Opowiadanie
All you need is love
Rozdział II Baardzo dziwne spotkanie
Autor: | Mocha Butterfly |
---|---|
Tłumacz: | Villdeo |
Serie: | Harry Potter |
Gatunki: | Fantasy, Komedia, Kryminał, Mistyka, Obyczajowy, Przygodowe, Romans |
Dodany: | 2010-03-13 23:46:48 |
Aktualizowany: | 2010-03-13 23:46:48 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Zgoda autorki oryginału: uzyskana.
Oryginał: http://www.fanfiction.net/s/417885/1
- Panie? Panie, proszę się obudzić...
Draco Malfoy poczuł, że ktoś nim potrząsa za ramię, wyrywając z głębokiego snu. Obudził się, gotowy trzasnąć tego kogoś, obojętnie, kim by nie był. Ale nie trzasnął. Być może dlatego, że nie znał tego chłopca. Miał on na oko nie więcej niż piętnaście lat oraz brązowe włosy. Przygryzał właśnie wargę, patrząc na niego zaniepokojony.
Draco usiadł natychmiast, całkowicie przebudzony. Nie leżał w swoim łóżku, to pewne. Poza tym, ten pokój był trochę większy od jego, bardziej kolorowy. I było w nim więcej mebli. Zamiast skrzata domowego budził go chłopiec, który wyglądał jak zbity pies.
Matka mnie gdzieś przeniosła?
Draco mieszkał w wielkim domu i wiedział, że we dworze jest wiele pokoi pozamykanych na klucz, których nigdy nie widział.
I najęła kogoś do pomocy?
Chłopiec patrzył wyczekująco na Dracona. Był przerażony.
- Gdzie jestem? - warknął blondyn.
Przez chwilę na twarzy chłopca jawiło się prócz strachu zakłopotanie.
- W-w-waszym pokoju, Wasza Wysokość - wyjąkał.
- Wasza Wysokość? - Draco uniósł brew. - To jakiś żart mojej matki?
Sposób, w jaki spojrzał na niego chłopiec, zaintrygował go.
- Co chcecie powiedzieć, panie?
Draco położył nogi na podłodze. Prawe krzyknął, gdy zobaczył, co miał na sobie. Sukienka!
No dobra, na chama mógł przyznać, że to nie była sukienka. To była koszula nocna, ale i tak nosiły takie dziewczyny. Nie faceci.
- To nie jest śmieszne! - odpowiedział, unosząc głos. - Matka mogła chociaż kazać mnie ubrać w piżamę. Powiedz jej, żeby tu przyszła. Natychmiast.
Chłopiec zamrugał oczami.
- Ale, Wasza Wysokość... Wasza matka... Jej już nie ma wśród nas....
Teraz Draco się zdziwił.
- Że co?
- Ona... Ona nie żyje, panie! - wyrzucił z siebie i spojrzał na niego oniemiały.
No dobra, to już zakrawa na komedię...
- To poślij po mojego ojca - powiedział, uśmiechając się z trudnością. - Zanim stracę cierpliwość.
- Tak jest, Wasza Wysokość - odrzekł szatynek i wybiegł sprintem z komnaty.
Panie? Wasza Wysokość? Co jest?
Draco wstał i obszedł nieznaną sobie komnatę. Umeblowano ją nieźle - jednakże wszystkie komnaty w posiadłości jego rodziny były pięknie umeblowane. Narcyza Malfoy nie szczędziła pieniędzy, jeśli chodziło o dekorowanie własnego domu.
Rzecz jednak w tym, że jego matka nie była typem osoby, która dla żartu przeniosłaby go nocą do innego pokoju.
Narcyza Malfoy nie była dowcipnisią. Była piękna i bogata, ale nie posiadała poczucia humoru ani za grosz.
A Lucjusz... Cóż... Jego ojciec by zdolny do różnych rzeczy... Był mężczyzną, który przeniósłby własnego syna do innego pokoju, aby zobaczyć jego reakcję rano. Ale w takim razie to nie byłby tak piękna komnata. Lucjusz zawsze uważał, że dziecko (mimo że Draco miał już osiemnaście lat, dla swojego ojca nadal pozostawał dzieckiem) nie powinno dorastać wśród przepychu. Wierzył, że to bieda i ubóstwo kształtują prawdziwego mężczyznę, a bogactwo i przepych z dziecka robią maminsynka. Ciekawe, bo mógłby kiedyś spojrzeć na siebie. W każdym razie, jeśli zrobiłby coś takiego, to Draco teraz leżałby na posadzce w lochach, a Lucjusz stałby nad nim, patrząc na reakcję swego syna. Na pewno nie wynająłby po to jakiegoś chudego, zabiedzonego chłopca.
Rozejrzał się po pokoju, szukając jakichś bardziej męskich ciuchów, jednak po chwili postanowił poczekać na swego ojca. Niech najpierw mu to wszystko wyjaśni.
Westchnął i usiadł na łóżku, spoglądając na ścianę. Na portrecie tam wiszącym widniała piękna, srebrnowłosa kobieta. Draco patrzył na nią zaciekawiony, zastanawiając się, co jest nie tak - bowiem takie miał przeczucie. Malarz, który to namalował, musiał mieć niezwykły talent - kobieta była rozpromieniona, jej uroda została wspaniale oddana na płótnie.
Tylko dlaczego coś tu nie grało?
Nagle zrozumiał. To było jak raz w twarz.
Obraz się nie poruszał.
To był mugolski portret - kobieta zawsze miała trwać w tej samej pozie i z taką samą miną. Draco zastanawiał się zawsze, jak mugole mogą mieć na ścianach takie nudne obrazy.
Ten malunek to też jakiś żart jego ojca? Zamierzał wejść i wyśmiać zaskoczenie swego syna?
Drzwi otworzyły się. Draco pozbył się uczuć wszelkiego przerażenia i zaskoczenia. Był gotowy do kłótni.
Ale to nie wszedł jego ojciec. Nie. Nie, to była jakaś dziewczynka, miała może z siedem lat. Nosiła koszulę nocną, ale inną niż Draco.
Miała srebrne włosy, długie i zaczesane w kitkę. Wydawało mu się, że już kiedyś ją widział. Rzeczywiście, była bardzo podoba do tej kobiety na portrecie.
- Draco! - powiedziała, uśmiechając się szeroko. - Dzień dobry! Czy nie jesteś podekscytowany?
- Podekscytowany? - powtórzył, wpatrując się w nią.
- Tak, podekscytowany, jegomości - powiedziała, podskakując. - Znowu jedziesz zobaczyć tę piękną królewnę. Ja jestem taka podniecona, och! - Weszła do środka i zaczęła się kołysać, jakby tańczyła walca z jakimś niewidocznym partnerem. - Zawsze chciałam mieć siostrę - dodała.
- Królewnę? - powtórzył, czując się jak idiota.
- Królewnę Ginny. - Dziewczynka przestała tańczyć i stanęła tuż przed nim, wyciągając szyję, żeby zobaczyć jego minę. Miała oczy podobne do jego, również z czarnymi refleksami ale jej wydawały się o wiele bardziej niebieskie. Draco pomyślał, że ta dziewczynka, gdy dorośnie, będzie przepiękną kobietą. - Ach, wiem, że jej nie lubisz, ale według mojego sądu ona jest przeurocza!
- Królewna Ginny?
Co u diabła? Kim jest ta mała i gdzie jest ojciec?
- Gdzie jest mój ojciec? - zapytał.
- Czy chodzi o naszego ojca? - Spojrzała na niego przebiegle. - Jest w podgrodziu, wygłasza mowę do poddanych, nie pamiętasz? Przecie każdy oczekuje wesela na Dzień Narodzenia Pańskiego! Rozmyślałam, że siostra to najlepsze, co możesz mi dać w prezencie, Draco.
Nagle wskoczyła na łóżko, usiadła okrakiem na jego kolanach i objęła go za szyję. Draco nie bardzo był na to przygotowany i żeby utrzymać równowagę, chwycił ją na ramiona. Zanim mógłby ją zapytać o to, co robiła, pocałowała go w policzek.
- Wspaniały z ciebie brat, Draconie! Nie pałasz do Ginny zbytnio gorącym afektem, ale ożeń się z nią dla mnie! Żebym miała kogoś, kto zastąpiłby mi matkę. - Draco chciał coś wtrącić, ale i tak mu przerwała. - Tak, tak, wiem, nie raz już mówiłeś, że nikt nie może zastąpić matki... Ale... to nie jest sprawiedliwe, ty ją znałeś, a ja nie. Królewna Ginny powinna być dla mnie wspaniałą mateczką, prawdaż?
- Eee... Proszę, nie mów mi, że rozmawiamy o Ginny Weasley - powiedział w końcu, bo to była pierwsza rzecz, którą zrozumiał od razu.
- Tak, Ginny Weasley - odrzekła.
Dracona ogłupiło.
Jego ojciec nigdy by się nie posunął do tego, żeby znaleźć dziewczynkę bardzo podobną do niego, która chciałaby udawać jego ukochaną siostrzyczkę. Już nawet nie biorąc pod uwagę tego, że po prostu nie istniał ktoś taki jak on, ani identyczny, ani choć podobny. Poza tym dziewczynka sama twierdziła, że jest z nim spokrewniona. Chyba, że miał siostrę i nic o tym nie wiedział... (nie, to nieprawdopodobne, bardzo dobrze wiedział, że nie miał - słyszał wiele razy jak Narcyza narzeka, że tak wiele musiała poświecić, aby go urodzić, a następne dziecko na pewno kompletnie zrujnowałoby jej doskonałą figurę... Nie, Draco nie posiadał rodzeństwa).
Śnię?
Nie, nie śnił, bo gdyby spał, to czy to dziecko byłoby takie ciepłe i... I czyżby jej aż tak pobłażał? No i jeśli śnił, to czemu myślał, że śni? Wcześniej miał wiele realistycznych snów, ale w żadnym nie zadawał sobie pytania, czy śpi.
I dlaczego Ginny Weasley stała się nagle królewną?
- Jak się nazywasz? - spytał Draco dziewczynkę, stawiając ją na posadzce.
Położyła ręce na biodrach i obdarzyła go uśmieszkiem, który był bardzo podobny do jego własnego.
- Draconie, przecież znasz bardzo dobrze me imię.
- Bądź dużą dziewczynką i mi powiedz.
Przewróciła oczami.
- Przestałam być już "dużą dziewczynką", gdy skończyłam pięć lat. Czemu się tak zachowujesz, Draco?
- Biorąc pod uwagę twoje zachowanie, mógłbym pomyśleć, że zapomniałaś własnego imienia - odrzekł.
Mina jej złagodniała.
- Proszę bardzo. Zwę się Isabella Elisabeth Susanne Marie Malfoy. Szczęśliwy?
- I tak cię nazywają wszyscy dokoła? - zadrwił. - Wołają: Hej! Isabello Elisabeth Susie... i tak dalej?
Wydęła wargi i zmrużyła oczy.
- Wołają Elle i bardzo o tym dobrze wiesz, Draconie!
- Oczywiście. A teraz powiedz... Kiedy nasz ojciec wróci do domu?
- To niesprawiedliwe! Zachowujesz się jak byle cham, Draconie! - powiedziała, po czym obróciła się demonstracyjnie na pięcie i podeszła do drzwi.
- Chwilę temu byłem jeszcze najukochańszym braciszkiem na świecie - zadrwił, uśmiechając się do niej szyderczo.
- Ooch! - westchnęła i wyszła, nawet na niego nie patrząc.
Draco, gdy zauważył swoje odbicie w lustrze naprzeciw łóżka, zobaczył, że się uśmiecha. Po raz pierwszy się uśmiechał normalnie. Dziwne.
Teraz jednak musiał pomyśleć. Usiadł na łóżku.
Gdzie się znajdował? To oczywiście nie był jego dom. Psiakrew, nie był nawet pewien, czy to jego czasy, dziewczynka tak dziwnie mówiła.
Rozejrzał się po pokoju i upewnił się, że nie posiada różdżki.
Nie spodziewał się tego.
Gdziekolwiek był, kiedykolwiek był - był mugolem.
Kobieta na portrecie na pewno nie była Narcyzą Malfoy, ale była to przypuszczalnie jego matka. Twarz damy z obrazu była łagodniejsza, jej mina była milsza, a ona sama uśmiechała się do niego figlarnie.
To chyba moja rodzina... Tamta dziewczynka... Elle... Ta kobieta... Ciekawe, jak wygląda mój ojciec...
Jego myśli pomknęły do tego, co oznajmiła Elle - do królewny Ginny. Ginny Weasley, najmłodsza w tamtej rodzinie. Jedyna Weasley, która jeszcze była w Hogwarcie. Dziewczyna, która całowała ziemię po której stąpał Harry Potter.
Uśmiechnął się kpiąco. Przynajmniej, która zazwyczaj całowała. Gdzieś tak na jego szóstym roku, więc jej piątym, wydawało się, że jej zadurzenie zanikło. Draco nigdy wcześniej jakoś tego nie zauważył - aż do teraz. Nigdy nie zauważał Ginny Weasley, bo nie miała z nim nic wspólnego.
A teraz co miała? Elle powiedziała coś o tym, że Ginny będzie jej siostrą. Czy to oznacza, że Draco posiadał jakiegoś starszego brata, który się z nią żeni?
Jednakże nadal pamiętał inne słowa dziecka: "Ożeń się z nią dla mnie!"
Nagle poczuł pragnienie, żeby się powiesić. O Boże, przecież to on się żenił z Ginny Weasley. A jeśli ona była królewną, patrząc z tej strony, że królewny wychodzą za książąt, to on... To oznaczało, że on jest księciem.
To nie jest śmieszne...
Chwycił się za brzuch, czując, że na samą myśl o tym wszystkim zwymiotuje.
To wszystko prawda... Mam inną, dziwną rodzinę, jestem księciem i ożenię się z Ginny Weasley...
Po prawdzie, to nie przez nią było mu niedobrze. Nie było wątpliwości, że była prześliczną dziewczyną, chyba najładniejszą w całej szkole, przynajmniej było tak, gdy ją kończył. Ale sama myśl, że ma poślubić Weasleyównę - osobę z rodziny, której nienawidził i która jego nienawidziła - była okropna. Nie wspominając o tym, że nie przejawiał żadnych chęci do ożenku.
Jasnowłosy chłopiec wrócił. Draco się niemal zaśmiał. Chłopak wydawał się być tak przerażonym, że to było prawie śmieszne.
- W-w-w-wasza Wysokość, wasz ojciec nie mógł wrócić - powiedział, jąkając się. - P-p-pan p-p-p-prawie zakończył swą mowę i jeśli... I pow-w-w-wiedział, że jeśli chc-c-cecie do niego dołączyć w podgrodziu, to....
- Przestań się jąkać i mnie ubierz - rozkazał Draco. Hej, miał władzę, więc czemu by jej nie wykorzystać? Nie czuł się winny temu, że rozkazywał komuś, jeśli temu komuś płacono i w dodatku on miał do tego całkowite prawo.
Chłopiec pokiwał głową i podszedł do szafy. Draco, szczerze mówiąc, nigdy nie lubił być ubierany. Nie było to przyjemne uczucie, być dotykanym, w dodatku przez osobę tej samej płci. Ale rozkazał to zrobić, bo przede wszystkim, nie miał pojęcia, w co i jak się ubrać. Było to pewnie zbyt skomplikowane i bez pomocy chłopca by sobie nie poradził.
- Twoje imię.
Chłopiec, który klęczał przed nim, wiążąc mu buty, spojrzał w górę, zaskoczony.
- Wybaczcie, panie?
- Twoje imię - powtórzył.
- Tim-Timothy - odrzekł.
- Jak? Nigdy cię nie nazywałem po imieniu, że się boisz? - zadrwił.
- N-nie, Wasza Wysokość, wy zawsze wołaliście na mnie... - uciął, spoglądając na buty.
- Jak zawsze wołałem?
- Wiecie sami, Wasza Wysokość.
- Odpowiedz mi!
Timothy zadrżał, gdy Draco krzyknął.
- N-n-nazywaliście mnie różnie, panie. Idiotą, głupkiem, szmaciarzem... to są te grzeczniejsze określenia, Wasza Wysokość...
Draco był zaskoczony. Bywał niegrzeczny dla służących i skrzatów domowych, ale nigdy nie doszło do tego, żeby ich przezywał. Zazwyczaj starał się zapamiętać ich imiona.
- Dobrze - powiedział, próbując zachować w głosie niewzruszenie. - Odtąd jesteś tylko Timothy.
Chłopiec spojrzał na niego ponownie.
- N-n-naprawdę, panie?
- Chyba, że wolisz jakieś inne imię - szczeknął i Timothy ponownie podskoczył. Skończył wiązać kokardki i wstał. Sięgał Draconowi tylko do ramion.
- N-n-n-nie, Wasza Wysokość. Timothy jest wspaniałe.
- Dobrze. Jestem głodny. Gdzie moje śniadanie?
- Mogę je przynieść, jeśli chcecie, panie. Ale możecie także zejść na dół i zjeść z panienką Isabellą.
Draco zamyślił się. Chciał bardzo porozmawiać z Elle i wyciągnąć od niej jeszcze więcej informacji. Poza tym ta dziewczynka go oczarowała - zaczynał ją lubić. Nigdy się nie zdarzyło, żeby polubił kogoś, kogo spotkał tylko raz.
Był jedynakiem. Zawsze skrycie zazdrościł wszystkim, którzy mieli jakiekolwiek rodzeństwo. Czuł, że gdyby miał brata/siostrę, ten ktoś zachowywałby się podobnie do Elle.
- Zjem na dole.
Timothy pokiwał głową i uśmiechnął się lekko.
Zamek przypominał Draconowi dom - zimne, kamienne, szare ściany, świece w kandelabrach i świecznikach, a okna zasłonięte grubymi kotarami. Były one ciężkie, a po zimnie, które odczuwał, chłopak wywnioskował, że musi być zima.
Tak, Elle wspominała coś o Bożym Narodzeniu. Musiał być listopad albo grudzień.
- Ile jeszcze dni zostało do Bożego Narodzenia, Timothy? - zapytał służącego, przypomniawszy sobie, że wtedy ma się odbyć jego ślub.
- Dwadzieścia dni, Wasza Wysokość.
Dwadzieścia dni! To oznaczało, że był piąty grudnia.
Miał się ożenić za trzy tygodnie!
Trzeba się stąd wydostać... Cholera jasna, tylko jak ja się tu znalazłem? Przydałaby się różdżka... Kurczę, jaka szkoda, że nie przykładałem się to teleportacji!
Elle siedziała już przy monstrualnym stole. Jej twarz rozjaśnił uśmiech, gdy Draco wszedł do komnaty i usiadł obok niej.
Miała na sobie jakąś śliczną, czerwoną suknię, a włosy ułożono jej na kształt aureoli.
- Złą na ciebie jestem, Draconie - powiedziała, gdy zaczął sobie nakładać jedyną znana sobie potrawę na tym stole - owsiankę.
Uśmiechnął się drwiąco.
- Dlaczego? Bo byłem głupkiem?
- Owszem.
- Trzeba się do tego przyzwyczaić, Elle. Ja zawsze jestem głupkiem.
- Draconie! Być może matka zmarła rodząc mnie, ale wiem, że nie wychowała cię w sposób, abyś mówił tak o sobie! To nie wypada! - warknęła.
Draco parsknął.
- Mówić takich rzeczy o sobie? Ja nie powiedziałem nic złego, Elle. To tylko prawda. Każdy, kogo zapytasz, odpowie ci, że jestem największym głupkiem na świecie. Zacznij od tej swojej królewny Ginny.
- To inna rzecz - odpowiedziała, zapominając o jedzeniu. - Obydwoje pałacie do się nienawiścią.
Prawda. Szczerze, to nie ma pojęcia, co bym zrobił, gdyby Ginny mnie lubiła...
Nagle zastanowił się, czy Ginny Weasley także została tu przeniesiona, czy ona może jest z tego świata? On nazywał się w dalszym ciągu Draco Malfoy, ale nigdy nie poznał kogoś takiego jak Elle czy Timothy. Ginny mogła wyglądać tak jak ona, ale to mogła nie być ona...
- Nie wszyscy cię nienawidzą - ciągnęła Elle. - Prawdę rzekłszy, każdy w królestwie nie może się doczekać, aż dostąpisz tronu.
- Jakim królestwie?
- Naszym, w Walii, kpie!
- A Ginny Weasley jest królewną jakiego królestwa?
- Anglii. Na miłość Boską, Draconie, czy ty żeś się uderzył w głowę, gdyś spał?
To niesprawiedliwe! Dlaczego Ginny Weasley została królewną, w dodatku Anglii, a ja mieszkam w jakiejś zatęchłej Walii?
Nagle coś zrozumiał.
- Po ślubie Walia i Anglia się zjednoczą?
- Ojej, Draconie, sam się tego domyśliłeś?
Zamyślił się na moment. Nagle się zaśmiał.
Jakby się przydał ktoś lub coś z jego czasów! Z drugiej strony nie był pewien, czy właśnie to nie są jego czasy.
- Zgadłaś, Elle, uderzyłem się w głowę podczas snu - powiedział w końcu. - Zapomniałem też, jaki mamy rok. Mogłabyś mnie oświecić?
Dziewczynka westchnęła i przewróciła oczami.
- Tysiąc sześćset siódmy, półgłówku.
Draco najpierw mocno chwycił swój widelec, który po chwili spadł z łoskotem na talerz.
- Czterysta lat wstecz!
- Co? - Spojrzała na niego zaciekawiona.
- Znaczy... - Poczuł się trochę głupio, a Draco Malfoy naprawdę rzadko bywał zakłopotany. - Ignoruj, co mówię. Mój lekarz powiedział, że od spotkania mojej głowy z podłogę mogę pleść od rzeczy.
- Lakarz? Dobry Boże, Draconie, takiś dziwny dzisiaj.
- No, chyba istnieje ktoś taki jak doktor, prawda?
- Ano prawda, ale my nigdy nie widujemy się z balwierzami! Podczas choroby zawsze wzywają Albusa.
Draco uniósł brew, a widelec w jego ręce zatrzymał się w połowie drogi do ust.
- Albusa... Dumbledore’a? - zapytał, choć wiedział, że ma rację.
- Dobrze wiesz, kto zacz! - krzyknęła Elle, wyglądała na wściekłą. - Jest wspaniałym uzdrowicielem, najlepszym, jakiego kiedykolwiek Walia miała. Bóg Jedyny wie, ile ma lat, taki jest stary. Podobnież skończył już dwa wieki, a żyje!
- Nie jest aż tak stary - powiedział Draco, wracając do jedzenia.
Ponownie, choć imię było to samo, to wcale to nie oznaczało, że to był ten sam Albus Dumbledore, o którym myślał.
Drzwi do jadalni trzasnęły, przykuwając ich uwagę. Do komnaty wszedł wysoki człowiek, jego piękna złota peleryna była cała mokra. Płatki śniegu nadal tkwiły na jego szpakowatobrązowych włosach. Energicznie odsunął krzesło u szczytu stołu i usiadł, po czym nalazł sobie czegoś z karafki.
To musiał być ich ojciec, król Walii. Draco zauważył, że podobnie do niego unosi brwi, ma podobnie skrojone usta i takie same szare oczy. Ale srebrne włosy musiał odziedziczyć po matce.
- Czy pada, Ojcze? - zapytała niewinnie Elle.
Mężczyzna odstawił kielich i wytarł usta wierzchem dłoni.
- Oczywiście. Pada co dzień, a dziś śnieży. Zimniej niźli w psiarni.
Draco zauważył spojrzenie Elle, zanim utkwiła wzrok w talerzu, była chyba zawiedziona.
- Kiedy wyjeżdżamy do Weasleyów, ojcze?
Spojrzeli na niego obydwoje.
Draco poczuł, że chyba powiedział coś nie tak.
- Weasleyów? - odezwał się w końcu ich ojciec. - A od kiedyż to zwiesz ich Weasleyami?
Odkąd w pociągu do Hogwartu spotkałem pierwszy raz Rona Weasleya
- A... A jak mam ich nazywać?
- Rodziną Królewską Anglii - powiedziała Elle, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem. Zwróciła się do ojca i powiedziała: - Draco uderzył się w głowę dziś w nocy. Myślę, że nadal go pobolewa.
Mężczyzna odchrząknął, ale nic nie powiedział.
- Tak więc kiedy wyjeżdżamy do Rodziny Królewskiej Anglii? - wycedził Draco, wpatrując się wściekły w młodszą siostrę.
- Gdy skończę jeść - odrzekł naburmuszony władca.
~~~~
Padał śnieg - zauważyła Ginny, spoglądając przez okno znad ramienia swojej "matki".
Normalnie to od razu wybiegłaby na dwór i zaczęła taplać się w śniegu. Ale, po pierwsze, szata, którą miała na sobie, nie pozwalała jej normalnie chodzić, a co dopiero biegać. Po drugie, chciała od razu po śniadaniu porozmawiać z Harrym.
Zjadła trochę tego, co miała na talerzu i podziękowała za posiłek. Wydawało się, że jej rodzice nawet nie zauważyli, że wyszła.
Patrząc od dobrej strony, nie zauważyli także, że skierowała swe kroki w stronę kuchni.
Powitał ją tam gwar i podmuch gorącego powietrza, jakby nie było jej już ciepło od noszenia tego całego tałatajstwa na sobie.
Wielu służących krążyło w obydwie strony, donosząc lub znosząc jedzenie z jadalni. W wielkiej balii, pełnej wody, leżały brudne naczynia, a dokładnie naprzeciw niej stał wielki kamienny piec.
Ludzie patrzyli na nią zaciekawieni.
Nastała cisza. Oczekiwali, że coś powie.
Ginny poczuła, że się czerwieni.
- Ja... Chciałabym porozmawiać z Harrym Potterem... Proszę - powiedziała, czując, że to, co rzekła, jest trochę idiotyczne.
Harry wyszedł naprzód, jednak... Nie, to nie Harry. To był ktoś o identycznej budowie i identycznych ciemnych włosach... Ale ten nie nosił okularów. No i miał brązowe oczy. Przyjrzała mu się bardziej - to na pewno nie był Harry. Ten człowiek miał włosy przyprószone już siwizną.
Czyżby to był...
Ginny przełknęła ślinę.
Czy to mógł być James Potter?
- Czego panienka sobie życzy od Harry’ego?
- Ja... Ja chciałabym z nim porozmawiać - powiedziała, czując gęsia skórkę. - Czy... Czy pan jest jego ojcem?
Pokiwał głową.
- Panienka nigdy wcześniej nie okazywała zainteresowania moim synem.
To jawne kłamstwo!
- Nie. Raczej nie. Jest tutaj?
- Jego robota kuchenna skończyła się - powiedziała jakaś kobieta.
Ginny przełknęła ślinę.
- Czy... czy może mi pan powiedzieć, gdzie Harry jest teraz?
- Lepiej zrób to, James - doradził jakiś starszy człowiek. - Inaczej powie rodzicom.
James patrzył na Ginny z takim gniewem w oczach, że aż chciało jej się płakać.
Co takiego zrobiła, że tak jej nie lubili?
- Jest w pralni - odrzekł w końcu James.
- A gdzie to jest? - poczuła, że się czerwieni jeszcze bardziej.
- Dobry Boże, to dziecko jest tak rozpuszczone, że nie wie nawet, gdzie ma pralnię! - zaśmiała się jedna z kobiet.
Ginny wiedziała już na pewno, że służba jej nie kocha.
James szybko jej wyjaśnił, jak tam dojść. Ginny podziękowała najserdeczniej, jak tylko umiała, ale gdy wyszli przed kuchnię, gdzie nikt ich nie widział, mężczyzna chwycił ją mocno za rękę.
Odwróciła głowę, patrząc w jego pociemniałe z gniewu oczy.
- Jeżeli cokolwiek zrobisz mojemu synowi - wysyczał - ukręcę ci kark własnymi rękoma.
Ogłuszyło ją to na chwilę. Odzyskała głos dopiero, gdy ją puścił.
- Nie zamierzam mu nic robić, proszę pana - szepnęła. Zignorował ją.
Czując, jak mocno bije jej serce, wyminęła go szybkim krokiem.
Gdy miała pewność, że jest już daleko od Jamesa Pottera, oparła się o zimna ścianę i przyłożyła dłoń do piersi, oddychając głęboko.
Musiało się coś stać, żeby James Potter miał o niej takie przeświadczenie. Nagły przebłysk pamięci dał jej do zrozumienia, że tam nie było Lily, ale to chyba jeszcze nic nie oznaczało, prawda? Przecież nie wszyscy służący pracowali w kuchni.
Znajdź Harry’ego... Może on będzie mógł ci wytłumaczyć, co się dzieje...
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.