Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Tam gdzie demon mówi dobranoc

I - Wrona

Autor:Yumi Mizuno
Korekta:Dida
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Mistyka, Romans, Baśń
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2010-06-24 08:00:28
Aktualizowany:2010-11-24 22:53:28


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

„W czarnobiały obraz wpatruje się,

wkoło cisza wielka trwa.

Czuje że ktoś ze mną jest,

W ciemności wyłania się jego twarz.

W oddali czyś głos woła mnie,

Chce by to był tylko sen...”

Łzy „Czarna Magia”

Kolejna krwawa bitwa, nic nieznacząca na polu wojny, prowadzonej od zarania dziejów, miedzy dwiema ziemiami. Nikt nie pamięta nawet, o co idzie ten spór, lecz następne pokolenia go ciągną, chcąc pomścić swoich przodków za krzywdę, o której nawet nie pamiętają. Ciemność jest dookoła, mrok, a zarazem nie mrok, bo ciemności w naturze nie ma, widać gdzieniegdzie większe zbiorowiska owej „ciemności”, coś z boku połyskuje w tle.

Tuż nad rzeką wschodzi powoli słońce. Dopiero teraz widać czerwone zabarwienie wody, obok leżą ciała pokonanych wojów, wyrwane ręce, nogi. Wszędzie walające się wnętrzności, odór gnijącego mięsa jest niewyobrażalny, lecz są istoty, które go ubóstwiają. Ptaki zlatują się z całej krainy, dziobią ciała, jedzą zwłoki. Jedna z wron wyrywa drugiej oko pokonanego krasnoluda, inna natomiast połyka niczym robaka kawałek ścięgna elfa.

Małe ptaszyska tak zajadłe, wygłodniałe, pałaszują zimne, sine ciała. Nie obchodzi ich to, kim byli, dla nich to tylko pożywienie, nic nieznaczące truchła, które zaraz znajdą się w ich brzuchach. Z równą zaciekłością rozrywają mięso wodzów, jak i przeciętnych żołnierzy.

Jedna z nich pochyla głowę nad kałużą krwi, dumnym wzrokiem przegląda się w niej - widzi innego ptaka. Jak on śmie wchodzić na jej terytorium?! Za kogo on się uważa?!

Nie myśląc ani chwili zamoczyła dziób, chcąc przepłoszyć rzezimieszka. Zaraz po tym poślizgnęła się i cała wpadła w kałużę. Rozległ się ptasi krzyk, jak gdyby trupojady śmiały się z gapy, wytykały ją i obgadywały, ta chyba poczuła się urażona, bo odleciała.

Leciała długo tam, gdzie nie było już śladów wczorajszej bitwy, tam gdzie zapach powietrza był świeży, przepełniony słodyczą ogrodów różanych. Słychać było śmiechy dzieci, gdzieś w tyle nawoływania kupców.

Życie w mieście toczyło się dalej - nikt nie zwracał uwagi na bitwę. Przyzwyczaili się, po co żałować kogoś, kogo nigdy nie znali, albo kogoś, kogo już nie ma? Kolejna gęba mniej do wyżywienia.

Ptak usiadł na drążku tuż obok ulicznego grajka, zaczął oczyszczać swoje pióra, podniósł skrzydło, by schować w nim swój duży, żółty dziób.

Nagle coś go spłoszyło, ktoś rzucił we wronę kamieniem - niewyżyte dziecko bez dwóch przednich zębów.

Kiedy już ptak miał się zrewanżować i ruszyć do ataku coś przeszyło go na wylot - bardzo bolało. Potem ptak już nic nie kojarzył. Umarł. Martwe ciało podniósł jeden z wieśniaków,

był brudny, miał długa brązowa brodę i zaropiałe zielone oczy. Na widok ptaka uśmiechnął się, zaraz wziął go do jednego z domów i zaczął wyrywać pióra - piękne, czarne, lśniące pióra, a ciało rzucił za okno, by pies je ze żarł.

Był już wieczór. Z pęczkiem związanych ptasich piór wyszedł z domu. Szedł przed siebie, myśląc gdzie może je sprzedać, ile może za nie dostać i co za to kupi do domu.

Było już dość chłodno, wiatr lekko wiał między uliczkami, a cienka płachta zamiast płaszcza, nie utrzymywała ciepła na tyle, by chłop nie zwracał na to uwagi. Skulił się, chuchnął na dłoń, by sprawdzić, czy jest para. Ciepłe powietrze z jego płuc na chwilę rozgrzało zmarznięte ręce.

Ciemności rozstąpiła się i do jego uszu zaczął dobiegać śmiech z pobliskiej karczmy. Tak, to właśnie miejsce, gdzie sprzeda swój łup. Nie było tego wiele, ale zawsze na bochenek chleba dla żony i dzieci powinno starczyć. Wszedł, zdjął płaszcz i usiadł przy ladzie. Nic nie kupował, rozglądał się tylko, czy jest tutaj gdzieś jakiś przechodzień, bądź naiwny szlachcic, by upchnąć mu pióra.

Wzrok jego przyciągnęła twarz młodzieńca, siedzącego tuż obok kominka. Miał on rysy niemalże niewieście, włosy blond obcięte na pazia, na głowie jasnoniebieski beret. Czarne oczy z ciekawością i dziecięcą naiwnością spoglądały na każdego w karczmie. Takiej właśnie ofiary handlarz szukał.

Podwiązał sznurem spodnie, gdyż nie stać było go na pas. Podszedł do chłopca.

- Witaj mości panie - odezwał się grubym lekko zaspanym głosem. - Nowyś w tych stronach!

- Nowy, aj nowy. - popatrzył na niego chłopiec i uśmiechnął się.

- A dokąd to zmierzasz młodzieńcze?

- Do pałacu - odrzekł bez namysłu dzieciak.

Po czole kupca zaczął spływać pot, lecz jego mina była taka jak wcześniej, mdląco życzliwa.

- Do pałacu? A po co jeśli wolno spytać?

- Król po mnie posłał, bym zajmował się treningiem jego jedynej córki.

- Panienki Yumi? - zdziwił się kupiec, takie chucherko miałoby ćwiczyć panienkę? Chyba w tańcach! Na twarzy mężczyzny pojawił się ironiczny uśmiech.

- Panience na pewno przyda się coś, co mam dla kobietek młodych, jak chcesz wpaść jej w gust to na pewno ci się spodoba.

- Co to jest? - Podniósł brew.

- Pióra wielkiego czarnego orła, który niegdyś, przed laty, szybował nad naszymi pięknymi ziemiami. Teraz jego pióra są rzadkie i ponoć jak kochanek zamoczy pióro w swej krwi i położy pod poduszkę ukochanej, to ona zakocha się w nim bez pamięci!

- Doprawdy? Mogę zobaczyć? - Chłopiec zamrugał oczami kilkakrotnie z niedowierzaniem. Kupiec bez chwili namysłu wyjął pióra. - Mogę zobaczyć? Obiecuje, że nie ukradnę.

- Skoro tak mówisz.

Handlarz podał chłopcu pęczek piór, młodzieniec zamknął je w swoich kobiecych dłoniach, gdy otworzył je była już tam wrona. Zdezorientowana. Przecież przed chwilą była na rynku! A tutaj taka zmiana.

Kupiec chciał uciec, ale nogi wryły mu się w ziemię.

- Mityczny orzeł. Tak? - roześmiał się z kpiną młodzieniec. - Ile chcesz za tego orła?

- A… A ile pan da? - Głos łamał mu się. Wiedział, że ma do czynienia z magiem, a że sam król kazał uczyć swoją córkę przez to chucherko, w jego wnętrzu musi się kryć niezła bestyjka.

- Sto sztuk złota i ani grama więcej, w końcu to legendarny ptak, postrach tych ziem - mówił z przekonaniem chłopak.

Kupca znowu zatkało, sto sztuk złota za byle ptaka?

Wystawił dłoń by wziąć pieniądze, w jego ręce wpadła sakiewka z obiecaną ilością sztuk złota. Kupiec z niedowierzaniem we własne szczęście patrzył na sakwę, lecz, gdy podniósł wzrok młodzieńca już nie było, nie było już nikogo, był sam. Złapał płaszcz, sakwę i wybiegł z karczmy.

Tymczasem na dachu budynku stała kobieta o długich czarnych włosach, spiętych w kok z ową wrona na ramieniu.

- Leć przyjaciółko. Uważaj następnym razem - powiedziała spokojnym głosem do ptaka, który przechylił głowę w lewo, potem w prawo zamrugał czarnymi oczami i odleciał.

Znowu był wolny, znowu żył! Radość jego była wielka! Kim były te istoty? Co się z nim stało? Nieważne! Bo on żył! Gdyby umiał płakać, pewnie zapłakałby ze szczęścia.

Leciał w stronę księżyca. Leciał przed siebie.

Kiedy nagle nad zamkiem poczuł ciepło biesiady i zapach pieczystego. Postanowił wylądować. Okno od kuchni było otwarte wiec bez trudu dostał się do wnętrza. Nie było nikogo w pomieszczeniu, wszystkie służki obsługiwały teraz gości w głównej sali. Ptak miał okazję pożywić się po dziwnej przygodzie. W głębi serca miał nadzieję, że już to się nie powtórzy. Kiedy coś zakłóciło jego kolację, podniósł dziób i zobaczył kruka. Dostojnego. Pięknego, grubego i zadbanego. Nie był niczyim więźniem. Wrona zakrakała do kruka. Ten jej odpowiedział. Nie zrozumieli się chyba, gdyż wrona dalej nawoływała coraz głośniej, zajadlej jak gdyby chciała krzyczeć, że to jej jedzenie i aby sobie poszedł. Kruk nie zwracał na nią większej uwagi. Odwrócił dziób w stronę drzwi. Do kuchni weszła kobieta, odziana w fioletową, przylegająca do kształtnego kobiecego ciała suknię. Długie ciemnopurpurowe włosy opadały swobodnie na jej ramiona, z czubka głowy wyrastała para psich uszu, które od czasu do czasu poruszały się łaskotane przez wiatr, choć go nigdzie nie było. Przy zakończeniu pleców miała długi szary i puszysty ogon. Fioletowe oczy spoglądały na ptaki z radością, a zarazem zainteresowaniem.

- Fer tyle razy ci mówiłam, abyś nie wychodził z pokoju, jak jest bal. Ojciec mógłby cię potraktować jako danie głównie - powiedziała żartobliwie, podchodząc do kruka, który cos odkrzyknął. Demonica uśmiechnęła się, jak gdyby zrozumiała, co ptak chce jej powiedzieć i poruszyła nerwowo lewym uchem. Wzrok przerzuciła na wronę, która zrobiła krok w tył.

- O Fer masz przyjaciółkę? Jaka śliczna - powiedziała pochylając się nad ptakiem.

Wielkie drewniane drzwi zaskrzypiały i do pomieszczenia wszedł odziany w czerwone kimono białowłosy demon o złotych oczach i psich nieruchomych uszach. Popatrzył na nią zza grzywki i zmarszczył brwi.

- Co ty wyrabiasz?! Bal a ty siedzisz w kuchni, jak jakaś służka i gadasz do kolacji!

- Żadna kolacja Ant, to są moi przyjaciele. - Nie podniosła nawet głowy, by popatrzeć na rozmówcę. Wzrok swój skupiała na wronie.

- Alleluja. A teraz chodź - powiedział z przekąsem, krzywiąc się i złapał ją za dłoń.

Demonica wyrwała ją gwałtownie, poruszając ogonem, który po chwili oplótł się na szyi białowłosego jegomościa.

- Anti przyjdę potem - powiedziała, wpatrując się we wronę, a ogonem gładząc szyję, potem klatę demona.

- Yumi... Co ty w tym ptaku widzisz? - Założył ręce na klacie, tak by ogon dziewczyny nie zszedł niżej.

- Hm… wiesz Antari…. Ja mam taki gust wypaczony i bardzo lubię wrony. - Widząc zazdrosną reakcję Fernira dodała: - No i kruki rzecz jasna też.

- To idziesz już?

- Poczekasz jeszcze chwilę.

- Na co?

- Nie chcę by ona uciekła.

- Daj jej żyć na wolności, to dziki ptak.

- Ale ja też nie chcę jej niewoli.

- To czego chcesz?

- Zaprzyjaźnić się z nią.

Antari pokręcił tylko głową. Złapał dziewczynę od tyłu w pasie i podniósł bez najmniejszego wysiłku

- Idziemy księżniczko. Ptakiem zajmiesz się potem.

- Antari!!! - Słychać było krzyk demonicy wynoszonej z kuchni.

Wrona chodziła jeszcze przez chwilę po blacie, analizując co się właśnie stało. Znowu popatrzyła na dumnego kruka.

Za drzwiami słychać było donośne kroki kilkunastu rosłych mężów. Wrona zerwała się i odleciała hen przed siebie.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.