Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Sleepwalker

Nocne Rozmowy

Autor:Kh2083
Serie:X-Men, New X-Men
Gatunki:Fikcja, Mistyka
Uwagi:Yuri/Shoujo-Ai
Dodany:2010-04-06 08:00:58
Aktualizowany:2016-11-09 19:47:58


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Pole należy wypełnić w przypadku zamieszczenia tłumaczenia opowiadania zagranicznego. Wymaganymi informacjami są: odnośnik do oryginału oraz posiadanie zgody autora na publikację. (Przypominamy, że na Czytelni Tanuki zamieszczamy tylko te tłumaczenia, które takową zgodę posiadają.)

Dla własnych opowiadań, autor może wyrazić zgodę lub zakazać kopiowania całości lub fragmentów przez osoby trzecie.


Rozdział V

Nocne Rozmowy

Kolejny dzień minął grupie mutantów na towarzyskich rozmowach z Joe, jego otyłą matką oraz jego młodszym rodzeństwem. Miłym zaskoczeniem po tylu niepowodzeniach i przykrościach jakich doświadczyli przez kilka ostatnich dni, była możliwość przebywania w towarzystwie tak sympatycznych ludzi, pełnych ciepła dla mutantów, nawet jeśli czasem ich fascynacja homo superior zdawała się przekraczać dopuszczalne granice. Gruba mamuśka kazała przynieść wszystkie taborety i krzesła jakie posiadała w swoim pustynnym "mieszkaniu". Wiedziała, że grupa była zmęczona po podróży i pewnie również głodna i spragniona. Molly zdecydowała się zrobić wszystkim herbaty i przynieść coś do jedzenia. Wszyscy usiedli na czym się tylko dało, a na dwóch pozostałych wolnych taboretach usadowiła się gruba kobieta. Mali Scott i Jean oglądali z zaciekawieniem kolorowe skrzydła Megan. Dziewczyna widząc, że były one przedmiotem dużego zainteresowania, zaczęła nimi wolno i płynnie poruszać. Dzieci jeszcze bardziej się ucieszyły. Mike usiadł pomiędzy Markiem, a Benem. Cały czas patrzył na głowę Matcha spowitą jaskrawym płomieniem.

- Czy ten płomień ciągle się pali? Nie zapalasz nim rzeczy dookoła? - zapytał zaciekawiony.

- Pali się... nie zapalam, potrafię już kontrolować jego intensywność. - Match spokojnie wyjaśnił.

- A jakie masz jeszcze inne zdolności? - Mike nie przestawał wypytywać.

- A mógłbyś czymś rzucić? - zaproponował Ben.

Chłopak podniósł z ziemi kawałek drewna, po czym cisnął nim jak najdalej potrafił. Ognisty mutant skierował na patyk swą dłoń i wystrzelił z niej strugę ognia. Drewno spaliło się doszczętnie w powietrzu, a zaraz po tym upadło na piaszczystą ziemię pustyni.

- Na przykład coś takiego. - Ben oznajmił zadowolony.

- Ach! Wspaniałe! Super! - Mike nie krył swojego podniecenia.

- Popatrz na mój pokaz. - Mark odezwał się. Włączył w swym odtwarzaczu jakąś melodię disco. Po chwili nad pustynią pojawiły się jaskrawe rozbłyski światła wyglądające zupełnie jak noworoczne fajerwerki.

- Super! Pokażecie coś jeszcze?! - chłopiec był zachwycony swoimi nowymi znajomymi. Molly usiadła obok WolfCuba podając mu kubek z herbatą. Młody mutant podziękował, cały czas patrząc na błyski DJ-a. Dziewczyna przyglądała się przez dłuższą chwilę jego pokrytej sierścią twarzy. Dotknęła jego ramienia, a następnie przesunęła kilka razy ręką po miękkim futrze.

- Gładkie... prawdziwe futro... - oznajmiła uśmiechając się do chłopaka.

- Tak, pewnie że prawdziwe... - odparł Nicholas.

- Wiesz, ja zawsze patrząc na telewizję myślałam, że to Wolverine jest najbardziej owłosiony...

- W tym go przewyższam... zresztą jestem też lepszym tropicielem. Moje zmysły są bardziej czułe niż jego! - WolfCub zaczął się chwalić.

- Tak ?

- Może to przez to, że on stępił je sobie przez papierosy.

Molly roześmiała się. Była bardzo zadowolona z rozmowy z nowo poznanym kolegą. Joe siedział przy dziewczynach oraz swej otyłej mamuśce. Hope i Megan rozmawiały o czymś z dziećmi zafascynowanymi skrzydłami Pixie. Joe nachylił się nad Sarah. Spojrzał spod kapelusza w jej ładne, brązowe oczy.

- Słuchaj... a może powiesz mi jakie ty masz zdolności? Całą drogę milczała, wiesz mamuśka? - ostatnie zdanie wypowiedział patrząc na swą tłustą matkę.

- Patrz... - Network wyszeptała odsuwając się od mężczyzny. Światła w jego samochodzie zapaliły się, a chwilę później zatrąbił klakson. Na chwilę uruchomił się silnik.

- Technokineza... chyba tak to się nazywa... - dodała. Wszyscy popatrzyli z wielkim zdziwieniem w stronę wozu.

- Spokojnie, spokojnie! Sarah pokazywała nam swoje możliwości! - Joe uspokoił ich zdejmując kapelusz. Gruba kobieta poprawiła się na taboretach.

- Słuchajcie! Skoro chcecie u nas przenocować, to co byście powiedzieli na wspólne ognisko! Porozmawialibyśmy sobie, wypoczęlibyście...

- Świetny pomysł. - odparła Megan.

- Pewnie że chcemy! - dodał Mark.

- Problem w tym że nie mamy żadnego drewna... nie ma co podpalić - oznajmił Joe. Molly słysząc propozycję mamuśki wstała i podeszła do brata.

- Mogę pojechać do miasta. - zaproponowała swą pomoc.

- To chyba dobry pomysł. - odparł Joe.

- Ale chcesz się z tym sama męczyć? - dodał.

- No nie...

Dziewczyna odwróciła się do WolfCuba.

- Nick? Nie chciałbyś ze mną pojechać? - zapytała.

- No nie wiem... to zależy co na to powie Match, w końcu... - mutant był troszkę zakłopotany propozycją czarnowłosej.

- Oczywiście, że chciałby! - oznajmił Ben. Speszony Nick popatrzył na niego, a zaraz później na dziewczynę.

- Super! Chodź Nick, samochód jest za przyczepą!

Molly wraz ze swym nowym przyjacielem oddaliła się od pozostałych. Joe podszedł do matki.

- No, no... sposób w jaki patrzyła na niego... chyba coś z tego wyniknie...

- Obyś miał rację Joe, obyś miał rację...

Nastała głęboka noc. Dzieci cały czas nie spuszczały z oczu Megan i Marka patrząc na kolorowe wzory na skrzydłach dziewczyny i świetlne pokazy jej chłopaka. Hope nie czuła się najlepiej, dlatego Mamuśka zaprowadziła ją do przyczepy gdzie dziewczyna mogła się spokojnie położyć i odpocząć. Ben i Sarah oddalili się na pustynię, aby porozmawiać o dalszych planach poszukiwania Jessiki i razem pospacerować. Dziewczyna szła kilka kroków przed Matchem i kopiąc leżące dookoła kamienie wzbudzała wokół siebie tumany piasku.

- Dzisiaj pokazałeś, że naprawdę nadajesz się do dowodzenia grupą. - zaczęła rozmowę.

- Tak uważasz? - zapytał chłopak.

- Tak, kiedy dołączyłam do was wydawało mi się, że nasza "misja ratunkowa" dla mojej siostry nie powiedzie się właśnie przez ciebie.

- Przeze mnie? Dlaczego tak myślałaś?

- Ponieważ wydawało mi się, że jesteś osobą, która robi to co inni jej nakazują. Wiesz, Rahne, Shan, Emma Frost... ale teraz widzę, że się myliłam. Podjąłeś decyzję, sam odpowiadasz za swą grupę... podoba mi się to...

- Wiesz Sarah, nie wiadomo co ta decyzja nam przyniesie. W każdej chwili mogą tu wylądować

X-Men w swoim samolocie i zabrać nas z powrotem do szkoły. - Match podzielił się z koleżanką swoimi obawami.

- I poddasz się bez walki? - Network zapytała go przewrotnie.

- Pewnie, że nie... - zadowolony z siebie chłopak oglądnął się za siebie. Zauważył, że rozmawiając z Sarah oddalił się od domu Joe'a.

- Słuchaj, może lepiej będzie jak wrócimy? Mogą nas potrzebować przy przygotowaniach do ogniska.

- Ciebie szczególnie Ben. - Sarah zaśmiała się uderzając kolegę pięścią w ramię.

- Masz rację...

Obaj mutanci wolnym krokiem ruszyli w stronę przyczep kempingowych.

Molly i Nicholas zbliżali się do najbliższego miasteczka, które było tak naprawdę zapadłą dziurą położoną w sercu pustyni. Przez całą drogę Nick mówił swej koleżance o dniach spędzonych w instytucie Xaviera, jego kolegach i nauczycielach, których ona znała dotychczas tylko z wiadomości w telewizji. Molly słuchała jego historii z wielkim zainteresowaniem. Samochód, którym kierowała znalazł się na głównej, a zarazem jedynej drodze do miasteczka na której kręciło się kilka osób, stałych bywalców okolicznych lokali rozrywkowych. Dziewczyna uśmiechnęła się do stojącego przy jednym z domów szeryfa flirtującego z bardzo brzydką, miejscową kobietą, a następnie skręciła za stację benzynową, zatrzymując auto na niewielkim parkingu położonym z dala od gęsto zaludnionej jak na takie miejsce stacji benzynowej i pobliskiej knajpy.

- Wolałabym abyś tutaj zaczekał. Wiesz, niektórzy mogą źle zareagować na twój widok. Wiesz jacy są ludzie w małych miasteczkach. - dziewczyna oznajmiła czując lekkie zakłopotanie.

- Ok, ok... rozumiem Molly.

- Przepraszam, naprawdę. Dam ci znak jak będę wracać, a nikogo nie będzie w pobliżu.

Czarnowłosa zamknęła drzwi samochodu i poszła do pobliskiego sklepu. Wolfcub niezbyt zadowolony z sytuacji w jakiej się znalazł próbował zabić upływający mu wolno czas. Wystawił głowę przez okno, nasłuchiwał, wąchał, oglądał wszystko dookoła. Miał nadzieję, że może natrafi na jakiś ślad obecności Jessiki w tamtym miejscu. Słyszał rozmowę dochodzącą z baru pomieszaną z muzyką płynącą z psującej się szafy grającej, czyjeś krzyki na stacji benzynowej, szczekanie psa odpędzającego jakieś pustynne zwierzę, które za bardzo zbliżyło się do siedzib ludzkich. Czuł wonie piwa i potu dochodzące z knajpy i perfumy damulki rozmawiającej z szeryfem. W pewnej chwili coś go bardzo zaniepokoiło. Poczuł znajomy zapach, który mu się bardzo źle z czymś skojarzył. Po chwili zauważył, że do knajpy wszedł brodaty mężczyzna, który wcześniej opluł Hope na autostradzie. Chłopak bardzo się zdenerwował. Postanowił działać na własną rękę i ukarać tego człowieka. Wyszedł z samochodu rozglądając się dookoła. Zauważywszy otwarte okno do knajpianej toalety wszedł przez nie do wnętrza budynku. Nikogo nie było w ubikacji, dlatego WolfCub mógł bez przeszkód popatrzeć przez szparę w drzwiach do środka pubu. Zauważył brodacza. Pech, a może szczęście chciało, że mężczyzna szedł do łazienki. Nick szybko skoczył na kabinę. Ukrył się w ciemności w pobliżu sufitu. Brodaty wszedł do tej samej kabiny w której skrył się młody mutant. Ściągnął spodnie i usiadł na sedesie. W tym samym momencie WolfCub zawarczał. Mężczyzna przestraszył się i instynktownie spojrzał ponad siebie zauważając chłopaka ukrytego w cieniu. Jego sierść była zjeżona, a oczy świeciły w ciemnościach. Mutant mocno zaczepił się na kabinie nogami i gwałtownym ruchem sięgnął po brodacza. Podniósł go do góry. Spojrzał mu w twarz cały czas warcząc. Mężczyzna był przestraszony, nie mógł wypowiedzieć ani jednego słowa.

- Dzisiaj zrobiłeś coś podłego. Oplułeś dziewczynę, moją przyjaciółkę! Myślałeś, że ujdzie ci to na sucho?! Co to, to nie... pomyśl sobie jak ona się wtedy czuła! Może tak?

Nick rzucił przerażonym facetem. Brodacz wylądował z głową wewnątrz muszli klozetowej. Młody mutant szybko uciekł przez otwarte okno.

Molly wracała do auta niosąc kupione kawałki drewna na ognisko. Patrzyła w kierunku samochodu, aby zawołać kolegę. Drogę zagrodziło jej trzech mięśniaków. Byli brzydcy, mieli okrągłe twarze, szerokie karki i ogolone na łyso głowy. Patrzyli na nią oczami pełnymi poczucia zwycięstwa.

- Molly, Molly, Molly... sama w tak niebezpiecznym miejscu... może potrzebujesz ochrony? - zapytał jeden z nich, ten o najbardziej obleśnej twarzy.

- Odwal się ode mnie. Nie mam czasu. A poza tym nie jestem sama... Nick! Nick! Chodź tutaj!

- Ha, ha! Ciekawe co tym razem sobie wymyśliłaś księżniczko z pustyni! - spytał osiłek.

- Nick! - Molly rozglądała się nerwowo. W pewnym momencie zza drzew wyskoczył WolfCub. Osiłki przerażone jego widokiem zastygły w bezruchu. Nick bardzo szybko się z nimi uporał używając swej naturalnej szybkości, zwinności i ostrych pazurów. Po kilku krótkich chwilach pokonani mężczyźni jęczeli u jego stóp walając się po chodniku.

- Nick! Ukryj się, szeryf idzie! - dziewczyna krzyknęła wskazując ręką w kierunku z którego dochodził stróż prawa. Chłopak pobiegł do samochodu. Do Molly podszedł szeryf. Zobaczył leżących oprychów zauważając krew na ich zranionych kończynach.

- Co tu się stało? - zapytał z poważną miną.

- Tych trzech próbowało się do mnie dobrać. Ale zapomnieli, że kobiety też mają pazury i potrafią się bronić. - dziewczyna bardzo szybko wymyśliła swoją wersję wydarzeń.

- No, no... - szeryf podrapał się po głowie. Molly wróciła do samochodu. Policjant pomachał jej na pożegnanie.

- Pozdrów Mamuśkę! - zawołał za nią odchodząc w kierunku pubu.

- Oczywiście! - dziewczyna odpowiedziała mu z uśmiechem.

- Panie szeryfie! To nie ona! Jakiś potwór nas zaatakował! Musi pan go znaleźć! Niech pan zobaczy jak nas podrapał! - krzyczał jeden z pokonanych.

- Dobra, Dobra... - odparł mężczyzna patrząc na niego z niedowierzaniem. Molly szybko odjechała z parkingu.

- Nie musisz się już ukrywać Nick. - oznajmiła oglądając się do tyłu. Mutant wyszedł spod czerwonego koca.

- Dzięki za pomoc. Narażałeś się, jakby cię zobaczył szeryf... - Molly kontynuowała.

- Przecież nie mogłem patrzeć bezczynnie...

- Byłeś wspaniały! Jestem szczęśliwą dziewczyną, mam swojego prywatnego Wolverine'a!

Molly pocałowała WolfCuba w policzek.

- I jeszcze raz, dzięki! - dodała.

- Słuchaj, a ten szeryf uwierzy, że ty ich tak podrapałaś? - Nick zapytał zapobiegawczo.

- Pewnie, on słynie tutaj ze swojej głupoty. - Oboje zaczęli się śmiać.

Nick i Molly wrócili do pustynnego domu dziewczyny, gdy zaczęło się ściemniać. Mamuśka krzątała się przy grillu, odganiając od niego dokuczające jej dzieci. Młodzi mutanci rozmawiali z Joe i ze sobą nawzajem. Kiedy tylko gruba zauważyła, że Wolfcub i Molly zbliżali się z drewnem, natychmiast ich do siebie zawołała.

- Chodźcie tutaj szybko! Im wcześniej zaczniemy tym lepiej! Nie ma co dłużej czekać! - kobieta ich ponagliła. Nicholas szybko uporał się z rozłożeniem ładunku na ziemi, a inni zajęli się uformowaniem ogniska.

- Proszę o ogień! - Joe krzyknął do Bena.

Chłopak zapalił ustawiony przed nim stos drewna. Hope wyszła z przyczepy. Widząc ogień uśmiechnęła się.

- Chodź do nas! Szybko! - zawołał ją Mark.

- I wy także! - Gruba nawoływała dzieci, które gdzieś się oddaliły.

- Przestała cię boleć głowa? - Sarah zapytała Hope.

- Tak, już w porządku...

Joe ustawił aparat.

- Wiecie... byłem kiedyś w Nowym Yorku... w Mutant Town. Zawitałem do pewnej małej kawiarni w której pracowała śliczna dziewczyna z ogonem. Przywitała mnie tam pewnym tekstem ze starego filmu... pamiętasz mamuśka?

- Oczywiście.

- Więc patrzcie do obiektywu i powtarzajcie!

"We accept you, we accept you! One of us! One of us! Gooble gabble, Gooble gabble, one of us!"

Rodzina Joe oraz szóstka młodych mutantów zostali uwiecznieni na zdjęciu. Wszyscy zajęli się ogniskiem, spędzając dalszy wieczór na jedzeniu i wspólnych rozmowach. Sarah i Hope odeszły od grupy i usiadły niedaleko, na ławce stojącej obok jednej z przyczep kempingowych. Sarah zauważyła, że jej towarzyszka była cicha, starała się unikać rozmów i kontaktu z innymi. Takie zachowanie było do niej niepodobne.

- Mało zjadłaś... - Czarnowłosa starała się zacząć rozmowę.

- Nie za bardzo lubię takie rzeczy, szkodzą mi... gdyby rozbolał mnie brzuch w trakcie dalszej drogi to mielibyśmy kłopot. - odpowiedziała Hope. Znów zapanowała cisza.

- Ale nie chodzi tylko o to, prawda? Myślisz o niej cały czas, mam rację? - Network wciąż pytała, gdyż widziała że jej koleżance było ciężko. Hope nie odpowiadała jej.

- Masz mi za złe, że o niej źle mówiłam... - Sarah kontynuowała.

- Powiedz mi jedno... dlaczego ty jej nie lubisz, dlaczego nie lubisz swojej siostry? - Hope spytała po chwili namysłu.

- Ech... Gdyby tak rzeczywiście było to czy teraz siedziałabym tu z wami? Wiesz, nawet jeśli chcesz się z kimś pogodzić, kogoś zrozumieć, a ta osoba nie daje ci szansy to nic z tego nie wyjdzie.

- Chcesz powiedzieć, że to od strony Jessiki? Ona cię nie lubi? Dlaczego?

- Hope, czy kiedykolwiek rozmawiałyście o mnie?

- Nie, ona nie lubiła nigdy mówić o sobie chociaż raz... powiedziała, że kiedy byłyście dziećmi wasz ojciec rozdzielił was, kiedy odszedł od matki.

- W tym właśnie rzecz... Kiedy byłyśmy małe, wszystko zawsze robiłyśmy razem. Byłam dla Jessiki jej jedyną przyjaciółką, która zawsze ją rozumiała... W sumie byłyśmy ze sobą tak związane, że ona nie chciała zauważać innych ludzi. Wiesz co musiało się stać jak musiała razem z mamą wyjechać w zupełnie nieznane jej miejsce, podczas gdy ja zostałam w domu z ojcem? Jessica musiała znienawidzić za to ojca, winić go za to, że stała się samotna, wytykana przez ludzi palcami. Przez te wszystkie lata kojarzyła ojca ze mną, wyrobiła sobie o mnie tak samo złe zdanie jak o nim. Nigdy nie powiedziała tego na głos, ale już w pierwszych dniach w Instytucie potraktowała mnie niezwykle chłodno, a później nie chciała nawet patrzeć w moją stronę. Kiedyś powiedziała do mnie coś, kiedy próbowałam z nią porozmawiać, coś w stylu: "teraz sobie o mnie przypomniałaś..." czy coś podobnego...

- A przez ten cały czas jak Jessie wyjechała, nie próbowałaś się z nią kontaktować, porozmawiać?

- Na początku tak... dzwoniłam, ale nie chciała ze mną rozmawiać, nie odpisywała na listy. W końcu się na nią obraziłam i zerwałam kontakt. Teraz wiem, że to był błąd. Powinnam wtedy wiedzieć, że jej złość przekształci się kiedyś w tęsknotę za siostrą. Ale byłam wtedy dzieckiem, tak jak i ona... A teraz nie wiem nawet czy zdołam naprawić ten błąd.

- Nie mów tego... oczywiście, że zdołasz! Kiedy odnajdziemy Jessikę pogodzisz się z nią. Porozmawiam z nią, przekonam ją do ciebie... Na pewno wszystko się między wami poukłada.

- Widzę że przekonałaś się do mnie... Jesteś słodka, wiesz o tym? Naprawdę... cieszę się, że Jessica znalazła tak wspaniałą przyjaciółkę. Ona pewnie czuje to samo... - Sarah oznajmiła uśmiechając się do swej rozmówczyni.

- Tak myślisz?

- Na pewno. Otwarła się przed tobą, a to znaczy, że jesteś dla niej kimś wyjątkowym.

- Ach, nawet nie wiesz jak chciałabym żeby tak było...

Hope znów się zamyśliła. Westchnęła i przeciągnęła się. Popatrzyła na twarz Sarah.

- Jesteś do niej strasznie podobna. Masz takie same śliczne oczy... rozmowa z tobą dodała mi odwagi. Pójdę do przyczepy, spróbuję polecieć jak najdalej się da moją astralną projekcją, może zauważę Jessikę, albo chociaż wpadnę na jakiś jej ślad...

- W takim razie ja wracam do grupy. Powodzenia...

- Na razie.

Światło palącego się ognia rozświetlało pogrążoną już w nocy okolicę. Megan patrzyła na ogień, obserwowała z uwagą jego taniec, a jej myśli wędrowały gdzieś daleko. Mark skończył już rozmowę i żarty z Joe i jego matką i postanowił że resztę wieczoru spędzi w towarzystwie swojej dziewczyny. Pochylił się nad nią.

- Megan... troszkę tutaj za głośno, nie sądzisz? - zapytał.

- Tak, ale przynajmniej wesoło. - dziewczyna odparła szczerze.

- Chodź ze mną, chyba należy nam się pięć minut w samotności?

Pixie nie odpowiedziała na jego pytanie. Wstała i cichutko ruszyła w kierunku pustyni. Mark przeczuwał, że coś ją gryzło.

- Na co czekasz! - Megan ponagliła go. Mutanci odchodząc od ogniska, stanęli za przyczepą aby mieć odrobinę prywatności.

- Megan, dziwnie się dziś zachowujesz. Co ci się dzieje? - zapytał Mark.

- Nieprawda. - Pixie zaprzeczyła odwracając głowę.

- Prawda... posmutniałaś odkąd musieliśmy wysiąść z pociągu, zaraz... odkąd czekaliśmy na autostop. Chyba wiem o co ci chodzi, jesteś zła o to co powiedziałem do Sarah? Tak? Jesteś o nią zazdrosna?

- Nie! To znaczy... nie do końca... chodzi o coś troszkę innego. - dziewczyna była zmieszana jego pytaniem, jej myśli błądziły, a odpowiedź nie mogła się sformułować.

- Powiedz, nie możemy mieć przed sobą sekretów. - chłopak naciskał na nią.

- Wiesz, mam czasami wrażenie że traktujesz mnie tak jak inne dziewczyny które próbowałeś poderwać przede mną...

- Czemu tak myślisz? Przecież rozmawialiśmy już o tym, powiedziałem ci że tym razem jest inaczej, że wreszcie zdecydowałem, że to musisz być ty...

- Tak, ale wiem że kilka dziewczyn usłyszało od ciebie coś podobnego... a teraz twoje przymilanie się do Sarah! - Pixie krzyknęła zaciskając pięść. Mark położył dłonie na jej ramionach.

- Posłuchaj Megan... może mówiłem coś takiego komuś wcześniej... ale tym razem jest inaczej. Wcześniej umawiałem się z wieloma dziewczynami tylko dlatego że szukałem u nich tego "czegoś", ale żadna z nich tego nie miała. Nie potrafię chodzić z kimś tylko po to aby go nie zranić, a samemu męczyć się... ale teraz moje poszukiwania się skończyły. Wiem, że przy tobie czuję to "coś" i chcę abyś mi zaufała, proszę.

Megan uśmiechnęła się.

- Mogłeś sobie nie robić opinii takiego podrywacza. Na pewno byłoby mi łatwiej...

- Hmm... w sumie cieszę się, że jesteś o mnie zazdrosna.

Megan rozluźniła się. Mark objął ją i pocałował.

Joe i jego matka spacerowali po okolicy. Zauważyli przytuloną do siebie parę.

- Noc robi się gorąca - odparła gruba.

- 1:0 dla nocy, mamuśka!

WolfCub i Molly także oddalili się od ogniska. Dziewczyna wyczuła, że od wizyty w mieście coś gnębiło chłopaka.

- Rozchmurz się... dobrze zrobiłeś tym gadom. I tak jak ci mówiłam, szeryf niczego się nie domyśli bo absolutnie nie grzeszy on intelektem. Przecież znam go od dawna. - próbowała go pocieszyć.

- Nie myślę o tych zbirach... raczej o tym co zrobiłem tamtemu brodaczowi.

- Wsadziłeś mu głowę do kibla? Jak dla mnie to za mała kara dla kogoś kto opluł i obraził kobietę.

- Nie o to chodzi... wiesz dlaczego ja tak bardzo się na niego wściekłem? Sam się nad tym zastanawiałem, Ben pewnie powiedziałby żebym go olał... ale ja po prostu nie mogłem. W jego zachowaniu widziałem samego siebie.

- Nie mów bzdur. Jesteś o niebo lepszy od tamtej świni... pokazałeś to.

- Tak... ale ja zachowywałem się w stosunku do Jessiki tak samo jak on w stosunku do nas. Wkurzała mnie swoim zachowaniem i innością, a ja nie kryłem się z niechęcią do niej. Ona nigdy tego nie okazywała, ale pewnie nieraz ją to bolało... może to jeden z powodów jej ucieczki z tamtym gościem...

- Jeszcze masz szansę wszystko odkręcić. Musicie ją odnaleźć. - Molly ponownie go pocieszyła.

- Tak... ale czy ona będzie chciała ze mną rozmawiać? - Nick był pewien obaw.

- Cóż, sam musisz się tego dowiedzieć.

- Chyba pójdę już spać. Muszę mieć siły, aby rozszarpać tego kretyna który porwał Jessie.

Molly chwyciła chłopaka za rękę.

- Zaczekaj. Może już nigdy więcej nas nie odwiedzicie... zamknij oczy.

Dziewczyna objęła ramionami mutanta i mocno go pocałowała.

Joe i gruba zauważyli także i tą parę.

- 2:0, mamuśka! Może spełni się twoje marzenie?

Tęga kobieta pochlipywała ze wzruszenia.

Jedynymi osobami, które pozostały przy ognisku były Sarah i Ben. Oboje milcząco wpatrywali się w ogień, który chłopak co chwilę wzmacniał swoimi płomieniami.

- Jak to jest, być zamkniętym w pancerzu nie do przeniknięcia dla innych? - zapytała Network.

- Mówisz o moim płomieniu? Zdążyłem się już przyzwyczaić. Wystarczy jeśli nie będę się za bardzo zbliżał do innych, a wszystko będzie ok.

- Właśnie w tym najgorszy problem... nie chciałbyś się do kogoś przytulić, pocałować?

- Wiesz... staram się nie myśleć o takich rzeczach. Kiedy jednak przychodzą chwilę zwątpienia i załamania to myślę o innych, którzy mają gorzej niż ja. Kevin, Rogue...

- Czyli tęsknisz za bliskością. - oznajmiła Sarah.

- Przecież jestem zwykłym człowiekiem. - chłopak cicho odpowiedział jej. Zapanowała cisza. Sarah wstała.

- Tak... idę się trochę przespać. Jutro na pewno spotkamy się z Jessie. Musimy być wypoczęci i gotowi na wszystko. Jutro przylecą X-Men.

- Skąd ta pewność? - zapytał zdziwiony Match.

- Przeczucie. Po prostu.

Dziewczyna poszła w stronę przyczepy. Ben znów wzmocnił płomień ogniska.

- Przykro mi Joe, nie będzie 3:0 dla nocy... - powiedział sam do siebie.

Hope usiadła na łóżku w jednej z przyczep. Rozglądnęła się wokół siebie. Dookoła było pełno gratów i starych ubrań. Dziewczynie nie podobało się to, ale wiedziała że nie mogła liczyć na nic lepszego na odludnej pustyni. Zamknęła oczy, a po chwili opuściła swoje ciało w postaci astralnej projekcji. Unosząc się coraz wyżej i wyżej, widziała siebie, obozowisko rodziny Joe'a i jej kolegów zajętych rozmowami, pustynię i widoczne z oddali światła miasta. Podążyła w ich kierunku. Bardzo szybko przekroczyła granicę stanu. Poczuła, że coś ją wołało, zapraszało do siebie. Popłynęła w kierunku tej zachęcającej myśli.

- Jessica - pomyślała. Czuła jej obecność, jej oddech i dotyk skóry przez delikatną piżamę. Zapach szamponu w jej włosach i odbijające się światło w brązowych oczach. Słyszała jej płacz, widziała usta unoszące się w uśmiechu. Po chwili znalazła się przed motelem w którym naprawdę zatrzymali się Sleepwalker i Jessie. Dziewczyna zauważyła w jednym z okien światło. Poczuła straszliwy niepokój, uczucie rozrywające ją od środka, wołające o pomoc z tysiąca drzwi hotelu czarniejszego niż suknia uszyta z nocy i ból rany zadanej przez hebanowe, czarne lustro prowadzące do świata iluzji. Bardzo szybko znalazła się w pokoju. Widziała Jessie siedzącą przy ścianie i stojącego przy niej mężczyznę o długich włosach ubranego w ciemny strój z peleryną.

- Jessica! Musisz do nas wrócić! Grozi ci niebezpieczeństwo! - próbowała wykrzyczeć.

Sleepwalker wyczuł jej obecność. Popatrzył w jej stronę. Hope została przeniesiona do innego miejsca. Unosiła się nad skałą sterczącą z oceanu o którą uderzały fale. Widziała stojącą nad przepaścią dziewczynę w czarnej sukni. Długowłosy pojawił się przed nią. Chwycił ją za szyję. Było to dziwne, gdyż nikt inny wcześniej nie mógł dotknąć jej astralnej projekcji.

- Zdenerwowałaś mnie dziewczynko! Ale teraz znam twoje sekrety.

Z całych sił rzucił widmo dziewczyny w pędzące na niebie chmury. Hope wróciła do swego ciała. Reakcja jej organizmu była gwałtowna. Mutantka wydała z siebie przeraźliwy krzyk. Wszyscy Paragons usłyszeli go i pobiegli do przyczepy w której była dziewczyna.

- Hope! Co się stało? - zapytał Ben.

- Wszystko w porządku? - dodał. Zlana potem Trance ściskała w rękach poduszkę. Ciężko jej było złapać oddech.

- Jessica... musimy się pospieszyć. On chce zrobić coś bardzo złego Jessice.

Nad motelem w którym zatrzymali się Preview i jej towarzysz królowała noc. Sleepwalker będąc w swej "ziemskiej" postaci wysokiego chłopaka z czarnymi włosami patrzył przez okno na rozgwieżdżone niebo. Do pokoju weszła Jessica. Miała mokre włosy, a na sobie czarny podkoszulek i krótkie spodenki. Usiadła na fotelu oddalonym od miejsca w którym przebywał chłopak.

- Jak się czujesz? - zapytał ją czarnowłosy.

- Dobrze, w sumie zaskoczona jestem, że mają tu takie ładne łazienki. Czasami rzeczy są zupełnie inne niż sobie je wyobrażamy. - dziewczyna oznajmiła uśmiechając się.

- A co z twoją pamięcią?

- Już lepiej... wiem, że chciałam bardzo spotkać się ze swą matką w Salvation, a Frost nie pozwalała mi wyjechać. Później pojawiłeś się ty i zaproponowałeś swoją pomoc. Wciąż jednak mam mętlik w głowie, kiedy próbuje sobie przypomnieć nasze pierwsze spotkanie.

- Nieważne... kiedy dotrzemy do Salvation wszystko powinno stać się jasne.

- Może tak... ale cały czas mam przeczucie, że jestem w jakimś śnie, że błądzę gdzieś nie mogąc znaleźć swojej drogi.

- Dlatego jestem przy tobie... jestem twoim drogowskazem.

Chłopak usiadł przy Jessice. Próbował ją objąć.

- Zobaczysz się ze swoją matką. Wtedy wszystko się wyjaśni... - mówił do niej cicho.

- Ech... - dziewczyna nie była zadowolona z jego obecności.

- Coś nie tak? - zapytał ją.

- Nie, nic, ale wspomnienia z dzieciństwa nie są dla mnie najlepsze...

- Czy chciałabyś mi o sobie opowiedzieć?

- Po co? Przecież i tak wiesz o mnie wszystko.

- Tak, ale być może ty nie wiesz o sobie wszystkiego... - chłopak odparł bardzo tajemniczo.

- Cholera... nie lubię jak mówisz zagadkami. Mam wtedy większy mętlik w głowie. - Jessica powiedziała lekko podnosząc głos.

- Po prostu opowiedz mi o sobie. Czemu chcesz się tak bardzo spotkać ze swoją matką? Byłaś z nią w złych stosunkach?

- Nie, naprawdę nie. Ona zawsze mi we wszystkim pomagała i akceptowała mnie, nawet po tym gdy okazało się że jestem mutantem.

- Czyli zawsze była dla ciebie ważna?

- Tak, a poza tym gdy byłam mała, uwielbiałam spędzać czas z moją siostrą bliźniaczką. Ja nie mogłam znaleźć wspólnego języka z innymi dziewczynkami, one zawsze robiły i lubiły zupełnie co innego niż ja... ale Sarah była inna. Zawsze była przy mnie i mi pomagała, pomimo tego że nie zgadzała się ze mną w wielu sprawach. Wtedy byłam zbyt słaba żeby walczyć z podłością ludzi, ale to właśnie Sarah mnie przed wszystkim chroniła... w końcu jednak...

- Wasi rodzice się rozeszli, tak?

- Tak... ja z mamą wyjechałam do jej rodzinnych stron. Ojciec pozostał z Sarah w naszym dawnym domu. To było dla mnie straszne przeżycie... tęskniłam za Sarah i zaczynałam nienawidzić naszego ojca za to co nam zrobił. Nie mogłam znaleźć się w nowym środowisku, po raz kolejny zostałam odtrącona... nie było przy mnie Sarah, nie miał mnie kto bronić... znienawidziłam ją za to. Wyrzucałam każdy list, który od niej do mnie przychodził aż w końcu przestała pisać. Nie chciałam zawierać z nikim znajomości, nienawidziłam tamtego miasta i całego świata... chciałam przenieść się w inne miejsce, z dala od bólu i uprzedzeń.

- Czy nie pamiętasz jeszcze czegoś z tamtego okresu? Czegoś bardzo ważnego co wtedy się wydarzyło? - mężczyzna naciskał, drążył temat.

- Nie, zamknęłam się wtedy w sobie i właściwie...

Chłopak zbliżył się do niej. Objął ją rękami. Wydawało jej się, że są one bardzo zimne. Lekko zadrżała.

- Nie pamiętasz podróży przez dom pełen tysiąca drzwi, przez które przechodząc szukałaś drogi do swej ziemi obiecanej, swej krainy magii i życzeń? Nie pamiętasz skały pośród oceanów na której wszystkie oczy zwrócone są w ciebie i spełniają każdą twoją prośbę?

- Posłuchaj... prosiłeś mnie żebym opowiedziała ci o sobie, o tym co wydarzyło się w Salvation. Nie mam ochoty na słuchanie pseudofilozoficznej poezji, naprawdę. Było mi wtedy bardzo źle i z depresji wyratowało mnie przypadkowe spotkanie w bibliotece. Poznałam wtedy Michelle, wdała się ze mną w przypadkową rozmowę, a ja zostałam zauroczona jej osobowością i spojrzeniem na życie. Nabrałam wtedy sił do wszystkiego, pierwszy raz poczułam co to znaczy mieć prawdziwą przyjaciółkę. Michelle nauczyła mnie w jaki sposób czerpać siłę z własnej odmienności i nie dać się zjeść przez otoczenie. Michelle stworzyła mnie taką jaką teraz jestem. Wkrótce pojawiły się u mnie pierwsze symptomy tego że jestem zasranym mutantem... Najpierw sny, potem wizje przyszłości które zawsze się sprawdzały. Początkowo były to pierdoły typu, że za chwilę zadzwoni listonosz, lecz pewnego dnia...

Podczas mówienia tych słów w oczach Jessie pojawiły się łzy.

- Miałam wizję śmierci Michelle. Obudziłam się z płaczem, dzwoniłam do niej, prosiłam żeby uważała na siebie... cały dzień płakałam, jakbym wiedziała że moja wizja się spełni. Wkrótce dowiedziałam się, że Michelle nie żyje, jakiś przeklęty skurwysyn rozbił samochód w pobliżu jej domu zabijając ją na miejscu. Wtedy mój świat zawalił się całkowicie... - Po policzkach Jessiki popłynęły łzy.

- Wiedziałam, że nie będę w stanie żyć z świadomością, że Michelle umarła bo kazałam jej zostać w domu. Nie chciałam po raz kolejny zmagać się z rzeczywistością. Wiedziałam, że sprawię mnóstwo bólu mojej mamie, która cały czas mnie wspierała ale po prostu nie mogłam. Poszłam do łazienki i podcięłam sobie pieprzone żyły. Czekałam na śmierć, ale nawet to zawaliłam. Ktoś mnie uratował.

- Powiedz mi, a czy wahałaś się zanim to zrobiłaś?

- Tak, bardzo. Nie mogłam zrobić tego kroku przez długą chwilę.

- A może w ogóle go nie zrobiłaś? Czy nie pamiętasz, że policja dziwiła się czemu na żyletkach nie było śladu krwi chociaż ty byłaś prawie martwa z powodu jej upływu? Czy nie pamiętasz, że odłożyłaś je, bo zdecydowałaś. że jednak chcesz żyć? Czy nie pamiętasz, że rany zostały ci zadane przez czarne jak noc lustro rozbijające się przed tobą, uwalniające twą śmierć? Czy nie pamiętasz, że to była noc kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy?

- Przestań. Nie mam pojęcia o czym mówisz. Zrobiłam to wtedy i teraz bardzo tego żałuję, ale nie mogę zmienić przeszłości. - czarnowłosa powiedziała bardzo zdenerwowana.

- Naprawdę. A czy nie zastanawiałaś się kiedyś, że twoja moc może działać w inny sposób. Że być może jesteś czymś innym, czymś więcej niż prekognitką? Nie pomyślałaś, że twoje myśli mogą kształtować przyszłość i przeszłość?

- Tego już za wiele! Nie dość, że nie chcesz wyjawić mi o co ci chodzi z tymi podchodami, to jeszcze oskarżasz mnie... może o to, że sama wywołałam śmierć Michelle, że ją zabiłam!

Jessica bardzo gwałtownie wstała. Chciało jej się płakać. Wiedziała że musiała jak najszybciej oddalić się z tamtego pomieszczenia, jak najdalej od chłopaka którego wpływu na siebie nie rozumiała. On mocno złapał ją za dłoń i przewrócił na łóżko. Unieruchomił jej ręce, po czym sam położył się przyciskając ją swym ciałem.

- W takim razie może chcesz zobaczyć prawdę? Teraz otworzą się przed tobą wrota do twej krainy... musimy tylko odnaleźć klucz!

Przycisnął ją jeszcze mocniej. Zaczął całować po szyi, twarzy, ustach. Czuła jego zimny jak lód dotyk, nieprzyjemnie chłodne pocałunki.

- Zostaw mnie! Odpieprz się ode mnie! - krzyczała.

Wiedziała, że musi szybko się uwolnić. Zamknęła oczy. Po policzkach pociekły jej łzy. Sleepwalker sięgnął ręką pod jej bluzkę, a później usiłował dostać się pod spodenki. Jessica zacisnęła pięści.

- Zostaw mnie! - wrzasnęła jeszcze mocniej.

Chłopak na chwilę przybrał swoją prawdziwą postać długowłosego mężczyzny ubranego w noc. Odskoczył od Jessie, zrobił kilka kroków w tył i oparł się o drzwi.

- Skoro nie chcesz poznać prawdy... trudno... idę pospacerować.

Wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Czarnowłosa poprawiła ubranie, przetarła łzy i sięgnęła do plecaka po telefon. Wyjęła go, ale okazało się że był zepsuty. Zaklęła rzucając nim do śmietnika.

Sleepwalker szedł przyhotelową alejką pogrążoną w mroku. Po chwili zniknął w panujących dookoła ciemnościach. Znów stał na skale sterczącej ze wzburzonego morza. Podeszła do niego kobieta w czarnej sukni.

- Przegrałeś, ona pokazała, że nadal potrafi nas zniszczyć. Możemy stracić wszystko jeśli zrobisz kolejny błąd.

- Nie zrobię. Tym razem jedziemy prosto do Salvation. Tam gdzie wszystko się zaczęło, a rzeczywistość jest zawirowana tak że przejście do nas będzie dla niej najłatwiejsze. Jej dar powinien otworzyć bramy i dać nam prawdziwą wolność. Kiedy to się już stanie...

- Będziemy mogli spełnić jej marzenie, jej prośbę z tamtego dnia. Stworzymy świat tylko dla niej, w którym wreszcie będzie bezpieczna.

Mówiąc to dziewczyna wyszła z cienia. Wiatr potrząsał jej czarnymi włosami. Uśmiechnęła się, a jej twarz okazała się być lustrzanym odbiciem twarzy Jessiki Vale.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.