Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Mój Pierwszy Gej

Część piętnasta: Czarek’s Part 3. Armagedon

Autor:Ariel-chan
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Komedia, Obyczajowy, Romans
Uwagi:Yaoi/Shounen-Ai
Dodany:2010-09-25 00:44:18
Aktualizowany:2010-09-25 00:44:18


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Nie kopiować, nie rozpowszechniać bez wiedzy i zgody autorki ;3


Mój Pierwszy Gej

(alias: Moi Pierwsi Geje)

Księga druga: Raj Utracony


Część piętnasta: Czarek’s Part 3.

Armagedon.


To był koszmar.

Dla mnie i dla niego.

Ale dla mojego kochanego większy…

Utraciliśmy nasz mały raj na własne życzenie. Bezpowrotnie. Czasu cofnąć już nie cofniemy, stało się. Popełniliśmy błąd, pośpieszyliśmy się zupełnie niepotrzebnie. Teraz za to płacimy, obaj, choć mój Marcin najbardziej.

Boże drogi, co zrobiliśmy, czym na to zasłużyliśmy? Ani ja, ani Marcin nie zrobiliśmy nic złego… tylko się zakochaliśmy. „Tylko”, czy może jednak to jest… „aż”?

Na mnie nie odbiło się to prawie wcale. Na Marcinie bardzo. Tak bardzo, że mi serce krwawi z rozpaczy. Szaleję ze zmartwienia, ze strachu, nie wiem już, co ze sobą począć… Marcin, błagam cię, otwórz. Otwórz mi, ja nie chcę cię stracić, nie chcę… Łzy lecą mi same. Muszę go stamtąd wyciągnąć, tylko jak? Wpadł w czarną otchłań rozpaczy, wylądował na dnie piekieł, a ja nie wiem, jak mam go ratować… Zostaliśmy sami na tym świecie. A przynajmniej on został, bo ja mam jeszcze mamę… Ale obaj, razem, jako jedność, zostaliśmy sami…

Nie, zaraz. Nie jesteśmy sami. Sklerotyku jeden! Na śmierć zapomniałeś o pewnej osóbce, która jest z wami prawie, że od początku i która chyba nigdy się was nie wyrzeknie! Ona będzie wiedziała, co robić. Ona go stamtąd wyciągnie. Jest moją jedyną nadzieją. Bo ja umrę, jeśli Marcinowi się coś stanie… Nie, jemu się przecież nic nie stanie! Ale ja umrę z rozpaczy, jeśli… jeśli…

Drżącymi rękami wybierałem numer telefonu, drżącym głosem starałem się coś powiedzieć. Ach, jak ja nie lubię rozmawiać przez telefon… ale już wolę to niż umieranie… za życia.

- Słucham cię, Czaruś? - odebrała szczerze zdziwiona.

- Eem… Del. Mogłabyś przyjść do nas… teraz… w tej chwili? - starałem się być odważnym, by nie doprowadzić jej do niepotrzebnej paniki, ale najwyraźniej…

- Jezus Maria, co się stało?! - krzyknęła mi do ucha.

…nie bardzo mi to wyszło.

- Eem… Powiem ci na miejscu… Tylko przyjdź, proszę… Dobrze?

- Tak! Już lecę! Podwijam kiecę i lecę, nie ruszaj się, zaraz tam będę! Już biegnę!

- To cześć. - pożegnałem się i odetchnąłem, bo przynajmniej to miałem za sobą. Teraz tylko pytanie brzmi: Jak ja, u licha, mam jej to wszystko opowiedzieć?

Spojrzałem w stronę pokoju Marcina. Jest niedziela, a ja go nie widziałem praktycznie od piątku wieczorem. Od dwóch dni nie zamienił ze mną słowa…

Błagam, niech to się już skończy… Chcę cię zobaczyć… Usłyszeć twój głos…. Marcin, tęsknię za tobą.

Dziewczyna zjawiła się w przeciągu godziny, zdyszana, zziajana, widać było, że biegła całą drogę. Otworzyłem jej i od progu spytała wyraźnie przerażona:

- Gdzie Marcin?

- W swoim pokoju. - odpowiedziałem, wpuszczając ją do środka; zrobiła na mnie wielkie oczy. - Zaraz wyjaśnię… Chodźmy lepiej do mnie.

- Czaruś, co się stało? Chyba… ee… nie wyszliście z szafy?!

- Eem… Tak… W piątek.

- W piątek?! I wy mi teraz dopiero mówicie? Co się dzieje z Marcinem?! Co wam zrobili?!

Zaprowadziłem ją do mojego pokoju, po drodze chwyciłem w locie kota i tak z nim siedziałem, próbując zagłaskać go na śmierć.

- W piątek… - zacząłem, jąkając się i zacinając od czasu do czasu jak to ja. - …nasi rodzice byli w domu. Marcin uznał, że to dobra okazja... Długo na ten temat rozmawialiśmy, praktycznie całą noc, on bardzo się bał, ale czuł, że powinniśmy, ja też się z tym zgodziłem i w końcu zdecydowaliśmy się zrobić to już teraz…

- Jezu, Czaruś, dlaczego tak szybko? - spytała, gdy na moment przerwałem. - Czemu na mnie nie poczekaliście? Myślałam, że chociaż zdążę wam ten pomysł wybić z… to znaczy, porozmawiać z wami!

- Ale sama napisałaś nam, że wszystko będzie dobrze… Że to nasi rodzice i kochają nas mimo wszystko…

- Ach, napisałam tak, ale na miłość boską! Trzeba było mnie słuchać?! Kto mnie w ogóle słucha?! To co się stało? Jak zareagowali?

- Moja mama w porządku…. Nie była zadowolona, ale zła też nie. Powiedziała tylko „Ciężko wam zrozumieć, chłopcy”. Natomiast ojciec Marcina… - wziąłem głęboki wdech. - …wściekł się to mało powiedziane. Wykrzykiwał takie rzeczy, których… nie zacytuję. Mnie to bolało, a co dopiero Marcina… Najgorsze było to, że gdy minął mu wybuch złości i uspokoił się nieco… ze łzami w oczach powiedział do Marcina… - tutaj głos już musiał mi zadrżeć; zbierało mi się powoli, ale nieuchronnie. - …„Jak mogłeś? Mój jedyny syn… Nie mogę na ciebie patrzeć”. I wyszedł z domu, trzasnąwszy drzwiami… Rozmawiałem wczoraj z mamą na ten temat. Powiedziała, że ojciec Marcina potrzebuje czasu, żeby to przegryźć i przyswoić, ona zresztą też, ale nie będzie nam się przeciwstawiać, czy coś… Tak się cieszę, że przynajmniej ona jest po naszej stronie, inaczej chyba bym tego nie zniósł. W ogóle… wiesz co mi powiedziała? - trochę się zawstydziłem, ale rozwaliła mnie tym. - „Szkoda, że nie jesteś dziewczynką, Marcin to taki dobry chłopak, miałabym udane wnuki…”

- Jej, to nawet twoja własna matka widzi, że jesteś uke… - Del się prawie zaśmiała. Co jestem? Ech, nieważne…

- Po tym wszystkim… - kontynuowałem, czując, że za chwilę przegram. - …Marcin zamknął się w swoim pokoju… Nie wpuszcza mnie, ile razy bym nie prosił. Od piątku nie zamieniliśmy słowa. Wychodził na pewno parę razy do toalety, ale poza tym… nawet nie wiem, czy w ogóle coś je, czy śpi. Nie wiem, co się tam z nim dzieje i odchodzę już od zmysłów… - na samo wspomnienie Marcina długo powstrzymywane łzy zaczęły mi lecieć z oczu, płakałem jej w rękaw jak dziecko i jąkając się mówiłem, to czego najbardziej się obawiałem: - Tak się boję… że po tym, jak go ojciec potraktował… Marcin mnie zostawi… Ja umrę, jeśli mnie zostawi… Zrób coś, proszę, wyciągnij go chociaż stamtąd, mnie całkowicie ignoruje… Nic co mówię do niego nie dociera… A ja już dłużej nie wytrzymam… tej niepewności… - wiedziałem, że osoba przed którą powinienem płakać nie chce mnie widzieć. I to mnie doprowadzało do jeszcze większej rozpaczy.

- Boże, ale co ja mam zrobić? - ona płakała już równo ze mną. - Spróbuję, tylko nie płacz, proszę, bo mi się serce kraje…

- Porozmawiaj z nim, może ciebie posłucha… - byłem gotów ją błagać, by coś zrobiła, byle tylko mi go uratowała… bo ja nie potrafiłem, po prostu nie potrafiłem…

Ja, choć spłakany jak bóbr i ledwie widzący na oczy, postanowiłem podglądać ze swojego pokoju, jak Del próbuje wyciągnąć mojego chłopaka z zamknięcia.

- Marcin, to ja. Otwórz mi. Marcin, proszę, porozmawiajmy. Wpuść mnie, proszę! - dobijała się do jego drzwi, prawie w nie waliła. Odzewu zero. Był w środku na pewno, ale nie reagował. Więc nawet ona nie może nic zrobić? Jezu, Marcin, dlaczego? Dlaczego mi to robisz? Nie tylko ja się tu martwię, bo i ona, wplątałeś ją w to, to teraz przynajmniej za to weź odpowiedzialność! Marcin, ty debilu…

Del w końcu się poddała. Widziałem, jak siada pod drzwiami i ryczy, mówiąc do siebie:

- To wszystko moja wina… Moja wina… Gdybym im głupot nie pisała…!

Jak już to moja, bo zgodziłem się, nie pomyślawszy w ogóle, że Marcin ma ojca i jak może to się na nim odbić…

Kiedy drzwi drgnęły, moje serce wraz z nimi. Schowałem się szybko i tylko słyszałem jak Marcin, dżentelmen od siedmiu boleści mówi:

- Nie pozwolę, by mi dziewczyna płakała pod drzwiami. Wejdź.

- To dlaczego Czarusia nie wpuszczasz?! - odpowiedziała z wyraźnym wyrzutem.

Co?... Czy mi się wydaje, ale ona właśnie niebezpośrednio nazwała mnie dziewczynką?! No wielkie dzięki, nie dość, że własna matka robi ze mnie dziewczynkę, to jeszcze… Aa, no tak, wcześniej chyba też jej o to chodziło, to dziwne słowo… Jezu, aż podskoczyłem, gdy drzwi za nimi trzasnęły. Wyjrzałem ostrożnie. Wpuścił ją. Przynajmniej tyle dobrego. Wiedziałem, że jej się uda. Szkoda tylko, że nic nie usłyszę. Może by tak ze szklanką i… Ech, nie… Trzeba czekać.

To czekałem.

Trwało to może kilka, kilkanaście minut, a ja ze zdenerwowania zdążyłem wydeptać dziurę w podłodze i prawie udusiłem Bogu ducha winną Ziutę (ugryzła mnie, skubana!). Co tak długo?! Niech już wyjdą! Byłem sam ze swoimi apokaliptycznymi wizjami, a tam prawdopodobnie rozstrzygały się moje losy. Nasze losy. Naszego wspólnego… być albo nie być.

Usiadłem w końcu, oparłem głowę na rękach i czekałem… czując, jak każda sekunda zmienia się w godziny, każda minuta jest jak wieczność. O ironio, ależ sobie dzień wybraliśmy na nasz mały prywatny Armagedon, nieprawdaż? Dziewiąty kwietnia, dzień przed ogłoszoną żałobą narodową. Szkoda tylko, że od wszystkich prezydentów świata, bardziej mnie Marcin obchodzi…

Starałem się nie myśleć o najgorszym. On mnie nie zostawi, nie zostawi… Uspokoiłem się już na tyle, by nie płakać, ale… jak tu się nie martwić, gdy miłość twojego życia nie chce cię widzieć? Co z tego, że wyszła z szafy, skoro za to zamknęła się w pokoju? O, to też tragiczne i śmieszne zarazem, z szafy do pokoju… Marcin, błagam cię, przecież wiesz… Znasz mnie…

Wróć do mnie…

Drzwi. Na ten dźwięk czekałem. Wyskoczyłem z pokoju, ale… zobaczyłem tylko Delianne, spłakaną i jeszcze bardziej załamaną. Pokręciła głową.

- Chyba nic nie wskórałam…

- Ale… coś ci powiedział? - zapytałem z nadzieją, w końcu chwilę tam była.

- Już ci mówię. - wydmuchała się w chusteczkę i zaczęła opowiadać: - Aż mnie serce zabolało, jak go zobaczyłam w takim stanie… Wygląda jak skaranie boskie…. Włosy w nieładzie, oczy podkrążone, cały wymiętolony… Jakby nie spał od piątku… Powiedziałam, że wiem o wszystkim od ciebie, spytałam jak się czuje i w ogóle co się z nim dzieje. On na to, że po prostu przeżył szok. To był dla niego cios, jak policzek. Sam zdaje sobie sprawę, że za bardzo się pośpieszyliście, że mogliście jeszcze się wstrzymać, Jego ojciec na pewno nie zareagowałby inaczej, ale on mógł się lepiej przygotować na taką rozmowę, a tak to… nie wytrzymał tego psychicznie… Załamał się, to widać, choć przy mnie udawał silnego. Pierwszy raz widział, by ojciec płakał i czuje, że strasznie go zawiódł jako syn… I jeszcze powiedział mi coś takiego, co sprawiło, że jeszcze bardziej się poryczałam, chociaż ryczałam cały czas… Że w piątek został sierotą. Jezu… Matka go zostawiła, a teraz jeszcze ojciec się go wyrzeka! - zaś się popłakała, ja tylko słuchałem ze zbolałą miną. - Powiedziałam, jak bardzo mi przykro i, krótko mówiąc, opieprzyłam go za ciebie. „Że jak tak możesz traktować biednego Czarka?! On tam umiera z niepokoju przez ciebie!” Marcin na to: „No przecież go po tym wszystkim nie zostawię…”

- Nie zostawi? - powtórzyłem pełnym nadziei głosem. Oczy musiały mi momentalnie rozbłysnąć… Tylko tyle chciałem wiedzieć!

- Nie, Czaruś, nie zostawi, tego możesz być pewien, więc już nie płacz. On po prostu musi się z tym uporać, przełknąć gorzkie słowa, ojciec w końcu bardzo go zranił, ale, co by nie było… zawsze wybierze ciebie. Acha, kiedy mi to powiedział, chyba niepotrzebnie go dobiłam, mówiąc zbyt ostro: „Już go zostawiłeś”. Normalnie myślałam, że sam się zaraz rozpłacze… Ale odwrócił się tylko ode mnie i jak nie powiedział więcej słowa, uznałam rozmowę za zakończoną i wyszłam.

- Ale przynajmniej tyle… - wydukałem, starając się już uśmiechać. Pocieszyła mnie jeszcze paroma słowami i cała spłakana wróciła do domu. Ja spojrzałem na drzwi jego pokoju tęsknym wzrokiem i wróciłem do siebie. Nawet jej nie udało się wyciągnąć go z tego mrocznego więzienia, w którym wylądował…

Ale… w ciemnościach wreszcie pojawiło się światełko nadziei. „Nie zostawi!”, powtarzałem jak zaklęcie, to było dla mnie najważniejsze. Pierwszy raz od dwóch dni godziny nie dłużyły mi się już tak bardzo. Nadal zdenerwowany, ale już lżejszy na duszy o kilkadziesiąt kilo, położyłem się spać. Miałem zamiar śnić o Marcinie, a zamiast tego… miałem marcinowe sny na jawie. Widziałem go uśmiechniętego, wyciągającego do mnie ręce… Nie, zaraz! To nie sen! On przyszedł do mnie. Naprawdę przyszedł. Jak duch wślizgnął się w nocy do mojego pokoju. Bez jednego słowa wszedł mi do łóżka. Patrzyłem zdziwiony, nie wierząc własnym oczom, chciałem coś powiedzieć… ale co? „Jesteś” i „Dziękuję”? Nic mniej banalnego nie przychodziło mi do głowy. Myślałem, że zaraz zapłaczę ze szczęścia i taką też musiałem mieć minę, wyrażającą radość przez łzy. Niczego więcej nie pragnąłem, tylko twojej obecności...

Nie odezwawszy się do siebie słowem, zasnęliśmy trzymając się za ręce…

***

Obudziwszy się, szukałem odruchowo jego ręki. Nie znalazłem jej. Marcina nie było już przy mnie. Chciało mi się płakać…

Ale pozbierawszy się, stwierdziłem, że może poszedł już do szkoły… beze mnie. W szkole biegałem jak szalony, by go znaleźć. Pytałem ludzi z jego klasy, ale nikt mojego „brata” nie widział. Nie przyszedł nawet nie lekcje… Boże, co ja mam robić?, pytałem sam siebie, czując jak grunt znika mi spod nóg i sam zaczynam spadać w przepaść… Przez jedną setną sekundy bałem się o jego życie…

Gdy jak na skrzydłach wróciłem do domu (telefonów i tak nie odbierał) okazało się, że cały dzień w dalszym ciągu siedział zamknięty w pokoju… jak w ciasnej klatce własnego umysłu. Walczy sam z sobą. Co wybierze? Miłość i wieczny niepokój… czy spokój i nieszczęście? Ojca... czy mnie? Choć wczoraj do mnie przyszedł, a odpowiedź wydaje się oczywista, i tak nie umiem się opędzić od czarnych scenariuszy. Jeżeli w jego głowie pojawił się najmniejszy cień zwątpienia…

Wieczorem Delianne do mnie dzwoniła. Udało mi się coś wyjąkać, bo wiedziałem, że też bardzo się martwi i wyraziłem swoją radość na myśl, że może i dzisiaj Marcin do mnie przyjdzie. Jestem już pełen nadziei, cieszy mnie niezmiernie każdy najmniejszy ruch z jego strony. Gdyby tylko on o tym wiedział, zechciał ze mną rozmawiać… Ale cisza, wciąż cisza… To, że nie mogę mu nic powiedzieć, nawet jednego słowa pociechy, męczy mnie najbardziej…

Chmm?

Coś ciszę przerwało.

SMS.

„To takie oczywiste o.o Rozmawiać z Tobą nie chce, ale SMSa może przeczyta…”

Co? Mówisz, Del, że mam mu wysłać SMSa… z jednego pokoju do drugiego? O ile mu komórka nie padła, to nawet nie głupi pomysł. Nie, to jest genialny pomysł.

„O tym to nie pomyślałem… - odpisałem jej. - Dzięki.”

Tylko… co ja mam mu napisać? „Drogi Marcinie, kocham cię, tęsknię za Tobą, przyjdź do mnie?” To zbyt banalne, nawet jak na mnie. Zacząłem więc pisać wszystko, co mi na duszy leżało. Zanim się obejrzałem, z jednego SMSa zrobiło się ich siedem. Już miałem go wysłać, gdy usłyszałem, że na zewnątrz coś się dzieje…

Zamarłem. Ojciec wrócił. I właśnie dobijał się do drzwi Marcina… Wszedł do środka. O mój Boże! Zostawiłem komórkę i czekałem przy drzwiach swojego pokoju. To chyba czas na Armagedon część drugą, choć, o dziwo, nie słychać żadnych krzyków. Czego on od niego chce? Po co przyszedł? Jezu, Marcin, skarbie moje… Trzymaj się tam, nie daj się, nie daj sobie niczego wmówić…

Podskoczyłem w miejscu. Marcin wyszedł z pokoju, trzasnąwszy wściekle drzwiami. Jeszcze się obejrzał za ojcem, by sprawdzić, czy widzi… i specjalnie na jego oczach wpadł mi w ramiona… i tak zamknęliśmy za sobą drzwi naszego małego świata.

Oj, Marcin…

Przylgnąłeś do mnie mocno, staliśmy tak w objęciach chyba przez wieczność… Płakałeś… Ja płakałem, sam nie wiedząc, czy ze szczęścia, że wreszcie jesteś, czy ze smutku, że ty płaczesz, a ja nie umiem ci pomóc… Marcin, co on ci zrobił? Co powiedział? Nie umiałeś mi odpowiedzieć, tylko łkałeś i obejmowałeś mnie z całej siły… I choć to tak tragiczne jest, tak bolesne dla ciebie… dla nas… ja nareszcie wiedziałem. Nareszcie wiedziałem, kogo wybrałeś… Nie umiałem się nie cieszyć. Zwłaszcza, że znów poczułem twoje usta na swoich i tym razem… nie miałeś zamiaru uciekać z samego rana. Tym razem JA nie miałem zamiaru pozwolić ci uciec… Chciałem cię trzymać przez całą noc…

***

Wtorek, trzynastego kwietnia. Dobrze, że nie piątek.

Obudziłem się, Marcin był przy mnie. Na szczęście, bo już obawiałem się, że to wczoraj było tylko pięknym snem. W nocy płakaliśmy i cieszyliśmy się jednocześnie, Marcin zapewniał mnie o swojej miłości, więc już nie musiałem się o to bać. Tak bardzo się cieszyłem, że go odzyskałem, że nie miałem głowy do lekcji. On zresztą też. Zgodnie stwierdziliśmy, że dziś zrobimy sobie wagary obaj i poleżymy razem do której będziemy chcieli. Nieważne, czy ojciec Marcina jest, czy go nie ma…

Około jedenastej zaskoczył mnie telefon, choć wcale nie powinien. O Jezu, Delianne, na śmierć o niej zapomniałem! Marcin mnie ponaglił, bym odebrał.

- Czaruś?! - krzyknęła mi do ucha. - Co tam się u was, do jasnej ciasnej dzieje, bo my się tu… JA tu się zamartwiam jak cholera, a wy nawet nie raczycie dać znaku życia! I mam nadzieję, że cię nie wyrwałam z żadnej lekcji, przerwę macie?

- Eem… Nie, ja dzisiaj nie poszedłem do szkoły… - odpowiedziałem niepewnie.

- Jak to nie poszedłeś? Coś się, kuźde, stało?! Coś z Marcinem?!

Chmm, chyba jeszcze bardziej ją tym zaniepokoiłem. Milczałem chwilę, bo musiałem się zastanowić…

- Nie jestem pewien… - bąknąłem w końcu. - …czy mogę o tym mówić. - spojrzałem pytającym wzrokiem na Marcina. Był koło mnie, uśmiechając się lekko.

- W porządku, daj mi ją. - powiedział.

- Na pewno chcesz o tym rozmawiać?

- Coś jej powiedzieć trzeba, inaczej ją zamęczymy na śmierć. - wzruszył ramionami.

- Oj, Czaruś! Kuźde, czy ja słyszałam Marcina?! - Delianne darła się w międzyczasie do telefonu. - Czaruś, odezwij się, albo co! Masz mi powiedzieć, co się stało, a nie! Teraz! Słyszysz?!

- Czekaj. Podaję ci Marcina.

- Hai, hai, hai! *_*

Dałem mu telefon.

- Tylko uważaj na uszy. - ostrzegłem go.

- Okej…

- MARCIN, SŁOŃCE MOJE, JAK SIĘ CZUJESZ, CO SIĘ Z TOBĄ DZIEJE?!

- Auuć… - Marcin aż musiał oddalić komórkę na bezpieczniejszą odległość, by nie narazić się na ogłuchnięcie.

- A nie mówiłem? - zaśmiałem się pod nosem.

- Możesz tak nie krzyczeć? - spytał Marcin.

- Nie mogę, bo Czaruś musi mnie też słyszeć, wiesz?!

- Acha. - spojrzał na mnie zdziwiony. - W porządku, chyba cię słyszy… Ze mną też już wszystko w porządku… To znaczy… Wczoraj odwiedził mnie ojciec i do najszczęśliwszych to spotkanie na pewno nie należało… Przyszedł, jak to sam określił, „przemówić mi do rozsądku”. Stwierdził, że, cytuję: „Cezary mnie omotał i uwiódł”.

- Że co?! - dziewczyna parsknęła śmiechem. - I to jeszcze „Cezary”? Złośliwy tatuś!

- No właśnie.

Nie cierpię, jak ktoś do mnie (lub o mnie) „per Cezary” i wszyscy doskonale o tym wiedzą. No, oprócz ojca Marcina najwyraźniej.

- Każdy kto zna Czarka wie doskonale, że jest on ostatnią osobą na świecie, która mogłaby kogokolwiek uwieść. - kontynuował Marcin, a…

Co?! Prychnąłem z oburzeniem. Ja nie umiałbym nikogo uwieść?!

- Co to było? Kot?! Powiedz, że kota tam macie!

- A no mamy! - Marcin pogłaskał śpiącą na łóżku Ziutę. - Ale to akurat był Czaruś. Chyba się obraził.

- No przecież to prawda!

Phi, nie potrafiłbym… Jakbym chciał, to bym potrafił! Zaraz naprawdę się obrażę… Chodź tu do mnie, Ziuta moja maleńka.

- Gdyby mój ojciec wiedział, jak było naprawdę… że, jak już, to ja jego uwiodłem, nie na odwrót… - tutaj mi puścił oczko, dziad jeden! - …to chyba by dostał zawału. Woli zwalić na Czarusia, bo to nie jego syn, a ja… raczej nie mam ochoty go uświadamiać. Pokłóciliśmy się na amen, a potem poszedłem pochlipać do Czarka. Nie pozwolę by ojciec zniszczył mi życie… Nam. - poprawił się, a kiedy to mówił, głos mu zachrypł, jakby miał się rozpłakać… Oj, Marcin, myślałem, że już to przerobiliśmy? - Aa, jak się czuje Czaruś? - znów na mnie spojrzał, zaśmiał się. - Chyba aż za dobrze! Tak, humor mu dopisuje jak trzeba. Wczoraj nawet napisał mi SMSa, ale nie zdążył go wysłać, bo już do niego przyszedłem… Aa, to nie był twój pomysł? Jak nie był twój? Twojej świątyni to był pomysł? No dobra już, dobra! - tutaj już nie słyszałem, co dziewczyna mówiła, ale po chwili doszło mnie głośne:

- PA, CZARUŚ!

Marcin znowu jęknął.

No super, pa pa, ale co ty, chcesz, żeby mi chłopak ogłuchnął? Jakby wtedy słuchał moich ję… eee, znaczy, mojego pięknego głosu, chmm?

Uśmiechnął się do mnie, przytuliłem się do niego, on pocałował mnie… ja jego. Co by się nie działo, w twoich ramionach, najdroższy, znów jestem w raju…

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Ilona : 2010-10-02 16:33:00
    *_*

    O Matko, dawno mnie tu nie było. Ja chcę jeszcze!

    Się chłopaki zbytnio pospieszyli, ale no cóż, mówi się trudno. Właściwie i tak mogło byś gorzej. Zły tata Marcina, na Czarusia będzie zwalać. Nieładnie, nieładnie. Ale całe szczęście, że Marcin jest na tyle mądry, żeby swojego ukesia nie zostawiać.

    Smutno się zrobiło, ale będzie dobrze. Musi być dobrze ;-) Czekam na kolejną część.

  • Ariel-chan : 2010-10-02 00:13:26
    ;3

    Kogo? ;3 Mnie, czy Dellcię? xD

  • maru : 2010-10-01 23:52:30

    KYAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! no uwielbiam cię po prostu, dziewczyno!

  • Seran : 2010-09-29 19:18:39
    O_O łiiiiiiiiii

    Wiem obiecałam się nie odzywać, ale w końcu takie ze mnie kłopotliwe dziewuszysko xD

    Dziękuję ślicznie i mam nadzieję że mimo wszystko nie będzie tak źle xD ciągle nad tym pracujemy =.=

    (kurcze to już prawie jak shoutbox XD)

  • Ariel-chan : 2010-09-29 19:14:35
    ;3

    Wpaść mogę, ale ja dostaję oczopląsu, jak widzę taką stronę i serio, pojęcia nie mam, jak się po niej poruszać xD Znaczy się, pomyślę, jak TO zrobić xD

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze
  • Pokaż komentarze do całego cyklu