Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Tam gdzie demon mówi dobranoc

II - Polowanie

Autor:Yumi Mizuno
Korekta:Dida
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Mistyka, Romans, Baśń
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2010-07-25 10:22:10
Aktualizowany:2010-11-25 23:16:10


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

"Evviva l'arte! Duma naszym bogiem,

sława nam słońcem, nam, królom bez ziemi,

możemy z głodu skonać gdzieś pod progiem,

ale jak orły z skrzydły złamanemi -

więc naprzód! Cóż jest prócz sławy, co warte?"

Kzimierz Przerwa-Tetmajer „Evviva l'arte!”

Ciemność. Dookoła głucha cisza, przez którą od czasu do czasu przemyka się szmer spadającej wody. Po chwili widać już blaski kropel w wodzie, obok wyłania się kamień, a po nim następne. Gdzieniegdzie miedzy zimnymi głazami rośnie zielona, soczysta trawa. Z ciemności wyskakuje jaszczurka, wskakuje prosto do wody i ciemność w mgnieniu oka znika, ukazując piękną łąkę, skąpaną w słonecznych blaskach poranka. Wiatr lekko wieje z zachodu, niosąc ze sobą liście drzew, dookoła jest spokojnie. Zza drzewa, stojącego na samym środku, wychodzi jeleń, idzie wolnym krokiem bez strachu. Staje na chwilę, patrzy przed siebie, potem uchyla głowę i zaczyna jeść trawę pod swymi kopytami.

Ledwie zdążył przegryźć kawałek soczystej i pachnącej rośliny, gdy zaczął mu gnić pyszczek. Siła przechodzi coraz szybciej na resztę ciała, po chwili jeleń nieświadomy swojej brzydoty dalej je. Siła z kopyt przedostaje się na ziemię, która również zaczyna gnić. Trawa cuchnie, drzewa tracą kolory i liście, kamienie pokrywa mech, który po chwili żółknie, woda zmienia kolor na zielony, a jeleń powoli pada na ziemie. Jego skóra znika, po niecałej minucie zostają tylko suche, białe kości. Wreszcie niebo zmienia kolor na czerwony, a chmury na czarny. I wszystko znowu tonie w ciemnościach.

- Aaa... - Z krzykiem obudziła się Yumi. - To tylko sen… znowu - szepnęła do siebie.

Lekko poruszyła lewym uchem i popatrzyła w okno, miała nadzieje, że zapomni o tym koszmarze. Odwróciła głowę i smutnym wzrokiem popatrzyła na belkę, na której zwykle przesiadywał jej kruk. Tym razem go nie było. Skrzywiła się i w myślach przeklęła. Damie nie wypada mówić brzydko, ale nikt nie mówił o myśleniu.

Po dłuższej chwili zsunęła się z wielkiego łóżka i swymi gołymi stopami dotknęła zimnej, kamiennej posadzki. Podeszła do wykutego w ścianie wielkiego okna, wyglądając za nie. Był już świt, lecz na tyle wczesny, by wiedzieć, iż ojciec jeszcze śpi. Nauczona doświadczeniami z lat dziecięcych dobrze wiedziała, że nie budzi się śpiącego króla. Poprawiła jedwabną suknię nocną i odwróciła się plecami do okna, opierając się o drewniany parapet.

- Dlaczego ja nie mogę mieć innych snów? - zapytała sama siebie.

Nagle poczuła w pokoju czyjąś, obecność kogoś potężnego.

- No proszę - burknęła do siebie i odeszła od okna.

Na parapecie siedział mały nietoperz, który patrzył się przyjaźnie w stronę dziewczyny.

- Nie zgrywaj się. - Założyła ręce na piersi, przerzucając cały swój ciężar na lewą nogę.

Nietoperz zeskoczył na ziemie i zaczął się powiększać. Kiedy osiągnął wzrost przeciętnego człowieka, sierść z niego opadła, pozostawiając ciało młodego wysportowanego mężczyzny, o bladej skórze, długich, niebieskich włosach i czarnych oczach bez wyrazu.

- Słyszałem, że krzyczysz pani. - Jego głos był spokojny. Przyzwyczajony był do porannych krzyków swojej pani, ale może tym razem potrzebowałaby pomocy?

- Miałam ten koszmar - odpowiedziała szybko. - Nie musiałeś przychodzić i przerywać sobie snu.

- Dobrze wiesz moja pan,i iż nie śpię nigdy - odpowiedział jej i wzrok skierował na łóżko.

- No, ale dzięki tobie mam sierść na podłodze - starała się szybko zmienić temat.

- Też dobrze wiesz, iż ona zniknie.

-No tak, ale… może dzisiaj będzie inaczej?

- Znowu ten sen? - Morgus podszedł do Yumi z bardziej smutna miną niż zwykle.

Dziewczyna, widząc tę zmianę podniosła w zdziwieniu brwi i skuliła uszy.

- Tak - wyszeptała, po czym schowała twarz w dłoniach. Nie wytrzymywała tego. Było za wiele dla niej tak noc w noc śnić o jednym i tym samym. No dobrze, gdyby śnili się jej jacyś przystojni mężczyźni, to czemu by nie? Ale gnijące ciała to już przesada.

- Idź spać pani.

- Nie chce…

- Będę tutaj, nic ci się nie stanie.

- Może i tak, może i nie - powiedziała obojętnie i z podkulonymi uszami wczołgała się do łóżka. - Ale zostaniesz? - chciała się jeszcze upewnić.

- Tak moja pani. - Ukłonił się i usiadł na skraju łóżka.

Dziewczyna, pewna już swojego bezpieczeństwa, położyła głowę na miękkiej poduszce i po chwili usnęła. Tym razem nic się jej nie śniło, mogło w tym pomóc zmęczenie, spowodowane poprzednim koszmarem.

Morg przez cały czas siedział na łóżku, tylko raz obejrzał się, widząc jak kruk panienki wlatuje do pokoju. Miał on zakrwawiony dziób.

Około południa do pokoju Yumi wbiegł w długim, czerwonym szlafroku Antari. Widząc Morga zmarszczył brwi i rzucił mu niemiłe spojrzenie, puste oczy wojownika nawet nie zwróciły na to uwagi, dalej siedział w milczeniu, pogrążony w myślach. Demon tylko prychną i zaklął cicho pod nosem, po czym podszedł do śpiącej niewiasty i szturchnął ją lekko w ramie. Yumi otworzyła jedno oko, widząc twarz Antariego przekręciła się na drugi bok i zakryła głowę kołdrą. Morg wiedząc, iż niepotrzebna jest już jego obecność w tym pokoju, wstał, ukłonił się i wyszedł drzwiami. Antari odprowadził go spojrzeniem, gdy usłyszał donośny hałas zamykanych drzwi, wskoczył pod kołdrę. Yumi pisnęła, czując na swojej rozpalonej skórze jego zimne jak lód ciało, od razu spoliczkowała go, a sama wyskoczyła z łóżka.

- Za co to? - powiedział zdegustowany, masując policzek.

- Za dużo sobie pozwalasz, panie Antari! - krzyknęła zdenerwowana dziewczyna, lekko warcząc. Ten tylko się zaśmiał i podniósł głowę z poduszki, patrząc na dziewczynę.

- Jesteś piękna, gdy się złościsz - Ledwo zdążył zareagować, gdy oberwał, tym razem z pięści w twarz. - Co ja, worek treningowy?! - krzyknął wściekły już demon.

- No, a nie? - uśmiechnęła się słodko, po czym popatrzyła na kruka. - Spotkałeś przyjaciółkę dzisiaj Fer?

Kruk zakrakał tylko od niechcenia, po czym rozłożył skrzydła i odfrunął. Chwilę latał pod sufitem, po czym wylądował na samym środku głowy białowłosego i znowu coś zakrakał. Antari skrzywił się.

- Spadaj latający rosole! - krzyknął do kruka, ten w odpowiedzi dziobnął go w czoło i przeleciał na ramię swojej pani.

- Bardzo śmieszne. - Psi demon wyszedł z łóżka i poprawił szlafrok. - Będę czekał na dole.

Yumi przechyliła prawe ucho w bok, podnosząc lewą brew.

- O czym ty mówisz?

- Twój ojciec zaprosił nas wczoraj na poranne polowanie. Zapomniałaś?

- Polowanie? Wybacz, nie pamiętam, byłam myślami w innym świecie.

- Ostatnio dość często ci się to zdarza. - Zmarszczył brwi i prychnął pod nosem coś, po czym odwrócił się plecami. - Pośpiesz się księżniczko, jelenie nie będą czekać wiecznie. -Wyszedł z sypialni.

Poszedł do swojego pokoju, był on mniejszy niż pokój dziewczyny, ale za to przytulniejszy i z wyglądu cieplejszy. Wziął swoje kimono, patrzył się na nie przez chwilę, przez jego głowę przelatywały tysiące myśli, w końcu zacisnął pięść. Nie! Nie ma zamiaru się nad sobą rozczulać - to czynią tylko przegrani. Odwrócił się i popatrzył w lustro. On przecież nie był przegrany, mieszkał w zamku, choć nie wywodził się z rodziny królewskiej, walczył, choć nikt z jego rodziny nie był wojownikiem, był sierotą, mimo to miał rodzinę - każdy na zamku traktował go jak kogoś bliskiego. Tylko czasem, niektórzy, no a przede wszystkim od maleńkości towarzyszył Yumi, tej kociouchej demonicy. Uśmiechnął się krzywo na myśl, że gdy się tak ją nazywa, to dziewczyna wpada w złość i najczęściej bije istotę, co tę, w jej mniemaniu „obelgę” powiedziała - a przecież, choć to psi demon, to bardziej wygląda na kociego.

- Ant, ty kretynie, weź się w garść - powiedział do siebie i zrzucił szlafrok, szybko nakładając na siebie długą, biała koszule. Po czym spodnie, a na to jeszcze jedną luźną bluzę w kolorze czerwonym. Do boku przywiązał czarną katanę i wyszedł z pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Dla pewności, zamiast do wrót zamkowych skierował swoje kroki do pokoju dziewczyny, chrząknął i odszedł krok od nich.

- Nie rozumiem jej - burknął do siebie, po czym popatrzył w bok na ścianę.

Przez chwilę zbierał myśli i odwagę, by zapukać, ruszył przed siebie zdecydowany, gdy podniósł rękę, by zapukać, drzwi same się otworzyły, a w nich stała Yumi, ubrana w czarno-fioletowy kombinezon.

- Ant? - zdziwiła się, widząc go koło swojego pokoju, lekko poruszyła prawym uchem i złapała go za dłoń. - Co ty wyrabiasz? Koniki czekają! - powiedziała roześmiana i pociągnęła białowłosego za sobą.

Był piękny dzień, słońce świeciło jak nigdy, w powietrzu czuć można było zapach kory z drzew oraz polnych kwiatów, wiatr delikatnie muskał wszystko to, co napotkał na swojej drodze, na niebie ptaki bawiły się, nurkował, a zaraz potem leciały przed siebie.

Przed zamkiem stał wysoki, barczysty mężczyzna o białych jak śnieg włosach i dużych złotych oczach, odziany był w niebieską koszulę oraz czarne spodnie na szelkach, zapięte klamrą w kształcie miecza. Kulbaczył on konie, trzy piękne mustangi.

- Rod… jak myślisz… Gdzie te szczeniaki się podziewają? Cała zwierzyna nam ucieknie! - powiedział żartobliwie.

- Masz na myśli nas, tatko? - Usłyszał za sobą głos córki.

- Tak - odwrócił się w stronę dziewczyny. - Jak spałaś księżniczko?

- Tak jak każdej nocy - westchnęła smutno. - Ten sam sen, a zarazem zawsze cos się zmienia, ale nigdy nie pamiętam co - dodała, patrząc na ziemię. Chwyciła ogon w dłonie i oczy podniosła, patrząc na ojca, ten skrzywił się lekko. Westchnął i wsiadł na konia, dziewczyna i Ant zrobili tak samo i już po niespełna kwadransie jazdy byli w ciemnym lesie.

- Ojcze … - zaczęła. - Dlaczego nas wezwałeś?

- Aby zapolować - powiedział, patrząc na córkę kątem oka.

Panna Mizuno tylko skrzywiła się.

- Zawsze jak polowałeś... Brałeś tylko Ant... Po co ci kobieta? - Poruszała lekko lewym uchem.

- Muszę w końcu swoje jedyne dziecię nauczyć rzemiosła tak trudnego jak samo życie, walka nie wybiera i w końcu walczyć będziesz musiała, zaczniesz uczyć się na zwierzętach, potem przejdziemy do treningów z nauczycielami - tłumaczył spokojnie.

- Dlaczego? Może ja chcę być kura domową w małej chatce z osobą, którą wybierze moje serce? - zbulwersowała się demonica.

- Yumi... Życie nie jest usłane różami. Marzenia często się nie spełniają, a my jesteśmy zmuszeni robić to czego nie chcemy. Rodziny się nie wybiera, a ty jesteś jedynym mym potomkiem - mówił z lekką goryczą w głosie.

- Zatem, chcesz mnie w chłopca zmienić? - zapytała, uśmiechając się wrednie.

- Nie. Tylko chce abyś nauczyła się walczyć.

- Z jeleniami? Przecież one są bezbronne.

- Może i tak, ale aby złapać jednego trzeba się namęczyć, śledzić i tak dalej - uśmiechnął się.

Antari pozostawał cały czas w tyle i przysłuchiwał się rozmowie. Nie wiedział co ma o tym myśleć, w końcu rolą kobiety jest doglądać i sprawować władzę nad ogniskiem domowym, wojna jest dla mężczyzn, a nie młodych niewiast, które jedyne, co potrafią, to dziergać i gotować. Pokręcił głową i popatrzył w bok.

- Zatem? - Yumi zza fioletowej grzywki przyglądała się posturze swego ojca.

- Zatem co? - Inu podniósł czarną brew.

Koń dziewczyny zatrzymał się, a ona zsiadła delikatnie i z gracją. Król, widząc co wyrabia jego córka, również zatrzymał Roda.

- Ojcze? - Dziewczyna popatrzyła na Inu. - Skąd się wzięliśmy?

- Ludzie nas stworzyli - oznajmił i pochylił się w siodle.

- Ludzie? - zdziwiła się.

- Tak. Od zarania dziejów ludzie chcieli, aby smoki, wampiry, demony i inne stworzenia mityczne istniały i były wśród nich, chcieli oni przez to też tłumaczyć to czego wytłumaczyć nie mogli. Byli również ci, którzy w nas tak mocno wierzyli, że przywołali nas do życia.

- To dlaczego nie jesteśmy z nimi na za pan brat?

Inu zszedł z konia i mocno westchnął.

- Dawno temu... Kiedy ludzkość nie była na tyle uczona, by wyjaśnić skąd się wzięło życie na planecie, którą zamieszkiwali, opowiadali rozmaite historie, jedne by popisać się, że się wielką „bestię”, co w lasach polowała z palcem w niemalże nosie pokonało, inne by dać upust emocjom. Pierwszy z nas był Enkar, uosabiał on wszystko co najgorsze w życiu, on stworzył nasze ziemie. Potem byli Rodas, uosobienie mądrości, a zarazem opiekun złodziei, jego siostra Omisa piękna niczym siedmioskrzydły anioł i jej mąż Ramidith, całkowite jej przeciwieństwo - mówił głosem delikatnym i spokojnym. - Kiedy pojawiały się inne stworzenia takie jak my, ludzie tak strasznie zaczęli się nas bać, że nie tyle nas co i siebie zabijali po kolei, sugerując się tym, że jakiś śmiertelnik jest jednym z nas - skrzywił się lekko. - Starszyzna postanowiła ukryć się tutaj.

- Ukryć się? - zdziwiła się jeszcze bardziej. - Przecież jesteśmy od nich silniejsi!

- Owszem. - Popatrzył w dół. - Lecz dzieło nie może żyć bez stwórcy.

- Nie rozumiem.

- Zrozumiesz kiedyś. Zatem istoty fantastyczne podzieliły się na dwa stronnictwa. To, które wyznawali nasi przodkowie, zdecydowało się osiedlić na wschodzie, w miejscu gdzie będziemy bezpieczni. Pozostali żyli dalej, dając inspiracje artystom i dalszym legendom.

- A co z tymi ludźmi, co mieszkają z nami?

- Oni są potomkami tych, którzy nas polubili. - Zamyślił się przez chwilę.

- A ziemie Malus?

- Dobre pytanie. Ci którzy zostali, znowu podzielili się na dwa stronnictwa. My uważamy aby tutaj żyć, tamci aby zniszczyć ludzi i zapanować nad światem.

- Czyli my dobrzy, a oni źli?

- Zło i dobro to tylko pojęcie względne - wtrącił się Antari. - Nie można powiedzieć, że my robimy dobrze, a oni źle, czy odwrotnie. Nie możemy powiedzieć, że to my jesteśmy mądrzy a oni głupi. - Patrzył się z surowa miną na Inu. - Każdy robi to co jest dobre w jego interesie i zgodne z jego naturą, obyczajami i przyzwyczajeniami. - Opuścił głowę i pociągnął nosem. - Jeleń jest niedaleko.

Król postanowił przemilczeć wypowiedź towarzysza, kiwnął głową i zsiadł z konia.

- Prowadź - powiedział cicho, by nie spłoszyć zwierzyny.

Yumi nadal nie rozumiała przesłania, powodu, dla którego ojciec ja tutaj przyprowadził. Przewróciła oczami i popatrzyła zatroskanym wzrokiem na Anta, który właśnie schodził ze swojego konia. Poszedł przed siebie i zniknął w zaroślach i krzakach lasu. Drzewa były normalne, jak wszędzie, tylko że zdrowsze, liście wręcz uginające się pod ciężarem swojej soczystości, połyskiwały w południowym słońcu. Fioletowowłosa wewnętrznie czuła, że jest zbędna, niepotrzebna, sami nie raz upolowani zwierzynę znacznie groźniejszą niż jakieś jelenie.

Usiadła pod drzewem, zerkając od czasu do czasu na pasące się trzy królewskie konie. Lecz jej wzrok był nieobecny, przed oczami miała tego jelenia ze swojego snu. Zanim się nie obejrzała zaczęło się ściemniać, noc nastała dziwnie szybko, a jej ojciec nie wracał. Zaczęła się niepokoić, w końcu, po chwili wahania, postanowiła wejść do lasu. Trochę pobłądziła po lesie zanim znalazła jakiś ślad. Zobaczyła go jak leżał na ziemi, a obok niego Antari. Obydwoje smacznie spali, najwyraźniej nie zdawali sobie sprawy z faktu, że śpią na gołej ziemi w samym środku lasu. Mizuno kucnęła przy Ancie i zaczęła lekko szturchać go w ramię, nie dawało to żadnego efektu, wiec wzmocniła siłę pchnięć. Po jakimś czasie dziewczyna była tak zdesperowana, że trzęsła śpiącym demonem.

- No dobrze, jak chcecie tak ze mną pogrywać to śpijcie sobie! Ja wracam do domu - krzyknęła zdecydowana i tupnęła nogą w złości.

Antari podniósł głowę i popatrzył na nią nieobecnym wzrokiem.

- Głuptasek - powiedział nieswoim głosem.

- Że co? - Stanęła i gwałtownie się odwróciła.

- Jesteś małym głuptaskiem.

- Antari to nie jest śmieszne. Obudź tatę i chodźmy do domu. - Zmarszczyła brwi.

Demon wstał, otrzepał się, powoli ruszył w jej stronę, gdy był już wystarczająco blisko, przejechał palcem po jej twarzy.

- Śmieszne? - zapytał, patrząc jej głęboko w oczy.

- Tak. To nie jest zabawne - dodała pewniej siebie. - Tak w zasadzie to nie dotykaj mnie. - Już go chciała spoliczkować, ale złapał ją za rękę.

- Aby mnie uderzyć, będziesz musiała się bardziej postarać - wyszczerzył się i dalej patrzył na nią nieobecnym wzrokiem.

Dziewczyna zamknęła oczy. Powoli jego uścisk na nadgarstku stawał się silniejszy, zaczynała już czuć ból.

- Antari! Co ty wyrabiasz?! Puść mnie! - Starała się wyrwać, szarpała się jak tylko mogła najlepiej, w końcu krzyknęła z bólu, a z jej oczu poleciały mimowolnie łzy. W tym właśnie momencie uścisk demona zmniejszył się, a on sam zamrugał kilkakrotnie. Jego oczy wróciły do normalności.

- Co... Co się stało?

Yumi wykorzystała chwilę, gdy Ant był otumaniony i wyrwała mu swoją dłoń.

- Bardzo zabawne, aż się uśmiałam, panie Antari. - Popatrzyła na niego oczami pełnymi wyrzutu, otarłszy łzy z bladych policzków, poprawiła włosy i głośno westchnęła. - Idziemy?

- Tak... już... - Antari nie wiedział, co się z nim działo, gdzie był, jedyne co pamiętał to krzaki, przez które był zmuszony przechodzić.

Demonica podeszła do ojca i szturchnęła go.

- Tatko, zabawa się skończyła. Możesz przestać udawać.

Inu przekręcił się na drugi bok, mamrocząc coś o środku nocy, po chwili gwałtownie wstał i zdziwiony popatrzył na córkę.

- Yumi! Miałem koszmar! Śniło mi się, że usnąłem w środku lasu i nigdzie nie mogłem znaleźć mojego kucyka! - Po chwili dotarł do niego otaczający go świat. - Wygłupiłem się?

- Nie tak jak zawsze - powiedziała zrezygnowana dziewczyna, wzruszając obojętnie ramionami. - Chodźmy już, co?

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.