Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Mój Pierwszy Gej

Część siódma: Del-chan’s Part 4. Wyznanie

Autor:Ariel-chan
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Komedia, Obyczajowy, Romans
Uwagi:Yaoi/Shounen-Ai
Dodany:2010-07-24 13:06:37
Aktualizowany:2010-07-24 13:06:37


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Nie kopiować, nie rozpowszechniać bez wiedzy i zgody autorki ;3


Część siódma: Del-chan’s Part 4.

Wyznanie.

Jestem genialna! *.*

Nie ma to, jak udać pokrzywdzoną kobietę w potrzebie (że jaką?!) i namówić gejów na wspólne wyjście do kina… Taa… do KINA, nie na film, przynajmniej dla mnie. Kiedy oni będą zajęci oglądaniem, ja będę zajęta stalkowaniem! Hiii, tak się cieszę! Mam randkę z dwoma gejami! Czaicie to?! Z dwoma gejami… naraz! PO kinie też im nie odpuszczę, o nie, nawet mowy nie ma!

Idziemy na „Alicję w Krainie Czarów”, ale podejrzewam, że bardziej od Szalonego Kapelusznika i Alicji będą mnie obchodzić Kapelusznik i ALICJAN siedzący obok mnie. Nie, to nie są nowe pseudonimy dla NPG. Gdybym miała im nadawać pseudonimy (poza standardowymi w postaci uke/seme) nazwałabym ich… Marcilem i Czadziem. To połączenie Marcina z Danielem i Czarka z Tadziem, wiecie? Nie, nie musicie wiedzieć, kto to Daniel i Tadziu.

Wracając do naszej historii… Tak więc Marcil i Czadziu stawili się w kinie przede mną i ćwoki jedne, znaczy, geje-dżentelmeny jedne od siedmiu boleści kupiły mi bilet za 24 zeta i nawet nie chciały zwrotu kasy! Kuźwah, jak tak można?! I to z feministką?! Ja ich wyciągam do kina, oni idą ZE MNĄ, nie ja z nimi i oni płacą za mnie?! Skandal!

Jakkolwiek, darowanemu kucykowi nie zagląda się przecież w zęby, a już tym bardziej słodyczożernemu ukesiowi, którego z łatwością idzie we wspomniane wcześniej zwierzątko (tylko trochę większe) zrobić. Postawiłam im przed nosem dużą Colę, orzeszki, popcorn i całą masę słodyczy, które udało mi się zakupić, a które, żeby nie było… ukeś wpierdzielił zanim zdążyliśmy w ogóle wejść na salę. Tempo to on ma, jak na głównego bohatera (mangowego) przystało, oj ma!

Usiedliśmy w szóstym rzędzie, żeby dobrze (jak dla nich) lub źle (jak dla mnie) widzieć w kolejności Czaruś, Marcin i ja. Miałam przemożną ochotę usiąść za nimi, ale nie mogłam ryzykować, że kapną się, iż jestem tu dla nich, a nie dla filmu. Do seansu pozostało jeszcze parę minut, więc wykorzystałam okazję, by spytać ukesia:

- Czarek, a która manga yaoi najbardziej ci się podobała?

Widziałam, że na twarzy Marcina od razu pojawił się szeroki uśmiech. Czarek, jak to Czarek, spłoszył się, ale udał odważnego i odpowiedział:

- Nie pamiętam. - po krótkiej chwili dodał niepewnie: - Kto by te japońskie tytuły spamiętał?

- A-cha~! Czyli tylko tytułów nie pamiętasz, a mangi tak! - po minie widziałam, że nie miał zamiaru mi odpowiedzieć, więc od razu zwróciłam się do jego chłopaka: - Marcin, a może Czaruś nauczył się z nich czegoś nowego, co?

Uke zapeszył się momentalnie, zrobił tą swoją minę wyrażającą wielkie oburzenie, zmarszczył czoło, oczka mu świeciły i już chciał coś szepnąć do swojego seme, gdy Marcin z tym swoim rozbrajającym uśmiechem go uprzedził:

- Wiesz, jemu te mangi bardzo….

- Cicho! - przerwał mu Czarek. - Jak jej coś powiesz, to przysięgam, że się obrażę!

- No co ty, Czarek, nie powiesz? - Marcin wlepił w swojego uke wzrok o tak: *_*, ja wlepiłam w niego wzrok o tak: *_* i razem czekaliśmy na jakąkolwiek reakcję. Czaruś tylko jeszcze bardziej skulił się w sobie, zaczerwienił tak, że prawie by z niego para buchała, w końcu, cały obrażony, założył okulary do 3D i odwrócił się w stronę ekranu, mówiąc:

- Nie lubię was.

Jakiż on jest uroczy! Gdybym już nie siedziała, pewnie glebłabym z zachwytu. Zaraz potem seans się zaczął i mimo największych chęci… miałam kiepski widok na Naszych Pierwszych Gejów. Co to to ja nie wyprawiałam, by móc podglądać ich niepostrzeżenie! Wierciłam się, kręciłam, podskakiwałam, uprawiałam normalnie gimnastykę zawodową na tym fotelu, prawie na nim stałam, prawie po nim skakałam, a i tak… gówno całe widziałam, zwłaszcza, że te okulary wcale mi zadania nie ułatwiały! Nie miałam wrażenia, że przesadziłam z tym skakaniem, ale ktoś za nami był najwyraźniej odmiennego zdania, bo gdzieś w połowie seansu na całą salę kinową rozległ się oburzony męski głos:

- Co ty odpierdalasz, dziewczyno?!

Domyśliłam się, że to było do mnie, już chciałam rzucić jakąś ostrą ripostę, gdy jakaś dobra kobieta mnie wyręczyła:

- Zamknij ryj, złamasie, tu są dzieci!

Oplułam się Colą, połowa sali zareagowała podobnie.

Złamasie?! Co to w ogóle za słowo?! Z tymi dziećmi to też mnie rozgłębiła! Jakie, kuźde, dzieci, najmłodsze to chyba my tu jesteśmy! Usłyszałam, że z boku coś się dzieje. Spojrzałam ukradkiem na chłopców, a to Czarek śmiał się i kaszlał, prawie by „zgona” zaliczył! No jasne, cały ukeś! Tak się zaczął zlewać, że musiał się czymś zakrztusić, pewnie coś wcinał, on przecież bunkruje po kieszeniach słodycze jak dzieciak! (A jednak kobieta rację miała, Czaruś w końcu jeszcze nie skończył osiemnastu lat…) Aż mu łzy pociekły ze śmiechu. Marcin trochę spanikował, zaczął się z nim cackać, widziałam jak wyciera mu łzy kciukiem i słyszałam, jak pyta, czy wszystko w porządku, może chcesz wyjść, może potrzebna metoda usta-usta?! Co za szkoda, ukeś tylko pokiwał, że wszystko w porządku i na tym się skończyło, a ja prawie zaśliniłam fotel, jednocześnie zła, że Czaruś nie skorzystał z ostatniej propozycji.

Obrałam inną taktykę, zaczęłam miast skakać po tym fotelu kłaść się na kolanach i udało mi się dojrzeć, że do końca filmu Czaruś trzymał łapkę wokół kubka z colą stojącym obok, a Marcin trzymał rękę tak, że kciukiem na krzyż z czarusiowym kciukiem gładził mu delikatnie skórę na dłoni. W takich ciemnościach nic nie było widać, ale i tak na nic więcej nie mogli sobie pozwolić. Westchnęłam z zawodem. Nie żebym spodziewała się jakichś akcji na fotelach w kinie, o nie, wszak to są dobrze wychowani geje, jednakże… Zrobiło mi się przykro, że dopóki się ukrywają, nic więcej nigdy nie będą mogli zrobić, nie w kinie, nie w sklepie, nie na ulicy, nigdy nie publicznie… dosłownie, razem, a jednak osobno.

Robiłam im tu wprawdzie za przyzwoitkę, ale zastanawiałam się, czy uznali nasz wypad za randkę. W ogóle ile razy na takiej byli, na takiej prawdziwej? W kinie pewnie setki razy, ale nie na randkach. Powinnam raczej zastanowić się… ile razy żałowali, że nie mogą iść do kina, jak każda heterycka para…

Film dobiegł końca. Oddaliśmy magiczne okulary, wychodzimy z sali. Postanowiliśmy iść coś zjeść do kawiarni, w której odbyłam swoją pierwszą poważną rozmowę z Marcinem. Cóż za sentyment. Ni stąd ni zowąd Czarek zapytał, co ja takiego wyprawiałam na tym fotelu, akrobacje odstawiałam, czy co! Marcin się zaśmiał, że pewnie mam robaki, a ja na to, że nie, bo miałam tylko wielką potrzebę skorzystania z toalety. Dzielny rycerz Czaruś zaoferował się, że pójdzie ze mną, więc cóż innego mi pozostało? Oczywiście seme nie mógł odstąpić swojego uke nawet na krok i tak dwójka gejów odprowadziła mnie do ubikacji, do której wcale nie chciało mi się iść. W kabinie napisałam do siostry Ariel SMS-a z cyklu bardzo „wnerwiający-nic-mi-nie-mówiący”, a ponownie odpisałam jej po wyjściu. Jak na grzecznych gejków przystało nie zainteresowali się co i do kogo piszę, szanują cudzą prywatność, nie to co ja, hehe.

Wylądowaliśmy na fotelach w kawiarence o obciachowej, trudnej do zapamiętania nazwie (tak, znowu!) i ja wreszcie miałam dobry widok na Naszych Pierwszych Gejów. Zamówiliśmy sobie po herbatce i ciasteczkach, które (ze wszystkich talerzy, naturalnie!) sprzątnął w pięć sekund Czaruś, uosobienie zdrowia i urody (Jak on to robi?!) oraz rozmawialiśmy o innych filmach Burtona, reżysera „Alicji w Krainie Czarów”.

Niespodziewanie usłyszałam jakiś pisk. Podskoczyłam w miejscu, bo pomyślałam, że ktoś szczura nadepnął, albo, nie-daj-Boże, kotu na ogon, a tu patrzę, jakaś dziewoja wyskakuje nam przed stolikiem i skacze jak wariatka. Schylam się, by zobaczyć, czy faktycznie jej pod nogami nie lata jakiś szczur, ale nie, żadnego nie widzę, a ona, kilo tapety, wredny ryj, blond peruka, różowe ciuchy, Barbie jak malowana, skacze i piszczy w dalszym ciągu! Po paru sekundach doszło do mnie, że ten pisk to jest w rzeczywistości mowa. Wow… Ona coś mówiła! Okazało się, że to znajoma Marcina, która, jak się dowiedzieliśmy, normalnie była na zakupach! (Serio? Kogo to, kuźwa, obchodzi?!) I tak sobie szła i szła, a tu nagle patrzy „O, Cinuś!” Kto to jest, u licha, Cinuś?! No Marcin zapewne, ale co to ma być?! To jak imię psa!

Słysząc jej piskliwy głos nie miałam pojęcia, czy mam się bać, czy śmiać, ale w ostatecznym rozrachunku byłam zła jak cholera. Ona nas, mnie i biednego Czarusia kompletnie olała! Czarek patrzył na nią jakby fatycznie była rozdeptanym szczurem, a ona zaczęła wyciągać swoje kolorowe szmaty, które nakupowała, i, o zgrozo, myślałam, że padnę, prawie usiadła Marcinowi na kolanach.

Przerażona i zbulwersowana jednocześnie patrzę na siedzącego obok mnie ukesia. Czarek zabijał różową dziewoję wzrokiem, nie pominąwszy tortur. Nie mogłam dłużej na to patrzeć, więc wskazałam na gorącą herbatkę i szepnęłam do niego:

- Dobra, to kto jej wyleje wrzątek na głowę, ty czy ja?

Czarek zrobił przestraszoną minę, ale zmarszczył brwi i odparł:

- Możemy zagrać w papier-nożyce-kamień.

- Okej…

Dziewoja wciąż chwaliła się swoim szmatami, Marcin zaczynał czuć się niezręcznie, a my z Czarkiem, zagraliśmy niepostrzeżenie pod stołem. Kuźwah, wygrałam! Ale przecież nie mogłam odebrać tej przyjemności mojemu ulubionemu ukesiowi, prawda? Powiedziałam, że odstąpię mu wygraną, speszył się, ale widziałam, że naprawdę ma wielką ochotę wylać jej coś na łeb, podstawić haka, albo przynajmniej zawołać… „Łapy precz od mojego chłopaka!”

W końcu Marcinowi musiało się głupio zrobić, że pozwala swojemu ukesiowi przeżywać coś takiego, (ja to w końcu szczegół byłam!) odsunął dziewuchę od siebie i powiedział, że nie jest tu sam. Zołza jedna jakby teraz dopiero nas zauważyła! Spojrzała na nas, jakbyśmy to my byli zdechniętymi szczurami, a nie ona, z wielką łaską przedstawiła się jako Paulina i podała nam rękę wierzchem do góry, jak do pocałunku! Kuźwa, nie wiem, kto ją miał pocałować, ja, czy ten ukeś obok mnie, ale naturalnie oboje ją zignorowaliśmy, a wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałam…

Obok przechodził kelner z tacą pełną Coli i innymi (zimnymi, niestety) napojami. Czarek, niby niechcący, wyciągnął tą swoją długą nogę, facet się zachwiał i cała zawartość tacy wylądowała może nie na głowie, ale przynajmniej na ubraniach Pauliny, zarówno na niej, jak i na tych nowych (Marcin, cwana bestia, zdążył w porę odskoczyć!). Dziewoja narobiła pisku jeszcze więcej niż wcześniej (teraz to już nie jeden, a stado szczurów!), kelner, cały spanikowany zaczął ją przepraszać, chusteczką jej po cyckach jeździł (ledwie powstrzymywałam się przed śmiechem), a ta się darła coś, że ich pozwie do sądu, zażąda odszkodowania i w ogóle trzy światy! W międzyczasie Czarek schował nogę i siedział z miną pt. „To nie ja”, a Marcin patrzył na niego z podziwem w oczach. Chyba nikt poza nami nie zauważył, czemu kelner się potknął. Przenieśliśmy się do innego stolika, kelner posprzątał resztki szkła ze stołu i z ziemi, a dziewoja, cała wkurzona (klęła po drodze jak szewc) najpierw opierdoliła wszystkich dookoła jak leciało, a potem zabrała to, co zostało z jej rzeczy i tyle ją widzieliśmy. Po jej paradnym wyjściu z trzaśnięciem drzwiami, zaczęliśmy się tak śmiać, że chyba cała kawiarnia (i pół ulicy, zapewne) nas słyszała.

Pogratulowałam Czarkowi, który, udawał Greka, twierdząc, że to było niechcący i czerwienił się po uszy.

- Dzięki, ale nie potrzebowałem ratunku. - rzucił mu Marcin, którego, widziałam, rozpierała duma ze swojego ukesia. Jakby mógł, to by wstał i go ucałował! Ja miałam ochotę to zrobić, bo choć nie odważył się wylać na dziewuchę herbatki, sprawę zakończył pięknie! Drugi raz dziewoja nie będzie podrywała cudzych facetów!

Marcin wytłumaczył nam się, że to przyjaciółka jego byłej, a ja pociągnęłam Czarusia za język, żeby zaczął opowiadać o tym, co „Czarusie lubią najbardziej”, czyli o jego ulubionych grach. Humor mieliśmy przedni, ale ja chciałam, żeby nasz uke był jeszcze weselszy. Kiedy ukeś nawijał (uwielbiam go słuchać jak opowiada o czymś z taką pasją!), Marcin się nie odzywał, w którymś momencie tylko nachylił się i szepnął coś Czarkowi do ucha, a ja, kuźde, nie usłyszałam co! Czarek zaczerwienił się lekko, ale jego piękne oczka aż się zaiskrzyły.

Seme wstał i zaproponował, że pójdzie po jeszcze jeden wrzątek i po coś na deser. Czaruś śledził go wzrokiem, jak podchodził złożyć zamówienie i po chwili tak słodko się uśmiechnął. Nie umiem tego określić, ale jakoś tak inaczej niż zazwyczaj, z taką… miłością w oczach, jakby mówił, nie lubię, jak mnie zostawiasz nawet na chwilę! Zanim zdążyłam ugryźć się w język, palnęłam z głupa, a z uczuciem:

- Kocham cię, wiesz?!

Czaruś wytrzeszczył się na mnie, uciekł wzrokiem na swojego chłopaka, który był daleko za moimi plecami, więc go nie widziałam i z uroczym różem na policzkach odparł:

- Ale ja przecież mam Marcina…

OH MY GOD! Uke mi uwierzyło! Chyba naprawdę włożyłam w te parę słów zbyt dużo uczucia, bo on normalnie wziął mnie na poważnie! A przecież wiadomo, JAK ja go kocham! Ja kocham go razem z Marcinem, ich, razem, nie osobno, nie inaczej!

Chryste, ale to była tak słodka reakcja, że ja się dziwię cholernie, że się na tego uke nie rzuciłam i nie wycałowałam!

A jak jego seme przyszło, oznajmiłam mu z miejsca:

- Masz najbardziej uroczego chłopaka na świecie.

- Wiem. - Marcin wzruszył ramionami ze śmiechem.

Czarkowi znowu dostało się pąsu na twarzy i stwierdziwszy najpewniej, że jego ciacho (które Marcin przyniósł dla swojego ukesia i NIC i dla nikogo więcej) jest w tej chwili najciekawszym obiektem pod słońcem, zaczął je skubać, udając, że nic nie wie, nic nie słyszy, jego tu w ogóle nie ma!

- Ale żeby nie było nieporozumień, bo powiedziałam Czarkowi, że go kocham… - zwróciłam się do Marcina. - …Ciebie też kocham. Żeby twój chłopak wiedział, co miałam na myśli.

Uke spąsowiało jeszcze bardziej, a seme tylko się zaśmiał i pokręcił głową. Żeby nie było, próbowałam dowiedzieć się więcej o ich prywatnych (khem, łóżkowych, naturalnie) sprawach, ale uke tak się burzyło, że myślałam, że burzę nam tu sprowadzi, choć za oknem mróz, śnieg i w ogóle pizgawica nie z tej Ziemi. Co Marcin szepnął Czarkowi też nie wiem, bo ani jeden ani drugi nie chciał mi powiedzieć.

Pizgawica to mało powiedziane, myślałam, że zamarznę, jak wyszliśmy z cieplutkiej kawiarni, a chłopcy, jak to geje i dżentelmeni w jednym, uparli się, by mnie odprowadzić, sami natomiast wsiądą w autobus pod moim domem. Marcin zapewnił mnie tak gorąco, jak zimno nam było, że nie będą się na przystanku nudzić. WTF?! Tym razem na niego chciałam się rzucić, ale z trochę innego powodu! Musiał to mówić z taką tajemniczą miną?! Ja strasznie… nie, strasznie to mało powiedziane… „straszebnie” byłam ciekawa, jak wygląda ich „nie nudzenie się” na przystanku i miałam ochotę ich śledzić z powrotem, ale się rozmyśliłam. Jeszcze by mnie przyłapali i co im powiem? „Róbcie dalej, co robicie, nie krępujcie się, ja was tylko postalkuję, zdjęcia porobię, poślinię się i pogapię jak cielę w malowane wrota”?! Śmiertelnie by się tylko obrazili, lepiej nie ryzykować.

Zakończenie było najlepsze, wiecie? Dopiero co im wyznałam miłość, a po tym aż stwierdziłam (nie poważnie) „Nienawidzę ich!” Ponieważ oni to zrobili specjalnie! Nie, zaraz. Czaruś jest niewinny, on nie robi takich rzeczy specjalnie. Marcin to zrobił specjalnie. On serio chce, bym się wykrwawiła na śmierć!

Żegnaliśmy się pod moim blokiem, dla żartu podałam Czarkowi rękę, ale tak jak to zrobiła ta cała Paulina, a ten co?! Pocałował mnie w nią! Rany boskie, temu uke chyba się coś pochrzaniło! Albo uznał, że musi to zrobić, że inaczej będzie głupio! No co za… uke! Już się miałam zacząć rozpływać nad urokiem Czarusia, spojrzałam na Marcina, by drugi raz oznajmić mu, jakiego to ma słodkiego chłopaka, gdy zaś to seme mnie zaskoczył. I nie tylko mnie. Ja patrzę, oczy zrobiły mi się wielkie jak mangowe, a Marcin przyciągnął do siebie swojego uke i dał mu krótkiego, pięknego całusa! Brakowało tylko, by powiedział „On jest mój”, względnie „Jesteś mój”!

Prawie im tam padłam z podekscytowania, zdołałam tylko podskoczyć i pisnąć:

- Jeszcze raz!

Czarek, spanikowany, speszony, czerwony na twarzy zaczął się rozglądać, czy nikt tego nie widział, ale była niedziela, śnieg padał, na ulicach nie było żywej duszy.

Marcin wyśmiał nas oboje, to znaczy mnie i moją reakcję oraz spłoszenie Czarusia. On jest ZŁY, totalnie! Co za złe, wredne… kochane, wspaniałe seme! Specjalnie swojego ukesia zawstydza, a mi daje powód do radochy! Ach, co za dzień!

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.