Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Fate/Transcendent X

Egzekutor

Autor:Mikusiks
Korekta:Dida
Serie:Fate/Stay Night
Gatunki:Fantasy
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2010-12-26 11:05:23
Aktualizowany:2010-12-26 11:05:23


Poprzedni rozdział

Autor uważa, że i tak nie ma dużo do gadania. Nawet jakby miał, nie za bardzo obchodzi go czy tekst zostanie skopiowany, rozpowszechniany itp.


Kotomine Kirei stał przy ołtarzu i patrzył na znajdujący się przed nim kielich. Używał go niezliczoną ilość razy podczas mszy, wymawiając słowa, które miały przemienić zawarte w nim wino w krew Zbawiciela. Czy taka przemiana to cud? Kirei zauważył, że przez te wszystkie lata jako ksiądz ani razu nie poczuł słodkiego, lekko metalicznego smaku krwi pijąc z kielicha. Cud ani razu nie nastąpił.

Pierwszym doświadczeniem, jakie zademonstrował mu Tokiomi, podczas pobierania u niego nauki, była zamiana energii zawartej w kryształach, których używał jako zamienników posoki, na dowolną ciecz. Już na początku ówczesny zarządca rodu Tohsaka stwierdził:

- Kotomine-kun, krew to życie i główne źródło prany. To prana jest podstawą prawie każdego rytuału. Z pomocą najprostszych zaklęć oraz Kręgu jesteś w stanie dokonać tego, co ja teraz. Pamiętaj jednak, że zamiana czegokolwiek w krew to zdarzenie, które można wyłącznie nazwać cudem.

Powierzchnia wina w kielichu zafalowała, kiedy Kirei podniósł go do ust. Upił łyk.

Gorzkie.

Ksiądz i wysłannik Stowarzyszenia w jednym, uśmiechnął się do swoich myśli. Cud. Jedyną szansą na jego spełnienie byłoby uczestnictwo w Wojnie o Graal, której jest nadzorcą. Przynajmniej oficjalnie.

- Lancer - powiedział przed siebie. Powietrze w ułamku sekundy zafalowało i stanął przed nim rosły mężczyzna z czerwoną włócznią u boku.

- Co jest? - Jego Sługa nie był zbytnio zadowolony.

- Dotarła do mnie wiadomość, że został przyzwany szósty Sługa, to Archer.

- Mhhhmm - Lancer nie okazał zainteresowania.

- To znaczy, że ostatni z Bohaterów Wojny o Graal - Saber, powinien pojawić się jeszcze dzisiejszej nocy. - Kirei przerwał, żeby zobaczyć reakcję Sługi, a raczej jej brak. - Idź i przeszukaj miasto na wschód od mostu. Nie podejmuj niepotrzebnego ryzyka i wycofaj się, jeśli zostaniesz zauważony przez wroga. Pod żadnym pozorem nie pokazuj swojego Noble Phantasmu.

- Zrozumiałem - odpowiedział z rezygnacją Lancer i powrócił do formy duchowej.

Interesujące. Kto może być siódmym Mistrzem? Każda z trzech rodzin, biorących udział w Wojnie od niepamiętnych czasów, już miała swojego reprezentanta. Ze zdobytych informacji Kirei wiedział, że Caster przyzwał własnego Sługę - Assassina i wyznaczył jako swą bazę operacyjną pobliską świątynię shintoistyczną, jedno z niewielu miejsc o wysokim natężeniu prany w mieście. Słowo Saber obudziło wspomnienia związane z konkretnym człowiekiem. Emiya Kiritsugu był w sumie jedyną osobą, którą Kirei kiedykolwiek podziwiał. W Fuyuki żył obecnie jego adoptowany syn - Emiya Shirou, z pewnością ktoś taki jak Kiritsugu nauczył go przynajmniej podstaw magii. Poza tym artefakt, dzięki któremu udało się temu mężczyźnie przyzwać Saber nadal nie został odnaleziony. Najprawdopodobniej to młody Shirou będzie ostatnim z Mistrzów w tej Wojnie. W takim razie nie ma się czego obawiać, ten chłopak zdecydowanie zginie jako pierwszy.

Kirei usłyszał skrzypienie drzwi frontowych i cichy odgłos kroków osoby wchodzącej do kościoła. Obrócił się i stanął naprzeciw gościa. Choć przybysz był w podartym płaszczu i szedł, wlekąc nogę za nogą, instynkt Egzekutora Kościoła dał o sobie znać.

- Ojcze, czy mógłbym się wyspowiadać? - powiedział Ruben von Lebensvelt ściszonym głosem. W świątyni nie było nikogo oprócz nich dwóch. Kirei spojrzał podejrzliwie na chłopaka i stwierdził:

- Przyznaję, masz tupet, ale popełniłeś błąd przychodząc tutaj.

Był w wystarczającej odległości, szybki atak powinien zadziałać, jeśli nie Kirei będzie miał dość czasu, aby sparować nadchodzący kontratak. Pamiętał tylko jeden pojedynek z szatanem o ludzkiej postaci. Nie był to przeciwnik, którego mógł się bać.

- Demonie, jestem Egzekutorem Najświętszego Kościoła Katolickiego. Z rozkazu Boga w Trójcy Jedynego oraz papieża, Jego emisariusza na Ziemi, zostaniesz stracony. - W ręku księdza pojawiły tzw. Czarne Klucze, specjalnie wzmocnione, uświęcone ostrza, które można było użyć jako broni ciętej lub po prostu nimi rzucić, powodując znaczne zniszczenie. Co więcej, wybitni Egzekutorzy potrafili dodatkowo wzmocnić siłę wyrzutu oraz obrażenia dzięki ciągłym szkoleniom i specjalnym modlitwom. Kotomine należał do ich grona.

Jeden płynny ruch i ostrze z oszałamiającą prędkością poleciało w stronę Rubena. Zaskoczony chłopak nie miał czasu zareagować. Klucz wbił się w jego prawe ramię. Ułamek sekundy później następny zagłębił się w lewe. Von Lebensvelt zatoczył się i upadł na podłogę.

- To powinno zatrzymać jakiekolwiek sztuczki z twojej strony. - Kirei zbliżył się do demona, lewą ręką podnosząc go za koszulę. - Nawet jeśli jesteś potworem z innego wymiaru, w tym świecie obowiązują cię prawa ustalone przez Naszego Stworzyciela, choćby ograniczenia ludzkiego ciała, tej formy, którą tak chętnie przyjąłeś. Cios w splot słoneczny pozbawił Rubena tchu, a potężny kopniak posłał go pod ołtarz. Kuląc się, zaczął mocno kasłać krwią.

- D-dlaczego? - zdążył wydyszeć, zanim silna ręka chwyciła go za gardło i uniosła w powietrzu.

- Hmm, może dlatego, że za każdym razem, gdy przybywacie do naszego świata podąża za wami chaos i zniszczenie, a może dlatego, że łamiecie Prawa Stwórcy? Mówiąc szczerze, wszystko mi jedno. - Kirei nawet nie zauważył, kiedy na jego twarzy pojawił się uśmiech. - Sayonara.

Rozpoczął recytację egzorcyzmu:

„Z prochu powstałeś, i w proch się obrócisz.

Szatanie, pomiocie piekielny,

Ty, który niszczysz Dzieło Pana,

Ty, który przybywasz niechciany,

Ty, który nie kołaczesz, a jest ci otwarte,

Niech ukarze cię Bóg,

Wszechmocny i Sprawiedliwy,

Miłościwy i Miłosierny,

Władca Zasiadający na niebiańskim Tronie,

I aniołowie Jego:

Michał..."

- M-miecz Ognisty - wykrztusił Ruben.

Ksiądz z niedowierzaniem podniósł oczy na demona.

- Z-z-znam tekst E-egzorcyzmu Odpędzenia. - Cały siny, zmusił się do nikłego uśmiechu.

Po chwili zastanowienia Kotomine zwolnił chwyt i ciało Rubena uderzyło o ziemię.

- Ghhy...ghykhg. - Chłopak-demon odkaszlnął mocno, aby nie zakrztusić się posoką.

- Wytłumacz się! - Głos Egzekutora był stanowczy, ale zdradzał zainteresowanie.

- C-Czy myślisz, że jesteście jedynym światem wierzącym w Boga...? Ghgghgk... Zostałem, wychowany w wierze tak jak ty!

- W takim razie twój ojciec również był księdzem?

Chwila ciszy i urywany śmiech Rubena.

- N-nie, u nas sprawy załatwia się inaczej...

Rzeczą, dzięki której Kotomine zdołał przeżyć tyle morderczych starć był instynkt. Ten atrybut, doprowadzony niemal do perfekcji w ciągu wielu lat treningu, pozwolił mu teraz uniknąć pewnej śmierci. Coś śmignęło dokładnie w miejscu, gdzie przed chwilą znajdowała się jego głowa. Egzekutor odskoczył, po czym usłyszał odgłos rozbijanego witraża. Ruben, zataczając się, wstał. Silnie krwawił z ran na ramionach, gdzie ciągle znajdowały się wbite ostrza.

- To bolało, wiesz? - Starał się zgrywać twardziela, ale widać było, że mówienie, a co dopiero utrzymanie się na nogach przychodzi mu z trudem.

- Chyba jestem bardziej wierzący niż ty... - stwierdził demon, starając się wymusić uśmiech.

Kirei nie wiedział, gdzie popełnił błąd. Oprócz uniemożliwienia ruchu rękami dzięki trafieniu w mięśnie za nie odpowiadające, Klucze które rzucił posiadały jeszcze moc blokowania prany, co powinno uczynić użycie magii przez zranionego niemożliwym. Jednak pocisk, który prawie go zabił był wprost wypchany esencją magiczną. Nie tracąc czasu Egzekutor rzucił kolejną parę Kluczy. Tym razem lot ostrzy był prawie niezauważalny dla ludzkiego oka. Tak jak przewidywał, nie dosięgły celu.

Odgłos metalu uderzającego o posadzkę został zagłuszony przez donośne wycie. Przed Rubenem stał teraz warczący pies. Zmiennokształtny chowaniec - zawyrokował ksiądz.

- Jak? - zdążył jeszcze zapytać, zanim zwierze rzuciło się mu do gardła.

Lancer poczuł, że Mistrzowi grozi niebezpieczeństwo. Zignorował to jednak, bo po pierwsze miał teraz inne rozkazy, po drugie nie przepadał za nim, a po trzecie nie tak łatwo jest zabić Egzekutora..., prawda?

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.