Opowiadanie
Noir
Rozdział 1
Autor: | ghostoforion |
---|---|
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Fikcja, Kryminał, Przygodowe |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Przemoc |
Dodany: | 2010-03-05 08:00:32 |
Aktualizowany: | 2010-03-05 20:17:32 |
Jeżeli ktoś zechce coś zrobić z jakimkolwiek tekstem opublikowanym przeze mnie to z pewnością się ucieszę i wyrażę na to zgodę. Jednak najpierw miło by było mnie zapytać o zgodę.
Dlaczego nikt nigdy nie zwraca uwagi na narratora. To przecież on zna te wszystkie nieciekawe historie. On zagłębia się w psychikę postaci, poznaje ich losy a ostatecznie zmuszony jest podawać je czytelnikowi na tacy. Dobrze że nie jestem zawodowym narratorem. Ich życie musi być koszmarne. Jeżeli spojrzycie na mnie teraz, waszym oczom ukaże się czterdziestoletni mężczyzna. Wytarte brązowe spodnie od garnituru, biała przepocona koszula. Dwudniowy zarost na twarzy już prawie całkowicie zasłaniał dziury po ospie z dzieciństwa. Przekrwione oczy, sińce pod oczami i przetłuszczone włosy dopełniały wtedy mego Nikt nie przychodził do mojego biura. Już od kilku miesięcy. Nawet nie ruszałem się stamtąd. Nie było sensu. W końcu mogło mnie nie być kiedy akurat jakieś pieniądze zapukały by do mojego biura. A na taką stratę nie mogłem sobie pozwolić.
Spójrzmy teraz na biuro. Tanie, drewniane i stare meble wypełniały go po brzegi. Dostałem je w spadku po moim poprzedniku. Boże, to on nauczył mnie wszystkiego. Wiatrak zamontowany u lampy wolno się kręcił, a poprzez brudne szyby i warstwy tytoniowego dymu przebijało się późne wieczorne słońce. Warstwy kurzy pokrywały większość nie używanych przeze mnie mebli. Tak, moje środowisko pracy oraz ja sam nie prezentowaliśmy się najlepiej. Jednak z pewnością byliśmy najlepsi. I właśnie z tych rozmyślań o tym jak dobry jestem zauważyłem cień. W mlecznym szkle drzwi pojawił się zarys. Jednak przed zarysem usłyszałem lekkie skrzypienie podłogi na korytarzu. A kiedy cienka smukła ręka zbliżała się do klamki cały tajemniczy kształt nabrał wyrazu. Szczupła, w obcisłej sukience. Prosty, duży kapelusz z szerokim rondem. Jezu to zawsze były one. Nie pojawiały się na ulicach. Nie spotykało się ich w klubach ani na wakacjach w odległych krajach. Ręka przekręciła przetartą, miedzianą, okrągłą gałkę. Ścienny zegar wybił punkt osiemnastą.
Perfumy. Drogie i wyraziste. O kwiecistym delikatnym zabarwieniu. Za perfumami szła ona. Jasna skóra. Zupełnie jak by nigdy nie zetknęła się z słońcem. Bez słowa, drobnymi kroczkami podeszła do krzesła naprzeciwko mnie i usiadła. Niezrażona brudem obróciła się w moją stronę i spojrzała prosto w oczy. A jej oczy. Jakże były niezwykłe. Już dawno nie zetknąłem się z tak niesamowitym odcieniem fioletu. Idealnie zlewał się on z jej szminką i ubraniem. A ona tak po prostu tam siedziała i patrzyła na mnie tymi magicznymi oczyma. W końcu postanowiłem się odezwać.
- Słucham. Z czym pani do mnie przychodzi? - Szorstki głos. Zbyt mocne papierosy i parszywy alkohol zrobiły swoje przez dwadzieścia lat. Jej oczy zadrgały. Skrępowanie, chwila wahania jak by nie wiedziała jak ma postąpić wobec tego. Wtedy zrozumiałem.
- Zapewne jest pani niemową od niedawna prawda? - Jej głowa delikatnie skinęła. Oczy były jeszcze bardziej zawstydzone, a w ich kącikach pojawiła się zapowiedź łez wstydu.
- Podam pani kartkę. Niech pani pisze. Tak długo jak będzie trzeba. - Zdjąłem nogi z biurka. Szuflada z lekkim oporem ustąpiła mi.
Pisanie nie zajęło jej wiele. Zaledwie trzy zdania. Obróciła kartkę w moją stronę." Nazywam się Julie Ann. Moim ojcem był doktor Teufel. On nadal żyje.” To wystarczyło. Teufel. Pogrzebałem go wraz z moimi dziewiętnastymi urodzinami i przejąłem jego biuro. Biuro mojego mentora.
- On nie żyje. Sam wykopałem grób. I nie miał dzieci. Chociaż z pewnością pani oczy poddają tę tezę w wątpliwość. Dobrze, zadam pani kilka pytań. Proszę się nie śpieszyć z odpowiedzią. - Lekkie uspokojenie w jej oczach. Nie potraktowałem jej jak wariatki. Z pewnością była jego dzieckiem. Tylko on miał takie oczy. I jeśli jego córka coś mówi to z pewnością było to prawdą.
- Ile ma pani lat? Skąd wysnuwa pani takie wnioski? Ile na tym zarobię? - kartka znowu odbyła krótką podróż po blacie biurka. Mam dwadzieścia dwa lata. Dwa dni temu w kopercie, bez listu dostałam 21 zasuszonych fiołków. Ale to nie były zwykłe fiołki. One miały barwę jego oczu. Dostanie pan za tę sprawę wszystkie fiołki. Ręce mi zadrżały. Fiołki doktora. Jedynie on potrafił je produkować. Sekretna alchemiczna metoda umarła wraz z nim. Spożycie jednego odmładzało o 20 lat. Po jego śmierci nie pozostał już żaden. Ludzie płacili by za nie całymi miastami. Władny pogrążeni w chaosie. Skupieni jedynie na odzyskaniu swojej młodości. Tak, to mogło z pewnością pomóc mi się wybić. Zaznać chwili spokoju.
- Dobrze. Odnajdę go. Proszę mi dostarczyć kopertę. Zapłatę odbiorę gdy wykonam zlecenie. - Pokiwała głową. Gdzieś w kącikach oczu pojawiła się radość. Wsunęła swą rękę za dekolt sukienki i wyciągnęła zza niego kopertę w foliowej torebce. Pokiwałem z uznaniem.
To była tradycyjna szara koperta. A jednak była mocno pożółkła. Objawy starości papieru. Papieru z młodzieńczych lat doktora. W rogu była czarna kropelka tuszu. Jego jedyny podpis jaki po sobie zostawiał. Brak znaczka, stempla ani jakichkolwiek innych śladów. Powąchałem papier. Dziwne. Nie miał żadnego zapachu. Powinien chociaż delikatnie przejść perfumami kobiety. Papier pochłaniający. Nic się go nie imało. Kolejny wynalazek doktora. Stworzony od tak. Dla czystej rozrywki. Nie dało się go spalić, pobrudzić ani po nim pisać. Tylko on potrafił zostawiać na nim jakiekolwiek ślady użytkowania. Tylko w jego obecności ten papier zachowywał się normalnie.
To wszystko mogło mieć sens. Nie powątpiewałem w żadne ze słów Julie Ann. Nie mogła mówić. Okrutne, lecz niezwykle przydatne. Alchemicy tworzyli wywar prawdy. Dwie krople sprawiały że człowiek nie mógł mówić, ale zarazem nie mógł kłamać. Niekiedy bardzo przydatne. Sami znajdźcie sobie dla tego zastosowanie. - Nie interesuje mnie dlaczego otrzymała pani te usta. Przyjmuje tę sprawę. Proszę wrócić do domu i pilnować zapłaty. Jeżeli wydarzy się coś nadzwyczajnego niech mnie pani odszuka. Do widzenia. - Kobieta skinęła głową. Wyszła bez słowa. Woń perfum nadal lekko poruszała się po pokoju. Postanowiłem zabić ten obcy element. Zapaliłem papierosa. Prawie czarny dym zaczął wypełniać biuro. Kilka bezmyślnych chwil. On nadal żyje. Jak udało mu się przeżyć? Dlaczego nikomu nie powiedział? Gdzie jest? Z pewnością potrzebował pomocy. Inaczej nie odkrył by się ze swoim sekretnym życiem. Tylko dlaczego w taki skomplikowany sposób? Nie wiedziałem.
To dopiero koniec mini pierwszego rozdziału. Z pewnością pojawi się ich więcej w najbliższym czasie i wtedy akcja się rozkręci
Sory.
Jakiś tajemniczy błąd. Bede musiał to jeszcze raz przeczytać i poprawić jak tylko znajdę odrobinę czasu. Dzięki za info.
"Przekrwione oczy, sińce pod oczami i przetłuszczone włosy dopełniały wtedy mego Nikt nie przychodził do mojego biura."
tutaj chyba czegoś brakuje?
ma klimat, taki strasznie ciężki, niemniej podziwiam talent do tak powolnego prowadzenia akcji i szczegółowych opisów, bo sam nie umiem tego robić :<D