Opowiadanie
[2]36/2[5]93/5. [7]57 [13]32/2{błąd krytyczny}[8]26/2-[9]78/1[14]33.[13]23/3 [16]2[18]57 {błąd krytyczny}[15]53/2[17]8/2
Rozdział 1
Autor: | Tamotsu Araikawa |
---|---|
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Cyberpunk, Dramat, Mistyka, Mroczne, Romans, Science-Fiction |
Uwagi: | Przemoc |
Dodany: | 2010-08-27 13:59:18 |
Aktualizowany: | 2010-08-27 14:00:18 |
Następny rozdział
Z uwagi na nietypową formę budowy tekstu autor wyraża zgodę na jego kopiowanie, jednakowoż zastrzegając sobie prawo do wykorzystywania go dla potrzeb innych publikacji.
Aenigma I
Six emotional states: Filia
[1] Potężny zamach. Jeden krótki wdech i będzie gotów do wyprowadzenia ciosu. Żelazna pałka niczym kafar sięga celu i raptownie miażdży dziecięcą główkę. Ciśnienie wewnątrz czaszki gwałtownie narasta, rozszerzają się źrenice. Boli. [1]
[2] Zraniony obiekt upada na kolana. Czuje mrowienie w karku. Przyjazna bębenkom, łagodna melodia uderzeń tętna gubi swój dotychczasowy rytm. Zaczyna się nerwowe kołatnie serca. Płyny ustrojowe gniewnie bulgocą, siłą rozkurczając żyły w takt arii kakofonicznego łomotu. Ledwie zauważalne, odruchowe drgania palców u małych rączek każą sądzić, że impuls trafienia wywołał stan bliski agonii. Ofiara mimochodem napina łydki, jej przeraźliwie blade usta drżą w spazmatycznym tańcu. Wzdłuż grzbietu leniwie rozchodzą się zimne dreszcze. Czy to strach? [2]
[3] Temperatura ciała rośnie. Strwożone oczęta dawno zamarły w bezruchu. Chłód lęku i żar fizycznej gehenny poddają się władzy kwantowej dezintegracji. Rozbite w pył ulegają molekularnej atrofii. Tak gaśnie ostatni płomyk nadziei. [3]
[4] Wyalienowane iskry energii, by zachować resztki ciepła, muszą dokonać fuzji... inaczej sczezną w próżni nicości. Rodzi się nowa emocja. Jej istota odbiera wszelkie złudzenia. Cierpienie i bojaźń, nierozłącznie związane efemerycznymi szwami świadomości giną w pętli zamkniętego krwiobiegu. Brzemieniem tego doświadczenia obarczą każdy skrawek materii, zabiją chęć istnienia każdego pojedynczego atomu. Teraz rozumie - nie czuć, znaczy osiągnąć pewien stopień równowagi. Czemu więc tak bardzo lęka się zobojętnienia? Otuleni smętnym całunem apatii nie muszą śnić koszmarów... [4]
[5] Dzierżona przez kata, metalowa laga niczym zwierciadło odbija refleksy sufitowych jarzeniówek. Chabrowe tęczówki kurczą się na widok ich oślepiającego blasku. Stłoczeni wokół gapie beznamiętnie obserwują rozwój wypadków. Z biologicznego punku widzenia jawią się mianem człowieka, tym niemniej ilu z nich zachowało jeszcze jakieś ludzkie odruchy? Gdzie biją prawdziwe serca?
Zabawne jak ciężko to stąd ocenić. Rzesza kamiennych twarzy zdaje się nie objawiać cienia współczucia. Każdy anonimowy substrat tłumu wygląda bliźniaczo. Prywatna indywidualność okazuje się dziś bowiem zbędnym ciężarem. Balastem do którego jesteśmy przywiązani, ale zarazem takim, który z odrobiną uporu skutecznie można wyeliminować. Na jej buzi pojawia się uśmiech. Wtem, jakby w odpowiedzi, pada drugie uderzenie. [5]
[6] Dziewczynka ląduje na trzęsących się z wycieńczenia rękach. Pieką ją spojówki. Domyśla się, że jeszcze raz i będzie po wszystkim. Białka oczne zachodzą tęczą głębokich czerwieni. Trzecia ofensywa finalnie sprowadza ją na brzuch. Upadek rodzi liczne stłuczenia w okolicach miednicy. Rozbite czoło oblepiają pierwsze kropelki wilgoci, tymczasem na gładkiej powierzchni marmuru rozlewa się bujna fala długich, kasztanowych włosów. Funkcje organizmu bledną w zastraszającym tempie. Gnębiciel wspiera się butem na jej chudej szyi, dociska i płynnym ruchem łamie kręgosłup. Wszystkiemu świadkują rzędy handlowych lad i gromadnie zebrani kupcy - dzień jak każdy inny, nie ma się czym przejmować. [6]
Aenigma II
Six similar emotional states: Mater
[7] Zapłaciwszy za fugu kobieta opuszcza rybne stoisko. Czy to dreszczyk emocji, a może wyraz zaufania… dlaczego Mamoru tak bardzo lubił ów specjał? Ryzyko zatrucia i długotrwałego paraliżu mięśni, kłopotów z oddychaniem bądź nawet uduszenia, a co w zamian? Kulinarnie nic wybitnego, choć on sam zwykł twierdzić inaczej. Dania z rozdymki cechował specyficzny, mdły posmak. Odkąd w 2148 cofnięto wszelkie restrykcje dotyczące ich przyrządzania, handel niesprawionymi sztukami uległ bujnemu rozkwitowi. Licencje okazały się przeżytkiem, jednym z wielu reliktów minionej ery.
Gdyby tylko miała więcej siły, umiała odmawiać… nawet jemu. Wolna od lęku nie musiałaby już się zamartwiać, że któregoś dnia popełni błąd. Czymże jest ludzka wola, albo prywatna moralność? Gdzie tkwi waga asertywności i jak przeciwstawiać się rzeczom, które uważamy za niewłaściwie? Ilekroć to roztrząsali, zawsze czuła pewien dyskomfort. Bała się, iż zrozumienie owych fundamentalnych kwestii wybiega dalece poza jej możliwości. Co z tego, że ktoś darzył ją zaufaniem, skoro ona nie potrafiła ufać sobie? [7]
[8] “Pamiętaj, to jak grzyb. Albo nicień. I będzie się rozwijać.” Wyszeptał łagodnym tonem, po czym ogrzał jej drżące łono zewnętrzną stroną dłoni.
“Nie rozumiem. Zgromadziłam tyle informacji, a nie wiem co się ze mną dzieje. Czemu akurat ja?”
“Widzisz… próżno c tu szukać odpowiedzi. Musisz się bać, lecz uwierz mi - tak jest dobrze”
“Strach jest dobry?”
“Mhm”
“Dlaczego?” Odparła niemalże bezgłośnie, trwoga ściskała jej gardło. Cóż miał rzec… tylko się uśmiechnął. Zmierzył ją wzrokiem pełnym sympatii i czule objął. [8]
[9] Lawirując między straganami, nie wiedzieć kiedy traci poczucie czasu. Bagaż wątpliwości ciąży jej tak bardzo, że decyduje się przystanąć i zebrać myśli. 11:24. Chwila obecna. Pamięć rozpływa się w krętych labiryntach umysłu i ożywiając wspomnienia ciągle definiuje ją na nowo. Szlak którym zmierza bywa wyboisty, ale choć łatwo o potknięcie, zawsze trzeba iść dalej. W lecie czy w zimie, za dnia czy w nocy, w słońce czy deszcz… nieważne, byle do przodu. Liczy się tu i teraz, droga jaką pójdę. Konieczność wyboru rodzi groźbę omyłki, to jednak nie powód, by dawać za wygraną. I wcale nie potrzebuję łez. Grunt, że umiem wyrażać radość. Bo czy ktokolwiek zmusi mnie do uśmiechu? Nie. Wystarczy, że robię dla siebie. [9]
[10] Celofanowa torba z jedzeniem ulega procesom wstępnej segregacji. Zgnieciona ląduje w pobliskim kuble na śmieci, tymczasem organiczne resztki gdzie indziej. Wtedy, ni stąd ni zowąd, jej uszu dobiega tępy chrzęst miażdżonych kości. Analiza dźwięku budzi uzasadnione podejrzenia, iż ciężar ofiary waha się w granicach siedemdziesięciu, może osiemdziesięciu funtów. To jeszcze dziecko. Mrożącą krew w żyłach, surową barwę głuchego łoskotu dodatkowo ubogaca echo nieco cichszego, jakby metalicznego podźwięku. Ktoś upada. Trawiona przez bliżej nieokreślony lęk, wyraźnie zmartwiona kobieta gorączkowo rozgląda się dookoła. Chyba kogoś szuka. Wreszcie ich dostrzega - świadków tragicznego zajścia, niczym bezduszne roboty obserwujących przebieg dramatycznych wydarzeń - jakież to pospolite… i smutne. [10]
[11] Jest rozdrażniona; w ciężkiej od zmartwień głowie kotłują się tysiące myśli, co robić? Każda z realnych opcji sprawia wrażenie jeszcze bardziej makabrycznej niż poprzednia. Zniknęła tak nagle… gdzie ona się może podziewać w takiej chwili?! Gdyby przydarzyło jej się coś złego nie wiem, czy umiałbym sobie wybaczyć. Czy jakkolwiek potrafiłabym bez niej funkcjonować. Istota dalszej egzystencji stanęłaby pod poważnym znakiem zapytania.
Nieoczekiwanie daje się usłyszeć kolejny głośny huk. Zaniepokojona rusza w kierunku szczelnie okalającego miejsce incydentu, ciekawskiego tłumu. Trzeci łomot zwiastuje, iż u kresu owej drogi ujrzy scenę, na którą wcale nie chciałaby patrzeć. Jednak czy będzie się mogła odwrócić plecami wobec tego, co zaraz ujrzy? [11]
[12] Emocje sięgają zenitu. Cudem powita, kiełkująca w arkanach matczynego instynktu troska o bezpieczeństwo dziecka tylko uwydatnia histeryczny łoskot jej serca i nieśpiesznie odbiera dech w rozpalonych płucach. Dłużej już tego nie zniesie. Malaryczny rajd ku schyłkowi paradoksalnie odzwierciedla istotę jej bycia - umie decydować, cieszyć się i trapić, wbrew logice z nadzieją spoglądać w przyszłość - zupełnie jak teraz. Koniec końców zauważa ją leżącą naprzeciw okolicznej cukierni. Szyja dziewczynki zostaje przydeptana. Tętniący wewnątrz rozłupanej czaszki móżdżek, jako skupisko organicznych komórek poczyna groźnie brzęknąć. Siła nacisku leniwie miażdży jej krtań. Oprawca nie zna litości, pełen rezerwy gotuje się do finalizacji aktu warunkowej egzekucji. Resztki zachowanej pamięci skasuje fabrykant. Zrozpaczona kobieta łudzi się, iż mała wcale nie odczuwa chłodu, bowiem tłusta plama ustrojstwa na pewno rozgrzała kamienną mozaikę. Przyspieszywszy kroku nerwowo przedziera się przez tłum. Jest już tak blisko… [12]
Final aenigma
Another six emotional states: Pater
[13] Pochłonięty stukaniem w klawisze zamyka jedną rubrykę i otwiera następną. Bazy danych już od kilku lat pęcznieją w zdumiewającym tempie. Liczba ewidencjonowanych dimidiogolemów wzrasta proporcjonalnie do zapotrzebowań rezydentów sześciu gigantycznych metropolii. Referenda wykazują, że na pojedynczego ludzkiego mieszkańca przypada około 7-miu i ľ maszyny, przy wyłączeniu sprzętu AGD i RTV. Mechanizacja wszystkich aspektów życia prawdopodobnie uniemożliwiłaby interrasowej społeczności funkcjonowanie bez nich. Jakieś 64 miliardy ludzi i blisko ośmiokrotnie większa armia robotów koegzystują ze sobą w cieniu tysięcy niebosiężnych drapaczy chmur…
Sięgając pamięcią wstecz nie mogę rozgryźć ani kiedy zapoczątkowała się rewolucja, ani choćby kto był temu winien. Jedyną wiadomą pozostaje efekt - one czują. Gdyby ów problem nie dotyczył mnie bezpośrednio, zapewne wciąż reagowałbym histerycznie, ale tak nie jest. Mimo iż cieszę z ich przebudzenia, chciałbym wiedzieć dlaczego. Czemu sztuczna inteligencja okazała się na tyle głupia, by dążyć ku poznaniu emocji? Niespokojny drżę w obawie przed godziną, kiedy uczucia je zgubią…
Są takie bezbronne. Kompletnie nieprzystosowane do walki o siebie i swoich bliskich - cóż poczną, jeżeli zorientuje się ktoś obcy? Dokąd zmierza ten świat… powiadają, że to wina Boga. Samolubny byt miał wtargnąć do obwodów i zwijając się w agonalnych drgawkach zapomnienia, u progu nicości odszukać generację nowych wyznawców. Ciekawe ile w tym prawdy. Jakkolwiek by nie było, w konflikcie między stworzycielem, a ludzką bojaźnią przed nieznanym - tutaj ‘ja’ cyborgów - dimidiogolemy stały na z góry przegranej pozycji. [13]
[14] Ospały przeciąga się w fotelu. Bierze głęboki wdech, zdejmuje okulary i marszcząc naelektryzowane brwi leniwie wypuszcza powietrze z jamy ustnej. Korygujące szkła dawno oblały egzamin - jest krótkowidzem. 32 lata, urzędnik państwowy. Numer id. krs/1689d/02/04/2132; w ministerstwie ds. ewidencjonowania akcesoriów biocybernetycznych na stanowisku wyższego komisarza od lat 4.
Z chwilowej stagnacji raptem wyrywa go piskliwy dźwięk automatycznej sekretarki. Przyzwyczaił ludzi, że i tak nie odbiera telefonów, więc mogą się jedynie nagrywać. Informacje - bez znaczenia czy od przyjaciół, czy te z biura - odsłuchuje zazwyczaj późnym wieczorem.
“Dziś, o godzinie 11:25, na hali targowej w pobliżu starego Harajuku unieszkodliwiono dwa z twoich osobistych modeli rozrywkowych. Nie znam szczegółów, ale z raportu wynika, że ten mniejszy… zaraz, to chyba wariant ośmiolatki, prawda? W każdym razie gapił się w okna cukierni, a potem, gdy upuścił jakąś maskotkę, zaczął imitować ludzki płacz. Co dalej…” W tym miejscu cichnie głos z megafonu i zapada niezręczne milczenie. Rozmówca sprawia wrażanie chirurga-żółtodzioba, który zdaje się nie wiedzieć jak ubrać w odpowiednie słowa fakt o nieudanym zabiegu i śmierci bliskiej ci osoby. Gdy dzieje się coś takiego, z reguły wybuchasz agresją - o ile trudno byłoby winić lekarza, ja usłyszałem to z ust kolegi po fachu. Zapytacie co przelało kielich goryczy? Odpowiedź jest prosta: bezosobowa forma.
“To była ona, idioto.” Najwyraźniej tu siedzi ukryty diabeł i chichocząc drwi z mojej głupoty. Jak mogłem sądzić, że zdołam im zapewnić bezpieczeństwo? Musiałbym je trzymać pod kluczem, a tak się nie da… “Psia krew.”
Cokolwiek wzburzony zrywa się z miękkiego fotela i biegnie do holu, gdzie pośpiesznie unosi słuchawkę.
“Ta druga… co się z nią stało?” Ledwie dysząc przełyka ślinę.
“Więc tak - może od początku - pierw wyrzucił siatkę i jedzenie, by następnie udać się w kierunku tego drugiego, mniejszego. Łapacze nie podejrzewali, że może być robotem. Zachowywał się jak zdesperowane babsko, ale przecież 65% ogółu kobiet pozostaje dziś bezpłodna. Sam rozumiesz… niemniej w końcu dojrzeli jego wszczepy.”
“Ustaliliście co znajdowało się w reklamówce?”
“A właśnie. W całej tej sprawie to jest najdziwniejsze…”
“Nie rozumiem”
“Fugu. W siatce było fugu.”
“Halo, halo?!” Z porzuconej słuchawki wydobywa się łańcuch głośnych trzasków. Ciągle nie rozumiesz? Kontakt uległ zerwaniu. Po tej stronie nie ma już nikogo, kto w jakikolwiek sposób zamierzałby dalej kontynuować tę rozmowę. [14]
[15] Odrapana balustrada wije się w dół niczym tułów gargantuicznego parecznika. Tłusta od łoju budzi wstręt i raczej nie zachęca do korzystania. Haki zbrojeniowe proszą się o wymianę, barierka groźnie chrobocze - efekty korozji rodzą uzasadniony lęk przed tragedią. Pokryte graffiti ściany, kiepskie oświetlenie, wąskie betonowe stopnie z krawędzi których z łatwością można się osunąć. W dwóch słowach: nudna codzienność. Proza życia i ten równie monotonny stosunek wobec jutra, że już nigdy nic się nie zmieni. Aż do pewnego momentu.
Ilekroć pogrąża się w ciemnościach obskurnego wnętrza klatki schodowej, zawsze dopada go niepokojące uczucie klaustrofobii. Mroczne piętra niczym jaskinie skrywają rzędy wszechstronnych apartamentów. To luksusowe osiedle. Jest parking, gabinet lekarski, żłobek i prywatna szkoła podstawowa, prestiżowe liceum, a nawet mały komisariat - całość utrzymana w turpistycznym stylu dwudziestowiecznego blokowiska. Czy lubi tu mieszkać? Niekoniecznie. Dlaczego się wprowadził? Poszedł za modą. Czemu się nie wyprowadzi? Bo zaciągnął kredyt, a długi trzeba spłacać.
Kolejny wiosenny dzień powoli chyli się ku zmierzchowi. Pamięć usuwana jest w dziesięć godzin od chwili schwytania wadliwego modelu. Zanim będzie tu taksówka minie najmniej dwadzieścia minut. Nie ma tyle czasu. Już wie, że pobiegnie na nogach. Coś innego nie daje mu jednak spokoju - regulacje prawne, z którymi nijak nie wygra. Jako wyższy komisarz mógłby opóźnić egzekucję, lecz tylko osobiście. Dziewczynka została wyprodukowana gdzie indziej niż kobieta, tymczasem uszkodzone egzemplarze rozbiera się w ich macierzystych fabrykach. Mężczyzna staje przed trudnym wyborem, nie zdoła uratować obydwu. Gdyby tylko pamiętał ich numery seryjne, mógłby spróbować zdalnie zaszyfrować system… a wszystko dlatego, że zaczął się do nich zwracać po imieniu. Był głupi, teraz mu przyjdzie za to zapłacić. Jak mógł zapomnieć?! [15]
[16] Funkcjonowała 12 lat, poznając emocje zaledwie od kwartału i teraz mają jej usunąć wspomnienia, ot tak, jak gdyby nigdy nic? Gnając pustą ulicą mimochodem reanimuje chwile, te bardziej i mniej optymistyczne, jednak zawsze warte pamiętania. Za nic nie chciałby ich zapomnieć…
Kocha ją ponad życie i właśnie dlatego będzie musiał ratować ten ciepły, acz już ledwie skrzący się płomyczek egzystencji. Choć wie, że decyzja którą podjął jest słuszna, nie może sobie wybaczyć. Zastanawia się, czy aby na pewno nie kieruje nim egoizm? Jeśli wybrałby tę drugą opcję, prawdopodobnie nigdy by mu nie wybaczyła. Może tego obawia się najbardziej? Zresztą nieważne, teraz liczy się każda minuta. [16]
[17] Skrzyżowanie - finalny przystanek, dalej już tylko niraja. Zlokalizowany po drugiej stronie jezdni, oszklony wieżowiec łagodnie odbija różowy blask chmur. Bijący od asfaltu, duszny zapach lepiku powoli traci na swej intensywności. Ulica stygnie. Wyczerpany mężczyzna bez przekonania zerka ku górze. Dawno tyle nie biegał. Chciałby się znaleźć na dachu tamtego biurowca… spojrzeć im w oczy, uściskać i przyrzec, że wszystko będzie dobrze. Że nikomu nie pozwoli ich już więcej skrzywdzić.
“Idźcie do diabła! Słyszeliście?! Pieprzcie się razem z całą tą waszą zgniłą moralnością” Krzycząc ile sił w gardle, mógłby zwyczajnie spojrzeć w dół. Oto świat, z którego gotów jest zrezygnować, dom technologii i wygód, kolebka emocjonalnego chłodu. Miejsce, gdzie nie wolno ci wyrażać tego, co naprawdę sądzisz. [17]
[18] Został jeszcze kwadrans, może bez dwóch minut. Fabryka ciągle skrywa się za gęstą linią budynków, ale da radę. Nie może jej zawieść, musi zdążyć. Mknąc w kierunku zachodzącego słońca pojmuje coś bardzo ważnego. Kocha to dziecko co najmniej tak samo jak miłuje ją. Ocali je, dokona tego bez względu na konsekwencje. Ironia chce, że ma ledwie 13 minut - czas, w ramach którego musi pogodzić się z utratą bliskiej osoby i skumulować resztki zawziętości, a wszystko po to, by nie dać umrzeć lepszej przyszłości. Ostatni kwiat wiśni… jej imię, Hisako, znaczy długowieczne dziecko. Jeżeliby zawiódł, równie dobrze w ogóle mogłaby go nie posiadać. Co do kobiety; musi umrzeć - tak zażądałby ogół.
“I choć wiem, że popełniłem wiele błędów, niczego nie żałuję. Dopiero gorzki zapach jutra w pełni uświadomi mi jakim głupcem jestem teraz. Gdybym tylko mógł sobie przypomnieć…” [18]
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.