Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Bieszczadzki koszmar

Autor:Altair
Korekta:Dida
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Horror
Uwagi:Yuri/Shoujo-Ai
Dodany:2010-12-23 21:40:48
Aktualizowany:2010-12-23 21:40:48


Spod Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach odjechał srebrny, nieoznakowany samochód, a kierujący nim młodszy aspirant Mikołaj Tyczyński rzekł do siedzącej obok niego starszej aspirant Natalii Włodak:

- Mam nadzieję, że niczego nie zapomniałem, pakowałem się w takim pośpiechu.

- Zamiast ciebie miał jechać Patryk, ale jego żona właśnie urodziła mu córkę, więc dostał wolne, i to ciebie przydzielili do tej sprawy.

- No właśnie, coś więcej na ten temat, stary powiedział mi tylko, że mam się spakować na dwa, trzy tygodnie, i że mam jechać z tobą uganiać się po Bieszczadach za jakimiś przemytnikami.

- Chodzi o gang Vitalija Toboroszczuka. Ukraińcy, którzy wspólnie z Polakami zajmują się przemytem na wysoką skalę.

- No tak, słyszałem o nich, przerzucają przez granice całe tiry, wypełnione alkoholem i papierosami, które akcyzy w życiu na oczy nie widziały.

- Dokładnie tak, ale teraz zabrali się również za handel ludźmi. Porywają z ulicy młode Ukrainki, często są to biedne lub bezdomne dziewczyny, choć nie zawsze. Zabierają im dokumenty, przerzucają przez zieloną granicę i sprzedają do naszych burdeli. Współpracujemy z Policją ukraińską, która ustaliła, że za dwa, może trzy tygodnie będą przerzucać następną grupę dziewczyn.

- No ale to chyba zadanie dla Straży Granicznej i lokalnej Policji, po co nas tam wysłali?

- Ponieważ wiele uprowadzonych dziewczyn ląduje w śląskich burdelach. Poza tym przyda im się pomoc takich gliniarzy jak my. - Tu Natalia uśmiechnęła się i puściła oczko do Mikołaja. - Oczywiście działamy w pełnej konspiracji, nie ujawniamy się nikomu, nawet Straży Granicznej.

- To zrozumiałe, ale nawet Straży?

- Nie możemy wykluczyć, że Toboroszczuk ma tam jakieś dojścia.

- No tak, skoro połowa celników je mu z ręki, to może i w Straży mu się udało. Choć według mnie to mało prawdopodobne.

- Mało, ale jednak prawdopodobne. Straż zawiadomimy dopiero w ostatniej chwili. Następna kwestia: od dwóch tygodni w Bieszczadach działa dwójka z przestępczości zorganizowanej, udają turystów, chodzą po okolicznych wioskach, węszą, szperają, ale jak na razie jest cisza, nic się nie dzieje.

- No dobra, a jak cała sprawa wygląda od strony technicznej?

- Co masz na myśli?

- No, kwestia mieszkania, jedzenia.

- Ty to masz tylko wyżerkę w głowie.

- Nie tylko.

- No tak, jeszcze piwo i dziewczyny. Masz trzydzieści lat, najwyższa pora się ustatkować, ożeniłbyś się wreszcie.

- Nie mam z kim. To znaczy jest taka jedna…

- Nie zaczynaj znowu tego tematu - przerwała mu Natalia.

- Ok., wybacz. To co z tym jedzeniem?

- Będziesz polował. A tak na poważnie, to w Polańczyku mamy zarezerwowane miejsca w jakimś pensjonacie. Tam będzie nasza, nazwę to baza wypadowa. Ale czasami będziemy musieli być bliżej leśnej głuszy, bliżej granicy, więc będziemy spać u jakiegoś gospodarza.

- Super - rzekł z przekąsem Mikołaj.

- Co, nie lubisz Bieszczad?

- Zasadniczo to wolę być bliżej cywilizacji. A jeśli chodzi o walory turystyczne, to preferuję morze.

- E tam, nie znasz się. Ja kocham Bieszczady, jeździłam tam co roku, w każde wakacje, gdy byłam w liceum, potem w szkole policyjnej.

- Oj, to dawno było - zażartował Mikołaj.

- Świnia! Zresztą jestem prawie w twoim wieku.

- No, trzy lata starsza, to prawie nic.

- Doigrasz się któregoś dnia.

- No dobra, dość żartów. Co jeszcze muszę wiedzieć?

- Stary to mnie powierzył dowodzenie, więc krótko mówiąc, ja tu rządzę.

- No, i tego się właśnie obawiałem.

***

Dopiero po czterech dniach śledztwo ruszyło z miejsca. Strona ukraińska ustaliła, że gang Toboroszczuka szykuje się do przerzucenia uprowadzonych dziewczyn lada dzień. Wiadomo było, że kilku ukraińskich członków gangu przekroczyło już granicę i znajduje się obecnie na terytorium Polski. Byli dyskretnie obserwowani przez całą dobę, lecz w ich zachowaniu nie było nic podejrzanego. Byli bardzo ostrożni, ich będące na podsłuchu telefony nie zdradziły żadnych informacji, z nikim się również nie spotkali. Piątego dnia, Hubert i Konrad, oficerowie operacyjni wydziału ds. przestępczości zorganizowanej, którzy również przebywali w Bieszczadach, pozyskali bardzo ważną informację, mogącą pomóc w ustaleniu trasy przerzutu. Natychmiast za pomocą telefonu satelitarnego, albowiem głęboko w Bieszczadach zasięg sieci komórkowej praktycznie nie istnieje, przekazali ową wiadomość starszej aspirant Natalii Włodak, która przekazując ją teraz Mikołajowi, nie zdawała sobie sprawy, że odmieni ona nie tylko oblicze śledztwa, ale również całe jej życie.

- Hubert i Konrad ustalili przybliżoną trasę przerzutu - mówiła Natalia, pochylając się nad mapą. - Wychodzi na to, że zatoczą spore koło.

- Na tak długiej trasie będą potrzebowali jakiegoś schronienia, miejsca na odpoczynek, a w tych lasach takich miejsc jest mnóstwo.

- Z tym akurat nie do końca się zgodzę.

- No fakt, wszechobecne patrole Straży.

- Wysoko w Bieszczadach, w okolicach Ustrzyk Górnych, może trzy kilometry od wioski, znajduje się kilka starych opuszczonych domów, prawdopodobnie łemkowskich, aczkolwiek to nie ma teraz znaczenia. Myślę, że to właśnie tam będą chcieli się zatrzymać.

- Szczerze mówiąc, nie jestem do końca przekonany. Weź to na logikę, skoro jest to blisko jakiejś wioski, to raczej będą chcieli ominąć to miejsce.

- Tutaj jest haczyk. Miejscowa ludność twierdzi, że w największym z tych opuszczonych domów, a zarazem jedynym teoretycznie nadającym się do zamieszkania, coś straszy.

- Co? Że niby nawiedzony dom? No proszę cię, przecież to bzdury.

- Bzdury czy nie, miejscowi w to wierzą i unikają tego miejsca jak ognia.

- Niegłupia koncepcja. Jeśli coś zwróci uwagę miejscowych, zrzucą winę na jakieś duchy czy inne straszydła, i nawet do głowy im nie przyjdzie aby zawiadomić Policję.

- Najciemniej jest pod latarnią, jak to mówią.

- No dobra, jakaś koncepcja szefowo?

- Jutro, z samego rana, wyruszamy do Ustrzyk. Będziemy udawali turystów.

- Parę?

- Nie! Rodzeństwo.

- Szkoda.

- Mikołaj proszę cię!

- Dobra, już nic nie mówię.

- Pokręcimy się po okolicy, zbadamy teren, no i oczywiście odwiedzimy to rzekomo nawiedzone miejsce.

- Nie boisz się? O ile dobrze pamiętam, to ty wierzysz w duchy i tym podobne bzdury.

- Wierzę czy nie, to moja sprawa. Musimy tam iść, trzeba będzie zamontować kamery w tym domu.

- Chcesz sfilmować dowód na istnienie tych twoich zjaw?

- Nie, chcę sfilmować dowód winy Toboroszczuka i jego ludzi. Idę teraz coś zjeść, a przy okazji pogadam z kelnerką, zauważyłam, że ona sporo wie na temat bieszczadzkich legend i podań. Idę o zakład, że wie coś również o tym nawiedzonym miejscu.

- Widzę, że ostro cię wzięło. Zamiast za Ukraińcami, będziesz uganiać się za duchami.

- Nie denerwuj mnie. Ja idę pogadać z Roksaną, a ty w nagrodę pisz raport dla starego.

Roksana bardzo chętnie podzieliła się z Natalią swoją wiedzą na temat owego nawiedzonego domu. Historia ta sięga czasów drugiej wojny światowej, kiedy to kilku pijanych SS-manów postanowiło udowodnić przed kolegami swą odwagę i zapuścić się w głąb bieszczadzkich lasów. Niemieccy żołnierze jak ognia unikali lasów, w których mogli natknąć się na polskich partyzantów, gdyż te spotkania zazwyczaj kończyły się dla nich niechybną śmiercią. Lecz późną wiosną 1940 roku, oficer SS Untersturmführer Herbert von Grosse, wraz z grupą trzech młodszych rangą podoficerów, będąc w stanie upojenia alkoholowego, wtargnął do jednej z chat, położonych głęboko w bieszczadzkim lesie. W owej chacie mieszkało starsze już małżeństwo, wraz z ich jedyną, dorosłą już córką. Niemcy zjawili się późną nocą. Światła ich motocykli obudziły starszego mężczyznę, który przeczuwając nadchodzącą tragedię, polecił swej córce ukryć się w małej piwnicy, do której znajdujące się w podłodze zejście zamaskował, kładąc na nim ciężki kufer.

Małżeństwo nie miało lekkiej śmierci, hitlerowcy torturowali ich przez całą noc. Staruszkowie modlili się o przynoszącą ukojenie śmierć, choć ważniejsze było dla nich, aby ich jedyna córka ocalała. Gdy Niemcy odeszli, dziewczyna próbowała wydostać się ze swej kryjówki, lecz wtedy okazało się, że kufer, którym przykryte były drzwi jest zbyt ciężki, aby przerażona dziewczyna mogła sama sobie z nim poradzić. Zmarła z głodu w małej, ciemnej, wilgotnej piwnicy, w której dla ratowania jej życia zamknął ją jej własny ojciec.

Legenda mówi, jakoby widmo ojca dziewczyny ciągle można było zobaczyć na pobliskim cmentarzu, a ona sama nadal nawiedza dom, w którym zmarła. Nadal nie może się z niego wydostać, tak jak to miało miejsce za jej życia, tak teraz, również po jej śmierci.

Natalia, wysłuchując opowieści Roksany cały czas, mimowolnie wpatrywała się z pożądaniem to w oczy kelnerki, to w jej głęboki dekolt. Policjantka była tak oszołomiona urodą rudowłosej Roksany, że nawet nie zorientowała się, kiedy znalazła się w jej pokoju. Lecz prócz fascynacji i pożądania, odczuwała również jakiś trudny od sklasyfikowania niepokój. Odczuwała go, gdy dotykała dłonią jej delikatnej twarzy, gdy całowała jej usta, gdy całowała jej piersi.

Trudne do nazwania uczucie, jakiś tajemniczy dyskomfort, może lęk, towarzyszyło jej przez całą noc spędzoną z Roksaną, i nie opuścił jej również rano, gdy po przebudzeniu zorientowała się, że jest sama w pokoju kelnerki. Ubrała się w pośpiechu, po czym zeszła na niższe piętro do restauracji, gdzie spodziewała się zastać Roksanę, lecz ku jej zdziwieniu, to inna dziewczyna stała za barem. Okazało się, że Roksana, która powinna rozpocząć pracę przed dwiema godzinami, nie pojawiła się w restauracji. Co więcej, nikt nie widział jej od zeszłego wieczora.

Niestety lokalna Policja mogła wszcząć poszukiwania dopiero po upłynięciu czterdziestu ośmiu godzin od zaginięcia, a Natalia wraz z Mikołajem musieli zająć się swoimi obowiązkami, to jest wizytą w rzekomo nawiedzonym domu.

Słońce stało wysoko, gdy funkcjonariusze szli skrajem lasu. Ostatni etap podróży musieli odbyć pieszo, albowiem po minięciu Ustrzyk Górnych, droga prowadząca do opuszczonych domów zamieniała się w wąską, nierówną ścieżkę, co uniemożliwiało jej przebycie samochodem.

- Zastanawia mnie, co stało się z Roksaną - rzekła Natalia. - Przecież ludzie nie znikają ot tak, bez powodu.

- Jakiś powód pewnie był. Nie wiem, może źle się poczuła i pojechała gdzieś do lekarza.

- Powiadomiłaby kogoś. Zresztą w nocy nic nie sugerowało na to, żeby wymagała pomocy lekarskiej.

- Jak to w nocy? Aha, no tak, chyba wiem, o co chodzi.

- Mikołaj, ale jak zawsze proszę cię, aby to zostało między nami.

- Jasne.

- Gdy rano się obudziłam, jej już nie było.

- Czasami bywa tak, że rano ma się kaca moralnego, no i się ucieka.

- Wiesz, to nie było miłe.

- Sorry. Ale przestań o tym myśleć, dziewczyna za chwilę się odnajdzie. A w międzyczasie powiedz mi, co ty tak kochasz w tych Bieszczadach?

- Jak to co, te zabójczo piękne krajobrazy, czyste, świeże powietrze, niezniszczona przez człowieka natura. Uwielbiam chodzić po tutejszych lasach, po połoninach, można się wyciszyć, zapomnieć o tej wielkomiejskiej dżungli.

- Ja tam wolę leżeć na plaży i zajadać się świeżutkimi, morskimi rybami.

- Teraz jesteś tu służbowo, więc trochę inaczej na to patrzysz. Gdybyś przyjechał tu turystycznie, zmieniłbyś zdanie.

- Nigdy w życiu. Zresztą, byłem tu kiedyś, i wcale mi się nie podobało.

- Byłeś w Bieszczadach? Kiedy?

- Ładnych kilka lat temu, jeszcze w podstawówce, jak byłem harcerzem.

- Ty byłeś w harcerstwie? Nie wiedziałam.

- Dawne czasy, ale miło powspominać.

- Ale powspominasz w drodze powrotnej, chyba jesteśmy na miejscu.

Wyszli z lasu, gdzie na skąpanym w letnim słońcu zboczu, stało kilka zrujnowanych, drewnianych chat. Bez trudu odnaleźli tę właściwą, jedyną, która jak dotąd opierała się upływowi lat. Wszechobecna zieleń lasów, połonin, jasno świecące słońce, śpiew ptaków, szum pobliskiego strumienia, rosnące dziko kwiaty i stary drewniany dom nie przywodziły im na myśl sceny z horroru. Wręcz przeciwnie, piękno otaczającego ich krajobrazu urzekło Natalię, nawet Mikołaj poczuł, że mógłby spędzić urlop w takim miejscu. Mieli inne wyobrażenie, jak może wyglądać rzekomo nawiedzony dom. Lecz gdy weszli do środka, wnętrze okazało się bardziej zgodne z ich oczekiwaniami. Brudne szyby w oknach nie przepuszczały zbyt wiele światła, również poplamione, stare firany sprawiały, że w domu panował półmrok. Wszędzie roiło się od kurzu i pajęczyn, ściany pokryte były grzybami i pleśnią, a stęchlizna i fetor zgnilizny przyprawiały ich o mdłości. Jako policjanci potrafili bez problemu rozpoznać ten odór, wiedzieli, że wydziela go rozkładające się ciało. A więc część legendy to prawda. Gdzieś w tym domu kryło się sekretne zejście do piwnicy, a w niej samej czekające już siedemdziesiąt lat na pochówek zwłoki.

Natalia zakryła twarz chusteczką, Mikołaj naciągnął na nos koszulkę. Fetor był nie do zniesienia, ale musieli wykonać swoje obowiązki. Po kilku chwilach odnaleźli ciężki kufer, pod którym spodziewali się ujrzeć zejście do piwnicy. Tak też się stało, odsunęli ciężki mebel i otworzyli klapę, lecz odór, który uderzył ich twarze był tak ohydny, jak gdyby wydobywał się zza otwartych bram czeluści piekielnych. Natalia nie wytrzymała, wybiegła na zewnątrz, gdzie zwymiotowała. Mikołaj wyszedł tuż za nią, dla niego również fetor był nie do wytrzymania. Zaproponował, że sam dokończy sprawdzanie domu i zamontuje kamery, lecz kobieta odmówiła, poprosiła tylko o minutę na świeżym powietrzu, po czym ponownie weszli do domu. Osłaniając twarze, ponownie zbliżyli się do piwnicy, lecz było w niej na tyle ciemno, że nie mogli dostrzec nawet końca prowadzących w dół schodów. Nie przewidzieli, że w południe w środku domu może być tak ciemno, więc nie wzięli ze sobą latarek. Na szczęście Natalia miała w swoim telefonie komórkowym małą, prowizoryczną latarkę, lecz gdy odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia, albowiem telefon zostawiła w samochodzie, drzwi prowadzące do piwnicy z ogromną siłą i hukiem zatrzasnęły się, co wywołało zdziwienie, jak również obudziło strach w funkcjonariuszach. Natychmiast odwrócili się w stronę drzwi, lecz nikogo tam nie było. Mikołaj powoli podszedł do zejścia do piwnicy, po czym spróbował je ponownie otworzyć, lecz na próżno, klapa była zamknięta od spodu, lub, co wywoływało zgrozę u Natalii, jakaś tajemnicza, nienazwana siła, bądź istota nie zezwalała na ponowne otwarcie piwnicy. Kobieta poprosiła, aby natychmiast zabrali się za montaż kamer, i jak najszybciej opuścili to miejsce. Bała się. Nie chciała przebywać w tym domu ani chwili dłużej. Teraz miała już pewność, że legendy mówią prawdę, to miejsce jest nawiedzone. Błyskawicznie zamontowali cztery kamery, tak aby mieć podgląd całego domu, po czym ruszyli do wyjścia, lecz gdy byli już przy drzwiach, nagle coś zwróciło uwagę Natalii, powoli podeszła do przeciwległej ściany, na której wisiał oprawiony w ramy, eliptyczny portret. Zauważyła na nim dwoje starszych ludzi i młodą dziewczynę, tak, jak mówiła legenda. Dłonią przetarła z kurzu szkło osłaniające portret, i wtedy po raz kolejny dopadła ją paraliżująca zmysły zgroza. Pot pojawił się na jej skroniach, całe jej ciało zaczęło drżeć. Niczym zahipnotyzowana wpatrywała się przez kilka sekund w starą fotografię, po czym z przerażenia wybuchła płaczem i w popłochu wybiegła z tego przeklętego, bluźnierczego wręcz miejsca. Nie miała wątpliwości, na starym portrecie, oprócz starszego małżeństwa widniała twarz ich córki. Twarz Roksany!

Tego samego dnia, wieczorem, Natalia wraz z Mikołajem, będąc już w swoim pensjonacie w Polańczyku, próbowali wyjaśnić, próbowali zrozumieć to, co stało się kilka godzin wcześniej w opuszczonym domu.

- Ale jesteś pewna? - zapytał Mikołaj. Jesteś pewna, że to była Roksana?

- Tak, jestem pewna - odparła Natalia, ciągle jeszcze zdenerwowana i roztrzęsiona, nie mogąca jeszcze pozbierać myśli po tym, co, a właściwie kogo ujrzała na portrecie.

- No ale przecież to niemożliwe. Posłuchaj, to po prostu zbieg okoliczności, ta dziewczyna z portretu musiała być podobna do Roksany, zdjęcie było stare, czarno-białe, w domu też było ciemno, sama też byłaś zdenerwowana, wydawało ci się.

- Nie Mikołaj, nie wydawało mi się. Na tym portrecie była ona! Wiem, że wydaje się to niemożliwe, ale jednak, to była Roksana. Gdy podeszłam do tego portretu, poczułam coś dziwnego, coś jakby lęk. Dokładnie to samo czułam wczoraj w nocy, gdy byłam z nią. To samo uczucie.

- No ale tego nie da się logicznie wytłumaczyć.

- Wiem. Ale nie zapominaj o tych cholernych drzwiach do piwnicy. Nie zrobiłam tego ja, nie zrobiłeś tego ty, nikogo poza nami tam nie było. Więc?

- Włącz laptopa i podgląd z kamer - zasugerował Mikołaj, pragnąc zakończyć tę trudną, rodzącą wiele pytań i niepewności rozmowę.

Około drugiej w nocy Natalię obudził koszmarny sen. Sen, w którym ponownie była z Roksaną, kochała się z nią, lecz w pewnej chwili zorientowała się, że leży w łóżku nie z piękną dziewczyną, lecz z obrazoburczą, ohydną, bluźnierczą bestią, z jakiegoś innego, plugawego, przeklętego przez Boga wymiaru. Wstała z łóżka, była w ubraniu, na fotelu spał Mikołaj, a na stoliku stał laptop, przekazujący na żywo obraz z przeklętego domu. Natalia podeszła do okna, była roztrzęsiona, sen ją przeraził. Nie mogła przestać myśleć o Roksanie, pragnęła jej, z każdą chwilą rosło w niej pożądanie, marzyła o jej pięknym, nagim ciele, chciała być z nią bez względu na wszystko. Z drugiej strony, z każdą chwilą pojawiały się kolejne pytania dotyczące Roksany. W sercu Natalii, z każdą sekundą rósł również strach.

Odwróciła się od okna i spojrzała na ekran komputera, który podzielony na cztery równe części wyświetlał obraz z kamer. Wydawało jej się, że jedna z kamer uchwyciła delikatny promień światła za oknem, gdzieś na zewnątrz domu. Powiększyła obraz z tej kamery, i miała już pewność. Pośpiesznie obudziła Mikołaja. Kamera skierowana była na kuchnię, ale w obiektywie mieściło się również okno, przez które widać było tajemnicze światło, tańczące pomiędzy drzewami. Wpatrywali się w nie przez kilka chwil, po czym nie mieli już wątpliwości, do nawiedzonego domu zbliżały się jakieś pojazdy, sądząc z zachowania świateł, prawdopodobnie motocykle. Natychmiast zawiadomiła Huberta i Konrada, którzy obozowali w niewielkiej odległości od przeklętego domu. Zawiadomiła również Straż Graniczną i lokalną Policję, aby byli w gotowości. Stała teraz wraz z Mikołajem, wpatrując się w ekran, lecz w tej właśnie chwili, obraz z kamer gwałtownie się pogorszył, pojawiły się duże zakłócenia w odbiorze, klatki filmu to przeskakiwały, to nachodziły na siebie. W domu pojawiły się jakieś ubrane na czarno postacie, lecz obraz był zbyt zniekształcony, aby można było je zidentyfikować. Mieli nadzieję, że może dowiedzą się czegoś więcej od Konrada i Huberta, z którymi byli w stałej łączności radiowej.

- Wyszliśmy już z lasu - meldował Hubert - jesteśmy na polanie, podchodzimy pod dom, ale jak na razie nic nie widzimy. Ciemno jak nie powiem gdzie i ani śladu życia.

- Uważajcie na siebie - odparła Natalia. - Widzimy ich, są w środku. Motocykle musieli zostawić gdzieś przy wejściu.

- My stoimy właśnie przy wejściu, nic tu nie ma.

- Uważajcie! Zauważyłam jakieś poruszenie wewnątrz, mogli się zorientować, że ich obserwujecie.

- Nie słyszymy, żeby w środku coś się działo, zaglądamy przez okna, ale nikogo nie widać, nikogo tam nie ma!

- Jak to nie ma?! Przecież widzę ich na ekranie!

- Jasna cholera, może podałaś nam złe namiary na GPS. Może stoimy pod nie tą ruderą, którą obserwujecie.

- To niemożliwe. Musicie być na właściwym miejscu.

- Dobra, wchodzimy do środka.

- Poczekajcie, ich jest pięciu, może sześciu. Poczekajcie na Straż!

- Natalia, według mnie, tam nie ma nikogo. Wchodzimy.

- Widzę was na ekranie! Weszliście do środka z latarkami.

- Zgadza się, gdzie oni są?

- Jak to gdzie? Dwóch nich stoi przy ścianie naprzeciwko was, nie widzicie ich?!

- Nie, tu nikogo nie ma, pomieszczenie jest puste.

- Uważajcie! Jeden wyszedł z pomieszczenia obok, jest tuż za wami!

- Natalia, do jasnej cholery, tu nikogo nie ma!

- Zaraz, poczekajcie chwilę, oni też jakoś dziwnie się zachowują, w ogóle nie zwracają na was uwagi.

- Co? Nie, no albo sprzęt nawalił i przekazuje dwa różne obrazy jednocześnie, albo robicie sobie z nas jaja. Mam nadzieję, że to pierwsza odpowiedź jest poprawna, tak będzie lepiej dla nas wszystkich. Przypominam, że Straż i Policja są już zaalarmowane.

- Sprzęt działa poprawnie, i nikt nie robi sobie tutaj żadnych jaj! - Zaraz, chwila, o cholera. - W tym momencie obraz powrócił do normy. To, co ujrzeli, wywołało u nich ogromne zdumienie.

- Co tam się stało?

- Ci ludzie, których widzę teraz na ekranie…

- No dokończ, co z nimi?

- Oni mają na sobie gestapowskie mundury!

- Co? Nie, dość tych żartów, bardzo nieudanych zresztą. Zwijamy się stąd.

- Nie! Nie odchodźcie stamtąd. Z tego co wiem, to masz w telefonie aplikację, umożliwiającą ci połączenie się z kamerami zamontowanymi w domu.

- No tak, niech ci będzie, połączę się, choć to wszystko zaczyna pachnieć numerem z ukrytą kamerą.

- To nie są żarty! Mam nadzieję, że zaraz sam się przekonasz.

- Potrzebuję loginu i hasła, żeby się połączyć.

- Login to n.wlodak.

- Ok, a hasło? Natalia, jakie jest hasło? - powtórzył Hubert, gdy po kilkunastu sekundach nie otrzymał odpowiedzi.

- Hasło brzmi „Roksana” - odrzekła ze smutkiem w głosie.

- Dzięki, za moment powinienem otrzymać obraz.

W tym momencie na ekranie telefonu Konrad i Hubert ujrzeli siebie samych, w towarzystwie tajemniczych, niewidocznych w rzeczywistości postaci. Hubert z przerażenia upuścił telefon, który rozbił się na podłodze.

- Natalia! Widziałem to. Przez sekundę, ale to mi wystarczy, tu rzeczywiście coś jest!

- Nałożyły się na siebie dwa obrazy, kamery oprócz przekazu na żywo jakimś cudem rejestrują to, co zaszło w tym domu przed siedemdziesięcioma laty! Nie wiem, jak to jest możliwe, ale to prawda, to się dzieje tu i teraz, wszyscy to widzimy.

- Niech się nakłada co chce, ja stąd spieprzam! Rano będziemy u was w Polańczyku!

Konrad i Hubert w popłochu opuścili przerażający, nawiedzony przez upiory dom. Również widma, w niedługim czasie odeszły, a z głośników dobiegło ciche, przytłumione wołanie o pomoc.

- Już nic mnie nie zdziwi - rzekł Mikołaj - skoro mamy zapis wideo sprzed siedemdziesięciu lat, to dlaczego teraz nagle nie moglibyśmy mieć również zapisu audio. To musi być wołanie o pomoc tej dziewczyny. Ech, chyba zaczynam bredzić, sam nie wierzę w to, co widziałem.

- Nie zastanowiło cię to, że słyszymy jej głos?

- Owszem, aczkolwiek nie bardziej niż to, że przed chwilą widzieliśmy bandę nazistów sprzed kilkudziesięciu lat.

- A może powinno cię to trochę bardziej zdziwić? Kamery nie mogą rejestrować dźwięku, nie mają mikrofonów.

- Ja już sam nie wiem, czy to wszystko, czego dziś doświadczyłem wydarzyło się naprawdę, czy może dostałem jakiejś schizofrenii i jutro obudzę się w szpitalu psychiatrycznym.

- Mikołaj, musimy tam jechać.

- Co?! Dokąd ty chcesz teraz jechać?! No chyba mi nie powiesz, że…

- Ona potrzebuje pomocy!

- Co?! Natalia, ty słyszysz, co ty mówisz? Ta dziewczyna nie żyje! Od siedemdziesięciu lat!

- Nie! To nieprawda! Roksana! Ona tam jest! Musimy jej pomóc!

- Chyba oboje wylądujemy na tym samym oddziale w psychiatryku.

- Nic nie rozumiesz! Ona tam jest i potrzebuje pomocy! Ona umiera!

Natalia rzuciła się w stronę drzwi, Mikołaj z trudem ją powstrzymywał, kobieta szarpała się, wrzeszczała, płakała. Po chwili w pokoju zjawiła się zwabiona hałasami recepcjonistka, która na prośbę Mikołaja wezwała pogotowie.

***

Natalia została przewieziona do szpitala w Sanoku, gdzie przez kilka dni próbowała dojść do siebie. Gdy poczuła się trochę lepiej, została przeniesiona do Śląskiej Kliniki Psychiatrycznej, na kilkutygodniową obserwację.

Mikołaj, pod nieobecność Natalii przejął dowodzenie nad operacją schwytania przemytników, która pomimo przedwczesnego zaalarmowania Straży Granicznej i Policji zakończyła się sukcesem.

Niestety Natalia nie wróciła już do pracy w Policji. Biegli psychiatrzy orzekli, że stan jej zdrowia uniemożliwia jej dalszą służbę. Cały czas myślała o tym, co stało się tam głęboko w Bieszczadach, cały czas wspominała najpiękniejszą noc w jej życiu, noc spędzoną z Roksaną. Nadal nie rozumiała tego, czego była świadkiem, i uczestnikiem. Kamery rejestrowały dwa nałożone na siebie obrazy, lecz utrwalony został tylko jeden. Nagrał się tylko obraz chodzących po domu Huberta i Konrada, nic więcej. Żadnych nazistów, żadnych innych postaci, żadnego wołania o pomoc. Choć Natalia cały czas słyszała błagalny głos Roksany. Nie mogła przestać o niej myśleć, wiedziała, że musi tam wrócić, co uczyniła w dwa lata, po tych przerażających wydarzeniach.

Gdy weszła do przeklętego domu, nie czuła już strachu. Nie czuła również okropnego fetoru zgnilizny. Podeszła do piwnicznych drzwi i pociągnęła je. Ustąpiły. Zeszła powoli po schodach, po czym zamknęła za sobą klapę, pogrążając się w nieprzeniknionych ciemnościach. Nagle wydało jej się, że poczuła czyjś dotyk na swym ramieniu, a w głowie usłyszała namiętny, kobiecy głos: „Cieszę się, że wróciłaś, teraz już na zawsze będziemy razem”.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.