Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Bardzo straszna Draksylwania

Rozdział 4 - Draksylwańska gościnność. Coraz bliżej kultury.

Autor:Tula
Korekta:Dida
Serie:Slayers
Gatunki:Fantasy, Komedia, Przygodowe
Dodany:2010-10-19 15:35:57
Aktualizowany:2010-10-19 15:35:57


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Kiedyś Draksylwania była bogatym krajem, a jej miasta stanowiły ważne punkty handlowe w drodze na wschód, jako że kraj był długim i wąskim pasem lądu. Jednak od czasu upadku rodziny królewskiej i wykształcenia się łowców wampirów - zbirów, kupcy zaczęli szukać okrężnej drogi. Draksylwania, pozbawiona turystów i możliwości powrotu dobrze rozwiniętego handlu, położona na górzystym terenie, nie pozwalającym na dużą uprawę roli, zaczęła wtedy podupadać, nie wspominając już o buntach przeciwko nowej władzy. Czasy biedy jednak okazały się dla nowych władców korzystne. Wywodzili się oni bowiem od nieślubnego syna kuzyna ostatniej księżniczki czystej krwi, a zmęczony lud przestał protestować. Można było powoli stawiać kraj na nogi.

Kiedy Lina i jej towarzysze przekraczali granice Draksylwanii, władcą był Robert XII. Był on najmłodszym synem poprzedniego króla, ale jego brat uciekł, kiedy dowiedział się, jak biednym krajem ma władać. Robert XII czekał więc, aż jego pięcioletnia siostra osiągnie pełnoletniość, by wtedy przekazać jej władzę i samemu uciec. Tymczasem jednak rządził dobrze, nie mieszając się w żadne konflikty z łowcami wampirów ani nikim innym.

- Miasto! Nareszcie jakaś cywilizacja!

Lina, choć głodna i zmęczona, przyspieszyła kroku. Trudno było nazwać powstałą na ruinach miasta wioskę, jakich pełno było w Draksylwanii, ale zawsze była to gwarancja normalnego łóżka i posiłku.

Filia szła na końcu, wściekła przede wszystkim na Xellosa, a w drugiej kolejności na Linę, która nie potrafiła utrzymać języka za zębami. Oczywiście, wszyscy stwierdzili, że to wspaniałe i obiecali, że będą ją wspierać. Amelia postanowiła nawet napisać w przyszłości długą pracę na temat miłości między rasami. Z jakiegoś powodu Filia nie poczuła się lepiej.

Lina znikła między budynkami, kierując się do gospody. Jej wrzask sprawił, że pozostali przebiegli odcinek dzielący ich od czarodziejki, wszyscy z bronią w ręku.

- Co się stało?! - zawołał Zelgadiss.

- Gospoda jest zamknięta od miesiąca! - zawyła Lina. -To niesprawiedliwe! - kontynuowała, nie zważając na to, że jej towarzysze właśnie zaliczają glebę. - Noce pod gołym niebem! Dodatkowe narażenie na ataki! Marsz na czczo! Staruszek szukający szczęścia! Wcześniej zawsze były normalne gospody!

- Jak dziecko - skwitowała Filia.

- Przeżyłam stres i nic nie zyskałam - chlipnęła Lina. - Nawet złotej monety…

- Proszę pani.

Niski chłopak, na oko trochę młodszy od Amelii, pociągnął Linę za płaszcz. Miał krótkie brązowe loki i proste ubranie, wskazujące na to, że nie żyje na skraju nędzy, ale na chleb i tak odkłada skrupulatnie każdy grosz.

- Możecie przenocować u mnie - zaproponował.

Cała piątka zawahała się.

- A co twoja mama na to? - zapytała łagodnie Filia.

- Mama już się przyzwyczaiła - odparł chłopak. - No i zawsze trochę zarobimy, prawda?

- Mama kazała ci nas zaprosić? - zdziwiła się smoczyca.

- Chętnie skorzystamy- powiedziała szybko Lina. - Pokaż nam, gdzie mieszkasz.

To była okazja, jakiej Lina nie mogła przegapić.

- Co ty, Lina! - syknęła Filia. - Chcesz wykorzystać biedne dziecko?

- Nie. Chcę zakosztować tutejszej kultury.

- Nie słyszała pani o tym? - zdziwiła się Amelia, widząc, że Filia nic nie rozumie. - To draksylwańska tradycja. Jeśli gospoda jest zamknięta, zapraszają cię miejscowi.

- Co drugi przypadek kończy martwy i okradziony - dodała pogodnie Lina. - Będzie dobrze. Nam nie mają czego ukraść.

Jak się okazało, Zelgadiss i Gourry wiedzieli na ten temat równie dużo, co smoczyca, ale w przeciwieństwie do niej nie obawiali się obudzić z rozciętym brzuchem - trudno było przeciąć Zelgadissa, a Gourry, chociaż nie do końca zrozumiałby pobudki zbirów, na pewno nie dałby sobie czegokolwiek rozcinać.

- I co byście zrobili bez skarbnicy wiedzy, Liny Inverse? - zachichotała Lina.

Teraz, słyszący każde słowo chłopiec, powinien przyznać, że o niej słyszał. Ale nie, poprosił tylko, by szybko poszli za nim. „Czyżby”, pomyślała Lina z przerażeniem, „moja sława za mną nie nadążała?”

W domu chłopca powitał ich silny zapach czosnku. To również było częścią kultury Draksylwanii - choć liczba wampirów zmalała, tutejsi ludzie ciągle dmuchali na zimne. Matka chłopca ucieszyła się na widok gości i szybko wzięła się za przyrządzanie kolacji. Okazała się sympatyczną, pogodną osobą.

- Jak dobrze, że tu trafiliście! - powtarzała radośnie. - To piękny kraj, tylko niedoceniony. Choćby nasza piękna stolica, miasto Skała. Podziemia Skały są przepiękne! A za Skałą są piękne punkty widokowe...- przedstawiła jeszcze parę propozycji i zakończyła mowę słowami: - Mam nadzieję, że wam się spodoba i wrócicie tu kiedyś ze znajomymi. Koniecznie wtedy zajrzyjcie do naszej wioseczki!

Goście mogli tylko dziękować, i to krótko, bo gospodyni na każde ich słowo reagowała entuzjazmem i zestawem pochwał pod ich adresem. A to pani Lina jest przemądra, a to pan Zelgadiss jest niezwykle uprzejmy, a to pan Gourry jest naprawdę cierpliwy i bardzo jej miło, że potakuje jej słowom.

Wreszcie przed gośćmi postawiono pełne talerze.

- Dziękujemy bardzo, proszę pani - powiedziała Amelia, zanim zaczęła jeść.

- Och, jesteście tacy mili i zabawni! - zawołała gospodyni, z zachwytem patrząc, jak Lina i Gourry czyszczą swoje talerze w zastraszającym tempie. - Cieszę się, że wam smakuje! Jak to dobrze, że Kajtuś was przyprowadził! Rzadko trafiają się tak uprzejmi goście!

Kajtuś siedział cicho i spokojnie, niepodobny w niczym do matki. Odczekał, aż goście wypoczną, a matka umilknie, i zaproponował wróżenie.

- Och, Kajtuś, syneczku, nie płosz gości - upomniała go matka, pochmurniejąc nieco. - Widzicie - zwróciła się do gości - Kajtuś jest niezwykle zdolny, piękne dziecko! Ma niesamowitą wyobraźnię, naprawdę! Do tego…

- Mamo, oni nie wybiegną z krzykiem jak ci ostatni - przerwał matce Kajtuś.

Kobieta uspokoiła się nieco, ale nie odrywała od gości oczu, jakby spodziewała się, że uciekliby nawet kominem, gdyby tylko w chacie był komin.

- Wróżenie? - zapytała zaciekawiona Lina. - Masz na myśli linie dłoni, karty i te sprawy?

- Nie - odparł spokojnie Kajtuś. - Mam na myśli prawdziwe wróżenie. Mogę wam powiedzieć, co najpewniej się wydarzy.

Filii niezbyt spodobał się ten pomysł. Odnosiła się do jasnowidztwa sceptycznie, odkąd trafiła na wróżkę, która przepowiedziała jej, że umrze śmiercią naturalną. Naprawdę, niespotykana wręcz zdolność jasnowidzenia.

- Powiedz… - zaczęła Lina.

- Byłbym wdzięczny za troszkę pieniędzy- zaznaczył Kajtuś i podał kwotę, która mała nie była. - Przecież dla was i tak coś zostanie - dodał.

- Taak? To ile mamy w sumie pieniędzy? - zapytała Lina.

Ku jej zdumieniu, Kajtuś nie tylko podał dokładną sumę, ale nawet wiedział, ile pieniędzy będą mieli nazajutrz. Lina wątpiła, by umiejętności matematyczne chłopca były wyższe niż policzenie dziesięciu jabłek. A jeśli chodzi o pieniądze, to tylko Amelia je miała, więc cena nie grała roli. Księżniczka pożyczyła więc potrzebną kwotę czarodziejce, bardziej z dobrego serca niż z przekonania do zdolności Kajtusia.

Przekonanie do zdolności chłopca żywiła z pewnością jego matka.

- Nie miejcie mu za złe, jeśli przepowie wam zły los - uprzedziła gości. - Ludziom w wiosce powiedział kiedyś co ich czeka. Udają, że go nie widzą, gdy przechodzą obok. Uznają Kajtusia za coś, co przynosi zły los. Ale Kajtuś tylko ich ostrzega - jęknęła kobieta. - Czy to jego wina, że ludzie nie chcą niczego zmienić sami?

Amelia zajęła się pocieszaniem gospodyni, a Lina zapytała o swoją przyszłość:

- Będę bogata, tak? - dopytywała się. - Wyjdę za księcia, tak?

Kajtuś milczał chwilę, zanim odpowiedział:

- W tej chwili widzę tylko grób, panno Lino - rzekł cichym głosem. - To duży grób. I widzę dużo złota… Tak, złoto w wielkim pałacu… I jeszcze... Ach, już wiem. Może pani umrzeć - zakończył beztrosko.

- Co? Ja? Umrzeć?! - zawołała Lina. - Nie ma mowy!

- Jeśli nie chce pani umierać, proszę nie zabierać niczego księżniczce.

- Księżniczce? Amelii?

- Nie wiem… - ciągnął Kajtuś coraz ciszej. - Widzę jeszcze kogoś w grobowcu, razem z panią. Trzymacie się za ręce, chyba go pani lubi. Nie widzę dokładnie, ale na pewno nie jest to człowiek. Ma ciemne włosy… Może fioletowe… Tak. To wszystko.

Kajtuś odwrócił się do Zelgadissa, a Lina zaczęła analizować zasłyszane informacje. Ktoś, kogo lubi… a raczej będzie lubić. Fioletowe włosy. Nie jest człowiekiem…

Cholera.

Fioletowe włosy były wynikiem mutacji i występowały tylko u nieludzi.

Niemożliwe. Przecież na świecie jest cała masa fioletowowłosych nieludzi. Może chłopak zmyślił tę część. Ale nie, raczej nie kłamał.

Filia widocznie myślała o tym samym, bo nie powstrzymała się od komentarza:

- No, Lina, czyżbyś miała uwolnić mnie od Xellosa? - zapytała ze śmiechem.

- Jest mnóstwo innych możliwości - prychnęła Lina. - Nikt nie powiedział, że to tak ma być. Prawda, Kajtusiu? - zwróciła się błagalnym tonem do chłopca, ale ten zajmował się Amelią i nie zwracał na czarodziejkę uwagi. - I tak nie wierzę w jasnowidzów - dodała ponuro Lina.

- Słyszała pani?! - zawołała nagle Amelia, a Kajtuś wbił wzrok w Filię. - Będę władać Saillune długo i szczęśliwie!

- Typowe- mruknęła Lina. - Moc jasnowidzów polega na tym, że mówią ci to, co chcesz usłyszeć.

- Przecież nie spodobała ci się wróżba - zauważył Gourry, przeciągając się.

Lina zmroziła go wzrokiem. Na szczęście, gospodyni zaraz potem wysłała gości do przygotowanych już łóżek.

- A tobie co ciekawego powiedział? - zapytał zadowoloną Filię Zelgadiss.

- Że spłacę długi - odparła bez wahania smoczyca, ale zaraz potem jej uśmiech zbladł. Zorientowała się, że za dużo powiedziała. Błyskawicznie odsunęła się od Zelgadissa, wskoczyła do łóżka i udawała, że śpi.

Filia niecierpliwie czekała, aż jej towarzysze usną. Czekała ją bowiem śmiertelnie niebezpieczna misja: przeszukać Linę Inverse. A wszystko przez mazoku. Całe zło tego świata to dzieło mazoku. Wojny, głód, bieda i jej sytuacja życiowa są winą mazoku. A najgorszy jest Xellos. Nieodwołalnie.

A teraz ma szukać jakiejś durnej książki, którą, według kapłana, może mieć Lina. Co ją obchodzą problemy Xellosa? No dobrze, w pewnym stopniu obchodzą. Bardzo małym stopniu.

Smoczyca bezszelestnie wstała i podeszła do Liny. Czarodziejka przyciskała do siebie swój zwinięty płaszcz, który służył jej za poduszkę przed zmianą profesji na pluszowego misia. Jak ona mogła wszystko w nim pomieścić? Ani chybi magia.

Filia przełknęła ślinę i przykucnęła. Bardzo ostrożnie spróbowała wyjąć płaszcz spomiędzy zaciśniętych palców Liny. O mało nie padła na zawał, gdy czarodziejka zachrapała i odwróciła się na drugi bok. Jej lewa ręka puściła płaszcz.

Filia obmacała materiał jak tykającą bombę - z odległości kilku milimetrów. Raczej nie miał żadnych zgrubień, o ile wzrok jej nie mylił. A może jednak? Trudny zaiste był wybór, przed którym stanęła Filia. Dostać opieprz od Liny czy od Xellosa?

Od dokonania wyboru ocalił ją jakiś szmer. Odwróciła się, wstając. Przy jednym ze śpiących stała niska postać. Jej twarz była ukryta w ciemności, ale Filia bez problemu dostrzegła gigantyczny nóż w ręku przybysza. Zareagowała całkiem naturalnie - zaczęła wrzeszczeć, cofnęła się o krok i potknęła o Linę, która również wrzasnęła, ale:

- Fireball!

Kula ognia na szczęście nikogo nie trafiła. Deski podtrzymujące strop miały mniej szczęścia. Zelgadiss i Gourry obudzili się.

- Rany Szabranigdo! - wrzasnął Zelgadiss. - Tak się odpłacasz gospodarzom?!

- Skąd wiedziałeś, że to ja?! - odwrzasnęła Lina, zrywając się na równe nogi.

- Bo tylko ty potrafisz rzucić Fireball przez sen! Teraz musimy…

- Freeze Arrow! - To Amelia otworzyła oczy i zobaczyła, co się dzieje.

Zaklęcie trafiło belkę, przecinając ją na pół. Gdyby nie inny czar Liny, dach zawaliłby się na ich głowy.

- A teraz to zgaście! - wrzasnęła na towarzyszy. - Długo mam tak stać?!

- Już biegnę, mili moi!

Nadbiegła gospodyni z wiadrem wody, oceniła odległość belki od podłogi, po czym oddała wiadro Zelgadissowi i pobiegła po kolejne. Chimera przytomnie zaczął lewitować wiadro, a potem następne, dopóki ogień nie został ugaszony.

- Co za szczęście, że Kajtuś przepowiedział pożar! - westchnęła gospodyni, ocierając pot z czoła.

- Filia. - Lina odwróciła się do smoczycy, która miała ochotę uciec. - Co ty, do cholery, wyprawiasz?!

- Ktoś tam stał! - Filia wskazała owe miejsce. - W ręce miał nóż! Przestraszyłam się!

- I wyskoczyłaś z wyra, by wpaść na mnie?!

Filia spiekła raka. W życiu się z tego nie wytłumaczy.

- No tak - wymamrotała. - Wyskoczyłam z wyra, by na ciebie wpaść…

- Kto tu był? - Pytanie Zelgadissa ocaliło Filię.

- Ludzie Białowąsego - odezwała się niespodziewanie gospodyni. - Kajtuś to przepowiedział. Jutro przyjdą inni.

-Biało czego?- spytała Lina.

- Białowąsy to przywódca tutejszej organizacji przestępczej - wyjaśniła Amelia, orientująca się nieco w polityce zagranicznej. - To oficjalna, legalna działalność.

- Oficjalne, legalne mordy - powtórzyła Lina. - Super. Zawsze chciałam zostać legalnie zamordowana. Kto wymyślił takie bzdury?!

- Łowcy wampirów podzielili się na dwa odłamy - wyjaśniła gospodyni. - Każdy o tym wie.

- Łowcy wampirów? To one nie są zagrożone wyginięciem i pod ochroną?

- Ochrona dotyczy tylko wybranych wampirów.

- Co takiego?! - oburzyła się Amelia. - To niesprawiedliwe! Król…

- Nasz król o tym wie.

- To nieprawość! Muszę powiadomić odpowiednie władze…

- Nie zapędzaj się tak - uciszyła ją Lina. - Jesteśmy teraz poszukiwani.

- Co za wstyd! - jęknęła księżniczka. - Jeśli tatuś się dowie…

- Nie dowie się - mruknął Zelgadiss. - Nikt oficjalnie nie przyzna się do próby zabójstwa księżniczki innego kraju.

- Trzeba więc wyjaśnić Białowąsemu, że niepotrzebnie nas ściga - zadecydowała Lina.

- To dobrze rozbudowana organizacja! - zawołała Amelia. - Cała siatka! Są wszędzie! Mają układy! Zastępców! Gotowi na wszystko! Wampiry dla nich pracują!

- Mam czas - odparła Lina.

„Nikt nie będzie bezkarnie atakował Liny Inverse i jej przyjaciół! No i moja sława sięgnie Draksylwanii”, pomyślała czarodziejka.

W tej chwili Filia nie myślała już o tajemniczej książce, będącej pod opieką Zelgadissa.

Ruszyli w dalszą podróż z samego rana. Nie minęło dużo czasu, gdy drogę zagrodziła im grupa bandytów. Jeszcze mniej czasu zajęło Linie wyrzucenie ich w powietrze i pojmanie jednego. Jeniec jednak nic nie wiedział o Białowąsym, a nawet o głównej siedzibie organizacji. Widocznie bandyci dobrze się kryli.

- Ale Janko może wiedzieć! - dodał szybko jeniec, widząc, że Zelgadiss wyciąga miecz. - Proszę, oszczędźcie mnie! Dopiero ożeniłem się!

- Zaprowadź nas do tego Janka - zażądała Lina.

- Ja nie wiem, gdzie jest Janko! - jęknął bandyta. - Podobno to lewa ręka Białowąsego, a do tego wampir!

- Szczegóły poproszę! Wygląd zewnętrzny, adres, lista przyjaciół…

- Ależ ja go w życiu nie widziałem! Chyba nikt nie widział jego twarzy.

-J ak to? Dosłownie nikt? - zdziwił się Zelgadiss, czując nagle pewną więź z owym Jankiem.

- Nikt. Ale on istnieje, daję głowę! On stawia naszą kulturę na nogi!

- Co takiego?! - zawołała cała piątka jednocześnie.

- Wspiera muzykę - wytłumaczył jeniec. - Sam gra, urządza konkursy, buduje opery…

- Za zrabowane pieniądze - dokończyła Amelia, jakby sama siebie chciała przekonać.

- Cel uświęca środki - mruknął jeniec. - Ktoś musi podnieść kraj z ruiny, a król Robert XII tylko czeka na okazję, by dać nogę.

- Tak, cel uświęca środki - zgodziła się Lina. - Co teraz z tobą zrobimy?

Zatruta strzała przeszyła nagle szyję jeńca, tym samym uwalniając bohaterów od problemu.

- Podsumujmy - poprosiła Filia, gdy ruszyli dalej. - Ściga nas legalna organizacja przestępcza. Król nie interesuje się krajem, więc nic dziwnego, że ludzie pozwalają takiej organizacji istnieć. Dodajmy do tego wampiry, układające się z łowcami, albo na odwrót. Informacje tego bandyty miały zapewne wciągnąć nas w pułapkę, bo zginął po wydaniu informacji, nie przed.

- Właśnie pułapki się spodziewam - odparła Lina. - Zbiorą się w jedno miejsce i prościej będzie porozmawiać. Będą nieprzygotowani na opór z naszej strony…

- I to ty nie chciałaś niczego ratować - westchnęła smoczyca.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • ISKIERKA : 2010-10-21 16:43:51

    Bardzo fajnie i lekko się czyta. Osobiście jestem zwolennikiem parki L/X więc mam nadzieje że to będzie coś w tym stylu. Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu