Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Walentynki

Autor:Milika
Korekta:Dida
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Komedia, Romans
Dodany:2010-09-01 08:00:11
Aktualizowany:2010-08-31 22:30:11


Współczesność.

14 luty.

***

Aleja Zakochanych jak co roku przyciągała tłumy. Przystrojona tysiącami małych, średnich i dużych serduszek w najprzeróżniejszych kolorach, setkami metrów czerwonych lampek, gigantycznymi bukietami róż i milionami innych kiczowatych ozdób, była tego dnia najruchliwszym miejscem w mieście. Zakochane pary były wszędzie - przechadzały się tam i z powrotem, przesiadywały w kawiarniach, restauracjach, na ławkach i przy fontannach, godzinami patrząc sobie w oczy i szepcząc czułe słówka (statystycznie najczęściej używanymi były: kochanie, misiaczku, perełko, słoneczko czy też kwiatuszku). Nie obywało się przy tym bez ochów, achów i drogich prezentów, bowiem, jak powszechnie wiadomo, Walentynki są doskonałym dniem na, dajmy na to, oświadczyny.

Dziś zdecydowanie nie było tu miejsca dla singli. Ktokolwiek pojawiał się sam, zaraz ze wszystkich stron atakowany był spojrzeniami pełnymi politowania, kpiny, współczucia i innych uczuć, nieprzyjemnych dla każdego, kto posiada choć odrobinę zdrowego rozsądku i dumy. Aleja Zakochanych była dziś miejscem zarezerwowanym tylko i wyłącznie dla par i jeśli ktoś był samotny, z całą pewnością nie powinien tu być.

Z tego właśnie powodu Iku stała u wlotu tej - nadmienię, że jednej z najdłuższych i największych w mieście - ulicy z niezbyt tęgą miną. Właśnie przed chwilą jej ukochany, starszy brat Kaoru - pupil rodziców z pamięcią dziurawą jak ser szwajcarski, zdał sobie sprawę, że dziś są Walentynki, a on nie ma nic dla swej dziewczyny. Wcisnął więc siostrze w ręce pieniądze i polecił udać się do Alei Zakochanych w celu zakupienia prezentu, która to propozycja (a raczej rozkaz) została gorąco poparta przez rodziców. Brat, oczywiście, nie mógł sam się tam udać, gdyż a) nie miał zielonego pojęcia, co kupić (jakby ona wiedziała!) i b) on musiał się przygotować.

Wszystko wspaniale, tylko dlaczego musiał wysyłać ją do sklepu, który znajdował się niemal na drugim końcu ulicy?! Dlaczego nie mogła iść gdzieś indziej?! Przecież w całym mieście były dziś otwarte tysiące sklepów z walentynkowymi upominkami! Otóż tak się złożyło, że brat prawie wcale nie dysponował gotówką (jak większość studentów, niestety, a do końca miesiąca daleko), a rodzice, mimo całej miłości jaką go darzyli, także nie byli zbyt chętni do udzielenia pożyczki. Natomiast w sklepie, do którego miała się udać Iku, pracował przyjaciel Kaoru - Takeo, który z całą pewnością będzie gotów wspomóc kolegę z uczelni.

W ten właśnie sposób Iku, zmarznięta i wściekła, znalazła się przed Aleją Zakochanych w jedynym dniu w roku, kiedy nie powinna tu być. Na dodatek zbliżał się wieczór, co sprawiało, że nastrój robił się coraz bardziej romantyczny, a to z kolei dwukrotnie potęgowało liczbę spojrzeń kierowanych w jej stronę.

„Akurat dzisiaj! Nie mógł sobie przypomnieć dzień wcześniej?! Naprawdę, tak trudno było pomyśleć?! Cholerny Kaoru!” - pomstowała w myślach, z każdą chwilą czując się coraz bardziej upokorzona. Dlaczego nie mogła spędzić tych Walentynek, tak jak każdych poprzednich? Z kubkiem herbaty, czekoladą i komedią romantyczną na DVD, ewentualnie jakąś książką o miłości. Zupełnie jakby brat chciał jej zrobić na złość, wiedząc, że nienawidzi tego głupiego święta!

Tak, Iku zdecydowanie nie lubiła Walentynek. Z pewnością było to po części spowodowane tym, że, będąc siedemnastolatką, jeszcze nigdy nie miała chłopaka, ale sama zainteresowana twierdziła, że święto takie jak to nie ma racji bytu. „Jeśli się kogoś kocha - mówiła - to nie potrzeba święta, by mu to okazać”. Wychodziła z założenia, że Walentynki stworzono, by ludzie samotni mogli ten dzień poświęcić na dołowanie się i zadawanie sobie rozpaczliwego pytania: „Dlaczego, ach, dlaczego nikt mnie nie kocha?”. A dołowanie się było czymś, czego Iku szczerze nie cierpiała.

Sama właściwie nie rozumiała, dlaczego jeszcze nie ma chłopaka. Nie była brzydka - zgrabna, średniego wzrostu, brunetka o zielonych oczach, pełnych ustach i ładnym uśmiechu. Była też bystra, uczyła się całkiem nieźle. Nie należała do nieśmiałych, no i miała poczucie humoru, co wielokrotnie powtarzali jej przyjaciele. Niewielki problem stanowił jedynie jej charakter. Co tu dużo mówić, Iku była… cóż, dość wybuchowa. Łatwo się złościła, często krzyczała. Dodajmy do tego zdolności przywódcze i funkcję przewodniczącej klasy. W rezultacie chłopcy albo jej nie cierpieli (bo pilnowała, by przestrzegali regulaminu), albo się jej bali (bo była straszna). Co poradzić, taka praca. Jakoś się z tym godziła. Tylko ostatnio czuła, że coraz bardziej tęskni za czułością… za ciepłem.

Zmarszczyła brwi i potrząsnęła głową, przypominając sobie gdzie jest i po co tu przyszła. Jej mina daleka była od entuzjastycznej. Wzięła głęboki oddech, policzyła do dziesięciu, żeby się uspokoić i ruszyła przed siebie.

„Krok za krokiem, spokojnie, patrz przed siebie i nie zwracaj uwagi na te wszystkie pary… Uch, jak oni mnie irytują! Obnoszą się z tymi swoimi uczuciami, jak jakaś szlachta! Czy ja jestem gorsza, bo nie mam partnera?! Niech sobie tak myślą, proszę bardzo, tylko niech przestaną tak na mnie patrzeć!” Wściekła, przyspieszyła kroku i kilka sekund później zderzyła się z kimś z taką siłą, że aż odrzuciło ją do tyłu.

- Uważaj jak chodzisz! - warknęła, nawet nie patrząc, do kogo mówi.

- Czy to nie ty powinnaś patrzeć przed siebie? To ty na mnie wpadłaś! - Usłyszała w odpowiedzi słowa wypowiedziane z nie mniejszą złością niż jej własne. Na dodatek głos był dziwnie znajomy. Uniosła głowę i momentalnie zmarszczyła brwi jeszcze bardziej, a jej zły humor osiągnął apogeum.

- Mishima?

Stał przed nią Mishima Kyou, wysoki blondyn o zielonych oczach, kolega z klasy. Chociaż kolega to zdecydowanie za dużo powiedziane. Ten facet szczerze ją irytował. Zawsze był na nie, obojętnie co zaproponowała na forum klasy, wiecznie musiał się jej sprzeciwić. Czuła, że ten koleś z każdej ich kłótni czerpie niesamowitą przyjemność. Na dodatek to właśnie przez niego po raz pierwszy w liceum ukazała swój wybuchowy charakter - tak ją zdenerwował, że nawrzeszczała na niego przy całej klasie i czuła, po prostu czuła, że on specjalnie ją sprowokował. Zawsze ją prowokował. Obojętnie jak starannie nie budowałaby swojej reputacji, ten facet wciąż pojawiał się znienacka i rujnował ją kilkoma zdaniami.

Naprawdę go nie lubiła. Więc dlaczego, do licha, musiała go spotkać akurat dzisiaj, akurat w tym miejscu? „Co ja wyprawiałam w poprzednim wcieleniu, że Bóg tak mnie pokarał?” - pomyślała z rozpaczą.

- O, Fukuzawa - powiedział tymczasem Mishima. W jego głosie słychać było zaskoczenie, ale nie irytację. Najwidoczniej niechęć Iku była jednostronna. - Co tu robisz? Sama… - dodał po chwili i tym razem usłyszała już nutkę złośliwości, która sprawiła, że poczerwieniała aż po koniuszki uszu.

- Nie twój interes! - warknęła i wyminęła go, zamierzając iść dalej.

- Hej, hej, poczekaj! - zawołał i szybko ją dogonił, dostosowując do niej tempo kroków. - Chcesz iść sama przez Aleję Zakochanych? Odbiło ci? Pójdę z tobą, przynajmniej na żadne z nas nie będą patrzeć jak na idiotę.

Iku zatrzymała się gwałtownie.

- Może na ciebie patrzą jak na idiotę, Mishima - wysyczała. - Na mnie nie, dla twojej wiadomości.

W tym samym momencie jakaś para idąca obok i przysłuchująca się ich rozmowie spojrzała na nią z politowaniem i Iku po raz kolejny oblała się rumieńcem, a Kyou parsknął śmiechem. Rzuciła mu mordercze spojrzenie.

- Więc jak? - zapytał tylko, kompletnie ignorując złowrogą aurę dziewczyny.

Spojrzała na niego jeszcze raz, tym razem podejrzliwie. Dziewczyny w klasie zawsze go podziwiały. Mówiły, że jest inteligentny, przystojny i zabawny. Faktycznie, niczego mu nie brakowało, za to wszystko psuł jego charakter i Iku niemal od pierwszego dnia szkoły stanowczo powiedziała sobie, że w życiu nie da mu się omamić. Dlatego teraz była tak ostrożna - pomijając oczywiście fakt, że naprawdę go nie lubiła.

- Chcesz mi pomóc? - zapytała, unosząc brwi z niedowierzaniem.

- Dlaczego nie? - uśmiechnął się lekko. - Nie mam nic do roboty.

- Nie masz nic do roboty? - prychnęła. -Ty? W Walentynki? Uważasz mnie za głupią? Nie wmówisz mi, że przyszedłeś sam do Alei Zakochanych tylko dlatego, że nie masz nic do roboty.

- No wiesz - błysnął zębami i uśmiechnął się swoim najbardziej oszałamiającym uśmiechem - liczyłem na to, że spotkam ciebie.

Iku prychnęła po raz kolejny, unosząc brwi jeszcze wyżej, a Mishima roześmiał się głośno.

- Zdajesz sobie sprawę, że każda inna dziewczyna na twoim miejscu natychmiast spłonęłaby rumieńcem? - zapytał wesoło.

- Być może - mruknęła - ale mnie, daruj, jakoś nie kręcą takie teksty w twoim wykonaniu.

- Wiem to nie od dziś, moja droga - odparł jej chłopak, nadal w doskonałym humorze. - To jak? Zgadzasz się na moją propozycję?

- Nigdy w życiu - burknęła i natychmiast ruszyła dalej. Niestety, równie szybko on dołączył do niej.

- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo - powiedział lekko, na co Iku zatrzymała się po raz drugi, ty razem już porządnie rozzłoszczona.

- O co ci, do cholery, chodzi, Mishima, co? Nie widzisz, że się spieszę? Po co za mną łazisz? Nie lubię cię, ty nie lubisz mnie, żadnemu z nas nie odpowiada towarzystwo drugiego, więc po co ciągniesz to wszystko?!

- Nigdy nie mówiłem, że nie odpowiada mi twoje towarzystwo, Fukuzawa - odparł jej chłopak i, niespodziewanie, zabrzmiało to niezwykle poważnie. Przez chwilę panowała między nimi cisza. Dość niezręczna cisza.

- Rozumiem, że nie zamierzasz się odczepić? - odezwała się wreszcie Iku z rezygnacją.

- Nie ma takiej możliwości - uśmiechnął się chłopak, a ona tylko westchnęła.

- Więc może wyjaśnisz mi chociaż, co robisz tutaj sam w Walentynki?

- A co tam, to nic ciekawego. - Machnął ręką. - Po prostu dziewczyna, z którą się umówiłem właśnie wróciła do swojego byłego chłopaka, więc zostałem na lodzie. To nie było nic ważnego, ale głupio wyszło, bo koniec końców zostałem sam. I nie mam nic do roboty, a dzisiaj przecież Walentynki. No to przyszedłem tutaj, bo pomyślałem, że może spotkam jakąś samotną duszyczkę, która poprawi mi humor. No i proszę! Znalazłem ją! - zakończył, patrząc na nią z zadowoleniem i lekką przekorą w oczach.

- Chyba sobie ze mnie kpisz - parsknęła Iku. - Że niby ja mam być tą twoją samotną duszyczką? Bardzo mi przykro, kolego, pomyliłeś adresy. Ja mam ważną sprawę do załatwienia i nie mam czasu na takie bzdury. - I ruszyła dalej, a on razem z nią.

- Ważną sprawę? Chyba mi nie wmówisz, że kupujesz komuś prezent na Walentynki? - zapytał, unosząc brwi, a ona, czując jawną ironię w jego głosie, poczerwieniała ze złości.

- Jeszcze się do tego nie zniżyłam - burknęła. - Nie lubię tego durnego, komercyjnego święta, ale niestety tak się składa, że mój brat zapomniał kupić prezent swojej dziewczynie, więc idę zrobić to za niego… Czemu właściwie ja ci się tłumaczę? - zastanowiła się na głos.

- Bo mnie lubisz i nie chcesz, żebym myślał, że masz chłopaka? - podpowiedział jej Mishima niewinnym głosem, na co Iku nie wytrzymała i parsknęła szyderczym śmiechem.

- Uwierz mi, Mishima, bardziej prawdopodobne jest to, że jestem dilerem marihuany, niż to, że pałam do ciebie jakimkolwiek uczuciem poza niechęcią.

- Ale dlaczego, Fukuzawa? Czy ja ci coś zrobiłem? - Chłopak spojrzał na nią z udawanym zdumieniem i rozpaczą w oczach.

- Nie, faktycznie, sam fakt, że dokuczasz mi i psujesz reputację przy całej klasie nie ma absolutnie żadnego znaczenia w tej kwestii - odparła cierpko dziewczyna, nieświadomie zwalniając tempo i spoglądając ironicznie w stronę kolegi.

- Aaach, więc o to chodzi! Oj, Fukuzawa, w ogóle nie znasz się na żartach! - Mishima pokręcił głową, udając politowanie i rzucając jej rozbawione spojrzenie. Dziewczynę aż zatkało z oburzenia.

- Na żartach?! - wybuchła. - Niemal codziennie mnie prowokujesz, żebym się zezłościła, przez co cała klasa sądzi, że jestem walniętą furiatką, a ty nazywasz to żartami?! Całe życie nie mogłam sobie znaleźć chłopaka, więc w liceum starałam się zachowywać tak, żeby mnie polubili! Ty kilkoma zdaniami zrujnowałeś moją ciężką pracę, a teraz nazywasz to żartem?! To przez ciebie cały czas jestem sama! - wygarnęła mu z wyrzutem, z całej siły dźgając go palcem wskazującym w tors. - Najchętniej bym cię poszatkowała!

- No już, już, spokojnie. - Mishima jedną ręką delikatnie ujął dłoń Iku, a drugą ją poklepał, starając się uspokoić dziewczynę. - Przepraszam za to, ale co ja poradzę? Taki mam po prostu charakter. Może w ramach rekompensaty dasz się zaprosić na…

- Nie ma mowy! - burknęła dziewczyna, nim jeszcze zdążył dokończyć. Gwałtownie wyrwała dłoń z jego uścisku i ruszyła dalej w milczeniu, a chłopak, jak nietrudno się domyślić, poszedł za nią. Kilka minut później dotarli do sklepu i tam Iku przeżyła przykrą niespodziankę.

Sklep był zamknięty. Definitywnie, całkowicie, z całą pewnością zamknięty na cztery spusty. A dla potwierdzenia tego przykrego faktu do szyby na drzwiach przyklejona była kartka, której treść głosiła: „Dnia 14.02 sklep nieczynny. Właściciel ma lepsze rzeczy do roboty. Przepraszaaamy ^.^”.

Na ten widok Iku wydała z siebie przeciągły jęk i musiała uprzeć się o ścianę budynku, by nie upaść z wrażenia. Fakt, że sklep był zamknięty, uświadamiał jej dwie rzeczy: po pierwsze, przeszła tę całą drogę na próżno, a po drugie, wróci do domu z pustymi rękami, co oznacza, że brat ją zabije.

- I co ja teraz zrobię?! - jęknęła z rozpaczą.

Zasób pieniędzy, jakimi dysponowała, nie pozwalał na zakup żadnego porządniejszego prezentu, który można by ofiarować panience z dobrego domu, jaką była dziewczyna jej brata. Oznaczało to, że brat będzie zmuszony pojawić się na spotkaniu jedynie z jakimiś kupionymi naprędce kwiatami, co z kolei znaczyło, że będzie jej robił wyrzuty przez miesiąc, nawet, jeśli nie jest to jej wina.

- Jeśli chcesz, mogę pożyczyć ci pieniądze. - Usłyszała nagle znajomy głos i przypomniała sobie o obecności Mishimy.

- Co takiego? - wykrztusiła zdumiona jego obecnością, a także propozycją. Zamrugała gwałtownie, patrząc na jego pogodną twarz. - Co powiedziałeś? Ty… ty chcesz pożyczyć pieniądze… mi?

- Dlaczego nie? - uśmiechnął się on, a Iku natychmiast wyczuła jakiś podstęp.

- Czego chcesz w zamian? - zapytała nieufnie, marszcząc brwi.

- Och, nic takiego. Po prostu chciałbym, byś w ramach rekompensaty spędziła ze mną resztę dnia.

Mało brakowało, a Fukuzawa zachłysnęłaby się własną śliną, tak była zdumiona. On żartuje, prawda? Wspólny wieczór? I to jeszcze w Walentynki? Przecież to byłoby jak…

- Och, nie bierz sobie tego do serca, to nie randka. Po prostu uważam, że ani ty, ani ja nie powinniśmy spędzać tego święta samotnie. Czy nie lepiej dobrze się bawić, niż siedzieć w domu i rozpaczać, że się nie ma z kim wyjść? - Jego ostatnie słowa w uszach Iku zabrzmiały tak jawną kpiną, że w dziewczynie aż zawrzało ze złości.

- Chyba sobie żartujesz! - fuknęła, kompletnie zapominając o jego wcześniejszej propozycji pomocy, która mogłaby ocalić jej życie i z każdym słowem mówiąc głośniej. - Pozwól, że coś ci wyjaśnię, drogi panie Mishima. Nie mam zielonego pojęcia, co cię napadło, żeby proponować mi takie rzeczy, ale wiedz, że nie zgodziłabym się nigdzie z tobą wyjść nawet, gdybyś był ostatnim facetem na Ziemi! I zdecydowanie bardziej wolę spędzić kolejne Walentynki w domu, niż wychodzić gdziekolwiek z osobą, której z całego serca nie cierpię!

Zapadła cisza. Iku nieco niepewnie spojrzała na chłopaka i natychmiast poczuła wyrzuty sumienia. Jego twarz nie wyrażała absolutnie niczego. Usta były zaciśnięte, wzrok chłodny. W oczach nie było ani krzty ciepła czy uśmiechu, ani nawet tych iskierek złośliwości, które zawsze widziała, gdy sprzeciwiał się jej w klasie.

- Nie musiałaś tego mówić tak dobitnie - powiedział cicho. - No cóż, trudno. Życzę powodzenia przy szukaniu prezentu - dodał chłodno, po czym odwrócił się i odszedł. Ona natomiast nie ruszyła się z miejsca. Nie wiedziała dlaczego, ale ogarnęło ją potworne poczucie winy. Może i naprawdę go nie lubiła, może i dokuczał jej przez cały czas, ale… z całą pewnością nie powinna była tego powiedzieć. Zwłaszcza, że dziś jeszcze zaproponował jej pomoc. Zacisnęła powieki, w myślach wymyślając sobie od idiotki.

„Głupia, głupia, głupia! Jak mogłaś tak postąpić?! I potem się dziwisz, że nazywają cię furiatką! Ruszaj się, trzeba go przeprosić!” Jęknęła w duchu, ubolewając nad swoją głupotą, po czym rzuciła się za chłopakiem, krzycząc:

- Mishima! Hej, Mishima! Zaczekaj!

Dogoniła go i zatrzymała się przed nim, patrząc mu w oczy.

- Przepraszam - powiedziała szczerze. - Nie powinnam była tego mówić, wybacz mi. To nie… to nie tak, że ja cię… że ja… - Nie rozumiała, co się dzieje. Ale nagle zdała sobie sprawę, że przez to jego świdrujące spojrzenie nie może sklecić sensownego zdania. Na dodatek czuła, że mimo mrozu jest jej coraz bardziej gorąco. Zażenowana, opuściła głowę, wpatrując się w czubki swoich butów.

- Przepraszam - wymamrotała powtórnie, nie bardzo wiedząc, co jeszcze powiedzieć. Zapadła cisza.

- No… to co zamierzasz kupić na ten prezent? - odezwał się w końcu Mishima, a Iku, słysząc te słowa, podniosła głowę ze zdumieniem. Chłopak nie patrzył na nią, tylko gdzieś w bok. Przez chwilę odniosła wrażenie, że jest odrobinę zaczerwieniony, ale zaraz zrzuciła to na barki mrozu.

- Pomożesz mi? - powiedziała ze zdumieniem i radością. Kyou westchnął, udając zrezygnowanie.

- A mam inny wybór?

Iku już miała rzucić mu się na szyję z okrzykiem wdzięczności, ale w porę przypomniała sobie, że przecież go nie lubi. Poprzestała więc na zwykłym dziękuję, po czym rozejrzała się wokół, myśląc nad wyborem sklepu.

***

- Ładne - pochwalił ją chłopak, gdy razem wychodzili ze sklepu, a Iku trzymała w rękach gustowny, biały album fotograficzny. Na samym środku okładki znajdowało się miejsce na zdjęcie - miało kształt serca, a otoczone było przepięknym ale subtelnym czerwonym wzorem.

- Prawda? - uśmiechnęła się dziewczyna. - Nie dość, że nie jest jakoś skandalicznie drogi, to jeszcze ładny, odpowiedni do okazji, ale nie przesłodzony jak całe to święto. - Skrzywiła się lekko. - Wystarczy włożyć tam ich wspólne zdjęcie i już będzie ślicznie. Teraz muszę tylko dostarczyć to bratu i sprawa załatwiona! Wreszcie będę miała spokój!

- Nie zapominaj, co mi obiecałaś - przypomniał jej chłopak. - Ja też chcę coś mieć z tej przysługi.

- Co masz na myśli? - zmarszczyła czoło.

- Czy nie powiedziałem, że w zamian za pożyczenie pieniędzy spędzisz ze mną resztę dnia? - uśmiechnął się Mishima, a Iku przystanęła, otwierając szeroko usta.

„Zapomniałam!”

- Ale ja… Ja… - wyjąkała, gorączkowo próbując wymyślić jakąś wymówkę.

- Nie wykręcisz się - przerwał jej chłopak, uśmiechając się jakoś tak złowieszczo. - Chyba że chcesz zwrócić ten piękny album.

Fukuzawa zamilkła, patrząc niepewnie na prezent.

„W gruncie rzeczy, jestem mu to winna… Jakby nie było, pomógł mi… No cóż, chyba nie mam wyboru. Przynajmniej będę mogła pochwalić się dziewczynom, z kim spędziłam Walentynki. Zaraz, zaraz… Co to ma znaczyć: pochwalić się?!” Z przerażeniem zdała sobie sprawę z tego, co pomyślała. „Nie ma żadnego powodu, dla którego można by się chwalić randką z takim egoistą! Absolutnie żadnego!” Potrząsnęła głową, po czym energicznie zaczęła pocierać dłonie, starając się wyrzucić z głowy głupie myśli.

- Zimno ci? - Usłyszała nagle i pomyślała, że tak, faktycznie jest jej zimno.

- Tak - odparła, nim zdała sobie z tego sprawę. Chwilę później poczuła jak coś ciepłego i miękkiego dotyka jej twarzy.

- Nic dziwnego - burknął Mishima, owijając wokół jej szyi swój szalik. - Nie wychodzi się na dwór tak ubranym w pięciostopniowym mrozie, głupia - dodał, podając jej rękawiczki.

- Tę głupią mogłeś sobie podarować - burknęła, po czym spojrzała na niego uważnie. - Nie będzie ci zimno?

- Mi? Chyba żartujesz - prychnął, spoglądając na nią z komiczną dumą. - Przeżywałem już gorsze rzeczy! Jak mógłbym się nazywać facetem, gdybym narzekał w takiej sytuacji?

- Ach… No dobra - wymamrotała Iku. - To ten… no… dzięki - dodała ledwie dosłyszalnie, tym razem będąc już pewną, że jej twarz jest czerwona i to bynajmniej nie od mrozu. Zdecydowanie nie podobało się jej to wszystko.

Resztę drogi do domu Fukuzawy spędzili gawędząc. Nie obyło się przy tym oczywiście bez najprzeróżniejszym przytyków i docinków - żadne z nich jakoś nie potrafiło się bez nich obyć. Iku była zdumiona tym, jak swobodnie im się rozmawia, zważywszy na to, że odkąd się znali, nie zamienili ze sobą prawie żadnego słowa, pomijając oczywiście kwestie niekończących się kłótni w klasie. Dowiedziała się między innymi tego, że Mishima ma trzymiesięcznego brata, tatę pracującego na nocną zmianę, trzynastoletnią siostrę i mamę, aktualnie przeziębioną, wobec czego chłopak spędził pół nocy na zajmowaniu się bratem, a teraz pada z nóg.

- Więc dlaczego nie wrócisz do domu i się nie wyśpisz? - zapytała dziewczyna, patrząc na niego z uniesionymi brwiami. Właśnie stali na klatce schodowej jej domu.

- Żartujesz? Miałbym przegapić Walentynki? Nigdy w życiu! - powiedział wesoło, spoglądając na zegarek. - Jest za trzy piąta. Daję ci czas do pięć po i ani minuty dłużej - dodał, patrząc na nią groźnie i jednocześnie jakoś tak ciepło.

- Tak jest! - uśmiechnęła się i pobiegła na górę, przekonując się w duchu, że jej dobry humor jest wynikiem kupienia satysfakcjonującego prezentu, a także uwolnienia się od towarzystwa chłopaka chociaż na chwilę.

Tak się jakoś złożyło, że gdy weszła do domu, najpierw dostała od brata pogadankę pod tytułem: „Co tak długo?!”, potem musiała uświadomić go, że niestety jego plan nie wypalił i musi wyłożyć trochę pieniędzy, następnie była zmuszona powtórzyć całą historię rodzicom, aż wreszcie, gdy weszła do swojego pokoju, nieoczekiwanie odczuła potrzebę przebrania się, uczesania i umalowania. W rezultacie, gdy zdała sobie sprawę, że miała być na górze tylko dziesięć minut, dochodziło już wpół do szóstej. Przerażona, rzuciła się do drzwi, w biegu zabierając szalik i rękawiczki Mishimy, po czym z prędkością karabinu maszynowego wyrzuciła z siebie serię odpowiedzi na rutynowe pytania rodziców i wreszcie mogła zbiec na dół.

- Już jestem! - powiedziała zadyszana i zamarła, ujrzała bowiem doprawdy niecodzienny widok. Mishima spał. Siedział na schodach, oparty o ścianę i najzwyczajniej w świecie spał. Oddychał spokojnie przez lekko rozchylone usta, co chwila wypuszczając obłok ciepłego powietrza, niczym dym papierosowy.

Iku parsknęła cichym śmiechem. No, czegoś takiego to się nie spodziewała. Z uśmiechem przyglądała się chłopakowi.

„Oj, braciszek musiał nieźle dać ci w kość, biedaku. I po co tak się upierasz przy tym wyjściu, co? Zamiast tego mógłbyś się wyspać, a ja miałabym swoje zwyczajne, nudne Walentynki, jak co roku. A tak… Ty zasypiasz na klatce schodowej, ja stroję się jak głupia… O co tu chodzi? Dlaczego nie zachowujesz się jak zwykle, co? Czemu jesteś taki… Och, nie podoba mi się to! Bo jakoś… jakoś tak, to wszystko sprawia, że zaczynam mieć inne odczucia… i chyba przestaję cię tak nie lubić…”

- Z czego się tak cieszysz, hm? - Niemal podskoczyła, słysząc ten głos. Mishima z rozbawieniem patrzył na jej zażenowanie. - Spóźniłaś się.

- Przepraszam - wymamrotała. - Proszę, twój szalik i rękawiczki - Wyciągnęła rękę z rzeczami i zamarła widząc, jak chłopak taksuje ją wzrokiem. - Coś nie tak? - Zmarszczyła brwi.

- Ależ skąd - uśmiechnął się on, biorąc od niej rzeczy. - Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Idziemy?

***

- Nie mogę uwierzyć, że zasnąłeś! - powiedziała po raz kolejny Iku, patrząc z rozbawieniem na Mishimę, który pił właśnie mocną kawę. Przed chwilą wyszli z kina i chłopak został konsekwentnie i dobitnie wyśmiany przez Fukuzawę, jako iż w środku seansu zorientowała się, że on znowu śpi. Teraz siedzieli w kawiarni, gdzie dziewczyna nie omieszkała po raz kolejny wspomnieć mu o tej oczywistej wpadce.

- Co ja poradzę, że jestem zmęczony? - bronił się blondyn. - Ty sobie spokojnie spałaś całą noc, ja musiałem zajmować się tym małym potworem.

- Właśnie dlatego mówiłam, że nie powinniśmy iść do kina - odparła dziewczyna. - Ale ty musiałeś się uprzeć: „Nie, nie, koniecznie musimy iść, taki fajny film!”. Jak w ogóle mogłeś zasnąć na takim filmie? Ja rozumiem, że to był częściowo romans, ale przecież tam była też akcja i to z takimi efektami, że aż uszy bolały! Jakim cudem się nie obudziłeś?

- Już skończ - burknął chłopak, popijając kawę. - Zajmijmy się lepiej tobą.

- Co masz na myśli? - Iku uniosła brwi, nie rozumiejąc, o co chodzi.

- Nie wiedziałem, że tak łatwo się stresujesz. Co chwila łapałaś mnie za rękę - uśmiechnął się złośliwie, a ona oblała się rumieńcem.

- O czym ty mówisz?! Nic takiego nie pamiętam, wymyśliłeś to sobie!

Było to oczywiście kłamstwo, ale ona w życiu by się do tego nie przyznała. Zresztą, to była jego wina! To nie ona wybierała film! No dobrze, może jednak ona. Ale skąd miała wiedzieć, że poza romansem, tam są jeszcze elementy horroru? Nie dość, że się bała, to na dodatek ten kretyn zasnął!

- Ach, ale mimo wszystko, ten wątek romantyczny był wspaniały! - westchnęła z zachwytem. - Tak straszniej jej zazdroszczę! Też bym chciała przeżyć taką miłość!

- Chciałabyś, żeby ktoś ci wyznał miłość w zapleśniałej, śmierdzącej piwnicy, gdzie ukrywacie się przed stadem zombie? - zapytał Mishima z rozbawieniem, a Iku rzuciła mu spojrzenie pełne oburzenia.

- W ogóle nie jesteś romantyczny - burknęła. - Naprawdę, nie rozumiem, co te wszystkie dziewczyny w tobie widzą! Uch! Idę do łazienki - oświadczyła, wstając od stołu.

W toalecie stanęła przed lustrem i przyjrzała się sobie krytycznie. Znów miała na twarzy rumieńce.

„Dlaczego to powiedziałam? Przecież doskonale wiem, co w nim widzą. Jest przystojny, inteligentny, czarujący, zabawny… Zaraz, o czym my tu w ogóle mówimy! To tylko kilka zalet! Poza tym jest arogancki, złośliwy, bezczelny, chamski, niegrzeczny i… no dobra, może trochę uroczy… Ale to niczego nie zmienia! Nie polubię go w ciągu jednego wieczoru, nie ma mowy!” Westchnęła cicho, ze zrezygnowaniem. „Dlaczego rumienię się na samą myśl… o tym, że mogłabym go lubić? To zupełnie nie w moim stylu! Otrząśnij się, Iku, no już!”

Odwróciła się gwałtownie i wyszła z łazienki. Skierowała się w stronę stolika, przy którym siedzieli i nagle przystanęła ze zdumienia. Mishimy nie było. Podeszła powoli do stolika i ujrzała leżącą na nim błękitną różę. Rozejrzała się wokoło, ale nigdzie nie dostrzegła chłopaka.

„Ty kretynie, gdzie się podziałeś? Chyba nie zostawiłeś mnie tu samej? I skąd wiedziałeś, że lubię błękitne róże, co?” - pomyślała, zdumiona. I nagle przyszła jej do głowy inna myśl, zdecydowanie mniej przyjemna. „A może… a może ty się obraziłeś? Za to, co powiedziałam… W końcu to nie było zbyt sympatyczne…”

Nieoczekiwanie dla siebie samej, poczuła lekkie ukłucie żalu. Włożyła płaszcz, wzięła różę i przyglądając się jej ze smutnym uśmiechem, wyszła z kawiarni, kierując się w stronę domu.

- A co to za mina? - Usłyszała nagle znajomy, a wręcz doskonale już jej znany głos. - Nie podoba ci się prezent?

- Mi-mishima?! - wyjąkała. - Myślałam… myślałam, że…

- No, przecież nie zostawiłbym mojej księżniczki - uśmiechnął się chłopak, na co Iku spurpurowiała i natychmiast odwróciła wzrok, żeby chłopak tego nie zauważył.

- Kto niby jest twoją księżniczką, co? - burknęła. - Ruszaj się, idziemy, bo zimno.

- To wspaniale, że chcesz ze mną spędzić jeszcze trochę czasu - powiedział głośno chłopak. - To z pewnością mój nieodparty urok tak na ciebie działa i bardzo się z tego cieszę, ale czy możesz mi powiedzieć, gdzie właściwie idziemy?

Iku zatrzymała się gwałtownie.

- A wiesz, że to jest dobre pytanie? - powiedziała, odwracając się do chłopaka. - To ty tu dowodzisz, co nie, szefie? No dalej, gdzie mnie zabierzesz tym razem?

Blondyn uśmiechnął się wesoło.

- To niespodzianka - odparł tajemniczo. - Ale zmierzasz w dobrą stronę. Proponuję jednak przyspieszyć tempo, bo się spóźnimy.

Ruszyli więc Aleją Zakochanych w stronę dużego placu na samym jej końcu i Iku po raz pierwszy nie czuła się tu nie na miejscu. Wręcz przeciwnie, miała wrażenie, że to miejsce jest w jakiś sposób niesamowite. Sprawiło jej już dziś tyle niespodzianek, że teraz nic by jej nie zaskoczyło.

A jednak gdy dotarli do placu, a zegar wybił godzinę dziewiątą, po raz pierwszy naprawdę dotarła do niej magia tego miejsca. I gdy niebo rozświetliły przepiękne sztuczne ognie, ona zamknęła oczy, napawając się tą chwilą, gdy dookoła stoi tylu zakochanych ludzi, gdy cały ten plac przepełnia najwspanialsze uczucie na świecie, a ona sama jest szczęśliwa, choć nie do końca wie, dlaczego. Otworzyła oczy i spojrzała na Mishimę. Patrzył na nią.

- Zadowolona? - zapytał wesoło. - Wybaczysz mi, że pozbawiłem cię możliwości spędzenia Walentynek w spokojnym, ciepłym domu?

Iku spojrzała w niebo, uśmiechając się lekko.

- Myślę, że ewentualnie mogę ci to wybaczyć - odparła przekornie.

- Będę pracował jeszcze ciężej, żeby zasłużyć na twoją wdzięczność, pani - powiedział blondyn z rozbawieniem. - Tymczasem jednak pora już chyba, bym odprowadził cię do domu, bo inaczej nie zobaczymy się w poniedziałek. Przeziębienia, niestety, bywają bardzo dokuczliwe.

Skierowali się więc w stronę osiedla dziewczyny, gawędząc wesoło. Nie umieli jednak odpuścić sobie małych złośliwości i drwin. Widocznie żadne z nich nie potrafiło być zupełnie poważne.

Stojąc na klatce schodowej Iku zdała sobie sprawę z tego, że wcale nie chce by ten dzień się skończył, wręcz przeciwnie. Nie miała zielonego pojęcia, jakim cudem to się stało, ale to, co teraz czuła do Mishimy, bynajmniej nie było uczuciem negatywnym. Niestety, to odkrycie sprawiło, że nie bardzo wiedziała, jak się zachować, w związku z czym stała tylko na pierwszym stopniu schodów, miętosząc w ręku różę i zastanawiając się nad tym, jak tu, u licha, się pożegnać i jednocześnie doszczętnie nie skompromitować.

- No to… do jutra - wymamrotała w końcu. Mishima uniósł brwi.

- Do jutra? - nie powiedział nic więcej, ale Iku wyraźnie wyczuła, że w powietrzu wiszą słowa: „I co, to wszystko? Nie masz mi nic więcej do powiedzenia?”.

- Dziękuję za dzisiaj, no i… no, było bardzo miło. Naprawdę dobrze się bawiłam i… no, dziękuję, no! - powiedziała szybko i odwróciła się, by wejść po schodach. Czuła, że jeśli będzie stała tu jeszcze chwilę dłużej, to uszami buchnie jej para.

- Fukuzawa? - Instynktownie odwróciła się na dźwięk swojego nazwiska i, nim zdała sobie sprawę, co się dzieje, zamarła, czując na swoich ustach wargi chłopaka.

„Co tu się… czy on… czy on mnie… Co, do jasnej cholery?!”

Ale nawet pomimo zdezorientowania, nie mogła zaprzeczyć temu, że było to bardzo miłe uczucie. Czuła takie ciepło i słodycz i… I nim zdążyła zastanowić się nad tym co jeszcze czuje, Mishima odsunął się od niej.

- Co… co ty właściwie… czy ty właśnie…? - tyle tylko zdołała z siebie wykrztusić, czerwieniąc się jak piwonia. On natomiast uśmiechnął się przekornie.

- Do jutra, Fukuzawa.

I poszedł.

***

Następnego dnia Iku stała pod drzwiami klasy i czuła, że zaraz padnie na zawał. Mishima był w środku, widziała go przed okienko w drzwiach. Jeszcze nigdy w życiu nie zdenerwowała się tak bardzo na czyjś widok. Miała wrażenie, że z uszu bucha jej para, gardło jest suche jak piasek na Saharze, a twarz w kolorze dojrzałych buraków. Zerknęła z przerażeniem na pudełko trzymane w dłoniach.

„Co ja w ogóle robię?!”

- Iku?

Podskoczyła gwałtownie, chowając pudełko za plecami. Przed nią stała koleżanka z klasy, Yoshida Natsu.

- Co ty tu robisz? Coś się stało? Jesteś cała czerwona - odezwała się dziewczyna, przyglądając się uważnie Fukuzawie.

- T-tak? - wyjąkała brunetka. - N-nic się… nic się nie stało, zu-zupełnie nic. Wszystko jest w po-porządku.

- Czyżby? - Natsu uniosła brwi. - To nie jest normalne, żeby stać pod klasą i się rumienić. Komu się tak przyglądasz, co? - I nim Iku zdążyła ją powstrzymać, Natsu zajrzała przez okienko, a jej oczy natychmiast natknęły się na osobę Mishimy. - No proszę! - powiedziała z niedowierzaniem. - Zawsze myślałam, że go nie lubisz, a tu coś takiego!

- C-co? O czym ty… - Iku nieudolnie usiłowała się tłumaczyć, ale ze zdenerwowania nie mogła wykrztusić sensownego zdania. - J-ja wcale nie...

- Więc to coś, to dla niego, tak? - zapytała Natsu domyślnie, pokazując na pudełko i kompletnie ignorując tłumaczenia koleżanki. - No to na co czekasz? Właź tam i daj mu to! - powiedziała wesoło i nim Iku zdążyła się zorientować, co się właściwie dzieje, Yoshida otworzyła drzwi i wepchnęła ją do klasy.

Fukuzawa stanęła na środku klasy i rozejrzała się, w popłochu szukając miejsca, gdzie mogłaby się schować. Niestety, żadnego nie znalazła, za to zorientowała się, że Mishima na nią patrzy.

„Czyli… że jakby nie mam już wyjścia, co?”

Wzięła głęboki oddech i energicznie ruszyła do ławki chłopaka, chcąc mieć to wszystko już za sobą. Doszedłszy tam, z trzaskiem postawiła na blacie pudełko.

- To dla ciebie - burknęła, nie podnosząc głowy i robiąc wszystko, by chłopak nie zauważył, jak bardzo jest zażenowana. - Za wczoraj - dodała i zamilkła, czekając na jego odpowiedź. Ale cisza się przedłużała i w końcu Iku zdecydowała się podnieść głowę, by zobaczyć reakcję chłopaka.

Ku swojemu przerażeniu i zdumieniu, jego twarz znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od jej twarzy. Uśmiechał się przekornie, patrząc jej w oczy.

- Czy to znaczy, że mogę się czegoś spodziewać? - zapytał cicho. Ledwie zdążył skończyć, a ona już stała dwa metry od niego, jeszcze bardziej czerwona niż przed wejściem do klasy.

- Nie wyobrażaj sobie za dużo! - krzyknęła, a zorientowawszy się, że zwraca na siebie uwagę koleżanek i kolegów, natychmiast wyszła na korytarz, trzaskając drzwiami. Mishima natomiast usiadł spokojnie w ławce i otworzył pudełko. W środku były dwa duże kawałki czekoladowego ciasta i złożona na pół mała karteczka. Wyciągnął ją powoli i rozłożył. Napisane na niej było tylko jedno słowo. Dziękuję. Blondyn uśmiechnął się szeroko.

Tego dnia znów czekał na jej klatce schodowej, z błękitną różą w ręce.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Vina : 2012-04-24 21:49:48

    Słooodkie.. ;)

  • Milika : 2010-09-08 16:21:45

    Dziękuję bardzo :)

  • shigatsu : 2010-09-07 21:29:29

    achhh...Świetne.~ Aż tak mi się ciepełko zrobiło.^^ Hahaha.:D Naprawdę świetny tekst. Masz talent.:D

  • Skomentuj