Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Dajmitoproszę

Rozdział 5

Autor:Alira14
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Fikcja, Mroczne
Uwagi:Fusion, Yaoi/Shounen-Ai, Przemoc
Dodany:2011-03-10 19:48:18
Aktualizowany:2012-08-26 16:36:18


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

***

Powiedzenie, że nienawidził swojej pracy, było czystym eufemizmem. Gdyby jego praca miała swoją personifikację, pociąłby ją żywcem przy pomocy piły mechanicznej, poskakał po zwłokach, połowę przerobiłby na karmę dla koników morskich, a drugą połowę na nowe zakładki do książek. Po jego ostatniej utarczce z siłami Niebios, gdzieś na początku dziewiętnastego wieku, która spowodowała dla Sił Zła gigantycznych rozmiarów pracę papierkową, podania o rozprawy sądowe i tak dalej, Zarząd stwierdził, że błąkanie się po Kaukazie w niematerialnej formie to za łatwa robota dla niego. Wręcz rozrywka jakby się zastanowić. Dlatego postanowili go ukarać. Oficjalnie Pan Demon dostał nagrodę - awans na wyższe stanowisko - Kierownika do zarządzania zasobem umysłowym kręgów piekielnych. Nieoficjalnie - skazali go na wieczność w otoczeniu tych choler! Kiedy go wrzucali do środka, ten co wyglądał jak worek coś mu tłumaczył, że koniki morskie są tańsze od standardowego diabła, nie potrzebują zdrowotnego, emerytury, darmowego przycinania rogów i kopytek każdego roku. Wystarczy im dawać plankton, a według statystyk torturowani boją się ich nawet bardziej od poprzedniej obsługi. Podobno nigdy nie wiadomo co drzemie w sercu takiego konika morskiego. W kilku ankietach nawet powtarzało się stwierdzenie, że „są gorsze od Haniballa Lectera”. Demon przyjął te rewelacje w milczeniu - kolejny dowód na to, że ludzie są skończonymi idiotami. Wciąż nie mógł sobie wybaczyć tej wpadki z dziewiętnastego wieku. Jak mógł być na tyle durny by kwestię swojego zbawienia powierzyć ludzkiej kobiecie? Słyszał nawet, że jakiś poeta przerobił tę historię handlu wymiennego „Ty mi oddasz swoje zbawienie, a ja ukatrupię niechcianego narzeczonego” na romans między nim a tamtą kretynką. Jak już się stąd wydostanie będzie musiał załatwić sobie przepustkę do Nieba i bardzo poważnie porozmawiać z pewnym panem L. o złym wpływie fikcji literackiej na zdrowie. Już pierwszego dnia te przeklęte koniki morskie go otoczyły. Pomimo maleńkich móżdżków szybko nauczyły się uciekać na jego widok. Tak, zawsze cenił w sobie swoją pomysłowość… Całymi dniami musiał siedzieć przy kartotekach. Segregować. Poprawiać. Wprowadzać nowe dane do komputerów. Mógłby w to wrobić te owoce morza, ale nie pilnowane właziły na strony porno. Kiedy po raz kolejny musiał sprzątać pozostałości po podtopionej bibliotece (te idiotyczne końskie ryby co jakiś czas wpadały w paranoję, że potrzebują basenu do pływania), usłyszał donośny wrzask. To było coś nowego. Albo jego „koledzy z pracy” zaczęli mu na złość słuchać heavy metalu, albo ktoś wpadł załatwić sprawy urzędowe. Przy odrobinie szczęścia była to istota posiadająca więcej niż dwie szare komórki mózgowe.


***


Musiał przyznać, niedocenienie kobiety to był z jego strony błąd. Ale jak miał zareagować na widok kolejnej postaci, która wyglądała jakby urwała się z Aquaparku? Miała płetwę na plecach, skrzela i otaczało ją stado zachwyconych koników morskich. Brakowało tylko złotych łusek i brokatu. Złapał ją za ręce by nie zrobiła niczego głupiego i przytrzymał, aby koniki morskie zwiały na odpowiednią odległość. Poklepał po głowie, bo chęć rzucenia się na całe stado tych choler wydała mu się urocza. Drugi jego błąd to był w ogóle fakt, że się odezwał. Nie przyjrzał się dokładnie i stwierdził, że to jakieś nieślubne dziecko syreny lub coś. Zrozumiał swój błąd dopiero kiedy się do niego uśmiechnęła. Rekin. Zdecydowanie rekin. Było jednak za późno. Zdążyła rzucić nim o ścianę, przygnieść do ziemi i wbić pazury w jego szyję. Gdyby nie fakt, że z czoła ciekła mu strużka krwi, a kobieta przybrała taki wyraz twarzy jakby planowała zrobić sobie torebkę z jego skóry, cała ta scena miałaby dość erotyczny charakter.

- Słonko, wyjaśnijmy sobie jedną sprawę - klepać po głowie i wołać per „rybka” to sobie możesz do swojej mamusi. Dla ciebie, ćwoku, to jestem PANI. Pani Sharkie Gogan, zrozumiano?!

Dziwne, niesamowicie dziwne, ale nagle poczuł się... zrelaksowany. Co prawda jej paznokcie zdążyły mu rozedrzeć skórę na szyi, jednakże dawno nie miał szansy na rozmowę z kimś komu nie trzeba było przyklejać taśmą klejącą wideł do ogona. Rozluźnił się i odwzajemnił uśmiech:

- Droga pani... Gogan, napiłaby się pani ze mną herbaty?


***


Ach, wybacz mi, wybacz, że wątpię w ciebie, ma pani, moja miłości... Wybacz mi. Nie chciałem cię urazić moim zwątpieniem. Nie mogę uwierzyć, że mnie kochasz, że pragniesz, tak jak ja pragnę ciebie... Kiedy pierwszy raz mnie dotknęłaś, uleczyłaś mnie. Och, jak bardzo mnie uleczyłaś. Nie muszę się bać, nie muszę już cierpieć, bo wiem, bo wiem. Wiem, że mnie kochasz, kochasz mnie... Błagam, powtórz te słowa jeszcze raz. Są takie... słodkie...


***


- Możesz już przestać się żywić, wstrzyknąłem mu trzy porcje morfiny. Przez jakiś czas będzie spał jak niemowlę.

- Nie trzeba było, mam jeszcze... miejsce w żołądku.

- Ta, już widziałem jak je sobie „robiłaś” w samochodzie. Trochę czasu zajmie mi usuwanie śladów z tapicerki. W sumie nauczyłem się czegoś nowego - nie wiedziałem, że zwymiotowany ból wygląda jak fioletowy budyń.

Przyjacielsko poczochrał mnie po głowie i poszedł do kuchni zrobić obiad. Coś mamrotał o kolejnym tygodniu jedzenia zupy pomidorowej z kartonu. Nie mogę się ruszyć. Jestem zmęczona. Przełyk, brzuch... Wszystko boli. Nie ruszam głową nawet o milimetr, bo się boję, że znowu się porzygam. Ironia wraca, niesie szklankę coli. Mówi coś o „zabiciu smaku”. Wypijam wszystko od razu. Wciąż czuję ten słodkawy posmak w ustach. Obrzydliwość. Dojechanie na miejsce przy szaleńczym tempie jazdy kotowatego trwało zaledwie kilka minut, jednakże była to wystarczająca ilość czasu by przypomnieć mi zdarzenie z mojego... życia? Snu? Sama już nie pamiętam. Nie chcę pamiętać. Chcę zapomnieć. Proszę, niech tamto to będzie tylko mara... Nie ważne ile bólu zjadłam, wciąż powstawał nowy, coraz więcej i więcej. Nie dawałam już sobie rady, ale wiedziałam, że jeśli przestanę, to będzie tylko gorzej. Homofobia nie krzyczał. Tylko patrzył. Nie umierał. Cierpiał coraz bardziej, ale nie umierał. Widząc jego twarz, jego próby ukrycia jak bardzo źle się czuje, zrozumiałam co trzeba zrobić. Zwróciłam wszystko co miałam w żołądku, nie wiem, zdążyłam wystawić głowę przez okno, czy wszystko poleciało na siedzenie. Chyba jednak na siedzenie. Czuję coś mokrego na czole. Ironia położył mi zwilżony ręcznik, teraz szuka jakiegoś koca by mnie przykryć. Twierdzi, że powinnam się przespać. Bardzo miły facet, aż trudno go nienawidzić za jego związek z Homo.


***


Ciekawe czy gdybym wtedy zwymiotowała i zaczęła żywienie od początku to by tamta rodzina przeżyła... We śnie jednak zawsze przegrywam...


***


- Na pewno wszystko będzie z nim dobrze?

Ręka Ironii zatrzymała się w połowie nawijania makaronu na widelec. Popatrzył tęsknie na danie w proszku, jedyną rzecz, która nie była przesycona zapachem pomidorów, upaćkana sokiem z pomidorów i nie była z pomidorów. Czemu nie był niemytym chamem? Mógłby wtedy mówić i jednocześnie pluć na „Perełkę” przeżuwanym jedzeniem. Miał tylko nadzieję, że rozmowa będzie na tyle krótka by „Chińska niespodzianka Chow Chow” nie zrobiła się zimna.

- Nie martw się, tylu jest na świecie homofobów, że raczej śmierć mu nie grozi. Powiedzmy, że wciąż jest „potrzebny”.

- A jeżeli kiedyś przestanie?

- Na tyle umocnił już swoje istnienie w tym świecie, że pewnie zmieniliby mu definicję, na „paniczny strach przed ludźmi” lub coś w tym stylu.

Młoda nie wyglądała na w pełni przekonaną.

- Wy nie umieracie? Nigdy?

- Oczywiście, że umieramy! To znaczy, tylko niektóre personifikacje, na przykład biedny Śmiutek....

W myślach radośnie uśmiechnął się sam do siebie. Zrobiła tę minę, którą tak uwielbiał widzieć na twarzach swoich rozmówców. Ta niepewność, czy jeśli zaprotestują to wyjdą na skończonych idiotów, czy też może powinni przytakiwać głową, że wiedzą o co chodzi. Mała zdecydowała się na trzecią opcję - niepewność.

- ...Śmiutek? To brzmi jak imię dla krasnoludka z „Królewny Śnieżki”.

- Wiesz, to uczucie, gdy nie wiesz, śmiać się czy płakać. Pobył sobie kilka dni po czym któregoś dnia zniknął. Zwyczajnie się nie przyjął.

Dzieciak zamilkł, wyglądało na to, że nad czymś mocno się zastanawia. Ironia nie zamierzał zmarnować takiej szansy. Szybko podniósł widelec z makaronem do ust i...

- Co znaczy, że „zniknął”? Nie było ciała? Ludzkość po prostu wymazała go z pamięci?

Szlag. Odłożył widelec.

- Niezupełnie. Gdy jakaś personifikacja się nie przyjmuje, to tak jakby nigdy nie istniała. Nie było zapotrzebowania, produkt nie istnieje.

- Mówisz o tym tak... sucho.

- Słońce, to jest tak jak z żołnierzem na wojnie. Gdybym przejmował się każdą śmiercią, to bym w ekspresowym tempie oszalał. Cynizm pozwala przeżyć myśl, że któregoś dnia ludzie mogą przestać cię potrzebować i znikniesz. Zanim do tego dojdzie, ja nie zamierzam jak Śmiutek siedzieć w kącie i rozpaczać, tylko się przemianować na coś innego.

Dobrze, mała znowu zaczęła myśleć nad następnym pytaniem. Nauczony poprzednią próbą, tym razem po prostu jak najszybciej wepchnął sobie połowę obiadu do ust.


***


W końcu po kilku mocnych uderzeniach w plecy przestał się krztusić. Tylko tego by mi brakowało, kolejnego pacjenta! Rozumiem, że był głodny, ale żeby tak się rzucić na jedzenie?! Nie wiem, za co go kocha Homo, ale na pewno nie za dobre maniery.


***


Zawsze zadziwiał Ironię talent Homofobii do niewidzenia pewnych rzeczy. Jeśli nie chciał czegoś dostrzegać, to zwyczajnie nie dostrzegał. Kotowaty zaś ślepy nie był. Podejrzane czerwienienie się dzieciaka na widok Homo, ciągłe naleganie by to ona karmiła go zupką pomidorową, dopytywanie się, czy ten czegoś nie potrzebuje, nagłe poprawianie swojego wyglądu w lustrze... Rozwiązanie tej zagadki było proste - albo w wyniku przebywania z nimi Daito oszalała, albo młoda zwyczajnie po raz pierwszy w życiu się zakochała.

...W Homofobii.

...W facecie, który reagował obrzydzeniem nawet na samo słowo „kobieta”, nie wspominając o przebywaniu w tym samym pomieszczeniu.

...Ten dzieciak naprawdę musi mieć jakiś poważny, mroczny problem. Jednak co innego go niepokoiło. Zadurzeniem podrostka nie miał co się martwić, prędzej nowym królem popu zostanie śpiewający gumisiowy żelek niż do Homo dotrze, że mała czuje do niego miętę. Z tego co wywnioskował z zachowania swojej obolałej połówki, Homofobia uważał, że zachowanie „Perełki” to wynik poczucia winy tamtym atakiem. Bardziej niepokoił Ironię sposób w jaki Daito patrzyła na niego, kiedy myślała, że on nie widzi. Było to spojrzenie pełne zazdrości, typu „Oddawaj mi go!”. Nic mu zrobić nie próbowała, może uznała, że to poniżej jej godności. Chociaż z drugiej strony jakoś bardzo dokładnie się wypytywała, czy naprawdę personifikacji nie da się zabić. Uśmiechnął się sam do siebie. Raczej nie groziło mu, że dzieciak zacznie dzwonić do wszystkich ludzi na świecie z żądaniem „Przestańcie stosować ironię!”, więc ta cała... „rywalizacja” mogła być nawet zabawna. Ostatnio brakowało mu dobrej rozrywki.


***


Drań, miał zablokowany dostęp! Sharkie spode łba spojrzała na monitor komputera wyświetlający irytujące „Podane hasło nieprawidłowe”. Zrobiła temu bibliotekarzowi od siedmiu boleści łaskę i zgodziła się na poczęstunek. Specjalnie zażądała herbaty hibiskusowej z lekką domieszką pomarańczy, nugatu i czterdziestu pięciu łyżek cukru, bo po pierwsze chciała mu zrobić na złość, a po drugie skopiować potrzebne pliki na pendrive’a i zwiać z tej dziury. Niestety, bezczelny prostak okazał się być zapobiegliwy! Zrezygnowana podeszła do talerza z ciasteczkami i wzięła sobie jedno. Już chciała je zjeść, gdy coś ją tknęło. Było podejrzanie wypukłe. Złamała na dwie części, ze środka wypadł ludzki nos. Westchnęła.

- Jak chcesz nawiązywać do klasyki literatury rosyjskiej, to chociaż napisz, że to wzięte z opowiadania Gogola „Nos”, bo jeszcze oskarżą cię o plagiat.

Na ścianie pojawiły się słowa, lekko błyskające irytacją.

- Nie, nie zamierzam krzyknąć nic w stylu „Niech to, X znowu zgubił nos!” byś miała ładne nawiązanie. Zapomnij!

Przez chwilę Sharkie zastanawiała się nad zjedzeniem nosa, po czym stwierdziła, że to zbyt niehigieniczne i stać ją na więcej. Sięgnęła po rogalika. Znowu podejrzana wypukłość.

- Jeżeli w środku jest oko Saurona, to opowiem mu całą trylogię i sama ratuj Śródziemie!

Wypukłość w rogaliku znikła, zaś na ścianie pojawiły się trzy słowa, napisane bardzo dużymi literami, świecące się mocnym oburzeniem.


***


„CZASAMI CIĘ NIENAWIDZĘ”


***


- Nie, robisz to źle. Te książki możesz tu zostawić, kosmici mają w nosie prace naukowe na temat metod wychowawczych w XIX wieku. Ale tę gazetę lepiej schowaj, ten artykuł „Paluszki rybne próbowały mnie zabić” może ich jeszcze do czegoś natchnąć.

Szaleństwo siedziała sobie na jednym ze stołów w bibliotece osiedlowej i spokojnie się przyglądała jak niegroźna staruszka gruchocze sama do siebie, kładąc książki w dziwnych miejscach. Dzisiaj była Jenny - babuleńka lubiła rozmowy z „wnuczką”. Raz na jakiś czas musiała odwiedzić starszą bibliotekarkę i sprawdzić jak się jej wiedzie. Trzeba było ją pilnować. Kobiecina była łagodna, żadnych poważnych urojeń ani halucynacji. Tylko ogromne poczucie samotności i wiara, że trzeba chować książki przed tajnymi agentami z innych planet, bo jeszcze znajdą w nich inspirację do prawidłowo poprowadzonej inwazji Ziemi. Wciąż żaden z pracowników nie odkrył, gdzie kłopotliwa staruszka mogła schować „Wojnę światów” Wellsa. Zaś podarowana przez jednego z czytelników „Inwazja porywaczy ciał” nie miała nawet szansy zaistnieć na jednej z półek w bibliotece. Tylko z danych wynikało, że gdzieś powinna być. Nie, babuleńka nie niszczyła książek, kochała je, od dzieciństwa czuła do nich wielki szacunek. Dlatego nie mogła pozwolić by ci wstrętni kosmici je dorwali i wykorzystali w niecnych celach. Wszystko chowała tak, że nikt nie mógł się połapać gdzie co jest. Jenny lubiła patrzeć jak pozostali bibliotekarze z paniką w oczach przeszukują wszystkie kąty. Nigdy nie zapomni tego pięknego dnia, jak w poszukiwaniu jakiejś encyklopedii byli gotowi rozłożyć automat z kawą na części pierwsze. Musiała jednak uważać by staruszka nie przekroczyła pewnej granicy. Oficjalnie szefostwo nic jej nie mogło zrobić za tak zwane „roztargnienie”. Z tego powodu Jenny szła z bibliotekarką na kompromis - mówiła jej które książki kosmitów nie zainteresują, a które może schować. Gdyby jej pozwolić na ukrywanie wszystkiego, w końcu tamci by ją zwolnili i nie było by zabawy. A ostatnio Szaleństwo bardzo potrzebowała rozrywki. Jej nowy pupilek, kretyn skończony, po konfrontacji z dzieciakiem znowu przeżywał kryzys tożsamości. Jakieś fragmenty świadomości do niego wróciły i znowu zrobił się nudny. Biegał po tej swojej kryjówce i wykrzykiwał słowa zrozumiałe tylko dla siebie. Plus standardowe „co się ze mną dzieje”, „dlaczego nie mogę umrzeć”, „co ja zrobiłem” i takie tam. Nic czego Jenny by już nie słyszała z tysiąc razy. Zamierzała wrócić jak mu minie i znowu zacznie szukać kogoś do zjedzenia lub planować połączenie z „ukochaną”.Coś się ruszyło za jednym z katalogów. Szaleństwo zmrużyła oczy. Cholerna Samotność, znowu próbuje przejąć kontrolę nad jedną z jej zabawek. Kiwnęła staruszce głową, że ukrycie książki kucharskiej za fiskusem to dobry pomysł i udając, że chce coś przeczytać na ścianie, podeszła do katalogu. Szybkim ruchem pchnęła go z całej siły. Jęk i stęknięcie. Może nawet pochlipywanie. Nieważne. Zanim Samotność zdążyła dojść do siebie, Jenny chwyciła ją za włosy i pociągnęła. Tamta pisnęła z bólu.

- Spadaj, lalka, to zwierzątko jest moje.

Puszczona dziewczyna biegła, z trudem nie potykając się o własne nogi, byle dalej od Szaleństwa. W tym czasie starsza bibliotekarka Ewa zastanawiała się, czy kolekcja „Siedem Cudów Świata” może zaważyć na dalszych losach ludzkości.


***


Czemu jeszcze nie umarłem? Czy ja ich zabiłem?! Odpowiedz mi!!!


***


Masz rację, to oni, oni mnie opuścili. Tylko ty, tylko ty mnie kochasz... Moja najsłodsza, najukochańsza... Ocalę cię.


***


Ocalę cię. Te dwa słowa co chwilę powtarzam w myślach patrząc na niego. Wraca do zdrowia szybciej od przeciętnego człowieka, ale wciąż jest mocno osłabiony. Czy to jest miłość? Karmię go zupą trzy razy dziennie, bo nie może jeść nic innego, przybiegam, kiedy słyszę, że czegoś potrzebuje i to uczucie wbijającej się igły w serce gdy szepcze coś do ucha Ironii... Nie chcę by przeze mnie cierpiał, nie chcę by przeze mnie miał kłopoty. Kim był tamten świr? Nie wiem. Powinnam wiedzieć. Wiem, że powinnam. Nie mam zielonego pojęcia, skąd, ale wiem. Jeśli nie dla siebie, to dla niego. Wariat może znowu zaatakować. Czuję to...


***


Wariat może znowu zaatakować. Byli tego pewni. Aby nie denerwować dzieciaka, rozmawiali między sobą na ten temat, kiedy młoda spała. Dziwne karteczki, duża siła fizyczna i sam fakt, że ten cholerny cyrkiel z informacją nie przebił nikogo po drodze lecąc w kierunku Homofobii… Ironia wygodniej usadowił się na krześle.

- Jesteś pewien, że to sprawka jakiejś personifikacji?

- Lub kogoś fikcyjnego. Tak czy inaczej, nie mógł tego zrobić człowiek. Za dużo zbiegów okoliczności.

Homo z obrzydzeniem popatrzył na stos misek po zupie pomidorowej. Żywił się nią dopiero trzeci dzień, a już czuł się jakby torturowano go nią całą wieczność. Tygodnie miną zanim będzie mógł spokojnie popatrzeć na ketchup… Kto normalny jadłby sos z tego paskudz… zaraz… Normalny... Tknęło go przeczucie.

- Nie, czekaj, mógł brać udział w tym człowiek i nawet wiem przez jaką personifikację sterowany…

Wymienili się spojrzeniami. No tak, że też wcześniej się nie zorientowali. Cała ta afera z wykrwawieniem się musiała im całkowicie paść na mózgi.

- Myślisz, że „ono” znowu szuka sobie rozrywki? Tylko czemu my? Zawsze uważało nas za nudnych.

- Świrowi nie chodziło o mnie, a o dziewczynkę.

Oho, „dziewczynkę”. Ironia zwrócił uwagę na wybór słowa. Homo chyba zaczął się do niej przyzwyczajać, jeszcze wczoraj wyzwałby ją od bachorów.

- Co „temu” może się wydawać w niej fascynującego? Rozumiem, żywi się bólem, ale nie widzę w tym żadnego zastosowania dla tego cholerstwa…

- Dobrze wiesz, że „ono” ma chorą definicję dobrej rozrywki. Nikt przy zdrowych zmysłach nie domyśli się po co „temu” dzieciak. Tak czy inaczej na bank wariat znowu zaatakuje. Tylko czemu nie zrobił tego teraz? Kiedy leżę i umieram od tych przeklętych pomidorów?!

- Podejrzewam, że odpowiedź jest trywialna - „ono” nie zna naszego adresu. Po ostatniej aferze z tamtą bandą dresów załatwiłem nam całkowite zastrzeżenie miejsca zamieszkania. Nawet w piekle nie podadzą mu prawidłowego adresu. Pewnie czatuje aż znowu z młodą gdzieś wyjdziemy. I to nie ty musisz ugniatać te diabelstwa na zupę więc nie marudź.

- Tak, tak, tak… - Homo w każdej innej sytuacji z radością by wypomniał Ironii, że zazwyczaj to on babra się w warzywach w warzywach odgrzewając dla niego, jaśnie pana, wszelkiego rodzaju mrożonki, ale wiedział, że nie czas i miejsce na to. - To co w takim razie robimy?

Instynktownie obydwaj zaczęli wpatrywać się w podłogę. Wiedzieli do czego prowadzi ta rozmowa. Trzeba będzie odwiedzić… Ją. Żaden jednak nie zamierzał mówić tego na głos, bo jeszcze zostałoby to uznane za zgłoszenie się na ochotnika. Minęło kilka minut w ciszy, kiedy panowie w myślach intensywnie planowali jak wrobić tego drugiego. Nagle Homo uśmiechnął się złowieszczo.

- Niestety jestem praktycznie umierający, nie będę mógł się ruszać z łóżka jeszcze przez kilka dni, więc…

- Skończ to zdanie, a twój ukochany sweter przypadkowo wyleci przez okno!

Homo stwierdził, że łatwo nie będzie. Postanowił zastosować broń ostateczną.

- Wczoraj były moje urodziny! Jakbyś mnie kochał to byś chociaż tyle dla mnie zrobił! - Po czym schował twarz w poduszkę i zaczął pochlipywać.

Ironia zazgrzytał zębami. Wiedział kiedy się poddać. Cholera jasna, skąd miał pamiętać te wszystkie daty?! Był pewien, że jego urodziny świętowali miesiąc temu!

- No już dobrze, już dobrze, pójdę do niej wypytać o jakieś informacje! Tylko przestań! Obiecuję, że następnym razem nie zapomnę!

Przytulił marudzącego Homofobię do siebie i zaczął głaskać go po głowie. Szlag by to trafił, już by chyba wolał upolować krokodyla w dowodzie miłości niż iść do Plotki na pogaduchy...


***


Homo trząsł się w ramionach Ironii z trudem powstrzymując śmiech. Działało za każdym razem. Najpiękniejsze w tym wszystkim było to, że w taki sposób miał „urodziny” już siedem razy w tym roku, ale kto by to liczył… Na pewno nie on.


***


Pan Demon dzielił kobiety na dwie następujące grupy: chore psychicznie (kto normalny wierzy, że uleczy diabła potęgą swojej miłości?) i nudne. Sharkie Gogan nie należała do żadnej z tych kategorii. Kiedy wrócił z herbatą ta siedziała jak gdyby nigdy nic, z nogami opartymi o drugie krzesło i lekko odchylona na oparciu, patrząc na niego pogardliwie spod przymkniętych powiek. Zastanawiał się czy może wcześniej ćwiczyła tę pozę przed lustrem; było w tym coś… elektryzującego. Szybko zauważył, że nie tylko zdążyła zjeść wszystkie przekąski wraz z talerzami na których się znajdowały, ale też, że myszka od komputera leżała pod innym kątem niż wcześniej. Aha, czyli jednak próbowała. Położył przed nią napój patrząc jak ta zareaguje. Sharkie włożyła łyżeczkę do filiżanki i spróbowała wymieszać zawartość. Nie tyle łyżeczka utknęła, co stała się jednością z herbatą. Podniosła jedną brew do góry.

- Co to jest?

- Tak jak pani prosiła, herbata hibiskusowa z lekką domieszką nugatu, pomarańczy i czterdziestoma pięcioma łyżkami cukru .

Był wręcz gotowy przyklasnąć jej opanowaniu, w ogóle nie było widać po niej, że jest zaszokowana spełnieniem swej dziwnej zachcianki. Zamiast tego zjadła całość, jakby to było porcelanowe ciastko ze słodkim nadzieniem. Trzeba będzie w raporcie napisać, że koniki morskie się spiły i rozwaliły na miazgę cały serwis. Kobieta - rekin strzepała z ubrania niewidzialne okruszki i się wyprostowała. Najwidoczniej postanowiła załatwić całą sprawę z klasą.

- Przepraszam za wcześniejsze nieporozumienie, byłam święcie przekonana, że te… Interesujące stworzenia są atrakcją turystyczną, a nie pracownikami.

- Proszę się tym nie martwić, to się zdarza każdemu kto pierwszy raz wchodzi do kręgów piekielnych. - W myślach odnotował w tych przeprosinach brak wzmianki o zaatakowaniu go. - W czym mogę pani pomóc, panno Gogan?

- Muszę mieć wgląd w dane pewnej semi-personifikacji, od tego…

- ...zależą losy opowieści?

W życiu by nie pomyślał, że próba kontrolowania furii może tak uroczo wyglądać. Może to zależy od tego, kto chce cię rozszarpać na kawałki. Nieświadomie wbiła paznokcie w obicie krzesła i je przedziurawiła. Pewnie wyobrażała sobie, że to on.

- T-tak, zależą od tego losy opowieści. Skoro jest pan na ten temat poinformowany…

- Demon.

- …słucham?!

- Nazywam się Demon, proszę mi mówić po imieniu, Sharkie.

- PANI Sharkie. Skoro jesteś, DEMONIE, poinformowany o zaistniałej sytuacji, to może przekazałbyś mi potrzebne dane odnośnie miejsca pobytu poszukiwanej?

- A umówiłabyś się ze mną, droga Sharkie, na randkę w ten piątek wieczór?

- …WALNĘŁAM CIĘ ZBYT MOCNO W TEN ZAKUTY ŁEB?!?

Tak, w Sharkie Gogan było coś fascynującego.


***


Kobieta-rekin dokładnie przyjrzała się swojemu rozmówcy. Długie ciemne kłaki, które pewnie dumnie nazywał włosami. Ciemna opalenizna, jakby pracował przez całe życie na polu. Idiotyczne dżinsy z dziurami na kolanach i idiotyczny biały sweter. Jak jakiś cholerny hipis. Nie, robiło się wiele dziwnych rzeczy w tej pracy, ale nie! Są pewne granice! Szybko się opanowała, bibliotekarz wpatrywał się w nią z irytującym uśmieszkiem człowieka, który czuł, że ma wróbla w garści. Problem w tym, że ten wróbel ma zęby i w każdej chwili jest gotowy wygryźć się na wolność. Szybko się opanowała i w milczeniu wyjęła z torebki portfel.

- Znaczy łapówka, tak?

- Nie, miłe spotkanie, może kolacja…

- Dwa tysiące?

- Może to coś, co ludzie nazywają kinem…

- Trzy tysiące?

- …albo jakaś galeria, bardzo lubię malarstwo…

- Cztery tysiące?

- …chociaż zawsze uważałem, że jest coś magicznego we wspólnym oglądaniu gwiazd…

- Twardo się targujesz, ale powyżej pięciu tysięcy nie będzie. To jak? Dajesz mi dokumenty do przejrzenia, a ja wypisuję czek?

Wstrętny hipis westchnął, po czym zaczął grzebać w jakiś wcześniej przyniesionych teczkach.

- Coś mi mówi, że się nie zrozumieliśmy. Pieniądze w piekle zawsze krążą, a kobiety o niesamowitej osobowości są rzadkością. A przynajmniej takie, które odpowiadają mojemu gustowi…

- Cóż, mogę tylko pogratulować dobrego smaku, ale nie istnieje w tym wszechświecie nic co by mnie zmusiło do randki z kimś tak żałosn… - Demon wyciągnął jakąś karteczkę z wypisanymi cyframi i pomachał nią przed nosem Sharkie. Oniemiała. Znała ten numer.

- To telefon do twojego ojca, prawda? W aktach mam zapisane, że jesteś „oczkiem w głowie tatusia”. - Wyjął komórkę z kieszeni i zaczął wystukiwać numer.

- Co ty chcesz zrobić?!

- Oh, nic takiego, nie martw się. Chcę tylko poinformować twojego ojca, że jestem gotowy na ojcostwo i mimo, że to była wpadka zaopiekuję się tobą i naszym przyszłym dzieckiem.

- Co takiego?!?

- Nie denerwuj się, to szkodzi urojonemu płodowi. Jak myślisz, jak zareaguje na wieść, że jesteś w drugim miesiącu? Trzeci chyba brzmi bardziej wiarygodnie?

- Ty cholerny szantażysto!!!

- O, już łączy…

- Dobra, zgadzam się, zgadzam się, tylko się rozłącz!!!

- W takim razie sprawdzę pliki na komputerze, pasuje ci w piątek godzina dwudziesta, czy wolisz wcześniej?

Sharkie wiedziała co będzie należało zrobić. Nie popierała takich metod, bo później trzeba było myć całe mieszkanie, usuwać dowody rzeczowe i takie tam, ale nie miała innego wyjścia. Będzie musiała tego świra zwabić do siebie by nie było świadków i zabić. Ten facet wręcz się prosił o przerobienie na krwawe puzzle.


***


- Odnośnie danych, które potrzebujesz mam dla ciebie dwie wiadomości - jedną dobrą i jedną złą. Którą chcesz najpierw?

- Tę złą już mi powiedziałeś wcześniej informując o której wpadniesz - powiedziała Sharkie grobowym głosem. Mogła zrozumieć fascynację swoją osobą, ma w końcu kilka luster w domu, ale nie zamierzała dawać się robić w konia przez pierwszego lepszego urzędnika. I to jeszcze w takich dżinsach! Czy on nie wie, że istnieje coś takiego jak sklep z ubraniami?! I co to za demon o imieniu Demon? To jak mydło marki mydło! Najbardziej wkurzające w nim było to, że nie był idiotą. O nie, sprytna była z niego bestia, to musiała przyznać. Jeszcze mu pokaże, gdzie raki zimują. Sharkie się postara by tamten pożałował dnia swoich narodzin, powstania, czy jak tam tego typu istoty przychodzą na świat.- Dawaj tę dobrą.

- Dobra jest taka, że dziewczynka przebywa w towarzystwie dwóch personifikacji o całkiem mocnej aurze. Z danych wynika, że ją przygarnęli. Nie mogę ci podać ich dalszych informacji, bo są chronione prawnie, ale mogę wydrukować mapkę z zaznaczonym obszarem, gdzie wykazują największą aktywność.

- Drukuj, chcę już stąd wyjść. - Demon udając, że nie słyszy niechęci w głosie Sharkie powoli zaczął włączać drukarkę. Kobieta-rekin była gotowa postawić swoją torebkę od Gucciego, że drań robi to specjalnie.

- Zła wiadomość jest taka, że wokół tego dziecka jest dużo niewiadomych, nawet my nie wiemy jak potoczą się jej losy oprócz jednego.

- A mianowicie?

- Z jej danych wynika, że za cztery dni, koło północy, zostanie zamordowana.


***


- Za cztery dni, hmm? Całkiem sporo czasu by znowu ocalić czyjś świat. - Sharkie Gogan uśmiechnęła się szeroko, a pan Demon zaczął zastanawiać, czemu nagle zrobiło się w pokoju tak strasznie gorąco.

***

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Michiszisa : 2011-07-21 12:14:30

    Nie no powalające. Te teksty sprawiają, że płącze ze smiechu. Niemogę się doczekać na kolejny.

  • iosellin : 2011-07-20 20:52:18

    To, że wątki się zazębiają to widać - i ładnie to splecenie Ci wyszło. Wątki Sharkie "przelatuje" wzrokiem, bo nie jest ona postacią wzbudzającą emocje/uczucia - przynajmniej u mnie. Ot kawałek złośliwej zołzy, uważającej się za ósmy cud świata ;) ale nie interesuje mnie specjalnie co się z nią stanie, ani mnie ona ziębi ani grzeje. Co innego Daito, Ironia i Homo - wszystkie trzy z tych postaci mają w sobie to "coś", co sprawia, że ich losy dla mnie, jako czytelniczki, są ważne. Daito - niezwykle tajemnicza i intrygująca, z jednej strony nie-człowiek (zjada ból), z drugiej ma bardzo ludzkie odruchy - rewelacyjnie przedstawiona dziecięca pierwsza miłość do Homo :), zadawanie sobie pytań "co by było gdyby" (o mężczyźnie, którego bólu nie zjadła a który zabił rodzinę), z trzeciej - to postać, która budzi współczucie (nieszczęśliwe dzieciństwo, tuła się bezdomna, matka jej umarła). Homo i Ironia są klasą samą w sobie, czytając o nich ma się wrażenie, że taka parka naprawde żyje gdzieśtam ;) - no i znakomity dobór imion (oraz pomysł z personifikacjami).

    Tak więc, trzymam kciuki za szybkie ukończenie kolejnego rozdziału i pozdrawiam :)

  • Alira14 : 2011-07-19 21:19:59
    RE:

    iosellin napisał(a):
    wciągnęło :) co prawda wątki z Sharkie "przeskakuję", ale wątek dziewczynki, Homofobii i Ironii - świetny. Bardzo sprawnie poprowadzona fabuła, na początku nie wiadomo o co chodzi a im dalej, tym bardziej się składa wszystko w logiczną całość. Czekam na ciąg dalszy :)

    Szkoda, że przeskakujesz. To nie jest pierwsze opowiadanie, w którym ona się pojawia, poza tym jestem dosyć dumna z fragmentów z Piekła (te wstrętne koniki morskie...). Dla mnie ona jest bardziej główną bohaterką, bo w następnym opowiadaniu znowu się skupię na innej personifikacji/człowieku/czymś innym i będzie się to przeplatać z Autorki popychadł.... agentką znaczy się;). I tak w następnym i następnym... W końcu mam wakację, pierwszy rozdział promotorce został oddany, to przy odrobinie szczęścia i samozaparcia 6 rozdział skończę w sierpniu. Poza tym może tego na razie nie widać, ale te dwa wątki - Daito i Sharkie będą się coraz bardziej i bardziej ze sobą zazębiać.

  • iosellin : 2011-07-19 16:46:45

    wciągnęło :) co prawda wątki z Sharkie "przeskakuję", ale wątek dziewczynki, Homofobii i Ironii - świetny. Bardzo sprawnie poprowadzona fabuła, na początku nie wiadomo o co chodzi a im dalej, tym bardziej się składa wszystko w logiczną całość. Czekam na ciąg dalszy :)

  • Intanise : 2011-07-04 15:11:23
    RE:

    Intanise napisał(a):
    Natrafiłam na to opowiadanie wczoraj wieczorem i nie trochę nocy.

    ... i nie mogłam sobie odpuścić, by nie zarwać dla niego trochę nocy. * x.x

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze
  • Pokaż komentarze do całego cyklu