciszę przerwał załamujący się głos Agnara. Illyana bardzo szybko znalazła się blisko niego. Chłopak nie popatrzył na nią a jego oczy nie przestawały śledzić trzeszczących płomieni skaczących z drewienka na drewienko.

- Nie będę próbował nawet zrozumieć kim jesteś. Po tym co zobaczyłem dzisiaj wiem, że otaczają nas rzeczy o których nie śniliśmy nawet w naszych najśmielszych snach. Wróciłaś po mnie i znów mnie uratowałaś. Postaram się pamiętać tylko o tym...

Illyana nie chciała się odzywać. Smutek w głosie Agnara poruszył ją bardziej niż w nocy, gdy stary Korus został zabity.

- Światy, które pokazał mi Nieśmiertelny... to co tam zobaczyłem... nie jestem w stanie o tym opowiedzieć... nie jestem w stanie nawet o tym myśleć. To co znałem do tej pory jest tylko cieniem rzeczywistości w której do tej pory żyłem... nie jestem w stanie już dalej żyć...

Blondynka bardzo zaniepokoiła się o zdrowie towarzysza. Odkąd go poznała, nigdy nie było w nim tak wiele smutku i zwątpienia. Pomyślała, że mrok Jeźdźca nieodwracalnie zatruł jego duszę a obrazy jakie zobaczył w oczach czerwonych jak krew wykrzywiły jego psychikę.

- Mam teraz przed sobą nowy cel... jedyny któremu się poświęcę... - Agnar oznajmił bardziej stanowczym głosem.

- Muszę zrozumieć to co widziałem. Muszę zrozumieć kim jest Nieśmiertelny Jeździec, jaka jest jego przeszłość, co sprawiło, że podróżuje pomiędzy krainami siejąc śmierć i zniszczenie. Muszę wiedzieć jakie są jego słabe punkty i zniszczyć go, by nigdy nie zagrażał już naszym ziemiom. - Agnar mówił ze złością i pasją. Dziewczyna początkowo ucieszyła się, że jego apatia minęła, ale wkrótce zrozumiała, że za jego słowami stoi dziwny fanatyzm, który będzie w stanie go zabić w przyszłości.

- Dlatego proszę cię, zabierz mnie w swoją podróż, Illyano. Pozwól mi towarzyszyć ci i poznać twoją prawdziwą misję jaką masz do spełnienia w naszym świecie. Pomóż mi poznać przeszłość Jeźdźca i siły, które go stworzyły.

- Już ci mówiłam, ja chcę jedynie dostać się do Falarii i wrócić do domu. Nie mam tu innej misji. Jeśli nadal chcesz ze mną podróżować to świetnie, ale mnie też przerasta wszystko to co mnie ostatnio spotkało. Widziałam rzeczy, których nie rozumiem i mam wrażenie, że jestem pionkiem w grze kogoś bardzo potężnego.

Agnar spojrzał na blondynkę w taki sposób jakby jej nie wierzył i wrzucił do ogniska kolejną suchą gałąź.

- Co stało się po tym jak popędziłaś za tamtymi dwoma? Złapałaś ich?

- I tak i nie... mówiłam ci, że widziałam rzeczy których zupełnie nie rozumiem. Udało mi się odnaleźć tamtych dwóch, okazało się że facet nie żył a zabiły go jakieś potwory z bagien.

- Żabo-ludzie.

- Nieważne. Poszłam szukać dziewczyny i spotkałam kogoś niezwykłego.

- Tak?

- Nie wiem kim on był. Wyglądał jak jakiś mnich w habicie, miał rudą brodę i bawił się z sokołem. Rozmawiałam z nim krótko, widać było, że doskonale wiedział jak się tu znalazłam i w jaki sposób mogę wrócić do domu. Ale jego odpowiedzi były zagadkami, tak jakby się ze mną bawił. Potem zniknął we mgle i ... koniec ...

- To staje się naprawdę przerażające.

- Mi to mówisz?

- A co z tamtą dziewczyną? - Agnar zmienił temat.

- Uratowałam ją z rąk Żabo-ludzi a później puściłam wolno.

- Co takiego?

- Mamy naszyjnik... - dziewczyna pokazała złoty Arcalc wiszący na szyi.

- ... oraz ją. - pokazała na śpiącą na mchu czarnowłosą księżniczkę.

- Powinno wystarczyć. Ona przekonała mnie, że jej ojciec nie jest tym za kogo się podaje. I ostrzegła przed nim.

- Musimy zaryzykować.

- Wiem. Ale to nie koniec. Flaroth i Urghork zdradzili mnie, okazało się że na mnie polowali.

- A to sukinsyny! Wiedziałem, że coś było nie tak jak uciekli z twierdzy.

- Nieważne, pokonałam ich i popatrz... - Dziewczyna podała Agnarowi popękany czarny kryształ.

- To wiadomość od tego, który kazał mnie złapać. Teraz jest zniszczona ale zdołałam ją odsłuchać. Nazywa się Azureus z Taranii. Mówi ci o to coś?

- Nie... ale takie imię należy do kogoś wysoko postawionego, może nawet na dworze albo w Świątyni.

- Tak jak ty postanowiłeś sobie, że odkryjesz przeszłość Jeźdźca, ja znajdę tego Azureusa. Pomożesz mi?

- Tak, nie jestem w stanie wrócić do dawnego życia. Co z Flarothem i Urghorkiem, nie będą cię szukać?

- Nie, powiedzmy, że mają u mnie dług. Nieważne. Opowiesz mi, co widziałeś w oczach Rycerza?

Agnar znów spochmurniał. Patrzył przed siebie na tańczące płomienie ogniska.

- Nie znam słów, które by to opisały. - odparł wracając do swojej medytacji i odcięcia się od rzeczywistości.

- Jak chcesz. Ja idę spać. Jutro z samego rana jedziemy do Aranis po nasze pieniądze a stamtąd prosto do Taranii. Zgoda?

- Oczywiście.

- I jeszcze jedno. Opowiem ci o sobie, kim jestem, skąd pochodzę i dlaczego mogę kontrolować dyski. Obiecuję, że powiem ci całą prawdę.

Chłopak nie słuchał blondynki, gdyż jego umysł znów pogrążył się w nienazwanych światach ze swojej wizji i niezrozumiałych dla niego logikach nimi rządzących.

Illyana, Agnar oraz Kassima dotarli do miasteczka Aranis jeszcze przed świtem. Okolica była całkowicie opustoszała, gdzieniegdzie spacerowali strażnicy. Czarnowłosa księżniczka nie odzywała się przez całą drogę ani jednym słowem, pamiętała wszystko to co wydarzyło się poprzedniej nocy, ale widząc, że para podróżników nie stanowi dla niej żadnego zagrożenia, postanowiła nie pytać ich o szczegóły sposobu w jaki Magik pokonała Jeźdźca kontrolując świetlisty dysk teleportacyjny. Kiedy wszyscy trzech zbliżyli się do bramy prowadzącej do siedziby władcy, trzech krasnoludów wyszło im naprzeciw. Widząc twarz Kassimy, bardzo się ucieszyli.

- Widzę, że znaleźliście naszą zgubę! - powiedział jeden z nich.

- Kolejny powód, aby cię podziwiać młoda damo! - oznajmił drugi drapiąc się po brodzie.

- Ale nie dyskutujmy tu, tylko chodźmy do księcia, na pewno ucieszy się z widoku swojej córki. - dodał otwierając drewniane wrota.

Drzwi sali tronowej otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Kiedy Kassima zobaczyła swego ojca siedzącego w zamyśleniu na tronie, uśmiechnęła się szeroko i przyśpieszyła kroku, aby jak najszybciej znaleźć się w jego ramionach.

- Kassima... - wypowiedział wąsaty mężczyzna. Czarnowłosa dziewczyna przytuliła się do niego a on dotknął ją delikatnie jedną ręką.

- Udało wam się. - oznajmił patrząc w oczy Illyany i jej towarzysza.

- A co z Arlettą? Co z naszyjnikiem? - zapytał po chwili. Blondynka podeszła do jego tronu i wręczyła mu złoty medalion. Rufon szybko go zabrał. Patrzył na niego przez chwilę czując wyraźną ulgę, że jego prawdziwy skarb również powrócił do domu cały i zdrowy.

- Mamy złe wieści o twojej drugiej córce książę. - powiedział Agnar.

- Arletta nie została porwana. Ona upozorowała swoje porwanie po to by wspólnie z Haroldem pozbawić cię tronu. - dodała Illyana.

- Podstępna żmija... nie przypuszczałem, że jest w stanie posunąć się tak daleko. - odparł zamyślony Rufon.

- Co się z nią stało?

- Nie wiem. Uciekła razem ze swym wspólnikiem w głąb bagien i nie byłam w stanie jej dogonić. Widziałam tam wiele grup żabo-ludzi, uzbrojonych. Arletta i Harold prawdopodobnie stali się ich ofiarami. - Illyana skłamała tak jak wcześniej obiecała starszej córce księcia.

- Książę, czeka nas długa droga. Czy raczyłbyś dotrzymać obietnicy i wynagrodzić nas za nasz trud poszukiwań? - Agnar wtrącił po chwili zastanowienia.

- Oczywiście, oczywiście - powiedział Rufon. Poprosił Kassimę, aby usiadła na fotelu stojącym pod jednym z okien komnaty a sam wstał z tronu i zbliżył się do dziewczyny i jej towarzysza.

- Jestem człowiekiem honoru, więc dotrzymam obietnicy. Gromth zaprowadzi was do skarbca, gdzie otrzymacie nagrodę. - oznajmił uśmiechając się. Zza uchylonych drzwi wyszedł jeden z przysadzistych krasnoludów o rudej brodzie uwiązanej w dwa warkocze.

- Gromth! Daj naszym wojownikom należną im nagrodę! - krzyknął. Niski człowiek spojrzał na blondynkę a po chwili na jej towarzysza.

- Chodźcie ze mną! - rozkazał. Illyana i Agnar opuścili salę tronową, po raz ostatni spoglądając na czarnowłosą córkę księcia. Szli w milczeniu długim korytarzem podążając posłusznie ze rudobrodym krasnoludem. Mężczyzna doszedł do dużych, drewnianych wrót i otworzył je za pomocą klucza wyjętego spod paska. Pokazał ręką, aby za nim nie iść, po czym zniknął za wrotami. Wkrótce znalazł się z powrotem na korytarzu.

- Chodźcie! - krzyknął ochrypłym głosem. Kiedy Illyana i Agnar znaleźli się za drzwiami, okazało się, że trafili na zewnątrz, pod mur twierdzy leżący naprzeciwko rynku i głównego wejścia do zamku, na opuszczonym terenie przylegającym do mokradeł. Dziewczynę ogarnęło zdziwienie, które bardzo szybko przybrało formę strachu i gotowości do walki.

- Arletta miała rację. - powiedziała cicho do chłopaka.

- O czym ty mówisz?

- Rufon jest nędznym śmieciem.

W tym samym czasie zza krzaków wyszło trzech innych krasnoludów. Każdy z nich trzymał topór i był gotowy do wykonania ostatniego rozkazu swojego pana - pozbawienia życia podróżników.

- O co tu chodzi? Gdzie jest nasza zapłata? - Agnar nie zapytał domyślając się, że został oszukany.

- Zaraz ją dostaniecie. - zaśmiał się rudy brodacz.

- Nie miej nam tego za złe. Po prostu musimy słuchać tego, który płaci nam za służbę. - oznajmił z uśmiechem niski mężczyzna, który kilka dni wcześniej pił z Illyaną krasnoludzkie piwo.

Magik zacisnęła pięści.

- To wy nie miejcie mi za złe tego co teraz zrobię. - wyszeptała. Z pobliskich zarośli wyleciały z ogromnym świstem trzy lodowe włócznie. Wszystkie ostrza pędziły na spotkanie z plecami niczego nie spodziewających się strażników zamkowych. Brodaci mężczyźni poczuli bardzo dotkliwe ukłucie, niczym ukąszenie jakiegoś ogromnego owada a chwilę później niewyobrażalne zimno rozchodzące się z ran do najdalszych zakątków ich ciał. Nie wydając ani jednego dźwięku, wszyscy trzej opadli na mokrą trawę trzęsawiska. Rudy karzeł był bardzo zaskoczony, rozglądał się dookoła wypatrując przeciwnika. Agnar patrzył na Illyanę z nieufnością, wydawało mu się, że to dziewczyna zabiła z zimną krwią trzech ludzi. Magik była równie zdziwiona jak jej znajomy, nie miała pojęcia co stało się z jej przeciwnikami. Rozważała użycie magii wobec krasnoludów, ale nie zdążyła nawet pomyśleć o przywołaniu czaru. Po chwili zza drzewa wyłoniła się kolejna lodowa lanca, która skutecznie ugodziła ostatniego z egzekutorów księcia Rufona. Kiedy rudy brodacz upadał w błoto, Illyana wiedziała już skąd pochodziła nieoczekiwana pomoc. Kątem oka spostrzegła poruszające się w krzakach dwie męskie sylwetki. Jedna z nich była wielka jak góra, druga szczupła i zwinna. Dziewczyna uśmiechnęła się patrząc za oddalającymi się postaciami.

- Co tu się stało? - spytał Agnar spoglądając na zamarznięte zwłoki strażników.

- To Flaroth. - odparła spokojnie Magik.

- Co takiego?

- Flaroth uratował nam życie.

- Jesteś pewna?

- Tak. Miał u mnie dług wdzięczności. Ale lepiej będzie jeśli szybko się stąd oddalimy. Wkrótce cała okolica będzie huczeć o tym, że dwóch najemników zabiło osobistych ochroniarzy księcia.

- Gdzie chcesz uciekać? Jak chcesz tak szybko dostać się na jakiś statek?

- Ktoś jeszcze ma u mnie dług wdzięczności.

Illyana i Agnar podążyli w kierunku miasteczka portowego.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.