Opowiadanie
Klucz niebieski
4. Ucieczka z Zaciesznego Miasteczka.
Autor: | Socki |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Fantasy |
Uwagi: | Utwór niedokończony |
Dodany: | 2010-08-05 08:00:00 |
Aktualizowany: | 2016-09-02 23:08:00 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Autorka lubi swoje prawa autorskie ale nie wie, czy prawa autorskie lubią ją.
Ach, tu się żyje i tu się umiera,
to ci zabawa, to ci opera,
głowa się kręci niczym kukiełka,
głowa nie czuje i głowa nie łka,
głowa kołuje, kołuje, kołuje...
i krąży i sięga obłoków.
Czy zdąży?
Agnieszka Osiecka.
Wesołe miasteczko.
Niebo było stalowo szare. Nie było widać żadnych gwiazd a księżyc ledwo przebijał się przez chmury. Ten niedoskonały nieboskłon rozciągał się nad głowami siódemki bohaterów, sterczących na czubku niewielkiego pagórka i dziwnie sapiących…zupełnie jakby byli zmęczeni.
- N n n NO!- Linie za trzecim razem udało się coś powiedzieć - jesteśmy! Teraz możesz już powiedzieć, po co nas tu ciągnęłaś?!- zwróciła się do stojącej nieopodal Shinigami. Bogini zignorowała ją i zaczęła nerwowo chodzić po płaskim szczycie pagórka.
- Jesteś pewien, że to tu uderzył piorun?- zwróciła się do Xellosa. Kapłan w milczeniu skinął głową.
- Jeżeli my się w czyś zgadzamy to, to musi być pewnik- powiedział wskazując na Filię stojącą za jego plecami. Smoczyca pokiwała głową i spojrzała przed siebie.
- Nie ma szans żebym się pomyliła…jeżeli chodzi o odmierzanie odległości i wskazywanie miejsc, to jestem w tym dobra. Muszę - oświadczyła spokojnie.
- Inaczej przy każdym lądowaniu robiłaby więcej zniszczeń niż moja Kula Smoka- wyjaśniła Lina widząc niedowierzające spojrzenie bogini.
- To chyba raczej nie jest możliwe- mruknęła Shinigami i zadarła głowę do góry.
- No, ale skoro wy się nie pomyliliście to…jak to możliwe? Co się stało?- zapytała sama siebie. Przyjaciele posłali sobie ukradkowe spojrzenia i w końcu Zelgadis zebrał się na odwagę.
- Słuchaj a możesz nam powiedzieć, po co ci ten błękitny piorun?- zapytał podchodząc do kobiety.
- Cóż…- westchnęła ciężko.- To objawienie
- Objawienie!- wypalił przerażony Goury. - Chcesz powiedzieć, że ten niebieski błysk pochłania pokarm!?- Na dźwięk tych słów, Lina schwyciła go za włosy i ściągnęła do swojego poziomu.
- Objawienie…nie objadanie. Ty baranie!- krzyknęła szarpiąc niemiłosiernie biednego szermierza. - Objawienie to, kiedy bóg schodzi do swojego świata!
- Właściwie nie musi do swojego- wtrąciła niepewnie Shinigami z przerażeniem obserwując tą scenę.
- Widzisz durniu! Ona jest objawieniem! Od dziewięciu lat masz kontakt z o b j a w i e n i a m i!- wrzasnęła Lina, ale trochę odpuściła widząc skruszoną minę szermierza.
- No, bo to brzmiało zupełnie jak jakaś potrawa- westchnął zasmucony i przykucnął posłusznie na jakimś pobliskim kamieniu, tak jak go uczyła wiedźma.
- Dobra…nieważne - przerwała jej Amelia, którą widok poszkodowanego Gourego szczerze chwycił za serce.- Zostawcie to objawienie w spokoju i lepiej powiedzcie mi, gdzie jest objawiony? Objawiacz? No to, co się miało objawić?- Zapytała. Wszystkie spojrzenia zwróciły się ku Shinigami, lecz ta bezradnie rozłożyła ręce.
- Nie wiem - jęknęła.- Powinien być tu. Albo przynajmniej zostawić jakiś znak, ale tu jest pusto. Nie wiem, co to może znaczyć.
- Że sobie poszedł?- rzucił Zelgadis i ukradkiem zerknął na Linę, która wciąż mierzyła Gourego groźnym spojrzeniem.
- Myślisz, że był na tyle głupi by łazić po świecie należącym do innego boga?- ofuknęła go Shinigami krzyżując ręce na piersi.
- Quod erat demonstrandum - mruknął Zelgadis uprzejmie wskazując dłonią na rozmówczynię. Bogini zrobiła urażoną minę i odwróciła się na pięcie.
- Coś tu mi śmierdzi- oświadczyła bardzo tajemniczym tonem i nagle zza kępki
krzaków dobiegło cichutkie, o przepraszam! Wszyscy podskoczyli jak oparzeni wbijając wzrok w krzaczki, które zaszeleściły złowrogo. Goury dobył nawet miecza, gdy zza chaszczy wytoczyła się kulka. Tak przynajmniej wydawało im się w pierwszej chwili, bo gdy kulka podeszła bliżej, okazało się, że nie jest wcale kulą, lecz mężczyzną o wyjątkowo dorodnym brzuchu z opinającą go ciasno kraciastą kamizelką. Nie tylko brzuch mężczyzny był imponujących rozmiarów, także jego rumiana gęba oraz cylinder na nią zatknięty były ogromne. Przy nich, cała reszta, czyli nogi i ręce, ubrane na zielono, w surdut i garnitur wydawały się karykaturalnie małe. Jak u niemowlaka.
- Schowaj ten scyzoryk młodzieńcze- polecił mężczyzna i zaniósł się rubasznym śmiechem. Goury posłusznie usłuchał rozkazu i wsunął miecz do pochwy.
- Co za noc, co za noc - zaśmiał się kręcąc głową. - Ośmiu zbłąkanych podróżnych potrzebujących mojej pomocy.
- Siedmioro - zauważyła nieśmiało Amelia, za co Zelgadis poczęstował ją takim spojrzeniem, jakie Lina zwykła posyłać Gouremu.
- Spotkał pan tutaj jeszcze kogoś, tej nocy?- zapytał na tyle uprzejmie na ile pozwalała mu jego natura. Dziwny kulkowaty mężczyzna zaśmiał się, chwytają się za swój wielki brzuch.
- A jakże, a jakże - wyrechotał - była tu taka jedna. Zaprosiłem ją do siebie, bo wyglądała na zagubioną.- Wyjaśnił. Shinigami nawet go nie pytała jak wyglądała owa postać. Zamiast tego chwyciła mężczyznę za ramiona i potrząsnęła nim.
- Gdzie ona jest?! Konkretnie!- wypaliła. Mężczyzna wyglądał na lekko zakłopotanego jej zachowaniem.
- No u mnie- wymamrotał.
- Czyli?! Konkrety, śmiertelniku, konkrety!
- Shinigami, opanuj się trochę- powiedział cicho Xellos, kładąc rękę na ramieniu bogini. Zadziałało, puściła grubasa, który łypał na nią z niedowierzaniem.
- Ah te kobiety - westchnął.- Wszystko chciałby od razu. Cóż, zabrałem ją do swojego wędrownego miasteczka radości, zwanego Jowialne Sioło a ja nazywam się Kwaśny Ron i jestem jego dyrektorem.
Miasteczko radości? Brzmi trochę podejrzanie - szepnął Goury do Zelgadisa
My jesteśmy grupą studentów rządną mocnych wrażeń. - Powiedział głośno Xellos tak by zagłuszyć kompanów - Ta młoda nerwowa panna to Shinigami.- Wyjaśnił i skinął na przyjaciół by podeszli bliżej.- To są Lina, Amelia i Filia, a tamten chłopak to Goury. Ja nazywam się Xellos.- Oświadczył celowo zapominając o ich nazwiskach.
- A tamten koleś?- zapytał Kwaśny Ron wskazując podbródkiem na Zelgadisa. Kapłan uśmiechnął się złośliwie, po czym odparł.
- To jest rehabilitowany, zwyczajnie nadzwyczajny profesor, pan Zelgadis. Nasz opiekun.
- Taaak, dziewczyna, która pan spotkał odłączyła się od naszej grupy i szukamy jej cały wieczór. Musimy jak najszybciej wrócić na uniwersytet Tutomnerti - burknęła chimera podchodząc trochę bliżej. Spojrzenie, jakim został poczęstowany Xellos zabiłoby dzika, jednak pomimo idiotycznego żartu kapłana, właściciel miasteczka kupił ich bajkę.
- Cóż, w takim razie nie pozostaje mi nic innego jak także zaprosić was do siebie.-
Powiedział i dał im znak by poszli za nim. Nikt się nie naradzał czy idą czy nie…było oczywistym, że skoro w Jowialnym Siole jest osoba, której tak bardzo szukała Shinigami, to musieli tam iść. Kwaśny Ron, chociaż ekscentryczny nie wydawał się niebezpieczny, więc wszyscy raźno dreptali za przewodnikiem a chęci do marszu dodawała im jeszcze perspektywa odpoczynku w dobrej, spokojnej gospodzie. Chociaż co do tego Zelgadis miał pewne obiekcje. Po pierwsze, nigdy w życiu nie słyszał o czymś takim jak „wędrujące miasto”. Były już różne wymarłe, zaczarowane, złe, dobre, stołeczne, rosnące w górę lub w dół, ale wszystkie trzymały się twardo jednej zasady. Były w miejscu. No bo jak miasto ma wędrować? Poza tym Zelgadisowi jakoś nie pasował fakt, że burmistrz miasta przechadza się po górach w środku nocy, w poszukiwaniu zbłąkanych studentów. Trapiony tymi rozmyślaniami, odciągnął Linę na bok i zwierzył jej się ze swoich wątpliwości.
- Daj spokój Zel. Bycie królem rzuciło ci się na mózg - syknęła wiedźma odganiając go jak uporczywą muchę.
- A widziałaś kiedyś na mapie ruchome miasto?- prychnął urażony.
- Skoro się rusza? To jak można je umieścić na mapie?
- No a ten dyrektor? Szuka gości w środku nocy?
- Noc mamy od dwóch tygodni - odparła Lina i przyjrzała mu się z większą niż dotąd uwagą. - A tak szczerze. O co ci chodzi Zel?- zapytała - Obawiasz się, że kolejni bogowie ściągną na nas kłopoty? Bo jeżeli tak, to gorzej i tak już nie będzie, ponieważ…
- Nie - przerwał jej zduszonym szeptem - nie chodzi o bogów. Chodzi o to, że musimy być ostrożniejsi. Lina, no zastanów się. Przeżyliśmy razem wiele przygód, ale zawsze były to przygody na znanym terenie…na udeptanej ziemi. A teraz? Teraz nie ma udeptanej ziemi, chodzimy po białych plamach map…trzeba być ostrożniejszym.- Wyjaśnił starając się mówić na tyle szybko i cicho by nikt ich nie podsłuchał. Lina zmierzyła go niedowierzającym spojrzeniem.
- Trele morele - powiedziała i ruszyła za przyjaciółmi. Zza pobliskiego zagajnika już
widać było blask ognik, bijący od miasteczka. Zelgadis westchnął ciężko i ruszył za wiedźmą. Nie było sensu zwierzać się komuś innemu niż Lina, kiedyś mogłaby być to jeszcze Amelia, lecz teraz jego szacowna małżonka najprawdopodobniej by go ofuknęła i poszła dalej. Spojrzał na kroczącą u jego boku małżonkę
- Nie podoba mi się to - powiedział nachylając się do niej. Amelia popatrzyła na niego i wzruszyła ramionami.
- Trudno - burknęła.
Zelgadis wywrócił oczami i westchnął ciężko. W tej chwili ich związek był w takim stanie, że chyba osiągnęli poziom Filii i Xellosa
Jowialne Sioło rzeczywiście okazało się być wędrownym miastem. Miastem, które miało koła. Oczywiście nie była to jedna platforma, na której zbudowano domy, lecz każdy z nich(z domów) miał koła wozu i swojego konia, muła lub parę osiołków. Wszystkie były śmiesznie krzywe, wąskie u podstawy, szerokie u góry z beczkowatymi dachami i śmiesznymi miedzianymi kominkami wypluwającymi z siebie białe puszki dymu. Dookoła płonęły jasne ogniska, na sznurkach rozciągniętych między wozami zawieszono czerwone i złote latarnie i chyba właśnie dzięki temu miasteczko sprawiało wrażenie ciepłego i beztroskiego. Wokół kręcili się jacyś ludzie, równie dziwnie ubrani co Kwaśny Ron. Filia szła za Xellosem i Shinigami rozglądając się dookoła z nie lada zainteresowaniem. Nie żeby jej się nie podobało, ale nie wyobrażała sobie swojego pobytu tutaj. Chciała żeby Shinigami znalazła tego swojego kumpla z Zaświatów i się stąd wynosili. Znaczy, żeby oni wszyscy opuścili Jowialne Sioło a nie tylko Shinigami i ten drugi bóg…chociaż, gdy teraz o tym pomyślała… W tej chwili jej wzrok padł na kapłana, który przyglądał się bogini z zainteresowaniem graniczącym niemal z fascynacją. Rozmawiali o czymś. Poczuła nagły skurcz, ukłucie zazdrości, albo czegoś co bardzo ją przypominało. Chodziło o to, że ona miała jakieś popaprane przeświadczenie, że Xellos jest jej. Tak była od zawsze, wkurzał ją, nie znosiła go, nie chciała mieć z nim nic wspólnego, ale kiedy przychodziło co do czego cały czas go uznawała go za swoją własność. I nie miało to w żaden sposób pozytywnego wydźwięku... po prostu on był najtrwalszym elementem jej życia. Nigdy mu tego nie mówiła, bo i tak by nie zrozumiał. Poza tym w życiu by nie pozwoliła żeby ktokolwiek się o tym dowiedział. Nawet Zehir. A właściwie, szczególnie on. Bogami a prawdą czuła się trochę winna zatajając przed swoim przyszłym małżonkiem relację jej i demona, ale wychodziła z założenia, że jej przeszłość to jej sprawa. Poza tym każda wzmianka o Xellosie sprawiała, że Zehir zmieniał się nie do poznania, robił się burkliwy i nierozmowny. To był właśnie przykład tego jak działał Xellos. Nawet nie musiał być na miejscu żeby wszystko pieprzyć (niedosłownie oczywiście). Filia prychnęła z pogardą, ale nikt nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. A tak w ogóle, powiedziała do siebie, to powinien leżeć przede mną i błagać o litość. Za to, że zniknął, za to, że spieprzył jej życie i za to, że ponownie je spieprzył gdy już je sobie poukładała. Filia poczuła nieprzemożoną chęć by podnieść z ziemi kamień i strzelić nim Xellosa prosto w skroń. To byłby czysty strzał.
Już miała się zamachnąć gdy nagle jej uwagę przykuł jakiś powykrzywiany cień, który przemknął między wozami.
- Co to było?- zapytała szybko, odwracając się za siebie.
- Słucham?- zapytał lekko zaskoczony Kwaśny Ron.
- Noo…widziałam tam - wyjąkała wskazując palcem na stojący w oddali, stary zniszczony dom na kołach.- Taki, taki cień.- Zakończyła niezdarnie, czując na plecach zaskoczone spojrzenia przyjaciół.
- Uhu…Filia. Cień?- zapytał złośliwie Xellos. -Cienie to strasznie niebezpieczna sprawa.
- W twoim przypadku na pewno- syknęła odwracając się w stronę demona. Umilkł, kiedy tylko zrozumiał aluzję1.
- Spokojnie - zaśmiał się Kwaśny Ron.- To tylko Kasztan.
- Kto?- Wypaliła zaskoczona Lina, zawracając w ich stronę.
- To nieudacznik…nikt warty uwagi. Wozimy go ze sobą, bo obiecałem jego matce, że się nim zajmę - wyjaśnił właściciel i ponaglił ich gestem. Usatysfakcjonowani tą odpowiedzią przyjaciele nie zadawali więcej pytań i posłusznie udali się do karczmy na kołach. Nie było to nic szczególnego, no bo jak szczególna może być karczma na kołach. W ogóle, co to za pomysł umieszczać budynek, w którym serwuje się jedzenie, na kołach Był wysoki, stanowczo za wysoki o jakiś sześć pięter, krzywy, pomalowany w niegdyś jaskrawe kolory, teraz matowe, miejscami odchodzące wraz ze starą farbą i odsłaniające zmurszałe deski. Z powyginanego dachu wystawał śmieszny komin.
- No to zapraszam do środka!- rzucił raźno Kwaśny Ron otwierając przed nimi drzwi do gospody - W środku jest wasza koleżanka, ja niestety muszę pójść zająć się swoimi sprawami. Powołajcie się na mnie, obsłużą was. I do zobaczenia - wyjaśnił i poczłapał swoim kaczkowatym krokiem w stronę innego wozu, całego czerwonego. Wszyscy już prawie weszli do środka, ale Filia zdążyła zauważyć jak przed dyrektorem pojawia się znowu ta sama, garbata postać…Kasztan.
- Nieszczęście, nieszczęście- zaczął zawodzić, ale Kwaśny Ron przegonił go tupnięciem nogi.
- Filia! Gdzie ją znowu poniosło? FILIA!- ze środka dobiegł ją głos Liny.
- Już idę!- odkrzyknęła i weszła do środka. Nie od razu wszystko dostrzegła, bo okrył ją dym i dopiero po chwili była w stanie dostrzec wytarte kanapy, krzywe stoliki, ogromny bar oraz wszechobecny klimat bohemy. Po jakimś czasie dostrzegła przyjaciół, którzy oczywiście już się rozsiedli przy narożnym stoliku i oczywiście nikomu jakoś nie przeszkadzał fakt, że dla niej zabrakło miejsca. Chwyciła ze złością jakieś krzesło i ostentacyjnie przysiadła się do nich.
- No i…gdzie ta wasza bogini?- prychnęła świdrując spojrzeniem Shinigami, która rozsiadła się obok Xellosa i udawała, że wcale nie widzi, iż jej kimono zajmuje miejsce dla przynajmniej trzech osób.
- Kelner po nią poszedł - wyjaśnił Goury
- Mają w tej norze coś takiego jak kelner, nie do wiary- westchnęła i już chciała powiedzieć coś jeszcze, gdy nagle Shinigami zerwała się z miejsca z dzikim okrzykiem, TRUFLA! Wszyscy gwałtownie się odwrócili i od razu dostrzegli dziewczynę prowadzoną przez kelnera. Trudno było się nie domyślić, że była bogiem, tym większe było zdziwienie grupy, gdy okazało się, że Shinigami nie koniecznie się cieszy z widoku tej niezwykle wysokiej, szczupłej i wyjątkowo atrakcyjnej dziewczyny. Jej skóra była w kolorze mlecznej czekolady, głowę zdobiła burza kręconych, hebanowych włosów, a nienaganna figura była osłonięta wściekle różową zwiewną chustą.
- Trufla dziecko! Na miłość szefostwa, co ty tutaj robisz?!- wypaliła zrozpaczona Shinigami podnosząc się od stołu i przepychając w jej stronę.
- Kane Milohai prosił, żebym cię znalazła - odpowiedziała beztrosko - Szukałam u Szefowej, ale…
- Tylko nie mów, że zabrałaś kartkę- wpadła jej w słowo Shinigami.
- Tę?- zapytała zaskoczona dziewczyna, wyciągając w jej stronę świstek papieru, z koślawym S.O.S. Shinigami nic nie powiedziała, wzięła od niej kartkę i zaśmiała się nerwowo.
- A tak w ogóle, co ty tutaj robisz?- zapytała nowo przybyła nie widząc załamania bogini.
- Jestem utknięta- odparła beznamiętnie Shinigami.- I ty też.
- Hm? Ale jak to, ja nie rozumiem.
- W tym leży twój problem Truflo, ty rzadko kiedy coś rozumiesz. Na szefostwo, ja to mam ostatnio szczęście- powiedziała do siebie, ale widząc zdziwione spojrzenie Trufli, pokręciła głową i westchnęła - już nieważne, będziemy później kombinowali, co zrobić z tym fantem. Chodź przedstawię cię.
- Ale, że co? Że tak śmiertelnikom?- Wypaliła z odrazą dziewczyna, ale umilkła widząc, że Shinigami jest za coś na nią zła. Przydreptała posłusznie do stolika i przyjrzała im się niechętnie.
- Yo…- mruknęła unosząc od niechcenia dłoń.
- To jest Trufla - powiedziała Shinigami do reszty - trufla chce być w przyszłości boginią miłości, ale przed nią jeszcze długa droga. A to są Lina, Goury, Amelia i Zelgadis śmiertelnicy. Oraz Xellos z Filią…wieczni.
- Cześć Trufla - ich powitanie zabrzmiało jak przyjęcie nowego członka do grupy anonimowych alkoholików. Xellos z zadowoleniem stwierdził, że Trufla gapi się na niego bezczelnie od momentu gdy się pojawiła przy ich stoliku. Dziewczyna zauważyła spojrzenie demona i zawstydzona szybko spuściła wzrok.
- Ale żeby tak śmiertelni?- zwróciła się do Shinigami
- Tak. Żebyś wiedziała, że tak - ofuknęła ją bogini.
- Kompletnie cię nie rozumiem Shinigami- oświadczyła Trufla.- Chodźmy już stąd, Kane będzie zły, jeżeli nie wrócimy.
- No to Kane ma problem, bo nie wrócimy!- warknęła Shinigami.- Już ci raz tłumaczyłam, utknęłyśmy tutaj. Nie możemy wrócić.
- A to niby, dlaczego?
- Bo Mastem dorwał się do filaru tego świata i ma teraz nad nim pełną kontrolę! A ty usunęłaś jedyną rzecz, na której była informacja o tym, że nie możemy się wydostać!- Prychnęła już naprawdę zirytowana Shinigami. Trufla wlepiła w nią spojrzenie swoich wielkich sarnich oczu i chwilę stała w milczeniu, by nagle wypalić:
- A kto to jest Mastem?
- Chodź- powiedziała Shinigami chwytając ją za rękę i ciągnąc w stronę wyjścia.
- Ale, o co ci?
- Chodź, ja po prostu dłużej nie zniosę twojej głupoty. Idziemy - warknęła bogini i prowadząc przed sobą dziewczynę zniknęła w tłumie bez słowa wyjaśnienia. Reszta grupy usłyszała jeszcze tylko, jak bogini wspominała coś o pokrewieństwie, głupocie i „że mogła się tego spodziewać”. Xellos odprowadził spojrzeniem obie kobiety, po czym przeniósł je na przyjaciół.
- Też macie wrażenie, że ci bogowie są trochę…- zakręcił palcem w okolicy skroni- Niezorganizowani?
- Przyganiał kocioł garnkowi- mruknęła Filia ostentacyjnie patrząc w inną stronę. Xellos już chciał coś powiedzieć, ale przerwało mu przeciągłe ziewnięcie Liny.
- Mam wrażenie, że nie spałam od jakiś dziesięciu godzin - oświadczyła czarownica i potarła oczy.
- Bo nie spałaś od dziesięciu godzin- wtrącił Zel i po chwili dorzucił szeptem. - Ja zresztą też.
- To co, może zostaniemy tu na jedną noc? - zaproponowała Amelia i po chwili ziewnęła jeszcze głośniej niż Lina. - Jutro ruszylibyśmy w dalszą drogę.
Wszyscy pokiwali głowami i zaczęli mruczeć coś o zmęczeniu i ciągłej nocy.
- Chwileczkę - Przerwała im Filia
- Co znowu?- jęknęła Lina obracając się w jej stronę.
- Chcecie tu zostać? - Wypaliła smoczyca z niedowierzaniem
- Eee no przed chwilą uzgodniliśmy, że tak
- Ale, ale, ale - zaczęła dukać. Naprawdę nie miała ochoty zostawać w tym miejscu
- Ale przecież musimy się śpieszyć - wypaliła zrezygnowana. - Musimy szukać Klucza
- Filia ja rozumiem, że ci się bardzo śpieszy do wyjścia za mąż i zmarnowania reszty swojego życia, ale bez przesady... my też musimy odpocząć - rzucił Xellos. Filia nadęła się jak balon i obrzuciła demona wściekłym spojrzeniem.
- I kto to mówi?! - prychnęła oburzona - ostatnia osoba, która potrzebowałaby snu!
- Szczerze mówiąc … - westchnął Xellos wstając od stołu - dzisiaj nie odmówię sobie tej przyjemności i chętnie się prześpię.
- Czy ty kiedykolwiek odmówiłeś sobie jakiejkolwiek przyjemności? - zapytała obruszona Filia.
- Nie - odpowiedział i odszedł w stronę wyjścia.
Zmęczeni powlekli się za Xellosem zrzędząc pod nosami, że jeszcze muszą rozbić obozowisko. Naprawdę nie mieli na to najmniejszej ochoty, dlatego bardzo się ucieszyli gdy na zewnątrz spotkali Shinigami, która oświadczyła, że Ron pozwoli im przenocować w pustych wozach stojących na obrzeżach miasteczka. Powlekli się zatem w poszukiwaniu swojego noclegu. Byli tak zmęczeni, że podróż wydawała im się nie mieć końca. Na domiar złego gdzieś po drodze spotkali Kasztana, który postanowił ich zaprowadzić na miejsce. Grzecznie podziękowali i zgodzili się na tą propozycję, co wywołało u Kasztana, coś na podobieństwo radości, trudno powiedzieć, w każdym razi z tej radości dał im bukiet czegoś, co wyglądało jak sałata na łodygach i powiedział by postawili to u siebie w wozach. Na pytanie, po co to mają robić, odpowiedział, że Klapusta odstrasza krwiopijców, więc postanowili skorzystać z rośliny, bo jak wiadomo, nikt nie lubi komarów. Wozy były cztery. Jeden zajęli Zelgadis z Amelią, drugi Lina z Gourym, trzeci Filia, Trufla i Shinigami a ostatni dostał się Xellosowi. Nikt nie narzekał, chociaż Xellos oczywiście się droczył, że będzie czuł się samotny. Nikt z całej ósemki nie pamiętał jak dostali się do łóżek i kiedy zasnęli.
Zelgadis obudził się przed Amelią. Podniósł się przeklinając w myślach twarde łóżko. Zmarszczył brwi próbując sobie przypomnieć ile spał. Wyjrzał przez okno żeby zobaczyć która godzina i dopiero po chwili przypomniał sobie , że przecież od przeszło trzech tygodni panowała noc. Westchnął ciężko i spojrzał na swoją śpiącą żonę. Delikatnie odgarnął włosy z jej czoła i przez chwilę wpatrywał się w spokojne oblicze dziewczyny. Robił tak już od jakiegoś czasu... może to było głupie, ale ostatnio była to jedyna czułość na jaką mógł sobie pozwolić. Amelia westchnęła cicho przez sen i nieznacznie się poruszyła. Zelgadis nie chcąc jej budzić wstał z łóżka z zamiarem wyjścia na krótki spacer. Chciał ustalić jak długo spali i czy reszta towarzystwa już się obudziła. Gdy wyszedł z wozu owiał go lodowaty wiatr. Zadrżał i pośpiesznie wrócił po ciepły płaszcz.
- Dziwne, pomyślał. Takie mrozy w środku letniej nocy? Za jego plecami coś trzasnęło. Odwrócił się i ujrzał Truflę wychodzącą z wozu, w którym spały Shinigami i Filia.
- Cześć - przywitał się - wstałyście?
- Tylko ja - padła odpowiedź dziewczyny
- Idę się przejść - poinformował ją, chociaż sam za bardzo nie wiedział dlaczego. Ruszył przed siebie klucząc między wozami. Po krótkim marszu, w trakcie którego nikogo nie spotkał, dotarł do ściany lasu.
- Jestem pewien, że tu nie było lasu - powiedział na głos. Nagle przyszedł mu do głowy pomysł żeby wspiąć się na dach jednego z wozów i lepiej przyjrzeć się okolicy... o tyle, o ile pozwalały mu na to panujące ciemności. Niewiele myśląc wspiął się na najbliższy budynek. Stojąc na podwyższeniu mógł zaobserwować, ze las, który widział z dołu rozciąga się na północy aż po horyzont. Próbował w myślach odnaleźć informacje o tak wielkiej puszczy, ale niczego takiego sobie nie przypominał. Będzie musiał zapytać o to Filię, ona jest dobra z geografii. Spojrzał w stronę wschodu i dokonał jeszcze dziwniejszego odkrycia. W odległości jakiś stu kilometrów majaczyła dziwna samotna góra.
- Tego też nie kojarzę - westchnął. Albo się zestarzał, albo zgłupiał, albo byli w zupełnie innym miejscu, niż to, w którym zasnęli. Zelgadis zaczął się rozglądać w poszukiwaniu pagórka, na którym spotkali Kwaśnego Rona, ale po tamtym wzniesieniu nie było śladu. Tak samo jak po masywie Smoczych Gór. Usiadł zrezygnowany na dachu, nie bardzo wiedząc co ma robić.
- Wiedziałem - oświadczył przyjmując pozycję horyzontalną - życie w pałacu zrobiło ze mnie... zaraz! - zmarszczył brwi i wlepił spojrzenie w niebo. Była pierwsza kwarta ! Gotów był przysiąc, że gdy przybywali do miasteczka był nów.
Filia ziewnęła przeciągle i zmarszczyła nos. Całe jej posłanie śmierdziało kurzem i starością. Zastanawiając się jak ona zasnęła w takich warunkach, wstała z łóżka i zaczęła się ubierać. Było zimno, więc wyciągnęła z torby cieplejszą sukienkę. Gdy szukała swojego płaszcza w torbie bezdence przypadkowo wymacała prostokątny przedmiot. Chwyciła go i wyciągnęła z torby. Była to książka, która ponad miesiąc temu spadła z nieba... wprost do jej ogródka. Zamykana na Merkaby. Filia rozejrzała się po pokoju sprawdzając czy nikt jej nie obserwuje. Shinigami wciąż spała a Trufli nie było, dlatego niewiele myśląc zarzuciła płaszcz na ramiona i poszła w stronę drzwi. Miała zamiar odwiedzić Xellosa. Była pewna, że jego też zaciekawi tajemniczy przedmiot, poza tym uważała książkę za doskonały pretekst do rozpoczęcia rozmowy. Może Xellos wreszcie przemówi ludzkim głosem? Przecież to było możliwe... dziesięć lat temu, gdy łączyło ich Carpere Tractum całkiem nieźle dawali sobie radę. Pospiesznie wyskoczyła na zewnątrz, przemknęła na drugi koniec polanki, na której ustawiono ich wozy i stanęła przed drzwiami domku, w którym nocował Xellos. Przez chwilę próbowała sobie ułożyć w głowie co mu powie, ale nie wpadła na nic kreatywnego, więc po prostu zapukała. W odpowiedzi usłyszała jakiś szelest i chichot a po chwili jej uszu dobiegł szczęk przekręcanego zamka. W drzwiach stanął półnagi demon. Filia wytrzeszczyła oczy gapiąc się na jego tors.
- Słucham - zapytał niezbyt grzecznie.
- Xell ja... - zaczęła próbując nie patrzeć i nie analizować ciała demona. I tak przeanalizowała... był całkiem nieźle zbudowany. Prawie tak dobrze jak Zehir.
- Ty ?
- Ja, książka - spróbowała skupić myśli i uniosła książkę do góry, jakby to była jakaś tarcza. Nagle z wnętrza dobiegł ją głos Trufli
- Xellos kto to? - zawołała. Xellos od niechcenia odwrócił się w jej stronę i odparł
- To tylko Filia -
- Filia mimowolnie zajrzała pod ramieniem demona do wnętrza wozu i zaobserwowała kawałek nagiego ramienia... i bogowie jeszcze wiedzą czego … Trufli
- Czy wy tego ? - wypaliła z trudem kryjąc oburzenie i zawstydzenie. Xellos w odpowiedzi skinął twierdząco głową i dalej przyglądał się jej z nieudawanym zaciekawieniem.
- Chcesz się przyłączyć? - zaproponował tak jakby proponował jej herbatę. Filia poczuła jak zaczynają palić ją policzki.
- Nie - prychnęła jak rozjuszona kotka. Bogowie co za … dupek! Kiedy mówił, że nie szczędzi sobie żadnej przyjemności naprawdę nie kłamał. I pewnie myśli, że jest taki wspaniały. A nie jest! Przez takie kretynki jak Trufla myśli, że jest wspaniały.
- Filia - z myśli wyrwał ją głos Xellosa - chcesz coś czy nie? Bo wiesz, jestem trochę zajęty - powiedział. Dziewczyna w niemym geście podniosła książkę i już miała coś powiedzieć, ale demon był pierwszy.
- Przyjrzę się temu - obiecał wyjmując tom z jej rąk. Nim Filia zdążyła cokolwiek powiedzieć zamkną drzwi od wozu.
Linę obudziły głosy Filii i Xellosa. Czarownica usiadła na łóżku i spojrzała na śpiącego na podłodze szermierza. Po tylu latach dalej upierał się, że nie pozwoli żeby kobieta spała na podłodze. Linie to nie przeszkadzało... ale też nie widziała wyraźnego powodu, dla którego nie mógłby spać z nią na jednym łóżku. Przez chwilę próbowała się przysłuchiwać strzępkom rozmowy pary kapłanów, ale dała za wygraną. Na pewno się kłócą, pomyślała. Jak zwykle zresztą. Westchnęła ciężko, sięgnęła po swoją torbę bezdenkę i wyciągnęła z niej ciepłe ubrania, bo było naprawdę zimno. Trzeba się ruszać, powiedziała do siebie. I nie chodziło jej bynajmniej o wstawanie z łóżka tylko o opuszczenie Jowialnego Sioła, miała jakieś niewyjaśnione przeczucie, że nie powinni dłużej pozostawać w tym miejscu. W jakimś dziwnym, nagłym przypływie miłości postanowiła zaparzyć kawę, dla reszty grupy. Poza tym wiedziała, że nic tak nie wyciąga ze snu jak zapach świeżej kawy. Lina wzięła stojący nieopodal cynowy kociołek i wychodząc w wozu o mało co nie wpadła na wściekłą Filię
- Co, pokłóciliście się? - zapytała zamiast dzień dobry
- Xellos to kretyn - odpowiedziała smoczyca - jakby ktoś pytał to poszłam na spacer. - Lina wzruszyła ramionami i ruszyła przed siebie w poszukiwaniu wody. Po krótkim marszu dotarła do miejsca, w którym kończyło się obozowisko a zaczynał się las. Rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś strumyka, ale zamiast tego ujrzała Zelgadisa, który stał zamyślony i wpatrywał się przed siebie. Lina uśmiechnęła się do siebie i podeszła do starego przyjaciela.
- Peleryna rozwiana przez nocny wiatr, zatroskane spojrzenie utkwione w smutnie, pięknych ciemnościach lasu. Jesteś wspaniałym materiałem na romantycznego bohatera Zel - oświadczyła zbliżając się do chimery z zamiarem zajścia go od przodu. Gdy już była blisko Zelgadis chwycił ją za ramie i powiedział:
- Uważaj
- Na co ?- zdziwiła się. Mężczyzna wskazał podbródkiem duży rysunek na ziemi, który musiał wykonać przy pomocy jakiegoś prostego zaklęcia, tak że kreski wykonane na piachu lekko się jarzyły.
- Co? Teraz zostałeś artystą ? - zapytała
- Kartografem - odparł. Lina zmarszczyła brwi.
- Jest wiele rzeczy, których o tobie nie wiem i wiele rzeczy, o które bardzo bym chciała zapytać...
- Na przykład ? - wszedł w jej słowo
- Ile ty właściwie masz lat? Czy dalej nosisz tę obciachową piżamę? Jaki jest twój zespół muzyczny? Czy coś jest nie tak między tobą a Amelią... takie tam bzdury.
- Na niektóre z tych pytań mogę ci odpowiedzieć, ale myślę, że to nie miejsce i nie pora na to - powiedział.
- Cóż - wzruszyła ramionami - możemy to omówić przy porannej kawie jeżeli chcesz. No... albo wieczornej. To zależy jak rozumieć w tej chwili poranki.
- Myślę, że możemy nie wypić naszej porannej kawy - mruknął Zelgadis wciąż wlepiając wzrok we wzorki na pisaku.
- A to dlaczego ? - zdziwiła się Lina. Naprawdę nie lubiła zaczynać dnia bez kubka kawy.
- Spójrz w górę - polecił mężczyzna. Czarownica posłusznie zadarła głowę. - Co widzisz ?
- Eee niebo?
- A na niebie?
- Gwiazdy? Księżyc? Chmury?
- I co? Nic cię nie zastanawia? - Zapytał Zelgadis. Lina myślała chwilę, ale w końcu skapitulowała.
- No poza tymi rzeczami, o których wspomniałam wcześniej, to nie - powiedziała.
- Nów, Lino. Nów.
- Co nów, Zelgadisie? Co nów?
- Jak wyruszaliśmy księżyc był w nowiu - wyjaśniła chimera - teraz jest w pierwszej kwarcie. To znaczy, że albo od momentu kiedy poszliśmy spać minął prawie tydzień, albo księżyc zaczął obracać się wokół ziemi siedem razy szybciej.
Mało prawdopodobne - mruknęła Lina. No wiedziała! Wiedziała, że coś jej w tym wszystkim nie pasuje. Musi zapamiętać: nigdy nie powinna w siebie wątpić.
- Już rozumiesz po co mi te rysunki ? - zapytał Zelgadis.
- Tak - odparła - poczekaj pomogę ci. - Dodała grzebiąc w torbie bezdence w poszukiwaniu map.
Kolejne dwie godziny Lina i Zelgadis spędzili na ustaleniu gdzie dokładnie są. W końcu udało im się określić ich położenie. Znajdowali się jakieś czterysta kilometrów na północny- wschód od miejsca gdzie spotkali Kwaśnego Rona. Z trudem odnaleźli to miejsce na mapach - poznali je po wielkiej puszczy, na skraju której zatrzymało się Sielskie Sioło. Nie dyskutowali co sprawiło, że przespali tydzień, ani jak to jest możliwe, że miasteczko Kwaśnego Rona tak szybko się przemieszczało. Układali plan działania.
- Oznaczenia na mapie wyraźnie pokazują, że w puszczy dzieją się niewyjaśnione zjawiska magiczne - powiedział Zelgadis stukając palcem w kartkę papieru.
- Daj spokój Zelu - żachnęła się Lina - nie ma większego niewyjaśnionego zjawiska magicznego niż nasza ósemka.
- W sumie racja - przytaknął jej - zwłaszcza, że alternatywą jest wyjście na gigantyczne pustkowia.
- I odejście od kierunku, w którym mieliśmy zmierzać - dodała Linę.
- Dobra, najważniejsze to żeby się stąd ruszyć - gdy tylko Zelgadis wypowiedział te słowa, powietrze przeszył jakiś okropny, świdrujący dźwięk. Dwójka przyjaciół wymieniła się zaniepokojonymi spojrzeniami.
- Co to było?- zapytała Linaodruchowo kładąc rękę na rękojeści sztyletu.
- Nie wiem - odparł Zelgadis i także sięgnął po miecz.- Brzmiało jak alarm.
- Raczej sygnał.
Shinigami drgnęła wybudzona z płytkiego snu, krzykliwym dźwiękiem, czegoś, co przypominało, syrenę, alarm? Coś bardzo niespotykanego jak na ten świat, a tym bardziej to miejsce. Podniosła się z posłania i rozejrzała w poszukaniu swojego długiego płaszcza, który leżał porzucony gdzieś obok butów i jej złotej obręczy. Wstała powoli przeklinając swoją głupotę, bo głupotą było tak nieroztropne pozostawienie obręczy z dala od właścicielki, i szybko się ubrała.
Nagle drzwi od jej wozu otworzyły się z hukiem i do środka wpadli Amelia i Goury.
- Gdzie reszta?- zapytała widząc przyjaciół. Królowa drgnęła i potarła zaczerwienione oczy.
- Nie wiemy. Nie było ani Liny, ani Zelgadisa gdy się obudziliśmy - odparła Amelia. Shinigami westchnęła ciężko i już miała coś powiedzieć gdy do wozu weszli Xellos wraz z Truflą.
- Gdzie Filia ? - zapytał demon.
- Nie wiem, myślałam, że jest z tobą - odpowiedziała Shinigami tonem jakby fakt, że Filia będzie z Xellosem był oczywisty.
- Świetnie - mruknął Xellos i ruszył w stronę drzwi.
- A ty gdzie idziesz? - zapytała zaskoczona Trufla. Kapłan nie odpowiedział słowem tylko wyszedł trzaskając drzwiami.
- Po Filię oczywiście - odpowiedziała zamiast niego Amelia. Trufla nie wyglądała na zadowoloną z odpowiedzi, która otrzymała. Usiadła naburmuszona na skraju łóżka i zapytała:
- To co teraz robimy?
- Nie wiem - wtrącił się do rozmowy Goury - ale musimy działać szybko. Ktoś tu idzie.
- Shinigami na dźwięk tych słów dopadła do małego okienka. Ciężko było dostrzec co dzieje się na dworze, bo okolicę spowijała gęsta mgła, ale gdy wytężyła wzrok dojrzała, czy może wyczuła czające się w niej sylwetki drapieżników.
- Cholera - zaklęła pod nosem - zabarykadujcie okno i drzwi. - Poleciła. Amelia i Goury rzucili się do roboty.
- Co się dzieje - jęknęła Trufla
- Trufla nie gadaj - syknęła Shinigami - tylko im pomóż. Coś chce nas...
TRZASK! Coś walnęło w jedną ze ścian wozu. Amelia pisnęła ze strachu. Deski zajęczały pod naporem, jakby o tylne ściany powozu obiła się bezwładna masa.
- Co to było?- wyjęczała przerażona Amelia.
- Nie wiem…- odparł Goury - ale wygląda na to, że coś chce się tutaj dostać.- Nie zdążył dokończyć zdania a lampy w wozie pogasły, jakby zgaszone niewidzialną ręką i ogarnął ich przenikający do szpiku kości chłód.
ŁUP! ŁUP! ŁUP! Wóz aż zakołysał się od uderzeń a podłoga zadrżała.
- Kto tam!?- Pisnęła spanikowana Amelia, jakby wierzyła, że napastnik poda jej swoją tożsamość.
- Zamknij się. Głupia- skarciła ją Shinigami i podeszła do frontowych drzwi. Z podwórka dochodził jękliwy pomruk. Zaklęła pod nosem i położyła dłoń na złotej obręczy zdobiącej jej talię. Amelia i Goury bezbłędnie odczytali ten gest, cofnęli się o parę kroków z przerażonymi minami i zapytali:
- Co się dzieje?
- Wygląda na to, że nasi gospodarze wcale nie chcieli nas podwieźć - mruknęła bogini i cicho przysunęła się do szpary, która pozostała między oknem a stołem(którym Goury zabarykadował okno)
- A co chcieli?- zapytał szermierz.
- Podjeść - rzuciła Shinigami - Tylko do cholery, czym oni są? - dodała, lecz nie musiała długo czekać na odpowiedź. Nagle coś roztrzaskało szybę na tysiące drobnych kawałków i chociaż było ciemno dało się zobaczyć wielką umięśnioną łapę, porośniętą gęstą brudną sierścią i wyposażoną w długie jak sztylety pazury.
-Acha... - powiedziała Shinigami - wilkołaki. Albo inne świństwo.
- Okropne!- krzyknęła Amelia cofając się o parę kroków.
- Cicho!- warknęła rozzłoszczona Shinigami i dmuchnęła na odrażającą dłoń. Niestety dłoń nic sobie nie robiła z tego, że ktoś na nią dmucha i dalej się miotała jak oszalała.
- Co to miało być?- mruknął Goury widząc zaskoczoną minę bogini.
- Nie wiem - odparła szczerze - Powinno umrzeć. Mój oddech odbiera życie…
- Tej ręce jakoś nie przeszkadza to żyć - skomentowała to kwaśno Amelia i nagle tuż nad jej uchem świsnął miecz i ręka opadła na ziemię. Przez chwilę jeszcze dygotała w kałuży krwi, ale Goury posłał ją kopniakiem w róg powozu.
- Musimy się porządnie zabarykadować - oświadczył.
- A Lina i reszta?!- wypaliła Amelia, ale kiedy z podwórka dobiegły ich głuche zawodzenia, szybko zapomniała o przyjaciołach:
- Pal sześć! Dziećmi nie są!
- Normalnie bym powiedział, że trzeba czekać do rana, ale w chwili obecnej…- jęknął Goury i wzmocnił barykadę przy drzwiach - pilnie potrzebujemy Liny, a właściwie to jej magii.
- Miejmy tylko nadzieję, że wpadną na pomysł by wpaść po nas - dodała Shinigami widząc jak kolejna ręka próbuje dostać się do środka - tylko Lina umie ich rozwalić?- Zapytała z nadzieją patrząc na przyjaciół.
- Tylko ona ma takie pole rażenia - odparł Goury - Ale Zelgadis, Filia i Xellos też są nieźli.
- A wy! Nie możecie nic zrobić?- jęknęła Shinigami, której moce okazywały się w tym przypadku zupełnie bezużyteczne, ponieważ nie umiała ona rozpętywać pożarów, czy powodzi.
- A co mało robimy ? - oburzył się szermierz podtrzymując plecami chybocące się drzwi.
- Jeżeli zajdzie taka potrzeba mogę rzucić parę mocniejszych zaklęć - powiedziała Amelia - Pan Goury jest najlepszym szermierzem pod słońcem, ale to nie zmienia faktu, że musimy jakoś czekać na resztę grupy.
Filia szła przed siebie szybkim krokiem. Była na tyle pochłonięta swoimi myślami, że zignorowała jakiś dziwny dźwięk, który rozległ się parę minut temu. Zapewne Lina się wygłupiała. Smoczyca zrobiła jeszcze parę kroków do przodu gdy nagle usłyszała za swoimi plecami trzask. Uśmiechnęła się do siebie.
- Co, teraz ci się zachciało gadać Namagomi? - zapytała. Nie trzeba mówić jak bardzo się zdziwiła gdy odpowiedział jej nie Xellos a Kwaśny Ron.
- Namagomi ? - powtórzył zaskoczony.
- Och to takie przezwisko - powiedziała rozbawiona swoją głupotą lecz nagle coś przykuło jej uwagę. Ron wyglądał jakoś roślej. Jakby stał się bardziej muskularny i groźny a mniej ciapowaty i zabawny. Z jakiegoś powodu trzymał w ręce sznur.
- Eee Ron, stało się coś ? - zapytała zaskoczona. Ron uśmiechnął się. Uśmiech ten miał być przyjemny, lecz Filii wypadł się bardzo drapieżny. Zrobiła krok do tyłu.
- Nie, gdzie tam. Chciałem ci po prostu pokazać coś BARDZO ciekawego - powiedział idąc cały czas w jej stronę. Filia zrobiła krok do tyłu i napotkała za sobą drzewo.
- Ciekawego? - powtórzyła - teraz? M może za chwilę? Pójdę się tylko przebrać.
- Nie - przerwał jej ostro Ron - muszę ci to pokazać teraz. - Dodał z naciskiem i zacisnął ręce na grubym sznurze. Filia poczuła jak serce podskakuje jej do gardła.
- N n nie podchodź - wydukała - bo bo coś ci zrobię.
- Ron zaśmiał się głośno a jego głos przerodził się w gardłowy ryk. W głowie Filii doszło do rozpaczliwej gonitwy myśli. Nie wiedziała co zrobić. Jedyne co rozumiała z tej sytuacji to, to że Ron nie ma dobrych zamiarów wobec niej.
- Och głupi smoku - zaśmiał się mężczyzna. Filia poczuła lodowaty dreszcz na plecach. Od wieków, dosłownie od wieków, nikt nie rozpoznał, że jest smokiem, gdy była w ludzkiej formie. Ron ciągnął dalej cały czas się do niej zbliżając. - Powalaliśmy potężniejsze gady niż ty. Wasza krew starcza na długo. Nawet nie wiesz jak bardzo ciężko znaleźć samotnego smoka... ale warto.
- Co chcesz zrobić z moją krwią? - zapytała. Ok, pytanie było głupie i nie na miejscu, ale miała prawo wiedzieć. Poza tym, to dawało jej trochę czasu. Kwaśny Ron wydawał się być bardzo skory to rozmowy na temat jej krwi, ponieważ zaczął tłumaczyć o co chodzi w tym całym przedstawieniu.
- Najpierw cię zwiążę- zaczął. - Nie ma sensu się stawiać, bo to lina z zaklęciami, które nie pozwolą ci na przemianę. Potem upuścimy ci krew. Z nadgarstków, albo z tętnicy … to zależy czy będziesz posłuszna. A potem złożymy ją w ofierze.
- W ofierze - wypaliła szczerze zdumiona Filia - chcesz mnie upolować żeby złożyć moją krew w ofierze?
- Tak, bo co ? - żachnął się Ron.
- No, krew złotych smoków ma bardzo dużo magicznych właściwości. Nie uważasz, że to trochę marnotrawstwo?
- A co mnie obchodzi jakie ma właściwości ?!- warknął Ron. Chyba zorientował się, że Filia próbuje grać na zwłokę. Z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej agresywny.
- Wielki Ketzal Kothal potrzebuje ofiar - wydyszał i ruszył na Filię - i tylko to mnie obchodzi gadzino. Nagle zza pleców Rona dobiegł znajomy głos.
- Zawsze mnie zastanawiało... - powiedział nie kto inny a Xellos. Filia uśmiechnęła się. Szczerze mówiąc nawet trochę liczyła, że jak zwykle się pojawi i wyciągnie ją z kłopotów. Demon wkroczył na polankę i stanął obok zaszokowanego Rona.
- Dlaczego wszyscy myślą, że smoki są gadami? Znaczy się, ja też przezywam Filię gadziną, ale dla draki. Ale mam wrażenie, że większość myśli, że smok to gad, a przecież są stałocieplne, żyworodne i karmią młode mlekiem - ciągnął kapłan.
Filia i Kwaśny Ron stali w bezruchu tępo wgapiając się w Xellosa. Demon nagle spoważniał.
- A teraz do rzeczy - rzucił - odejdź od niej, bo za chwile nie będziesz miał czym składać tych swoich ofiar. - Na dźwięk jego słów Kwaśny Ron ryknął jak rozjuszony niedźwiedź i rzucił się na demona. W jednej sekundzie świsnęła czarna, ciemniejsza od nocy smuga a już po chwili Ron leżał na ziemi zwijając się i charcząc. Xellos dotrzymał słowa.
- Chodź - powiedział chwytając Filię za ramię. Dziewczyna nie stawiała oporu. Miała do wyboru, Xellosa, którym oczywiście gardziła (szczególnie po akcji z Truflą) lub Rona, który chciał ją złożyć w ofierze. Wybrała zatem Xellosa, może i był mniej lub bardziej wkurzający, ale na pewno nie miał zamiaru jej zjeść.
- „Daj cztery na sherry” dobiegł ich jakiś ciężki, nieprzytomny głos.
- Słyszałeś to?- zapytała Zelgadisa, Lina. Chimera pokręciła głową.
- Daj cztery na sherry!- teraz usłyszeli wyraźniej, oboje.
- Co to?- zapytał Zelgadis obracając się wokół własnej osi.
- Problemy?- podsunęła niepewnie Lina i zapaliła niewielkie zaklęcie świetlne.
- DAJ CZTERY NA SHERRY!!!- teraz wyraźnie usłyszeli okrzyk wydobywający się z setki gardeł. Nie zdążyli nawet zareagować, gdy zza wozu wyłoniły się powykrzywiane, przeżarte trupim jadem odrażające istoty. Tak okropne, że nawet sami umarli byli przy nich okazem zdrowia i higieny.
- Daj cztery na sherry!- zawyła jednolita masa gnijącego mięsa.
- Zombie ?! ILE MOŻNA ?!- wypaliła Lina cofając się o krok. - Dlaczego za każdym razem to muszą być zombie?!
- Zwiewamy - krzyknął Zelgadis, ale zamiast rzucić się do biegu oparł się plecami, o plecy dziewczyny. Byli otoczeni
- Fajnie! A wiesz jak?! - syknęła Lina
- DAJ CZTERY NA SHERRY!
- Patrz!- Krzyknął mężczyzna wskazując palcem nocne niebo, które rozjaśniła kula energii.- Zaklęcie świetlne Amelii!
- Świetnie!- prychnęła Lina- A jak się tam dostaniemy?
- DAJ CZTERY NA SHERRY!- Zawyły zombie i podeszły jeszcze bliżej.
- Chyba chce im się pić - dodała zdegustowana Lina.
- Ta, naszej krwi. Słuchaj, proponuję zagranie typu: Wyrżnąć w pień wszystko, co się rusza.- Zaproponował szybko Zelgadis unosząc miecz, na wpadek gdyby jakiś umarlak okazał się wyjątkowo skoczny i chciał skoczyć do ataku.
- Przecież to ich nie zabije.
- Ale zatrzyma!
- Shinigami będzie zła - mruczała Lina układając dłonie do zaklęcia.- Zdradzimy Mastemowi naszą pozycję.
- Wiesz gdzie mam w tej chwili Mastema!?- krzyknął Zelgadis i nagle wszyscy ucichli, nawet zombie. Lina uśmiechnęła się złośliwie i przymrużyła leniwie oczy.
- Taaa, gdzie?- zapytała. Zelgadis prychnął zniecierpliwiony i machnął ręką.
- Głupiaś Lino - oświadczył zwięźle i konkretnie.
- Sam zacząłeś. Chcę to usłyszeć.
- LINA !
- Powiedz to !
- Dobra! W dupie! Mam go w tej chwili w dupie !
- Lina uśmiechnęła się złośliwie.
Z oddali dało się słyszeć jakieś wybuchy.
- O chyba Lina i Zel wracają - ucieszył się Goury.
- Chyba zaczyna mnie mdlić - jęknęła Shinigami zasłaniając rękawem szaty usta.
- Mnie też - powiedziała Amelia kurczowo trzymająca się latających mebli.- Co oni wyprawiają?
-Chyba czekają aż nas wykończy chorobą morską - rzucił Goury. W tym momencie na środku pomieszczenia pojawiła się chmura śmierdzącej siarki a w niej Filia i Xellos. Shinigami, Trufla, Amielia i Goury pozielenieli czując zapach zgniłych jaj.
- Nareszcie - wystękała Shinigami. - Możesz mi powiedzieć co tu się dzieje ?! - wykrzyczała w stronę Xellosa.
- Wyznawcy Ketzal Kothal...
- Czego ?!
- Krwiożerczego bóstwa przypominającego trochę kota, trochę człowieka - demon pośpieszył z wyjaśnieniem. Wszyscy patrzyli na niego z niedowierzaniem, więc Xellos mówił dalej - Ketzal Kothal jest boginią złodziei i morderców, wymaga od swych wyznawców poświęcenia własnego życia. Gdy to zrobią wskrzesza ich w nowej, lepszej drapieżnej formie, którą mogą przybierać kiedy chcą. Jednak jest cena, którą płacą za tę potęgę.
- Krew - wpadła mu w słowo Filia.
- Tak. Jeżeli raz na jakiś czas nie napoją swojej bogini krwią ofiar, to umrą a właściwie przestaną być żywo martwi.
- Czyli trochę ich wydymała. Całe ich życie polega na dostarczaniu krwi jakiemuś bożkowi. - oświadczyła smoczyca. Xellos posłał jej zaskoczone spojrzenie.
- Tak, można tak powiedzieć - przytaknął.
- Cóż, przynajmniej wiemy dlaczego Shi nie mogła ich zabić - odezwała się po raz pierwszy od bardzo dawna Trufla.
Wóz znowu się zakołysał a przyjaciele wpadli na siebie, rozpaczliwie próbując schwycić cokolwiek. Shinigami zbladła. Cała zabawa trwała już przynajmniej godzinę i to kołysanie tak ją wykańczało, że coraz bardziej skłaniała się ku pomysłowi opuszczenia wozu. Owszem, na zewnątrz było stado martwych cyrkowców kotołaków o dziwnych zamiłowaniach do taniego alkoholu o smaku wiśniowym, ale na zewnątrz nie kołysało. A w takich sytuacjach jak ty „nie kołysało” brzmi niezwykle kusząco. Shinigami już miała oświadczyć, że koniec tego, i że ona stąd wychodzi, gdy nagle jej uszu dobiegły jakieś zduszone okrzyki a chwilę później, jej oczy zarejestrowały jakieś błyski.
- To Zelgadis!- krzyknęła Amelia przyciskając nos do szpary między stołem a oknem.
- Zelgadis?! A Lina?- Zapytał Goury próbując przepchnąć królową, lecz ta nie dała się zepchnąć ze swego stanowiska- też jest! Idzie za nim.
- O królu smoku świętszy niż bogowie, tajniejszy niż "świetlani", nieszczęśliwszy niż bóg, który jest w niej, Celphied imię jego. Chwała tobie Celphiedzie! Przybyłem, aby oglądać bogów, którzy są w tobie. Otwórzcie twarze swoje, ukryjcie chusty swoje, nie odpędzajcie mnie.- Z zewnątrz dobiegł ich przytłumiony głos Zelgadisa. Cała piątka uwięziona w wozie, zamarła nasłuchując jego głosu a cisza, która zapadła wskazywała na to, że i zombie umilkły słuchając zaklęcia. Zapadła cisza a Zelgadis dalej inkantował zaklęcie:
- Przybyłem, aby wykonać wolę twoją, niechaj Shabranigdo nie ma mocy nade mną, niechaj demony nie idą za mną, ani nie ściga mnie śmierć.
- Ty, a skąd on zna takie zaklęcia? - mruknęła Shinigami do Amelii. Królowa wzruszyła ramionami.
- Jakiś rok temu robił porządki w bibliotece, może coś znalazł - odparła.
- Ofiaruję wam pokarm życia, który jest dla was! Wskrzeszenie!
Równocześnie z Zelgadisem, Shinigami wrzasnęła padnij i pociągnęła towarzyszy niewoli na ziemię. Chwilę później błysnęło oślepiające niebieskie światło a cała ziemia aż się zatrzęsła pod wpływem mocy zaklęcia. Zewsząd ich uszu dochodził wszechogarniający, wibrujący dźwięk, który po chwili zmienił się w pisk nie do zniesienia, nagle jakaś niewyobrażalna moc docisnęła ich do ziemi, niczym niewidzialny kamień i wszystko ustało…równie szybko jak się pojawiło.
- Oż w mordę! CO TO BYŁO!- krzyknął Goury podnosząc się z ziemi.
- Na bogów! Wpuście nas, oni znowu tu idą!!!- wrzasnęła Lina i kopnęła z całej siły w drzwi, o czym świadczył jej zduszony jęk bólu i przekleństwo, które zmełła w ustach. Goury przyskoczył do drzwi, odrzucił coś w rodzaju kredensu na bok i wpuścił zmaltretowanego Zelgadisa i wściekłą Linę do środka. Nie zdążył nic powiedzieć, bo na widok Shinigami czarownica zaczęła się drzeć.
- Co to jest!? Co to do jasnej cholery jest!?
- Nie miałam z tym nic wspólnego, jeżeli o to ci chodzi - odpowiedziała spokojnie bogini.
- Oczywiście, że o to mi chodzi! To ty jesteś tu bogiem śmierci!!!- wydarła się Lina.
- Tak i dlatego się chowam w wozie- odburknęła Shinigami i zwróciła się do Gourego.- Zabarykaduj drzwi, idą kolejni goście- I rzeczywiście, z oddali nadchodzili chyba już wszyscy mieszkańcy Jowialnego Sioła.
- Nie wiedziałam, że ich tylu jest! Jak byli normalni to wydawało się, że tych wariatów jest zaledwie garstka - jęknęła królowa i usiadła na podłodze załamując ręce - I jak my teraz uciekniemy?
- No... Lina może rzucić Kulę Smoka -
- T- ak - przytaknęła zgryźliwie Filia - tak i wysadzi nas wszystkich w powietrze.
Nagle wóz zaskrzypiał żałośnie a po chwili jakaś niewyobrażalna siła rozsadziła drzwi i kawałek ściany. Przed nimi stał ich stary dobry, znajomy Kwaśny Ron, tyle że był rozmiarów górskiego trolla i miał zamiast zębów wyjątkowo długie i ostre kły, i cały był porośnięty skłębioną sierścią
- O … i ręce mu odrosły - zauważył zaskoczony Xellos. Za Ronem stała gromada podobnych jemu stworzeń, zapewne trupa sielskiego sioła a w oddali przewalały się resztki zombie, które zmasakrował Zelgadis.
- To pewnie były ich ofiary - zauważyła Amelia.
- Dokładnie - przytaknął Ron i zaśmiał się głośno obryzgując towarzyszy śmierdzącą śliną.
- Idioci - wycharczał - powinniście być dumni, że spoczniecie na ołtarzu wielkiej Ketzal Kothal ku czci pana świata Mastema !
- Mastem!- przerwała mu Shinigami nie bacząc na to, że niszczy całą koturnowość jego wypowiedzi - zabiję tego kretyna! Jak wpłaty od Szefostwa kocham, zabiję idiotę!
- Shinigami - przerwał jej Xellos i wskazał głową na Kwaśnego Rona- daj mu dokończyć. - Ron, chociaż trochę nadąsany, ponownie nabrał powietrza i zabrał się za swoją dramatyczną przemowę, co nie było łatwe z powodu narastających jęków.
- Dawno już by było po wszystkim gdybyście nie przytachali do swoich wozów tej cholernej Klapusty- Lina parsknęła.
- Boicie się Klapusty ?!- wypaliła
- Śmieszy cię to?!- zapytał Kwaśny Ron wlepiając w wiedźmę nienawistne spojrzenie.
- Zresztą nie ważne. Mój pan będzie bardzo zadowolony. Długo czekał na to, co mu się należy…- Powiedział oblizując krwistoczerwonym językiem nierówne zęby. Nikt za bardzo nie wiedział, dlaczego mieliby się należeć Mastemowi, ale w tej chwili nie było już sensu pytać. Kwaśny Ron ruszył na nich z zamiarem wypatroszenia ich na ołtarzu jakiegoś świrniętego bóstwa.
To stało się w jednej chwili. Kwaśny Ron ruszył w stronę ósemki przyjaciół, gdy Xellos błyskawicznym ruchem, ledwo zauważalnym dla ludzkiego oka znalazł się przy zaschniętych liściach Klapusty i zagarnął ją w dłonie. Nim Kwaśny Ron zdążył zareagować w jakikolwiek sposób kapłan pojawił się na czele grupy, uniósł dłonie, w których miał pomięte liście rośliny, nabrał powietrza w płuca i dmuchnął.
Efekt był natychmiastowy. Kwaśny Ron padł na podłogę szamocąc się niczym ryba wyjęte z wody i w towarzystwie wrzasków i przekleństw starał się strzepnąć z siebie pył.
- Trzeba być idiotą żeby powiedzieć wrogowi, jakie masz słabości - mruknął Xellos przechodząc obok dyrektora cyrku i wyglądając na zewnątrz. Na podwórku wciąż roiło się od wrogów. Demon ruszył przed siebie, lecz gdy przyjaciele poszli za nim zagrodził im wyjście ręką.
- Poczekajcie - polecił i postąpił o krok na przód. Bardzo powoli i z niezmierną uwagą postawił przed sobą swoją lagę i nieznacznie schylił głowę. Chociaż mówił cicho, wszyscy doskonale słyszeli jego słowa, jakby od razu pojawiały się w ich głowach.
- Wiem, że wisiałem na drzewie wśród wichrów całe dziewięć nocy. Przez cień pochwycony, oddany Śmierci: Sam samemu sobie. Widziałem drzewo, którego wiedza ogromna z korzeni jego płynie. Bez tchnienia zostawiony i bez własnej wiedzy, w dół spoglądałem. Podniosłem ja moc, z krzykiem ją podniosłem…I spadłem.- Powiedział szeptem po czym powoli uniósł rękę i wskazującym palcem nakreślił niewidzialną linię. Na chwilę wszyscy wstrzymali oddechy, czekając na rozwój wydarzeń a potem wszyscy członkowie cyrku jak jeden, dziwnie się poruszyły i padły na ziemie przecięte idealnie w połowie. Xellos odwrócił się i zebrał z podłogi resztki popiołu, wcale nie zauważając tego, że wszyscy patrzyli na niego z otwartymi buziami.
- Co to było?- wyjąkała Lina wskazując palcem na podwórko. Gdzieś w oddali Ron właśnie strzepywał z siebie popiół z Klapusty, więc czarownica wskazała na niego palcem i zapytała- nie mógłbyś i jego tak unicestwić.
- Unicestwić?- powtórzył kapłan - Nie, moja magia na niego nie działa. Potrzeba szamanizmu albo kuli smoka.
- Albo tego i tego.- Wtrąciła Shinigami.- Swoją drogą gratuluję, nie sądziłam, że będziesz w stanie zrobić cokolwiek.
- Ja też.- przyznał demon.
- Mądre posunięcie- dodała po chwili bogini - Wykorzystałeś pierwsze prawa…
- Pogratulujesz mi później - przerwał jej Xellos i nim zdążyła zareagować wysypał jej kupkę popiołu na głowę i wtarł we włosy. To samo uczynił z resztą, jednocześnie każąc Amelii i Zelgadisowi możliwe jak najbardziej unieszkodliwić Rona.
- Na razie nie jesteśmy w stanie go zabić…Mastem nieźle go zabezpieczył- powiedział szeptem do Shinigami- Ale wolałbym żeby o tym nie wiedzieli. Teraz musimy przede wszystkim zwiewać.- Bogini skinęła głową i ponagliła resztę.
- Zwiewajcie do lasu, w te pędy! Zanim pozbierają się do kupy. Ja nie żartuję! Oni naprawdę się zbierają!- krzyknęła bogini i popędziła Amelię, Linę, Gourego, Zelgadisa i Filię. Byli na skraju lasu, gdy z wozu dało się słyszeć nienawistny wrzask Kwaśnego Rona, który najwyraźniej zaczął dochodzić do siebie.
- Szybciej!- ponaglił ich Xellos i wszyscy rzucili się pędem w stronę gęstwiny lasu.
Kapłan poprowadził przyjaciół niewidzialną ścieżką wśród drzew, które zdawały się stare jak świat. Gęste, splątane wieńce mchu i starych liści zwisały tuż obok nich, lecz nie mogli ich widzieć z powodu mroku, czuli jedynie jak nocny wiatr nimi kołysze i ociera o ich ręce i twarze. Z dala wciąż dochodziły ich dzikie wrzaski, więc przyśpieszyli kroku i szli coraz bardziej w głąb nieznanej puszczy. W miarę oddalania się od Jowialnego Sioła strach przed Kwaśnym Ronem i nawiedzonymi cyrkowcami przygasł a podróżni zwolnili kroku. Ogarnęła ich duszność, jakby powietrze było za rzadkie i nie mogło przedrzeć się w głąb lasu przez korony drzew. Wreszcie Lina przystanęła.
- Odpocznijmy trochę- powiedziała przysiadając na pobliskim konarze- Maszerujemy od trzech godzin, na pewno nas nie znajdą.
- Nie sądzę by nas szukali- mruknął Zelgadis- Pewnie zaczekają na nas po drugiej stronie.
- Cóż, w takim razie mamy tą przewagę, że my idziemy na przełaj a oni na około lasu.- Dodała Amelia - Nie musimy się śpieszyć, możemy odpocząć.
- Tylko, po co?- zauważyła markotnie Filia- Wszystkie nasze rzeczy zostały w wozie. - Oświadczyła i zrobiła nieszczęśliwą minę. Kto, jak kto ale akurat ona miała największe powody by być niezadowolona, bo nie dość, że w torbie, która pozostała w Jowialnym Siole miała pełno cennych rzeczy z tajemniczą księgą na czele to jeszcze była ubrana najcieniej ze wszystkich. Wybiegając z wozu z zamiarem wydarcia się na Xellosa nie przypuszczała, że parę godzin później będą uciekali, przed wyznawcami kultu do jakiegoś zapuszczonego lasu.
- Jedzenie też - westchnął Goury i rozejrzał się po lesie.- Ale jakieś jagódki się znajdą. Zel skombinuje płomień, prześpimy się, chociaż trochę a jutro postaramy się wyjść.
Chociaż na ogół wszyscy ignorowali pomysły Gourego, tym razem musieli przyznać mu rację. Stworzyli prowizoryczny obóz i szybko ułożyli się do snu. Po chwili wszyscy już smacznie chrapali, ułożeniu wokół ogniska. Filia siedziała wsparta plecami o drzewo i obserwowała jak Xellos, Shinigami i Trufla rozmawiają o czymś z wielkim ożywieniem. Mówili na tyle cicho, że nie mogła ich dosłyszeć, ale wymachiwali rękami i gestykulowali. W którymś momencie zauważyli, że Filia ich obserwuje i szybko urwali rozmowę. Xellos i Shinigami odeszli w stronę lasu a Trufla przyszła do obozowiska i zaczęła w pośpiechu pakować swoje rzeczy (nie było ich wiele).
- Co robisz - zapytała bez ogródek Filia. Trufla podniosła na nią spojrzenie i wahała się przez chwilę.
- Muszę was zostawić - powiedziała w końcu.
- Dlaczego ? - zdziwiła się smoczyca. - To przez Xellosa? - zapytała, ponieważ to była pierwsza logiczna rzecz jaka przyszła jej do głowy. Nie od dziś wiadomo, że w grupie zawsze panuje zasada „zero romansów”. Było wiele powodów by jej przestrzegać, ale to inna historia i opowiemy ją innym razem.
- Pytasz o to, bo coś ciebie z nim łączy - powiedziała Trufla z uśmiechem. Filia poczuła jak jej policzki oblewa rumieniec złości.
- Wcale nie! Nic mnie z nim nie łączy ! - zaprzeczyła szybko
- Nie ? - zapytała bogini z przekąsem. - To dlaczego byłaś taka zła jak się pojawiłam ? -
- Może dlatego, że jesteś taka… wybujała? - wypaliła Filia zanim zdążyła się zorientować coś mówi. Trufla zachichotała i podniosła się z ziemi.
- Muszę już iść - powiedziała - ale nie martw się, nie z tego powodu co myślisz. - Dodała i nim Filia zdążyła zapytać o cokolwiek jeszcze, Trufla przemieniła się w turkawkę i odleciała. Smoczyca fuknęła gniewnie i podniosła się z ziemi. Musiała sobie zrobić krótki spacer przed snem, inaczej by nie zasnęła. Przechadzając się między drzewami przeklinała w myślach całą tę wyprawę. Była zła na wszystko po kolei: na sytuacje, w której się znaleźli, na siebie, na Xellosa. Najbardziej złościło ją jednak to, że nie tak wyobrażała sobie ich kolejną wyprawę. Przez tych dziesięć lat, które spędziła sama w małym domku na skraju niewielkiej mieściny wielokrotnie w pamięci powracała do ich przygód. Pomimo wielu niebezpieczeństw i trudów czuła się wtedy szczęśliwa. Lubiła wyobrażać sobie, że gdy ponownie ruszy z przyjaciółmi w drogę znowu tak będzie… niestety, spotkało ją rozczarowanie. Ze złości kopnęła kamyk leżący na leśnej ściółce. Wszystko było jakieś takie szare, suche i pozbawione nadziei. Jakby tym razem ich misja z góry była przegrana. Żadne z nich nie za bardzo wiedziało co ma robić. Nawet boginie, które z nimi podróżowały, też były bezradne. Swoją drogą, obecność Shinigami i Trufli też w jakiś sposób przybijająca. Filia podświadomie obwiniała je o ściągnięcie kłopotów. Je i Xellosa, który jakby nie patrzeć sporo namieszał. Paradoksalnie, nie chodziło tu o kradzież Klucza i chorobę Zehira. Filia była jedną z niewielu osób, której Xellos nie potrafił okłamać, więc… tak, wierzyła, że to nie on ukradł Klucz. I wierzyła, że im pomoże. Kapłan namieszał w znacznie gorszy i niebezpieczny sposób niż kradzież Klucza i Filia nie była do końca pewna, czy sam sobie zdawał z tego sprawę. Chyba nie. Pewnie nazwał by ją rozhisteryzowaną idiotką, gdyby mu powiedziała, że samym swoim pojawieniem schrzanił całe jej dotychczasowe życie. Ale to była prawda! No bo… zniknął dziesięć lat temu. Zgoda, może nie byli największymi przyjaciółmi na świecie, ale… na bogów! Coś ich łączyło! To coś nazywało się Carpere Tractum i sprawiało, że przez ponad roczną podróż byli astralnymi bliźniakami! No prawie… ale w szczególny sposób stali się sobie bliscy. Ratowali sobie życia, walczyli ramię w ramię, ochronili świat przed zagładą a potem Xellos stwierdził, że znudziło mu się życie i wyparował. Filia uważała, że podjęła najmądrzejszą decyzję jaką można było wybrać w tej sytuacji. Pogodziła się z faktem, że Xellos zniknął z jej życia i poukładała je od nowa. Ba! Znalazła mężczyznę swojego życia. Nawet się z nim zaręczyła. Zehir był wyjątkowo szarmancki, przystojny, odważny, mądry, potężny, nieirytujący i chyba nawet była z nim szczęśliwa. Tak, spokojnie szczęśliwa. Tym bardziej ciężko było jej się przyznać, że chociaż byli ze sobą blisko (tak jak tylko młodzi narzeczeni potrafią być) nigdy nie poczuła się przy nim tak jak owego wieczoru, gdy podróżowali do Eleberethu. Pamiętała dokładnie każdy szczegół rozmowy jej i Xellosa. Nie był na nią zły, że pozostawiła go samego podczas walki z Cieniem. Ona miała wyrzuty sumienia, że poświęciła jego życie… a Xellos był w niepokojący sposób zadowolony. Filia podejrzewała, że mu to imponowało. W każdym razie… nie pocałował jej wtedy, nawet jej nie dotknął, ale Filia zapamiętała tę sytuację głównie dzięki tym odurzającym uczuciom. Pamiętała jak waliło jej serce, jak każda sekunda zdawała się trwać niemiłosiernie długo kiedy kapłan pochylał się nad nią z zamiarem pocałowania jej… chyba. I właśnie za to była najbardziej wkurzona na Xellosa. Znacznie łatwiej zapomnieć o takich rzeczach kiedy nie było go w pobliżu. No ale by być sprawiedliwym: przynajmniej teraz nie utrudniał sprawy i ignorował fakt, że Filia istnieje. Aby nie zszargać jej honoru zajął się Truflą.
- O czym tak rozmyślasz, o królowo? - za jej plecami rozległ się głos Xellosa. Serio? SERIO? Czy on dalej czytał jej w myślach, czy ona po prostu tak intensywnie o nim myślała, że przylazł. Filia musiała mieć bardzo niedowierzającą minę, bo Xellos powiedział:
- Nie spodziewałaś się mnie? - Filię w jakiś sposób zdenerwowało to pytanie. A dlaczego miałaby się go spodziewać?
- Myślałam, że zajmujesz się Truflą - odparła z przekąsem. Kapłan wzruszył ramionami.
- Już się nią zająłem - powiedział - i nie jest w moim typie. - Filia uniosła brwi na znak niedowierzania. Da się nie być w jego typie?
- Bo ? - zapytała. Wzruszył ramionami.
- Nie jest mężatką.
- Jakby to miało coś do rzeczy - mruknęła odchodząc jeszcze trochę w stronę lasu. Xellos podążył za nią. Widocznie zabrało mu się na rozmowy. Oczywiście! Bo kiedy on ma ochotę rozmawiać, to ona musi go słuchać, lecz kiedy ona chce porozmawiać… to on ją olewa.
- Myślisz, że nie ma? - zapytał. Filia w odpowiedzi pokręciła głową.
- Myślę, że w kobiecie pociąga jej uroda a nie stan cywilny, jeśli musisz wiedzieć - powiedziała i zaczęła oskubywać korę z pobliskiego drzewa.
- W kobiecie najbardziej pociąga to, że nie można jej mieć - oświadczył Xellos podchodząc do drzewa, które właśnie maltretowała Filia i opierając się o nie ramieniem. Nie miała wyjścia, musiała na niego spojrzeć. Zmierzyła go chłodnym wzrokiem.
- To kompletnie bez sensu - oświadczyła i wróciła do skubania kory. Usłyszała jak Xellos wzdycha, zawsze tak robił kiedy miał wyrazić jakąś kontrowersyjną lub złośliwą opinię.
- Przeciwnie. Błędem jest sądzić, że to uroda kobiety pobudza najbardziej świadomość mężczyzny. Działa tu raczej rodzaj występku, który w świetle praw wiąże się z jej posiadaniem. Dowodem na to jest fakt, że im bardziej posiadanie jakiejś kobiety staje się występne, tym bardziej jest rozpalające. Mężczyzna sycący się kobietą odebraną mężowi czy dziewczyną, która złożyła śluby czystości przed bogami jest bez wątpienia bardziej upojony niż mąż korzystający z łask swojej żony; a im czcigodniejsze są zrywane więzy, tym rozkosz jest większa… - widząc niedowierzające spojrzenie Filii, kontynuował - oczywiście, uroda ma duże znaczenie, ale bez przesady. - Dokończył. Filia wywróciła oczami i oparła ręce na biodrach.
- Po pierwsze - zaczęła - nie mam absolutnego pojęcia dlaczego o tym rozmawiamy.
- A po drugie - ciągnęła - to zaufanie i miłość dają prawdziwą satysfakcję ze związku. - Oświadczyła. Xellos parsknął.
- Z której świątynnej księgi to wyczytałaś? - zapytał. Filia zrobiła urażoną minę.
- Nie, serio Filia - powiedział kapłan przeczesując palcami, opadające mu na twarz włosy - chyba sama nie wierzysz w to co powiedziałaś.
- Wierzę - odpowiedziała twardo - tak się składa, że jestem w związku i jestem szczęśliwa, więc…
- Jesteś w związku tylko dlatego, że Zehir nie może cię mieć - przerwał jej Xellos. Filia uniosła brwi… nawet się nie zezłościła. Po prostu go nie zrozumiała.
- Przecież… mnie… ma… - powiedziała starając się zignorować fakt, że te słowa brzmią szczególnie idiotycznie.
- Nie, nie ma - upierał się Xellos.
- Rany, niedługo będziemy małżeństwem! Nie da się bardziej kogoś mieć! - prychnęła trochę podirytowana. Na twarzy kapłana pojawił się zadowolony uśmiech pt. „ja wiem, a ty nie”.
- Filia, pozwól, że ci coś wyjaśnię - zaczął demon pochylając się lekko nad dziewczyną. Smoczyca zrobiła krok do tyłu i utkwiła wściekłe spojrzenie w uśmiechniętej twarzy Xellosa
- Jestem pewien, że duża część fascynacji Zehira twoją osobą wynika z faktu, że ty go nie kochasz… a on o tym wie, albo przynajmniej przeczuwa. To sprawia, że twoja osoba tym bardziej go pociąga. Czas byś to sobie uświadomiła - powiedział. Filia wywróciła oczami i odetchnęła powoli, żeby się trochę uspokoić.
- A wiesz co ja myślę? - zapytała. Xellos skinął na znak by mówiła dalej.
- Myślę , że to ty musisz sobie parę rzeczy uświadomić. Bo mam wrażenie, że to całe twoje „ooo nie kochasz go, Filia” wynika z prostego faktu: nie umiesz pogodzić się z faktem, że poukładałam swoje życie po twoim zniknięciu. I dlatego z jakiegoś chorego powodu myślisz, że masz prawo decydować o tym kogo kocham, a kogo nie. A tak w ogóle, jeżeli ta twoja chora teoria jest prawdziwa, to gadasz tak tylko dlatego, że sam chciałbyś mnie mieć! - wypaliła. Musiała zdobyć się na odwagę żeby to powiedzieć. Zasugerować Xellosowi, że się mu podoba? Cóż, pewnie czeka ją solidna porcja kpin, ale przynajmniej przestanie obrażać związek jej i Zehira. Dlatego bardzo się zdziwiła kiedy kapłan wzruszył ramionami i powiedział:
- Możliwe - Filia wytrzeszczyła oczy, ale nic nie powiedziała. Stała jak wryta. Xellos niedbale i od niechcenia poprawił rękawiczki i stanął jeszcze bliżej dziewczyny.
- Ale to dwie zupełnie inne rzeczy - powiedział.
- S s słucham? - wydukała.
- To, że nie kochasz Zehira i dla własnego dobra powinnaś to sobie uświadomić, to jedno - oświadczył demon bez cienia jakichkolwiek emocji. Mówił to tak jakby tłumaczył Fili matematykę.
- A to, że chciałbym cię, jak ty to ładnie ujęłaś „mieć”, to już całkiem inna sprawa - kontynuował nie zważając na coraz to bardziej zaszokowany wyraz twarzy Filii. - Błędnie łączysz te dwie sprawy w jedno, sądząc, że odradzam ci związek z Zehirem, bo cię pożądam - powiedział i widząc rumieniec występujący na twarzy smoczycy dodał - nazywajmy rzeczy po mieniu, nie jesteśmy dziećmi.
- Odradzałbym ci związek z Zehirem nawet gdybyś w ogóle mnie nie interesowała - kontynuował
- … i dalej byś mnie interesowała, nawet gdybym wiedział, że go kochasz. Rozumiesz teraz? -
Filia wbrew swojej woli musiała przyznać, że rozumiała. Xellos wyłożył przysłowiowe karty na stół. Nie bardzo wiedziała co powiedzieć, ponieważ miała pustkę w głowie. Przedstawił całą sytuację w tak prosty sposób, że nawet nie mogła z tym dyskutować. Gapiła się na niego zdumiona i analizowała wszystko co powiedział i wszystko co mogło to oznaczać. Xellos natomiast… cóż, on stał spokojnie obok niej i przyglądał się jej z ogromnym zadowoleniem. Filia rozpoznała ten charakterystyczny uśmieszek błąkający się na jego twarzy. Jeżeli Xellos cokolwiek kochał, to to było właśnie to - wprawianie niewinnych istot w zakłopotanie. Poczuła nagły przypływ złości. Fuknęła i ruszyła przed siebie z zamiarem wrócenia do obozu, ale nie zrobiła trzech kroków, gdy przystanęła i obróciła się w stronę opierającego się o drzewo demona.
- Słucha ty - powiedziała idąc w jego stronę z palcem wskazującym wycelowanym prosto w jego pierś. Wyraz twarzy Xellosa wyraźnie wskazywał na to, że takiego właśnie zachowania spodziewał się po Filii.
- Słuchaj! - powtórzyła. Nie za bardzo wiedziała co chce powiedzieć, ale miała nadzieje, że to będzie coś co zetrze ten drwiący uśmieszek z jego twarzy. - Jeżeli myślisz, że możesz tak sobie zniknąć na dziesięć lat a potem wrócić i WYWRÓCIĆ moje życie do góry nogami to bardzo się pomyliłeś. No dobra, pomyłki się zdarzają każdemu. Tobie szczególnie często. Ale żeby zniknąć na dziesięć lat i wygadywać takie rzeczy jakie ty wygadujesz i myśleć, że ja to kupię! To już trzeba być kompletnym obłąkańcem!
- Jakie rzeczy? - zapytał Xellos tonem niewiniątka.
- Nie przerywaj - fuknęła - Dlatego powiem to jeden, jedyny raz, więc słuchaj uważnie. Nie ważne co powiesz o mnie, o Zehirze i o sobie, to i tak nie mam zamiaru cię słuchać. A wiesz dlaczego? Ponieważ zawsze kłamiesz. A nawet jak nie kłamiesz, to z słuchania ciebie i zadawania się z tobą nigdy nie wyniknęło i nie wyniknie nic dobrego. Nic, Xellos, absolutnie nic - ciągnęła swoją tyradę. Xellos już otwierał usta żeby coś powiedzieć, ale ona mówiła dalej.
- Dlatego to była pierwsza i ostatnia rozmowa tego rodzaju, którą przeprowadziliśmy. Nieważne co powiesz nie mam najmniejszego zamiaru ciebie słuchać. A tak w ogóle to - nabrała w płuca powietrza. Tak to była najlepsza decyzja jaką podjęła w jej długim życiu - Mam zamiar o tobie zapomnieć - oświadczyła. Xellos stał dalej w tej samej pozycji, jednym barkiem opierając się o drzewo z tym, że teraz miał uniesione ze zdumienia brwi brwi i lekko uchylone oczy.
- Masz zamiar o mnie zapomnieć, hm ? - powtórzył pochylając się delikatnie w jej stronę. Nie wydawał się być zły, zmartwiony czy cokolwiek takiego. Co najwyżej był lekko rozbawiony lub zwyczajnie jej nie wierzył. Filia zmarszczyła brwi i wyprostowała się.
- Tak - oświadczyła hardo patrząc demonowi prosto w oczy.
- Raz na zawsze - dodała, chociaż jej głos wydał się jej dziwnie dziecinny i słaby.
Niektóre ofiary kamienieją gdy widzą wzrok swojego zabójcy. Na przykład zając. Zając kiedy zorientuje się, że wilk go wypatrzył staje i nie robi kompletnie nic. Jakby wiedział, że ucieczka już na nic się nie zda… jakby został zahipnotyzowane przez lodowate, wygłodniałe oczy drapieżnika. W tamtym momencie, gdy Xellos jeszcze bardziej pochylił się do przodu, wciąż patrząc jej w oczy, Filia poczuła się dokładnie tak samo jak zając, który staje oko w oko z wilkiem. Czuła jak jej serce bije jak szalone, czuła lodowaty dreszcz na plecach, ale nie mogła zrobić nic poza patrzeniem się w jego dziwnie piękne oczy. Być może dlatego nie zareagował gdy demon powolnym ruchem uniósł swoją rękę i położył na jej karku. I (być może) z tego samego powodu nie zrobiła nic, gdy zaczął delikatnie wplatać palce w jej włosy z tyłu głowy i bawić się nimi. I, kto wie? Może ten dziwny paraliż w jakiś sposób przyczynił się do tego, że pozwoliła się mu pocałować.
Nie było w tym jakiejś przemocy, przerażenia, piorunów z nieba, klątwy bogów czy goryczy najobrzydliwszego grzechu. Świat się nie zawalił, wszystko dookoła wyglądało tak samo jak zwykle. Xellos ją całował, najzwyczajniej w świecie, tak jak kobietę powinien całować mężczyzna, któremu na niej zależy. Tak że poczuła się miło otumaniona, jak po dobrym alkoholu… I tak, że gdy zsunął swoją rękę z jej szyi na łopatki i przyciągnął do siebie, pogłębiając przy tym pocałunek, ogarnęło ją miłe, powoli rozlewające się po całym ciele ciepło. Westchnęła, wdychając jego zapach, wiedząc, że za sekundę ta przyjemność się skończy a ona powinna być bardzo, ale to bardzo oburzona.
Xellos przerwał pocałunek, wyprostował się i rzucił jej z góry triumfujące spojrzenie.
- Chcesz zapomnieć, co ? - zapytał i nie czekając na odpowiedź, powiedział:
- Spróbuj teraz -
Jedyne na co Filię było stać w tej sytuacji to krótkie acz treściwie
- Ty dupku ! - wypaliła i nie bardzo wiedząc co ma w tej chwili zrobić obróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie. Filia nie zdążyła zrobić nawet dziesięciu kroków, gdy poczuła jak demon chwyta ją za rękę. Odwróciła się z zamiarem zwymyślania go jak tylko najlepiej potrafiła, ale rzecz w tym, że w tej chwili bała się, że zamiast tego zrobi jakąś kolejną głupotę.
- A ty gdzie?- zapytał lekko rozbawiony Xellos.
- Do obozu? - odpowiedziała szczerze
- Ale obóz jest w drugą stronę - wyjaśnił. Filię zatkało, przecież skierowała się w stronę światła.
- Tak, ale, tam…no…e- Zaczęła jąkać i wskazała kierunek, w którym zmierzała. Xellos stanął obok niej i ze zdumienia aż potrząsnął głową.
- Rzeczywiście - powiedział- Tam, coś jest, jakieś…światło?
- Przyszli tutaj?- Zapytała przestraszona i mimowolnie zrobiła parę kroków do tyłu, tym samym przyciskając się do kapłana. Xellos pokręcił głową.
- Nie rozpaliliby ognia, ale to nie wygląda jak ogień…tylko jak…
- Słońce?- Podsunęła.
1 Odsyłam do Days of destroyer 18.
Zmiany, zmiany widzę
Ok. Po pierwsze widzę, że coś tu się zmienia, bo rozdziały się urywają przy nr 7. Czy Klucz wreszcie zostanie napisany? Po 6 latach ? (nie wypominam)
Po drugie... ta scena, jest...tak... bardzo... Xellos
W odpowiedzi usłyszała jakiś szelest i chichot a po chwili jej uszu dobiegł szczęk przekręcanego zamka. W drzwiach stanął półnagi demon. Filia wytrzeszczyła oczy gapiąc się na jego tors.
- Słucham - zapytał niezbyt grzecznie.
- Xell ja... - zaczęła próbując nie patrzeć i nie analizować ciała demona. I tak przeanalizowała... był całkiem nieźle zbudowany. Prawie tak dobrze jak Zehir.
- Ty ?
- Ja, książka - spróbowała skupić myśli i uniosła książkę do góry, jakby to była jakaś tarcza. Nagle z wnętrza dobiegł ją głos Trufli
- Xellos kto to? - zawołała. Xellos od niechcenia odwrócił się w jej stronę i odparł
- To tylko Filia -
- Filia mimowolnie zajrzała pod ramieniem demona do wnętrza wozu i zaobserwowała kawałek nagiego ramienia... i bogowie jeszcze wiedzą czego … Trufli
- Czy wy tego ? - wypaliła z trudem kryjąc oburzenie i zawstydzenie. Xellos w odpowiedzi skinął twierdząco głową i dalej przyglądał się jej z nieudawanym zaciekawieniem.
- Chcesz się przyłączyć? - zaproponował tak jakby proponował jej herbatę. Filia poczuła jak zaczynają palić ją policzki.
- Nie - prychnęła jak rozjuszona kotka. Bogowie co za … dupek! Kiedy mówił, że nie szczędzi sobie żadnej przyjemności naprawdę nie kłamał. I pewnie myśli, że jest taki wspaniały. A nie jest! Przez takie kretynki jak Trufla myśli, że jest wspaniały.
- Filia - z myśli wyrwał ją głos Xellosa - chcesz coś czy nie? Bo wiesz, jestem trochę zajęty - powiedział. Dziewczyna w niemym geście podniosła książkę i już miała coś powiedzieć, ale demon był pierwszy.
- Przyjrzę się temu - obiecał wyjmując tom z jej rąk. Nim Filia zdążyła cokolwiek powiedzieć zamkną drzwi od wozu.
Hmm, fajnie, że piszesz ten Klucz, nawet jeżeli fanów Slayersów pozostała jedynie smętna garstka, to fajnie.
Przede wszystkim fajnie jest jeszcze raz wrócić do świata Destroyera chociaż wbrew temu czym ma być(romanso-przygodówką?) wydaje mi się znacznie cięższy. Pewnie dlatego, że język jest o wiele bardziej rozwinięty a bohaterowie w porównaniu do Destroyerowskich skomplikowani, co na skalę ficów daje bardzo silne i zawiłe charaktery.
Wprowadzenie silnej ingerencji bogów wydaje mi się całkiem dobrym wyjściem ale zobaczymy co z tego będzie.
Jak na razie jestem pod wrażeniem sposobu rozwiązywania wątków romantycznych których udało ci się nie zasłodzić( czyli jednak można napisać wiarygodny romans) no i tradycyjnie gagów i gierek słownych. Tego po prostu nie może zabraknąć w żadnym twoim ficu.
Trzymam kciuki.
KISS
BOŻE CO ZA KOLOS!!!
A teraz uwaga będę SPAMOWAĆ!!!!
AAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!! Pocałowali się, pocałowali się, pocałowaliiiii! A właściwie Xellos zrobił Filii na złość i ją pocałował, no po prostu genialne!!! Nie jakieś tam słodkie Xellosiku, Filleńko marmoladko pączusiu...że człowieka od razu mdli, tylko z pazurem! Tak! To jest to, no i ten pomysł z Zelem...na razie jeszcze nie wiem czego się spodziewać ale brzmi...no ciekawie.
A tak w ogóle to Kwaśny Ron dziwnie przypomina Edwarda Cullena, ale powiem Ci, że wolę jego wersję w kamizelce w groszki.
Ah- i daj cztery na sherry, bezbłędne.
No i jeszcze Shinigami...jest super, tylko dlaczego Xellos na nią leci?!
!
już jest i jest genialne ;)