Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Bajka o Trzech Ochroniarzach czyli Homogedon

Casting

Autor:Ariel-chan
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Fantasy, Komedia, Romans
Uwagi:Yaoi/Shounen-Ai, Wulgaryzmy
Dodany:2010-05-08 09:33:22
Aktualizowany:2010-08-15 13:18:22


Poprzedni rozdział

Część 2: Casting

1. Teraźniejszość

- Szefowo! - Zenek wpadł do naszego pokoju bez najmniejszego pardonu, „dzień dobry” czy też zwykłego ludzkiego odruchu jakim jest pukanie do drzwi i od razu zaczął się drzeć. - Mamy robotę! Właśnie do mnie gliny dzwoniły!

- Dlaczego dzwonili do ciebie, a nie do mnie?! - oburzyłam się z miejsca, w zasadzie zła, że przeszkadza mi czytać kolejną książkę z cyklu „gej-powieść”; Antek nawijał na komputerze ze swoim lubym i słychać było co chwilę tylko charakterystyczne dla gadu gadu dźwięki. - O co chodzi? Tym razem to coś poważnego? Nie tak jak ostatnio, co chcieli, żebyśmy pomogli w złapaniu tego zboczeńca z Zielonej Góry?! Pojebało ich, żeby czarownicę zaciągać do takich trywialnych rzeczy!

- Bo ciebie się boją nawet przez telefon, to już wolą z naszym narwanym rudzielcem rozmawiać. - wyjaśnił uprzejmie Antoś, nie odrywając wzroku od ekranu, a pisząc jednocześnie co innego.

- No właśnie to, kuźwa, poważne! Ponoć znaleźli kryjówkę Błękitnego Smoka! Mamy się tylko na nich zasadzić i zdjąć przynajmniej ich Magicznego, oczywiście, tak naprawdę gliny spodziewają się, że złapiemy wszystkich… Oj, Antek, co z tobą, zbladłeś.

- Nie, nic, w porządku. - pokręcił długimi blond kudłami Antek, a ja wiedziałam, co jest grane. Właściwie to ja powinnam była tak zareagować, nie on.

- Jejku, nareszcie! - Zenek zacierał rączki z podekscytowania. - Lecę powiedzieć Frankowi! - ten to się zawsze cieszy, idiota, jak idziemy na akcję, to znaczy, na porządną akcję. Ostrzegałam go z milion pięćset sto dziewięćset razy, że jak kogoś, nie-daj-panie-Boże, zabije w innej sytuacji niż obrona własna (lub czyjaś), to ręka, noga, mózg na ścianie, jego oczywiście, bo przecież nie będę za wyczyny rudzielca karać Franka, który, tak po prawdzie, robi bardziej za niańkę swojego faceta niż za mojego ochroniarza. Antek normalnie cieszył się na akcję równie mocno, co Zenek, ale tym razem patrzył na mnie spochmurniały i najwyraźniej nawet rozmowa ze Stefanem przestała go cieszyć. Wiedziałam dlaczego.

2. Powrót do przeszłości

Dwa lata temu namierzyłam szajkę Błękitnego Smoka, ale, jak już wcześniej wspominałam, ani ja, ani policja, nikt nie spodziewał się, że mają w swoich szeregach Magicznego. W dzisiejszym świecie dar magii, takiej prawdziwej, jest bardzo rzadki. Zenek i Franek wiedzą mniej więcej co się stało, ale że to byli oni, Błękitny Smok, zdradziłam tylko Antkowi. Nie bez przyczyny, zresztą.

To wyglądało bardziej jak pułapka na mnie zastawiona. Magazyn był pusty, a jedynym którego spotkałam był ten blondwłosy Magiczny, który jakimś cudem pozbawił mnie magii, sponiewierał ile wlezie i jeszcze większym cudem, pozwolił mi żyć. Obudziły mnie syreny policyjne, tłum gapiów i w ogóle do dzisiaj nie umiem sobie wybaczyć, że tak się dałam upokorzyć. Cieszę się tylko, że nic mi nie zrobił. Na litość boską, zaczął się do mnie dobierać, i to perfidnie! Gdyby coś mi zrobił, straciłabym moc na zawsze, chociaż nie mam zielonego pojęcia, na jakiej zasadzie to działa, ale tak mnie ostrzegały mamusia, babcia i siostra.

Ach, i to najważniejsze. Wśród tłumu gapiów pierwszy raz zobaczyłam naszego Antka vel Banderasa, wyróżniał się czymś, nie bardzo wiem czym, pewnie tymi świecącymi z ciekawości oczkami i jakoś tak go zapamiętałam. Z całej trójki tylko on był świadkiem mojej porażki, dlatego, gdy go przyjęłam, obiecał, że szczegóły tamtych wydarzeń zostawi dla siebie, nasze dwa wieśniaki nie musiały przecież wiedzieć absolutnie wszystkiego, w zasadzie nie musiały wiedzieć niczego.

Niedługo po tych wydarzeniach ogłosiłam casting na magicznych i/lub nie magicznych ochroniarzy płci męskiej (jakoś nie przyszło mi do głowy, że mogę zatrudnić kobiety, pewnie dlatego, że z innymi babami tym bardziej nie chciało mi się użerać), ale tylko i wyłącznie o homoseksualnych preferencjach, co i tak nie było dla mnie łatwe, bo do tej pory mężczyźni nie mieli prawa wstępu do mojego domu. Zgłosiła się spora liczba kandydatów, czułam się jak na jakimś przesłuchaniu do cholernego Idola, jednak 90% z nich albo gówno umiała, albo tylko udawała gejów. Skąd wiem to drugie? Bo kazałam im udowadniać, mieli albo przychodzić ze swoimi partnerami, albo zacząć się lizać z panem stojącym najbliżej. Większość odmawiała i uciekała, tłumacząc się (niepoważnymi) rzeczami w stylu „pociąg/ tramwaj/ samolot/ taksówka/ hulajnoga mi odjedzie” (?), „zostawiłem żelazko włączone” (???) lub „dzieci w domu płaczą” (?!), co nie znaczy, że nie było uroczych wyjątków od tej reguły (patrz: jakaś dziwna para, która zaczęła mi się rozbierać na moich oczach!). Oczywiście, pod groźbą śmierci tym pseudo-gejom, którzy już wychodzili, zabraniałam rozgłaszać, co takiego mieli tu robić, ale i tak jestem święcie przekonana że fama jakoś się rozniosła i połowa kandydatów musiała z tego tytułu zrezygnować.

Był już późny wieczór, moje zajebiste przesłuchanie trwało cały dzień, byłam zła, wkurwiona i w ogóle najlepiej było się do mnie nie zbliżać. Ogłosiłam przerwę, wyszłam z sali biologicznej (na przesłuchanie wybrałam sobie pobliskie liceum w dzień niepowszedni, a za bałagan narobiony przy okazji zapłaciłam, oczywiście, z kieszeni kandydatów, którzy nie przeszli) i wtedy doznałam olśnienia.

Korytarzem, wśród tych paru (setek) osób, które jeszcze były na tyle wytrwałe, by dalej czekać, szli Zenon i Franciszek. Nie, „szli” to źle powiedziane. Franek szedł, a Zenka ciągnął za rączkę niczym mamusia prowadząca siedmiolatka pierwszy raz do szkoły. Przez tą scenę nawet pomyliłam ich preferencje uke-seme! Tak mnie to zaintrygowało, że stanęłam i gapiłam się na nich jak zaczarowana. Widziałam jak Franek obejmuje Zenka i słyszałam, jak przekonuje, by poszedł na to przesłuchanie, bo w końcu jest zajebistym czarodziejem, po czym tak się czule zaczęli całować, że później nawet nie chciałam od nich żadnego dowodu. Zrezygnowałam z przerwy i zawołałam:

- Wy dwaj liżący się!

Oderwali się od siebie, zaskoczeni, spojrzeli na mnie.

- Do mnie, już!

Odprowadziły ich zazdrosne spojrzenia pozostałych kandydatów, bo te dwa matołki nie wiedziały nawet, że ja to ja, a ja nie zawiodłam się, mając przeczucie, że ten rudzielec faktycznie okaże się „zajebistym czarodziejem” . Rozwaliliśmy razem pół klasy (wiało i pizgało, mimo mojej magicznej bariery, więc z całkiem egoistycznych pobudek nie zdecydowałam się urządzać przesłuchania na dworze), a następnego dnia, podejrzewam, że biedne dzieci nie bardzo miały gdzie się uczyć o rozmnażaniu i innych biologicznych pierdołach.

Jak się okazało, na przesłuchanie chciał przyjść tylko Zenek, ale ku mej radości, jakoś tak przypadkiem (Zenon lubi się chwalić swoim facetem) wyszło na jaw, że Franek jest mistrzem różniastych sztuk walki. Kazałam mistrzowi przynieść materace z sali gimnastycznej i zademonstrować, co potrafi na Zenonie (bo na kim innym?) Franek miał pewne obiekcje, ale Zenek tak się ucieszył z możliwości pracowania ze swoim chłopakiem, że z chęcią pozwolił mu się poobijać. Wystarczy, że wspomnę, iż musiałam po wszystkim Zenona ze trzy razy uzdrawiać, a Franek miał minę, jakby to on dostał, ażeby przekonać was, jak dobry jest w swym fachu ten drugi z matołków?

Schody się zaczęły, kiedy Zenek wyznał (też z głupa, jak to on), że jest biseksem. Franek rozwiał moje wątpliwości zapewniając, że jego seme (tak, dokładnie tego słowa użył, na co mi szczena opadła!) może i jest trochę zboczony, ale świata poza swoim uke nie widzi i nie mam się czym martwić. Dzisiaj wiem, że nie dość, że Franek troszeczkę przesadzał, to na dodatek sam wcale nie jest taki święty na jakiego się zgrywał. Ale no nic. Musiałam wreszcie kogoś wybrać. Problem był taki, że chciałam mieć też kogoś w swoim pokoju. Zenka nie wezmę z wyżej wymienionych powodów, a Franciszka nie wypada, żebym mu zabierała.

No więc moje mozolne przesłuchanie trwało dalej (Zenek i Franek pomagali mi jak umieli, chociaż podejrzewam, że raczej planowali mi przeszkadzać), o dziesiątej wieczorem (rany boskie, teraz już wiem, jak się czuli Wojewódzki, Prokop czy inni jurorzy Idola!) miałam już dość i wywaliłam wszystkich pozostałych kandydatów na idola, przepraszam, ochroniarza, ciągnących jeszcze drzwiami i oknami, za drzwi lub, względnie, okno. Zenonowi i Frankowi dałam ich pierwsze zadanie (czyli, ku ich wielkiej, ekchem, „radości”, posprzątanie korytarzy szkolnych oraz klasy na tyle, na ile się dało), a sama miałam zamiar iść do domu, kąpać się i spać, o niczym innym nie marząc.

Wychodząc z sali, kątem oka dostrzegłam, że ktoś idzie, już miałam opierdzielić jak burą sukę, gdy, jak się zapewne domyślacie, doznałam olśnienia numer dwa.

Długowłosy Antoni wchodził przez frontowe drzwi szkoły, jakiś taki nieśmiały, niepewny, wyglądający jak urocza blondyneczka, do której wizerunku wielki futerał na gitarę w ogóle nie pasował. Ale poznałam go od razu.

- Sorry, Antek. - powiedziałam. - Przesłuchanie się właśnie skończyło.

Wybałuszył na mnie gały i spytał:

- Skąd wiesz, jak się nazywam?

Parsknęłam śmiechem, zdziwiona zarówno swoim strzałem jak i jego imieniem. Musiałam mu potem tłumaczyć, że jestem czarownicą, a nie jakąś prorokinią i że po prostu przez ten futerał skojarzył mi się z Antonio Banderasem.

- Super, mam już dwóch wieśniaków, Zenka i Franka, imiennie będziesz idealnie do nich pasował!

- Nie jestem ze wsi. - zaoponował Antek, czym zaś mnie rozśmieszył, bo ja przecież jaja sobie tylko robiłam. - Ale czy to znaczy, że chcesz mnie przyjąć?

- Chmm… Zależy co potrafisz i czy naprawdę jesteś tym, za kogo się podajesz.

Wtedy pokazał mi, że w tym wielkim futerale wcale nie nosi gitary, a kałasznikow. Twierdził, że sam się nauczył strzelać, że wszystko ma nielegalnie, ale jako, iż ma kontakty w policji, nigdy nie miał z tego tytułu problemów i po małym pokazie z użyciem pistoletów, które również miał przy sobie, stwierdziłam, że ten chłopak może mi się przydać (teren szkoły przez cały czas trwania przesłuchania otoczony był moją barierą, a dla jeszcze większej pewności gliniarze pilnowali, by nikt się nie zbliżał). Kwestią był tylko drugi warunek, który Antek musiał wypełnić.

- Co do tego drugiego… - Antek zaczął sam. - Nie mam jak tego udowodnić, bo mojego Stefana nie ma teraz w mieście. Tak się jakoś złożyło, że musiał wyjechać. Ale mam nasze zdjęcia i jak chcesz mogę cię z nim połączyć telefonicznie.

- Znaczy, że cię zostawił? - jakoś mnie zaciekawiło co innego. - Na jak długo?

- O Jezu, nie wiem… Na rok, może dwa.

- Tak długo? Co ten twój seme sobie wyobraża?!

- Seme? - szczerze zdziwił się blondynek.

- Ech, nieważne. Po prostu wyglądasz mi na uke. Tamte dwa matołki później ci wyjaśnią, co to znaczy. - kiwnęłam na salę, z której dochodziły nas cały czas różne odgłosy, dźwięki, przekleństwa (to ostatnie to głównie Zenona). - Mam nadzieję, że mi się na ciebie nie napalą, jesteś taki śliczny ukeś… - wytargałam go za policzki. - …a wiesz, jeszcze ich nie znam, niby się kochają, ale wyglądają mi raczej na… mało grzecznych chłopców. Oj, nie rób takiej miny, będę cię bronić! Zresztą, będziesz mieszkał ze mną w pokoju, im odstąpimy sąsiedni.

- Z tobą… w pokoju?

- Jasne, pokój jest duży. Ale łóżko jedno. - szkoda, że nie zauważyłam w tym momencie miny Antka, totalnie przerażonej. - Wierz mi, nie mało jest ludzi, którzy najchętniej by mnie zabili, miałam parę takich nocnych nieproszonych gości…. W każdym razie, dobrze, że jesteś gejem.

- A czy… to naprawdę takie ważne?

- Czy ważne? Antek, o co ty w ogóle pytasz? Ach, no tak, pewnie jesteś nie magiczny, skąd masz wiedzieć? Czarownica, niestety, ale musi być jak… kapłanka, no rozumiesz... Chyba że się zakocha, to to ponoć inaczej działa, sama zresztą nie wiem. - machnęłam ręką. - W każdym razie, muszę mieć 100% pewności, że nie jesteś hetero.

- Naprawdę nie mam, jak ci to udowodnić. A całować się z twoim ochroniarzami nie mam sumienia, Stefan tak bardzo mi ufa…

- W porządku. - przerwałam mu. - Nie musisz… Wierzę ci. Tylko mi powiedz, dlaczego Stefan… o Jezu, dobraliście się jak w korcu maku… Nieważne! Dlaczego cię zostawił?

- On mnie nie zostawił w sensie, że zostawił, po prostu… Mieszkaliśmy u jego rodziców, w jednym, małym, ciasnym mieszkanku, w dodatku z teściem prawie homofobem, po dwóch miesiącach już zdecydowaliśmy, że musimy mieć coś swojego. A Stefan, jak to Stefan, ma wymagania gorsze niż baba… bez obrazy! Normalnie, takie luksusy chciałby mieć w domu, że najzwyklej nas na nie stać. Kiedy dostał ofertę bardzo dobrze płatnej pracy w innym mieście, obliczyliśmy, że jak porobi dla nich przez… jakieś dwa lata, zarobi wystarczająco na swoje zachcianki. Ale oczywiście, ja nie mogę tak bezczynnie siedzieć i na niego czekać, powiedziałem, że też znajdę robotę i razem prędzej zarobimy sumę, której nam potrzeba.

- Rozumiem, że przyciągnęła cię liczba zer w pensji, którą oferuję?

- Tak, ale nie tylko. Zapewniasz też dach nad głową, a muszę przyznać, że na chwilę obecną… jestem bezdomny jak pies bez budy. - obrócił się i teraz dopiero zauważyłam wielkie walizki stojące przed szkolną bramą. - Rodzice mnie nie chcą, dziadków nie ma mam, przyjaciół też nie bardzo, w ogóle przerąbane życie…

- Jedno mi tylko nie pasuje w tej twojej opowieści.

- Co takiego? - wystraszył się Antek.

- Dlaczego nie pojechałeś z nim? - spytałam patrząc mu prosto w oczy, mając nadzieję, że go tym speszę i tym samym ujrzę w nich ziarno kłamstwa albo coś koło tego.

- Nie potrafię stąd wyjechać… - przyznał z taką szczerością, że aż głupio mi się zrobiło, że mogłam go o coś takiego posądzić. - Źle bym się czuł w wielkim mieście, kocham naszą małą, spokojną mieścinę, tam bym się chyba… udusił. Wiem, że to trochę niedorzeczne, ale już wolę rozstać się ze Stefanem na jakiś czas niż dusić się… żyjąc.

- Ja cię zaraz uduszę, ale ze szczęścia! - objęłam go tak mocno jak tylko mogłam. - Witaj w naszym zespole! Zenek, Franek! - ryknęłam wstecz. - Chodźcie poznać się z nowym kolegą! Mam nadzieję, że się polubicie, bo jak nie…

- Wiemy, wiemy. - odparł Franek, wychodząc jako pierwszy z klasy. - „Nogi z dup powyrywam”. Znamy się, ile? Parę godzin, a szefowa już zdążyła zagrozić nam z pięć razy!

- Chyba piętnaście. - dodał Zenek, który wyglądał jakby przewrócił się na miotle, wylądował łbem we wiadrze i nogami na suficie, co, jak wnioskuję z wcześniejszych odgłosów, mniej więcej tak musiało wyglądać. - Ja już swięcej nie sprzątam… - jęknął, robiąc rozbrajającą minę.

- Mówiłam, że macie mi nie mówić per „szefowo”…

- A niby jak? - obruszył się Franek. - Na pani nie chcesz, a nie wypada byśmy mówili ci tak bezpośrednio na ty, to już lepiej per „szefowo”. Ee, a ten słodziak to kto?

- Wiedziałam! - szepnęłam bezgłośnie.

- Antoni. - przedstawił się chłopak i podał Franciszkowi rękę. - Miło mi.

- Franciszek. - odpowiedział z kiwnięciem głowy Franek i odwrócił się do rudzielca, który najwyraźniej próbował wysuszyć sobie włosy na pobliskim kaloryferze, aparat jeden! - Te, Zenek, ktoś ma jeszcze bardziej wieśniackie imię od ciebie!

- I kto to mówi! Święty Franciszek z Asyżu!

- No mój przynajmniej święty, a twój?

- Mój tym bardziej święty, bo po pół-bogu Zenonie z anime „Saiyuki”!

- No właśnie, pół. Wiesz czym była druga połówka?

- Na pewno nie moją matką!

- Twoja matka nie mogła cię nazwać po Zenonie z „Saiyuki”, bo wtedy jeszcze nie było go na świecie! To znaczy tej mangi!

Podejrzewam, że bardzo „inteligentna” kłótnia naszych matołków o wieśniackich imionach trwałaby do północy, gdyby Antek nie wziął sprawy, a raczej kałasznikowa w swoje ręce. Ja zdążyłam wycofać się na dwór i zatkać uszy, a tamci omal zawału nie dostali, gdy im seria pocisków przeleciała tuż nad głowami. Potem widziałam jak padają na kolana i przepraszają Antka za to, że nazwali (a właściwie Franek nazwał) jego imię wieśniackim. I tak się zaczęła moja przygoda z trzema wieśniakami, w tym dwoma (koziołkami) matołkami i jednym naprawdę, naprawdę słodkim uke.

Tak, wiem, że trudno w to ostatnie powyżej uwierzyć, ale żeby to udowodnić przytoczę może jedną scenkę, która miała miejsce niedługo po tym, jak cała trójka ze mną zamieszkała. Tak po prawdzie, takich scenek było więcej, z tym, że ja po prostu o większości dowiadywałam się PO fakcie, a Antek prosił, bym przymykała na to oko, zresztą, z czasem nauczył się z tym żyć (czytaj: groził kałasznikowem czy inną zabaweczką, nawet jeśli jej przy sobie nie miał). Bo wiecie, ja myślałam, że najwięcej problemów będzie z Zenkiem, a tymczasem Franek, jak już wspomniałam… wcale taki święty nie był.

- Ymm, Antoś, jak ty seksownie wyglądasz w tych gatkach!

- Słucham?! - blondyn spojrzał na czarnowłosego jak na coś równie czarnego, ewentualnie brązowego, co się zdarza przykleić do buta.

Właśnie wyszedł z wanny i próbował ukradkiem przemknąć do naszego pokoju, co, jak widać, nie bardzo mu się udało, bo Franek… już na niego czekał.

- Zenek jest w pokoju obok, wiesz? - powiedział ostrożnie Antek, starając się nie wpadać w panikę, tylko jakoś wyminąć karate mistrza zagradzającego mu drogę.

- Nie szkodzi, ogląda swój serial, teraz nie zauważyłby nawet ducha własnej babci, gdyby latał mu po pokoju!

- Nie o to chodzi… - jęknął Antek, załamany. - Jak, pytam JAK możesz odstawiać takie numery, kiedy twój facet jest tuż za ścianą?! - on sobie tego absolutnie nie wyobrażał.

- Bo ty jesteś taaaaaaki uroczy… - kontynuował Franek, zbliżając się na niebezpieczną odległość.

- „No nie, ja mu zaraz jebnę… - wkurwienie Antka widać było dopiero w jego myślach. - Tylko, że jak po tym nie wstanie, to szefowa mnie zaś ukatrupi! A może by tak…” - spojrzał w dół, na odpowiednie miejsce na pidżamce Franciszka, którego łapska już zaczęły dobierać się do antkowych gaci, a sam Antek już zamierzał zrobić to, o czym pomyślał, gdy wtem rozległo się niczym z głośników telewizora:

- Franciszku Leonardzie Alehandro Alojzy Federico del Tito del Amore!!!

Stałam w przejściu z zakupami w rękach i w każdej chwili mogłam (o czym oni wiedzieli) którąkolwiek z reklamówek (najlepiej tą z dwulitrowym piciem) użyć jako broni (wiadomo, kogo bym potem wysłała z powrotem do sklepu).

- Że jak?! - Antek zdębiał jako pierwszy.

- Że co?! - Franek odwrócił się w moją stronę z równie zbaraniałą miną. - Skąd wiesz, jak się nazywam?!

- Zenek mi powiedział, a co?!

Antek teraz dopiero zdębiał. Pomyślałby kto, że Franek ma japońskie korzenie, a tu coś takiego...

- Co to, kuźwa, ma znaczyć?! Że też cię Zenek jeszcze trzyma! Łapy precz od mojego Antka, bo…

- Twojego??? - przerwał mi bezczelnie Franek.

- Stefanowego przede wszystkim, ale tak, mojego! A teraz spada do siebie, chyba że chcesz oberwać fireballem!

- Ale…

- WON!

I tyle go widziałam. Szczęście, że Zenek nic nie zauważył, nie żeby nie wybaczał swojemu facetowi każdego takiego wybryku, wręcz przeciwnie, ale zazwyczaj wpierw musieliśmy się nasłuchać konsekwencji frankowego czynu dochodzących zza ściany, no bo wiadomo, z nimi to wszystko, nawet kara… sprowadza się do jednego. Skaranie boskie z tymi zboczonymi matołami, ale skąd miałam wiedzieć, w co się pakuję?! Gdybym wiedziała, zostawiłabym sobie tylko Antka, a tak teraz to już w cholerę za późno, w końcu… zdążyliśmy się do nich przyzwyczaić, i ja i Antek, choć ten to molestowany na każdym kroku.

- No co? Mówiłam, że cię obronię!

- Dziękuję ślicznie. - powiedział Antek, zarumieniony, prawie mi dygnął jak dziewczynka i uśmiechał się tak ślicznie, że w tym momencie uwierzyłam, iż to stworzenie naprawdę jest urocze. - Bo już miałem go kopnąć w jaja, wiesz?

Taa, przeurocze stworzenie, które mówi o kopaniu… Co?!

- Wiesz, Antek, jesteś uroczy… Nawet jeśli to ostatnie było kompletnie niepotrzebne… i tak jesteś uroczy. - poklepałam go po policzku i poszłam już sobie z westchnięciem, zostawiając go samego z pytaniem na ustach: „Co to miało znaczyć?”. Nie, Antoś, wcale nie zepsułeś sytuacji, wcale a wcale… I to jest w tobie najbardziej urocze.

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Ariel-chan : 2010-09-20 22:55:08
    xD

    Rozpierduchy a'la "jeb bam bum jebudu" nie będzie, chyba że, jak KTOŚ mi podpowiada, ekhem... w sypialni! xD Ale się zobaczy, pomysł jest, ale jeszcze nic konkretnego nie napisałam ;3

  • Lena : 2010-09-20 21:54:05
    ^^

    Nooo troszeczke to widać, że jak z "Darów Anioła"^^. A najbardziej w ochroniażach lubie główną bohaterke i Zenka xD. Ci to mają charrrakter xD. Mam też maleńką nadzieję, że będzie jakaś rozpierducha a la: jeb bam bum jebudu xD. Wróg przeciwko wrogowi,magia, krewwww i.... Poniosło mnie ^^'. Albo, jak wymyślisz i jak napiszesz to też będzie bobrze, bo twoje opowiadania, jak wspomniałam są zaj****te ^^.

  • Ariel-chan : 2010-09-20 17:51:00
    ;)

    "Dary Anioła", Magnusa i Aleca również ubóstwiam. Jak widać, odbija się to na moich bohaterach xD Książka z ochroniarzy to może mi nie wyjdzie, ale z Mojego Pierwszego Geja jak najbardziej :P Tak więc polecam się na przyszłość xD

  • Lena : 2010-09-20 17:21:21
    Przepowiednia Przyszłości xD

    Ja pie***le. Jedna z lepszych opowiastek ^^. Zajebiste to jest. Mam nadzieje że będą następne rozdziały ^^. I normalnie mówie ci kiedyś powstanie taka manga xD. Ba, książke napiszą i zostanie beztselerem XD. A tak na marginesie... Jestem maniaczką trylogii "Dary Anioła" uwielbiam te książki a Magnusa to ubustwiam xD

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu