Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Sleepwalker

Odmieńcy

Autor:Kh2083
Serie:X-Men, New X-Men
Gatunki:Fikcja, Mistyka
Uwagi:Yuri/Shoujo-Ai
Dodany:2010-03-30 08:00:04
Aktualizowany:2016-11-09 19:47:04


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Pole należy wypełnić w przypadku zamieszczenia tłumaczenia opowiadania zagranicznego. Wymaganymi informacjami są: odnośnik do oryginału oraz posiadanie zgody autora na publikację. (Przypominamy, że na Czytelni Tanuki zamieszczamy tylko te tłumaczenia, które takową zgodę posiadają.)

Dla własnych opowiadań, autor może wyrazić zgodę lub zakazać kopiowania całości lub fragmentów przez osoby trzecie.


Rozdział II

Odmieńcy

Następnego dnia grupa Paragons nie miała żadnych ćwiczeń w Danger Room, a ponadto z faktu że dniem tym była sobota wynikało, że normalne zajęcia w szkole także się nie odbywały. Hope Abbot tamtego dnia wstała dość późno ponieważ wolne dni były jedynymi w które dziewczyna pozwalała sobie na dłuższą drzemkę. Przetarła oczy i przeciągnęła się siadając na łóżku. Zauważyła, że Jessica była przy swoim biurku i z dosyć smutną miną wpatrywała się w jakieś małe zdjęcie. Hope patrzyła na nią przez dłuższą chwilę. Jessie miała na sobie czarną pidżamę z krótkim rękawem i krótkie spodenki. Rozpuszczone kruczoczarne włosy sięgały jej lekko za kark.

- Ona ma takie ładne włosy. - Hope pomyślała. W tym samym momencie zauważyła łzę w oku przyjaciółki. Przypomniała sobie słowa Emmy Frost i Shan z poprzedniego dnia.

"próbowała popełnić samobójstwo..." "była blisko niej i cały czas miała ją na oku." Trance postanowiła, że dzisiaj zapewni koleżance rozrywkę i zmusi ją do uśmiechu.

- Cześć Jessie. - odezwała się do niej chociaż Preview nie zauważyła jej na początku i nie wiedziała że już się obudziła. Czarnowłosa zmieszawszy się, szybko schowała tajemnicze zdjęcie do szuflady.

- Cześć, myślałam że jeszcze śpisz... - odparła zmuszając się do lekkiego uśmiechu.

- Całego dnia nie mogę spędzić w łóżku. - Hope wstała i podeszła do biurka. Miała na sobie tylko białą koszulkę i majtki.

- Wszystko w porządku, Jessie? Czemu jesteś smutna? - zapytała przypatrując się twarzy swojej współlokatorki.

- Nie jestem... po prostu się zamyśliłam...- odparła czarnowłosa. Hope znów się zmieszała, cały czas miała przed sobą wczorajsze spotkanie z Emmą Frost i jej szokujące informacje na temat Jessiki.

- Idę wziąć prysznic, idziesz ze mną? - spytała po chwili.

- Pewnie że tak! - odpowiedziała Hope bez zastanowienia. Obie dziewczyny poszły wziąć poranny prysznic.

Jessica i Hope myły się w sąsiadujących ze sobą kabinach. W łazience oprócz nich brała prysznic także jakaś szczupła blondynka. Ciepła woda pozytywnie wpłynęła na obie dziewczyny przynosząc im znacznie lepszy nastrój. Jessie zapomniała o sprawach, które zaprzątały jej głowę wczoraj i rano, poczuła się odświeżona. Gorąca woda zmyła także z Hope nieprzyjemne uczucie związane z rozmową z Frost z poprzedniego dnia. Koleżanki rozmawiały ze sobą.

- Jessie, mamy dzisiaj wolne... masz jakieś konkretne miejsce gdzie chciałabyś się wybrać?

- Właściwie to nie myślałam o wychodzeniu gdziekolwiek. Myślałam, że coś poczytam albo posłucham muzyki...

- Daj spokój Jessica, całymi wieczorami czytasz, a słuchawki w uszach masz na każdej przerwie, powinnaś zrobić coś ciekawszego. Uczcić jakoś to, że udało ci się doprowadzić do zmiany przyszłości!

Jessica nie odpowiedziała. Zakręciła kurek od prysznica. Woda jeszcze przez chwilę płynęła wzdłuż krzywizn jej ciała, skapywała z czarnych włosów. Hope również przestała się kąpać. Zrobiło jej się głupio, trochę się zmieszała i przestraszyła. Znów poruszyła temat tabu koleżanki i nie miała pojęcia jak ona zareaguje. Preview popatrzyła na nią łagodnie i lekko się uśmiechnęła.

- Zgoda. Przejdziemy się gdzieś dzisiaj.

- Super! - Trance odparła. Znów zapanowała pomiędzy nimi niezręczna cisza. Hope milcząco wodziła wzrokiem po ciele Jessie. Blondynka w międzyczasie owinęła się ręcznikiem i wyszła z łazienki.

- Jessie... masz takie ładne ciało... jakby było idealnie wyrzeźbione.

Mówiąc te słowa Hope zaczerwieniła się. Czarnowłosa bardzo się zmieszała.

- Przestań Hope. Proszę cię. Nie lubię jak ktoś patrzy na mnie jak jestem naga. Nawet jak jest to moja koleżanka. - Druga mutantka odwróciła się zawstydzona.

- Sorki... po prostu będąc przy tobie wstydzę się samej siebie...

- Nie masz czego - Jessica odparła kładąc jej dłoń na ramieniu.

Dziewczyny po wyjściu spod prysznica ubierały się w szatni. Jessica kończyła wiązać swoje glany. Miała na sobie czarne dżinsy i czarną koszulę, a na szyi zawiesiła kilka łańcuszków z dziwnymi symbolami: egipskim ankh i okiem Horusa wykonanych z jakiegoś ciemnego stopu metalu. Hope podeszła do niej cichutko. Ubrana była bardziej "lekko" niż jej przyjaciółka, w krótkie spodenki i zieloną koszulę z literą "X" na piersi.

- Jessie? Jesteś pewna że chcesz się tak ubierać? Nie lepiej byłoby jakbyś się troszkę rozjaśniła? Wiesz, na pewno wpłynęło by to na...

- Nie. Dobrze jest tak jak teraz. Czuję się pewniejsza i bezpieczniejsza. - Czarnowłosa szepnęła otwierając drzwi wyjściowe z łazienki. Trance przez chwilę milczała znów się nad czymś głęboko zamyślając.

- Idziesz czy nie? Mamy spotkać się z Megan. - Jessica ponagliła ją, jednocześnie wyrywając ją z jej własnego świata refleksji.

- Tak... Idę, idę. - Hope odparła cały czas myśląc o słowach Frost dotyczących Jessiki.

Przyjaciółki udały się do ogrodu mieszczącego się kilka kroków za akademikami. W miejscu tym położony był słynny labirynt z żywopłotu, znany dobrze wszystkim uczniom z instytutu. Na jednej z białych ławek jakie rozmieszczone były wzdłuż jego zielonych "ścian" siedziała Megan czekająca na koleżanki. Miała rozpostarte skrzydła, a jej włosami potrząsał przyjemny, letni wiatr. Była ubrana podobnie jak Hope, w krótkie brązowe spodenki i zieloną koszulę bez rękawów ze znakiem "X".

- Cześć dziewczyny! - Skrzydlata mutantka wstała, aby przywitać się z koleżankami. Dziewczyny zamieniły kilka zdań o byle czym.

- Wybieramy się gdzieś we dwie... nie wiem, może wstąpimy do jakiegoś sklepu, kina... chcesz się z nami przejść? - zapytała Hope.

- Oczywiście że tak! Słuchajcie... a może zabierzemy chłopaków i pójdziemy całą grupą do wesołego miasteczka? - zaproponowała Megan.

- Dobry pomysł. - odparła Hope.

- Nie wypali. Miałam przed chwilą wizję - oznajmiła Preview.

- Ben i Nicholas wybierają się na boisko. Widziałam w wizji jak grali z chłopakami z Alpha Squadron i Corsairs.

Megan trochę posmutniała i z żalem w oczach spojrzała na czarnowłosą koleżankę.

- A Mark? - zapytała niepewnie.

- Nie widziałam go. - Oznajmiła Jessica.

- Więc jest szansa, że z nami pójdzie! Idę go poszukać. - Dziewczyna uśmiechnęła się i szybkim krokiem ruszyła w stronę głównego budynku instytutu Xaviera. Hope położyła obie ręce na oparciu ławki, przeciągnęła się. Jej przyjaciółka milczała. Dziewczyna zauważyła, że było bardzo zamyślona.

- Jessie? - zapytała.

- Przepraszam... po prostu wsłuchałam się w śpiew cykad w ogrodzie. Są strasznie hałaśliwe tego roku, prawda?

- Rzeczywiście - Trance głośno westchnęła.

- Tak gorąco... Jak ty wytrzymujesz w glanach i tych wszystkich czarnościach? - spytała żartując. Jessica zaśmiała się cicho.

- Nie będę się musiała przebierać.

- Przebierać? - Hope nie wiedziała o co jej tym razem chodziło.

- Zrobi się zimno, a potem będzie ulewa. - Oznajmiła dziewczyna. Trance westchnęła po raz drugi.

Megan przemierzając korytarze szkoły w poszukiwaniu Marka zajrzała do pracowni plastycznej. Kevin Ford pracował nad nową rzeźbą z metalu przypominającą element maszynowy z urządzenia sprzed 40 lat. Wał korbowy połączony z tłokami umieszczonymi w takich miejscach i pod takimi kątami, że mógł być tylko koszmarem pijanego mechanika wystawał z korpusu jakiejś dawno zapomnianej przekładni planetarnej. Chłopak patrzył na swoje dzieło z wielką uwagą nie zauważając nawet wejścia skrzydlatej mutantki. Z biurka spoglądały na Megan inne mechaniczne potworki, które Kevin przygarnął z pobliskiego złomowiska. Zrezygnowana dziewczyna poszła dalej. Zauważyła Marka wychodzącego z jakiegoś pokoju.

- Hej, Cześć Mark! - przywitała się z nim.

- Cześć Megan! - odparł chłopak.

- Słuchaj, wybieramy się z dziewczynami do lunaparku, czy nie chciałbyś się do nas przyłączyć? - zapytała mutantka. DJ zamyślił się.

- Przepraszam, nie mogę dzisiaj. Jestem umówiony z Jayem na próbę zespołu. Naprawdę nie mogę.

Pixie złożyła skrzydła. Posmutniała.

- Ach, miałam taką ochotę na...

- Hej! Mark, zaraz zaczynamy - Jay Guthrie krzyczał z końca korytarza. Trzymał gitarę. Odznaczał się w tłumie dużymi czerwonymi skrzydłami.

- Już idę! - DJ zawołał. Położył dłoń na głowie Pixie.

- Nie smuć się. Innym razem zabiorę cię tam samą, bez dziewczyn.

Puścił do niej oko i udał się w stronę Jaya. Megan z opuszczoną głową wróciła do ogrodu. Pomyślała, że źle by było jakby przyjaciółki zobaczyły ją przybitą. Zmusiła się do uśmiechu i w takim też humorze dotarła do ławki z koleżankami.

- Nie przyjdzie. - Oznajmiła.

- Musimy sobie poradzić we trzy. - Dodała po sekundzie namysłu.

Dziewczyny pokręciły się troszkę po mieście, ale w końcu trafiły do jakiegoś supermarketu. Pomysł udania się do wesołego miasteczka upadł ze względu na gorszy humor Megan po rozmowie z Markiem. Szły zatłoczonym korytarzem wzdłuż którego ustawione były wystawy sklepów z różnorodnymi rzeczami wabiącymi klientów krzykliwymi kolorami i muzyką grającą zdecydowanie zbyt głośno.

- Czasy się zmieniają... - Hope oznajmiła rozglądając się dookoła.

- Już nie oglądają się za nami wszyscy napotkani ludzie. W tłumie zauważyłam przynajmniej z sześciu mutantów o niecodziennym wyglądzie.

Dziewczyna popatrzyła na przechodzącego obok mężczyznę z rogami.

- Całe szczęście że normalni już nie uciekają przed nami ani nie otwierają gęby ze zdumienia. Chyba założenie Mutant Town w nowym Yorku coś jednak dało. - oznajmiła.

- Ale wciąż wielu patrzy na nas z obrzydzeniem i niechęcią- wtrąciła Jessica.

- Zbyt wielu! - Megan krzyknęła naburmuszona patrząc na chłopaka, który wytrzeszczał oczy na jej skrzydła.

- I wielu jest takich którzy z przyjemnością by nas wymordowali. - dodała czarnowłosa dziewczyna.

- Przestań Jessie. Nie mów takich rzeczy! - Hope upomniała koleżankę.

- Taka jest niestety prawda...

Jessica zatrzymała się przy stoisku z różnego rodzaju medalikami, wisiorkami i kamieniami ozdobnymi. Wzięła do ręki czarny łańcuszek z pentagramem. Rzuciła wzrokiem na inne czarne kamyki. Kobieta siedząca przy sklepiku ożywiła się widząc zainteresowanie czarnowłosej jej towarami. Odłożyła romansidło, które czytała, z zamiarem odezwania się do klientki.

- Zostaw to... - Trance pociągnęła Jessicę za rękę.

- Zbyt mroczne! - Dodała. Megan zauważyła otwartą księgarnię. Wszystkie trzy dziewczyny wkrótce się tam znalazły. Hope zabrała się do oglądania nowej kolekcji literatury. Zawsze lubiła książki, a rodzice namawiali ją do czytania od najmłodszych lat. Megan bardzo szybko do niej dołączyła. Jessica nie zwracała uwagi na swoje przyjaciółki ponieważ zrobiło jej się słabo i trochę zakręciło w głowie. Odgarnęła włosy z czoła, usiadła na wystającej ze ściany półce przeznaczonej dla czytających, bo myślała że chwilowe złe samopoczucie szybko jej przejdzie, a związane było z tłokiem i hałasem panującym w miejscu w którym dziewczyna nie lubiła przebywać. Gwar sklepu oraz rozmowa dwóch koleżanek dochodziła do jej uszu jakby przez jakąś gęstą zasłonę. Jej samopoczucie nie polepszyło się, dodatkowo poczuła gorąco na twarzy. Kątem oka zauważyła że w drzwiach do księgarni stał jakiś wysoki chłopak i patrzył na nią.

- Jessie, Jessie... o czym ty znowu myślisz? - usłyszała słowa Hope.

- Przepraszam, chyba muszę zaczerpnąć świeżego powietrza.

Gwałtownie wstała z półki. Nagle do jej umysłu dotarła wizja i do tego bardzo intensywna, taka jakby przeżywała ją naprawdę. "Białe oślepiające światło. Na jego tle ubrany na czarno mężczyzna o długich włosach powiewających na wietrze. Uśmiechał się złośliwie."

Dziewczyna zauważyła że tajemniczy chłopak wszedł do pomieszczenia. Wizja trwała dalej.

"Jego lekki uśmiech przerodził się w ogromny śmiech zadowolenia ze zwycięstwa. Wszystko zrobiło się czarne."

Jessica zrobiła kilka kroków do przodu i przewróciła się. Upadła na wystawę zrzucając swoim ciałem wszystkie książki.

- Jessie!- Megan i Hope krzyknęły naraz pędząc w stronę koleżanki. Ona była już nieprzytomna.

- Jessie! Odezwij się! - Trance pochyliła się nad nią i próbowała coś do niej powiedzieć. Ludzie otoczyli chorą mutantkę. Patrzyli na nią, mówili coś do siebie. Kilka osób chciało jakoś pomóc, inni uciekali z księgarni aby nie mieć z tamtą sprawą nic wspólnego. Jakaś otyła kobieta krzyczała piskliwym głosem swoje żale dotyczące współczesnej młodzieży. Megan bardzo się zdenerwowała, rozłożyła ręce i skrzydła aby odgrodzić przyjaciółkę od tłumu. Ktoś zaczął ją wyzywać, ktoś inny krzyczał że potwory zraniły dziewczynę i trzeba szybko wezwać Avengers. Gruba kobieta piskliwym głosem dzieliła się ze światem swoim żalem jaki miała do mutantów. Hope zauważyła, że Jessica ruszyła ręką. Położyła jej głowę na swoich kolanach. Czarnowłosa otworzyła oczy.

- Co się dzieje, kręci mi się w głowie...

Do uszu dziewczyny dochodziły głosy zgromadzonych wokół niej gapiów.

"- Pewnie była naćpana, brudna narkomanka.

- Szkoda że się nie zaćpała na śmierć.

- Popatrz co ma na szyi, to satanistka.

- I z czym ona trzyma, z jakimś potworem.

- Obleśni mutanci.

- Powinni ich trzymać w zoo."

Jessica nie wytrzymała. Zamknęła oczy do których cisnęły jej się łzy i zacisnęła pięści.

- Wyjdźmy stąd bo od widoku ich mord robi mi się niedobrze.

- Oczywiście, już stąd idziemy Jessie. Możesz wstać? - zapytała Hope.

- Może ja pomogę? - Usłyszała męski głos. W ułamku sekund do mutantki podszedł wysoki chłopak o czarnych włosach, który ją wcześniej obserwował. Wziął ją na ręce i szybko wyszedł z księgarni. Hope podążyła za nim. Megan odwróciła się do tłumu.

- Jak wam nie wstyd! Może jeszcze uważacie się za dobrych ludzi! Chcecie zobaczyć potwora! Popatrzcie do lustra!

Odwróciła się, a wtedy ktoś rzucił do niej książką. Dostała w głowę. Całą sytuację widziała Trance. Zabrała książkę z podłogi.

- Dzięki! Będę miała co czytać! - puściła oko do ludzi. Ruszyła w stronę wyjścia ze sklepu.

- Złodziejka!

- Gdzie jest ochrona! Niech ktoś dzwoni po policję!

- Czy ktoś już wezwał Avengers?!

Megan smutno spojrzała na zgromadzonych.

- Odmieniec!

- Dziwadło!

- Wracaj do Xaviera!

Krzyki tłumu drażniły dziewczynę. Zamknęła oczy pełne łez. Nagle ktoś wrzasnął:

- Powinni cię wsadzić do formaliny po urodzeniu!

Dziewczyna nie wytrzymała. Rozpostarła skrzydła. Puściła z nich w kierunku motłochu chmurę halucynogennego pyłu.

Trójka przyjaciółek wraz z nieznajomym udali się do pobliskiego parku położonego ma wzgórzu ponad supermarketem. Jessica czuła się już lepiej, ale pozostali nalegali aby położyła się na chwilę na ławce stojącej pod rozłożystym dębem. Chłopak podał jej do wypicia butelkę wody.

- Dziękuję za wszystko... - powiedziała Jessie.

- My wszystkie dziękujemy.- Hope odparła wachlując się książką zabraną z księgarni.

- Nie ma za co... miło było pomóc takim fajnym dziewczynom. - odpowiedział nieznajomy. Spojrzał na mutantki swymi głębokimi, czarnymi oczami. W oddali słychać było syreny policji, straży pożarnej i karetek pogotowia. Dziesiątki ludzi biegało po parkingu supermarketu, wielu wciąż było pod wpływem halucynacji wywołanych przez pył Megan. Ona sama siedziała skulona na rogu ławki. Złożyła swoje skrzydła, a głowę ukryła w dłoniach.

- Narobiłyście tam niezłego zamieszania. - dodał chłopak.

- Wiem, głupio wyszło, na pewno nie pomoże to wizerunkowi mutantów w społeczeństwie - Hope oznajmiła i położyła rękę na plecach Pixie.

-To nie twoja wina. Byłaś przerażona i miałaś prawo się bronić.

Megan otarła łzy z oczu.

- Nie o to chodzi, nie o to chodzi... nie mogę już znieść tej nienawiści.

- Możemy już wracać do szkoły. - Jessica oznajmiła wstając z ławki.

- Już mi znacznie lepiej. - dodała.

- Nie powinnaś raczej iść do szpitala, zbadać się? - zapytał chłopak.

- W naszej szkole jest najlepszy lekarz. - Preview odparła stanowczym głosem.

- Słuchajcie, mogę odprowadzić was pod bramy Instytutu? Chciałbym dopilnować, aby w drodze nie spotkało was nic złego. - nieznajomy uśmiechnął się do dziewczyn. Megan i Hope milczały nie wiedząc co odpowiedzieć.

- Oczywiście że tak! - oznajmiła Jessica.

- Będzie nam miło. - dodała.

Dziewczyny były zdziwione odpowiedzą koleżanki gdyż wiedziały że ona nie przepadała za nieznajomymi. Hope podeszła do chłopaka, włożyła mu do dłoni książkę.

- Słuchaj, mógłbyś to jakoś tam odnieść? Nie chcę by nazywali mnie w telewizji złodziejką...

- Nie ma sprawy! - czarnowłosy wszedł na wzniesienie. Spojrzał na tłum gromadzący się przed supermarketem. Zobaczył grupę ludzi wśród których byli pracownicy ze sklepu. Zamachnął się i z całych sił rzucił książką w stronę parkingu. Książka poszybowała niesiona jego siłą i wiatrem, a następnie z głośnych hukiem uderzyła między ludzi. W panującym hałasie nikt niczego nie zauważył.

Hope wybuchła śmiechem.

Kiedy dziewczyny dotarły do bram Instytutu Xaviera, ciemne chmury pojawiły się na niebie zasłaniając słońce. Zrobiło się zimno, a wiejący nieprzyjemny wiatr zwiastował nadejście nieuniknionego deszczu. Tajemniczy chłopak pożegnał się z mutantkami, nie chcąc wchodzić na teren szkoły. Hope poprosiła kogoś aby zawołał Dr McCoya i razem z koleżankami udała się do głównego budynku szkoły. W tym samym czasie WolfCub skończył już grać w piłkę. Kierował się do akademików, kiedy silny wiatr przyniósł mu jakiś zapach. Chłopak stanął w miejscu. Ciarki przeszły mu po plecach. Bez zastanowienia pobiegł jak szalony od bramy.

- WolfCub! Co się stało! Wracaj! - krzyczał za nim Match.

- Wracajcie wszyscy do szkoły! Zobaczcie co pokazują w telewizji! Co narobiły dziewczyny z Paragons w mieście! - krzyczał z oddali mutant wyglądający jakby jego skóra była zrobiona ze skały.

Nicholas wybiegł przed bramę. Zauważył wysokiego chłopaka, który przed chwilą przyprowadził do instytutu dziewczęta. Najeżył się. Przygotował się do walki.

- Stój! - krzyknął do niego - Nie wiem kim jesteś, ale czuję że czai się w tobie coś złego!

Zacisnął pięści. Warczał.

- Uciekaj stąd zanim zawołam X-Men! - dodał.

Czarnowłosy odwrócił się do niego. Uśmiechnął ironicznie.

- Odmieniec... - wyszeptał i ruszył w sobie znanym kierunku.

WolfCub jeszcze przez kilka minut pozostał przy bramie myśląc o tym kogo przed chwilą spotkał.

Dziewczyny czekały przed ambulatorium. Dr McCoy wyszedł do nich tak szybko jak tylko mógł. Był to dużej postury mutant, porośnięty na całym ciele niebieską sierścią. Jego twarz wyglądała jak pysk lwa. Miał na sobie okulary.

- Zawołała mnie wasza koleżanka. Wejdź Jessica, zaraz cię zbadam. Słyszałem też o tym co zaszło w supermarkecie. Telewizja pokazuje nieszczęsne miejsce co kilka minut. Czy nie macie kilku słów wyjaśnienia dla Scotta Summersa albo waszej opiekunki? - Powiedział patrząc na grupę młodych mutantów towarzyszących jego pacjentce.

Jessica weszła do gabinetu doktora. Megan widząc gromadzący się wokół niej tłum rozpłakała się.

- Przepraszam was! - krzyknęła, po czym szybko pobiegła w stronę drzwi wyjściowych. Potrąciła idącego do ambulatorium Marka.

- Megan?! Co ci jest? - zapytał chłopak. Mutantka nie odpowiedziała mu, biegła przed siebie. DJ podbiegł do Hope i Beasta.

- Co jej się stało? Płakała jak dziecko. - Myślał, że zgromadzeni wiedzieli coś o zachowaniu jego rudowłosej przyjaciółki. W tym samym momencie zauważył Preview.

- Jessie? Jak się czujesz? Słyszałem o tym co się stało...

- Uspokójcie się. Jessica potrzebuje teraz odpoczynku, a ja spokoju abym mógł ją zbadać. - odparł McCoy i grzecznie wyprosił wszystkich ze swego gabinetu. Poprosił dziewczynę do ambulatorium i chciał zamknąć drzwi za sobą. Hope zatrzymała jego rękę.

- Proszę, doktorze McCoy. Proszę mi pozwolić być przy niej. Wszystko panu wytłumaczę. Opowiem co zaszło w tamtym supermarkecie. Proszę...

Beast myślał przez chwilę, ale w końcu zgodził się na propozycję dziewczyny.

- No dobrze. Ale potem pójdziesz do Scotta Summersa i panny Shan, dobrze?

- Tak - odparła Hope. Zwróciła się do Marka.

- Mark, proszę cię... zobacz co z Megan. Ona potrzebuje cię teraz bardziej niż kiedykolwiek.

Chłopak nie był pewien tego co powinien zrobić. Megan bardzo się dla niego liczyła i wiedział że miał ogromną szansę zbliżyć się do niej w takiej chwili, ale z drugiej strony nie wiedział czy to byłoby wobec niej w porządku. Zdecydował jednak, że do niej pójdzie. Na zewnątrz budynku szkoły słychać było dalekie grzmoty, a na niebie widać było trwające ułamki sekund światła odległych błyskawic. Pierwsze krople deszczu szybko przekształciły się w gwałtowną ulewę, która skąpała pogrążoną w szarości okolicę instytutu.

Megan wbiegła do swojego pokoju, szybko rzuciła się na łóżko. Zwinęła się w kłębek i zaczęła płakać. Otuliła się skrzydłami zasłaniając się przed całym światem. Mark otworzył delikatnie drzwi do jej pokoju i bardzo cicho wszedł do środka. Zobaczył, że dziewczyna zanosiła się łzami, trzęsła się. Usiadł przy niej po czym położył rękę na jej plecach. Mutantka dopiero w tamtej chwili zauważyła jego obecność. Otworzyła skrzydła i pokazała twarz, która była cała we łzach.

- Nie płacz Megan. Masz już wszystko za sobą. Jutro będzie lepszy dzień.

Dziewczyna szlochając przytuliła się mocno do jego piersi. Mark był przez chwilę zaskoczony, ale szybko zareagował, obejmując ją.

- Załóż słuchawki.- podał jej discmana. - Rozluźnij się.

- Jakby to miało mi pomóc! - Rozłoszczona Megan zrzuciła je na podłogę. Chłopak wiedział, że musiał załatwić to inaczej.

- Nie płacz już, proszę. Naprawdę nic się nie stało. Byłaś wściekła, miałaś prawo się bronić. Ja też rozniósłbym tych idiotów. Widziałem przed chwilą reportaż. Telewizja zrobiła w nim z was potwory, nie mogłem tego słuchać... ale teraz będzie już dobrze.

Megan wyrwała mu się.

- Nigdy nie będzie już dobrze! Jestem wybrykiem natury, odmieńcem, zawsze świat będzie mnie taką widział! Te wyzwiska nigdy się nie skończą! - dziewczyna krzyknęła z wściekłością.

- Dobrze wiesz, że zawsze będzie przynajmniej jedna osoba która stanie w twojej obronie...

Oczy dziewczyny rozszerzyły się ze zdumienia. Mark mocno ją do siebie przytulił, a później pocałował w usta. Mutantka objęła go ramionami, pozwoliła na pocałunek. Zamknęła oczy z których znów spłynęło kilka łez. Przerwali.

- Wiesz, ci ludzie mieli rację w jednym. Jesteś odmienna, wyjątkowa. Na początku byłaś tylko jedną z wielu dziewczyn w szkole, które chciałem mieć przy sobie, ale teraz wiem że to musisz być ty. Kocham cię, Megan.

Objął ją mocno i znów pocałował namiętnie. Megan zakryła siebie i jego swoimi skrzydłami. Nie myślała o niczym. Chciała udać się jak najdalej od okrutnej rzeczywistości jakiej tamtego dnia doświadczyła, a objęcia kolegi i jego usta były dla niej doskonałą ucieczką. W głębi duszy wiedziała że nigdy nie będzie mogła pozwolić mu odejść.

Dr Henry McCoy uruchomił wszystkie fantastycznie wyglądające narzędzia diagnostyczne jakie miał w swoim medycznym laboratorium. Zbadał ciało Jessiki skanerem medycznym, który był podarunkiem od Reeda Richardsa oraz urządzeniem skanującym podarowanym szkole przez przedstawicieli kosmicznego imperium Shi'Ar i zmodyfikowanym przez wynalazcę Forge'a. Żadna choroba nawet w początkowym stadium rozwoju nie mogła umknąć tym niezwykłym urządzeniom. McCoy wykonał też badania tradycyjnymi środkami medycyny. Nie mógł niestety ustalić przyczyny zasłabnięcia dziewczyny w supermarkecie. Henry pracując słuchał jednocześnie opowieści Hope o zdarzeniu w mieście. Jessica wyglądnęła zza futurystycznie wyglądającej aparatury.

- Doktorze McCoy, ile mi czasu zostało? - zapytała ironicznie.

- Twoje ciało jest zupełnie zdrowe, oczywiście nie licząc podrażnienia błon śluzowych wywołanych alergią, Jessica. Mówiąc poważnie, nie znalazłem żadnej przyczyny twojego zasłabnięcia. Cokolwiek je spowodowało, nie pochodziło to z wnętrza twojego ciała. Zalecam abyś odpoczęła jeszcze przez kilka godzin aż wróci do instytutu Panna Frost. Zbada cię telepatycznie.

- Ech... - dziewczyna jęknęła wyraźnie niezadowolona z perspektywy przebywania w izolatce.

- A teraz chciałem cię na chwilę przeprosić, bo mam do uzgodnienia pewną sprawę z twoją przyjaciółką, dotyczącą waszej niemiłej przygody. - Henry położył włochatą dłoń na ramieniu Hope i skierował się z nią do wyjścia.

- Zaraz wrócę - Trance poinformowała leżącą na łóżku koleżankę.

Tymczasem na korytarzu przed ambulatorium gromadziło się coraz więcej młodych mutantów, którzy z telewizji bądź od kolegów dowiedzieli się o tym co wydarzyło się rano w mieście. Byli tam także Match i WolfCub. Ich koledzy dopytywali się o szczegóły zdarzenia pomimo iż wiedzieli, że chłopaków nie było wtedy w tamtym miejscu. Nicholas opowiedział liderowi swego zespołu o spotkaniu w jakim uczestniczył przy bramie do instytutu. Rozmowę usłyszeli ich koledzy.

- Chłopak jakiego opisujesz przyszedł do szkoły z dziewczynami z waszej grupy - poinformował niebieskoskóry, łysy mutant.

- Co takiego? To niemożliwe, jesteś tego pewien? - zapytał Nick. Łysy skinął głową potwierdzając przekazaną informację.

- Z jego oczu widać było że coś kombinował. Wyczułem od niego tak straszną wrogość...- Nicholas podniósł głos.

- Przyprowadził nasze dziewczyny? Czyli musiał je spotkać w sklepie kiedy to się wydarzyło...- odparł Match głęboko się zastanawiając.

- Czyżbyś myślał że on...? - zapytał Mark.

- Mógł mieć coś wspólnego z reakcją tłumu i dziewczyn. - Ben dokończył za niego.

- Powinniśmy poprosić jakiegoś telepatę o sprawdzenie umysłów Jessie, Megan i Hope. - zaproponował.

Beast kończył niezbyt przyjemną dla obu stron rozmowę z Hope. Dziewczyna patrzyła na wiszące na jednej ze ścian gabinetu zdjęcie pierwszych X-Men ubranych w żółto-niebieskie kostiumy stojących z profesorem Xavierem. Czterech chłopaków i jedna rudowłosa dziewczyna.

"Scott Summers, panna Grey, Iceman, ten bogacz ze skrzydłami i ostatni. Czyżby to był Dr McCoy? Jeszcze gdy wyglądał normalnie?" - Wzrok mutantki utkwił na twarzy młodego, uśmiechniętego chłopaka w okularach.

- Nie będę mówił ci tego wszystkiego co usłyszałabyś od pana Summersa o mocy i odpowiedzialności, marzeniu Xaviera i sposobach jego realizacji. Muszę zwalczyć opinię gaduły jaką mam w tej szkole.- powiedział Henry jednocześnie śmiejąc się.

- Powiem tylko jedno: bez względu na to jak radzimy sobie z takimi ludźmi nie możemy zniżyć się do ich poziomu.

Mimo wrażenia nieobecności myślami, dziewczyna usłyszała każde słowo swojego nauczyciela. W jej zielonych oczach pojawiły się łzy.

- Może dla pana to jest łatwe. Pan jest znany, należy pan do X-Men, był pan Avengerem, bohaterem. My nie potrafi być tak twardzi, musimy radzić sobie z takimi przykrymi sytuacjami tak jak potrafimy. Pan przecież nigdy nie czuł tej wrogości, nie słyszał tych wyzwisk...

Dziewczyna ugryzła się w języki i natychmiast zamilkła. Spojrzała na postać Dr McCoya porośniętą niebieskim futrem z lwią twarzą.

- Przepraszam. - wyszeptała zawstydzona.

- Opowiem ci o czymś co mnie kiedyś spotkało w pewnej księgarni. Przeglądałem najnowszą publikację na temat konfiguracji elektronowych w nanoskalowych strukturach, kiedy jakiś młody człowiek o zapewne niskim IQ rzucił we mnie kłębek wełny mówiąc "kici, kici". Odrzuciłem mu ten przedmiot grzecznie mówiąc, że moje osiągnięcia naukowe są z zakresu biochemii, biologii molekularnej i fizyki, a nie szydełkowania.

- Ale musiał mieć minę - Hope odparła po czym wraz z Henrym wybuchła śmiechem.

- Porozmawiam o was ze Scottem - McCoy oznajmił. - Idź zobaczyć jak się czuje Jessica, a później razem odpocznijcie sobie niczym się nie przejmując.

- Doktorze McCoy... dziękuję... i przepraszam...

- Przecież mówiłem że nie musisz się niczym przejmować..

- Nie o to chodzi panie doktorze. Widzi pan, jak tu pierwszy raz przyjechałam bałam się pana. Później na lekcjach też czułam pewien dyskomfort. Ale teraz widzę że jest pan najfajniejszym nauczycielem.

Henry uśmiechnął się. Hope pożegnała się z nim i wróciła do pokoju w którym leżała Jessica.

Przed ambulatorium zebrał się już pokaźny tłum uczniów i panowała wrzawa ponieważ każdy mówił coraz głośniej próbując przekrzyczeć pozostałe osoby. Informacja o tajemniczym chłopaku rozeszła się po wszystkich. Część osób była w prawdziwie bojowym nastroju.

- Musimy go odnaleźć! Zmusimy go, aby powiedział co zrobił dziewczynom! - krzyczała mutantka o płomiennie rudych włosach.

- Nick, pamiętasz jego zapach? Możesz nas do niego doprowadzić. - Ben oznajmił.

- Oczywiście że pamiętam. Takiego smrodu się nie zapomina.

- Pokażemy mu co to znaczy odmieniec - odparł mutant wyglądający jakby jego skóra była z galarety.

Do grupy dołączyli Megan i Mark. Trzymali się za ręce. Szybko dowiedzieli się czego dotyczyło zgromadzenie. Megan postanowiła bronić nieznajomego.

- To nie tak! Wy nic nie rozumiecie! Ten chłopak nam pomógł. Wyniósł Jessie ze sklepu zanim tłum zdążył coś jej zrobić. On jest inny, nie boi się nas, nie nienawidzi...

-Tak? - WolfCub zdenerwował się słowami koleżanki.

- To dlaczego gdy go spotkałem popatrzył na mnie z obrzydzeniem i nazwał odmieńcem?

- Był dla nas taki miły, gdyby nie on motłoch mógł coś zrobić Jessie... - Pixie odparła zmieszana odpowiedzią chłopaka. Wśród uczniów zapanowała wrzawa. Każdy próbował dociekać swoich racji.

- 'Uspokójcie się! Paragons zostają na miejscu! Reszta uczniów ma rozejść się do akademików!'

Wszyscy usłyszeli w głowach telepatyczny krzyk. Na końcu korytarza pojawiła się ubrana na biało Emma Frost. Kilka kroków za nią stała Shan.

- Panno Frost! Wyjaśnię wszystko... - Megan chciała coś przekazać, ale Frost ją uciszyła.

- Nie ma takiej potrzeby Megan. Wyczytałam wszystko z twojej głowy gdy tylko tu weszłam. Sprawa sklepu zostanie później przeze mnie załatwiona. Teraz bardziej interesuje mnie to o czym mówiliście. Mógłbyś mi to przybliżyć, Nicholas?

WolfCub skinął głową na znak zgody i podszedł do swej nauczycielki.

Jessica leżała spokojnie na szpitalnym łóżku. Za oknami lał deszcz, było szaro i ponuro. Gałęzie drzewa smagane podmuchami wiatru uderzały co chwilę o szybę wydając nieprzyjemny odgłos. Dziewczyna patrzyła w sufit, błądziła gdzieś myślami. Jej brązowe spojrzenie zdradzało, że zmagała się z czymś wewnętrznie, próbowała coś sobie przypomnieć, lecz na próżno. Twarz dziewczyny zrobiła się blada, tak jakby czegoś się wystraszyła albo dowiedziała czegoś niemiłego i wstrząsającego. Hope cichutko podeszła do jej łóżka. Usiadła obok niej i lekko nad nią nachyliła.

- Co się dzieje Jessie? Źle się czujesz? Jesteś strasznie blada - zaczęła rozmowę patrząc w oczy koleżance. Jessica nie odpowiadała jej, pewnie nawet jej nie słuchała.

- A może widziałaś coś? Miałaś wizję? - zapytała Trance. W tej samej chwili do oczu czarnowłosej napłynęły łzy.

- Niczego... zupełnie nic nie widziałam i nadal nie widzę... - Łza spłynęła po jej policzku. Odwróciła głowę w kierunku przyjaciółki.

- Hope, ja chyba... - przełknęła ślinę.

- Ja chyba straciłam swoje zdolności.

Przerażona Hope wybiegła na korytarz. Widząc swoją drużynę rozmawiającą z Frost ucieszyła się.

- Panno Frost, proszę tu przyjść! Jessica chyba... Jessica straciła swoje zdolności.

Emma wbiegła do sali szpitalnej. Podążyli za nią wszyscy koledzy Preview i jej opiekunka. Frost usiadła na łóżku czarnowłosej, kazała jej się położyć i rozluźnić. Zamknęła oczy. Używając swej telepatii zagłębiła się w świat umysłu dziewczyny. Po kilku minutach zdumiona otworzyła oczy.

- Co z nią Emma? - zapytała Shan. Kobieta przez chwilę milczała. Wszyscy patrzyli na nią wzrokiem pełnym obaw.

- Nic... zupełnie nic... Nie mogę jej przeniknąć, jakby chroniła się przede mną za mentalną barierą.

- Jessie rozluźnij się - poprosiła Shan.

Do gabinetu ambulatorium weszła pewna dziewczyna ubrana w niebieską dżinsową kurtkę i spodnie. Miała czarne włosy i brązowe oczy. Była łudząco podobna do Jessie.

- Byłam z koleżankami z grupy na wycieczce. Przyjechałam jak tylko dowiedziałam się co się stało. Jessie, czy już wszystko w porządku? - zapytała widząc czarnowłosą na łóżku. Preview milczała. Spojrzała na nowo przybyłą.

- Nic mi nie jest Sarah. - odpowiedziała szybko i szorstko. Wstała z łóżka. Emma próbowała ją powstrzymać, chciała zajrzeć jeszcze głębiej do jej świadomości. Shan zastąpiła jej drogę.

- Nie dzisiaj. Ona musi odpocząć.

Jessica szybkim krokiem opuściła ambulatorium. Chciała być sama ponieważ zbyt duża ilość ludzi w jednym, małym pokoju przerażała ją. Milcząco minęła podobną do niej dziewczynę. Hope opuściła głowę widząc łzy lśniące w kącikach oczu przyjaciółki.

- Pewnie wróciła do pokoju. Pójdę do niej.

Deszcz wciąż dzwonił o szyby. Słychać było oddalone grzmoty. Burza wracała nad Instytut.

Wróciwszy do akademika Trance zastała Preview szlochającą przy biurku. Dziewczyna znów trzymała w dłoni czyjeś pomięte zdjęcie. Łzy całkowicie zniszczyły jej makijaż. Wiedziała, że jej koleżanka stała przy niej i widziała ją w tak złym stanie, ale nie przejmowała się tym. Coś w niej pękło i nie mogła już dalej powstrzymywać kłębiących się w niej emocji.

- Dlaczego ja zawsze muszę kończyć jako odmieniec? Jako pieprzony dziwoląg? - powiedziała przez łzy. Hope podeszła bliżej i niepewnie dotknęła ją dłonią.

- Co ty mówisz Jessie?

- Nawet gdy byłam jeszcze mała, byłam inna, zawsze lubiąca co innego niż moje koleżanki. Zawsze wytykana palcami... - zamykając oczy zmięła lekko zdjęcie. Postanowiła wykrzyczeć wszystko to co leżało jej na duszy, uwolnić się od napięcia.

- Chcesz posłuchać historii o pechowej dziewczynie? - zapytała. Hope tylko potaknęła głową. Bała się o koleżankę. Po raz kolejny usłyszała w głowie słowa Emmy Frost z poprzedniego dnia.

- Kiedy miałam 14 lat, moi rodzice się rozeszli, a ja razem z mamą pojechałam na Nowego Meksyku. Znów byłam odmieńcem, który przybył niewiadomo skąd. Tym razem jednak poznałam wspaniałą przyjaciółkę...Rozumiałyśmy się bez słów.

- To ona? - Hope spojrzała na zdjęcie. Była na nim młodsza Jessica ubrana w jasną koszulę i inna dziewczyna całkowicie w czerni i z mocnym ciemnym makijażem.

- Ona nauczyła mnie sposobu bycia, oddzielenia się od okrutnej rzeczywistości i podłych ludzi. Dzięki niej urodziłam się na nowo...Ale dwa lata później... moje zdolności rozwinęły się na dobre. Wcześniej miewałam tylko prorocze sny, których nie brałam na poważnie, ale od 16 roku życia pojawiły się realistyczne wizje, zawsze się sprawdzające. Pewnego dnia miałam wizję śmierci Michelle na ulicy. Dzwoniłam do niej, prosiłam aby uważała na siebie. Ona mnie posłuchała. Nie ruszyła się z domu, pomagała matce w ogródku. I wtedy to się stało...Jakiś popieprzony skurwysyn nie zapanował nad kierownicą i wjechał w ogród przed domem Michelle. Zginęła na miejscu.

Jessie trudno było mówić o tym wydarzeniu. Łzy spłynęły jej po twarzy tworząc dwa smutne potoki.

- Gdybym wtedy nie prosiła ją o zostanie w domu, żyłaby do dziś. Byłam winna jej śmierci.

Słysząc ostatnie zdanie Hope zbladła.

- Nieprawda... - cicho wyszeptała.

- Na domiar złego ludzie dowiedzieli się o moich zdolnościach i urządzili "polowanie na czarownice". Całe zasrane miasteczko. Nie wytrzymałam tego. Chciałam dołączyć do Michelle.

Dziewczyna pokazała przyjaciółce blizny na nadgarstkach. Hope przestraszyła się jeszcze bardziej. Milczała, gdyż nie wiedziała jak zareagować na taki bodziec.

- Nie udało mi się tak jak każda inna rzecz w moim zasranym życiu. Sprzątaczka za szybko weszła do łazienki. Trafiłam do szpitala. Tydzień pod kroplówką i następne dwa beznadziejnie głupich rozmów z psychologiem. Szum wokół mojej osoby dotarł gdzie trzeba i w końcu zjawili się w mojej sali ludzie z Instytutu Xaviera - Scott Summers i Jean Grey. Zapewnili mi przeniesienie do waszej szkoły. Na początku mi to wisiało. Byłam totalnie obojętna na wszystko dookoła i na samą siebie. Ale później zaczęło się to zmieniać... Przynależałam tu, co prawda jako odmieniec wśród odmieńców, ale zawsze. Wreszcie nie czułam się osaczona. Ale teraz... teraz wszystko się zmieni.

- Jessica nie mów tak, nic się nie zmieniło i się nie zmieni.

- To jest ironiczne... moja pieprzona moc, która zabrała mi kiedyś wszystko co było dla mnie cenne, sprawiła że znalazłam swoje miejsce na Ziemi. Teraz się to skończy... Kiedy Frost dowie się że nie jestem mutantem wyrzuci mnie ze szkoły. Znów stracę wszystko...- Zaczęła płakać jeszcze bardziej intensywnie.

- Cholera, nie chcę, żeby mnie ktoś widział w takim stanie... - odparła.

- Pierwszy raz opowiadam o tym wszystkim komuś innemu niż jakiemuś psychologowi. Postępuje wbrew sobie, ale jakoś mnie to nie rusza.

Trance wciąż nie wiedziała jak rozmawiać z koleżanką o tak trudnych sprawach.

- Jessie. Jestem twoją przyjaciółką. To nigdy nie wyjdzie poza ten pokój. - zapewniła i mocno przytuliła Jessicę. Czuła, że dziewczyna się trzęsła i objęła ją jeszcze mocniej. Oparła swoją głowę o jej czoło.

- Przecież nie wiesz czy cokolwiek straciłaś. Frost i Dr McCoy zbadają cię i znajdą przyczynę twojego stanu. Na pewno znajdą sposób aby cię wyleczyć. A nawet jeśli nie, to i tak nic nie zmieni się między nami.

Jessica wyrwała się z objęć koleżanki. Podeszła do łóżka i siadła na nim podkulając nogi. Hope szybko znalazła się obok niej i znów mocno ją przytuliła. Jessie postanowiła nie uciekać od bliskości z drugą dziewczyną. Podświadomie czuła, że tego potrzebowała. Położyła głowę na jej piersiach. Trance zaczęła bawić się jej włosami.

- Nic się między nami nie zmieni... chyba że na lepsze... - cicho wyszeptała.

Nastała noc, a srebrny Księżyc królował wysoko na niebie. Okolica została zalana jego blaskiem i promieniującym z niego bezgłośnym spokojem. W pokoju dziewczyn nadal paliła się lampka nocna. Hope siedziała na łóżku czytając jakąś książkę, a Jessica wycieńczona całym dniem leżała na plecach z zamkniętymi oczami usiłując usnąć. Dziewczyny nie odzywały się do siebie, udając że wcześniejsza rozmowa nie miała miejsca. Jessica tego chciała, a Hope spełniła jej prośbę. W pewnym momencie Preview wstała, ubrała pantofle i skierowała się do drzwi.

- Myślałam że śpisz. Gdzie idziesz? - Zapytała Hope, znów zaniepokojona.

- Do kibla - Preview odparła dość niechętnie.

- Nie bój się o mnie, nie zrobię niczego głupiego - dodała po chwili.

Jessie powoli wracała z toalety przez pogrążony w mroku korytarz. Zatrzymała się na chwilę przy ścianie i próbowała użyć swoich zdolności, zobaczyć choćby sekundę z przyszłości jej najbliższego otoczenia. Jeszcze rano było to dla niej równie naturalne jak oddychanie, przychodziło nawet gdy tego nie chciała. Niestety w tamtej chwili sięgając głęboko do umysłu nie mogła znaleźć w nim najmniejszej, nieznaczącej nic wizji. Uderzyła pięścią w ścianę wściekła na samą siebie. Poczuła się równie bezsilna jak wtedy, gdy pierwszy raz ujawniły się jej zdolności. Znów powróciło uczucie strachu. Wydawało jej się, że robiło się wokół niej coraz zimniej. Objęła się rękami i podążyła do swego pokoju. Uchyliła drzwi, których skrzypnięcie było niezwykle głośne wśród panującej na korytarzu ciszy. Zaglądnęła do środka pomieszczenia. Pokój skąpany był w mroku, a Hope już spała. Wydawało się to dziewczynie bardzo dziwne, gdyż gdy wychodziła jej koleżanka jeszcze coś czytała.

- Niemożliwe, że tak długo byłam w łazience i na korytarzu. Przecież to tylko kilka minut.

Poczuła się bardzo nieswojo, a uczucie zimna jeszcze bardziej się nasiliło. Wszystko wokół wydawało jej się nierealne, jakby śniła. Usłyszała głośny brzęk, coś upadło na podłogę na korytarzu. Zaciekawiona wyszła z pokoju. Spojrzała na jedno z okien, które było otwarte, a na podłodze pod nim leżał przewrócony kaktus. Światło księżyca wpadające na korytarz trafiało na niego tworząc długi, czarny cień wijący się po podłodze. Okno klekotało uderzane podmuchami wiatru, firanki poruszały się jakby były żywe. Jessie wolno podążyła w jego stronę. Czuła że coś ją tam zapraszało, ciągnęło siłą spod działania której nie potrafiła się wyzwolić. Gdzieś w oddali słychać było wycie bezdomnego psa. Srebrny Księżyc odbił się w źrenicach dziewczyny. Mutantka klęknęła przy doniczce i podniosła ją. Nagle coś kazało jej popatrzeć prosto na okno, gdyż bardzo silnie wyczuła czyjąś obecność. W oknie stał, a raczej unosił się w powietrzu młody mężczyzna ubrany całkowicie na czarno. Miał długie czarne włosy i brązowe oczy. Jego ciemna peleryna powiewała na wietrze. Wyciągnął w kierunku Jessie swoją dłoń. Ona nie mogła zrobić żadnego ruchu, czuła się tak jakby ktoś przejął nad nią kontrolę, sparaliżował jej wszystkie kończyny. Spojrzała na twarz nieznajomego skąpaną w srebrnym blasku. Jak zahipnotyzowana wyciągnęła w jego stronę rękę. Ich dłonie po chwili spotkały się w absolutnej ciszy. Dziewczyna czuła się dziwnie, wszystko wokół niej zdawało się rozmywać, a ona sama miała wrażenie że śni. Nieznajomy uśmiechnął się do niej. Zerwał się potężny wiatr, ale Jessie wydawał się delikatny niczym dotknięcia piór. Trzymając dłoń chłopaka miała wrażenie że dotyka zimnego strumienia, a jej umysł uwalniał się od wszystkich myśli. Minęło kilka minut które wydawały się jej wiecznością. Gdy odzyskała zdolność myślenia, zauważyła, że nie przebywała już w szkole. Szybowała wśród chmur niesiona niewidzialną siłą, a obok niej leciał jej nieznajomy. Popatrzyła w dół. Nie było tam nic poza chmurami. Chłopak znów się do niej uśmiechnął.

- Zadowolona z przejażdżki? - zapytał ją.

Jessie mogła już swobodnie myśleć.

- Kim jesteś?! Co ty do cholery chcesz ze mną zrobić!? Czego ode mnie chcesz?!

Młody mężczyzną pokazał ręką aby była cicho.

- Patrz! - wskazał na niebo ponad nią.

Dziewczyna bezwiednie spełniła jego prośbę. Ponad nią rozpościerało się morze gwiazd iskrzących się niczym klejnoty. Królował na nim ogromny Księżyc lśniący jakby był wykonany z szlachetnego kamienia. Niebo co chwilę przecinały linie wchodzących w atmosferę meteorytów.

- Pięknie... - Jessie zapatrzyła się w ten widok. Całkowicie zapomniała o sytuacji w jakiej się znalazła. Odwróciła głowę w stronę chłopaka. Jego oczy lśniły jak gwiazdy.

- Prawdziwe niebo, prawda? - wyszeptał do niej.

Podpłynął do niej. Objął ją rękami i pocałował w usta. Zrobił to delikatnie, dziewczyna nie wyrwała mu się. Poczuła ciepło i chciała aby ta chwila trwała jak najdłużej.

Otworzyła oczy. Znalazła się na pustyni na środku ciągnącej się aż po horyzont autostrady. Przestrzeń rozświetlały jedynie światła gwiazd i Księżyca, tak samo intensywne jak podczas "podniebnej wycieczki" dziewczyny. Jessica zaczęła się rozglądać szukając swego nowego towarzysza. Zauważyła go stojącego w mroku. Nie odzywał się do niej.

- Kim jesteś? Czego tak naprawdę ode mnie chcesz? Po co przeniosłeś mnie w to miejsce? - Domagała się odpowiedzi. Próbowała pokazać że nie była zestresowana, ale jej to nie wychodziło. Jej głos się załamywał.

- Jestem twoim snem. - odpowiedział nieznajomy. Podszedł do niej, wziął w dłoń jej włosy.

- W twoich oczach widać wielki ból i smutek Jessica. Patrząc w nie widzę przeszłość pełną strachu i odrzucenia.

Mutantka zdenerwowała się. Gwałtownie się od niego odsunęła.

- Jesteś telepatą tak! Ty świnio, jak śmiesz zaglądać mi do wspomnień! Ty skończony sukinsynu!

Mężczyzna uśmiechnął się.

- Jestem twoim snem, częścią ciebie. Twoje wspomnienia są moimi. Pamiętaj o tym.

Jessica nie wiedziała jak się zachować, bała się. Chciała zawołać na pomoc swoich kolegów, X-Men, Emmę Frost ale wiedziała że to niemożliwe. Chłopak dotknął jej powiek opuszkami palców. Przed oczami Jessie zaczęły przewijać się chwile z jej życia.

"Widzi siebie jako małą dziewczynkę idącą z dala od pozostałych dzieci. Nikt się do niej nie odzywa. Nikt nie rozumie jej zainteresowań... Zabawy z siostrą i uczucie szczęścia... Widzi sen w którym jej rodzice się rozeszli, później spełniający się jako rzeczywistość... Płacz za siostrą i ojcem... Ataki ze strony całego miasta i śmiech dzieci z kłopotów jej rodziny... Płacz matki... Pierwsze dni w nowej szkole... Odrzucenie i kwitnące w niej zdolności...Wróżby dla dziewczyn, początkowo brane za zabawę... Gdy się sprawdzają koleżanki odsuwają się od niej, jedna po drugiej... Aż zostaje całkowicie sama... Wyciągnięta ręka Michelle i początek prawdziwej przyjaźni... Jej transformacja - zmienia się sposób ubierania i życia... Ukrycie się przed światem za twardą skorupą... Tragiczna śmierć Michelle i poczucie winy... Zdolności Jessie wychodzą na jaw... Matka Michelle uderza ją w twarz nazywając czarownicą... Po wardze dziewczyny spływa krew... Nienawiść miasta do jej samej i jej matki... Granica wytrzymałości... Targnięcie się na swoje życie... Płacz matki i szpital... Pierwszy dzień w szkole Xaviera... Puste oczy nie wyrażające uczuć..."

- Przestań! - Krzyknęła i odepchnęła chłopaka z całych sił.

- Nikt nie dał ci prawa grzebać w moich wspomnieniach!

Dziewczyna otworzyła oczy. Znów stała na szkolnym korytarzu. Nieznajomy unosił się przy oknie.

- Zaznałaś tyle bólu od ludzi z tego świata. Nie chciałabyś się udać do miejsca gdzie zawsze byłabyś szczęśliwa? Gdzie wszyscy żyliby tylko dla ciebie? Zastanów się nad tym.

Jessie milczała. Nieznajomy odwrócił się do niej plecami. Zaczął znikać.

- Zaczekaj... będę mogła się z tobą jeszcze spotkać?

- Tak. Wystarczy że wypowiesz moje imię. Sleepwalker. Obdarzył ją pożegnalnym uśmiechem po czym zniknął w ciemnościach nocy.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.