Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

All you need is love

Rozdział I Inny świat

Autor:Mocha Butterfly
Tłumacz:Villdeo
Serie:Harry Potter
Gatunki:Fantasy, Komedia, Kryminał, Mistyka, Obyczajowy, Przygodowe, Romans
Dodany:2010-03-02 10:11:33
Aktualizowany:2010-03-02 10:12:33


Następny rozdział

Zgoda autorki oryginału: uzyskana.

Oryginał: http://www.fanfiction.net/s/417885/1


Anglia, 5 grudnia Roku Pańskiego 1607


Łóżko było za miękkie.

To była jedna z wielu rzeczy, które Ginny wyczuła, budząc się powoli. Jeszcze nigdy w życiu nie spała na tak miękkim materacu. Było jej tak dobrze...

Nie zwracała więc większej uwagi na owo doznanie.

Wyciągnęła się, uśmiechając lekko. Ależ jej było dobrze... miała tak ładny sen... Kurczę, co to był za sen?

Powoli otworzyła oczy. Uśmiech zniknął z jej warg.

Nie leżała w swoim szkolnym łóżku. To było ze dwa razy większe. Spała pośród mnóstwa puszystych, miękkich poduch i morza atłasowych prześcieradeł i pierzyn. Baldachim był jasnoniebieski, tak słodki, że aż się niedobrze robiło.

To na pewno nie było dormitorium dziewcząt z siódmego roku. Nie.

Wciągnęła cicho powietrze i usiadła, nie bardzo wiedząc, co myśleć.

Co ona, nadał śniła?

Komnata była ogromna. Wielki, perski, piękny dywan leżał na kamiennej posadzce, a przed nim w kominku wesoło trzaskał ogień. Ściany był pokryte jakąś bordową draperią, a kandelabry, przymocowane do nich, były chyba pozłacane, jeśli nie złote. Naprzeciw kominka, między świecznikami, wisiał jej portret - to ją trochę zaniepokoiło. Z sufitu zwisał duży, kryształowy żyrandol. Teraz jednak i tak światło dostawało się do pomieszczenia poprzez okna, umiejscowione za jej głową, za łóżkiem. Obok stała duża, czerwona, a więc pewnie mahoniowa szafa. Na środku pokoju spostrzegła stół z takiego samego drewna, przykryty jakimś ładnym bieżnikiem, a dookoła niego ustawiono krzesła z poduszkami.

W kącie umieszczono blaszaną umywalkę, ręcznik, lustro i dzban.

Ginny patrzyła na to wszystko oniemiała. Komnata była cudowna, piękna, taka wytworna! Czuła się, jakby się znajdowała w jakimś średniowiecznym zamku albo renesansowym pałacu.

Co tu się dzieje?

Wstała i podeszła do lustra.

Wyglądała tak jak zwykle, nie licząc tego, że miała na sobie jakąś strasznie niemodną, długaśną, białą koszulę nocną. Jej odbicie patrzyło na nią, dokładnie obrazując wyraz twarzy i uniesione brwi - w szkole chłopcy mówili o niej jako o najładniejszej dziewczynie. Nie zaprzeczała, nie potwierdzała. Nigdy nie używała żadnych kosmetyków, nie nosiła makijażu. Cerę miała gładką, wręcz alabastrowo białą, a swoje piegi kochała bardziej, niż cokolwiek innego.

To nie było jednak teraz ważne.

Jak znalazła się w tym pięknym pokoju? Nadal śniła? Ale... jakoś nie mogła uwierzyć, że to sen. Wszystko by takie.. takie... realistyczne! Słyszała trzaskanie drewien w kominku, czuła ciepło ognia. Wydawało jej się, ze myśli jasno, racjonalnie. W ogóle wszystko było takie rzeczywiste...

Lecz jeśli nie był to sen, to co się stało?

Dwuskrzydłowe drzwi otworzyły się. Ginny odwróciła głowę od lustra.

Do komnaty weszła niska, pulchna kobieta o długich, prostych włosach. Miała na sobie szarą suknię, biały fartuch i czepiec.

- Wasza Wysokość, czas wstać... - powiedziała z hiszpańskim akcentem, ale zamilkła, widząc Ginny przed lustrem.

O nie... Ta kobieta pewnie wie, że mnie tu nie powinno być!

Hiszpańskie rysy kobiety zmiękły jednak. Uśmiechnęła się.

- Jestem zaskoczona, widząc was tak wcześnie przebudzoną, Wasza Wysokość - powiedziała doskonałą angielszczyzną. - Zaskoczona, lecz i zadowolona.

Wasza Wysokość?

Nie, pewnie ta kobieta pomyliła ją z kimś innym.

- Gdzie ja jestem? - zapytał Ginny ochrypłym głosem.

Wydawało się, że kobieta jej nie usłyszała - podeszła od razu do szafy i otworzyła ją, wyjmując ubranie.

- Wasz ojciec prosił, abym przygotowała dla was aksamitną robę. Jego Wysokość Malfoy dziś przybywa. Podobna wam się ten kolor, Wasza Wysokość?

Malfoy...? Ona powiedziała "Malfoy", czy mi się przesłyszało?

- Jego Wysokość Malfoy? - zastanowiła się Ginny. - To jakiś król czy co?

Czarnowłosa odwróciła głowę, patrząc na nią.

- Dziecino, chcecie mnie wypróbować?

Mogłabym zapytać o to samo...

- Przepraszam?

Kobieta westchnęła i uśmiechnęła się porozumiewawczo.

- Panienko, wiem, że nie cierpicie Jego Wysokości Dracona, ale jesteście z nim zaręczona od... No, od urodzenia. Nikt niczego nigdy nie komentował, ale Jego Królewska Mość wasz ojciec nie chciał, abyście dorastali razem jako przyjaciele. Po raz pierwszy spotkaliście się dwa miesiące temu, nie pamiętacie? Ślub jest w Boże Narodzenie, więc ja tylko mogę składać wyrazy ubolewania oraz...

Ale Ginny i tak już nie słuchała. Najważniejsze słowa tej kobiety wciąż dźwięczały jej w głowie. Jego Wysokość Draco... Zaręczona... Spotkaliście się... Nie cierpicie...

Próbowała to jakoś poskładać. Ta stojąca przed nią kobieta brała ją za kogoś zupełnie innego, niż Ginny była! Trzeba było to sprostować.

- Proszę pani, pani słucha, doceniam to, co...

- Proszę pani? - kobieta wyprostowała się. - Przepraszam, że wam przerywam, panienko, ale nie lubię, jak mówicie do mnie "pani". Maria naprawdę wystarczy, uwierzcie.

- Dobrze, Mario - odrzekła Ginny, walcząc z pragnieniem uśmiechnięcia się. Maria wzbudziła w niej sympatię od razu, gdy weszła do środka. - Ja nie jestem tym, za kogo pani... za kogo mnie uważasz...

Maria uśmiechnęła się z sympatią.

- Ach, panienko, proszę usiąść tu ze mną.

Objęła ją i przyprowadziła do łóżka, albo raczej łoża. Gdy już usiadły, Maria wzięła ją za rękę i spojrzała na nią. Ginny już chciała coś powiedzieć, ale kobieta przerwała jej.

- Cicho, dziecino - powiedziała. - Pozwólcie mi coś wyjawić. Ja wiem, że to trudny dla was okres. Gdy minie zima, będziecie już małżeństwem, a Anglia i Walia połączą się. Bóg wie, że to bardzo dużo ziemi i trzeba będzie nad tym zapanować. Jego Wysokość Draco jest dobrym człowiekiem, choć sam tego nie chce okazywać. Ja mam dar, panienko, wy wiecie, że widzę, jacy ludzie są tak naprawdę. Będzie wam z nim dobrze. Nie macie zbyt wiele ze sobą wspólnego, ale przeciwieństwa się przyciągają, jak wiadomo.

- Mam wyjść za Dracona Malfoya? - pisnęła Ginny, przerażona.

Maria zaśmiała się, a ten śmiech był bardzo zaraźliwy. Ginny uniosła kąciki warg.

- Wiedziałyście o tym całe życie, panienko - powiedziała kobieta, klepiąc ją poufale po ręce. - Nie bądźcie taka zaskoczona. A tak poza tym, książę Draco jest bardzo przystojny. Będziecie mieli wspaniałe dzieci.

Myśl o tym, co by było, gdyby ona, Ginny, miała dzieci z Malfoyem i co by wtedy zrobiła jej rodzina, sprawiła, że skręciło ją w brzuchu. Mniej więcej go pamiętała, nie widziała go przecież od czerwca zeszłego roku, odkąd skończył szkołę. Maria jednak nie kłamała - rzeczywiście był przystojny, nawet bardzo. Miał szare oczy, w których często pojawiał się jakiś niezidentyfikowany błysk, z jego ust nie znikał pokrętny uśmieszek, a srebrnoblond włosy dość często opadały mu na oczy, jeśli ich nie odgarnął. Ginny myślała o nim zawsze trochę jak o "demonicznym aniele", bo wyglądała jak niebiańska istota, ale plany, temperament i rozum miał iście diabelskie. Widziała kilka razy, jak się bił z jej bratem. Zawsze gardził wszystkimi, którzy popierali Harry’ego Pottera lub nazywali się Weasley.

- A teraz - powiedziała Maria, wstając. - Wracamy do ubioru. Która podoba wam się najbardziej?

- Obojętnie - odrzekła nieobecnie.

Ja nie śnię... Ja jestem w jakimś innym świecie... w jakimś udziwnionym miejscu...

- Jaki dziś dzień, Mario? - zapytała nagle.

- Piąty grudnia, dziecino.

- Roku?

Maria odwróciła się i spojrzała na nią dziwnie. Ginny zmusiła się do nieszczerego uśmiechu.

- Chce tylko wiedzieć, czy ty wiesz - rzekła, czując się niewiarygodnie głupio.

- Tysiąc sześćset siódmego - odpowiedziała Maria, przewracając oczami i spoglądając do szafy.

Tysiąc sześćset siódmego!!!

Prawie czterysta lat!!! Cofnęłam się czterysta lat w przeszłość!!!

... Jej różdżka! Potrzebowała różdżki! Ale zanim zaczęła jej szukać, pomyślała, że pewnie i tak jej niepotrzebna. Prawdopodobnie była mugolką.

Spojrzała na swój portret. Tak. To mugolski świat, inaczej jej namalowane ja pomachałoby albo uśmiechnęło się. Ale nie, Ginny na portrecie nadal miała skwaszoną minę.

- Mario, co wiesz o magii? - zapytała Ginny, ponownie czując się jak ostatnia idiotka.

Maria nawet się nie obróciła.

- Tyle, ile wszyscy, panienko - odrzekła, kładąc na łoże kolorowe szaty. - Obawiam się, że nie mogę być wam pomocą, ale jedna taka... wszechwiedząca Alexandria się nazywa... powie wam wszystko, co chcecie wiedzieć. Ta kobieta jest najmagiczniejsza na świecie, przysięgam...

- Nie myślisz, że... że magia jest dziwna - zaciekawiła się Ginny.

- Nie jest dziwna - odpowiedziała Maria. - Wielu ludzi w królestwie nie wie, o co w tym chodzi, ja też zresztą nie... Ale szanuję to, rozumiecie...

- Oczywiście.

- Zawsze się interesowałyście magią... - zaczęła Maria, ale Ginny znowu pogrążyła się w myślach.

Była w magicznym świecie, tyle wynikało z wypowiedzi Marii. Ale ona, rzeczy oczywista, magiczna nie była. Jak to się stało? Dorastała wśród magii, była nią otoczona przez całe życie i teraz nagle, w tym miejscu, została mugolką?

Czy ja się kiedykolwiek wydostanę z tego świata?... Jak ja mam tu przetrwać?... I w dodatku ten ślub z "księciem" Draconem...

Coś ją uderzyło.

- Maria! - krzyknęła.

Kobieta odwróciła się, zaskoczona.

- Słucham was, panienko.

- Jeśli Malfoy jest księciem, to ja będę... - przełknęła ślinę. - Księżniczką? - wyszeptała.

Maria zaśmiała się ponownie swoim wibrującym śmiechem i oparła się o słupek.

- Och, dziecino, mylicie się! Przecież... jak to tak się naigrywać, ładnie gracie, pokazując takie przerażone miny. Wy jesteście królewną, nie księżniczką!

Królewna... jestem królewna...

Czuła, że zaraz zemdleje z wrażenia. Wyrosła już dawno z marzeń o bycia królewną - ostatni raz chciała nią być w wieku siedmiu lat. Potem uświadomiła sobie, że nie jest jakąś zaginioną koronowaną głową, tylko dziewczynką z rodziny, w której nie ma dosyć pieniędzy na to, by każdy mógł spełniać swoje indywidualne potrzeby.

Ginny podniosła puchar ze stołu i pogładziła go.

Była królewną!!!

Jestem królewną i wyjdę z księcia...

Książę zawsze kojarzył jej się z wysokim, przystojnym, ciemnookim i ciemnowłosym mężczyzną, który jedzie na białym koniu i ratuje damy z opresji.

A to na pewno był wysoki, jasnowłosy i jasnooki, nachmurzony facet, który bawił się ludźmi, bo nie mieli takiej góry szmalu jak on, nie pochodzili ze starej wielkiej magicznej rodziny, jak on, albo w ogóle nie mieli rodziców.

Wychodziła za gbura.

Wychodzę za Dracona Malfoya...

- Ach! - krzyknęła Maria triumfalnie, odwracając się. W rękach trzymała butelkowozieloną, aksamitną suknię. - Doskonała! Wspaniale będzie współgrała z waszymi pięknymi włosami, dziecino.

Ginny pozwoliła wcisnąć się w ozdobiony koronką gorset, po ściśnięciu którego wydawało jej się, że zaraz się udusi. Usiadła, rozmyślając, a tymczasem Maria włożyła na nią grube, bardzo grube pończochy, białą halkę, białą suknię i w końcu zieloną robę.

Spojrzała w lustro - wyglądała bardzo interesująco: ten przeklęty gorset zwężał jej talię i uwypuklał piersi, długa spódnica wznosiła się i opadała, gdy chodziła, bardzo przy tym szeleszcząc. Suknia miała rozcięte rękawy i Ginny zastanawiała się: po co?, ponieważ było przeraźliwie zimno. Jednakże Maria dała jej jeszcze białe, długie, sięgające za łokieć rękawiczki. Ginny ich jeszcze nie założyła - dźwiganie sukni sprawiło, że zaczęła się pocić i było jej za gorąco na rękawiczki.

Służąca niezwykle misternie ułożyła jej grube, piękne, lśniące włosy.

Dziewczyna wcześniej, jeszcze w szkole, często zastanawiała się, jakby to było nosić taką suknię... nigdy jednak nie wzięła pod uwagę, że trzeba się przy tym tak namęczyć.

- O której przybywa, eee... książę Draco? - zapytała, zmuszając się do stłumienia nienawiści względem imienia. Ale i tak zbyt dobrze nie wypadła.

- Tak wiele razy już wam mówiłam - odrzekła Maria. Stała za Ginny i spojrzała jej teraz w odbicie oczu. - W południe. A teraz, panienko, jaki naszyjnik chciałybyście założyć?

Ginny nieomal nie zemdlała na widok tych wszystkich kosztowności. Były jej... Miała kilkaset milionów galeonów i one były jej... nie ojca, "króla" lub matki, "królowej", lecz jej, jej własne...

- O ja... - mruknęła, zerkając do szkatuły pełnej naszyjników, bransolet i pierścieni.

Z pomocą Marii zdecydowała się na małe serduszko ze szmaragdu na cienkim złotym łańcuszku. Ginny uważała, że inne są zbyt krzykliwe i nieporęczne, ale oczywiście nie powiedziała tego głośno.

- Śniadanie - oznajmiła Maria i zaprowadził ją do jadalni.

Zamek był ogromny. Nie był jednak tak przyjazny jak Hogwart, wręcz przeciwnie, wydawał się ponury i niedostępny. Na korytarzach żadnych odgłosów, wyłącznie stukot jej koturnów o posadzkę. Brak pięknych magicznych lamp. Zamiast tego zimne światło kandelabrów.

Maria wprowadziła ją do komnaty prawie dwa razy większej od jej sypialni, ze stołem mogącym chyba pomieścić około pięćdziesiąt osób. Ironiczne było, że gdy weszła do środka, siedziało ich tylko dwoje. Z pomieszczenia obok weszła jakaś dziewczyna, niosąc potrawy i napoje.

Para, która siedział przy stole i jadła śniadanie, miała na sobie bardzo piękne i zapewne kosztowne stroje. Maria poszła do kuchni, zostawiając Ginny samą sobie. Dziewczyna czuła się bardzo bezradnie i bardzo idiotycznie.

Nagle kobieta uniosła głowę i zmarszczyła brwi. Mężczyzna nawet się nie obrócił, tylko powiedział:

- Chodź tu dziewczyno, usiądź i zjedz.

Ginny postanowiła być posłuszną i usiadła po prawej stronie mężczyzny, naprzeciw kobiety, której zaciśnięte usta bardzo przypominały usta profesor McGonagall…

Czy jeszcze kiedykolwiek zobaczę swoją opiekunkę?

- Dobrze spałaś, moja droga? - zapytała kobieta bardzo napiętym tonem. Wyglądało na to, że siliła się na uprzejmość.

Ginny patrzyła na nią prze chwilę. Moja droga? No tak, to przypuszczalnie byli jej rodzice... Król i królowa... Czego? Walii czy Anglii?

Nie wiedziała i w związku z tym czuła się jeszcze głupiej.

Nastrój do kłótni był bardzo odpowiedni, ale Ginny wiedziała, że to nie dlatego, że widzi tych ludzi po raz pierwszy w życiu. To przez tę dwójkę. Nie byli typem ludzi przyjaznych, czuła to, choć nie wiedziała jak. Byli z tych, którzy nie dokuczają sobie dla żartu, nie całują dzieci na dobranoc i nie trzymają się za rękę, gdy idą po mieście. Nie przytulali pewnie swej córki, nie czytali jej bajek i nie pomagali odrabiać pracy domowej.

To była rodzina, w której Ginny nigdy nie miała wątpliwej przyjemności żyć.

- Jedz - burkliwie zwrócił jej uwagę mężczyzna, kiwając głową na jej talerz, który był pełen czegoś, czego nie umiała rozpoznać.

Ginny wzięła widelec i zaczęła grzebać w jedzeniu. Jak gdyby mogła zjeść cokolwiek, jeśli jej żołądek jest ściśnięty do granic możliwości...

Drzwi kuchni otworzyły się i wszedł służący. Ginny odwróciła głowę i zobaczyła jego twarz.

W odróżnieniu od innych wiedziała, kim jest. Był chłopakiem. Z potarganymi czarnymi włosami, jasnozielonymi oczami i jakimiś zblazowanymi okularami.

Ginny natychmiast go rozpoznała.

- Harry! - krzyknęła, z wrażenia upuszczając widelec na talerz.

Harry, który akurat podawał na stół wazę z zupą mleczną, zamarł i spojrzał na nią. Jej "rodzice" przerwali czynność jedzenia i zwrócili ku niej głowy, wstrząśnięci i oburzeni.

Poczuła, że się czerwieni.

- Jesteś Harry, prawda? - spytała cicho.

Powoli pokiwał głową, odłożył wazę i wyprostował się, po czym wrócił do kuchni. Ginny mogła przysiąc, że bardzo szybkim krokiem.

Nie poznaje mnie... Harry mnie nie zna... Czy to oznacza, że Draco tez nie będzie wiedział, kim jestem?

Wróciła do jedzenia, ale apetyt się gdzieś zapodział. Wbiła widelec w brązowe mięso.

I właśnie w tej chwili zrozumiała, że Harry nie miał na czole blizny w kształcie błyskawicy...

Następny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • : 2012-08-24 11:18:35

    Tak średnio mi się podobało. Za dużo opisów, styl taki sobie, zaletą jest to, że tekst jest dość krótki.

  • Sora : 2012-07-08 00:11:15
    Genialne!

    Świetne tłumaczenie, wielka szkoda że niedokończone. Poszperałam trochę w necie i znalazłam je na innych stronkach, i mimo że tłumacz ten sam to jednak mam wrażenie że tutaj tekst jest bardziej dopracowany, poprawione zostały błędy językowe. W związku z tym byłabym wdzięczna za dokończenie ficka, którego tutaj czyta się najprzyjemniej ;)

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu