Opowiadanie
Coś. Ktoś. Ktosia.
Autor: | Nemuru. |
---|---|
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Baśń |
Uwagi: | Utwór niedokończony |
Dodany: | 2010-07-09 22:51:39 |
Aktualizowany: | 2010-07-09 22:52:39 |
Zanim zaczniesz czytać mam uwagę.
Czytaj powoli, linijkę po linijce.
I zamykaj oczy i wyobraź to sobie.
Każdy element. Powoli. Może się uśmiechniesz?
Klamka delikatnie, ledwie widocznie, i bardzo powoli poruszyła się. Poruszyła się w kierunku dolnym.
Takie poruszenie zazwyczaj oznacza, zaskrzypienie. Tak więc...
...Zaskrzypiały. Zawsze skrzypiały, widocznie takie było ich zadanie. Czy się je kopnęło, czy delikatnie uchyliło, zawsze skrzypiały. Jak to zawsze bywa - zaznaczmy że nie zwykle, a zawsze - równoznaczne z ich zaskrzypieniem jest ich otwarcie.
Ale drzwi samoistnie otworzyć się nie mogą prawda? Tak więc Coś je uchyliło. Nie otworzyło, uchyliło. Coś stało za drzwiami i intensywnie wpatrywało się świecącymi oczkami. W co się wpatrywało? W przestrzeń. Po długich dziesięciu sekundkach Coś wdreptało. Nie weszło. Nie wlazło. Nie wskoczyło. Wdreptało.
Coś wyglądało jakoś. Wszystko musi jakoś wyglądać. Wszystko wygląda konkretnie. Więc Coś też wyglądało konkretnie. Miało kapelusz. Kapelusz męski. Taki mały cylinder. Ale rozmiary miał malutkie, więc kapelusik.
Po wyjściu z cienia Coś okazało się Kimś.
A Ktoś okazało się kobietką. Bo nie kobietą. Nie dziewczyną, ani dziewczynką.
Kobietka nie była niska. Bo niska to zawyżone określenie. Była mała. Malutka. Tycia.
Ktosie coś charakteryzowało. Zawsze coś kogoś charakteryzuje.
Ale nie były to włoski, ubranko, ani kapelusik. Nie były to skrzydełka, brak bucików ani brak aureolki.
Jeśli coś Ktosie charakteryzowało, to był to uuuuśśmieeech.
Uuuuśśmieeech szeroko pisany. Bo był szeroki. Bardzo szeroki.
Uśmiech składa się zazwyczaj z ust, z kącikami uniesionymi w kierunku - jak sama nazwa wskazuje - górnym, i ząbków.
Ale ponieważ Ktosia się nie uśmiechała tylko uuuuśśmieeechała, więc składał się również z połowy twarzy. Druga połowa twarzy należała do ocząt. Nie oczu. Nie oczek. Tylko ocząt.
Oczątka były duże. Ale tak ładnie duże. Bardzo ładnie duże. O ile coś może być ładnie duże.
Oczęta zawsze mają kolor. Czy są duże, czy ładnie duże, czy całkiem malutkie i brzydko malutkie. Kolor mieć muszą.
Niebieski, zielony albo brązowy. Czarny, szary albo żółty. Czerwony, albo pomarańczowy. Chodź z pomarańczowymi nigdy nikogo nie widzieliście zapewne.
Oczęta Ktosi też miały kolor. Ba, nawet kolory!
Kolor ocząt był tęczowy.
Kolory ocząt były barwne.
W oczętach była barwna tęcza.
Oczęta mają to do siebie że są czymś otoczone. Mają obwolutkę. Obwolutka jest dzielnym ochroniarzem ocząt i nazywa się ją rzęsami. Obwolutka współpracuje z brwiami.
Bronią ocząt niczym dzielni rycerze przed kurzem i różnymi innymi napastnikami tego pokroju.
Rzęsy i brwi mają to do siebie że zazwyczaj przyjmują kolor włosów.
Blondyni mają jasne brwi i rzęsy. Bruneci ciemny.
Ochrona-przeciw-kurzowi-i-innymi-takimi-zarazkami Ktosi również ma kolor włosków.
Chodź tu określenie włosków nie pasuje, bo zazwyczaj idzie w parze z małą ich ilością, innego określenia znleźć nie mogę.
Bo nie są to zwykłe włosy. Ani włoszęta. Ani włoseczki.
Więc muszą być włoski.
A jakie to były włoski?
Włoski były tego samego koloru co Ochrona-przeciw-kurzowi-i-innymi-takimi-zarazkami.
Kolor był to olśniewający. O ile kolor taki może być.
Nie może? A błyszczący? Słodki? Ładny?
Więc jeśli ma być to kolor, to powinien być biały.
Ale nie taki biały jak biała koszula. Nie taki jak tło kartki.
Bardziej jak śnieg. Jak chmura. Ale nie jak śnieg, ani jak chmura. Bardziej.
Bardziej! Bardziej jak najpiękniejsze, najbielsze skrzydła anioła.
Anielicy. Aniołka. Aniołeczka.
Włoski były w sam raz. Do wyglądu Ktosi były w sam raz.
Bo nie wydawały się za długie, ani za krótkie.
Były w sam raz. Ale pewnie ciężko to sobie wyobrazić, więc spróbuję je określić.
Określam...określam...określam... były takie... w sam... do bioder.
Tak do bioder. Ale coś sprawiało, nie nie Ktosia, po prostu coś sprawiało, że były w sam raz.
Włoski muszą być jeszcze jakieś. Proste. Kręcone. Falowane. Loczki. Warkoczyki. Kucyki.
Ktosi były... falowane. Tak delikatnie spływały... więc falowane.
Ktosia jak twór człekopodobny miała uszka i nosek.
Uszka były malutkie. Nosek też był malutki.
Uszka były urocze. Nosek też był uroczy.
Tak wyglądała twarz Ktosi.
Twarz którą zapamiętałam.
Twór człekopodobny, jak to człowiek ma to do siebie że ma coś na sobie.
Coś może być sukienką. Może być spódniczką. Może być spodniami. Może być koszulką. Może być spodenkami. Może być... wszystkim co ubiorem być może!
A co miała Ktosia?
To chyba była sukienka. Chyba. Tak. Prawie na pewno. Tak mi się wydaje. Jestem prawie pewne że...
Tak. Chyba tak. A może... nie! Zostańmy przy sukience.
Sukienka była sukieneczką.
Sukieneczka miała kolor... nieba.
Tak to był kolor nieba. Taki błękit. O, pokażę Ci!
Zobacz, tam jest słońce, widzisz? Niedługo będzie zachodzić.
Spójrz bardziej w prawo. Zobacz, niebieski jaśnieje, widzisz? I jaśnieje... i jaśnieje... i jest taki jakby morski, ale bardziej błękitny.
O widzisz? Właśnie taki. Jak niebo.
Sukieneczka miała falbanki. Urocze, słodkie falbaneczki.
Sukieneczka była na ramiączka. Nie, nie jak cieniutkie paseczki, szersze.
O właśnie takie!
Tak, i buty. A właściwie brak butów. Bo Ktosia butów nie miała.
Miała stopy, a na stopach miała nic.
Nic ma to do siebie że się niczym nie charakteryzuje, więc jest przeciwieństwem czegoś.
Ahh, zapomniałam! Sukieneczka miała kieszonki. Dużo kieszonek. Bardzo, bardzo dużo kieszonek.
I jestem pewna, że było w nich wszystko!
A wiecie co miała jeszcze Ktosia?
Miała jeszcze Coś.
Zauważyliście że Coś wszędzie się pcha? Zawsze gdzieś jest.
Ktosia jest Czymś, więc też się wszędzie pcha.
Och, ona się nie pcha, ona...
Jakby... Poskakuje. Sunie. Podbiega ale podlatuje. Tanecznym krokiem.
A jednocześnie energicznie jak mała dziewczynka.
Zaraz, zaraz. Podlatuje?
Właśnie podlatuje.
Bo Ktosia ma skrzydła. Skrzydełek ma parę.
Jedna parę.
Skrzydełka takie, jak aniołki.
Niewiele od Ktosi większe, z piór.
Tak, takie jak aniołki.
O, pewnie myślisz że Ktosia jest aniołkiem?
A nie! Bo nie ma aureolki! A Aniołki aureolki mieć muszą!
Tak Ktosia wygląda.
Ktosia z jednej z licznych kieszonek wyjęła coś. Coś była notesikiem.
Ktosia zmarszczyła czółko. A wygląd był przekomiczny, bo przy tym wciąż się uśmiechała!
Uwierz, gdybyś to zobaczył to byś się śmiał!
Smukłymi palcami przewracała kartki.
Znalazła odpowiednia stronę, więc teraz palcami wyszukiwała słowa.
Odezwała się. Głos miała wysoki, i dźwięczny. Uroczy.
- Jak nawiązać znajomość.
Zasada pierwsza : Zwrócić na siebie uwagę.
Dopisek : Subtelnie.
Zasada druga : Przywitać się
Dopisek : Nie natarczywie
Zasada trzecia : Nawiązać kontakt wzrokowy
Dopisek : Nie wpatrywać się
Ktosia zamknęła notesik. Przez chwilę, dosłownie momencik drapała się po nosku.
Po czym - uwaga - wzruszyła ramionami. Zapomniała?
- Dzień Dobry! Ah... właściwie Dobry wieczór, a nawet wieczorek! Jaki przyjemny wiaterek nieprawdaż?
Jak się nazywasz? Kim jesteś? Czym się zajmujesz? Co robisz? Czemu tak się ubierasz? Dlaczego pijesz wodę? Masz rodzinę? Jesteś sam?
Nienatarczywie.
Ktosia zrobiła krok naprzód, potem kilka następnych.
I... ah! Któż by się spodziewał że w takim miejscu będzie stać krzesło?
I któż by je zauważył, mając na głowie tyle rzeczy? (przyp. autora rzecz = kapelusik)
Potknięcia mają to do siebie, że po nich się upada.
Upadać można w sposób różny.
Upadać na Kogoś. Upadać na podłogę. Upadać na pupę. Upadać na całość.
Ktosia upadła na całość. Cała. Cała na całość.
Jednocześnie upadła na podłogę. I Pupę.
A! Dźwięki upadku też były!
- Bum! Łup! Łubudum! Ałć! Ała! Ah! Pum! Tum! I inne umy, upy i budumy.
Leżała na całej linii. Wcale nie subtelnie.
Subtelnie.
Ktoś zawołał. Bo Ktoś zawołałby na pewno. Jeśli nie ktoś to coś.
- Coś się stało?
Ktosia otrzepała lekko sukieneczkę. I... wpatrywała się w osobę którą był Ktoś. Coś. Cokolwiek. Ktokolwiek. Wpatrywała się. I wpatrywała. I widziała. Co widziała? Nie wiem, może duszę?
Patrzyła. Patrzyła Intensywnie.
Nie wpatrywać się.
I wiecie co? Ktosia miała imię. Wiem że je powiedziała.. Ale jak ono brzmiało? Nie pamiętam. Wiem że było niezwykłe. To było słowo. Kilka liter. Ale... jakie?
Nie wiem co to.
To coś o Ktosi.
Ale miało poruszyć wyobraźnie. Chyba.
Pisałam inaczej. Bo po zwykłemu nudno pisać.
I... widzisz? Miało powstać co innego. Powstała Ktosia.
Ale lubię Ktosię więc ją zamieszczam.
A ty? Lubisz Ktosię?
Ktosia
Rzeczywiście wyszło inne. Uśmiech wywołało. Lubie Ktosię. Troszkę przeszkadzają mi skrzydełka i białe włoski (wszędzie ostatnio pełno aniołków i mam już trochę przesyt), ale w sumie sama idea niesamowici przypadła mi do gustu.
Wyłapałam dwa błędy ( z czego jednego nie jestem w stu procentach pewna), jeśli chcesz to Ci podam.
Jak to..?
Ktosia fajna, ale mi w odbiorze przeszkadzała nazwa.. "Ktosia". Osobiście przemawia do mnie bardziej imię lub jeśli nie miał to być 'ktoś' konkretny - mogłaby być chociażby właśnie 'Kobietka'. Ale to tylko moje osobiste odczucie, więc się nie przejmuj..
Natomiast sam przekaz - miodny.. :) Styl lekki, swobodny, nie wymęczony, no i pomysł oryginalny..
Ale, ale... Rok 2010 i od tej pory nic.........??
No ja bardzo proszę....
Bardzo fajny tekst. Najbardziej moją uwagę zwrócił twój sposób pisania. Jest po prostu świetny. Gdy czytałam twój tekst, wyobraziłam sobie ją. I oby tak dalej !! Czekam na więcej tekstów :) !!
Genialne, świetny sposób pisania, sam tekst również cudny. Nie mam żadnych uwag, bardzo mi się podobało :)
Bardzo oryginalne i niezwykle fajne :)