Opowiadanie
Zamaskowany
Płomień, który nigdy nie wygaśnie
Autor: | kimoki |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Akcja, Fantasy, Mistyka, Mroczne, Przygodowe, Romans |
Uwagi: | Self Insertion, Przemoc, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2011-04-18 21:36:02 |
Aktualizowany: | 2014-06-18 16:32:02 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Pole należy wypełnić w przypadku zamieszczenia tłumaczenia opowiadania zagranicznego. Wymaganymi informacjami są: odnośnik do oryginału oraz posiadanie zgody autora na publikację. (Przypominamy, że na Czytelni Tanuki zamieszczamy tylko te tłumaczenia, które takową zgodę posiadają.)
Dla własnych opowiadań, autor może wyrazić zgodę lub zakazać kopiowania całości lub fragmentów przez osoby trzecie.
Podczas wędrówki wiele się zmieniło, od kiedy podróżnicy opuścili dom Anny z nowym kompanem, Naru stał się jeszcze bardziej nieufny. Szedł z Kristiną z tyłu grupy i co jakiś czas sugerował inny szlak, by szybciej zakończyć wędrówkę i odpocząć w pewnym miejscu, którego jak do tej pory nikt prócz chłopca nie znał.
- Czemu trzymacie się z tyłu? - zapytał nagle Rafael, który nie znał jeszcze dobrze nikogo.
- Nie lubię mieć nikogo za plecami. - odpowiedział nieufnie Naru jak zwykle.
- Lepiej go pilnować. - zażartowała Kristina i uśmiechnęła się wskazując na Naru wciąż idąc obok niego.
- A coś ty taki nieufny? - dopytywał Rafael.
- Nie zrozumiesz..- zakończył chłodno.
- A gdzie my właściwie zmierzamy, bo ta droga nie prowadzi bezpośrednio do stolicy.- stwierdził Zen.
- Musimy odwiedzić kogoś po drodze.- odpowiedział Naru.
- Kogo takiego? - Zainteresowała się Kristina, Naru milczał jakiś czas aż w końcu.
- Mojego nauczyciela...- W jego głosie dało się wyczuć niechęć.
- To on nauczył Cię tak walczyć? - zapytał tym razem Rafael.
- Nie.
- Więc czego Cię uczył? - Męczyli go dalej.
- Nieważne. - odpowiadał zirytowany już ciągłymi pytaniami.
- A jak się nazywa? - zapytała Kristina.
- Izaak i nie pytajcie już o nic więcej! - Zdenerwował się chłopak. Kritsina uśmiechnęła się szeroko, była zadowolona, że chociaż w bardzo małym stopniu, lecz czegoś w końcu dowiedziała się o towarzyszu, który już tyle razy ratował ją z opresji.
- Cholera. Ktoś nas śledzi. - Spostrzegł nagle Naru.
- Ta aura.. Bardzo podobna do tej, którzy mieli twoi znajomi na Anu. - stwierdził Zentharis.
Naru rzucił groźne spojrzenie w stronę Elfa.
- Biegniemy w stronę świątyni tam na górze! - nakazał Naru, wskazał miejsce palcem i szybko wziął Kristinę w ramiona. Wiedział, że nieprzystosowana do takich warunków dziewczyna będzie łatwą ofiarą.-Tylko uważajcie w tym miejscu roi się od pułapek podążajcie moimi śladami. - dodał. Gdy już dobiegli pod świątynie, czekali już tylko na Rafaela, który potknął się biegnąc pod górę. Próbując wstać przypadkiem uruchomił pułapkę. Nagle z zza krzaka świsnęły noże kierując się prosto w stronę chłopaka. Nożownik, wiedział, że nie da rady nic zrobić, lecz nie mógł dopuścić do siebie myśli, że umrze poprzez nieuwagę, ręce zaczęły mu drżeć. Zagrożenie było już bardzo blisko, chłopiec się poddał. Wiedząc, że nie może uciec ani uchronić się przed ostrzami, czekał na śmierć. Gdy młodzieniec odrzucił wszelkie nadzieje, nagle ujrzał Naru, który pojawił się przed nim i zwinnie swoim mieczem poodbijał wszystkie noże. Kristina będąca jeszcze chwilę temu w jego ramionach stała oszołomiona na ziemi, nie wiedząc co się przed chwilą wydarzyło. Zen utwierdzał się w swojej teorii, że Naru nie jest człowiekiem, natomiast Rafael siedział wciąż oszołomiony. Nie zdawał sobie sprawy z tego co się stało, w jednej chwili ujrzał przed sobą chłopaka a półtorej sekundy później wszystkie noże porozrzucane wokół siebie. Naru nie miał ani zadraśnięcia, zdawał się w pełni panować nad sytuacją.
- Uratowałeś mi życie.. Dziękuję. - wykrztusił wreszcie uratowany.
- Słabeusz! Nie odrzucaj tak łatwo swojego życia. A teraz biegnij szybko do świątyni aby nie stracić tego, które Ci tym razem darowano! - powiedział chłodno. Rafael był zszokowany. Zen tymczasem nie był zaskoczony przyzwyczaił się do jego nieludzkich zdolności, Kristina wciąż nie mogła wyjść z podziwu. Chwilę później byli już w świątyni.
- Za tą bramą będziemy już bezpieczni. - powiedział Naru wskazując na wielkie wrota na drugim końcu sali. Zen rozglądał się uważnie, dookoła obok bramy z dwóch stron stały kamienni posągi. Cała sala była owalna, lecz pusta.
- Zanim przejdziecie powinniście wiedzieć o jednej rzeczy. - zaczął Naru.-W momencie gdy będziecie mijać bramę, musicie odrzucić wszelkie negatywne uczucia w przeciwnym wypadku nie przejdziecie. Ci, którzy nas tropią nie mogą tego zrobić, nie są ludźmi. - ciągnął dalej chłopiec.
- Dlaczego? - zapytał Rafael.
- Ponieważ brama jest chroniona przez potężną barierę, która nie przepuści nic co ma w sobie bardzo dużo negatywnych uczuć. - Mówiąc to chłopiec dał wyczuć od siebie niepewność Zen zauważył to.
- Kristina Ty powinnaś przejść jako pierwsza, jako, że w Tobie jest najwięcej dobroci. Da się to dostrzec gołym okiem. - stwierdził Zen, pozostali nie mieli nic przeciwko. Dziewczyna niepewnym krokiem, zaczęła przechodzić, lecz nie napotkała oporu.
- Teraz.. -
- Teraz Ty Naru. - przerwał mu Zen. - Nie próbuj się kłócić nie mamy na to czasu jak sam zauważyłeś. - Kontynuował. Naru był bardzo zdenerwowany, lecz posłuchał go, w momencie, gdy chciał przekroczyć próg bramy, natrafił jakby na niewidzialną ścianę. Kristina zauważyła to i chciała wrócić, lecz nie mogła już. Wokół rozległ się głos. „Kto nosi w sercu nienawiść i nie potrafi przebaczyć nie przejdzie.” Kristina dalej próbowała się przedostać, lecz nie mogła. Zen nie wyglądał na zdziwionego.
- Kto raz przejdzie przez tą bramę już nie wróci. - zaczął Zen - Ta świątynia została zbudowana tu setki lat temu przez moich przodków, którzy już w tamtych czasach trudzili się tępieniem potworów. - kontynuował wciąż wyglądając jak by miał dojść do sedna. - To co powiedziałeś o bramie to tylko błędna ludzka interpretacja. Ta brama nie, ta świątynia jest zbudowana jako pułapka dla potworów. Bariera chroni by po wejściu już nigdy stąd żywi nie wyszli. Wiedziałem, że nie jesteś człowiekiem. - zakończył usatysfakcjonowany Zen.
- Mało tego nosi brzemię, najgorsze z możliwych. - Rozległ się złośliwy głos. - Zabił swojego przyjaciela!
- Już tu są. - zauważył Rafael. Zen był coraz bardziej zaintrygowany. Kristina nie mogła uwierzyć w to co usłyszała, lecz to był dopiero początek.
- Zamknij się! - Denerwował się Naru jego maska zaczęła pękać.
- Otóż to krewniaku, jesteś takim samym potworem jak i my! - Głos nie ustawał. Maska na twarzy chłopca pękała coraz szybciej.
- Czy ja was już nie zabiłem? - zdziwił się Zen.
- Ci słabeusze w Anu to były nieudane eksperymenty. My jesteśmy o wiele silniejsi. - chwalił się głos. - Nie martw się krewniaku, nie wyjawimy Twojego sekretu, sam się przyznaj co zrobiłeś temu chłopcu. Hmm.. Jak mu było? Tom? - zachichotał.
- Zamknij się! - Krzyknął ponownie Naru jego maska już prawie cała się rozpadła.
- Naru o czym on mówi? - zapytała przerażona dziewczyna.
- A co mi tam zdradzę ten sekret. - zachichotał ponownie głos. - Zabiłeś go, czyż nie?
- Naru on kłamie, prawda? - zapytała Kristina drżąc. Chłopak stał już prawie bez maski. Atmosfera zaczęła się robić coraz cięższa, lecz on milczał.
- To kłamstwo prawda? Naru! - Niecierpliwiła się dziewczyna.
- Nie. - odpowiedział krótko.
- Co znaczy nie?! - Denerwowała się.
- Zabiłem go. - zakończył. Głos ponownie zachichotał. Kristina zakryła twarz dłońmi, brakło jej słów. Nie wierzyła w to co usłyszała. Osoba, której tak bardzo ufała, okazała się mordercą jej brata.
- Zabiłeś kogoś kto okazał Ci dobroć, gdy byłeś w potrzebie. - dobił chłopca głos. - Potworze!
- Nie zbliżaj się do mnie już nigdy więcej! - krzyknęła przerażona dziewczyna z łzami w oczach. I odbiegła w głąb. Maska rozleciała się. Wokół chłopaka zaczął się tworzyć jakby czarny dym. Powietrze stało się ciężkie. Rafael z Zenem postanowili zatrzymać chłopca, który wnet rzucił się w stronę przejścia i bił pięściami w niewidzialną ścianę. Zen podbiegł od lewej a Rafael od prawej, Naru pochłonięty przez swoją nienawiść, nie odróżniał już przyjaciół od wrogów. Gdy tylko Zen dotarł otrzymał cios pięścią w brzuch, od zatraconego w swej nienawiści chłopca, który niebawem uchylając się i zataczając koło nogą zwalił obu chłopców w nóg, lecz zanim jeszcze zdążyli opaść na ziemię Naru podniósł się i zadał im kolejne ciosy, rzucając nimi o pobliskie ściany.
- Kristina!! - wydał z siebie okrzyk, który z czasem zmienił się w ryk bestii niesiony echem poza bramę. Jego dwaj towarzysze wolno podnosili się z ziemi zaszokowani.
- Jego nie da się powstrzymać. - krzyknął Rafael do Zena.
- Mam plan! - odkrzyknął Zen. - Musisz go zając przez chwilę, dasz radę? - Zapytał zniżając głos.
- Spróbuję! - Obiecał po czym wyciągnął swoje sztylety biegnąc w stronę Naru. Chłopiec nie dał się jednak zaskoczyć i zaatakował Rafaela. Był nieludzko szybki, lecz nożownik, w miarę możliwości, starał się unikać jego ciosów. Naru nie dawał mu jednak szansy na atak.
- Pośpiesz się! Nie dam już rady dłużej! On jest zbyt silny! - stwierdził Rafael.
- Szybko zmywaj się, gotowe! - oznajmił Zen, po czym zaczął wypowiadać niezrozumiałe słowa w języku elfów, brzmiało to trochę jak pieśń, z czasem wzdłuż jego rąk pojawiły się złote łańcuchy świecące świętym światłem paladynów. Zen ruszył do ataku. Jego ruchy stawały się coraz szybsze, niczym lassem zarzucił łańcuchem na Naru, który nie mógł ruszyć skrępowanymi rękami, lecz Elf na tym nie poprzestał biegał wokół chłopca obwiązując go coraz bardziej, aż w końcu się zatrzymał.
- Co to jest? Całkowicie go unieruchomiło. - Dziwił się Rafael.
- To zaklęcie wiążące bestie, lecz nie utrzyma go długo. Pierwszy raz widzę demona, który opiera się temu zaklęciu. - odpowiedział. Spętany Naru, wciąż próbował się uwolnić, czuł rozdzierający jego ciało ból, spowodowany, działaniem świętej magii na potwora, którym się stał. Nagle jego uszu dobiegł głos Kristiny. Chłopiec chociaż nie panował już nad sobą, zatracał się jeszcze bardziej. Zaczął się coraz bardziej opierać, aż w końcu zerwał łańcuchy, które blokowały jego ruchy, Zen i Rafael byli oszołomieni, lecz to nie był koniec niespodzianek. Naru ogarnięty jednocześnie wściekłością i potrzebą pomocy Dziewczynie, skierował się w kierunku bramy, która wciąż nie chciała go przepuścić, Kristina wciąż krzyczała gdzieś za bramą, Naru słysząc ten krzyk zaczął walić pięściami o niewidzialną ścianę, która blokowała mu drogę, chłopcy już nawet nie próbowali go powstrzymywać byli w szoku. Za chwilę bariera blokująca przejście zaczęła pękać aż wreszcie czar prysnął a sama zaś przeszkoda rozprysnęła się niczym szkło, Naru natychmiast wybiegł. Chłopcy bez chwili zwłoki ruszyli za nim. Po kilku krokach przystanął i rozejrzał się. Ujrzał Kristinę siedzącą pod drzewem z małym pieskiem na kolanach, a przed nią osiłka podobnego do tych, którzy ich zaatakowali na pustyni. Długo nie zastanawiając się, wyciągnął swój miecz i ruszył na pomoc. Kristina była przerażona i ściskała wciąż szczeniaka.
- Naru!! - Nagle krzyknęła a ten jak by za sprawą magii trochę się opanował i zaatakował napastnika. Zaskoczył go pojawiając się za nim. Jednym ruchem odciął u głowę. Upadające ciało uruchomiło nagle ukrytą pułapkę. Jakby z nieba sfrunął grad strzał mierząc prosto w zaskoczoną Krisinę. Chłopak odruchowo odepchnął ją sam zajmując jej miejsce. Wokół podniósł się kurz zakrywając wszystko, słychać było tylko dźwięk stali Zen i Rafael, którzy chwilę temu wybiegli ze świątyni natknęli się na kolejne pułapki i nie mogli przedrzeć się do dziewczyny. Kristina wciąż leżała przerażona i patrzyła jak z kłębu dymu wyjawiał się poharatany Naru. Podszedł i pochylił się nad nią, patrząc w nią swymi czarnymi oczami. Kristina prócz nienawiści, dostrzegła w nich jeszcze strach, ból i ogromny smutek.
- Naru... - zaczęła, patrząc się mu w oczy, lecz on nie zrobił nic wciąż się patrzył na nią.
- Zostaw ją! - krzyknął Zen biegnąc już z Rafaelem uporawszy się wreszcie z pułapkami.
- Wróć do nas.. Naru.. - kontynuowała Kristina ze łzami w oczach.
- Kri.. sti.. na.. - wyjęczał chłopiec, dziewczyna rzuciła mu się na szyje.
- Kristina, nie! - krzyknęli chłopcy, lecz ona nie słuchała. Ułożyła nieprzytomną psinę obok siebie i przytuliła chłopca. Nie bała się, w głębi serca było, jej go żal. Chłopiec znów wracał do normalności. Lecz oszołomiony wciąż tulony przez Kristine nie mógł nic wykrztusić z siebie.
- Naru.. - zaczęła znowu dziewczyna.
- Kri.. Stina. - przerwał jej Naru. - Ja.. Zrobiłem coś.. Potwornego.
Krstina jeszcze bardziej tuląc się do niego ukrywała swoje łzy.
- Nic już nie mów. - łkała.
- Ja.. Jestem.. - zaczął ponownie. - Potworem. - dodał po chwili namysłu. - Nie będę miał Ci za złe.. Jeśli mnie.. Znienawidzisz. - zakończył. Zen i Rafael przyglądali się całemu zjawisku. - Przepraszam. - zakończył Naru.
Kristina podświadomie przywołała w myślach sytuacje, gdy Naru odnosił ciężkie rany, ratując ją.
- Jesteś dla niego bardzo ważna.. - Zabrzmiały echem słowa uzdrowiciela z jej wioski, w jej głowie.
- Jesteś dla niego bardzo ważna.. - Zabrzmiały inne głosy.
- Ja Ci wybaczam. - zaczęła w końcu Kristina. Źrenice chłopca gwałtownie się rozszerzyły, a z jego szkarłatnych oczu spłynęły stróżkami krwawe łzy.
- Nawet jeśli zniszczyłem Twój dom? - zapytał Naru.
- Nie jesteś złym człowiekiem. Ta część Ciebie, która dzisiaj mi pokazałeś, to ona jest winna. - zaczęła. - Widziałam to, jak z tym walczysz, jak za każdym razem kładziesz swoje życie na szali, by mnie ratować. Nie jesteś winny. - kontynuowała. - Oddałeś mi pół życia, parę razy prawie umarłeś. Po tym wszystkim nie mogę Cię nienawidzić. - zakończyła. Naru zamknął oczy, z których wciąż płynęły krwawe łzy. Poczuł coś czego nie był w stanie zrozumieć. Ogarniające go ciepło, spokój, który zawsze czuł, gdy Kristina była blisko i mimo tego iż to on zawsze za nią walczył, czuł się bezpieczny, lecz wciąż był zszokowany. Tak samo jak Zen i Rafael. Kristina zaś czuła ulgę, poznała prawdę, z ust Naru. Nie nienawidziła go. Naprawdę w głębi serca była szczęśliwa, że chociaż nie było to zbyt wiele, Naru otwarł się przed nią.
- Przepraszam. - zaczęła znowu dziewczyna coraz mocniej ściskając zdezorientowanego wciąż chłopca. - Słowa, które wypowiedziałam jeszcze tak niedawno musiały Cię zranić. Mimo wszystko, gdy znowu miałam kłopoty zawołałam Ciebie, a Ty mimo tego wszystkiego, bez chwili wahania ruszyłeś mi z pomocą. - powiedziała. - Jestem okropna. - zakończyła.
- To nie była Twoja wina. Miałaś do tego pełne prawo. Pamiętaj, że zawsze czy tego chcesz czy nie, będę po Twojej stronie. - Zakończył chłopiec wciąż niepewnie próbując objąć rękami Kristine przytuloną do niego.
- Nie wiem czemu, ale jesteś dla mnie zbyt ważna, nie mogę sobie pozwolić na utratę Ciebie. - Dodał gdy w końcu ją objął. Kristine uszczęśliwiły te słowa. W końcu usłyszała je nie od Uzdrowiciela, nie od Anny czy kogoś innego, tylko wprost z ust Naru. Czuła, że wreszcie do niego jakoś dotarła i od tej pory będzie coraz lepiej. Chłopiec po chwili poczuł coś ciepłego i wilgotnego poruszającego się na jego dłoni. Otworzył oczy i ujrzał liżącego go psa, którego niedawno chroniła Kristina.
- Skąd go masz? - zapytał nagle Rafael.
- Sam do mnie przyszedł, a potem zjawił się ten człowiek. - wskazała na trupa. -I.. - Nie dokończyła i zadrżała.
- Już się nie martw. - przerwał jej Naru.
- Ciekawe kto jest jego właścicielem - Zaciekawił się Zen.
- Ja, ale opiekuje się nim on. - oznajmił Naru i wskazał palcem na nadchodzącego mężczyznę, który był wysoki i umięśniony, twarz miał troszkę pomarszczoną, miał gęste czarne włosy sięgające mu do szyi i czarne oczy.
- Witam, więc wróciłeś, może przedstawisz mi swoich przyjaciół, synku? - zaczął mężczyzna, który nagle pojawił się wśród nich.
- Nie są moimi przyjaciółmi i sami dobrze potrafią się przedstawić. - odpowiedział chłodno.
- Oziębły jak zawsze, nie martwcie się, mówi co innego a w sercu co innego. - zaśmiał się. - Więc może przedstawisz im mnie? - Dalej droczył się z młodzieńcem.
- Sam to zrób. - zakończył.
- No dobra, koniec tych żartów. Jestem Izaak. A wy? - zaczął mężczyzna. Wszyscy przedstawili się.
- Zapraszam więc do mojej chatki. Odpocznijcie. - zaproponował. - A z Tobą chłopcze muszę pogadać. - Dodał z powagą. Kristina wstała, lecz Naru gdy tylko spróbował wstać, upadł i poczuł nagłą falę bólu na całym ciele, spowodowaną głównie użytym na nim zaklęciu.
- Naru nic Ci nie jest? - Zmartwiła się Kristina. Chłopiec nic nie odpowiedział. Powstał i powolnym krokiem ruszył za nauczycielem, reszta ruszyła za nim.
Dom Izaaka nie był specjalnie wyszukany. Gdzieniegdzie wisiały jakieś obrazki, różne meble poustawiane po kątach i podejrzanie wyglądający zawiązany worek podparty o ścianę.
- Rozgośćcie się. - zaczął gospodarz zabierając spod ściany worek, chowając go do szafy i wychodząc. Gdy tylko usiedli przy stole zaczęły się męczące dla chłopaka pytania.
- Czym jesteś? - zaczął Zen.
- To ludzie mi to zrobili.. - odpowiedział niechętnie Naru po chwili.
- Czyli co? - dopytywał Zen.
- Dowiecie się jeśli zajdzie taka potrzeba. - zakończył sucho.
- Czy ten facet jest twoim ojcem? - zapytał Rafael. - Słyszałem jak powiedział do Ciebie „Synku”.
- Nie, to tylko takie jego głupie zwroty. Uczył mnie dłuższy czas. - W jego głosie rozbrzmiewała już nutka irytacji.
- Czego Cię uczył? - Nie dawał za wygraną Rafael.
- Nieważne. - zakończył. Rafael o nic już nie pytał Zen także milczał.
- Jak mu na imię? - zapytała Kristina wskazując na małego brunatnego, puszystego pieska z czarnymi oczkami, który wskoczył jej na kolana i jakby prosił się o pieszczoty.
- Puszek. - odpowiedział.
- Ty go tak nazwałeś? - zapytał zaskoczony Zen.
- Na głowę upadłeś? - Zirytował się Naru. - To Izaak tak go nazwał. Ja pomysłu nie miałem.
- Przepraszam, że kazałem wam czekać. - zaczął Izaak wchodząc nagle do pomieszczenia. - Zaraz podam coś do picia.
- Czemu tu jest tyle pułapek? - zapytał Rafael.
- A no bo takie hobby mam. Lubię konstruować pułapki, a że nie mam co z nimi zrobić to umieszczam je w lesie. - odpowiedział niosąc już kubki.
- Dla tego jest tu tak pusto. - wypalił przestraszony lekko upodobaniami Izaaka Rafael.
- Naru musimy pogadać. - zaczął gospodarz.
- Racja, ale nie tutaj. - zakończył Naru kierując się w stronę drzwi.
- Czujcie się jak u siebie. - rzucił Izaak wychodząc za nim.
- Ten facet. - zaczął powoli Zentharis po wyjściu Izaaka i Naru. - Izaak, jest silny. Bardzo silny, możliwe, że nawet silniejszy od Naru. - dokończył Zen podpierając się łokciami o stół.
- Też to poczułem. - powiedział Rafael.
-Ten mężczyzna jest trochę dziwny, i mam wrażenie, że równie tajemniczy co Naru. - zakończyła Kristina pieszcząc wciąż Puszka.
Tym czasem na zewnątrz Naru prowadził dziwną rozmowę ze swoim nauczycielem
- Anna mówiła, że powinienem z Tobą porozmawiać na temat Doktorka. - zaczął chłopak. - Czyżbyś coś wiedział i chciał mi coś powiedzieć? - dokończył drapiąc się w tył głowy.
- Tak, ten mężczyzna zaczął badania ponownie, lecz tym razem nie od początku. Od momentu, w którym zmuszony był je przerwać.
- To znaczy?
- To znaczy od momentu, w którym uciekłeś.
- Niemożliwe.. - Zaniepokoił się.
- Możliwe, mało tego. Korzysta z Twojej krwi, którą zgromadzili podczas badań.
- Więc dla tego Ci ludzie, którzy nas zaatakowali w Anu niedawno zwą mnie swoim „krewniakiem”. - Domyślił się. - Ale skąd o tym wiesz?
- Ponieważ niedawno jeden źle skończył wpadając w moje pułapki i przebadałem go dokładnie, ale zauważyłem pewną nieprawidłowość. - Zamyślił się.
- Jaką? - zapytał Naru.
- Mimo iż jesteście niemalże identyczni, jeśli chodzi o waszą budowę i wnętrze. Te króliki doświadczalne mają zdolność szybkiej samoregeneracji. Nie wystarczy samo cięcie ich trzeba szybko zabijać. - odpowiedział. - Tymczasem Twoja samoregeneracja jest poniżej poziomu regeneracji zwykłego człowieka. Znaczy to, że nawet jak już pewnie zdążyłeś zauważyć. Najmniejsze skaleczenie nie może się zagoić. Potrzebna jest do tego magia. Jak to możliwe?
- Nie wiem. - zakończył jak zwykle krótko, lecz zdawał się znać prawdę. Izaak wyczuł brak zaufania z jego strony, lecz nie był zdziwiony. Wiedział iż jako, że jest tylko człowiekiem nie otrzyma szansy by zdobyć jego zaufanie.
- Jeszcze jedno - Złapał Naru za ramię. - Podejrzewam, że Doktorek kombinuje coś jeszcze. - Zamyślił się na chwile. - Nie wiem jak to powiedzieć, ale chyba próbuje stworzyć sztucznego człowieka, z Twoimi właściwościami. Mówiąc prościej próbuje stworzyć drugiego Ciebie. - zakończył poważnie. - Ale pamiętaj, mimo iż są podobni do Ciebie. To nie mają Twojego serca. - Pocieszał go.
- A teraz zaopiekuj się gośćmi, jutro zaczynamy trening. - Uśmiechnął się gospodarz. - Myślałeś, że Ci tak łatwo odpuszczę jako nauczyciel? - zachichotał.
- Wiesz o tym. - powiedział Naru po czym podwinął koszulę ponad klatkę piersiową ukazując dziurę w miejscu, w którym powinno znajdować się jego serce. - To oznacza, że już nie mam serca. - Opuścił ubranie.
- Kiedyś zrozumiesz.. - zakończył Izaak po czym rozeszli się.
Dzień mijał. Naru, Zen, Kristina i Rafael ugoszczeni w domu Izaaka zregenerowali siły i uleczyli swoje rany dzięki Kristinie, która wykazała się niesamowitymi umiejętnościami opatrując ich. Sporo nauczyła się u Anny na temat pierwszej pomocy. Uleczyła nawet skaleczenia Naru za pomocą magii. Wszyscy byli zadowoleni, tylko Naru wciąż siedział w zadumie. Gdy zbliżał się już wieczór chłopcy i Kristina dostali osobne pokoje, które znalazły się puste w tej pozornie małej chatce. Zen i Rafael otrzymali pokój, który niegdyś należał do Naru, a Kristina pomieszczenie, które nie było w użytku, lecz było regularnie sprzątane. Gdy wszyscy szykowali się już do spania. Kristinę zaniepokoił jeden fakt.
- Gdzie jest Naru? - zapytała dziewczyna Izaaka, który szedł właśnie do swojego pokoju.
- Zobacz na dachu. - odpowiedział wcale nie zdziwiony mężczyzna. Dziewczyna chodź lekko zszokowana wyszła poza dom i spojrzawszy w górę ujrzała siedzącego na dachu Naru wpatrzonego w gwiazdy. Nie chcąc budzić nikogo swoim krzykiem, wdrapała się po przyczepionej do ściany drewnianej drabinie na dach na górę, Lecz chłopiec zdawał się tego nie zauważać. Zastanawiając się nad czym tak rozmyśla, złapała go za ramię.
- Co tu robisz? - zapytał Naru nie odwracając się.
- Martwiłam się o Ciebie.
- Niepotrzebnie, to było niebezpieczne. Mogłaś sobie coś zrobić.
- Nie szkodzi, Ty o wiele bardziej ryzykujesz dla mnie. - odparła dziewczyna i usiadła obok niego. - Dla czego tu tak siedzisz?
- Bo lubię.
- Dziwny jesteś.
- A nie straszny? - Jego twarz wykazywała zaciekawienie.
- Nie tylko dziwny. - odpowiedziała. - ale pozytywnie. - dodała po chwili.
- To znaczy?
- Nic, kiedyś sam zrozumiesz. - Uśmiechnęła się.
- Też jesteś dziwna. - zaczął droczyć się z Kristiną.
- Wiem i nic się na to nie poradzi. - zakończyła. - Więc czemu tu siedzisz? - zapytała ponownie nie dając za wygraną.
- Bo tu jest ciemno i cicho, co sprawia, że jestem spokojny. To jest jedyne piękno tego świata. - powiedział zapatrzony w niebo.
- Czemu nie śpisz z chłopakami w pokoju? Czyżbyś aż tak im nie ufał?
- Mimo iż ten pokój był przeznaczony mnie. Nigdy go nie używałem, tutaj zawsze było mi lepiej.
- Nigdy jeszcze nie spałeś w swoim pokoju? - zdziwiła się dziewczyna.
- Od pewnego czasu nie.
- Od jakiego? - dopytywała wciąż.
- Dowiesz się w swoim czasie. Na razie nie ma potrzeby by o tym mówić.
- Zamierzasz spędzić tu całą noc? - zapytała ponownie.
- Nie powinnaś już wracać? - Zmienił temat.
- Nie. Zamierzam tu zostać z Tobą. - oświadczyła.
- Czemu? - zapytał zaskoczony Naru.
- Ponieważ nie powinieneś być wciąż samotny. Także ja nie czuję się przy tobie samotna i czuję się bezpiecznie. - odpowiedziała i spostrzegła się, że w miejscu gdzie siedzą jest rozłożony koc jakby to miejsce było przeznaczone przeznaczone do spania. Po ujrzeniu tego dziewczyna była w stanie uwierzyć, że jej towarzysz od zawsze sypiał na dachu, lecz wciąż nie rozumiała jego dziwnych zachowań.
- Robi się zimno. - Drżąc lekko powiedziała dziewczyna.
- Mówiłem, że powinnaś wracać. - oświadczył Naru, lecz zdjął płaszcz, którym był okryty i obejmując Kristinę ramieniem okrył ją. Dziewczyna przestała drżeć.
- C.. Co Ty robisz? - zapytał zaskoczony młodzieniec gdy dziewczyna oparła głowę na jego nogach i zaczęła zasypiać.
- Dziwny jesteś. - powtórzyła.
- Wiem i nic się na to nie poradzi. - powtórzył po Kristinie Naru uspokajając się trochę po czym okrył jej ciało resztą koca, by nie zmarzła a sam trzymając jedną rękę na ramieniu dziewczyny, która już usnęła a drugą podpierając się wciąż siedział i patrzył w niebo.
- Śpij dobrze. - szepnął cicho. - Nie wiem czemu, ale czuję, ze tylko Tobie mogę zaufać. - dodał po chwili jeszcze ciszej.
Na drugi dzień gdy Kristina obudziła się, zauważyła, że jej głowa wciąż leży na kolanach Naru, a ten spał niedbale ułożony na dachu budynku trzymając jedną rękę na sercu, a drugą jak by trzymał rękojeść miecza. Nawet gdy spał zdawał się bardzo czujny i nieufny wobec wszystkich. Dziewczyna zerwała się na nogi zaskoczona swoim zachowaniem.
- Już się obudziłaś? - Usłyszała Naru, który powoli otwierając oczy podnosił się.
- Przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło. - Na jej policzkach pojawił się rumieniec.
- Nie szkodzi, po prostu byłaś zmęczona, sporo się działo. - odpowiedział niewzruszenie. - Mogę Cię o coś zapytać? - spytał i spojrzał poważnie na towarzyszkę.
- Tak? - zdziwiła się.
- Wczoraj, gdy mówiliśmy o okolicznościach śmierci Toma, powiedziałaś, że to ta moja druga strona jest temu winna, skąd wiesz? Przecież nigdy Ci nie powiedziałem, co się stało. - Spojrzał w ziemię.
- Wiem to, ponieważ Twoja prawdziwa strona, ta w którą wierzę, nigdy by tego nie zrobiła. Po drugie, Tom na pewno namówił Cię na zdjęcie maski. On był bardzo ciekawski i miał dar przekonywania. - odpowiedziała.
- Nie boisz się, że gdy kiedyś znów stracę kontrolę może stać Ci się krzywda? - dopytał zdziwiony jej odpowiedzią.
- Nie, bo w Ciebie wierzę i jak do tej pory nigdy krzywdy mi nie zrobiłeś, nawet gdy zdawałeś się już kompletnie nad sobą nie panować. - odpowiedziała i uśmiechnęła się do niego. Naru milczał. Spostrzegł, że faktycznie gdy tylko Kristina była blisko uspokajał się, nie wiedział czemu, ale zawsze wracał do normalności. Długo się zastanawiał.
- Chodźmy zjeść śniadanie. - wyrwała młodzieńca, dziewczyna z zamysłu łapiąc go za ramię.
- Masz rację. - potwierdził po czym szybko wziął ją na ręce i zeskoczył z dachu. Kristina chciała krzyknąć z zaskoczenia, ale zanim się spostrzegła byli już na dole.
- Mógłbyś już więcej tego nie robić. - zapytała dziewczyna rumieniąc się ponownie.
- Racja, przepraszam. - Oprzytomniał i postawił ją na ziemi. Weszli do budynku i po chwili jedli już posiłek. Później Izaak zaprosił ich na zewnątrz.
- Wygląda na to, że zostaniecie tu przez jakiś czas, bo nie puszczę Naru w takim stanie w świat. - zaczął. - Czeka go mały trening i was także, lecz to potem. - dodał. - Chodźcie za mną i nie zadawajcie żadnych pytań dopóki nie dojdziemy na miejsce. - zakończył i ruszył. Szli jakiś czas przez las, Rafael martwił się trochę czy aby nie ma tu gdzieś słynnych pułapek Izaaka. Zen i Kristina zastanawiali się tylko gdzie prowadzi ich gospodarz, lecz Naru zdawał się wiedzieć, nie rozmawiając ze sobą szli jeszcze jakiś czas, aż ich oczom ukazał się wielki wodospad przecięty u dołu przez płaski kamień niżej płynął już tylko płytki strumień wody.
- Więc tak, zaczniemy od Ciebie synku. - zaczął.
- Nie nazywaj mnie synkiem. - odburknął.
- Cicho siedź i nie przerywaj. - odrzekł Izaak. - Wyciągnij swój miecz. Naru zrobił co mu nakazano. Miecz zdawał się być solidny.
- Cóż za śmieć. Pewnie zabrałeś to któremuś z przeciwników, których spotykałeś na swojej drodze, ale mniejsza o to. Zetnij to drzewo. - nakazał. Kristina zdziwiła się, wciąż nie mogła przyzwyczaić się do umiejętności chłopca, nawet iż wiedziała, że nie jest w pełni człowiekiem. Zen i Rafael nie wyglądali na zdziwionych. Chłopiec zamachnął się i bez chwili zastanowienia ściął wielkie drzewo wskazane przez nauczyciela, które zsunęło się do tyłu, pod wpływem obmyślonego wcześniej cięcia. Kristina była pod wrażeniem, lecz Izaak niezbyt.
- Głupcze, czyż nie mówiłem Ci tyle razy byś podczas treningu ściągnął urok ze swej broni? - zbeształ go nauczyciel.
- Urok? - zdziwił się Zen. - Naru potrafisz posługiwać się magią?
- Zaskoczyłeś nas, nie wiedzieliśmy o tym. - wtrącił się Rafael.
- Wielu rzeczy o mnie nie wiecie i nie sądzę byście się prędko dowiedzieli. - odpowiedział ponuro jak zwykle Naru. Po chwili przejechał palcami po ostrzu, które nie zmieniło się.
- Dobrze, teraz zetnij ten pniak. Wskazał na pień ściętego wcześniej przez chłopca drzewa. Naru zamachnął się, lecz gdy uderzył ostrze rozleciało się.
- Więc to dla tego ten miecz był tak wytrzymały pomimo wielkiej siły Naru. - Oprzytomniał Zen. Izaak zdawał się być usatysfakcjonowany.
- Więc widzisz jak to jest z bronią nieprzystosowaną do właściciela i odwrotnie. - zaczął gospodarz. - Ale, jest to też Twoja wina. Nie oczyściłeś swojego umysłu, jak chcesz się w takim razie posługiwać mieczem? - pouczał go. - Tak więc z tego powodu tu jesteśmy. Musisz odzyskać równowagę, którą straciłeś choć tyle Cię uczyłem. Zaczniemy od najprostszej rzeczy. Mianowicie medytacji. Wodospad, który widzicie jest świętym miejscem oczyszczenia. W najdawniejszych czasach odbywały się tu szkolenia wojowników. Uważano, że gdy zaczniesz medytację na Tym kamieniu - Tu wskazał palcem na głaz przecinający dół wodospadu. - Woda, spływająca na takiego człowieka zmywa z niego wszelkie zmartwienia co pozwala im oczyścić umysł by mogli sprawnie posługiwać się swoim orężem. Gdyż trzeba zachować jasność umysłu gdy posługuje się mieczem. - zakończył głębokim wdechem. Więc chłopaki siądźcie tam na kamieniu razem z Naru i zacznijcie medytacje przez tyle czasu ile będzie wam potrzeba, aż poczujecie spokój. - rozkazał.
- Czemu my też mamy trenować? - Oburzył się Rafael.
- Bezy dyskusji! - Zdenerwował się Izaak.
Naru posłuchał nauczyciela, Rafael i Zen chodź niezadowoleni zrobili to samo. Mijały godziny, Kristina rozglądała się po okolicy, która była piękna, wokół wodospadu, było pełno zieleni, kraina jak z baśni. Po chwili dziewczyna zauważyła w rękach Izaaka dziwny worek, który wcześniej widzieli w jego domu. Podeszła do niego.
- Co jest w tym worku? - zapytała ciekawa. W tym samym czasie Zen z Rafaelem wrócili cali mokrzy i usiedli obok nich w słońcu, żeby się osuszyć.
- Właśnie co tam jest? - wtrącił się Rafael, który podczas zadawanego pytania był już wystarczająco blisko by usłyszeć.
- Dowiecie się w swoim czasie. - odpowiedział. - I jak tam po medytacji? - zapytał gospodarz.
- Czuje się dziwnie spokojny. - stwierdził Zen.
- Ja także. - potwierdził Rafael. - Lecz Naru chyba będzie medytował jeszcze jakiś czas. Wydaje się być bardzo skupiony.
- Tak, ma ku temu ważne powody. - powiedział tajemniczo Izaak. - Lecz nie łudźcie się. Nie zdradzę wam tajemnicy przeszłości mojego wychowanka. - Wyprzedził pytanie Zena Izaak.
- Czego go uczyłeś? - Zapytała nagle Kristina.
- Równowagi, opanowania.. - odparł zapytany.
- Nie rozumiem. - rzekł Zen.
- Gdy spotkałem go osiem lat temu. W ogóle nad sobą nie panował. Był bardzo niecierpliwy a do tego nieludzko silny. Nauczyłem go tego, panowania nad swoją siłą, nie mogłem pozwolić by wtedy to dziecko z obłędem w oczach zrobiło sobie krzywdę.
- Właśnie zdałem sobie sprawę, że nie znamy wieku Naru. - stwierdził Rafael. - Czy możesz nam chociaż to zdradzić?
- Cóż wypuściłem go w świat jakiś rok temu. Sądzę, że ma dziewiętnaście lat. Niestety nie wiem kiedy dokładnie się urodził i gdzie. Jeśli być szczerym, nie mogę wam wiele powiedzieć o nim, gdyż sam wiele nie wiem.
- Jest tylko dwa lata starszy niż ja. - stwierdziła Kristina.
- Ja mam osiemnaście lat. - odparł Rafael.
- Ja też. - powiedział Zen.
- Wygląda na to, że mój wychowanek jest tutaj najstarszy, lecz.. - zwrócił się do Kristiny. - Wymaga wciąż stałej opieki. - I uśmiechnął się.
- Tak. - potwierdziła jego słowa dziewczyna po czym również szeroko się uśmiechnęła. Po kilku godzinach rozmowy rozległo się szczekanie psa.
- To Puszek, skąd on się tu wziął? - zdziwił się Izaak.
- Pewnie przyszedł tu za swoim Panem. - stwierdził Rafael.
- Ale na co tak szczeka? - zastanawiał się Zen. Rozejrzeli się i ujrzeli Naru wychodzącego spod wodospadu. Puszek zaraz pobiegł w jego stronę, Naru schylił się po czym pogłaskał psinę i życzliwie się do niej uśmiechnął.
- Pierwszy raz widzę jego uśmiech. - powiedziała zszokowana Kristina. - Wygląda teraz jak całkiem inna osoba. - stwierdziła.
- Dla tego właśnie podarowałem mu tego psa. By nauczyć go czegoś o uczuciach. - Uśmiechnął się Izaak. Chłopiec podniósł się i skierował w ich stronę jego uśmiech zniknął. Wyglądał ponuro jak zwykle.
- Skończyłeś już? - zapytał Nauczyciel.
- Tak.
- I jak, czujesz spokój?
- Nic nie czuję.
- Ehh co ja z Tobą mam.- westchnął i rzucił mu worek. - Dobądź ich, a wy odsuńcie się. - dodał. Naru rozwiązał worek i wydobył dwa duże miecze, które ujął w obie ręce lecz te nagle.. Miecze zapłonęły ogromnym czarnym płomieniem.
- Odstaw je! - krzyknął Izaak. Naru puścił miecze. W momencie gdy przestał je trzymać płomienie zgasły.
- Nie jesteś jeszcze gotowy by ich używać i nie będziesz dopóki nie nauczysz się kontrolować swoich uczuć.
- Co to było? - zapytała zdziwiona Kristina.
- Legendarne bliźniacze miecze In's thed.-Mówił powoli zaintrygowany ostrzami Zen.
- Masz rację. - potwierdził Izaak. - Powiedz co jeszcze o nich wiesz? - zasugerował gospodarz.
- Nie wiadomo, gdzie je wykuto, lecz to bardzo niebezpieczna broń. Według legendy używał ich kiedyś niepokonany, król tej krainy tysiące lat temu. Nikt już nie pamięta jak się nazywał i skąd wziął te miecze, lecz są to ostrza magiczne, których siła drzemie w uczuciach właściciela. Jednocześnie podczas przelewania uczuć w ostrza, umysł właściciela jest najczystszy gdyż wszystkie uczucia, lub emocje, tłumione w nim, są właśnie w nich. Mając te miecze Naru mógłby nie tracić nad sobą kontroli. Rękojeść, której zdobienia osłaniają dłoń dobywającej broń osoby, przez smoki wyrzeźbione tam. To gładkie i ostre ostrze, wykrzywione lekko u końca miecza, z pustą dziurą w środku. To nie jest pomyłka to na pewno one! - Ekscytował się Zentharis.
- Już spokojnie, bo się zakochasz. - zadrwił Rafael. - Skąd tyle i nich wiesz?
- Ta wiedza jest przekazywana z pokolenia na pokolenie u Elfów.
- Masz rację, lecz ta broń może być niebezpieczna, w rękach Naru z umysłem w tym stanie. - wtrącił się Izaak.
- Ale czym był ten czarny płomień? - zapytała przestraszona Kristina.
- To nie był płomień, to było odzwierciedlenie uczuć tego kto ją dobywał. W tym przypadku Naru. Odzwierciedlenie negatywnych uczuć, nienawiści, cierpienia, niepokoju, żal winy i temu podobne. - odpowiedział Elf.
- Nie ugasisz tych „płomieni” Izaak. - powiedział ponuro Naru.
- Wiem, nie całkowicie, lecz nauczę Cię go kontrolować. Będziesz gotowy by ich używać gdy dowiemy się co zakłóciło równowagę Twojego umysłu. Wtedy „płomień” na ostrzach nie będzie wystawał ponad szeroką dość rękojeść miecza. - oświadczył.
- Mimo iż wydaje się być zawsze spokojny i opanowany tłumi w sobie tyle emocji. - szeptała do siebie Kristina, lecz wszyscy ją słyszeli. - To smutne.
- Skoro medytacja nie pomogła Ci zapanować nad tym co czujesz, zdaje się, ze to coś innego, nie wymażesz bólu, i nienawiści, którą czujesz, lecz żal winy, o którym wspomniał Zen. Z tym da się coś zrobić. Powiedz czego tak żałujesz? Co Cię tak boli? - zapytał Izaak. Naru milczał, jego szkarłatne oczy wpatrzone były w strumień.
- Naru? - zapytała zatroskana Kristina, lecz on wciąż milczał.
- Może chodzi o sprawę morderstwa tego chłopaka? Toma? - wypalił Zen.
- Zamknij się! Masz niewyparzony język. - Zdenerwował się Naru. - On.. On mi nie wybaczył i wątpię by mógł to zrobić. Nienawidzi mnie i nic z tym już się nie zrobi. Nie dziwię mu się zresztą. Miał mnie za przyjaciela, a ja go zamordowałem. - Denerwował się.
- Naru, to nie Twoja wina. - Próbowała go pocieszyć dziewczyna. Naru rozwarł dłonie.
- Na tych dłoniach jest krew Toma, nic tego nie zmieni. - powiedział wpatrując się w nie.
- Jeśli do odzyskania równowagi umysłu potrzebne Ci jego przebaczenie da się coś z tym zrobić. - oświadczył gospodarz. Wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem. - Od jakiegoś czasu spotykam się z pewną wróżką. Miała wpaść do mnie dziś wieczorem, czyli za klika godzin, bo już trochę czasu dzisiaj poświęciliśmy. Może załatwić Ci spotkanie z tym chłopcem. Więc czekajmy cierpliwie. A tymczasem wracajmy odpocząć. - zaproponował. Tak więc zaczęły się przygotowania do powrotu do domku Izaaka.
***
Wieczór się zbliżał, atmosfera było dość nerwowa, Rafael i Zen byli ciekawi jak to będzie wyglądać, Kristina nie mogła się doczekać aż zobaczy się z bratem i pożegna się z nim należycie. Naru znowu był bardzo zdenerwowany. Wciąż siedział na dachu domku i patrzył w swe dłonie. Nie czuł smutku, czy radości. Nie wiedział nawet co powinien czuć był po prostu zdenerwowany. Siedząc tak i wpatrując się w niebo, zdawało mu się, że czas za szybko płynie. W pewnym stopniu miał racje za kilkanaście minut miała przybyć wróżka. Rozmyślając wciąż o przeszłości związanej z Kristiną i Tomem nie zauważył jak dziewczyna podeszła do niego i usiadła obok.
- Widać bardzo lubisz wysokie miejsca. - zaczęła.
- Tak. - odpowiedział zaskoczony chłopiec.
- Tak jak u uzdrowiciela z naszej wioski i Anny. Tak teraz tutaj. - kontynuowała.
- Także wysokie drzewo u was we wsi. To był ostatni raz gdy rozmawiałem z Tomem.. Zanim go zabiłem.. - Zamyślił się i spuścił głowę w dół. Kristina objęła go.
- On Ci wybaczy, nigdy nie lubił konfliktów. - Pocieszała go towarzyszka ściskając coraz mocniej.
- Nie sądzę. - odpowiedział ponuro przypominając sobie ostatnie słowa Toma.
- On Ci wybaczy, przez wzgląd na to, że chroniłeś mnie przez cały ten czas. Ja zawsze byłam dla niego najważniejsza, ucieszy się wiedząc, że przy tobie jestem bezpieczna. - Wciąż go pocieszała.
- Raczej w niebezpieczeństwie. - odparł.
- Nie, bezpieczna. Wierzę w Ciebie. - rzekła. Naru uronił krwawą łzę.
- Naru! Już przybyła! - Usłyszał głos z dołu. Naru z Kristiną zeszli na dół i weszli do chatki. Ujrzeli kobietę w długiej kolorowej szacie, z szerokimi rękawami, na szyi miała pełno różnorakich wisiorków a na palcach pierścieni. Była trochę pomarszczona, jak by w wieku Izaaka i wyglądała na przygotowaną do rytuału.
- Więc to wy chcecie porozmawiać ze zmarłym? - zapytała podchodząc do Naru i spoglądając mu głęboko w oczy.
- Skąd wiesz? - zapytał Rafael.
- Powiadomiłem ją o wszystkim jakiś czas temu. Wysłałem jej list. - odparł szybko Izaak. - Wszystko jest gotowe, a w kominku jest płomień. Tak jak chciałaś. - skierował się w stronę nowego gościa.
- Dobrze więc, jesteście gotowi? - zapytała kobieta. - Ach tak gdzie moje maniery? Jestem Archidea wróżka. - dodała szybko. - Nie musicie się przedstawiać, wiem o was.
- Tak. - odparł stanowczo Naru, reszta też była gotowa i zdziwiona.
- Będę potrzebowała czegoś co należało do niego i w odpowiednim czasie, by ktoś ważny go zawołał.
- Mam coś takiego. - rzekła Kristina wyciągając z kieszeni swej sukni srebrny sygnet. - Dał mi to kiedyś. Jestem jego siostrą.
- Dobrze więc to powinno wystarczyć. Usiądzie wszyscy naokoło kominka. - nakazała. Wszyscy usłuchali jej. Naru był coraz bardziej zdenerwowany a reszta podekscytowana. Archidea zaczęła wypowiadać jakieś magiczne zaklęcia, powoli kreśląc jakieś pieczęcie palcami na płomieniach w kominku.
- Wykrzycz jego imię Kristina. Krzycz tak głośno by usłyszano Cię w zaświatach. Teraz! - nakazała wróżka.
- Tom! - krzyknęła dziewczyna. A w kominku zaczęło się coraz bardziej iskrzyć, płomień przebarwił się na ciemny niebieski a z niego wyłoniła się sylwetka, która z czasem zaczęła stawać się coraz bardziej wyraźna i nabierać kolorów. Naru chciał uciec, nie był przerażony, lecz nie wiedział co zrobić, jego ręce drżały. Zen, Rafael i Izaak przyglądali się uważnie, a Kristina chciała już porozmawiać z bratem. Ich oczom ukazał się Tom. Był tak samo ubrany jak w dniu śmierci. Chłopiec uśmiechnął się do Kristiny i wyciągnął do niej rękę. Dziewczyna też wyciągnęła swoją, lecz gdy tylko chciała go dotknąć jej dłoń przeszła przez dłoń Toma.
- No tak ja już nie żyję. - zaczął chłopiec gdy już oprzytomniał po przywołaniu. - Ty mnie wołałaś? Coś się stało?
- Cieszę się, że znowu Cię widzę. - Uradowała się Kristina aż popłynęły jej z oczu łzy.
- Też się cieszę. - Uśmiechnął się Tom. - Lecz nie rozumiem. Czemu tu jestem? - zapytał.
- To ja Cię przyzwałam. - wtrąciła się Archidea. - Ponieważ jest tu ktoś kto chce z Tobą porozmawiać. - Wskazała palcem na Naru, który powoli wstawał. Pięści wciąż miał zaciśnięte a dłonie mu drżały.
- No proszę mój zamaskowany przyjaciel. - zaczął uradowany Tom.
- Nie nazywaj mnie tak! - przerwał mu Naru. - Zamordowałem Cię a Ty wciąż mnie nazywasz przyjacielem? - Denerwował się.
- Głupek, bo wciąż nim jesteś. Moim przyjacielem. To Twoja demoniczna połowa to zrobiła. Nie Ty. Choć Twoimi rękami, to nie zrobiłeś tego Ty.
- A twoje ostatnie słowa? „Nienawidzę Cię Ty potworze..” - zapytał Naru. Sytuacja wokoło zrobiła się poważna. Wszyscy dowiedzieli się co tak bolało chłopca. Naru nie mógł już wytrzymać napięcia.
- Nie to miałem na myśli. Chciałem powiedzieć co innego, lecz brakło mi czasu. Ostatecznie te słowa miały brzmieć. „Nienawidzę Cię Ty potworze. Zostaw mojego przyjaciela w spokoju i nie nękaj go więcej.” To była moja prawdziwa myśl. - powiedział spokojnie Tom.
- Czyli to znaczy.. - Naru nie dokończył.
- Tak, wybaczam Ci. Jeśli tego potrzebujesz. Chociaż myślę, że tu nie ma co wybaczać. Nie Ty to zrobiłeś. - odpowiedział znowu spokojnie. - Wiecie, muszę wracać. Mój czas tutaj dobiega końca, lecz muszę wam coś powiedzieć. Naru nie jesteś sam i zawsze będziesz mi przyjacielem. Szkoda tylko, że nie ujrzałem Twojej twarzy jak chciałem, lecz wciąż jest dobrze. A Ty Kristina opiekuj się nim. On Cie potrzebuje bardziej niż myśli. Jesteś dla niego cenna. Widać to gołym okiem. Pamiętajcie, że będę zawsze przy was. - powiedział szybko. - teraz żegnajcie. - zakończył po czym machnął do nich dłonią i ulotnił się niczym dym. W kominku wygasło. Naru nie wytrzymał. Stracił siły w nogach i osunął się na kolana. Z jego oczu wypłynęły łzy, lecz tym razem nie były one krwawe, lecz najczystsze łzy. Prosto z serca.
- Mówiłam Ci, że tak będzie. - powiedziała Kristina po czym podeszła i go objęła. Wszyscy byli zdumieni. I przez jakiś czas nic nie mówili. Seans trwał dłuższy czas, lecz Naru i Kristina odczuli to jak chwile. Chłopiec czuł ulgę, miał na sumieniu jeden grzech mniej. Otrzymał wybaczenie, którego tak bardzo potrzebował. Z oczu wciąż płynęły mu łzy. Łzy szczęścia.
- Dziękuję. - wyszeptał tylko.
- Dobra dzieciaki, koniec widowiska, zostawcie dorosłych samych a rano dokończymy wasz trening. - nakazał stanowczo Izaak a cała reszta usłuchała się go. Kristina tym razem poszła do wyznaczonego jej pokoju, wiedziała, że Naru potrzebuje teraz chwili samotności by pozbierać myśli. Chłopiec noc spędził jak zwykle na dachu. Na drugi dzień wszyscy z samego rana wraz z Izaakiem poszli do miejsca, gdzie dzień wcześniej trenowali.
- No proszę synku. Wyglądasz dziś nieco lepiej. - zaczął nauczyciel. - Weź tego śmiecia. - Rzucił mu stary miecz. - I teraz rozetnij ten pniak, na którym wczoraj złamałeś ostrze. Tylko pamiętaj skup się. - nakazał. Naru chwilę stał i zastanawiał się. Wyglądał naprawdę spokojnie. Po chwili zamachnął się i precyzyjnym cięciem ściął pniak, lecz miecz po cięciu rozleciał się.
- Tym razem to już tylko wina ostrza. Przyszykowałem na ten trening parę mieczy. Jesteś po prostu za silny, lecz zanim otrzymasz In's thed musicie wspólnie zrobić jedną rzecz. - Tutaj uśmiechnął się podejrzanie.
- Czemu powiedziałeś „musicie”? - zainteresowała się Kristina.
- Ciebie to nie dotyczy. Chłopcy musicie pokazać mi co potraficie w walce. - Ucieszył się po czym rzucił Naru dwa zwykłe miecze.
- Nie wystarczy Ci sama walka z Naru? Jest tutaj najsilniejszy. - stwierdził Rafael.
- Nie. Chcę zobaczyć wasza współpracę. - odparł gospodarz. - Dobrze więc, znając was młodych poniszczylibyście wiele drzew a ja nie miałbym gdzie umieszczać swoich pułapek po tym, więc koło strumienia powinno być nam wygodniej walczyć. - zaproponował Izaak. Naru złapał swoje miecze tak by ostrza były skierowane w jego stronę, lecz po zewnętrznej stronie rąk ostrzami do zewnątrz, jak by przygotowany do cięć i ugiął kolana. Zen też przygotował swój miecz tak samo jak Rafael swe sztylety.
- Naru walczysz dwoma mieczami? Czemu więc do tej pory używałeś tylko jednego? - zapytał Zaintrygowany Zen.
- Bo gdybym znowu przestał się kontrolować, mógłbym was wtedy pozabijać. - odpowiedział.
Przez chwilę zapanowała cisza. elfowi zrobiło się przykro. Oprzytomniał i zdał sobie sprawę, że w dzień, w którym prawie umarł, gdy walczył z przywódcą buntowników. Wystawił się na takie niebezpieczeństwo tylko dla tego, że nie chciał zranić swoich kompanów. Zaczął powoli zniechęcać się co do planu zabicia go jak potwora gdy nadarzy się okazja. A powoli traktować jak przyjaciela, lecz wiedział, że przeczy sam sobie jako paladyn i spodziewał się konsekwencji, które przez to mogą nadejść.
- Jego pozycja wskazuje na walkę przystosowaną do cięć i bardzo do defensywy, jak on zamierza tak walczyć? - Zastanawiał się w myślach Rafael, który jak Naru był użytkownikiem dwóch broni.
- Dobrze więc zacznijmy, walczcie z zamiarem zabicia i nie martwcie się. Mnie i tak nic się nie stanie. - odpowiedział prowokacyjnie pewny siebie nauczyciel. Naru przyzwyczajony już do zachowań swego nauczyciela zniknął by za chwile pojawić się za Izaakiem wymierzając cios mieczem w jego głowę, mężczyzna uchylił się i od razu próbował nogą skopać trzymające się na ziemi nogi ucznia, lecz ten wbijając jeden z mieczy w ziemię podskoczył i znajdując się przez chwilę do góry nogami w powietrzu nad Izaakiem, drugim mieczem zaatakował go ponownie, Izaak uskoczył. Naru również oddalił się od przeciwnika, zaraz po wylądowaniu na ziemi.
- Czego się tak gapicie? Macie walczyć! - wrzasnął gospodarz wyciągając swój miecz. Zen i Rafael podbiegli do towarzysza przygotowani do walki. Izaak trzymając w dłoni swój miecz zaczął bieg w stronę chłopców jak i oni. Gdy tylko znaleźli się blisko, Zen podskoczył i wymierzył kopniaka w głowę Izaaka, który natychmiast zablokował cios wolną ręką jednocześnie blokując mieczem kolejny cios sztyletem, wymierzony w jego żebra. Natychmiast odrzucając ręką Zena, który robiąc salto w tył wylądował na ziemi. Podskoczył szybko trzymając się miecza, po czym szybko wymierzył kopniaka w Rafaela, którego odrzuciło z miejsca i wylądował w jeziorze pod wodospadem. Naru jednocześnie korzystając z okazji wymierzył znowu cios mieczem, w szyję Izaaka, lecz tym razem od frontu, ten zaś uchylił się, lecz prawie natychmiast ujrzał wymierzonego w niego kolejnego kopniaka, którego zablokował ręką. I chwilę potem kopnął Naru w brzuch, który również wpadł do jeziora.
- Niesamowite. - stwierdził Zen.
- Gdzie wasza współpraca, dzieciaki? - Irytował się Izaak. I ruszył w stronę elfa, który na chwilę opuścił gardę złapał go wolną ręką za kołnierz, po czym również wrzucił do jeziora.
- Ochłońcie teraz trochę i zacznijcie wreszcie współpracować. Jesteście trzech a ja jeden. A najbardziej pobici jesteście wy. - zbeształ ich Izaak ponownie.
- Ma rację, on jest jeden a nas trzech z czego dwóch z nas używa dwóch ostrzy a on tylko jednego. - Zauważył Zen.
- My z Naru zablokujemy jego ręce, jako że używamy dwóch ostrzy a reszta zależy od Ciebie. - Wykombinował Rafael. Chłopcy zgodzili się. Naru pobiegł pierwszy, Rafael za nim uważnie obserwując jak on zamierza blokować Izaaka, z pozycją startową do walki przystosowaną do cięć, lecz Naru zaskoczył go. W trakcie ułamka sekundy podrzucił lekko miecz i szybko złapał ostrzem do przodu, zablokował wymierzony w niego cios mieczem po czym drugi miecz wbił w ziemię ostrą stroną miecza w stronę Izaaka tak by uniemożliwić mu kopnięcie. I ręką złapał dłoń w której nauczyciel trzymał miecz. Gdy ten chciał zamachnąć się druga ręką pojawił się Rafael, który jedną nogą nadepnął drugą nogę Izaaka po czym złapał go za rękę a sztylet przyłożył do jego mięśnia w razie gdyby chciał wykonać jakiś nagły ruch ostrze miało ciąć go. Rafael biegł już w ich stronę mierząc w Naru, który stał przodem do Izaaka. Wyglądało to jak by chciał przebić Naru i jednocześnie, trafić w Izaaka, ale Zentharis chciał wykorzystać dziurę, którą chłopiec miał w miejscu serca. Widział jak wtedy w jaskini strzała przeleciała na wylot nie krzywdząc go. Naru wiedział o tym, lecz wciąż czuł, że nie może mu zaufać. Odskoczył wystawiając Elfa na cios od Izaaka, lecz ten zrobił unik i złapał jego pięść. Naru wylądował za nauczycielem i zatrzymał swój miecz kując Izaaka w plecy.
- Dobra robota. Chociaż Naru nie możesz zawsze być taki nieufny. Nie używałem magii jak i wy, lecz gdybym jej jednak użył, twój kompan mógłby już nie żyć. Przez Twój brak zaufania. - pouczył go ponownie.
- Nic już na to nie poradzę. - zakończył krótko Naru.
- Przyszłość może jeszcze wiele zmienić. - stwierdził Rafael.
- Wygraliście, więc Naru mogę wręczyć Ci In's thed jak obiecałem. Chodźcie do pniaka. - nakazał nauczyciel. Wszyscy poszli za Izaakiem ten ponownie rozwiązał swój worek po czym podał Naru dwa bliźniacze miecze. Chłopiec pewnie sięgnął po rękojeści mieczów.
- Wszyscy odsunąć się. - ostrzegł gospodarz. Z ostrzy płomień ponownie buchnął, lecz po chwili zaczął się stabilizować aby już za parę minut zmienić się w czarną aurę, która lekko oświetlała miecz.
- No synku udało Ci się. - pochwalił ucznia Izaak.
- Szkoda, że nie nacieszycie się tym dłużej. - Rozległ się złośliwie głos, którego właściciel powoli wyłaniał się z lasu a za nim wyszło kolejnych trzech. Wyglądali tak samo jak Ci na pustyni.
- Dobra krewniaku zobaczmy czego się nauczyłeś. - zachichotał. Nagle przed chłopcem pojawił się Puszek, który zaczął obszczekiwać napastników.
- Irytujesz mnie kundlu! - krzyknął napastnik po czym zamachnął się mieczem na psinę, lecz Naru wyskoczył na drogę miecza osłaniając swym ciałem psa i otrzymał cięcie przez plecy.
- Naru! - krzyknęła Kristina, która chciała podbiec, lecz zatrzymał ją Izaak. Naru nie wydał z siebie żadnego dźwięku.
- Głupcze, po co to zrobiłeś? Przecież to tylko pies. - oburzył się Rafael.
- A Ty jesteś tylko marnym człowieczkiem a jednak ktoś by zapłakał po Twojej śmierci! Gdy byłeś w potrzasku i odrzuciłeś życie pomogłem Ci jednak! - krzyknął chłopiec. Rafael zamilkł. Naru odrzucił psa Kristinie, która złapała go zdziwiona tym co chłopak właśnie zrobił. I delikatnie trzymała. Zen i Rafael wyciągnęli swoje bronie i już szykowali się do ataku.
- Zostawcie ich mnie. To mój problem. - Powstrzymał ich Naru.
- Po to przeszliśmy przez ten trening, by podzielić ten problem na nas troje. - oburzył się elf.
- Z resztą.. Róbcie co chcecie. - rzucił Naru i zaatakowali. Kiedy tylko chłopak zamachnął się jednym ze swych mieczy by ściąć, głowę przeciwnika, ten uchylił się i prawie natychmiast zaatakował mieczem brzuch Naru, lecz nie zdążył gdyż w tym czasie otrzymał cios sztyletem, od Rafaela, który nagle pojawił się za nim. Zostało jeszcze czterech zaatakowali jednocześnie, Zen złapał jednego za ramię i używając go jako podpory uskoczył ciosu zadanemu z tyłu i lądując wepchnął napastnika na miecz jego towarzysza. Naru tymczasem przebił przez plecy tego pierwszego, jednocześnie podpierając się mieczem wbitym w ziemię podskoczył i kopnął napastnika, który atakował Zena broniącego się przed jeszcze jednym. Napastnik odrzucony pod wpływem siły chłopca jeszcze nim wylądował na ziemi został trafiony przez sztylet nożownika, który został w niego rzucony a ostatni przeciwnik, został przebity jednocześnie przez Naru jak i Zentharisa z obu stron. Walka zakończyła się. Izaak tylko przyglądał się wynikom treningu. Wierzył, że jego uczeń jak i jego kompani poradzą sobie. Kristia od razu wzięła się za leczenie rany na plecach Naru. Mimo wszystko nie była głęboka a z przeciwnikami trudno im nie poszło.
- Świetnie od kiedy używasz dwóch mieczy Twoje umiejętności znacznie wzrosły. - chwalił go nauczyciel. - I nie musiałeś używać uroku na mieczach, widać doskonale się przystosowaliście do siebie wraz z ostrzami. - chwalił wciąż.
- A właśnie Naru, czy Ty jesteś Wizardem? - zapytał nagle Zen, lecz Naru nie odpowiedział.
- Kim jest Wizard? - zapytała Kristina.
- To człowiek, który posługuje się biegle zarówno mieczem jak i magią. Jest ich bardzo niewielu, inaczej znani jako geniusze epoki, bo teoretycznie nikt nie jest w stanie nauczyć się tych dwóch umiejętności. - wyjaśnił Zentharis.
- Naru naprawdę posługujesz się magią? - Zachwyciła się Kristina.
- Jeden urok nie czyni zemnie Wizarda. - odpowiedział jak zwykle ponuro.
- Może umiesz coś więcej tylko to ukrywasz? - zapytał podejrzliwe Rafael, lecz Naru znów zamilkł.
- Musimy się zbierać. Już niewiele nam pozostało i dojdziemy do stolicy. - Zmienił nagle temat wypytywany chłopak.
- Racja pozostała wam ostatnia prosta. - zatwierdził Izaak. - Pozwólcie, że przygotuję was do podróży i wyruszycie jutro.
- Jutro o świcie wyruszymy i powinniśmy dojść na miejsce przed zmrokiem. - potwierdził Rafael. Zen i Kristina nie mieli nic przeciwko. Reszta dnia minęła szybko. Kiedy nazajutrz o świcie zbierali się się do drogi Izaak zaczepił towarzyszy swojego wychowanka:
- Gdyby jednak Naru stracił nad sobą kontrolę, nie pozwólcie mu dotknąć mieczy. - ostrzegł. - Uważaj na niego, bo prawdopodobnie jesteś jedyną osobą, której był stanie zaufać, nie zepsuj tego. - zwrócił się na końcu do Kristiny, a kiedy przytaknęła ze zrozumieniem oddalił się do chatki. Naru nie zauważył nic gdyż tym razem wyruszył pierwszy i nie czekając na nikogo szedł dalej. Kompani dogonili go i kontynuowali swą podróż ku stolicy, która była coraz bliżej.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.